Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
agi28

hipochondria nozofobia, utrudniaja zycie

Polecane posty

Gość sdrghbtdrytrxe
czytam duzo o zdrowym odzywianiu, chcialabym zostac witarianka, bo to uzdrawia, wzmacnia organizm, ale to tez mnei negatywnie nakreca, bo uswiadamiam sobie, ze przez lata jadlam smieci i zatrulam swoj organizm, dlugo i bede pracowac na cofniecie tych zmian. Pocieszam sie, ze poki nie mam zadnej diagnozy moge sie uleczyc zdrowym jedzeniem, ze jest to mozliwe (poczytajcie o terapii Gersona), ze mam rodzine, ktora mnie kocha i bedzie wspierac, mam dla kogo zyc i ze nie boje sie smierci. Pocieszam sie, ze gdybym dowiedziala sie, ze umre to... to moglabym rozliczyc sie, naprawic swoje zycie, sprobowac tej terapii, naprawic stare bledy, zrealizowac cos, czego pragne... Ech, troche lzej mi sie zrobilo po tych wyznaniach, nie bede sie wiecej nakrecac, szukac objawow i skupiac sie na bolu, po prostu jutro pojde do dentysty po skierowanie i do wizyty u chirurga zapomne o sprawie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdrghbtdrytrxe
boje sie nawet, ze od jedzenia soji bede miala chorobe tarczycy! Zamawiam sobie danie na wynos - tofu, smakuje mi, zajadam... a tak w polowie mysle sobie- ile ty jesz tej soji, przeciez to takie niezdrowe... i juz mi nie smakuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdrowakasia
Ja przeszłam już urojone: -ciężką chorobę serca - zawał -arytmię - uszkodzenie zastawki -rak żołądka - rak wątorby -rak nosogardła -białaczkę - tętniaka mózgu -raka mózgu - raka piersi -raka jajnika - rak jelit -endometriozę badania kosztowały mnie majątek..morfologia,ob,mocz, rezonans kręgosłupa,rtg,wizyty prywatne. teraz od kilku dni w związku z faktycznym i prawdziwym wykryciem ostrego zapalenia zatok boli mnie głowa.tylko, że ból nie pojawia się w miejscu, gdzie powinien ale na czubku i z prawej strony. nie jest to objaw zatok. boli od niedzieli. oczywiście posiadam w domu świetny ciśnieniomierz.. jakżeby inaczej. szuflada jest pełna różnych leków. zaliczyłam 2 x SOR. staram sie nie zadręczać mojego środowiska swoim natręctwem. ale wykupiłam prywatne ubezpieczenie medyczne i faktycznie umawiam się do lekarzy co rusz. specjalistów mam bez skierowania i z abonamentem miesięcznym. oprócz wizyt na nfz muszę się sprawdzić podwójnie i w ostatnim pół roku byłam już: - u ortopedy - kardiologa - radiologa w poniedziałek odwiedzam neurologa.. w związku z bólem głowy. hipochondria ma też swoje dobre strony - jesteśmy zbadani jak nikt dookoła - staram się żeby moi najbliżsi byli zbadani - pilnujemy stanu zdrowia i wszelkie choroby wykrywamy szybko - ja dodatkowo kupiłam lusterko dentystyczne i szukam czy tam się coś nie zepsuło, bo bawi moją dentystkę. planuję spokojnie z tym skończyć. to była najbardziej urojona chorobowo zima.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wlas
trafiłam tu bo wieczorem doszłam do wniosku że mogę mieć mięśniaka macicy, albo inne gorsze rzeczy. Nie skończyłam diagnozy własnej ;) bo wpadłam na to forum :) jest śmieszne, ale i smutne bo czuję się bezsilna wobec rzutów hipochondrycznych ... Nie będę pisać na co cierpiałam i jak irracjonalnie się zachowywyałam bo za dwie i pół godziny powinnam wstać i jechać na wczasy, (zdążyłam znaleźć adresy ginekologów w kołobrzegu - bo tam jadę) :) - ale chciałam napisać, że tak pomyślałam, iż, jeśli my mamy tak silny wpływ naszego umysłu na nasz organizm to przy faktycznej chorobie mozemy sobie wmówić, że wyzdrowiejemy (jak przykład pacjenta z 1 strony ...) ../ chociaż z drugiej strony nie wiem czy to mogłoby zadziałać .... chyba ktoś by musiał nam podać "cudowny lek " ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 7jk
