Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Piotr_kraków

----Nieznośna żona - POMOCY !! co robić - istna hrabianka----

Polecane posty

Gość nie krol
Witam, jestem w pracy i mam troche czasu. Dziekuje takze za Wasze wypowiedzi, czytajac je, a takze artykuly o borderline, nie tylko w jezyku polskim, poczulem sie naprawde lepiej. Wydaje mi sie, ze wkoncu wiem z czym bede musial walczyc i stawic czola. Wczoraj w pracy wydrukowalem mnostwo informacji na temat borderline, a w szczegolnosci o „acting-out“ to jest chyba to, co w naszym zwiazku istnieje. Ulozylem sobie plan na wieczor i zastawiona „pulapka“ zafunkcjonowala. Przyszedlem do domu z usmiechem, zajalem sie dziecmi, mamy syna i corke 10 i 11 lat. Zajalem sie zona, rozmowa, zrobilem jej herbate, przytulilem itd. Wiedzialem, ze predzej czy pozniej przyjdzie moment na ktory czekam. Dzieci ida o 12:00 do lozek, moja zona siedziala jak zwykle w pokoju, wiec zajalem miejsce obok niej, chcialem spedzic z nia mily wieczor. Ale... tak jak znam nasza rodzine, syn zszedl na dol,bo zachcialo mu sie pic, dostal herbate i poszedl. I wtedy sie zaczelo..... Uslyszalem: dlaczego on schodzi na dol, przeciez omowilismy sie, ze o 21:00 maja byc w lozkach, dlaczego lamiesz zasady! Odpowedzialem, ze nie mam zamiaru klocic sie z nia z powodu blachostki i ze jej corka tez zaraz napewno zejdzie pod innym pretekstem. Nie minely nawet 2 minuty i sorka stala na dole, z innej blachej przyczyny. Jak odeszla, to powiedzialem do zony, ze nie warto psuc sobie humoru z powodu dzieci. Odpowiedz zony: wogole sie mna nie zajmujesz, jestem ci obojetna, poswiecasz duzo czasu innym a nie mnie. I ze znow lamie zasady i umowy. Odpowiedzialem jeszcze raz, ze nie bede dyskutowac na ten temat (jak zreszta kazdego wieczoru) z dwoch powodow: Jezeli chce o czyms porozmawiac to musi najpierw odrzucic tryb rozkazujacy i pozbyc sie tego agresywnego tonu, a po drugie niech posprzata najpierw na wlasnym podworku, bo jej corka tez zeszla na dol po 21:00 godzinie, wiec teoretycznie zostala „omowa“ naruszona z jej strony. Dodam, ze mnie to nie przeszkadza az w tym stopniu, gdy dzieci kombinuja, sa dziecmi i beda kombinowac. Reakcja mojej zony bylo pojscie do gory do sypialni i trzasniecie drzwiami, mysle ze marka 100 decybeli zostala przekroczona. Poszedlem za nia i powiedzialem jej ze trzaskanie drzwiami nie jest rozwiazaniem, ale jezeli jej to ulzy to niech sobie walnie jeszcze raz. Poszedlem znow do pokoju, a za mna uslyszalem slowo „ty swinio“ i zatrzasnely sie znow drzwi, powiedzmy z odglosem 120 decybeli W pokoju na dole wyjalem przygotowane artykuly z podkreslonymi zdaniami i polozylem na stol. Wiedzialem, ze ona sie uspokoi i przyjdzie ndo pokoju. Minelo 10 minut i przyszla przepraszajac mnie za swoje zachowanie. W tym momencie zaproponowalem jej przeczytanie artykulow. Zanim przeczytala, zaczela mnie wypytywac skad, po co i dlaczego, ale blokowalem: powiedzialem, zeby przeczytala te 20 stron, ze sa to ciekawe rzeczy. W czasie gdy czytala artykuly, pojawily sie pierwsze lzy, a potem calkiem innym glosem stwierdzila, ze widziala w tych opisach siebie, swoj charakter, swoja osobowosc. Wowczas oznajmilem jej, ze jestem jej przyjacielem, ze pomoge jak moge i ile moge, ale jezeli ona nie bedzie pracowac nad soba i dla dobra naszego zwiazku, to pojde swoja droga, ta egoistyczna. Objalem ja i poszlismy do sypialni.... Mysle, ze zaczal sie nowy rozdzial w moim zyciu, ale mam sily i patrze pozytywnie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie krol
