Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Jaśkowicka

Rozwód ? I co dalej ? Jak sobie radzić ?

Polecane posty

Gość Jaśkowicka

W moim małżeństwie doszliśmy do ściany. Nie ma nikogo trzeciego, ale żyć razem się nie da. Zamęczymy się wzajemnie, zniszczymy. Są dzieci: świadkowie ciągłych kłótni i awantur, które trzeba chronić przed pogłębiającą się destrukcją. Próby wyjścia z kryzysu nie przyniosły trwałego rezultatu. Wiem, że jeżeli tego nie skończę wyląduję w psychiatryku. Ale jak zobaczyć słońce ? Jak uwierzyć, że wszystko da się poukładać ? Co dalej ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ututtu
co dalej? cokolwiek innego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaśkowicka
W trudnych chwilach zawsze trzymała mnie nadzieja, że będzie lepiej. Bywało. Teraz już nie widzę nadziei. Momentami mam wręcz wrażenie, że mój mąż coś ma z głową. Nie mozna się z nim w ogóle dogadać. Nawet w sprawach elementarnych. Coś sobie ubzdura i zachowuje się adekwatnie do tego, co mu się wydaje, chociaż rzeczywistość jest inna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ututtu
bo może na tej drodze faktycznie już nie ma nadziei w końcu piszesz że jest ściana nadzieja zatem czeka za rozstajami i tam pewnie świeci słońce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaśkowicka
no tak... ale jak to wszystko przeżyć ? Jak przejść przez ten rozwód najmniej boleśnie ? Jak układać sobie życie, gdy dotychczas wszystko było podporządkowane rodzinie ? Znajomi głównie męża, kontakty rodzinne głównie z rodziną męża. Zawsze brakowało czasu na własne zainteresowania, znajomości, przyjaźnie... Tyle kobiet się rozwodzi a jakoś dają sobie radę... ale jak ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jaśkowicka-----> a teraz będziesz miała czas na własne zainteresowania, przyjaźnie, znajomych - i tym właśnie się zajmij:) Rozwód nie jest końcem życia, tylko początkiem czegoś nowego. Rozumiem, że masz dzieci więc Twoje życie i tak bedzie podporządkowane w ogromnym stopniu im i ich potrzebom. Zajmij się sprawami bieżącymi a o dalszej przyszości po prostu nie myśl, na to przyjdzie czas. Powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rozwód jest przeżyciem bolesnym i to trzeba przyjąć i przetrwać. Nie Ty pierwsza się rozwodzisz i nie ostatnia. Dasz radę. Już teraz, kiedy jeszcze jesteście razem zadbaj o SWOJE życie. Z nim przy boku ucz się żyć sama. Przenieś środek ciężkości z Waszego związku na siebie i na sobie skup swoją uwagę. Pomyśl o SWOJEJ rodzinie, o SWOICH przyjaciołach, SWOICH znajomych. Odśwież i zadbaj o te kontakty. Będzie dobrze. Jeśli jest teraz bardzo źle, to jest szansa że po wszystkim będzie lepiej, choć oczywiście początki są trudne. I nie bój się. Mamy tylko jedno życie, a do odważnych świat należy :) 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaśkowicka
Kiedyś byłam wesołą, spontaniczną dziewczyna pełną fantazji, której oczy śmiały się do każdej fajnej chwilki. Cieszyłam się z drobiazgów. A teraz wracam do domu i zanim przestąpię próg, boję się w jakim nastroju zastanę swojego męża. Czy znowu będzie poirytowany, nieprzyjemny, czepiający się ? Przestałam mieć kontrolę nad wychowaniem dzieci: często nie mam siły, by wykrzesać dla nich uśmiech, wysłuchać cierpliwie... skupiona na tym, by jak mniej dać się zranić. Wiem już od jakiegoś czasu, że trzeba te dawne znajomości poodnawiać... staram się... choć nie idzie to łatwo... Mój odnowiony po latach kontakt z przyjacielem został odebrany jako poszukiwanie romansu, choć to totalna bzdura, bo przyjaciel ma szczęśliwą rodzinę, świetnie się z żoną rozumieją, kochają, wspierają, ufają... Mnie