Coś koszmarnego. W ostatnich kilku miesiącach zmienił mi się tryb życia, koniec szkoły i takie tam. Dużo siedzenia, gigantyczny stres i niepokój, brutalne zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Pojawił się smutek, zrezygnowanie, pewnie depresja. Kilkanaście tygodni temu problemy żołądkowo-jelitowe, takie jak każdemu się zdarzają raz na jakiś czas. Do tego upały, gorąc dzień i noc, a mieszkam w takim miejscu, że w miesiącach letnich bardzo ciężko żyć. Jest duszno i parno, głośno pod oknami (z jednej strony chodnik, domofon, wejście do klatki, z drugiej parking). Wszystko się tak spotęgowało, że chyba nie udało mi się wytrzymać psychicznie. Wracając do tych problemów zdrowotnych - przydarzyły mi się ze 2-3 szybkie luźniejsze z domieszką wody wypróżnienia po obiadach no i zaczęła się panika. Dieta, głodzenie się, picie ziół, siemienia lnianego, łykanie tabletek, probiotyków. Do tego gazy, bulgotanie w brzuchu, "przelewanie się" - panika. Zaczynam wyszukiwać informacji w sieci, czytam o symptomach, ogarnia mnie panika. Zaczynam myśleć, jaką mam chorobę. Bólów oczywiście żadnych w pierwszych dniach, ciężko to było nazwać biegunką, ale i tak była panika. Oglądanie stolca, analizowanie, sprawdzanie kolorów, zapachu, szkoda się nawet zagłębiać. W ciągu 24 godzin - mimo braku takiej potrzeby - zdarzyło mi się zjeść ponad jednego całe (blister, tak się to chyba zwie) Espumisanu i wypić Smectę, chociaż nie było biegunki. Smectę przed snem przytrafiło mi się jeszcze jeść palcem "tak na wszelki wypadek". Po takiej dawce rzecz jasna 2,5 dnia zaparcia. Kolejna panika, czytanie sieci, kolejnych artykułów na temat chorób jelit, żołądka, trzustki, wątroby. Czytam o objawach, że bóle z lewej strony, prawej, podbrzuszu, nadbrzuszu - kilka godzin później już mam chore te organy, zaczynają mnie boleć. Może nawet nie boleć, są to krótkie dźgnięcia w trudnej do określenia okolicy jamy brzusznej. Strona ciała nie miała znaczenia. Panikuje dalej. Oczywiście dieta dalej i obsesja na punkcie stolca, który poza tym, że był porozrywany przez gazy i gęstej konsystencji (6 w skali bristolskiej). Utrzymuje mi się dalej, więc panikuje, pije herbatki, zioła i wyczekuje kolejnego. Kolor stolca oczywiście normalny, żadnej krwi i dodatków, przykrego zapachu, niestrawionych resztek pokarmów, niczego. Stolec był regularny, jeden na dzień, ale czasem zdarzyło mi się (raz czy dwa) polecieć kolejny raz, jak tylko pojawiły się nerwy. Ilości były minimalne, ale bez wizyty w łazience nie mogło się obyć. Czuje się dobrze, mam apetyt, ale moja sytuacja psychiczna wcale się nie poprawia. Mało jem, zaczynam tracić na wadze. Śpię coraz mniej, ostatnio mam góra 2-3 godziny słabego snu. Jeśli uda mi się zasnąć około godziny 4-5, o 7 już tylko się przewalam z boku na bok. Najgorzej jest przed zaśnięciem: strach, pot, bicie serca, przerażenie, jak już przysypiam, to budzę się w panice, wyczekuje na ból jakiejś części jamy brzusznej. Napięcie jest tak ogromne, że nie ma szans na zaśnięcie. Budzę w bólach ciała po koszmarnym śnie i cierpię dalej. Trafiam w internecie przypadkowo (szukając informacji o budowie jamy brzusznej) na artykuł o trzustce i jej chorobach. Czytam, jestem w połowie i dosłownie zwala mnie z nóg, zaczyna robić mi się słabo, czuje mrowienie na całym ciele, przypływ gorąca, muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, napić się wody, przytyka mnie w okolicy przepony, okropne uczucie. Zupełnym przypadkiem, 15-20 minut po przeczytaniu tego artykułu zaczyna mnie coś boleć w lewym boku przez kilka sekund. Dodam, że przed przeczytaniem tego artykułu nic mnie tam nie bolało. Pisali tam też coś o opasającym bólu na całej klatce piersiowej... pewnie nie zgadniecie - już teraz mam "bóle" z tyłu klatki piersiowej. Już coś tam siedzi i wbija mi szpileczkę. Ciężko to nawet nazwać bólem, to jakieś mrowienie przenoszące się z jednego obszaru ciała na drugi, ale odbieram to jako ból i ogarnia mnie panika. Coś niebywałego. Ale podobnie było z innymi częściami ciała, które akurat były na tapecie. Żołądek - krótkie kłucie przy jego lokalizacji, skóra w tych okolicach robiła mi się tak wrażliwa, że pocierając ją delikatnie w miejscu dało się odczuć wrażenie bólu kilka centymetrów dalej, np. na brzuchu. To samo z przełykiem, jakaś czytanka - po chwili czuje się, jakby mi ktoś od wewnątrz wbijał szpilki w okolice przełyku, przepony. Coś koszmarnego. Napije się wody - to samo, bo napisali, że też takie mogą być objawy. To samo z jedzeniem. Powoli narasta we