Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Przygnebiony

Jak odzyskać straconą miłość??

Polecane posty

Gość Anielka 23
Siemka...moze to głupie co napisze,ale juz nie wiem co robic.Mam chłopaka od 3 lat,a w sumie to go wogóle prawie nie znam bo koles jest tak zamkniety w sobie,ze masakra...Kiedy sie kłocimy to w sumie tylko ja krzycze i mówie bo on nie potrafi wyrazic co mysli i czuje...zawsze jest tak,ze po wyrzuceniu moich emocji z siebie on jeszcze bardziej zamyka sie w sobie i choc klotnia jest z jego winy nie potrafi nawet przeprosic i co najgorsze wtedy probójac zalagodzic sprawe on milczy caly tydzien..moge sie produkowac,wysylac 1000 esek,a i tak z jego strony echo;-( Prosze doradzcie jak postepowac z takimi ludzmi bo kocham go i wogóle,ale w zaden sposób nie mozna do niego dotrzec...Na codzien z kumplami czy w pracy jest normalny tylko dla mnie jest taki skryty i dziwny...Kiedys potrafił mówic miłe rzeczy,potrafił powiedziec kocham..a teraz?jest zimny i oschły...ma na mnie,ze tak powiem wyjebane...wydaje mi sie,ze nigdy go nie obchodzilam..mieszka jakies 100km ode mnie,ale w ciagu tygodnie wcale sie mna nie interesuje,nie zapyta co slychac itd...gdybym pierwsza sie do niego w ciagu tygodnia nie odezwala to nasz kontakt ograniczal by sie tylko do 2 gluchaczy dziennie...widujemy sie tylko w weekendy bo jak on twierdzi w tygodniu nie mam dla mnie czasu dlatego nawet nie zadzwoni itd...Czy to normalny zwiazek?Czy on jest normalny czy moze ze mna jest nie tak i jestem za wymagajaca?Prosze powiedzcie mi bo juz sama nie wiem jak z takim czlowiekiem postępowac...;-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tektura
buba125, dzieki No wiec poznalismy sie jeszcze w liceum. Zostawilem ja po 3 latach bycia razem i zlamalem jej serce. Potem po 3 latach wrocilem... I bylem bardzo szczesliwy. Ona chyba nigdy mi w pelni nie wybaczyla. Przez ostanie 2 lata zylismy na odleglosc (obydwoje wyjechalismy na studia za granice). Twierdzi ze ten romans w ktory sie wplatala jest skonczony... Ale nie wiem czy moge jej wierzyc. Kiedy sie dowiedzialem postanowilem zrobic wszystko by uratowac nasz zwiazek. Ale nie czulem sie kochany. Postanowilem wszystko rzucic i sie do niej przeprowadzic. I wtedy uslyszalem przez telefon ze ona nie wie czego chce... Czy w ogole odbierac jej telefony?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
anielko, twoj chlopak cie zlewa, i jedyne co mozesz zrobic to albo a) zerwać z nim Jeśli nie bedzie o ciebie wtedy walczyl to odpowiedz sobie na pytanie po co ci taki facet?! b) zachowuj sie dokladnie jak on. nie pisze- nie pisz. nie pisz mu 1000 smsow nie wydzwaniaj daj mu zyc. nie mowie ze go osaczasz wiem co czujesz mialam podobnie tyle ze jedynie przez jakis miesiac potem jakos wszytsko wrocilo do normy. Skoro on ma na ciebie wyje*ane czemu tez go ine olejesz? OLEJ GO!! nie ma czasu - ok, ty tez nie masz. znajdz sobie jakies zajmujace hobby i olej go bo naprawde szkoda czasu na niego. myslalam ze moze on ma problemy z wyrazaniem uczuc ale skoro na pocztaku byl kochany i dla kumpli i wszytskich wkolo jest normalny to cos tu jest nie tak. ewentualnie masz 3 opcje- porozmawiac z nim. spokojnie. jesli to nic nie da patrz punkt a. Tekturowy, a