Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Kaja32

Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc

Polecane posty

Dzień Dobry! Piszę do Was bo nie mam się komu pożalić, sądziłam że skoro dziś tatę przewożą do hospicjum to już się ta gehenna skończyła. Nic bardziej mylnego! Tato mój ma czucie, i prosi o kaczkę lub o zawiezienie do ubikacji bo nie ma nogi.Wczoraj rano nie miał komu powiedzieć /nie ma dzwonka/ i wstrzymywał biedny ile mógł, no i się zesikał.Założyły mu pampersa, o 8.30 przyjechał mój mąż i siedział aż ja go zmieniłam, tato prosił mnie o kaczkę bo nie chciał robić w pieluchę, i sobie poradziliśmy. Cały dzień siedzimy na zmianę w szpitalu, ja wczoraj zrobiłam sobie półtora godzinną przerwę aby coś zjeść. W czasie tym córka moja siedziała przy dziadku, który zaraz po moim wyjściu poprosił że chce na wózek i do ubikacji. Córka moja jest po operacji kręgosłupa i nie dała by sobie rady więc poprosiła pielęgniarkę która burknęła że skoro ma pieluchę to niech w nią robi. Tato czół się upokorzony, ale zrobił. Przez półtorej godziny córka trzy razy prosiła aby go przebrały... przyjechałam ja , i też nic po ok. godzinie , gdy już rozwozili kolację poszłam jeszcze raz, panie siedziały i chichotały na dyżurce. Obrażone w końcu go przebrały. Ja zostałam, i wyszłam dopiero jak usnął po wieczornym obchodzie. Z samego rana, mój mąż dzisiaj pojechał do szpitala i zastał tatę nagiego tylko w koszulce. Założył mu spodnie od piżamy, ale zauważył że ma on mokre prześcieradło. Nie zgłaszał, bo pielęgniarki roznosiły kroplówki, powiedział dopiero jak pokazały się u taty na sali. Kazały mu wyjść, podłączyły kroplówkę i... dalej nic! Teraz mija półtora godz. od kiedy mąż jest z "dziadkiem" i prześcieradło już wysycha!!! Ręce opadają, przecież one nic nie robią, roznoszą leki, kroplówki, i siedzą na dyżurce. No ale ten szpital to jest spółka, (kilku lekarzy i pielęgniarek) kupiło go, myślę że ze względu na stację dializ (piętro niżej) i oni czują się właścicielami!!! Dobrze że dziś skończy się ten koszmar. No trochę mi lżej, musiałam się poskarżyć chociaż Wam. Pozdrawiam: Marzena

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A może to ja jestem przewrażliwiona, może to jest norma w szpitalach. Jeśli ktoś jest śmiertelnie chory, to już nie trzeba go przebierać /może tylko przed obchodem/ i karmić ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Marzenko.. Są szpitale i szpitale:( niestety... niektóre panie ielegniarki zapaominają, ze w łóżkach leżą chorzy... ludzie i traktują chorych jak przedmioty, które im zawadzają... zero szacunku, pomocy czegokolwiek... taka jest niestety szara rzeczywiśtość...Gdyby Tatuś Twój był piękny i młody to pielegniarki skakały wokół Niego, że hej! Jak mój tata był w szpitalu to był jeden taki 30-parolatek- facet atrakcyjny i z diwcipem, pielegniarki niemal się biły by wokół niego cokowliek robić, a On sypał komlementami i one były zachwycone i wniebozięte... były na każde Jego skinienie... ech Trzymaj się Marzenko!