Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

"Kiedy patrzyła na jego uśmiechniętą twarz, kiedy patrzyła w jego błękitne oczy, wiedziała, że niczego więcej nie pragnie. I czuła się, jak Anioł. Jakby miała skrzydła i mogła ulecieć ku niebu.." Och___jakie piekne zakonczenie! Te wszystkie zdarzenia i osoby potrzebne byly ,by wreszcie pasc sobie w ramiona.Cudowne opowiadanie.Jeszcze raz JARZEBINKO ___pieknie dziekuje👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taniec, który budzi duszę Jest niepodobny do żadnego innego, bo tańczy się go do muzyki, którą słyszał tylko jeden człowiek – Petyr Dynow. Charyzmatyczny filozof i duchowy nauczyciel głosił, że dzięki paneurytmii człowiek może się dostroić do boskiej harmonii. Nigdy nie rozstawał się ze skrzypcami i zasłyszaną muzykę Sfer Niebieskich natychmiast odtwarzał na instrumencie. Jego uczniowie zapisywali nuty. Głosił, że muzyka automatycznie podnosi świadomość ludzi. I że jest we wszystkim. Każda roślina, zwierzę, kamień, gwiazda ma w sobie muzykę. Przepowiadał nadejście dnia, w którym subtelny słuch człowieka rozwinie się tak doskonale, iż muzykę Natury usłyszą wszyscy. W jednym ze swych licznych wykładów powiedział: „Muzyka jest siłą, która przemienia energię w człowieku. Jest potężnym czynnikiem, za pomocą którego możesz zaprowadzić równowagę w swoim życiu. Odpowiedni ruch powinien wyrażać odpowiedni ton. A kiedy ruch zbiega się z odpowiednim tonem, tworzy to w sumie wielką moc”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Naprawdę piękne opowiadanie,zamyślenia w oparciu o literaturę oraz melodie.Dziękuję. Miłość - wielka Pani Czy ptakiem przyfrunęłaś nowa miłości? Czy deszczu kropelkami spłynęłaś po mojej nagości, Pieszcząc mą duszę i moje ciało, Wdarłaś się w serce które cierpiało. Obnażona siłą nieznanej mocy, Przymykam ze wstydem płonące oczy, Napięciem opanowane jest moje ciało, Pragnie zrozumieć, co to się stało. Na chmurkach mięciutkich gdzieś unoszona, Wyciągam do ciebie moje ramiona, Miłości - o wielka Pani, Kieruj od dzisiaj moimi drogami, Po różanych płatkach pozwól mi stąpać, W miłosnych rozkoszach pozwól się kąpać. Ty - jesteś Wielka, Ja - Twoją sługą, Bądź w moim sercu, długo i długo, Wypełnij czarę miłosną słodyczą, Spijać ją pozwól jak nektar życia. Aleksandra Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Samo życie Gdzie słów za dużo pada, Jest ktoś, kto za zło odpowiada, Wąż dziurki nie robiąc - krew naszą wypija, I miłość świadomie, powoli zabija. Z kamienną twarzą mocno całuje, Dorodnym jabłkiem często częstuje, Nim podążymy za nim myślami, Jesteśmy w sidła już zaplątani. Z nadzieją - bukiet kwiatów wąchamy, Z nadzieją - swoje ciało oddamy, Z nadzieją - robimy szerokie plany, Z nadzieją - kryjemy zadane rany. Mijają dni i najpiękniejsze lata, Zmarszczki pokrywają ciało, jak pod cięciem bata, Srebrną siwizną, włosy się pokrywają, Tylko oczy jesieni, swoją mądrość oddają. Patrzą na wszystko - co jest - co minęło, Pytając - gdzie jest to szczęście - które minęło, Co roku, jesień pokrywa się swoją krasą, Co robi życie, z jesienią naszą ? Czy wolno jeszcze nam kochać ? Czy wolno być jeszcze kochanym? W jesieni życia, gdy tak mało lat, przed sobą mamy. Zbierać owoce dojrzałej miłości, Cieszyć się życiem, które jeszcze w nas gości, Otwierać bramy do Rajskich ogrodów, Jak kiedyś - dawniej - po prostu za młodu. Gdy czas wyznaczy już naszą godzinę, Pójdziemy spełnieni w tą nową