Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość 30 stka *77

Samotność w małżeństwie - a może jest ktoś komu też dokucza...

Polecane posty

Gość katalinaa
Cześć Sofia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość katalinaa
Hej hej ,co tam ? Lato w pełni , pięknie i gorąco, wybieram się nad jezioro ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może któraś chętna na priv?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma to jak tak mało inteligentnych do Internetu dopuszczą. Ludzie chcą sobie popisać o swoich problemach , wesprzeć . A tu taki gieroja będzie wygrywał . Lusy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lusy18
Z tą samotnością to jest tak . Jedni się w niej odnajdują a inni cierpią w ciszy.Ja jestem z tych co cierpią chociaż potrafię sobie zorganizować wolny czas ,ale patrząc na męża który siedzi w tym samym pokoju i nie rozmawia to wpadam w totalne przygnębienie. A za to jak wychodzi z domu też mi jest przykro poniesiesz czuję że lepiej jest jemu z kolegami niż z rodziną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Weźcie się lepiej za robote a nie biednego chłopa oczerniac w necie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny? Po co jeszcze tkwicie w tych malzenstwach? Co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też się nad tym zastanawiam! W moim przypadku to tak to wygląda: dwoje nastolatków, zero wsparcia i zrozumienia w rodzinie, mieszkanie na spółkę i totalny brak pewności siebie .Na dodatek wpojone do głowy przez najbliższych "w naszej rodzinie nikt z małżonków się nie rozchodził"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak to jest bardzo przykre od roku jestem samotny w małżeństwie ,moja żona poszła drogą wiary po 27 latach szczęśliwego kochającego się małżeństwa skończyło się wszystko brak rozmowy tylko książki katolickie i modlitwy w telefonie,brak rozmowy traktowanie mnie jak obcą osobę bo do tego wszystkiego jest wielką babcią 2 latka,nieraz myślę co dalej co mam zrobić próba nawiązania rozmowy szybko się kończy,jestem ignorowany ,wszystko mi się zawaliło już nie daję rody,coraz częściej mam złe myśli co do swojej osoby...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak masz meza nie.mozesz byc samotna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Widzę, ze wątek dawno nieruszany ale muszę gdziekolwiek wyrzucić to z siebie bo dłużej nie dam rady a nie mam nawet nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Jestem uwiązana w związku z człowiekiem do którego nie czuje nic za wyjątkiem przeblyskow odrazy i bezsilności. Jesteśmy 'parą' od ponad 15 lat ale tak naprawdę to jakiekolwiek pozytywne uczucia umarły dawno temu. Nie możemy się rozstać ze względów finansowych głównie, mamy też dziecko. Mamy wspólny kredyt na mieszkanie, jestem pewna ze nasze rozstanie nie byłoby ugodowe a przynioslyby tylko dodatkowe zmartwienia a mam ich obecnie wystarczająco. Skończyłoby się to bardzo źle głównie dla mnie. Mój partner to absolutnie odrazajacy człowiek. Podstawowe zasady higieny osobistej jak kąpiel czy mycie zębów to dla niego absolutna abstrakcja. Nie dba o siebie do tego stopnia ze po prostu od niego śmierdzi. Wyobrażacie sobie życie z kimś takim pod jednym dachem? Jest poza tym skrajnie leniwy, nie robi absolutnie nic w domu za wyjatkiem generowania śmieci i dodatkowej roboty w domu. Jest odpychajacy, chamski, do tego tępy. Wydaje mu się ze jest niebywale inteligentny ale jest zwykłym ...em. Ma zerowe ambicje, nie ma żadnego hobby, czy kolegów czemu się nie dziwię z takim paskudnym, roszczniowym charakterem. Wieczna ofiara losu, wszyscy sa winni jego porażek tylko nie on. Wieczna ofiara, boze to takie wk****ce. Nie Potrafi pomimo grubo ponad 30tki zdobyć normalnej, dobrej pracy,  zarabia grosze w gownianej pracy a chodzenie do pracy traktuje jak szczyt poświęcenia.  Po powrocie do domu nie robi nic za wyjątkiem siedzenia przy kompie i bezsensownego przeglądania faceboka grania w gierki i przegladania stron z obrakami kilka godzin dziennie. Szczyt jego możliwości to przeniesienie się na kanapę żeby obejrzeć serial. Na niczym się nie zna - sztuka? Kino? Samochody? Historia? Cokolwiek?  Absolutnie nic! Jest ku****sko płytki, nudny i żałosny. Praktycznie nie rozmawiamy. Czuję się tak jakbym mieszkała z lokatorem-syfiarzem, który tylko dokłada się do rachunków. Nie pamiętam kiedy robiliśmy cokolwiek razem. Czasami gdy już otworzy swój paskudny ryj kończy się to w 80% awanturami. Nie mogę go znieść. Nie muszę chyba dodawać ze od kilku lat życie seksualne u mnie nie istnieje. Jestem sfrustrowana, staram się żyć normalnie - mieć znajomych, hobby ale ten człowiek ciągnie mnie w dół, wysysa ze mnie całą chęć do życia. Starał się do momentu gdy był pewny ze go nie zostawię,  później to było już tylko gorzej choć na początku też nie było wybitnie. Mam dość, chciałabym cofnąć czas i nigdy go nie spotkać. Jestem tak strasznie samotna... chyba tylko syn trzyma mnie przy życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rcznr