mnie taki strach przed jedzeniem i piciem, że przestane przyjmować pokarmy i wodę. Nie potrafię tego zrozumieć. Jestem w kropce, a stres z tym związany jeszcze bardziej potęguje moje problemy. Jeszcze mocniej odczuwam strach, bóle, które pojawiają się w co i rusz nowych okolicach ciała. Moje nerwy szaleją, jestem na wykończeniu. I tak wyglądają moje ostatnie dni. Strach, napięcie, przerażenie, jedne wielkie nerwy. W końcu idę jutro do lekarza, ale jak mu to opowiem, to obawiam się jego reakcji i że mnie pogoni z gabinetu po usłyszeniu streszczenia powyższej treści. Wyszło trochę sporo, przepraszam za długość, jeśli ktoś dotrwał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak mi wstyd pisać o tym wszystkim, a co dopiero komuś opowiedzieć, ale muszę, bo czuję, że zaraz pękne z tej złości, że sama sobie marnuję życie i bezradności bo nic nie umiem z tym zrobić. Hipochodndria zatruwa mi życie. Już dawno przekroczyłam granice absurdu, "chorowałam" chyba już na wszystko- guza mózgu, raka jelita,raka wątroby, raka trzustki, raka skóry, zakrzepicę, stwardnienie rozsiane, zapalenie opon mózgowych, miałam zawał, itp. Potrafię sobie wmówić każdą chorobę. Aktualnie jestem na etapie mrowienia prawej ręki- a wszystko za sprawą tego, że naczytałam się o SM. Podejrzewam, że podłoże mojej prawdziwej choroby- nerwicy, ma bardzo solidne fundamenty- wychowywałam się w piekle małżeństwa moich rodziców. Czuję się z tym fatalnie, bo widzę, ze życie ucieka mi przez palce. Nie chcę tych natrętnych myśli, ale im bardziej staram się ich pozbyć tym one są bardziej natarczywe. Co jakiś czas mam potworne nerwóbóle w kaltce piersiowej, ataki paniki np. w autobusie, czasem boję się...wszystkiego. Nie chcę tak. Czy ktoś z was odwiedzających to forum uporał sie z czymś takim? Jak sobie pomóc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak dobrze, że są ludzie z podobnymi problemami, nie czuję się taka samotna. Mam 20 lat, nie pamiętam kiedy to wszystko się zaczęło, ale wiem, że dość dawno. Pierwsze moje problemy z urojonymi chorobami zaczęły się od urojonych problemów ze wzrokiem, przeszłam również takie urojone choroby, jak: - hiv (to nie choroba, tylko wirus, ale byłam przekonana, że go mam) - tętniaki też nie są mi obce - nie wiem czy to ktoś przechodził, ale uwaga: boję się, że mogę mieć wściekliznę, bo moja koleżanka z którą piłam z jednej szklanki opowiadała mi, ze kiedyś gonił ją pies, przy czym zapewniała mnie, że nic jej nie zrobił. Ale ja trochę znając ją i jej nieodpowiedzialność zaczęłam snuć scenariusze typu "na pewno ją ugryzł, ale ona nic z tym nie zrobiła". Przejrzałam milion pięćset forów i stron o tej chorobie i możliwościach zakażenia, wysłałam milion pięćset wiadomości do internetowych lekarzy z błaganiami o pomoc, byłam u lekarza. Moja mama twierdzi, ze mam zaburzenia psychiczne, że powinnam iść do lekarza. Każdy ignoruje mój problem i mówi, że nic mi nie jest, ale ja odpowiadam tekstami typu "zobaczymy, czy na moim pogrzebie też powiecie że nic mi nie jest". Kiedy miałam fazę na hiv, zrobiłam badanie, mimo, ze nie było trzeba i babka w punkcie mnie trochę wyśmiała, ale powiedziała, ze dla świętego spokoju zrobi mi badania. Wynik negatywny. Albo pamiętam sytuację, jak raz usłyszałam rozmowę dziewczyny, która opowiadała koleżance jak to w przychodni pozamieniali jej wyniki i wyszło, że ma raka (oczywiście dziewczyna zdrowa, tylko karygodny błąd lekarzy) i zaraz po usłyszeniu tego poszłam do przychodni zbadać sobie krew. Ręce myję pięćset razy dziennie, po dotknięciu czegokolwiek, co mi się nie podoba, co uważam za dziwne bądź niebezpieczne, mam też zwyczaj wyrzucać np. jedzenie, bo np. na warzywie bądź owocu widzę plamkę, która "podejrzanie wygląda". Założę się że jestem ciężkim przypadkiem. Cóż, czas iść do psychiatry. Ostatnio jak przechodzę tą fazę na wściekliznę to nie mogę się na niczym skupić, sesja niebawem, a ja jestem w czarnej d***e bo siedzę i boję się śmierci... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najgorsze jest to, ze właśnie mimo poprzednich doświadczeń, które pokazały, ze nie jestem chora, ja myślę, że teraz to akurat ten raz kiedy na pewno jestem, sama nie wiem, ale szczerze powiedziawszy mam już takie momenty, kiedy po prostu żegnam się w myślach ze światem :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taksieniedazyc