krainę. Aleksandra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szczęście i miłość Szczęściem jest miłość mieszkająca w Tobie, Miłość jest silna, nie znajdziesz jej tak sobie. Szczęście otworzy bramy, dla pięknej miłości, Nasyci serce nektarem, upoi w swojej wielkości. Szczęścia i miłości nie możesz ograniczyć, One nie znają żadnego dystansu, by je rozliczyć. Obojętnie kiedy i gdzie, przystań dla nich zbudujesz, Ich obecność w Twoim sercu - zawsze wyczujesz. Szczęście i miłość - zawsze pójdą w parze, Dostajemy je od życia, w cudownym darze. Jak anioł, są naszego serca, stróżem czujnym, Wypełniają nicość, swym uczuciem bujnym. Szczęście i miłość - to słowa niewypowiedziane, Jest to niezwykłe uczucie - nigdy niewyczerpane. Łza zakręci się w oku z przyjemnego wzruszenia, Odzwierciedli ukryte w sercu, najcichsze pragnienia. Szczęście to miłość, goszcząca w ludzkiej duszy, Da Tobie uczucie sytości, rany jątrzące zasuszy. Pozytywne myślenie, jest sukcesu początkiem, Pielęgnuj więc miłość, ona jest szczęścia zaczątkiem. Aleksandra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO! 🖐️ KOCHANE DRZEWKA! 👄 KALNKO piekne piosenki🌻dziekuje za dedykacje ❤️ SREBRNA AKACJO 🌻 za wiersze.DZIEKUJE! Czas na opowiadanie!... Zachod slonca....... Czasem spotykamy kogoś, komu pomóc już nie możemy. Czasami spotykamy kogoś, dla kogo na pomoc jest już za późno... Jak się wtedy zachować? Co zrobić, kiedy nie potrafi się odczytać tak przejrzystych wskazówek?........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Usiadła pod drzewem. Patrzyła na taflę jeziora. Była spokojna, nie było nawet najmniejszej fali. Gdyby tylko o swoim życiu mogła powiedzieć podobnie… Tyle się działo, tyle niedobrego… To był jeden z dni, kiedy czuła się lepiej… Kiedy mogła wyjść na dwór i spędzać czas tak, jak chciała. Dlatego tu przyszła. Chciała zachować ten widoczek w głowie. Chciała go mieć przed oczyma, kiedy już nie będzie mogła tu przyjść… Westchnęła. Poczuła na policzku łzę. - Czego płaczesz, głupia – zganiła samą siebie. – Miałaś chwytać to, co najpiękniejsze, a nie ryczeć. Na to przyjdzie jeszcze czas… Zawiał lekki wiatr i uśmiechnęła się. Wiedziała, że to Bóg daje jej znak, że nie powinna rozpaczać. Chciała nie mieć na to czasu. Ale miała. I to bardzo dużo. Za dużo. Już niedługo nie będzie mieć go wcale… Poczuła czyjś dotyk na ramieniu i otworzyła oczy. Miała przed sobą chłopczyka, który się jej przyglądał. Zobaczyła troskę w jego w oczach. - Dlaczego płaczesz? – zapytał maluch. Nie mógł mieć więcej niż sześć lat. - Nie płaczę – odpowiedziała cicho. Uśmiechnęła się. Na ten widok malec też się uśmiechnął. Jego czekoladowe oczy pełne były radosnych ogników. - Mogę usiąść koło ciebie? – spytał. - Wiesz, to mój kamień i muszę pomyśleć… – zmarszczyła brwi i udała, że myśli. Chłopiec patrzył na nią z niecierpliwością. - Siadaj – odsunęła się, żeby zrobić mu miejsce. Uśmiechnął się szeroko i wziął ją za rękę. - Jesteś tu sam? – zapytała, rozglądając się po parku w poszukiwaniu jego rodziców. - Z wujkiem – odpowiedział. – Ale nie będzie go przez jakiś czas. - Dlaczego? – zdziwiła się. - Zgubiłem go przy fontannie – odparł i wskazał palcem w tamtym kierunku. – Chwilę będzie mnie szukał. - Zawsze mu uciekasz? – uśmiechnęła się. - Czasami – odparł. – Ale jestem już duży i sam umiem sobie poradzić. - Nie wątpię – objęła go ramieniem, a on wyglądał na bardzo zadowolonego z takiego obrotu sprawy. Uśmiechał się