Ihavenoidea

No niestety kochana dla ludzi z jego wykształceniem w Polsce roboty nie ma i nie będzie. 

Ale tak poważnie. On naprawdę się nie myje? W ogóle?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
 

Tak to jest bardzo przykre od roku jestem samotny w małżeństwie ,moja żona poszła drogą wiary po 27 latach szczęśliwego kochającego się małżeństwa skończyło się wszystko brak rozmowy tylko książki katolickie i modlitwy w telefonie,brak rozmowy traktowanie mnie jak obcą osobę bo do tego wszystkiego jest wielką babcią 2 latka,nieraz myślę co dalej co mam zrobić próba nawiązania rozmowy szybko się kończy,jestem ignorowany ,wszystko mi się zawaliło już nie daję rody,coraz częściej mam złe myśli co do swojej osoby...

Jej nie naprawisz już . Kochasz ją ,więc badź przy niej gdy coś robi ,obiad ,sprzątanie itd ,ale gdy zacznie tematy kościołowe ,to jasno daj znać -kulturalnie - że te tematy ciebie nie interesują . Niestety ludzie nawiedzeni potrafią być chamscy w słowach i zachowaniu ,nie dopuszczają myśli ,że ktoś może mieć inne zdanie . Znajdź coś dla siebie ,stary nie jesteś więc choćby zapisz się na jakieś koło zainteresowań -tak ,są takie dla starszych . Ojciec kolegi w wieku 65 lat zapisał się na siłownię 🙂 ,robił po swojemu ćwiczenia - a w sumie chyba po prostu był między ludźmi zamiast siedzieć w domu . 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
 

Ihavenoidea

No niestety kochana dla ludzi z jego wykształceniem w Polsce roboty nie ma i nie będzie. 

Ale tak poważnie. On naprawdę się nie myje? W ogóle?

Czasami robi to raz w tygodniu, czasami potrafi nie korzystac z prysznica po 3 tygodnie... wiem jak to brzmi ale tak jest. Potrafi nie zmieniac ubran (w tym bielizny) tygodniami bo od jakiegos czasu pierze sobie sam, a ze jest najleniwszym czlowiekiem na ziemi i woli lazic w brudach niz wstawic pranie. Nie sypiamy razem od kilku lat, bo postawilam sprawe jasno - zakaz wstępu do łóżka brudasie, kapiesz sie albo wypad... wybrał życie w brudzie. Mogłabym pisać poematy o tym co się w tym 'związku' od*****la. I uprzedzajac komentarze - nie zawsze tak było. Myślałam nawet, ze to moze jakis rodzaj depresji, probowalam wszystkiego (gdy jeszcze mi zależało) - prośby,  groźby, stawalam na głowie żeby jakoś mu pomoc i odszukać przyczynę tego zachowania ale okazało się  ze.... jemu się po prostu nie chce (przyznał się podczas jednej z kłótni). Najgorsze jest to ze moj syn (pisze 'moj' celowo, jak łatwo sie domyślić na swoje dziecko tez ma kompletnie wy****ne i właściwie ma jednego rodzica) jest w takim wieku ze chłonie zachowania innych i czasami słyszę, ze on nie bedzie myl się czy myl zębów, bo tata tego nie robi więc on też nie musi... 😞

Podjęłam decyzje, ze czas z tym skonczyc, powli zbieram siły i środki żeby uwolnić się z tego koszmaru. Zyczcie mi powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
 

Pora na romans - odżyjesz.