Z jednej strony dobrze, ze nie jestem sama z tym problemem, z drugiej wiem, ze cierpimy wszyscy, a choroba zatruwa nam życie. Podejrzewam, ze choruje od jakis ponad 20 lat - kiedy bylam dzieckiem ciezko zachorowalam i ledwo z tego wyszlam. Od tamtej pory pojawialy sie pytania do rodzicow czy umre (bo cos tam mi sie dzialo)cierpialam na bezsennosc (5 latka!)i natretne mysli. Programy, seriale o lekarzach, chorobach wzmagaly moja hipochondrie. Niestety rodzina nie dostrzegla, ze cos ze mna nie tak i dopiero teraz, kiedy jestem świadoma kobieta zaczelam cos z tym robic. Przechodzilam juz raka wszelkiego rodzaju (teraz mysle o raku jamy ustnej) rak przelyku, rak mózgu, tętniaki, wylewy, zawaly serca, hiv, ucisk w klatce piersowej to norma (dwoch psychologow zaliczonych - stwierdzona nerwica, trzech kardiologow ze względu na rzekome problemy z sercem) do tego obowiązkowe badania co kilka miesięcy, ktore zazwyczaj sa w normie. Teraz jestem na etapie kiły (!) chociaz prawdopodobieństwo zarażenia sie bylo bliskie zeru (osoba od której miałabym sie rzekomo zarazić przekonuje, ze jest zdrowa i do tego nie doszlo do stosunku). Naczytalam sie, ze pierwsza faza syfilisu objawia sie w miejscu zakażenia (u mnie w jamie ustnej) - oczywiscie niby mam podobne objawy, ale na badania nie pójdę bo jestem poza granicami Polski. Szukam na swoim ciele znaków choroby, nie mogę przestać o niej myśleć. Do tego naczytalam sie, ze mozna sie zarazić przez sztućce wielokrotnego użytku (bary, restauracje) czy nawet przez dotknięcie czyjeś reki, na której jest pęcherz kiłowy.. Kolejny raz.. Myslalam, ze mi troche przeszlo, ale niestety kiedy wrócę do kraju będę musiała isc na jakas powazna terapię, bo tak się nie da żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lekarstwo na taki stan: dwie godziny ćwiczeń po pracy (rower,bieganie,basen, siłownia, fitness - czy co tam lubisz), ale takich konkretnych! Do padnięcia na twarz ze zmęczenia. Potem prysznic, dobra, zdrowa kolacja, żadnego alko. Porządny sex przed zaśnięciem. Rano człowiek się budzi w świetnym nastroju z gigantyczną ilością energii do życia. Wiem co mówię. Sam byłem przez jakis czas w depresji. Po zamówieniu oczyszczenia aury ze strony http://energiaduchowa.pl zacząłem czuć się lepiej i uprawiać sport. Teraz jestem pełen zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blacklady2193
Wybaczcie mi wszyscy, ale uśmiałam się jak czytałam te wszystkie wypowiedzi :) to taki śmiech przez łzy, bo ja mam dosłownie tak samo. Cierpię od jakichś 3 lat, głównie w wakacje, ponieważ wracam wtedy ze studiów do mojego domu, a tam atmosfera jest strasznie nerwowa - tata sparaliżowany, mama ma schizofrenię od wielu lat, więc i mnie się ten nastrój udziela. Cierpiałam już na: -raka mózgu -raka tarczycy (akurat wykryli mi na niej mały guzek i ponoć ot tak sobie jest, ale ja przecież wiem lepiej...) -białaczkę -AIDS -zapalenie wyrostka -raka żołądka -jakieś wątrobowe, śmiertelne choroby (okazało się, że czasem mi wzrasta bilirubina, nic po za tym - tzw. zespół Gilberta) -rak jelita cienkiego -rak jelita grubego -rak o***tu -rak pochwy -rak macicy, albo szyjki macicy -endometriozę -pasożyty wszelkiego rodzaju -sepsę -tętniaka aorty -refluks -wodobrzusze -raka przełyku -raka piersi -raka jajnika (miałam niegroźną, bezobjawową torbiel, ale przecież mogła się przekształcić w raka..) -raka kości i wieeeele wiele innych ciężkich chorób. W tym momencie cierpię na raka tarczycy, chłonniaka, raka piersi, raka jelita, raka jajnika/pochwy/macicy, endometriozę. Ciągle mnie coś boli, ciągle wyczuwam jakieś nowe guzki, coś nowego mi się dzieje, wszędzie się macam i badam tak intensywnie, że jeszcze bardziej boli, bez przerwy mam podwyższoną temperaturę i mimo, że strasznych rzeczy mi nie wykrywają, to ja jestem pewna, że jestem u kresu żywota. Mam ciągłe zmiany nastrojów - raz jestem pewna, że to wszystko to