Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Kaja32

Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc

Polecane posty

Gość do kamili
ja Cię doskonale rozumiem i wiem co chciałaś powiedzieć w Twoim przypadku Płocka zawioda bo skoro dało się z innej metody skozrzystać i Twoja mam odzyskała nieco sił to znak ze lekarze tam stosują rutynę i nic więcej! nie jest więc prawdą że co człowiek to inne leczenie...w tym przypadku dąło się pokieorwać inaczej co uczynili inni lekarze umojego taty było podobnie był ponad pół roku leczony onkologicznie, tomografy poczatkowo nie wskazywały że watroba jest zaatakowana, potem sobie"odpuścili" ten organ i mimo sygnałów z naszej strony że stan sie pogarsza to nie dali kolejnego tomografu tylko prywatnie zrobiliśmy usg i co....CAŁA WĄTROBA ZAATAKOWANA to się nie zrobiło w jeden dzień skoro byl pod ich kierunkiem sami potem (dali to po sobie znać) stwierdzili ze "nie pomyśleli ze mógł nastapić przerzut na wątrobę" a z tego co czytam to dość częsty organ który akakuje ta okropna choroba pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ircia 1
Ja zdania o Płockiej nie zmieniam , bo gdy lekarz prowadzący tatę , powiedział , ze oni zrobili to co mogli zrobic i spytałam co dalej? Sami zawiezli tatę na konsultacje na Ursynów i byli w kontakcie z lekarzem , który tam na Ursynowie przejął tatę.I wiem , ze zrobili tam dla niego 100% więcej niż u nas w szpitalu wojewódzkim , gdzie właśnie spisano go juz na straty. Kochani konsultacje z innymy lekarzami i szukanie pomocy dla naszych bliskich to wręcz konieczność. I kończe tym postem ocenę Instytutu na Płockiej .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Monika, mam podobnie jak Ty, że każdy dzień rozpoczynam tutaj. ;-) ściskam Was mocno:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Monika, mam podobnie jak Ty, że każdy dzień rozpoczynam tutaj. ;-) ściskam Was mocno:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Ircia
nikt nie pzrezcy że w Twoim przypadku zadziałali jak trzeba zapewne nikt tam nie dziala wbrew choremu ale czasem my najbliżsi czujemy jak jest naprawdę ja nie znam tego szpitala więc nie oceniam konkretnie pracy tamtych lekarzy ale moge ogólnie powiedzieć że jest rutyna i schematyczne działanie w onkologii wiadomo ze te procesy się powtarzają i stad zapenie zdarzają się te niedopatrzenia mój tata -jak sami powiedzieli- lekarze na sląsku- zamiast naswietleń smiał dostac chemię- no a niedostał jej bo NIE WIEDZIELI ŻE MA WATROBE ZAATAKOWANĄ...no a kto to miał wiedzieć jak nie lekarze pod których był opieką wiadomo chemia nic by nie pomogła...mozę by nieco pzredłużyła życie albo skróciął je tak jak zrobily te naświetlenia których zostal poddany ogólna rada dla wszystkich aby domagali sie częstych i DOKłADNYCH BADAŃ

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
hej ja tez wchodze tu codziennie choc raczej wole wtedy kiedy jestem sama bo nie lubie jak dzieciaczki patrza mi przez ramie moja starsza corka ma prawie 10 lat i nie chce zeby czytala to wszystko, jak tylko wspominamy o tacie patrzy na mnie i sprawdza czy nie placze...no to tyle jak minal dzien u nas mamy jeszcze dzien wolnego a dzieciaki tydzien, kurcze zaczeli puszczac reklamy na dzien taty zatkalo mnie dzisiaj jak to zobaczylam, tak samo bylo przed bozym narodzeniem.........trzeba to przetrwac.. pa..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Gochi, to my podobnie miałyśmy w Dzień Mamy. :( trzymaj się mocno. :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczennnnicaaaa
witam. z rakiem płuc nie miałam osobiście nigdy kontaktu w rodzinie, jednak pochodzę z terenu Polski gdzie podobno nowotwory powstają bardzo często i rzeczywiście sąsiedzi pomału się kruszą, niestety. W miarę dobrze pamiętam 4 osoby chore na raka płuc... koszmar. Człowiek chudnie i niszczeje a chemia praktycznie nic nie daje i są przerzuty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