Romans to nie wyjście jaka by to nie była sytuacja. Jestem honorową i uczciwą osobą i nigdy tego nie zrobię dopóki formalnie nie będę wolnym człowiekiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rcznr
 

Czasami robi to raz w tygodniu, czasami potrafi nie korzystac z prysznica po 3 tygodnie... wiem jak to brzmi ale tak jest. Potrafi nie zmieniac ubran (w tym bielizny) tygodniami bo od jakiegos czasu pierze sobie sam, a ze jest najleniwszym czlowiekiem na ziemi i woli lazic w brudach niz wstawic pranie. Nie sypiamy razem od kilku lat, bo postawilam sprawe jasno - zakaz wstępu do łóżka brudasie, kapiesz sie albo wypad... wybrał życie w brudzie. Mogłabym pisać poematy o tym co się w tym 'związku' od*****la. I uprzedzajac komentarze - nie zawsze tak było. Myślałam nawet, ze to moze jakis rodzaj depresji, probowalam wszystkiego (gdy jeszcze mi zależało) - prośby,  groźby, stawalam na głowie żeby jakoś mu pomoc i odszukać przyczynę tego zachowania ale okazało się  ze.... jemu się po prostu nie chce (przyznał się podczas jednej z kłótni). Najgorsze jest to ze moj syn (pisze 'moj' celowo, jak łatwo sie domyślić na swoje dziecko tez ma kompletnie wy****ne i właściwie ma jednego rodzica) jest w takim wieku ze chłonie zachowania innych i czasami słyszę, ze on nie bedzie myl się czy myl zębów, bo tata tego nie robi więc on też nie musi... 😞

Podjęłam decyzje, ze czas z tym skonczyc, powli zbieram siły i środki żeby uwolnić się z tego koszmaru. Zyczcie mi powodzenia.

15 lat to dosyć spory kawałek czasu. Nie powiem różne kryzysy przechodziliśmy z żoną. Ale trwamy. Może spróbuj go zachęcić do jakiejś rywalizacji z innymi facetami. Nie wiem w jakim  jestescie wieku. To znaczy wiem że w XXI jak większośc zresztą. Taki mały żarcik. Przepraszam. Chodzi o to ile macie lat. Wnioskując ze starzu małżęńskiego między 35 a 40 rokiem życia. To wiek w którym jeszcze można się mobilizować do robienia czegokolwiek. Nie wiem może jakiś sport. Może jakieś narzędzia by sobie kupił coś porobił. Chocby latawca dla syna. Razem poszliby go wypróbować. Może zają by się ogródkiem choćby małym. No nie wiem ciężki przypadek. Romans tak jak mówisz to nie rozwiązanie. Człowiek w pewnym okresie swojego życia potrzebuje stabilizacji. Wszystko co nowe może być gorsze od starego. No gdybym miał taką sytuację sprawę postawił jasno. Albo coś z sobą robi albo separacja a w konsekwwncj gdyby to nie pomogło rozstanie. Jednak wtedy trzeba być konsekwentnym. Ale nie wiem czy szukałbym jeszcze kogoś do towarzystwa. Tak tylko sobie pomyślałem. O małżeństwo zawsze warto walczyć.🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

...[Starał się do momentu gdy był pewny ze go nie zostawię,  później to było już tylko gorzej choć na początku też nie było wybitnie. Mam dość, chciałabym cofnąć czas i nigdy go nie spotkać. Jestem tak strasznie samotna... chyba tylko syn trzyma mnie przy życiu.]