miales kogos w czasie tej 3-letniej przerwy? wasza relacja jest bardzo zlozona. oboje macie cos za uszami. moze ona sie chce na tobie odegrac za ten czas? nie wiem. ale ine olewaj jej, raz ja zawiodles. spotkaj sie z nia, powiedz jej ze ja kochasz i ze jesli ona tez cie kocha to nie musi "pokutować" tylko niech przemysli sobie wszytsko i albo wroci albo nie. ustalcie sobie jakis czas przerwy np miesiac czy dwa i w tym czasie odzywaj sie sporadycznie, mozesz jej wyslac kwiaty czekoladki cokolwiek by o tobie myslala i bylo jej milo. gdyby mnie facet zostawil na 3 lata w zyciu bym do niego nie wrocila. odwazna dziewczyna. nie mowie ze ona jest w porzadku ale ty tez nie byles w porzadku. macie po rowno. jak kocha to wroci pamietaj:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anielka 23
Dziekuje buba125 tylko,ze widzisz...ja juz bym go dawno olała,ale panicznie boje sie samotnosci;-(moze to dziwne,ale tak mam...no i jestem taka,ze nie potrafie sie do niego nie odzywac...zawsze musze cos tam nabzdryngolic..nie umiem sie powstrzymac;-(olał mnie w niedziele i caly czas milczy...dzis mamy dopiero wtorek,a mnie juz korci zeby napisac czy juz mu przeszło...Widzisz on naprawde ma problem z wyrazaniem uczuć,nie potrafi powiedziec co mysli itd...kiedys podczas jednej kłótni stwierdzil,ze tyle rzeczy chcialby mi powiedziec,ale nie potrafi....wydaje mi sie,ze ma jakas taka blokade.W niedziele podczas kłotni wyrzuciłam z siebie wszystko,ze mnie zaniedbuje,olewa,ignoruje,ze kiedys byl inni itd...Za kazdym razem gdy mu mowie co mnie boli zamyka sie w sobie!!!!Od samego poczatku naszej znajomosci...Czy to normalne????Próbowałam nawet w necie czegos poszukac na temat takich ludzi,ale bez skutku...Widzisz to jest takie dziwne bo gdy dzwoni do niego jakis kumpel to potrafi gadac z nim na luzie,ale gdy jest taka sytuacje,ze spotka jakiegos kumpla i ja jestem z nim to jest jakis skrempowani i małomówny...Tylko w miom towarzystwie taki jest;-(Jestesny jak BURZ czyli ja i MGŁA czyli on...jestem wybuchowa troszke,nakrzycze,nakrzycze,nie przemysle,ale za 3 min mi przechodzi i przepraszam,a on?Wyluzowany czlowiek bez uczuc....Czy ze mna jest cos nie tak?Czy to ja mam problem czy on?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anielka 23
Dziekuje buba125 tylko,ze widzisz...ja juz bym go dawno olała,ale panicznie boje sie samotnosci;-(moze to dziwne,ale tak mam...no i jestem Dziekuje buba125 tylko,ze widzisz...ja juz bym go dawno olała,ale panicznie boje sie samotnosci;-(moze to dziwne,ale tak mam...no i jestem taka,ze nie potrafie sie do niego nie odzywac...zawsze musze cos tam nabzdryngolic..nie umiem sie powstrzymac;-(olał mnie w niedziele i caly czas milczy...dzis mamy dopiero wtorek,a mnie juz korci zeby napisac czy juz mu przeszło...Widzisz on naprawde ma problem z wyrazaniem uczuć,nie potrafi powiedziec co mysli itd...kiedys podczas jednej kłótni stwierdzil,ze tyle rzeczy chcialby mi powiedziec,ale nie potrafi....wydaje mi sie,ze ma jakas taka blokade.W niedziele podczas kłotni wyrzuciłam z siebie wszystko,ze mnie zaniedbuje,olewa,ignoruje,ze kiedys byl inni itd...Za kazdym razem gdy mu mowie co mnie boli zamyka sie w sobie!!!!Od samego poczatku naszej znajomosci...Czy to