poprawka z tekstu: oczywiscie mialo byc 21:00 a nie 12:00 ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Królu gratuluję pierwszego kroku. Długa droga przed tobą ale mam nadzieję, że ci się uda .Sciskam kciuki. Jak już wspomnialam piszę z pozycji dziecka w takim związku. Mam 40 lat a dalej boję się zmiennych reakcji mojej mamy. Czasami najchętniej schowalabym się w myszej dziurze .Ona nie dopuszcza do siebie pójście do psychologa , czy psychiatry. \"Choruje\" na 100 innych chorób i je leczy...najczęściej sama . Al;e ci specjaliści są zakazani. Walcz o swój związek mądrze. Mój tato był powolny jak dziecko. Dzisiaj jest już za późno, jest ubezwłasnowolniony. Jak stawia jakikolwiek opór mama pada i umiera.......Albo wypomina mu błędy ( prawdziwe, nieprawdziwe) z 5 pokoleń wstecz. A jakie wyzwiska....... Naprawdę szczerze ci życzę by żona współpracowala z tobą. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"nie krol \" jesteś wielki . I jak widziecie Kochani w każdej bajce musi być szczęśliwy koniec . Cieszę się , że ten topik w jakimś stopniu Ci pomógł ! Życzę powodzenia i odzywaj się tu na TOPIKU. Zapraszam innych jak widziecie są EFEKty :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aadvark
Dee - masz racje, to ja. Tylko rzadko na forach bywam ostatnio (wogole na necie). Wypadaloby zreszta na forum bpd zagladac czesciej bo prosza mnie o to i owo a ja jakos niewiele mam do powiedzenia (chyba mam taki czas przerwy) w temacie - oczywiscie to nic negatywnego, po prostu zajelam sie innymi sprawami i jeszcze jestem pod ich wplywem. A propos - masz jeszcze moj numer gg? Nie krol - brak mi slow podziwu, masz chlopie szczescie i zeby Cie ono nigdy nie opuszczalo! Zeby tak kazdy z naszych bpd dal sobie tak latwo wytlumaczyc - a przede wszystkim zeby chcial sluchac co mamy do powiedzenia, zeby chcial pomyslec o tym co my czujemy; oderwac sie od siebie samego i od tej skorupy w ktorej zastyga coraz mocniej. A u Ciebie widze oznaki ze jeszcze bedzie dobrze. Czego z calego serca Wam zycze! Jak to dobrze wiedziec ze niektorym sie udaje. Osobiscie nie mam juz zludzen bo maz ani nad soba nie pracuje ani nie slucha kogokolwiek oprocz siebie, za to jest "lagodniejszy" w srodkach wyrazu czyli awantur z rozbijaniem sprzetu, grozbami, wrzaskami, wyzwiskami itp juz nie stosuje. Zyje wlasnym zyciem, zajelam sie soba, z mezem rzadko rozmawiam na powazne tematy, nie prosze go o wsparcie, zrozumienie, o pomoc czy porade bo wiem i tak ze go nie otrzymam a moge jeszcze sprowokowac awanture. Rozmawiam o rzeczach nieistotnych, blahych - te wazniejsze zalatwiam we wlasnym zakresie bez mowienia o tym. Czasami tylko podniesie glos jak czegos nie rozumie albo cos mu nie pasuje - jak wczoraj gdy dowiedzialam sie (nagle) ze jest limit bagazu i musze przepakowac walizki (wyjezdzam jutro). To nawet nie byl jego problem tylko moj ale zaczal sie rzucac (naprawde nie widzialam powodu, mogl przeciez tylko mruknac pod nosem: acha i byloby OK) bo mu ta wiadomosc nie spasowala (czemu? Nie wiem. Jemu nie pasuje wszystko co choc odrobine utrudnia zycie. Ja na jego miejscu powiedzialabym - wezme czesc tego bagazu od ciebie (ma dojechac z mlodszym synem na swieta) i zalatwie na lotnisku