tylko wytwór mojej wyobraźni, a innym razem ryczę w kącie i walczę z atakiem paniki. To już mnie wykańcza i psychicznie i fizycznie... Mam 22 lata i jakbym tak chciała cierpieć na wszystkie te choroby, to już dawno byłabym w grobie :) Z jednej strony jestem pewna, że nie jest możliwe być w tym wieku tak schorowaną, a z drugiej sobie myślę - a może rak już jest tak zaawansowany, że odczuwam dolegliwości ze strony wszystkich układów...? XD Współczuję Wam wszystkim, to naprawdę jest nie do wytrzymania. Ja się wybieram niedługo do psychologa, bo tak silnego rzutu jeszcze nie miałam i średnio sobie daję radę :P Trzymam za Was kciuki, hipochondrycy - nie jesteśmy z tym osamotnieni! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hipohondryk
Czesc walcze z hipochondria i nerwica lekowa już 6 rok wiec trochę to już poznałem. Na początku malem kołatanie serca przyspieszone bicie lek niepokoj. Nie wychodziłem z domu przez 2 mesiace i tylko latanie po lekarzach, EKG, holter wysiłkowy, holter ciśnieniowy, EEG… wszystkie badania w normie a nawet ponad przeciętne. W końcu zostałem skierowany do psychiatry tam lekarz stwierdził nerwice lekowa z napadami leku i zapisal mi efectin ( odpowiedik symfaxin, efewelon) i po 2 tygodniach jak reka odja wszystko minelo. Po paru miesiącach odstawiłem leki. Miałem spokoj jakies 2 lata i nagle wszystko wrocilo tylko już nie miałem zadnych problemów z sercem tylko gastryczne. Brak apetytu, nudności wymioty. I się zaczelo znowu bieganie po lekarzach, badania gastroskopia, kolonoskopia, nawet badanie na HIV mi zrobili bo już nie wiedzieli co oczywiście wszystko w normie poza tym ze w gastroskopi wyszlo zapalenie blony śluzowej zoladka na co lekarz powiedział ze gdyby każdemu zrobić gastroskopie to co drugiemu by to wyszlo. I znowu psychiatra powrot do tabletek trochę pomoglo ale nie do końca. Poszedlem do psychologa na terapie poznawczo – bechawioralna i wkoncu poznałem jak to wszystko działa. Jestem w stanie sam sobie teraz pomoc. Nie rozwiazalo to wszystkich moich problemów ale zrozumialem jak ten mechanizm działa. Dalej chodze do psychologa czasami jest lepiej a czasami gorzej tak już będzie. Najwazniejsze jest starac się chociaż o tym nie myslec, zajac się czym innym i najważniejsze nie czytac tych bzdur w internecie np. objawy, przyczyny bo to tylko nakreca. Im mniej będziecie myslec o tym tym mniej będziecie odczuwać objawy tej choroby. Mam nadzieje ze moja wypowiedz komus trochę pomoze. Pozdrawiam wszystkich hipochondrykow i pamiętajcie to nie koniec swiata 3 majcie się. Jakby ktoś miał ochote pogadać lub zapytać się to zapraszam: daniel69-1988@o2.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Martussss
Ja niestety też to mam. Nikt mnie nie rozumie. Bliscy nie zdają sobie sprawy z tego jak utrudnia mi to życie. Mam dwoje dzieci i chce się Cieszyć każdym dniem a nie ciągle wyszukiwać nowych chorób a mianowicie nowotworów... Osobę z hipochondria zrozumie tylko ten kto się z tym zmaga lub nauczył się nad tym panować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Martussss
Do tego mam jeszcze nerwice lekowa i jej objawy somatyczne :-( ciężko z tym funkcjonować. Brałam leki depakine i amitriptylinum ale zdecydowałam się na nie tylko dlatego że nie byłam w stanie normalnie żyć. Teraz gdy mam gorszy dzień i czuje niepokoj biorę zomiren lub rudotel ale tylko przez 7 dni żeby nie doprowadzić do uzaleznienia. Jestem przeciwniczka leków bo uważam że one nie wyłącza choroby tylko złagodza jej objawy a najważniejsze jest żeby znaleźć źródło problemu i znaleźć sposób na radzenie sobie z tym Wszystkim tylko to jest strasznie trudne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anettkaaa