chyba w tym fragmencie jest odpowiedź dlaczego doszło do zaistniałej sytuacji, nie każdy jest Atlasem czy Syzyfem, nie napisałaś nic dobrego o mężu i nic złego o sobie, hmm, kto zna życie ten wie,  że często co innego się głosi, a co innego czyni 

przepraszam, że napisałem to co myślę        

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
 

15 lat to dosyć spory kawałek czasu. Nie powiem różne kryzysy przechodziliśmy z żoną. Ale trwamy. Może spróbuj go zachęcić do jakiejś rywalizacji z innymi facetami. Nie wiem w jakim  jestescie wieku. To znaczy wiem że w XXI jak większośc zresztą. Taki mały żarcik. Przepraszam. Chodzi o to ile macie lat. Wnioskując ze starzu małżęńskiego między 35 a 40 rokiem życia. To wiek w którym jeszcze można się mobilizować do robienia czegokolwiek. Nie wiem może jakiś sport. Może jakieś narzędzia by sobie kupił coś porobił. Chocby latawca dla syna. Razem poszliby go wypróbować. Może zają by się ogródkiem choćby małym. No nie wiem ciężki przypadek. Romans tak jak mówisz to nie rozwiązanie. Człowiek w pewnym okresie swojego życia potrzebuje stabilizacji. Wszystko co nowe może być gorsze od starego. No gdybym miał taką sytuację sprawę postawił jasno. Albo coś z sobą robi albo separacja a w konsekwwncj gdyby to nie pomogło rozstanie. Jednak wtedy trzeba być konsekwentnym. Ale nie wiem czy szukałbym jeszcze kogoś do towarzystwa. Tak tylko sobie pomyślałem. O małżeństwo zawsze warto walczyć.🙂