doplate. Ale on nic nie zalatwi tylko wpadnie w panike i wyzyje sie na dziecku. I jedna wazna rzecz - on nie rozumie i nigdy jakos nie staral sie tego glebiej pojac - jak wazne sa dla mnie moje dzieci. Tak oczywista sprawa jest dla niego obca. Jestem finansowo niezalezna i czekam tylko dopoki corka studiow nie skonczy - i byc moze zamieszkam sama z synami bo zaczynam watpic w sens takiego zycia. On jest ode mnie uzalezniony i to moja wina bo nie ma zadnych obowiazkow, niczego nie zalatwia - tylko pracuje i przynosi pensje. Jak go raz poprosilam o to by oddal filmy do wypozyczalni to gadal godzine o tym jaki on jest zmeczony i zajety (on ma po drodze z pracy a ja musialabym jechac ok 15 km w jedna strone z samymi filmami) az sie odechciewa prosic o cokolwiek. I jest tak ze wszystkim o co go poprosze. Niby najpierw w porzadku, nie ma sprawy, zrobi to a w rzeczywistosci nie zrobi i jeszcze ma pretensje ze sie go obarcza a on ciezko pracuje i jest zmeczony. To nie moze powiedziec od razu: nie zrobie tego i juz? Dlatego o nic go nie prosze i nie chce. Doskonale sama sobie radze. Dlatego mowie ze nie mam zludzen i nie wymagam od wrobla zeby zaspiewal jak slowik. Gdy mialam problemy mawial ze to sa moje sprawy a on ma dosc na glowie. Najczesciej wspomnienie o nich wywolywalo awanture z wypominaniem i cholera wie czym. A bywalo ze mowil iz powinnismy sie nawzajem wspierac bo po to jestesmy razem. Dlatego tez nie wierze w ani jedno jego zapewnienie czy slowo. Za to zyskalam ogromne zaufanie do siebie samej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie krol
Witam i dziekuje za odpowiedzi! Do szczescia jeszcze dluga droga, ale dzieki Wam wiem jak po tej drodze stapac. Wczoraj pozamawialen kilka ksiazek na temat borderline, wiec na swieta bede mial co przerabiac. Wczoraj wieczorem doszlo znow do dyskusji, ale w kazdym momencie gdy zauwazylem, ze opuszczany jest jej temat, to blokowalem. Poszedlem dalej i dalem jej do zrozumienia, ze chce miec w tej rodzinie pozycje na rowni z nia, a nie tak jak do tej pory jest, ze jestem klotniami, zrzedzeniem i wypominaniami staczany na najnizsza pozycje. Ona wila sie, zmieniala temat, obwiniala, zaprzeczala, ale nie popuscilem ani centymetra, pojde droga partnerstwa, ale z nutka egoizmu. Pozdrawiam wszystkich i zycze milego weekendu!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doaadvark
Mam zapytanie odnośnie borderline czy tą dolegliwość leczy się jakimiś farmaceutykami, jesli tak to jakimi? czy w gre wchodzi tylko jakaś terapia i jaka? Proszę o odpowiedź bo niestety w bliskiej mi osobie zauważam symptopy borderline.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
brawo nie król - czasami z kobietami trzeba delikatnie, a jednocześnie twardo i zdecydowanie - brzmi to paradoksalnie, ale naprawdę jest w tym pewna logika Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z ciekawości zajrzałem, czy topik przyciąga jeszcze uwagę i czy sytuacja Piotra jest tylko jednostkowym przypadkiem. No cóż, nie powiem, że jestem zdziwiony, iż tego typu problemy jednak zdarzają się też w innych związkach, ale..... Ludzie!!!!!!!! Nie zwalajcie winy złych charakterów, niewłaściwego wychowania, na chorobę. Owszem choroba chorobą, ale gdy spojrzy się na opis partnera, Pani piszącej pod nickiem aadvark to, z całym szacunkiem, Twój mąż jest po prostu leniem. Jest leniem, ale to do n-tej