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzenko, takie zachowanie personelu szpitalnego na szczescie nie jest norma, ale niestety czesto sie zdarza. na Twoim miejscu zlozyla bym skarge u ordynatora na te piguly. takie zachowanie jest karygodne! co by bylo gdyby Twoj tata nie mial takiej opieki z Waszej strony bo nie mielibyscie takiej mozliwosci? az strach pomyslec!!! kiedy moja mama byla pierwszy raz na pulmonologii piguly byly rozne, ale lekarz ktory zajmowal sie moja mama trzymal pielegniarki krotko i wystarczylo ze nie zareagowaly na jakas prosbe pacjenta - wtedy bral je ostro do galopu. na torakochirurgii bylo juz inaczej - nie trzeba bylo pielegniarka dwa razy powtarzac, nawet same przychodzily sprawdzac czy mama zjadla i czy czegos nie potrzebyje. co tam pielegniarki, nawet salowe interesowaly sie mama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzenko.No ja bym chyba opieprzyla te piguly wredne! Nie narzekam na brak opieki w Akademii medycznej,ale i tak prosze pelegniarki to kroplowka sie konczy to jeszcze cos. I nie robia laski,a sumiennie wykonuja obowiazki. Trzymaj sie,nie zalamuj. Przd nami jeszcze wiele trudnych chwil. A u mojego bez zmian. Przyszlam o 10.00. Mowie :przynioslam Ci jajka jak prosiles i kaszke. Odpowiada: A nie moglas przysc na ósmą? Co mi z tej kaszki. Puscilam luzem te uwage. Zachal jesc jajka z bulka ktora posmarowalam maslem. Jadl jak i wczoraj zbyt lapciwie. Nie przerzuwal dokladnie bulki. Polykal wielki kaski. No i sie zachal dusic. Kurde! Pukam po plecach. Nic! Wbiegla pielegniarka. Plucze i znowu nic. Wystraszylys my sie. Ona juz pobiegla po pomoc. A moj akurat wykaslal kesek bulki. I zachal sie drzec. Ze tu chorego traktuja gorzej niz w wiezieniu. Ze nie moze nog spuscic(barierka). Pielegniarka sie oburzyla. Slusznie z reszta,bo przez caly dzien obserwowalam jak gania z dyzurki na sale i z powrotem. Oprocz mojego meza lezy na tej sali jeszcze jeden pacjent w bardzo ciezkim stanie,non stop podlaczony do tlenu z rurka w garle. Tak ze zarzycic tej dziewczynie nierobstwo bylo by grzechem. Po tym zdarzeniu byl juz spokoj. Moj sie polorzyl troche spal. Wygladal i gadal jak zdrowy chlowiek. Pozniej dali mu jakies paskudstwo w kroplowce i zasnal. Aha przed tym powiedzial ze byl u niego neurochirurg i pytal meza o zgode na operacje. Moj ja wyrazil. Powiedzial : Nie mam wyjscia. No i zostala tylko konsultacja z kardiologiem na ktora pojechalam razem z meem. Pani doktor po USG serdca powiedziala ze z jej strony on do operacji sie kwalifikuje,EKG tez mial dobre. Jak jechalis my na te konsultacje to znowu byl niewyrazny,a po porocie powiedzial ze znowu zle sie czuje. Jak wrocilismy na odzial to usnal,a ja poszlam do lekarza zapytac kiedy meza przeniosa na neurologie. Powiedzial ze dzwonil i oni tam maja pelno pacjentow,i ze jutro powinno sie wyjasnic. Spytalam o wylew. Czy to jest krwiak czy wylew. I uslyszalam wyrok. jest to pojedynczy przerzut :( Noa rokowania po operacji moga byc rozne... Wiec najgorszego nie ominelismy.... Moj mi mowi ze sie martwi o mnie. ON o MNIE,a ja o NIEGO!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, witaj Leno! Wiesz, ja myślę, że ta operacja i lekka poprawa u Twojego męża to światełko w tunelu, kurcze, nic nie jest przegrane, musicie tylko oboje dobrze się nastawiać. mogę sobie wyobrazić jakie to teraz musi być trudne, ale skoro jest szansa na operację to trzeba to wykorzystać. Co wieczór trzymam kciuki, żeby poranek przyniósł dobre wieści od Was:) Jutro będzie lepiej...Buźki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