Szczerze mowiac zaczęło się tak bardzo ostro psuć gdy rzucił pracę bez absolutnie żadnego porozumienia ze mną gdy byłam w 4 miesiącu ciąży (czyli jakieś 7 lat temu). Dzięki Bogu zarabialam wtedy nieźle więc było z czego żyć jednak to co zrobił było dla każdego zdrowo myślącego odpowiedzialnego człowieka było nie do pomyślenia. Powód? Wkurza go, ze musi stac w korkach tyle czasu, znajdzie coś  bliżej a poza tym i tak ja z ZUSu dostaje więcej niz on zarabia więc 'spoko'. Przekonywał mnie, ze to kwestia max miesiąca jak pojdzie do nowej pracy a ja się tylko przy*****am i go nie rozumiem. Nie muszę chyba wyjaśniać, ze to wcale nie było takie hop siup mieć nową pracę?  Szukał jej 8 miesięcy. Przez ten cały okres narazal mnie na skrajny stres,  nie mogłam się doprosic by wziął się do roboty, niby chodził na rozmowy i wysyłał CV co było kłamstwem i wyszło na jaw kompletnym przypadkiem 🙂 rozumiecie to? Żona  w ciąży,  dziecko w drodze a on rzuca prace bo ja go utrzymam i nie spieszy się z kolejną - ba! Nawet jej nie szuka! Bo jasniepan nie bedzie stał w korkach... W domu w tym czasie nie robił absolutnie nic. Nie ogarnal przez 8 miesięcy bezrobocia pokoju dla naszego syna... miał go tylko pomalować i powiesic kikla półek. Nawet meble ja skladalam sama. Chodziłam na zakupy do 6 miesiąca ciąży SAMA. Niektóre rzeczy odpuszczalam i wyrzucalam z glowy zeby nie stresować się jeszcze bardziej niż to konieczne (teraz wiem ze to błąd) i robiłam sama. Ostatecznie pracę znalazłam mu ja z pomocą mojego brata. Nigdy nie powiedziałam mojej rodzinie prawdy bo było mi wstyd, ze tak się 'daje'. Był i jest typem leniwca ale akceptowalam pewne rzeczy, miałam pełną świadomość z jakim człowiekiem się zwiazalam, jaki ma charakter i co może mnie czekać, jednakże nigdy wczesniej  (tj. Przed ciążą) nie leciał po bandzie aż tak! Owszem, był leniwy ale po kilku prosbach pomagał mi w sprzataniu czy raz w tygodniu wyniósł smieci czy poszedł na zakupy. Przede wszystkim zachowywal podstawowe zasady higieny jak kąpiel czy zmiana ubrań. Po ciąży i w jej trakcie komplenie mu to lenistwo odj***o do tego stopnia, ze nie robi teraz komplenie nic, za wyjatkiem chodzenia do pracy (dodam tylko, ze ja także chodzę do pracy na pełen etat, ale mam dodatkowo na głowie ogarnianie syna bo mąż jedynie odbiera go z zerówki i to jedyna ingerencja w jego wychowanie, mam na głowie także dom i wszystkie sprawy bankowo-rachunkowe). Wydaje mi się, ze dla niego to ze mamy dziecko jest pewnego rodzaju gwarancją, ze nigdy go nie zostawię i moze robic (w tym przypadku NIE ROBIĆ) co tylko chce, bo ja zawsze ogarnę wszystko za niego. Nie rozmawiamy w ogole, mamy 3 pokoje i w jednym mieszkam ja, w drugim syn a w trzecim on. Ostatnio udalo mi się zamienić z nim dwa zdania w kwestii ubezpieczenia na samochód, to było jakoś 4 dni temu. Jest dla mnie obcy... jestem tak naprawdę samotną matką, tak się czuję. Przez ostatnie ponad 6 lat proszenie go o cokolwiek kończyło się na dwa sposoby: albo mnie ignorował do momentu aż sama tego o co go proszę nie zrobię albo awantura bo on jest zmęczony i jest po pracy i mam dac mu spokój. Uwierzcie mi nie jestem typem księżnej która leży i pachnie i oczekuje, ze facet będzie na nią robił i wokół niej skakał,  absolunie nie! Od kiedy skończyłam edukację nieprzerwanie pracuję (oprócz okresu ciąży i wychowawczego), staram się ogarniać dom i wychować syna na dobrego człowieka ale wiem, ze z takim tatusiem będzie ciężko. Po prostu oczekiwałam od niego minimum pomocy w domu i przy dziecku. Nie jestem zawistna sekutnica ktora nie pozwala wyjść na piwo i tylko się przypieprza i czegoś chce a sama nie daje nic od siebie. Naprawdę staralam sie byc najlepsza wersja siebie dla nas - obiadki, sprzatanko, pranko, inicjowanie seksu, prezenty zeby czyms go zainteresowac... wszystko na nic, bo miał to absolutnie w dupie. Wiele godzin spędziłam w sieci szukając jak mogę pomóc mężowi, ilez ja prób podjęłam żeby było między nami choć odrobine lepiej, naprawdę zadowolilabym się stanem z przed ciąży, nie oczekuje bajki bo zycie nią nie jest ale choć odrobiny pomocy, ciepła i zrozumienia by mi wystarczyło,  tylko tyle i az tyle... oto kilka przykladow z mojego zycia; 

- gdy nasz syn mial roczek zorganizowalam 2 dniowy, weekendowy wyjazd niespodziankę dla nas wszystkich do oddalonego o godzinkę drogi pensjonatu na łonie natury, zaliczka zaplacona wszystko dogadane... tydzien przed poinformowalam go o planach i zeby wzial jeden dzień wolnego w pracy i co zaplanowałam, byłam bardzo szczęśliwa bo miał być to nasz pierwszy wyjazd z synkiem jako rodzina... poinformował mnie, ze (tu automatyczny cytat) "nie jest zainteresowany" a poza tym miał ciężki tydzień w pracy i nigdzie się nie wybiera bo zamierza w weekend pograć i się zrelaksować. Ten dzień skończył się gigantyczną kłótnia. Pojechałam ze szwagierka.

- był niechetny do zblizen, stwierdziłam ze rzeczywiscie po ciąży moje ciało się zmieniło,  w ciągu kilku miesięcy rzuciłam przybrane w trakcie ciąży 8 kg, kupiłam bieliznę, podrzucilam syna mamie na jeden dzień, który miał być dla nas (też w formie niespodzianki,  wiecie taki 'leniwy dzien'), gdy próbowałam go rozgrzać zapytał 'co mi odbiło', gdy próbowałam wyjaśnić ze brakuje mi tego i chcę jakoś naprawić nasz związek i życie seksualne bo ono umiera powiedział  ze sobie 'wymyslam', wstal, poszedl do łazienki, wyszedł z niej i powędrował na kanapę bez słowa. Zrujnowal mnie tym. Każda kobieta zrozumie oczym piszę.