normalne????Próbowałam nawet w necie czegos poszukac na temat takich ludzi,ale bez skutku...Widzisz to jest takie dziwne bo gdy dzwoni do niego jakis kumpel to potrafi gadac z nim na luzie,ale gdy jest taka sytuacje,ze spotka jakiegos kumpla i ja jestem z nim to jest jakis skrempowani i małomówny...Tylko w miom towarzystwie taki jest;-(Jestesny jak BURZ czyli ja i MGŁA czyli on...jestem wybuchowa troszke,nakrzycze,nakrzycze,nie przemysle,ale za 3 min mi przechodzi i przepraszam,a on?Wyluzowany czlowiek bez uczuc....Czy ze mna jest cos nie tak?Czy to ja mam problem czy on? taka,ze nie potrafie sie do niego nie odzywac...zawsze musze cos tam nabzdryngolic..nie umiem sie powstrzymac;-(olał mnie w niedziele i caly czas milczy...dzis mamy dopiero wtorek,a mnie juz korci zeby napisac czy juz mu przeszło...Widzisz on naprawde ma problem z wyrazaniem uczuć,nie potrafi powiedziec co mysli itd...kiedys podczas jednej kłótni stwierdzil,ze tyle rzeczy chcialby mi powiedziec,ale nie potrafi....wydaje mi sie,ze ma jakas taka blokade.W niedziele podczas kłotni wyrzuciłam z siebie wszystko,ze mnie zaniedbuje,olewa,ignoruje,ze kiedys byl inni itd...Za kazdym razem gdy mu mowie co mnie boli zamyka sie w sobie!!!!Od samego poczatku naszej znajomosci...Czy to normalne????Próbowałam nawet w necie czegos poszukac na temat takich ludzi,ale bez skutku...Widzisz to jest takie dziwne bo gdy dzwoni do niego jakis kumpel to potrafi gadac z nim na luzie,ale gdy jest taka sytuacje,ze spotka jakiegos kumpla i ja jestem z nim to jest jakis skrempowani i małomówny...Tylko w miom towarzystwie taki jest;-(Jestesny jak BURZ czyli ja i MGŁA czyli on...jestem wybuchowa troszke,nakrzycze,nakrzycze,nie przemysle,ale za 3 min mi przechodzi i przepraszam,a on?Wyluzowany czlowiek bez uczuc....Czy ze mna jest cos nie tak?Czy to ja mam problem czy on?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
dam ci dobra rade. jesli NAPRAWDE go kochasz to przestan sie z nim klocic o głupoty. skoro on ma klopoty z wyrazaniem uczuc to nie wymagaj od niego zbyt wiele,a kloc sie tylk wtedy kiedy cos przeskrobie. jak dalej bedziesz sie na nim wyladowywac to on ucieknie. szybciej niz myslisz :] skoro on jest wyluzowany to ty tez wyluzuj. jesli to nie pomoze to widocznie do siebie nie pasujecie. nie pisz do niego, to naprawde nic nie da! jesli juz musisz to napisz mu dziś że bardzo go kochasz i nie chcesz żebyście sie kłócili, bo to niszczy wasz zwiazek. zobaczysz czy odpisze. jak nie to sama juz nie wiem moze jedz do niego? albo olej... daj znac czy oidpisal. tylko wiesz jak po 5 minutach nie odpisze to nie dzwon z pretensjami. ja tak potrafilam robić teraz zaluje a on ma inna. ucz sie na moich bledach;p choc u mnie to nie do konca omja wina ale jednak czesciowo tak. powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a mi mimo tego co powiedzial moj byly nie zamierzam sie jeszcze poddac bo za mocno go kocham..czekam teraz az zerwie z nim ta dziewczyna albo jak on z nia zerwie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nowy Nick9