szeroko. - Ile masz lat? – zapytała. - Niedługo skończę sześć. Dostanę na urodziny rower, wiesz? - Tak? - Tak. A wujek powiedział też, że zabierze mnie na swój koncert. - A kim jest twój wujek? - Śpiewa w zespole. Dziewczyny go kochają – wzdrygnął ramionami z udawanym obrzydzeniem. – Ale i tak go lubię – dodał rezolutnie. – I ciebie też lubię. Bo ty jesteś inna, niż te wszystkie dziewczyny… – zmarszczył nos. – Jak masz na imię? - Linda – uśmiechnęła się. - A ja jestem Mark – powiedział. I właśnie w tym momencie usłyszeli szybko zbliżające się kroki i czyjś gniewny głos. - Tu jesteś, urwisie – mężczyzna popatrzył na chłopca z dezaprobatą. – Przepraszam za niego – zwrócił się do dziewczyny. Widział ślady łez na jej policzkach i miał nadzieję, że to nie z powodu Marka. Ale chłopiec patrzył w nią, jak w obrazek, a ona obejmowała go ramieniem, więc był pewny, że raczej ją rozweselił, niż zasmucił. - Nic się nie stało – uśmiechnęła się. Mężczyzna miał takie same czekoladowe oczy, jak malec, ale, przy jego ogólnym wyglądzie była to dawka wręcz zabójcza… Uśmiechnęła się. Gdzieś już tę twarz widziała… – Czy my się przypadkiem kiedyś już nie spotkaliśmy? cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie przypominam sobie – uśmiechnął się. Zabawnie marszczyła nos, kiedy nad tym myślała. – Howie Dorough – dodał i wyciągnął rękę w jej kierunku. Westchnęła. - To moje pytanie było nie na miejscu, prawda? – popatrzyła na niego niepewnie i uśmiechnęła się. Uścisnęła jego dłoń. – Linda Gray. Dobrze wiedziała, kim on jest. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej przystojny. Szkoda, że poznała go w takim momencie swojego życia… - Dobrze się czujesz? – zapytał, zaniepokojony, bo zauważył, że pobladła. - Dobrze – uśmiechnęła się. – Troszkę jestem zmęczona, to wszystko. Pogawędziliśmy sobie trochę z Markiem, prawda? – spojrzała na chłopca. Skinął głową. - Często tu przychodzisz? – zapytał Howie. - Kiedyś przychodziłam częściej, teraz już coraz rzadziej… – odpowiedziała i popatrzyła na jezioro. Wyczuł jakiś smutek w jej głosie. Ale nie zdążył zareagować, bo Mark nagle okazał się całkiem wygadanym dzieckiem. - Umiesz jeździć na rolkach? – spytał. - Jestem mistrzynią – odpowiedziała z uśmiechem, a ona popatrzył na nią z podziwem. - Chciałabyś pojeździć? – zapytał. – Mogłabyś pójść do domu i je przynieść. Ja przyniosę swoje i będziemy się ścigać. Bo wujek nie umie jeździć – popatrzył na Howiego z wyrzutem. Mężczyzna wzruszył ramionami. - Może umówilibyśmy się na jutro, co? – zaproponowała. – Dziś chciałabym sobie tutaj spokojnie posiedzieć. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Chciał pojeździć już dziś, ale wiedział, że niegrzecznie będzie jej kazać przynieść te rolki. Dziewczyny czasem bywają dziwne… - Może być jutro – odpowiedział. - Nie zawiedziesz się – powiedziała. – Pościgamy się za wszystkie czasy. Pokażę ci, jak się robi piruety i jeździ przez przeszkody. - Super! – ucieszył się malec. - Dlaczego czuję się niepotrzebny? – zapytał Howie i popatrzył na nią smutno. Uśmiechnęła się. - Kup rolki, to poczujesz się potrzebny – odpowiedziała. Rozmawiała z nim, jakby znali się od lat. I to wydawało się jej najnormalniejsze pod słońcem. – Umiesz jeździć na łyżwach? Skinął głową. - A to prawie to samo – powiedziała. – Upadki bywają bardziej bolesne, ale jakoś da się przeżyć… Jak myślisz, Mark, nauczymy twojego wujka jeździć na rolkach? - Nauczymy – odpowiedział stanowczo. - W takim razie postanowione – powiedziała i w trójkę uścisnęli sobie dłonie. W duchu przyznała, że takiego zachodu słońca się nie spodziewała… cdn...