dzieki adkaaa pamietam rok temu w dzien ojca tata i mama byli u mnie nie bylo raka, smutku, tesknoty za to byla fajna impreza i radosc ze ich mam u siebie, planowanie wakacji......jak to moze sie wszystko w zyciu pomieszac, zmienic, zepsuc, wiem ze nie ma co planowac z duzym wyprzedzeniem ...dobra juz lece bo mi sie dzieciaki w wannie potopia naprawe ciesze sie ze was mam ....sciskam dziewczyny milej nocy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gonek2010
gochi, u nas w tym roku tez pierwszy Dzien Taty bez taty...:( Rok temu, podobnie jak u Ciebie bylismy wszyscy razem, nikt nie wiedzial o chorobie, tez planowalismy wakacje... Nasze ostatnie wakacje razem:((( Mamy z tego okresu duzo zdjec i filmików - jak z zadnych innych wakacji... Tate wtedy zaczela bolec watroba i wyczul zgrubienie. Ale nikt nie podejrzewal najgorszego:/ Moja mame dzis w nocy obudzilo cos dziwnego. Czula jakby ktos ja za ramie dotykal i chcial obudzic. Byla pewna, ze ktos jest w domu. Moze to tata...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamilas
Ircia, wiesz, kiedy my zapytaliśmy, co dalej, to tylko rozłożyli ręce i kazali zadzwonić do hospicjum, bo nic podobno nie można było więcej zrobić. Wdał się stan zapalny po pęknięciu guza po pierwszej chemii i drugiej chemii mama by nie przeżyła, a stanu zapalnego nie udało im się zwalczyć. Co ciekawe, kiedy jeszcze przed pęknięciem guza poprosiliśmy o wyniki badań, żeby skonsultować z innym onkologiem, to lekarz powiedział: ,,Stanowczo odradzam, nigdzie nie będzie pani miała takiej opieki, jak tutaj". Dopiero po wypisaniu ze szpitala dostaliśmy komplet dokumentów i mogliśmy konsultować dalej. Oczywiście, jakbyśmy się uparli, to daliby nam je wcześniej, ale nic nie zapowiadało, że tak się sprawy potoczą. Zgadzam się, że działają według schematów - na stan zapalny podawali kilka antybiotyków, które wcale nie pomagały, więc się poddali. W pewnym sensie ich polecenie zadzwonienia do hospicjum uratowało mamę - tamtejsza lekarka podała nowy antybiotyk, o którym podobno mało lekarzy jeszcze wie i stan zapalny bardzo szybko zniknął, co umożliwiło podanie kolejnej chemii. Teraz mama jest w domu po drugiej chemii, męczą ją nudności, ale zniknęły bóle i ma dobry humor. Tak więc, podobno Płocka to dobry szpital i dużo ludzi ma o nim dobrą opinię. W naszym przypadku się nie sprawdzili, ale widocznie różnie to bywa. Co mogę doradzić, to na pewno konsultacja z co najmniej dwoma, trzema innymi onkologami, nawet jak lekarz prowadzący będzie odradzał. Bo w naszym przypadku inny lekarz znał antybiotyk, o którym ci z Plockiej nie wiedzieli, więc nie poddawajcie się, nawet jak lekarz spisze was na straty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamilas
Ircia, wiesz, kiedy my zapytaliśmy, co dalej, to tylko rozłożyli ręce i kazali zadzwonić do hospicjum, bo nic podobno nie można było więcej zrobić. Wdał się stan zapalny po pęknięciu guza po pierwszej chemii i drugiej chemii mama by nie przeżyła, a stanu zapalnego nie udało im się zwalczyć. Co ciekawe, kiedy jeszcze przed pęknięciem guza poprosiliśmy o wyniki badań, żeby skonsultować z innym onkologiem, to lekarz powiedział: ,,Stanowczo odradzam, nigdzie nie będzie pani miała takiej opieki, jak tutaj". Dopiero po wypisaniu ze szpitala dostaliśmy komplet dokumentów i mogliśmy konsultować dalej. Oczywiście, jakbyśmy się uparli, to daliby nam je wcześniej, ale nic nie zapowiadało, że tak się sprawy potoczą. Zgadzam się, że działają według schematów - na stan zapalny podawali kilka antybiotyków, które wcale nie pomagały, więc się poddali. W pewnym sensie ich polecenie zadzwonienia do hospicjum uratowało mamę - tamtejsza lekarka