- stwierdziłam w pewnym momencie ze byc moze choruje? Moze to depresja? Próbowałam namówić go na wizytę u specjalisty, wysmial mnie i stwierdził ze próbuje zrobić z niego świra i w ogóle w czym mam problem bo on żadnego nie dostrzega. Pochodzilam do niego delikatnie, zapewnialam ze damy radę i wespre go bez względu na wszystko tylko niech pójdzie na jedną wizytę, porozmawia z kimś... stanowczo odmówił sugerując ze tak wygląda życie i mam 'zejść na ziemię', pieprzyl od rzeczy ze seriale i książki robią mi wode z mózgu, ze histeryzuje i miliony osób tak żyje a ja znów się  czepiam (co nie jest prawdą).

I wiele, wieeeele więcej tego typu akcji.

Wypral mnie z dobrych wspomnień, wypral mnie z chęci poprawienia czegokolwiek. Wypral mnie z pewnosci siebie na wiele lat. Nie mam siły już starać się za dwoje i to od kilku lat. Poddalam się. I mam do tego pełne prawo, mam już dość wyciągania ręki, którą on opluwa. Rozmawiam z koleżankami z pracy i słyszę czasami, ze mają kłótnie ze swoimi facetami bo wypił za dużo na ostatnich urodzinach szwagra czy zapomniał o kwiatku na dzień kobiet albo zapomniał rozwiesic pranie... ileż ja bym dała zeby mieć tylko takie problemy w związku. Ehh rozpisalam się ale daje mi to niesamowitą ulgę, pisanie tutaj. 

Tu już nie ma o co walczyć. Dziękuję w każdym razie za porady i próbę pomocy.

Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim z takimi problemami dużo siły do walki, oby Wam się udało... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rcznr
 