LENA co do tej mordy:) to pewnie zrobilas dwukropek i P bez przerwy:) a tak powaznie to bardzo mi przykro z powody tej diagnozy. ale trzeba wierzyc ze po operacji bedzie dobrze. chociaz w takiej sytuacji zadne slowa pocieszenia nie dzialaja. po prostu trzymaj sie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Leno! Mimo, że to przerzut to sa dwie inne dobre info: że jest to pojedyńczy przerzut - a to bardzo wazne no a jeszcze wazniejsze, że chcą to operować!!!!!!!!!!!!!!! To jest w tej całej trudnej sytuacji bardzo dobra wiadomośc!!!!!!! Wierz mi Leno, lekarze jakby ie widzieli dużej szansy to by nie robili operacji, tym bardziej po tak poważnej jaka była operacja płuc! Mąz musi mieć dobre wyniki ogolne krwi - czyli musiał się dośc mocno zregenerowac, że dr chcą juz Go operowac!!!!!!!!!!!!!!!!! Ma mocny organizm i tego trzeba się trzymać! No i bardzo Cie kocha i dlatego dzielnie walczy!!!!!!!!!!!!!!!!! trzymaj się KOchana!!!!!!!!!1 buziaczki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziekuje dziewczyny za slowa pocieszenia. Szczegolnie Tobie, Kasiu! Czyzbym przekazala Ci troche pozytywnego myslenia :) ? A tak powaznie to bardzo,a to PRZE bardzo jestem zdolowana. Na tyle ze juz nie placze. Tylko jest mi strasznie przykro i smutno... Ale bede trzymac sie,przynajmniej obiecuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość busku
lena to bylo do przewidzenia ze jest rak na mozgu to lapczywe jedzenie to jest typowy objaw trzeba kontrolowac za chorego ile lyka pokarmu dam wszystkim rade zycie chorych na raka moze zgasnac nawet jutro wiec jesli chce miec,, jajko''o 8 to niech je ma moj maz zmarl rok temu ile dalabym za to by moc nawet w nocy mu pomagac choc wiem ze jestesmy tylko ludzmi i czasem sil juz brak ale warto dac im to co chca to czasami ostatnie ich prozby

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Cześć Dziewczyny! Lenko! Wierzę Ci Lenko, ze jesteś zdolowana:( ale jestes dzielna w tej arcytrudnej sytuacji... dlaczego naszych Bliskich musiała dotkną ta choroba? ja nadal mam wrażenie, ze za chwilkę się obudzę i wszytsko okaże się tylko koszmarnym snem... Tak trudno mi ciagle uwierzyć... A jutro tj. już dzisiaj jedziemy z Tata na badania i na chemię uzupełnijącą... mam nadzieję, że zdecydują, że organizm juz się w miarę zregenerował po operacji i ta chemia nie oslabi Taty totalnie:( boję się piekielnie, stres olbrzymi, na sama myśl o szpitalu już robi mi się niedobrze i slabo:( Tylko co tata ma powiedzieć, w końcu t O On choruje... cięzko to wszytsko udwignać.... Leno! Trzymaj się cieplutko! Wierzę, ze dr zoperują Twojego Męża i będzie dobrze! nie musi być rewelacyjnie, ale niech chociaz bedzie dobrze, w miarę normalnie, niech Mąz odzyska sprawność!!!!!! Myślę o Tobie Leno i wiem, że Ci bardzo cięzko:(:(: Przesyłsm ogromny promyczek wsparcia.... buziaczki, lecę spac, bo dopiero wróciłam z pracy i padam na pysk, mówiąć dośc dosadnie... paappapa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć! Czytam Wasze posty i tak sobie myślę - ile Już Wy przeżyłyście! Bardzo Wam współczuję i podziwiam, jesteście takie dzielne! Mojego tatę wczoraj przewieziono do hospicjum. W życiu nie spodziewałabym się tak wspaniałych warunków. Tato leży sam w pięknym dwuosobowym pokoju! Ma telewizor, radio wielki wentylator, a ludzie... SUPER!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cd... siedziałam z tatą do samego wieczora! W tym czasie przyszło do taty i do mnie, dwóch psychologów, pani doktór też była dwa razy, pielęgniarki co chwilę zaglądały, chętnie rozmawiały ze mną i zagadywały tatę, nawet pani która roznosi jedzenie sama przyszła zobaczyć tatę i powiedziała że będzie mu miksować drugie dania! Tatuś dostał specjalny lek od grzybicy bo w buzi miał taki biały nalot (chyba od antybiotyku) i Tramal od bólu. Przełykałam łzy ze wzruszenia, czując że my po prostu interesujemy tych ludzi. Takiej serdeczności się nie spodziewałam. W tej chwili jeszcze nie jedziemy do taty, bo z samego rana