podała nowy antybiotyk, o którym podobno mało lekarzy jeszcze wie i stan zapalny bardzo szybko zniknął, co umożliwiło podanie kolejnej chemii. Teraz mama jest w domu po drugiej chemii, męczą ją nudności, ale zniknęły bóle i ma dobry humor. Tak więc, podobno Płocka to dobry szpital i dużo ludzi ma o nim dobrą opinię. W naszym przypadku się nie sprawdzili, ale widocznie różnie to bywa. Co mogę doradzić, to na pewno konsultacja z co najmniej dwoma, trzema innymi onkologami, nawet jak lekarz prowadzący będzie odradzał. Bo w naszym przypadku inny lekarz znał antybiotyk, o którym ci z Plockiej nie wiedzieli (być może nie są na bieżąco z nowymi lekami), więc nie poddawajcie się, nawet jak lekarz spisze was na straty. Być może trochę zbyt ostro mi się napisało o tej Płockiej, więc przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ines270700
Czytam te Wasze wypowiedzi i aż wierzyć się nie chce, że tylu Waszych bliskich osób odeszło. Jak zaczynałam pisać na tym forum, zazwyczaj były wypowiedzi osób, których bliscy wciąż walczyli z tą okrutną chorobą. Teraz jak tak czytam to większość wypowiedzi, już jest w czasie przeszłym- przykre to bardzo :( Moja mama nadal walczy- 4 rok, od niedawna z przerzutami do mózgu. O dziwo, od wczoraj jestem dziwnie spokojna o nią, sama siebie nie poznaję. Lekarze odmówili już dalszego leczenia tzn. chemioterapii i naświetlania. Może ja się łudzę, ale wydaję mi się, że mama się ma lepiej. Jeszcze parę dni temu miała zaniki świadomości, opowiadała rzeczy niestworzone, tak teraz normalnie funkcjonuje, opowiada nawet o bardzo odległych rzeczach z przeszłości i całkiem normalnie można z nią porozmawiać. Czy to normalne? Czy to może spowodowane jest, że miała jakiś ucisk na mózg a teraz nie? Sama nie wiem co o tym myśleć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gonek2010
gochi, u mojego taty tez strasznie szybko sie choroba rozwinela. jeszcze 30 pazdziernika bylismy razem na zakupach, smialismy sie, planowalismy Boze Narodzenie... Pozniej tate zaczela bolec noga (zakrzepica), coraz mniej wstawal... 5 listopada robil ostatnie oplaty przez internet - wtedy sie poplakal i powiedzial, ze mu sie w glowie zaczyna mieszac... Pozniej z dnia na dzien bylo coraz gorzej. Raz byl calkowicie normalny i rozmawial z nami calkiem swiadomy, pozniej mowil cos od rzeczy. Tak na prawde zle zaczelo sie tydzien przed smiercia. Tata juz sam nie jadl, nie pil, nie mogl sie nawet podniesc aby usiasc:( Byl bardzo slabiutki:( Ten tydzien byl dla mnie najgorszy - bo tate pamietam jako duzego i silnego mezczyzne, ktory zawsze pomagal innym. Wtedy ta bezsilnosc, ze nic nie moge zrobic aby mu ulzyc, byla najgorsza... Pociesza mnie fakt, ze tata tylko dwa dni przed smiercia (wtedy kiedy byl juz w szpitalu) dostawal morfine. Mam nadzieje, ze nie cierpial dlugo... Zmarl 18 listopada:(((( Wczoraj dowiedzialam sie, ze tydzien temu odszedl taty znajomy, ktory byl na jego pogrzebie - rowniez na raka pluc... Ciezko mi to wszystko ogarnac - jak ta paskudna choroba szybko postepuje:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ircia 1
Do Kamillass sama wiesz jak to jest w takim przypadku. Jak pomoga to sa ok a jak nie to mamy złośc w sercu , ból i zal. Kochani ja cieszę się tym , ze jak tata był na konsultacji po brachyterapii po 2 miesiącach na Ursynowie to jak na Jego stan jest w miarę . On sam czuje się raz lepiej raz gorzej.Tak jak pisałam wciskam w Niego co mogę , typu pestki moreli gorzkej , ostropest i inne.Dla walczących o swoich bliskich przesyłam mase nadzieji i wiary , a dla Tych których bliscy nie pokonali tego świństwa ukojenia bólu, który jest tak cholernie głęboko .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
gonek ile twoj tata mial lat? moj 66ale krzepe 50 latka marzenia itd wiesz o co mi chodzi wszyscy wiemy .....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ines270700