Szczerze mowiac zaczęło się tak bardzo ostro psuć gdy rzucił pracę bez absolutnie żadnego porozumienia ze mną gdy byłam w 4 miesiącu ciąży (czyli jakieś 7 lat temu). Dzięki Bogu zarabialam wtedy nieźle więc było z czego żyć jednak to co zrobił było dla każdego zdrowo myślącego odpowiedzialnego człowieka było nie do pomyślenia. Powód? Wkurza go, ze musi stac w korkach tyle czasu, znajdzie coś  bliżej a poza tym i tak ja z ZUSu dostaje więcej niz on zarabia więc 'spoko'. Przekonywał mnie, ze to kwestia max miesiąca jak pojdzie do nowej pracy a ja się tylko przy*****am i go nie rozumiem. Nie muszę chyba wyjaśniać, ze to wcale nie było takie hop siup mieć nową pracę?  Szukał jej 8 miesięcy. Przez ten cały okres narazal mnie na skrajny stres,  nie mogłam się doprosic by wziął się do roboty, niby chodził na rozmowy i wysyłał CV co było kłamstwem i wyszło na jaw kompletnym przypadkiem 🙂 rozumiecie to? Żona  w ciąży,  dziecko w drodze a on rzuca prace bo ja go utrzymam i nie spieszy się z kolejną - ba! Nawet jej nie szuka! Bo jasniepan nie bedzie stał w korkach... W domu w tym czasie nie robił absolutnie nic. Nie ogarnal przez 8 miesięcy bezrobocia pokoju dla naszego syna... miał go tylko pomalować i powiesic kikla półek. Nawet meble ja skladalam sama. Chodziłam na zakupy do 6 miesiąca ciąży SAMA. Niektóre rzeczy odpuszczalam i wyrzucalam z glowy zeby nie stresować się jeszcze bardziej niż to konieczne (teraz wiem ze to błąd) i robiłam sama. Ostatecznie pracę znalazłam mu ja z pomocą mojego brata. Nigdy nie powiedziałam mojej rodzinie prawdy bo było mi wstyd, ze tak się 'daje'. Był i jest typem leniwca ale akceptowalam pewne rzeczy, miałam pełną świadomość z jakim człowiekiem się zwiazalam, jaki ma charakter i co może mnie czekać, jednakże nigdy wczesniej  (tj. Przed ciążą) nie leciał po bandzie aż tak! Owszem, był leniwy ale po kilku prosbach pomagał mi w sprzataniu czy raz w tygodniu wyniósł smieci czy poszedł na zakupy. Przede wszystkim zachowywal podstawowe zasady higieny jak kąpiel czy zmiana ubrań. Po ciąży i w jej trakcie komplenie mu to lenistwo odj***o do tego stopnia, ze nie robi teraz komplenie nic, za wyjatkiem chodzenia do pracy (dodam tylko, ze ja także chodzę do pracy na pełen etat, ale mam dodatkowo na głowie ogarnianie syna bo mąż jedynie odbiera go z zerówki i to jedyna ingerencja w jego wychowanie, mam na głowie także dom i wszystkie sprawy bankowo-rachunkowe). Wydaje mi się, ze dla niego to ze mamy dziecko jest pewnego rodzaju gwarancją, ze nigdy go nie zostawię i moze robic (w tym przypadku NIE ROBIĆ) co tylko chce, bo ja zawsze ogarnę wszystko za niego. Nie rozmawiamy w ogole, mamy 3 pokoje i w jednym mieszkam ja, w drugim syn a w trzecim on. Ostatnio udalo mi się zamienić z nim dwa zdania w kwestii ubezpieczenia na samochód, to było jakoś 4 dni temu. Jest dla mnie obcy... jestem tak naprawdę samotną matką, tak się czuję. Przez ostatnie ponad 6 lat proszenie go o cokolwiek kończyło się na dwa sposoby: albo mnie ignorował do momentu aż sama tego o co go proszę nie zrobię albo awantura bo on jest zmęczony i jest po pracy i mam dac mu spokój. Uwierzcie mi nie jestem typem księżnej która leży i pachnie i oczekuje, ze facet będzie na nią robił i wokół niej skakał,  absolunie nie! Od kiedy skończyłam edukację nieprzerwanie pracuję (oprócz okresu ciąży i wychowawczego), staram się ogarniać dom i wychować syna na dobrego człowieka ale wiem, ze z takim tatusiem będzie ciężko. Po prostu oczekiwałam od niego minimum pomocy w domu i przy dziecku. Nie jestem zawistna sekutnica ktora nie pozwala wyjść na piwo i tylko się przypieprza i czegoś chce a sama nie daje nic od siebie. Naprawdę staralam sie byc najlepsza wersja siebie dla nas - obiadki, sprzatanko, pranko, inicjowanie seksu, prezenty zeby czyms go zainteresowac... wszystko na nic, bo miał to absolutnie w dupie. Wiele godzin spędziłam w sieci szukając jak mogę pomóc mężowi, ilez ja prób podjęłam żeby było między nami choć odrobine lepiej, naprawdę zadowolilabym się stanem z przed ciąży, nie oczekuje bajki bo zycie nią nie jest ale choć odrobiny pomocy, ciepła i zrozumienia by mi wystarczyło,  tylko tyle i az tyle... oto kilka przykladow z mojego zycia; 

- gdy nasz syn mial roczek zorganizowalam 2 dniowy, weekendowy wyjazd niespodziankę dla nas wszystkich do oddalonego o godzinkę drogi pensjonatu na łonie natury, zaliczka zaplacona wszystko dogadane... tydzien przed poinformowalam go o planach i zeby wzial jeden dzień wolnego w pracy i co zaplanowałam, byłam bardzo szczęśliwa bo miał być to nasz pierwszy wyjazd z synkiem jako rodzina... poinformował mnie, ze (tu automatyczny cytat) "nie jest zainteresowany" a poza tym miał ciężki tydzień w pracy i nigdzie się nie wybiera bo zamierza w weekend pograć i się zrelaksować. Ten dzień skończył się gigantyczną kłótnia. Pojechałam ze szwagierka.