Rzeko Wiem, że nie to chciałabyś przeczytać-, ale nie dawaj już żadnych szans swojemu byłemu. Jesteś jeszcze na tyle młoda, że zdążysz poznać mnóstwo facetów i też takiego, który będzie Cię kochał równie mocno jak Ty. Twój były facet to skończony dupek i nie zasługuję na drugą szansę – wróci do Ciebie a ty znów otworzysz przed nim serce a On znów Cię zostawi by poczuć chwilowe uniesienie. Bo to przecież jest najbardziej fascynujące to poznawanie nowych osób. Każdy z nas przecież wie, o co chodzi… To trudne zerwać całkowicie kontakt z Ex, ale możliwe do zrealizowania. Czytając to, co napisałaś zauważyłem, że jesteś od Niego uzależniona emocjonalnie. To po części masochizm z Twojej strony, dlatego tak bardzo cierpisz. Trzymam za Ciebie kciuki PS. Za jakiś czas przyznasz nam rację , że on nie jest wart miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Im lost
Mój przypadek zapewne nie jest odosobniony, ale piszę do Was, bo chyba potrzebuję, żeby ktoś potraktował go indywidualnie, żeby ktoś się zainteresował, a przynajmniej wysłuchał. Ja jestem sam od około miesiąca. Miesiąc temu moja dziewczyna powiedziała, że już mnie nie kocha taką miłością, jak kiedyś i taką miłością, jakiej bym oczekiwał, dlatego musimy się rozstać. Powiedziała, że dusi się w tym związku i musi odetchnąć, zająć się w końcu sobą. A miłość do mnie określiła jako bardziej matczyną, czy braterską, niż miłość kobiety do mężczyzny jej życia. Boli to strasznie. Ja mam 25 lat, Ona jest prawie 2 lata starsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą prawdziwą miłością, ja byłem również jej pierwszym mężczyzną. Byliśmy ze sobą ponad 5 lat i to w zasadzie od samego momentu poznania się. Taka miłość od pierwszego spojrzenia. Kiedyś byliśmy super szczęśliwi, dzieliliśmy się wszystkimi radościami i smutkami, byliśmy jednością. Jednak oboje mamy mocne charaktery, dlatego nasz związek można określić jako burzliwy - tzn nikt nikogo nie zdradził (choć mieliśmy dawno temu przerwę ok 4 miesięcy z powodu mojego dość dwuznacznego stosunku do bliskiej mi przyjaciółki - ale nigdy nie zdradziłem mojej ukochanej), ale często się kłóciliśmy i rozstawaliśmy na 1-2 dni, żeby potem rzucać się sobie z tęsknotą w ramiona. Taka młodzieńcza, szalona miłość. Zaczęliśmy razem mieszkać, żyć. Jednak moja praca (częste wyjazdy) i wiele innych powodów (rutyna dnia codziennego, zmęczenie, a przez to rutyna dnia codziennego) doprowadziły do sytuacji, w której Ona powiedziała, że już mnie nie kocha tak jak kiedyś i musimy się rozstać. Przyjąłem to z wielkim bólem i niedowierzaniem. Najpierw mieliśmy 2 dni ciszy, potem się rozkleiłem i prosiłem, żeby się zastanowiła raz jeszcze, obiecałem, że wszystko naprawię, zapewniałem, że dam jej powody, żeby ta miłość, która kiedyś nas łączyła jeszcze zapałała wielkim płomieniem. Ale ona była nieugięta. Mówiła, że już w to nie wierzy i że w tym momencie chce zwyczajnie zająć się sobą, nie mieć na głowie tych wszystkich zmartwień dnia codziennego, nie przejmować się domem, tym, czy lodówka jest pełna itd., że chce w końcu pożyć trochę. Wyjechałem na weekend, a po weekendzie obsypałem cały dom kwiatami, płatkami róż, a na nich kartki z napisami mówiącymi, jak bardzo ją kocham i jak bardzo się zarzekam, że wszystko się zmieni, jeśli tylko da mi szansę - ostatnią. Po powrocie z pracy rozpłakała się na ten widok. Przyjechałem do niej i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce. Mówiła