potęgi. Z całego opisu jaki przytoczyłaś wyłania się więc taka, a nie inna ocena. Wszelkimi możliwymi sposobami wszystko, co jemu wiąże się z wykonywaniem jakiejkolwiek czynności, sprawia nieodpartą chęć wyekzekwowania nicnierobienia - do kopania i niszczenia mebli włącznie. Wiem, mogę się mylić, ale tyle wyczytałem z Twoich wypowiedzi. Zadziwia mnie trafnością podpowiedzi \"mała megi\" mimo, iż jak twierdzi, nie ma w temacie doświadczenia. Prawda jest własnie taka: najwyraziściej widać z boku. -->nie krol Trochę Ci zazdroszczę.:) Nie udało mi się ani przez moment doprowadzić do takiej sytuacji, by moja ex cokolwiek przeczytała. Jeśli już czytała to tylko po to, by dostrzec w tekście najnowsze moje wady, których do tej pory jeszcze nie raczyła zauważyć. Praktycznie byłem winien za wszystkie rozwody tego świata. Doskonale zdaję sobie sprawę co przeżywasz i myślę, że jesteś (jesteście) na dobrej drodze do porozumienia. Mieć świadomość swoich wad trochę \"boli\", ale jakże potem łatwo zrozumieć swojego partnera. Dla mnie już dawno jest wiadome, iż w niektórych przypadkach, uwagi krytyczne \"kogoś z zewnątrz\" przynoszą lepsze efekty, niż niechętna wizyta u specjalisty. Tym czymś było to co podsunąłeś jej do czytania. :) Poddałem się po 25 latach walki o normalność. U Was widać światełko w tunelu. Jest tylko jeden warunek - musisz być konsekwentny jak SUPER NIANIA. W momencie, gdy usłyszysz od swojej wybranki \"przepraszam\" wypowiedziane ze szczerością w głosie - zwyciężyliście razem. Uda się Wam. Pierwszy krok zrobiony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I zdziwisz się pewnie, Mars, ale przyznaje Ci racje. Tylko nie chcialam na wstepie tak glosno sama o tym mowic (nazywac rzeczy po imieniu). Choroba jest zdiagnozowana i stwierdzona (wole zreszta mowic \"zaburzenie\") ale logicznym jest ze jesli u kogos stwierdzono chorobe to nalezaloby ja leczyc zeby wyleczyc. A w tym przypadku nie bardzo sa checi i dzialania. Jest nie tyle leniem co woli odciac sie od jakichkolwiek spraw ktore w konsekwencji moga \"utrudnic zycie\" - ergo: od samego zycia. Widze zreszta jak reaguje na nawet najmniejsze przeszkody zycia powszedniego, jakiekolwiek komplikacje. Nie jest wsparciem a kto nie wspiera - przeszkadza. Zalezy zreszta od kontekstu. Atakow zlosci i agresji juz nie miewa - ale co sie stalo to sie nie odstanie i pamiec pozostala. Brak zaufania, brak szacunku, samotne zmaganie sie z zyciem. On ucieka przed problemami a najchetniej jak sie takowy pojawi - zwali go na mnie i obarczy zan odpowiedzialnoscia (chocbym nie miala z tym nic wspolnego) co z kolei zwalnia w jego pojeciu jego samego. Jest to - jak sami widzicie - infantylne. Pracuje, zarabia, troche w domu pomoze - i to jest wszystko czego mozna od niego wymagac na zasadzie ze krowa nie zaspiewa jak slowik. Jest duzym, ponad 40-letnim dzieckiem ktore zatrzymalo sie na pewnym etapie i z uporem maniaka w nim tkwi. Juz nic nie robie, nie mowie - zyje wlasnym zyciem, mam wlasne radosci, pasje, hobby; mam dwa domy wiec zawsze moge sie oderwac i naladowac akumulatory. Takiemu a nie innemu zwiazkowi sama tez jestem po czesci \"winna\" jako DDD - ale to juz inna historia. Widze co jest i nie mam zludzen choc przykro o tym mowic czy sluchac. Dzieki ze zwrociles na to uwage w taki wlasnie sposob, nazwales rzeczy po imieniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-->aardvark