- był niechetny do zblizen, stwierdziłam ze rzeczywiscie po ciąży moje ciało się zmieniło,  w ciągu kilku miesięcy rzuciłam przybrane w trakcie ciąży 8 kg, kupiłam bieliznę, podrzucilam syna mamie na jeden dzień, który miał być dla nas (też w formie niespodzianki,  wiecie taki 'leniwy dzien'), gdy próbowałam go rozgrzać zapytał 'co mi odbiło', gdy próbowałam wyjaśnić ze brakuje mi tego i chcę jakoś naprawić nasz związek i życie seksualne bo ono umiera powiedział  ze sobie 'wymyslam', wstal, poszedl do łazienki, wyszedł z niej i powędrował na kanapę bez słowa. Zrujnowal mnie tym. Każda kobieta zrozumie oczym piszę.

- stwierdziłam w pewnym momencie ze byc moze choruje? Moze to depresja? Próbowałam namówić go na wizytę u specjalisty, wysmial mnie i stwierdził ze próbuje zrobić z niego świra i w ogóle w czym mam problem bo on żadnego nie dostrzega. Pochodzilam do niego delikatnie, zapewnialam ze damy radę i wespre go bez względu na wszystko tylko niech pójdzie na jedną wizytę, porozmawia z kimś... stanowczo odmówił sugerując ze tak wygląda życie i mam 'zejść na ziemię', pieprzyl od rzeczy ze seriale i książki robią mi wode z mózgu, ze histeryzuje i miliony osób tak żyje a ja znów się  czepiam (co nie jest prawdą).

I wiele, wieeeele więcej tego typu akcji.

Wypral mnie z dobrych wspomnień, wypral mnie z chęci poprawienia czegokolwiek. Wypral mnie z pewnosci siebie na wiele lat. Nie mam siły już starać się za dwoje i to od kilku lat. Poddalam się. I mam do tego pełne prawo, mam już dość wyciągania ręki, którą on opluwa. Rozmawiam z koleżankami z pracy i słyszę czasami, ze mają kłótnie ze swoimi facetami bo wypił za dużo na ostatnich urodzinach szwagra czy zapomniał o kwiatku na dzień kobiet albo zapomniał rozwiesic pranie... ileż ja bym dała zeby mieć tylko takie problemy w związku. Ehh rozpisalam się ale daje mi to niesamowitą ulgę, pisanie tutaj. 

Tu już nie ma o co walczyć. Dziękuję w każdym razie za porady i próbę pomocy.

Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim z takimi problemami dużo siły do walki, oby Wam się udało... 

Jeśli to co piszesz to szczera prawda. Bo nie znam twojego męża więc sama wiesz, że nie jestem w stanie obiektywnie ocenić sytuacji. W każdym bądź razie jeżeli to co mówisz jest prawdą to musisz sprawę postawić jasno. Tak ludzie nie żyją w milionach innych związków na świecie. Chyba coś mu się pomieszało. Na twoim miejscu fajnie bym się zaczą ubierać poszędł do kina, następnym razem pojechał na dwa dni np. do koleżanki, na wikend wyjechał sobie gdzieś w góry. W ogóle nie informując go o tym. Musisz go ignorować. Posiłki niech robi sobie sam. Kasy bym mu nie dawaj. Niech weźmie się do pracy. Nie może znaleźć pracy w zawodzie wyuczonym, to niech się przebranżowi. Musisz coś zrobić. Idź do adwokata niech mu wyśle pismo z kancelarii może to go ruszy. Albo powiedz mu że złożyłaś wniosek o separację. No nie wiem. Ja bym tak nie chciał żyć. Dla czego? Bo życie ma się tylko jedno jedyne. Ono nigdy więcej się nie nam nie zdarzy nigdy. To co jest za nami już nigdy nie wróci. Dla tego w pewnych sprawach trzeba być stanowczym. Na takim forum jak to, jedynie możesz się wygadać to wszystko. Z reguły większość tu to ignoranci mają gdzieś czyjeś problemy. To co tu widzę to z reguły dwudziesto paro latkowie. A nawet jak znajdzie się ktoś starszy to jego patrzenie na życie kończy się na wysokości rozporka. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witam, no właśnie mi, gdyby mi nie doskwierała samotność w związku nie szukał bym wrażeń. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×