Gonek -dokładnie jakbym czytała o swojej mamie. Też ją boli noga i biodro z lewej strony. Boli ją już to od miesiąca, smarujemy maściami różnymi ale nie pomaga. Nie wiemy co to jest. Wczoraj się zachowywała jakby nic jej nie dolegało, dziś już leży cały dzień w łóżku i nie ma sił wstawać. Raz jest normalna i rozmawia z nami, a czasem mówi od rzeczy. Ostatnio powiedziała, że czuje, że coś się jej dzieje w głowie i że to pewnie leki zaczynają działać. Mi aż się na płacz zbierało, bo mama nie wie, że ma przerzuty do mózgu (już by się całkowicie załamała) cały czas ma nadzieję, że jej się poprawi i mówi, że jeszcze musi trochę czasu upłynąć zanim postawi ją na nogi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ines270700
Gonek, a po czym poznać, że to zakrzepica ? Co w takim przypadku się robi aby uśmierzyć ból ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gonek2010
gochi, mój tata miał 57 lat ale podobnie jak Twój był silny, zawsze uśmiechniety - wiecznie miał jakies plany do zrealizowania. Rok temu w maju zaczął budowę swojego wymarzonego domu, planował plac zabaw dla swoich wnucząt... Wszystkim pomagal i nie był obojetny na krzywdy innych... Czasem myślimy, że Bóg go nam zabrał bo tata juz tyle tu na ziemi zrobił... Tata 2 tygodnie przed śmiercią powtarzał, że idzie do swojej wnuczki (w 2008 straciłam w 8 miesiącu ciąży córeczkę)... Pewnie jest teraz szczęśliwy z nią tam na górze... Nam jest gorzej:/ ines270700, tatę ta noga bolala bardzo - miał zaczerwieniona i spochnięta. Dawalismy zastrzyki przewzakrzepowe i leki przeciwbólowe. Pare dni przed śmiercią zaczerwienienie znikło, opuchlizna również. Bolala tatę juz cala prawa strona. Podejrzewalismy, ze to byly juz przerzuty do kosci. My nie wieldzielismy czy tata mial przerzuty do mózgu. Lekarz juz nie chcial taty meczyc. Wszystko wskazywalo na to, ze jednak były. Były momenty, ze sie denerwowal na nas a za chwile juz byl mily - jakby nie pamietal co bylo przed chwilka. Boże, pamietam dokladnie kazdy dzien od 6-go listopada do 18-go kiedy tata odszedl... Ines270700, duzo sily Ci zycze, badz z mama caly czas, mow jej jak bardzo ja kochasz ale nie placz przy niej. Nie mowcie tez o przerzutach do mozgu. Mojej kolezanki tata z takich stanow gdzie nie wstawal 2 tygodnie z lozka, nie jadl, nie pil - podnosil sie i w miare normalnie funkcjonowal. Dostawal kroplowki wzmacniajace i dochodzil do siebie. Z tym, ze rodzina mu nie mowila o postepujacej chorobie. Lekarze jego stan opisywali jako cud a przerzuty mial na calym ciele. Ines270700, Twoja mama bierze jakies leki przeciwbolowe??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
gonek u mnie bylo troche inaczej my mieszkamy w Walii, w czerwcu rodzice byli u nas na komunii mojej starszej corki, Tata wyjezdzal do Polski z grypa tak wtedy myslelismy, pod koniec sierpnia mial straszne bole prawej strony, lekarze mysleli ze to zawal, zrobili ekg i wszystko bylo ok, ale lekarz rodzinny postanowil zrobic rtg pluc no i wyszlo, dopiero niedawno dowiedzialam sie ze lekarz juz wtedy dawal Tacie tygodnie nie miesiace Mama o tym wiedziala a Tatko nie, moi bracia wiedzieli a ja nie, nikt mi nie powiedzial ze tak to wyglada, kiedy mowilam ze przyjezdzam Tata mowil nieswiadomy poczekaj jak bede mial chemie to bedziesz ze mna w szpitalu, no i tak cztery tygodnie zylam w nieswiadomoci mialam nadzieje chemia itd..., mielismy wyjezdzac 1 pazdziernika, ale niestety 21 wrzesnia jak zadzwonilam do mamy okazalo sie ze jest u Taty ksiadz, wtedy sie wydalo...na poczatku bylam zla ale potem mi pszeszlo jak dojechalismy wieczorem to Tata ze mna rozmawial tylko co chwile przysypial, a na drugi dzien po poludniu zaczelo sie najgorsze Boze az mam ciarki jak sobie to przypomne, fakt Tata nie cierpial ale to wszystko dookola, to ze wiedzial ze to koniec ,moi bracia placzacy, moj maz tylko ja i mama nie moglysmy plakac cos sie we mnie zacisnelo na pogrzebie tez nie moglam plakac....to wraca do mnie codziennie wy wiecie jak to jest tego sie nie zapomina. O calym prawdziwym przebiegu choroby Taty dowiedzialam sie od mamy kiedy przyjechala do mnie ne swieta i rozumiem ją czemu mi nie powiedziala wtedy prawdy..Boze moglabym pisac i pisac ale nie chce was juz meczyc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