Witam.. To teraz ja opowiem krótko swoją historię... hipochondria jest ze mną również od kilku lat... tylko, że ja mam ten problem, że wmawiam sobie chorobę i z nią żyję nie latam po lekarzach bo się boję albo idę do lekarza jak już mam dość... dwa lata temu po porodzie bolało mniej często pod żebrem, rok chodziłam przerażona aż w końcu nie wytrzymałam i poszłam na usg brzucha (wszystko ok). później był rak jajników poszłam na cytologię (wszystko ok) - oczywiście dopóki nie poszłam na badania wszystko mnie na prawdę bolało... po tych badaniach przyrzekłam sobie, że to ostatni rak jakiego miałam..aż pewnego dnia nie długo musiałam czekać bo było to 2 tyg bo mojej obietnicy.. coś mnie zakuło jak przełykałam i się zaczęło pół roku płaczu i bólu... później sobie odpuściłam i było ok, potem znów chyba "zabrakło" mi raka i znowu zaczełam sobie wmawiac raka przelyku i tarczycy bo mnie boli jak przełykam, wyczułam sobie guza na tarczycy pół roku płaczu - diagnoza rak tarczycy - poszłam w końcu do endokrynologa - 10 razy na moją prośbę macała moją szyję, zrobiłam badania krwi na tarczycę - wszystko ok... więc został rak przełyku.. i tak dzień za dniem--- jak były święta, spotkania z rodziną zero bólu, odpręzona byłam wyluzowana a teraz od nowa jak jem to tak ściskam gardło że boli.. ile można. zaczęłam terapię u psychologa, powiedział, że jesli ponad rok temu zaczal sie rak to juz teraz było by ze mna gorzej. Pani endokrynolog wybadała szyje a ja cały czas czuje guza - to chore - teraz jest epogeum tzn całe dnie czytam o raku (co jest podobno najgorsze) ale wieze ze go mam no w koncu mnie boli.. nie wiem juz co robic kolejne badania no pewnie w koncu pojde i do kiedy tak jak nie ten rak to moze inny... ahh.... ciężko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość martuskaaaa
Anettkaaa doskonale Cię rozumiem. nie poddawaj się. Ja zaczęłam terapię u psychooga i bardzo mi ona pomaga. Trzeba spełniać kilka warunków żeby terapia przyniosła efekty. Przede wszystkim trzeba wierzyć w 100% w to co mówi psycholog, analizować i przemyślać słowa, które mówi i najwżniejsze nabrać pewności siebie ze terapia pomoże. Ja całymi dniami czytałam o raku, nie dawało mi to spokoju a im bardziej o tym mysłałam tym wiecej mialam objawow. Nie twierdze ze to od razu calkiem przejdzie ale na pewno dzieki terapii jest duza poprawa. ja do tego choruje na nerwice i miewałam na prawde ciezkie dni, kiedy przez stres nie moglam jesc, od razu sie pojawiala mysl ze to rak żoładka i to juz koniec.koszmar. jedno napędzało drugie. szczerze rozumiem wszyskie osoby, które borykają sie z tego typu problemami i jestem zdania ze nasi bliscy chcieli by nam pomoc, pocieszaja nas i wspieraja ale tak na prawde osoby z czyms takim rozumieja tylko siebie nawzajem. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
martuskaaaa dzięki serdeczne za odpowiedź:) dlatego sie wlasnie tutaj zalogowalam bo wiem ze osoby cierpiace na hipochondrie najlepiej zrozumieja druga osobe z takimi samymi problemami..moj maz stara sie mocno mnie wspierac, na prawde mocno ale czasami to juz nie mam sumienia ciagle go meczyc swoimi opowiesciami o chorobie, placzem i smutkiem... dlatego ciesze sie ze tutaj mozna z kim o tym porozmawiac.. bylam u psychologa ale to dopiero druga wizyta dlugaaa droga przede mna, ale jestem gotowa powalczyć:) jak narazie dwa dni po wizycie od psychologa jest dobrze umiem zastosowac wszystkie "techiniki" ale szybko powracaja te gorsze mysli wiem ze potrzeba czasu.. czy Ty wyleczylas sie z hipochondrii? masz moze jakies skuteczne sposoby radzenia sobie z tym procz pomocy psychologa?:) kazda rada jest dobra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość martuskaaaa
Chodzę na terapię do psychologa raz w tygodniu systematycznie od listopada 2015r. Jest duża poprawa. Jeszcze nie mogę powiedzieć że jestem wyleczona. Ciągle czegoś wyszukuję. Ostatnio wymacałam sobie powiększony węzeł chłonny. Oczywiście pomyślałam najgorsze. Zaczęłam czytać różne rzeczy w internecie. Czyli robiłam to co zawsze, ale była jedna róznica. Przed terapią byłam tym zestresowana, przerażona, wystraszona, biegłam na badania, a teraz robiłam to jakby z przyzwyczajenia i zaraz pojawiały się słowa pani psycholog i powtarzanie w kółko że nic mi nie jest, że jak coś zaboli albo jak coś się zauważy w organizmie to znak ze zyjemy, ze stres i przerazenie są realnymi sytuacjami które mają zły wpływ na nasze zdrowie. Trzeba się cieszyć każdym dniem i nie tracić czasu na wynajdowanie różnych dolegliwosci. Ja przez to wszystko