on będzie cały myty (balsam do ciała też kazały przynieść), golenie, będzie miał gimnastykę, wizytę księdza, lekarza i wolontariuszy. Tłumaczyli mi że z rana będzie miał stałą, intensywną opiekę więc trzeba dać im szansę na poznanie taty. Pojadę ok 11.00 godz. i zostanę do wieczora, gdyby było dziś gorzej, to jest możliwość abym skorzystała z tego drugiego łóżka. Siedzę przy tacie, czasem go zagaduję, podaję picie, jedzenie ( ale nie chce jeść) poprawiam łóżko, trzymam za rękę, a jak uśnie to się modlę... tak rzadko odmawiałam różaniec, teraz mówię cichutko. Myślę że tak to powinno wyglądać... jestem spokojniejsza o tatę, wiem że w domu w 50% nie byłabym w stanie dać mu takiej opieki! Łatwiej mi pogodzić się zmyślą o jego odejściu gdy wiem że nie cierpi. Lenko i Kasiu, trzymam kciuki za waszych bliskich, niech Bóg będzie dla Was łaskawy. A wszystkie Was wirtualnie tulę do serca: Marzena

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzeno! Nareszcie w tej okropnej sytuacji coś pozytywnego! Świetnie, cieszę się z toba, ze wreszcie trafiliście na wspaniałych ludzi. Pozdrawiam Ciebie i resztę forumowiczek, miłego dnia życzę, pa pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Kochana Marzenko Nawet nie wiesz jak się cieszę że Twój tatuś w końcu ma godne warunki.Teraz będzie już tylko lepiej,poprawi się jego samopoczucie a i Wy troszkę odżyjecie. Kochana Lenko Bardzo mi przykro że nasze przypuszczenia się potwierdziły..ale że tak szybko ten przerzut.Boże co za los.Jesteś najdzielniejsza z nas wszystkich i wiem,wierzę w to że dasz radę. Katarzynko Dzisiaj środa napisz jak tam tatuś?Wystarczy już złych wiadomości i mam nadzieję że Ty napiszesz coś optymistycznego. Dziewczyny ja straciłam kochanego tatę ale jakaś siła ciągnie mnie do Was,aby razem przeżywać wszystkie niepowodzenia i małe radości.Jestem z Wami jesteście takie dzielne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
cześć:) Marzenko! Ja też się cieszę ogromnie, że wreszcie Twoj tata ma normalne, godne warunki i nie jest traktowany jak przedmiot, tylko jak czlowiek!!!!!!!!!!!!!! Tak zawsze powinno byc i dobrze, ze sa takie miejsce, gdzie czlowiekiem się zaopiekują i dla nich pacjent i jego dobro jest najwżniejsze... a przy okazji Wy - jako rodzina jak widzicie dobra opiekę, pomoc i wsparcie tych ludzi z hospicjum to tez od razu lepiej się czujecie, bardziej bezpiecznie, prawda? BUziaczki!!!!! No my z siostrą zawiozłyśmy dzisiaj Tat do szpitala na ta pooperacyjna chemię... Tata wystraszony strasnzie, my nie mniej:( a trzeba przecież jakos się trzymać by Tata nie widział naszej paniki i by nie stresował się jeszcze bardziej:(:(:( Jak zobaczyłam tyle osób czekających na wizytę w POradni Chemiotareapii i stanowiska jak w stacji dializ do cheii - to juz miałam wszytskiego dosyć:( serce kołatało, język kołkiem stawał, klucha w gardle itp... Tata maił na razie tylko standardowo robiona morfologie, ekg i potem echo serca... pod wieczór ma przyjśc lekarz by z nim pogadać... straszny kocioł był dzisiaj na oddziale, lekarz zamienił z nami kilka zdań tylko -pytałysmy się kiedy może być chemia, czy napewno szpital da srodki przeciwymiotne przed chemią itp.m bo syszałam, że wniektórych placowkach daja dopiero jak człowiek zacznie wymiotowac a to już za późno:( Boje się, że dzisiaj koeldzy z Taty sali - a jest az ich 5 - uświadomią Tatę bardzo brutalnie co do mozliwych skutków chemii... Tata niby wie, że wlosy prawdoodobnie straci - to nie jest probleme, ale boje się o inne mozliwe dolegliwości... Inna