wtedy, że między nami jeszcze się ułoży, ale że potrzebuje trochę czasu. Że muszę dać Jej odpocząć. Wyprowadziłem się więc. Nie odzywałem się przez tydzień. Potem sama się odezwała, ale z bardzo prozaicznej przyczyny. Spotkaliśmy się, poszliśmy nawet do kina, ale relacje były bardzo koleżeńskie - nie mogłem tego znieść. Wróciłem do siebie, ona do siebie, ale jeszcze tego samego dnia zapytałem (na gg), czy ona widzi jeszcze jakichś "nas"? Odpowiedziała to samo, co wcześniej - że już mnie nie kocha taką miłością, jakiej ja bym oczekiwał. Potem 2 tygodnie ciszy - najgorsze 2 tygodnie w moim życiu. Wyjechałem daleko na urlop, ale nie byłem w stanie choćby przez 5 minut nie myśleć o Niej. Wróciłem i odezwałem się do niej - niby z prozaicznego powodu, ale tak naprawdę szukałem pretekstu - jakiś czas temu (jeszcze przed rozstaniem) wykupiłem bilety dla nas na musical w Romie. Spektakl jest w najbliższy piątek, więc chciałem zapytać, czy nie pójdzie ze mną i dwójką naszych wspólnych znajomych (w końcu jeden bilet był dla Niej). Powiedziała, że chętnie. Że nadal mamy wspólnych przyjaciół i że przecież możemy się wspólnie z nimi widywać. Ale poczułem się jak ktoś bardzo dla niej obcy. Odpisałem więc, że jednak przepraszam, ale ja nie pójdę. Że póki co nie wyobrażam sobie, że witając się z Nią musiałbym pocałować Ją w policzek, jak koleżankę, jak jedną z wielu. Że tyle czasu żyłem nadzieją, że zrezygnować z niej w tydzień też nie potrafię i że potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się pogodzić i oswoić z tą sytuacją (choć wiecie, że to nieprawda - nigdy się z tym nie pogodzę). I że niech weźmie obydwa bilety i zabierze kogoś ze sobą. Odpisała: "No to bardzo mi przykro z tego powodu, ale staram się zrozumieć". To było dziś rano. Długi trochę ten list, ale chciałem wszystko opisać. Poradźcie proszę, co ja mogę teraz z tym zrobić? Kocham Ją nad życie, jestem gotów wszystko zmienić (zresztą wiele ta sytuacja już we mnie zmieniła), żeby tylko była szczęśliwa, ale Ona odrzuca moje uczucie. Jak mam Ją odzyskać? Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
nie bardzo rozumiem za co ją przepraszasz. to niczyja wina. no chyba ze masz sobie cos do zarzucenia? przestala cie kochac, wiem ze to dziwne po 5 latach ale tak niestety bywa. skoro ona chce wolnosci - daj jej ją. może właśnie wtedy zrozumie że woli być z Tobą. odezwij sie czasem, mozesz jej czasem wyslac kwiaty ale nie rob nic na sile i nie mow juz o tym jak cierpisz itd. zakoleguj sie z nia. albo bedzie chciala wrocic albo nie, raczej nic nie poradziszw tej sytuacji. przykro mi, na pewno z czasem wszystko sie ulozy. z kimś innym choc pewnie teraz sobie tego nie mozesz wyobrazic, ale tak bedzie. no chyba ze jestescie sobie przeznaczeni to wtedy predzej czy pozinej los was polaczy. czego ci zycze;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniekla 23