Prawda :) , jestestem zdziwiony, ale powiem Ci, jak w moim przypadku odbywało się niszczenie związku. Sorki Piotrze, bo to trochę nie na temat. Otóż należę do tzw. grupy \"złota rączka\". Po otrzymaniu mieszkania podjąłem się do przystosowania go do stanu zamieszkania - czyli malowanie, tapetowanie itd. Mieszkanie niemałe bo 60 m. Całość remontu - 10 dni. Biorąc pod uwagę, jak na tamte czasy (86r.), brak wszystkiego - uważam iż to niedługi okres. Niestety - swoim zachowaniem \"wyleczyła\" mnie na zawsze z dalszej dbałości o nasze lokum. W późniejszym czasie, gdy już miałem serdecznie dość gderania, odpowiadałem - \"biorę przykład z twojego brata i czekam aż ty zrobisz remont\". Właśnie wtedy dowiedziałem się, że za charakter jej brata najbardziej winny to jestem ja. Jej brat jest ode mnie starszy o 8 lat, a znaliśmy sie dopiero 6lat. :D:D:D:D:D Tak zaczyna się upadek wielu związków. :( Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odrobine zboczylismy z tematu chyba... Uswiadamiam sobie przez ostatnie kilka lat iz tak naprawde potrzebowalam kogos kto da mi wsparcie bo moja sytuacja jest dosc specyficzna i wymagajaca zrozumienia - a wybralam kogos kto nawet najmniejsza przeszkode zyciowa traktuje jak kleske za ktora odpowiedzialna jest reszta swiata i to ona ma sie tym zajac. Czyli - wybralam dokladnie kogos przeciwnego do moich potrzeb. I tutaj az prosi sie zastanowic nie nad nim - ale nad soba. Co zreszta od dluzszego czasu czynie. Nikogo wina nie obarczam bo w tym przypadku byloby to kopaniem lezacego. Moje malzenstwo toczy sie sila rozpedu, nie wierze ze cokolwiek sie zmieni, nie moge liczyc nawet w najprostszych sprawach na meza (jak chocby zaplacenie rachunkow czy wplacenie czeku na moje konto pod moja nieobecnosc) bo zawsze ma jakas wymowke ze nie mogl tego zrobic (a to nie jest jakies tytaniczne zadanie, wystarczy pojsc do banku - ale on nie ma geby zeby zwolnic sie na 10 min w tej sprawie tylko tlumaczy sie praca - ja zas wyznaje zasade ze jak sie chce to sie moze czego sama jestem dowodem bo dla mnie nie ma rzeczy niemozliwych i naprawde nie stanowie wyjatku) a jak probuje mu wytlumaczyc to co w nawiasie ujelam - wpada w histerie. W takim wypadku to wiadome - nie ma sensu dyskutowac bo to jak dziad do obrazu. Albo zakrzykuje. Wtedy tez nie ma sensu dyskutowac z wiadomych powodow. I wychodzi sytuacja ktora okresla sie jako: madry glupiemu ustapi. Nikt na tym nie zyskuje a traca wszyscy. Tzn mezowi wydaje sie ze wygral i ma spokoj bo zakrzyczal i po sprawie. Chwilowo. Problem nadal istnieje (no i zaczynam tutaj mowic o rzeczach oczywistych, o ktorych wiem od wielu lat - teoretycznie) i nie rozwiazuje sie sam. Kiedys znow wyplynie, i znow, i znow... Tlumaczenie CZEGOKOLWIEK mezowi jest jak groch o sciane. On slucha siebie. Mnie z kolei jest trudno skutecznie zareagowac na wytaczane przeciwko mnie argumenty, aczkolwiek wiem ze nie maja sensu a najczesciej sa zwyczajnie dziecinne i glupie. Chyba dlatego ze nie chce rozdmuchiwac konfliktu na ktory sie w glebi duszy nie zgadzam i dlatego iz wierze w rozumne rozwiazanie roznicy zdan. Nie bede sie klocic i brac udzialu w pyskowce z blahego powodu ktora urosnie do rozmiaru pretensji o cale zycie (bo tak to bywa, ja moge nic nie mowic a on prowadzi monolog). Jest to czlowiek nie do zycia. Nie umie zyc z innymi, w rodzinie; nie ma w nim