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czekała na nich. Dziś też czuła się dobrze i dziękowała za to Bogu. Ostatnie tygodnie były dla niej bardzo ciężkie i cieszyła się, że ma chwilę wytchnienia. Gdyby zgodziła się na propozycję lekarzy, leżałaby teraz w szpitalu, bez włosów i bez sił. A tak, dzięki mocnym tabletkom, mogła przeżyć życie tak, jak chciała. Wiedziała, że to już długo nie potrwa, dlatego starała się cieszyć tym, co ma… Westchnęła. Odwróciła głowę i zobaczyła ich przy fontannie. Szli powoli. Wyglądali jak ojciec z synem. Zawsze się zastanawiała, dlaczego Howie jeszcze się nie ożenił. Był przystojny, czarujący, miał serce na dłoni. Był kimś, kogo ona chciałaby za męża. Tyle, że nie mogła go mieć… Ani jego, ani żadnego innego mężczyzny… - Długo czekasz? – zapytał Howie, kiedy już podeszli. Zauważył, że była smutna i zastanawiał się, co jest tego przyczyną. - Kilka minut – odpowiedziała. Uśmiechnęła się – Jesteście gotowi? - Jasne! – odparł Mark i wyciągnął rolki z plecaka. Usiadł obok niej i nałożył je na nogi. Ona zrobiła to samo. A potem pomogła Howiemu, bo sam nie mógł sobie poradzić. Wstała. Mark też. Howie spojrzał na nich niepewnie. - Chodź – podała mu dłoń. Stanął obok niej na chwiejnych nogach. - A jak się wywrócę? – zapytał. - To się wywrócisz – odpowiedziała rezolutnie, a Mark zachichotał. - Pojedziemy wkoło jeziora, dobrze? – zapytał malec. - Myślisz, że twój wujek to zniesie? – zapytała. - Powinien – odpowiedział. – Potrafi skakać na koncercie przez dwie godziny, więc to też może mu się udać. - Więc jak go trochę wymęczymy, to da nam spokój, a my sobie trochę zaszalejemy. Co ty na to? – mrugnęła figlarnie okiem. Zobaczyła w jego oczach wesołe ogniki i wiedziała, że ma go w garści. - Super! – odpowiedział. - Hej! – oburzył się Howie. – Nie mówcie o mnie, jakby mnie tu nie było! Zaśmiali się. - Poradzisz sobie – powiedziała Linda i ruszyli. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ponad dwie godziny spędzili na rolkach. Początkowo Linda prowadziła Howiego za rękę i czuł się bezpiecznie, ale kiedy go puściła, wpadł w panikę. Nawet Mark się z niego śmiał, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało. Wiedział, że dzięki niemu wszyscy troje mają dobrą zabawę. Mark ścigał się z Lindą i stwierdził, że fajna z niej dziewczyna i, że, gdyby nie była dziewczyną, to by była jego najlepszym kumplem. Uśmiała się na te jego wywody, a Howie stwierdził, że ślicznie się śmieje. I oczy jej ślicznie błyszczą… Kiedy pokazała Markowi kilka tricków, a on cieszył się, jakby właśnie poznał jakąś wielką tajemnicę, nie mógł się nie uśmiechnąć. Musiała bardzo kochać dzieci. Miała naturalny dar przekonywania ich do siebie… Mark patrzył w nią, jak w obrazek. A zwykle marszczył się na widok dziewczyn… A ona traktowała go jak kumpla i ścigała się z nim do upadłego… I to ona pierwsza zrezygnowała z wyścigów. Usiadła na ławce i powiedziała, że ma już dość i jest zmęczona. Zauważył, że troszkę pobladła, ale przekonała go, że wszystko jest w porządku, więc nie miał powodów, żeby jej nie wierzyć. Urządzili sobie jeszcze wyścig dookoła fontanny. Przegrany miał stawiać lody. Przegranym oczywiście okazał się Howie. I kupił im największe lody, jakie tylko były dostępne. Usiedli przy stoliku. - Hm… Przepyszne – powiedziała Linda po chwili. – Dla takich lodów zrobiłabym wszystko – dodała figlarnie. - Będę o tym pamiętał – odpowiedział i uśmiechnął się. – I cieszę się, że ci smakują. - Mogę jeszcze polewy? – zapytał Mark i popatrzył na Howiego. Mężczyzna pokręcił głową. - Twoja mama zabije mnie za te lody, więc nie dawaj jej więcej powodów, żeby mnie uśmierciła – powiedział. – Nie chcę, żebyś się rozchorował… Mark popatrzył błagalnie na Lindę. Wiedziała, że prosi o jej wstawiennictwo. Uśmiechnęła się. Robił takie same maślane oczka, jak Howie. Jakby zdawał sobie sprawę, że żadna dziewczyna się temu nie oprze… - Howie, nie bądź taki – delikatnie szturchnęła mężczyznę. – Mark nieźle się dzisiaj napracował… Pomyśl, ile nowych tricków się dzisiaj nauczył. Teraz będzie śmigał jak błyskawica na tych swoich rolkach… Nie odmawiaj mu tej przyjemności – dodała. – W końcu, żyje się tylko raz… A lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż, że się czegoś nie zrobiło. - Właśnie – Mark wszedł jej w słowo. Nie zrozumiał dokładnie, o co jej chodzi, ale wiedział, że jest po jego stronie. Howie milczał przez chwilę. Jej nie potrafił odmówić… Ciekawe, dlaczego? Uśmiechnął się i powoli skinął głową. - Ale jak piśniesz coś mamie… – pogroził chłopu palcem. Mark pokręcił energicznie głową. - Obiecuję – odparł i udał, że zamyka usta na kłódkę. Potem popatrzył na Lindę. – Dzięki. Fajna jesteś, wiesz? – dodał i mrugnął do niej okiem. Uśmiechnęła się szeroko. - Ty też jesteś fajny – odpowiedziała. – A teraz śmigaj po polewę. Wystrzelił, jak torpeda. Nie chciał, żeby wujek się rozmyślił. A oni zostali sami. Howie popatrzył na nią uważnie. - Uczysz się, czy pracujesz? – zapytał. - Ani to, ani to – odparła. – Skończyłam Uniwersytet Stanowy i na razie mam wakacje. - Kiedy zaczniesz pracować? – drążył dalej. Wstrzymała oddech. Odwróciła głowę, żeby nie widział, że w oczach zalśniły jej łzy. Nie mogła mu tego powiedzieć… Nie chciała mu tego powiedzieć… Nie potrafiła mu tego powiedzieć… - Nigdy… – odpowiedziała cicho, a on miał wrażenie, że się przesłyszał. Ale nie zdążyli dokończyć rozmowy, bo pojawił się Mark, więc wrócili do konsumpcji lodów. Tyle, że, nawet, kiedy je skończyli, nie chciała wracać do tamtej rozmowy. Udawała, że ona w ogóle nie miała miejsca… Miał wrażenie, że mu ucieka. Zagadywała Marka i razem się wygłupiali, do niego się też uśmiechała, ale unikała poważnych i osobistych tematów. Bała się? Nie był pewien. Bo czego mogła się bać? Była śliczna, dowcipna i miała całe życie przed sobą… Tak samo, jak on. Więc też powinna cieszyć się życiem… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy spotkali się następnym razem, też się świetnie bawili. Znów namówili go na rolki i znów przegrał w tym ich wspólnym wyścigu. Ale Linda domyśliła się, że teraz pozwolił jej wygrać. Dlatego uparła się, że tym razem ona postawi im lody. Wybrali sobie takie wykwintne, że wszyscy się nimi upaćkali… I zaśmiewali się do łez. Miał wrażenie, że dziewczyna jest trochę bledsza, niż ostatnim razem, ale miała wyśmienity humor, więc postanowił tego nie burzyć. Gdyby chciała mu o czymś powiedzieć, zrobiłaby to. Jej uśmiech wskazywał na to, że bawi się doskonale. Zachowywała się tak naturalnie, że miał wrażenie, jakby znali się od lat. Linda traktowała go, jak normalnego człowieka. I właśnie tej normalności mu brakowało w kontaktach z innymi dziewczynami. Albo piszczały, albo płakały na jego widok. I nie