sprawa, że Tata był psychicznie nastawiony, że czeka Go tylko operacja i jak przejdzie operację to potem juz bedzie ok - dr co prawda mówił, że różnie może być i chemia jest niema standardem profilaktycznym by zliwkidowac ewentualne mikroprzerzuty, ale wiecie jak to jest... dlatego ponowny pobyt w szpitalu to straszny stres, tata się od razu robi potwornie smutn a swoj stres wyladowuje jak agresję... Boje się tej chemii potwornie... teraz pojechał do Taty brat i ma się dowiedzieć czy jest już jakaś decyzja czy jutro czy pojutrze... trzymajcie kciuczki, ok? Mam jeszcze pytanie... gdześ czytałam, że że rodzina może wspierać przyjmujacego chemie i siedzieć przy nim... czy macie jakieś takie dośiadczenia? Może ta tym oddziale dziennje chemioterapii to jest taka opcja, bo pacjent lezy sam pzez 5 godzi i wsparcie rodziny się przyda, ale skoro na sali jest 6 chlopa, jest ciasno jak ne wiem, to nie bedzie dziwnie jak pzryjedziemy i bedziemy tam siedzieć 5 godzin? dzisiaj jeden pan na sali dostał krolowkę to normalnie "uczetsniczył" w życiu pokoju - śmiał się rozmawial, rodziny nie bło przy nim... może głuie moje pytanie - bo z jednej strony chcialabym wspierać Tatae, z drugiej zaś strony jak przyjedziemy to tata może się jeszcze bardziej wystarszyć, że ta chemia jest taka straszna, a poza tym nie chcemy robić mu "obciachu" u kolegów z sali, ktorzy nie muszą być zadowoleni z naszej kilkugodzinnej wizyty na sali:( sama nie wiem co robić!!! Lenko! Jakie wiadomości? Jak się Mąz czuje? Co z opercają? Trzymam kciuki, wspieram Cie mocno! Pozdrawiam was wszytskie:) dzięki KOchane za wspracie, chociaż się nie znamy:( Ona odpowiada! Masz dobre serduszko, że jesteś z Nami:) dzieki!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Kingsol! A co u Ciebie? Byłyście dzisiaj z Mamą na Szamarzewksiego? Bo ja przechodziłam - wchodząc na oddział II pietro (onkologia i dzienna chemioterpaia) koło Poradni Chemioterapii - tlum pacjentów tam byl... i widzialam, że przyjmuje tam ta dr Gołda... BYłyście u Niej z Mąmą? Kingo , mam jeszcze ytanie odnośnie chemii? Czy byłas obok Mamy jak dostawała chemię? Tata jest normalnie od dzisiaj w szpitalu, nie na dziennje chemioterapii i wlasnie się zastanawiamy czy udać się jutro - czy pojutrze jak bedzie miał pierwsza chemię... na sali jest niestety aż 6 osób i już jest ciasno, więc każda dodatkowa oosba to może być klopot, z drugiej strony chciałabym Go jakos wpsierać, bo pewnie sie bedzie potwornie denerwował, ale nie wiem czy swoja obecnością jeszcze Go bardziej nie zdołujemy.. OOsby, ktore na dzienna chmieę przychodzą są w innej sytuacji, o wiadomo że jest znimi bliska osoba, więc czeka z ta przyjmująca chemię, więc to też nn sytuacja... Kingo, mam nadzieję, że wynikiMamy są pozytywne!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Ona Odpowiada. Ja i dzielna??? Dzisiaj nie wytrzymaly juz nerwy. Po prawie calym dniu pobytu w szpitalu,po przeprowadzce meza z odzialu Chirurgii Klatki Piersiowej na odzial Neurochirurgii,po rozmowie z neurochirurgiem ktory mi powiedzial ze guz jest duzy (3x4 m) i zaatakowal jedna polkule mozdzku,i ze wszystko jest mozliwe (najgorsze),po tym jak moj mazglaskal moje palce swoimi,jak mowil ze bardzo teskni za mna,ze kocha,po tym wszystkim przyszlam do domu i glaskajac jego rzeczy co wisza na wieszaku w przedpokoju rozplakalam sie. Pozniej chcialam wyciagnac z torebki perscionek meza ktory to sciagnal w szpitalu bo mu uciskal palec. Wydawalo mi sie ze polozylam go w zewnetrznej kieszonce. Ale tam go nie bylo! Zachelam