tylko lubi i ja też tylko go lubię. cieszę się jak przyjaciel do mnie napisze dobre słowo, powygłupiamy się jak dzieciaki, czasem zadzwoni i zapyta się jak sobie radzę. Mozolnie odnawiane kontakty z koleżankami też są źle widziane... No i jeszcze alkohol. Stanowczo w nadmiarze, eskalujący konflikty. Dyskusje po alkoholu prowadzone do świtu o wszystko co robię źle, nie tak jak powinnam, o uczucia, których nie mam prawa czuć... Kurcze, nie jestem masochistką, nie cierpię nocnych rozmów z pijanym facetem, ale nie daje spać, zaczepia, przedrzeźnia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W momencie kiedy zdałam sobie sprawę, że boję się iść do domu, bo on tam będzie - podjęłam decyzję o rozwodzie. Doszłam do wniosku , że już gorzej być nie może i wolę być sama do końca życia niż z tym palantem. Obecenie jestem po rozwodzie i jest duzo lepiej. Bynajmniej nie zwariowałam, a było blisko. W prawdzie ja nie mam dzieci, ale nawet jakbym miała to postąpiłabym tak samo. Po co dzieciom taki dom z wicznym kłótniami. Skoro masz takie odczucia to teżpowinnaś odejść. Na początku jest dziwnie, ale potem jest już tylko lepiej. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Zapraszam na forum gazety wyborczej. "Rozwód... i co dalej?" poniżej link http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=24087 Sporo osób w podobnej do Ciebie sytuacji przed i po podjęciu decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaśkowicka
Właściwie dzisiaj przyjechałam do pracy ze spokojem. Dawniej, po takiej nocnej kłótni nie mogłam znaleźć sobie miejsca: ręce mi się trzęsły, chciało mi się płakać, nie mogłam się na niczym skupić... Dzisiaj tak nie było. Jechałam do pracy słuchając fajnej płyty CD i zauważałam, że świat w ogół mnie nie jest taki straszny :). Dawniej kłótnia oznaczała przeciwnika- partnera, kogoś równorzędnego. Teraz wydaje mi się, że na przeciwko mnie stoi czlowiek niezrównoważony, więc w jakimś sensie chory... Chociaż to choroba, którą można leczyć, to on na żadną terapię rodzinną (bo innej nie odważyłabym się zaproponować) nie chce się zgodzić. Dlaczego jednak ja mam z nim chorować ? Jejku, to wszystko takie trudne. Mój mąż bardzo łatwo prowadzi wojny totalne, stawiając mnie po drugiej stronie barykady. A do rozwiązania jest przecież tyle spraw... mieszkanie... wychowanie dzieci... sprawy finansowe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
A co u Ciebie Z_ Mazur??? Ułozyło się?? Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaśkowicka
Wczoraj, dziś nie ma awantur, nie ma też fonii. Wizja przelotna, chwilowa, przymuszona. Wydawać by się mogło, że mój problem przejścia przez procedurę rozwodową jest taki powszechny... ale widać nie... A chciałbym zobaczyć jak sobie radzą inne kobiety w podobnej do mojej sytuacji, gdzie znajdują optymizm i siłę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po rozwodzie przechodziłam okres niedowierzania,że stało sie tak jak się stało. Też moje życie podporządkowane było rodzinie, mężowi i teraz wiem jaki to był błąd). Dawne kontakty poszły na bok, bo wolałam spędzać wieczory z nim. Zresztą teraz wiem,że wymuszał to emocjonalnym szantażem. Potem przechodziłam coś w rodzaju żałoby........ale po mału ( rok właśnie mija) zaczęłam z tego wychodzić. Odnajduję stare przyjażnie i poznaję nowych ludzi, bez strachu,że będe krytykowana za \"koleżanki idiotki\'\'. Czuję się często samotna, bo brak mi faceta, takiego do którego można się przytulić bez obawy, a uraz i nieufność do mężczyzn niestety pozostał i strasznie ciężko to przełamać.............ale bedzie lepiej-musi być :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×