dodam jeszcze ze tego dnia tzn 21 rano Tata pojechal karetka na chemie lekarz rodzinny znal tate i zalatwil mu ja choc wiedzial ze to juz na nic bo jak sie okazalo byl juz w agonii i a kazda kropla tego swinstwa by go zabila, wiec zrobili badanie krwi okazalo sie ze przy takich wynikach nie ma szans dali Tacie dwie jednostki krwi, wiedzieli ze mama chce go zabrac do domu wiec dali ta krew zeby Tata nie umarl w drodze do domu tak powiedzial lekarz i stwierdzil ze Tata juz wie co sie dzieje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Poplakałam się dziś na mszy za mamę.. Niech to wszystko normalnie szlag.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ines270700
Do Gonek, Mama nie bierze żadnych leków przeciwbólowych, jedynie ma sterydy na zmniejszenie obrzęku w głowie. Lekarze nie chcą już jej męczyć naświetlaniem, bo podobno w jej przypadku już to nie pomoże. Ma zaatakowany pień mózgu. Na tą nogę nic nie bierze. Smarowałam jej ketonalem, ale nie pomaga. Zastanawiam się czy to nie przerzuty do kości. Chcę jej pomóc ale nie wiem jak.. Nie mówimy jej o postępowaniu choroby bo by się załamała :(( Cały czas ma nadzieję, że się jej polepszy. Ja nie mam sumienia ją okłamywać i unikam rozmów z nią, gdy pyta co jej się dzieje w głowie. Po prostu nie mogę jej w oczy wtedy patrzeć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Ines, co na przerzut do mózgu bierze Twoja mama? Moja wiedziała od początku o przerzucie.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika B.
Ines moja mama miała przerzuty do kości. Bolała ją noga, do tego stopnia , że potem nie była w stanie już chodzić. Ból narastał z każdym dniem i widziałam, jak mama cierpi. Sama nie mogła chodzić do toalety, jak chciałam wymasować stopę, to każdy ruch sprawiał ból. Mama brała ketonal przepisany przez lekarza. Nie będę dziś już więcej pisać... Pozdrawiam Tych, którzy jeszcze walczą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
tez was wszystkich pozdrawiam, zycze milego wieczoru trzymajcie sie......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ines270700
Mama bierze Deksametazon. Ma lepsze i gorsze dni. Często dostaje takiego ataku śmiechu, że się uspokoić nie może. Śmieje się z byle czego, z rzeczy nawet które nie są śmieszne. Wyczytałam, że to ponoć normalne przy chorobie nowotworowej mózgu. Bywały też dni, że była agresywna i płakała z byle powodu, wszystko ją denerwowało, ale na razie się uspokoiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika B.
Choroba mojej mamy uświadomiła mi, że tak naprawdę jeśli ma się już przerzuty do innych organów, to nie ma ratunku. Moją mamę bolała strasznie noga, zrobili tomografię i jak tata mi pokazał zdjęcia to płakaliśmy. Była zajęta jedna i druga noga, miednica, przerzut jeden do mózgu, nadnercza, i jeden na wątrobie... Lekarz onkolog co się mamą zajmował podczas podawania chemii, powiedział tak: " Tego się najbardziej obawiałem..."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adkaaaa
Dziś mija rok jak się dowiedzieliśmy, że mama jest chora..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gochi
hej a ja rowno za miesiac bede w Polsce i ''odwiedze ''Tatke, Adkaaa i Monika jak dlugo wasze mamy chorowaly?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×