empatii a to co nazywa miloscia jest uzaleznieniem. Przykre ale prawdziwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mars - to nie jest moj pierwszy zwiazek. Bledy popelnialam w warunkach recydywy. Jestem DDD i teraz przynajmniej to wiem. I znam poniekad przyczyne dlaczego wybieralam takich a nie innych partnerow. I tu trzeba sie zajac soba przede wszystkim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie rozumiem tylko jednego. Dziś wiem, że nie zawsze stroną pokrzywdzoną w związku są tylko kobiety. Ale... na Boga, dlaczego więc tkwić w takim związku, skoro wszystko zawiodło. W imię czego? Bo co ludzie powiedzą, co powie środowisko i wreszcie, co powie ksiądz!? W sądzie byłem dziwolągiem. Przez cały okres sprawy rozwodowej, gdy oczekiwałem na swoją kolejkę, byłem jedynym facetem, który wnosił sprawę o rozwód. Jednego nie potrafię zrozumieć - lepiej tkwić razem w nienawiści, czy się rozejść i żyć osobno. Nie rozumiem dlaczego kościół z uporem maniaka nie zgadza się na takie rozwody, bo wg mnie Bóg nie pochwala nienawiści - ale to już całkiem inny temat. Sorki Piotrze. Rozumiem - gdy jest jakiś cień nadziei, należy walczyć o przetrwanie, ale gdy już nic nie łączy prócz nienawiści - dla mnie to bez sensu. Zacząłem życie od nowa w wieku 50 lat. Znajomi twierdzą, iż wreszcie mogą mnie poznać takim jaki jestem w istocie - uśmiechnięty i wieczny optymista. :) Czyli wyszło mi to na dobre. :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeden rozwod juz mam za soba, kilkanascie lat temu. Wiem czym sie to je. Opinia otoczenia tez nie jest dla mnie najwazniejsza. Nie ma we mnie nienawisci ale milosci tez prozno szukac. Czekam chyba az dojrzeje do ostatecznej decyzji. Powinnam powiedziec ze mam do meza zal za cos co kiedys zrobil i nie umiem mu tego do dzis wybaczyc. Nie potrafie, mimo ze minelo kilka lat, jeszcze o tym mowic. Nie chodzi o zdrade - zeby bylo jasne. I o to tez mam zal ze po wypadku robil laske gdy cokolwiek mi pomogl (staralam sie byc jak najbardziej samowystarczalna i jak najmniej prosic o pomoc widzac jakie jest jego podejscie) a jezdzi kilka razy w tygodniu do matki swojego przyjaciela do domu opieki i jej pomaga. Zachowuje sie tak w stosunku do obcych - jest pelen troski i powierzchownego zrozumienia (pewnie dlatego ze to go bezposrednio nie dotyczy - ale udzielal daleko idacej pomocy obcym). Glownie werbalnie. Powiem Wam szczerze - przeraza mnie mysl (coraz mniej, oswajam sie z nia) ze kolejny raz mi nie wyszlo. Ale jesli bede starala sie udowodnic ze jednak cos wyszlo, zgodnie z zasada equlibrium poswiece siebie. Na razie nie robie nic, sprawy ktore zaczelam kontynuuje, realizuje plany i nie licze na nikogo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aardvark, nie wiem czy to Ciebie zainteresuje. Pod poniższym adresem dużo piszę na temat związków uczuciowych i nie tylko. Myślę, że, jak powiedziałaś, bierzesz się do pracy nad sobą - być może tutaj znajdziesz jakąś podpowiedź. Opuść może tylko moje pyskówki tam, bo nie są w temacie. :D Sprawa miłości mojego życia to nie był związek, ale już działo się TO po rozwodzie. Faktem jednak jest, że gdyby nie ten kurs, nie wiem w jakim bym był dzisiaj stanie psychicznym. :) http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3354831&start=90 Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O Silvie i jego metodach-dzie mam