wykladac wszystko z tej kieszeni,z nastepnej.Nie ma! I wpadlam w panike. Ryczalam i prosilam zeby mi wybaczyl,ze nie wiem gdzie jest,ze przepraszam,ze zgubilam,ze zwiariuje bez niego (meza),ze .... Znalazlam w wewnetrznej kieszeni i calowalam piercionek tak jak by to byl nie martwy przedmiot a reka meza z pierscionkiem na paluszku,i plakalam... Nie jestem dzielna,jestem kobieta ktora jak moze broni sie przed mysla o najgorszym-o odejsciu ukochanego... Przepraszam za zle wiesci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Lenko KOchana! ściskam, przytulam i wspieram... najmocniej jak potrafię.... słow mi brakuje:(:(:( Boże, jakie to wszytsko jest niesprawiedliwe, wstretne, koszmarne:( tak trudno sie pogodzić... dlaczego tak musi być, by Bliscy tak cierpieli a My z nimi... Jak to przezyć, jak z tym zyć, jak nie zwariowac z bólu???????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Kochana Lenko Płaczę i czytam co napisałaś.Jesteś dzielna chociaż i Tobie czasami brakuje siły ,ale to naturalne jesteśmy tylko ludźmi.Tak bardzo chciałabym Ci pomóc..to TY zawsze nasz pocieszałaś i dodawałaś otuchy.Nie wiem co Ci kochana napisać bo brakuje już słów.Ja patrząc na moją mamę doskonale wiem jak Ci źle,jak bardzo cierpisz widząc jak Twój najukochańszy mąż cierpi.Moi rodzice przeżyli ze sobą 33 lata..o ironio 17.07 będzie kolejna rocznica..Kochana nie poddawaj się ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Katarzynko kochana Nie przejmuj się tym jak zareagują Taty koledzy jak będziesz z Nim w tych kolejnych ciężkich chwilach.Tatuś potrzebuje Twojej opieki i wsparcia.To jest moje skromne zdanie..Pozdrawiam Cię kochana i buziaki dla Twojego Tatusia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katarzynko, moja mama dostawała chemie trzydniowe i pięciodniowe. Zostawała w szpitalu. Podczas trzydniowych dostawa po 4 butle, więc ja z nią siedzialam każdego dnia. Raz, że na początku się bała a dwa strasznie dużo sikała podczas tych kroplówek. Stojak dostawała bez kółek więc nie umiała się ruszyć bo nie miała siły tego nieść do WC. Trzymałam jej kaczkę aby mogła się wysiusiać, a chciało jej się co 10-15 min. Butle szły ok. 3 godziny. MAma bała się, że pielęgniarki nie będą koło niej latać. Cały urlop starciłam na szpital ale nie żałuję. Mama czuła się lepiej w moim towarzystwie i była lepiej traktowana bo ja tam siedziałam od 7-8.oo rano do 13-14. Prosiłam o dodatkowy koc jak było jej zimno lub tabletki na wątrobę, nigdy nie odmówiono mi. Lenko, bardzo mi przykro. JAkbym mogła to część Twoich cierpień wziełabym na swoje barki:( Trzymaj się dzielnie ale musisz przygotować się na wszystko. Dzisiaj byłam na mszy za moją zmarłę mamę i pomodliłam się za waszych bliskich, za Twojego męża również. Trzymaj się ocniutko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Katarzynko kochana Bądź z Tatusiem zawsze wtedy jak Cię o to poprosi.Z tego co piszesz jest bardzo dzielnym facetem i jest w nim wielka siła walki o życie.Będzie dobrze, musimy tylko w to mocno wierzyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Wiatjcie ponownie:) Dzięki za odpowidzi i wsparcie:) Rozmawiałam o 21.00 z Tatą, mówił, że lekarz był u Niego koło 19.00 i wypytywał dokladnie jakie leki bierze - p- bólowe i inne i na co. Poodbno powiedzia, że jutro rano bedzie decyzja o chemii, ale, ze wyniki sa na tyle dobre, że w piątek Tata powinien wrócić do domu, bo dostanie chyba tylko jutro chemię - ma uzupełniającą po operacji, więc ona jest chyba krótsza i slabsza i tylko jeden