zaczęłam w miarę zdowo sie odzywiac, uprawiam sport, ograniczyłam uzywki, robię badania profilaktyczne (cytologia, badanie piersi i krwi) i mówię sobie że przeciez prowadze zdrowy tryb zycia, więc dlaczego ma mnie cos dopaść. To wymaga baaaardzo dużo samokontroli. Kontrolowania swoich myśli. Mówienia sobie ze wszystko jest i będzie ok i na prawdę tak bedzie. trzeba mocno wierzyc. takich ludzi jak my jest mega duzo. moim zdaniem tak szybko a w niektorych przypadkach nie da się tego wyleczyc ale mozna nauczyc sie z tym zyc. trzeba zmienic podejscie do zycia. psycholog cie tego nauczy. i musi tez znalezc zrodlo tego problemu bo czesto takie jest. mój mąż tez mnie wspiera ale podobnie tak Tobie mi tez juz go szkoda ze ciagle musi to znosic. Wszystko dookoła jest ważne ale pamiętaj że na pierwszym miejscu jest nasze zdowie psychiczne bo ma ono wpływ na całe życie nasze i naszych bliskich. Dużo wiary w siebie, wytrwałosci, a przede wszystkim przyjemnych rzeczy. wyjścia do kina, do restauracji, na imprezę , do przyjaciólki, na fitness itp. to niby nic wielkiego a dużo pomaga oderwać sie od wszystkiego. duuuużo pozytywnego myślenia że co by się nie stało i tak będzie w końcu dobrze bo niby dlaczego ma być źle?? nie mozna sie zrażać jak cos sie nie uda, bo kazdy ma gorsze i lepsze dni.trzeba spróbować stosowac sie do rad psychologa a na pewno z czasem będzie lepiej. mogłabym jeszcze parę rzeczy Tobie napisać ale myśle ze na poczatek wystarczy :-) pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wczoraj zaksztusiłam się jabłkiem. Tzn nawet się nie zaksztusiłam. Gdy połykałam dokładnie rozdrobniony kawałek, coś mnie zaswędziało w gardle. Na wszelki wypadek kaszlnęłam, gdy już wszystko zostało przełknięte. Spowodowało to jednak, że znów mnie zaczęło drapać i chyba podrażniłam gardło. Spanikowałam. Troche ciężej mi sie oddychało, ale wczesniej miałam lekko zapchany nos, bo chyba się przeziębiłam. Do tego okropnie marzłam. Przez pięć godzin myslalam tylko o tym. Czułam smak jabłka i jakby wydychane powietrze też pachniało jabłkiem. Moze dlatego, ze nie zjadłam nic innego. Odbijało mi się trochę. Zapach jabłka z powietrzem. To raczej od żołądka? Następnego dnia na wieczornym treningu przypomniałam sobie o tym niesfornym kawałku. Gdy biegłam na bieżni znów czułam ten smak jabłka. Gorzej było u mnie z wydolnością i serce zaczęło walić. Moze się orzeziebulam. Teraz mam katar i czuje jakby śluz w gardle. Czy mogę mieć jabłko w krtani?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pioter112312312132
Ja z hipochondrią walczę od kiedy pamiętam, i zawsze mam myśli że tym razem ubzdurana choroba jest poważniejsza od poprzedniejszych i na 100% prawdziwa . Często śmieję się z poprzednich np. ostrej niewydolności serca, przepukliny , zapalenia opon mózgowych itp itd.. Niestety gdy zdarzy się np jakiś objaw ,powiedzmy że kilka razy bolała mnie rano głowa zaczynam szperać w książkach lub najczęściej w internecie i znajduję przyczyny objawów , najczęściej niestety ciężkie choroby. Z początku potrafi mi takie coś szybko minąć, lecz często zdarza się że po dniach lub kolejnych objawach wracam do czytania przyczyn i zagłębiam się czasem godzinami w artykuły na temat danej choroby, przeglądam co piszą ludzie dotknięci tą zmyśloną chorobą i potrafię (niestety) dostać silnych stresów , lęków, depresji i całkowicie potrafię zrezygnować z codziennych obowiązków by czytać o objawach i sprawdzać swoje ciało . Czasem mija mi to samoczynnie, nie rzadko znajdę też jeszcze gorszą chorobą lub po prostu stwierdze że jest to bez sensu . Potrafię drążyć jeden temat godzinę i zapominam o nic, lub potrafię nawet przez wiele tygodni żyć w depresji i niepewności .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam podobnie jak Ty..nie mam juz sily. Caly czas mysle ze mam chore serce nerki raka to juz mialam chyba wszystkiego. We wrześniu ide do kardiologa juz masę pieniędzy wydalam na prywatne wizyty. Dopadlo mnie to w 2014r i jest coraz gorzej czasami sobie nie radze sprawia mi trudność ugotowanie obiadu czy inne codzienne obowiazki nie mam nawet ochoty na zabawe z moja coreczka. Co chwile mierze gorączkę ciśnienie puls jak tylko.cos jest nie tak wpadam w panikę..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pioter112312312132