można było z nimi normalnie porozmawiać… No, może niewiele z nią rozmawiał, bo większość czasu się śmiali, ale nie zamieniłby tych chwil na żadne inne… Już nie usiadła pod drzewem. Nie była pewna, czy będzie miała siły, żeby wstać… Ostatnio czuła się coraz gorzej, wiedziała, że to oznacza tylko jedno… Westchnęła. Cieszyła się, że miała chociaż okazję poznać Howiego. Zawsze jej się wydawało, że jest przesympatyczny i szarmancki. Ale rzeczywistość przerosła jej wyobrażenia… Był idealny. Miał tyle do zaoferowania. Doskonale potrafił zrozumieć innych. Marzył o romantycznej miłości, o ciepłym i wesołym domu… Wierzyła, że kiedyś znajdzie tę właściwą, z którą będzie mógł to wszystko stworzyć. Tę, której będzie mógł oddać całego siebie. Wiedziała, że bardzo tego chciał… Żył po to, żeby kochać. Polubił ją, ale nie chciała, żeby miał jakieś złudzenia. Niewiele rozmawiali, ale domyślił się, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. Widziała to w jego zachowaniu. I cieszyła się, że nie znał całej prawdy… - Czy to miejsce jest wolne? – usłyszała czyjś głos i uśmiechnęła się na widok Howiego. - Jasne – odpowiedziała. Usiadł obok. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Nie wyglądała za dobrze. Mógłby nawet powiedzieć, że wygląda źle. Była blada i miała niespokojny oddech. - Dobrze się czujesz? – zapytał. I zamarł, kiedy usłyszał jej odpowiedź. - Nie – powiedziała. – Ale nie martw się. To już długo nie potrwa. Niedługo znów będę spokojna, znów wszystko będzie wspaniałe… - C-co masz na myśli? – wykrztusił. Nic nie odpowiedziała. Zamknęła oczy. Widział, że zastanawia się nad odpowiedzią i nie chciał tego przerywać. Nie chciał niczego z niej wyciągać. Chciał, żeby sama mu o wszystkim opowiedziała… Jeśli chciałaby, żeby o czymś wiedział, powiedziałaby mu. Nie znał jej zbyt dobrze, bo spotkali się zaledwie kilka razy, ale troszkę zdążył ją poznać… Zdążył zauważyć wesołe ogniki w jej oczach, kiedy się śmiała… I zdążył zauważyć smutek, kiedy odpływała myślami gdzieś daleko… A to mu się nie podobało… - Dokładnie to, co powiedziałam – odparła. – Razem z Markiem wnieśliście słoneczko w moje życie. I teraz wiem, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko będzie takie, jakie być powinno. Dziękuję wam bardzo. - Nie masz za co dziękować – uśmiechnął się. – Mark strasznie chciał tu przyjść, ale musiał jechać w odwiedziny do drugich dziadków. - Musiał? – zdziwiła się. - Powiedział mi dzisiaj rano, że wolałby spotkać się ze swoim najlepszym kumplem – uśmiechnął się. – A ostatnio stwierdził, że chyba polubi dziewczyny. Że nie jesteście takie złe. - Potraktuję to jako komplement - uśmiechnęła się. Z łatwością mogła sobie wyobrazić Marka, mówiącego te słowa. Był wspaniałym chłopcem. Na pewno dostarczał rodzicom dużo radości. Miał swoje przemyślenia, wyciągał przedziwne wnioski w sobie tylko znany sposób… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciałam ci podziękować za tę radość, której mi dostarczyłeś – powiedziała. – I podziękuj też Markowi. Jest tak bardzo w ciebie wpatrzony… – uśmiechnęła się, ale nie patrzyła na niego. Usiłowała się skupić na spokojnej tafli jeziora. Musiała uważać na to, co mówi. – Jeśli tak dalej pójdzie, to wyrośnie na mężczyznę takiego, jak ty… I bardzo dobrze – dodała cicho. – Obaj będziecie szczęśliwi… Na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha, Howie… Zasługujesz na to. Bardziej niż ktokolwiek inny. - Dlaczego to mówisz? – spoważniał. - Bo tak właśnie myślę – odpowiedziała. – Uśmiechnij się, Howie. Wszystko ułoży się po twojej myśli. Zobaczysz. Będziesz szczęśliwy, stworzysz wspaniały dom. Może czasem pomyślisz też o mnie… – dodała cicho. - Czy to pożegnanie? – delikatnie dotknął jej dłoni. – Żegnasz się ze mną? I co mu miała odpowiedzieć?