dzień, kolejny bylaby za 3 tygodnie. Jestem w kropce, bo tata powiedział, że nikt ma do Niego jutro nie przyjeżdżać, mowiłam o siedzeniu przy NIm to się zdenerwował, że dzisiaj kolega z sali miał butle z chemie i normalnie nic się nie działo, zeszła butla, skończył chemię, rodziny nie było, a my do Niego przyjedziemy i odstawimy "szopkę"... nie wiem już co robić... Ma rano zadzownić jaka decyzja, najzwyżej pojedziemy koło 12.00 - pod koniec chemii, żeby zobaczyć jak się czuje i czy czegos nie potrzebuje... Boję się okrutnie:( Mma tylko nadzieję, że rzeczywiście ta chemia jest o wiele slabsza niż te 3-dniowe czy 5-dniowe, no i że prawdą jest, że Tata ma dobr wyniki... buziaczki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katarzynka, niestety nie bylam dzisiaj z mama w poznaniu bo musialam isc do pracy. zreszta mama juz od jakiegos czasu zdecydowala ze bedzie jezdzic sama. nie byla u doktor Goudy tylko u tego lekarza z brodka, nie pamietam jak sie nazywa ( wlasnie na tym oddziale gdzie lezy Twoj tata) wyniki ma dobre, co prawda jest naciek, ale w pobranych wycinkach i w biopsji nie ma komorek nowotworowych:) co do chemii to bylam z mama tylko przy tych jednodniowych. przy tych wiekszych niestety nie, ale nie ma problemu zebyscie z tata siedzieli bo odwiedziny sa tam caly dzien. moja mama chemie znosila bardzo dobrze, ale ten plyn byl jasny czyli dosc slaby. u niektorych widzialam czerwony albo czarny czyli bardzo silna chemia. jednego dnia na pewno Twoj tata dostanie chemie, a na drugi dzien kroplowke z czyms co ja wyplukuje , tak przynajmniej bylo w przypadku mojej mamy. i to prawda, jest bardzo silne parcie na pecherz moczowy - mama biegala co piec minut,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katarzynka a co do ludzi czekajacych na chemie to tam zawsze jest kociol:) czasem nie ma nawet gdzie stac w tej poczekalni. z mama czasem czekalysmy godzine czasem dwie zanim przyszly wyniki krwi z laboratorium - wszystko zalezy od tego ilu ludzi maja na dany dzien zapisanych. zreszta kiedy mama szla na ta mocniejsza chemie, tez musiala odczekac swoje za wynikami, i dopiero w zaleznosci czy czy byly dobre - dostawala lozko - czasem nawet dostawiali lozko na korytarzu, co bylo dla niej bardzo kkrepujace bo przeciez kreci sie tam wielu facetow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu - masz bardzo dzielnego tatę, odnoszę wrażenie że on nie chce abyście Wy się martwiły. On widocznie widzi Wasze zdenerwowanie, pozwólcie tacie samemu zadecydować, bądźcie obok... Lenko, ja też się poryczałam czytając Twój post o pierścionku, bardzo Cię rozumiem! Nawet nie wiem jak mogłabym Ci dodać otuchy. Bądź dzielna kochana i trzymaj się... dla Niego. A w domu płacz, bo to pomaga wyrzucić z siebie ten żal i emocje. Kingsol - pozdrawiam Cię, trzymaj się, i wspieraj mamę jak możesz. Joanko, i ONA ODPOWIADA - jesteście dobrymi dziewczynami, takimi dobrymi duszkami na tym forum :) Wczoraj siedziałam u taty do 22.30, miał ciężki dzień, nie narzekał na bóle ale miał problemy z oddychaniem. Poleciała mu krew z buzi, i trochę z nosa. Tętno miał ok 180, i takie zimne poty... Przebierałam go, robiłam kompresy, cały czas delikatnie głaskałam po głowie, tak jak dziecko (uspakaja to jego) poprosił abym mu przyniosła sandały i kule to on sam pójdzie do domu. Powiedziałam że tak, przyniosę tylko rano bo teraz jest ciemno. Od lat nie chodzi w sandałach, bo ma protezę. Przez cały dzień nic nie jadł. a to już minęło dziewięć dni!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×