Ostatnia niby fobia, choć cały czas tkwie w przekonaniu że jestem dotknięty (guzem mózgu) nie daje mi spokoju i czuje że łapie mnie depresja i silne stresy gdy wchodzę na komputer i myśle że " znowu coś znajde niepokojącego " . Raz poczytam chwilę i objawy się nie zgadzają i na pewno nie mam tej choroby, Po chwili może być to godzina , doba nasuwają mi się różne myśli i muszę "doczytać" na temat objawów czy czegoś nie pominąłem . Jak już na pewnej stronie wyczytam coś co w mniejszym lub większym stopniu zaniepokoi odczywam zaś depresje i strach . Do lekarza nie ide bo się po prostu boje . Ciężko z tym żyć .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pioter112312312132
z chęcią bym z kimś o tym porozmawiał , myślę już o wizycie u psychologa ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nicola987
Ja staram sie unikać interpretowania objawow w Internecie bo zawsze wynajdę cos groźnego a pozniej stres lek..jak czytam o chorobach czy tez znajomi rozmawiają zaraz odczuwam różne dolegliwości. Tez myślałam o wizycie u psychologa nie mogę zebrać sie na odwagę chociaż z drugiej strony moze warto. Chciałabym byc znów taka jak kiedys. Chce zyc normalnie śmiać sie a nie chodzić wiecznie zdolowana zmartwiona..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kate Kate
To się nazywa nerwica hipohondryczna i na to są leki. Takim gadaniem o pozytywnym nastroju etc to gunwo możecie zdziałać, jak macie mocno zrytą psychę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Maja2912
hej....chciałam cos opowiedzieć o sobie i moich paranojach.......może opowiem jak to się zaczelo. kolega zachorowal na nowotwor hodgina ja zaczelam się macac po całym ciele znalazłam zgrubienie pod pacha oczywiście schiza wezly chłonne, szukanie w internecie diagnozy bo zgrubienie było dość twarde długie...już wyobrazalam sobie ziarnice chlonniaki bog wie co jeszcze ....poszlam zrobić morfologie ,rozmaz,ob jedynie białych krwinek było poniżej normy 3,84.....panika rak na pewno rak/!!!!!! rodzinna mowi zebym zrobila dla pewności usg pach i piersi co to jest bo nie ukrywa ze w dole pachowym roznie jest.....radiolog był bardzo mily wytlumaczyl zmierzyl ...diagnoza tłuszczak !!! wynik usg : w dole lewej pachy podluzna zmiana o gładkich obrysach i echogenicznosci tkanki tłuszczowej o wymiarach 39mm x6mm obraz przemawia za tłuszczakiem..... obie piersi bez zmian ogniskowych i litych ,wezly chłonne pachowe obustronnie niepowiekszone :) także nie taki diabel straszny jak go maluja...ja jestem przykładem żeby nie diagnozować się w internecie a isc do specjalisty który wytłumaczy :0 pozdrawiam i zdrowia!! tak się wlasnie zastanawiam czy nie popadam w hipochondrie...coz czas pokaze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zamiast cieszyć się życiem, wykańczamy się ze strachu, że nie będziemy mogli się cieszyć życiem.... Cieszę się, że trafiłam na to forum, bo poczułam, że nie jestem sama, to niesamowite, jak strasznie podobny jest mechanizm tej choroby u każdego! Oczywiście jestem na etapie "chorowania" na jedną z tych strasznych chorób, które tu zostały już wymienione (boję się nawet wymienić jej nazwę), i straszne jest to balansowanie pomiędzy przekonaniem, że coś mi jest a przekonaniem, że to hipochondria. To pierwszy tak poważny napad lęku tego typu u mnie, jeśli mieliście takich ataków tyle, ile piszecie, to ja sobie już obiecałam, że gdy się przebadam i się okaże, że jest wszystko ok, to idę na terapię... Po prostu nie ma innego wyjścia, to jest tak silny lęk, że zwala z nóg na klęczki. Nie ma szans normalnie żyć, nie mam siły dzielić swojej uwagi pomiędzy analizowanie objawów a codzienne życiowe czynności które przecież trzeba wykonywać... Zadaję sobie te same pytania, co Wy, mam identyczne lęki, i jestem już ledwie żywa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To jest w kierunku psychoterapii a ta jest pewnie nieskuteczna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×