Buba 125.Napisalam wczoraj do niego eske o tresci czy juz mu przeszło?...Napisal tylko,ze dzis jest bardzo wkurwiony bo cos tam w pracy u niego nie tak...odpisalam zeby sie nie martwil itd... No i echo z jego strony...dzis znowu sie nie odzywa...;-(Dobrze,ze chociaz odpisal bo myslalam,ze zamknal sie tak w sobie,ze juz nie chce miec ze mna zadnego kontaktu...poczylalam dzisiaj sobie troche te wypowiedzi na forum i doszlam do wniosku,ze trzeba miac wyjebane na ta druga osobe,zeby ona w koncu cos doceniła...to jest strasznie trudne,ale skoro chce,zeby koles mnie docenil to musze go olac i milczec....nie wiem czy dam rade bo strasznie za nim tesknie...Z drugiej jednak strony gdy w zeszlym roku poznalam kogos i go olewalam to pamietam,ze latal wtedy jak piesek...rozstalismy sie wtedy na 3 miesiace bo mialam juz dosyc i zaczelam spotykac sie z kims innym...po 3 mies wrocilam do niego i bylo zajebiscie...Mniejsz z tym...Musze byc twardzielką;-)Jesli chodzi o Ciebie buba to poczytalam sobie troszke o Twiom problemie...I powiem ci,ze stara milosc nie rdzewieje wiem to po sobie i mimo,ze Twoj koles jest z inną to to nic nie znaczy...warto miac nadzieje bo tak z miesiaca na miesiac trudno jest o kims zapomniec...Ta nowa to pewnie dla niego taka odskocznia od rzeczywistosci...Pamietam jak zostawilem swojego kolesie na te 3 miesiace...niby z tamtym bylo ladnie,pieknie,ale tesknilam za moja 3 letnia miloscia...myslalam o nim...czesto sobie wspominalam az po 3 mies nie wytrzymalam i mimo,ze moj nowy koles byla idealem dla mnie to go zlałam bo co z tego,ze byl zajebisty jak moje serduszko nie nalezalo do niego...wiec główka do góry droga kolezanko...Jeżeli człowiek nie walczy o swoje szczescie to nie jest tego szczęscia wart....pamietaj o tym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniekla 23
Buba 125.Napisalam wczoraj do niego eske o tresci czy juz mu przeszło?...Napisal tylko,ze dzis jest bardzo wkurwiony bo cos tam w pracy u niego nie tak...odpisalam zeby sie nie martwil itd... No i echo z jego strony...dzis znowu sie nie odzywa...;-(Dobrze,ze chociaz odpisal bo myslalam,ze zamknal sie tak w sobie,ze juz nie chce miec ze mna zadnego kontaktu...poczylalam dzisiaj sobie troche te wypowiedzi na forum i doszlam do wniosku,ze trzeba miac wyjebane na ta druga osobe,zeby ona w koncu cos doceniła...to jest strasznie trudne,ale skoro chce,zeby koles mnie docenil to musze go olac i milczec....nie wiem czy dam rade bo strasznie za nim tesknie...Z drugiej jednak strony gdy w zeszlym roku poznalam kogos i go olewalam to pamietam,ze latal wtedy jak piesek...rozstalismy sie wtedy na 3 miesiace bo mialam juz dosyc i zaczelam spotykac sie z kims innym...po 3 mies wrocilam do niego i bylo zajebiscie...Mniejsz z tym...Musze byc twardzielką;-)Jesli chodzi o Ciebie buba to poczytalam sobie troszke o Twiom problemie...I powiem ci,ze stara milosc nie rdzewieje wiem to po sobie i mimo,ze Twoj koles jest z inną to to nic nie znaczy...warto miac nadzieje bo tak z miesiaca na miesiac trudno jest o kims zapomniec...Ta nowa to pewnie dla niego taka odskocznia od rzeczywistosci...Pamietam jak zostawilem swojego kolesie na te 3 miesiace...niby z tamtym bylo ladnie,pieknie,ale tesknilam za moja 3 letnia miloscia...myslalam o nim...czesto sobie wspominalam az po 3 mies nie wytrzymalam i mimo,ze moj nowy koles byla idealem dla mnie to go zlałam bo co z tego,ze byl zajebisty jak moje serduszko nie nalezalo do niego...wiec główka do góry droga kolezanko...Jeżeli człowiek nie walczy o swoje szczescie to nie jest tego szczęscia wart....pamietaj o tym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