takie zdanie \"powiedzmy sobie obojetne\". Dla mnie to kolejne \"mumbo-jumbo\". Sorry - been there, got T-shirt. Raczej nie dla mnie. Wole konkrety. Bradshaw. Wolinsky. Beattie. Branden. Seligman itp. W czym zdecydowanie role guru przejmuje John Bradshaw. Ale - kazdy ma swoja indywidualna droge do uzyskania wewnetrznego spokoju i samoakceptacji. Kiedy po raz pierwszy mialam w rece \"Homecoming\" Bradshawa - momentami nie bylam w stanie kontynuowac. Bol, zal, smutek byl wszechogarniajacy. Nie darmo Bradshaw pisze o pracy nad soba, nad swoim wewnetrznym dzieckiem (praca u/od podstaw?) jak o \"work of pain\" - praca w bolu. Gdy decydujemy sie, gdy nabieramy wreszcie odwagi aby wejrzec w glab siebie - musimy byc przygotowani na bol ktory tkwi w nas od dawna, czesto od dziecinstwa. Wierze, bo sama sie przekonalam, ze nalezy \"przerobic\" to z naszej przeszlosci co wplywa na terazniejszosc, na nasze wybory partnerow, na traktowanie naszych dzieci i wreszcie na nas sanych, nasz stosunek do otaczajacego swiata. DD - znaczy Dorosle dziecko. Dorosle ale wciaz Dziecko. Bo w dziecinstwie cos spowodowalo ze nigdy nie doroslo, ze tam w srodku jest wciaz skrzywdzonym, samotnym dzieckiem ktorego podstawowe potrzeby zostaly zanegowane. Druga ksiazka Bradshawa to \"Bradshaw on: The Family\". Lubie wiedziec, lubie nazwac po imieniu dolegliwosci i poznac ich przyczyne. Wtedy mniej sie boje bo juz wiem przeciwko czemu walcze. Metoda Silvy jest zbyt oderwana od rzeczywistosci i oddala nas od niej. Nie likwiduje przyczyny cierpienia. Ale z calym szacunkiem - dzieki za zwrocenie uwagi i na ten aspekt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dla mnie temat znany, chociaż mnie nie dotyczy. Zacząłem się tym interesować gdy poznałem byłą żonę alkoholika. Dla zainteresowanych polecam książkę Anny Atras \"Zanim rodzina Ciebie wykończy i zanim Ty wykończysz rodzinę\". Autorka krok po kroku opisuje na podstawie własnych doświadczeń jak wyjść z DDD. Niektóre z jej afirmacji zastosowałem we własnej sprawie. Zadziwiająco skuteczne. ;) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieki. Niestety nie mam dostepu do polskich wydawnictw na codzien (mieszkam na stale za granica). Aktualnie jestem w Polsce i chetnie cos takiego sobie poczytam. Zaraz zajrze na ksiegarnie internetowe a dzisiaj bede w miescie to zapytam w ksiegarni \"analogowej\". Bronie sie przed tym co Bradshaw nazwal \"grandiosity\" (ogolnie mozna to okreslic jako poczucie: moja droga jest najlepsza a ja wogole superior - bo w kazdym z nas jest cos takiego tylko nie kazdy ma tego swiadomosc ;) ). W jego ksiazkach (przeszedl sam przez te droge bedac DDA i pozniej samemu alkoholikiem) odnajduje najwiecej tresci dla siebie i najlepiej je do siebie odnosze. Co wcale nie znaczy ze kazdy tak bedzie -odczuwal. I chyba bedzie ze mna tak jak z Toba Mars, zaczne prawdziwe zycie gdy skoncze 50-ke. To juz niedlugo zreszta. Kilka lat. Niedawno dokonalam przerazajacego odkrycia - nie wiem co to jest milosc. Nie umiem kochac ani nie umiem byc kochana. To co za nia bralam bylo uzaleznieniem albo wspoluzaleznieniem. Jak to do nas dociera jestesmy zdruzgotani. Zreszta - dlugie lata bronimy sie przed ta swiadomoscia. Bo ktos kto nie potrafi kochac to prawie jak potwor bez serca. A my nie jestesmy potworami. Teoretycznie WIEM co to znaczy kochac. Rozumiec, poznawac, wspierac, pomagac, byc, interesowac