nawet nie wiesz jak bardzo bym chciala żebyś miała racje. tylko że niestety nie zawsze jest tak jak mowisz. oni sa juz razem prawie dwa miesiace, a znaja sie pewnie jakies 3 miesiace. wiadomo to nie duzo, ale widze po jego opisach na gg ze jest zakochany. chociaz zawsze mowil ze opisy sa glupie;p widocznie mu sie zmienilo;d moj facet byl podobny troche do twojego, zawsze to ja bardziej sie staralam i czasem puszczaly mi nerwy. ty trzymaj swoje na wodzy, tylko w ten sposob cos zdzialas. trzymam za was kciuki. a powiedz mi jak czesto sie widujecie? no i napisz mu to co pisalam wczesniej, zobaczysz co i czy odpisze. jesli nie to ty juz nic nie pisz, daj wam luz. jesli z jego strony nie zobaczysz zadnej inicjatywy przeprowadz z nim rozmowe. tak jak mowilam, a jelsi to nic nie da to zerwij. bedzie ci ciezko ale mozliwe ze ty jestes po prostu od niego uzalezniona i czas zerwac z nalogiem. albo to milosc, ktoz to wie? ;) ciekawi mnie jak to jest z jego strony. moze na nastepne spotkanie przygotuj cos ekstra, np kolacja przy swiecach a potem wiadomo co;d i potem pogadajcie. zreszta mysle ze zrobisz tak zeby bylo dobrze :) a co do mnie to ja juz dalam za wygraną, a raczej staram sie o nim zapomniec. innego wyjscia nie mam niestety. na poczatku jak sie dowiedzialam probowalam jeszcze dzialac, mowilam mu zeby to przemyslal dobrze, czy przypadkiem te dwa lata razem a 3 lata znajomosci nie sa wazniejsze niz jakas laska ktora znał wtedy miesiac. nic to nie dalo, teraz on sie odzywa, ja to olewam bo latanie za nim da odwrotny skutek od zamierzonego. wystrarczajaco sie nalatalam juz. znajde kogos innego to moze sobie przypomni, jak wiekszosc typowych facetów:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a mój były tez jest szcesliwy ze swoja nowa dziewczyna ktora jet dla niego idealem..od tygodnia do niego nie pisze juz i nie dzwonie ale ciagle o nim mysle..czy to jest mozliwe ze jak on zerwie kiedys ze swoja dziewczyna ze bedzie chcial do mnie kiedys wrocic???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
przykro mi ale moim zdaniem nie. ale kto wie;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pisałam z kolega mojego byłego i sie dowiedziałam ze mój były nie jest juz ta dziewczyna bo z nia zerwał..byl z nia niecale 2tygodnie a mowil mi ze jest taka idealna ze mu sie podoba ze jest towrzyaska ladna a z nia zerwał..a niewiem czy teraz tak odrazu do niego sciemniac czy poczekac az on sam sie odezwie czy probowac teraz wrocil do mnie????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
nic nie rob. ale i tak wiem ze zrobisz;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Właśnie dowiedziałam się od jego kolegi że powiedział mu że jest skurwielem i ma na wszystkie dziewczyny wyjebane.. Myślę tera czy jak będę go gdzieś widzieć na dyskotece czy podejść mam do niego i jakoś zagadać bo jak będzie mnie widział to może nie będzie taki może mu się coś odmieni co o tym buba myślisz he he poradź mi coś..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buba125
wlasnie jak nie podejdziesz to sie zdziwi. olej goooo to najlepsze wyjscie, serio :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×