sie, akceptowac, uczestniczyc - i wzajemnie. Ale tez czasami konstruktywnie krytykowac, zyczliwie napominac, przyjacielsko zwracac uwage. Teoretyk to ze mnie przedni. Bardziej moze dzieki intuicji, wyczuciu wiem co to znaczy kochac bo milosci jako takiej od poczatku nie znam. Nie pokazano mi jej, nie nauczono wiec jak moge umiec kochac? O swoich zwiazkach myslalam ze sa z milosci. Oszukiwalam siebie i innych. Przyczyny zwiazkow byly zgola inne. Nie jest przyjemnym uczuciem gdy nagle dowiadujesz sie ze sam siebie oszukiwales, prawda? I to przez tyle lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aardvark znam Bradshawa, mogę go przyrównać trochę do Josepha Murphiego. Jeden i drugi ma rację, tylko nie wiem dlaczego wszyscy, gdy już \"wszystko zawodzi\", zwracają się w stronę Silvy? Myślę, iż Silva ma rację przede wszystkim w jednym -\" nie rozpamiętujmy przeszłości, wyjdźmy w przyszłość\". Zbyt długie rozpamiętywanie przeszłości własnie prowadzi do DDD. Anna Atras (miałem przyjemność poznać ją osobiście) dokładnie podaje na swoim przypadku jak to jest w życiu. Niczego nie ukrywa \"pod dywan\". To moje zdanie, z którym oczywiście nie musisz się zgadzać. :) Teraz uciekam do pracy. :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie czytalam AA wiec nie moge sie zgadzac lub nie ;) Wierze natomiast (prawem natury) ze jak sie przeszlosci nie posprzata to trudno patrzec w przyszlosc. To troche inaczej niz z brudnymi gaciami - nie musisz ich prac, mozesz wyrzucic i kupic nowe. Wole przyjac zasade - uporac sie z tym co bylo w imie tego co bedzie. I zeby juz w ten zamkniety rozdzial wiecej nie zagladac. Na razie tez wracam do zajec. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sorry i jeszcze jedno. Moze i czepiam sie slowek a moze po prostu cwicze mozgownice z braku innnych opcji. Piszesz ze nadmierne rozpamietywanie prowadzi do DDD. Do DDD prowadzi przede wszystkim dziecinstwo spedzone w dysfunkcyjnej rodzinie. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam! dużo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć z tego topiku dlatego mężowie hrabianek i żony mościpanów pozdrawiam i wesołych Świąt Bożego Narodzenia życzę! \'\'W DZIEŃ BOŻEGO NARODZENIA PRZESYŁAM WAM NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA, A W NOWYM ROKU SZCZĘŚCIA, POWODZENIA. NIECH BOŻE DZIECIĘ WAS POBŁOGOSŁAWI I WIELKĄ RADOŚĆ W NOWYM ROKU SPRAWI\'\'

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Juz po swietach i troche odpoczynku od celebracji. Dziekuje, Olajda, za zyczenia i pamiec. Mam troche roboty (i to takiej ktorej nie lubie ale zrobic trzeba), nastroj zwarzony lekko (obiecalam sobie ze sie nie bede przejmowac ale to takie obiecanki cacanki ;) ) ale zajme sie robota to nie bede myslec o bezmyslnych ludziach i ich rownie bezmyslnych popisach. Teraz tylko nowy rok i nastepna rzeczywistosc sygnowana data wyzej. Pozdrowienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-->Piotr i nie król Napiszcie jak ułożyły się Wam sprawy z oblubienicami. :) Czy zmieniło się coś na lepsze? Może warto podzielić się tym jak poskutkowały udzielane Wam tutaj rady. Samych dobry przeżyć w Nowym Roku życzę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej witam po dlugim czasie nieobecności jak tam Wasi partnerzy i \'\'praca nad nimi\'\'? pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×