… Patrzył na nią uważnie. Nie mogła uciec wzrokiem. Nie chciała uciekać. Nie mogła mu powiedzieć prawdy, ale chciała być z nim jak najbardziej szczera. Westchnęła. - Żegnam – odpowiedziała. - Wyjeżdżasz? – zapytał, zdziwiony. Nie mógł zrozumieć, co się stało. Dlaczego nie była już taka radosna, jak poprzednio? Co się stało, że stała się nieobecna, wyciszona? Dlaczego zachowywała się tak dziwnie? - Tak. W bardzo daleką podróż – odpowiedziała cicho. Spuściła wzrok. Wiedziała, że taka prawda będzie łatwiejsza do zaakceptowania… - Wrócisz? - Nie. - Linda, powiedz, co się dzieje? – popatrzył na nią zdezorientowany. - A co ma się dziać? – uśmiechnęła się smutno. – To nasze ostatnie spotkanie. Chciałabym, żebyś miał po mnie dobre wspomnienia – mówiła powoli, starając się nie powiedzieć za wiele. Każde kolejne słowo było coraz bliżej prawdy. I coraz bardziej bolało… - Dasz mi chociaż swój numer telefonu? – poprosił. Nie chciał tracić z nią kontaktu. Czy ona tego nie rozumiała? Nigdy jej nie przeszkadzało, że on jest tym właśnie Howiem. Howiem z Backstreet Boys. Że sytuacja wokół niego nie jest do końca normalna. Że on nie ma na to żadnego wpływu. Starał się żyć jak najbardziej normalnie, ale nie zawsze się to udawało… Czyżby teraz nagle zaczęło jej to przeszkadzać? Czyżby widziała w nim kogoś innego, kogoś, z kim nie potrafiłaby żyć? Czuł się zdezorientowany. - Tam, gdzie wyjeżdżam nie ma telefonów – szepnęła. Czy on nie rozumiał? Nie chciała się angażować i nie chciała, żeby on się angażował. Był młody, miał przed sobą całe życie… Jeszcze tyle go czekało… Miliony dziewcząt było gotowych umrzeć na jedne jego skinienie… Wśród nich była też ta, na którą czekał. I wiedziała, że kiedyś zejdą się ich drogi… Że po burzy pojawi się na jego niebie słońce. To jedyne, wyczekane… Bolało ją, że to nie ona będzie tą jedyną, na którą czekał, ale takie właśnie było jej życie. Pełne niemiłych rozczarowań. Ale też pełne przemiłych niespodzianek. On był taką właśnie niespodzianką… Krótką, ale bardzo radosną. Uśmiechnęła się. - Dlaczego mi to robisz? – popatrzył na nią, zraniony. Widziała, że cierpiał. Ale to było jedyne wyjście… Jedyne wyjście, żeby pozwolić mu odejść. Musiała dać mu tę szansę. Wiedziała, że będzie cierpiał. Oboje będą cierpieć, bo zdążyli się już zaangażować… Ale, prędzej, czy później, wyjdzie z tego. Wyjdzie na prostą i znów otworzy swoje serce… - Tak będzie najlepiej – odpowiedziała. – Ze mną nie byłbyś szczęśliwy. - Tego nie możesz wiedzieć – powiedział ostro. Czuła, że zbiera jej się na płacz. - Jestem tego pewna – odpowiedziała cicho. Patrzyła na niego przepraszająco. – Nie utrudniaj mi tego, Howie. Proszę… - Łatwo ci mówić – powiedział. – Ale, skoro tak chcesz… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciała krzyczeć, że wcale tego nie chce. Marzyła, żeby ta znajomość potoczyła się zupełnie inaczej… Marzyła, żeby jej życie potoczyło się zupełnie inaczej. Ale wielokrotnie miała okazję przekonać się, że życie jest zupełnie inne od naszych marzeń… Ani lepsze, ani gorsze. Po prostu zupełnie inne. Ona miała to szczęście, że czekał ją piękny zachód… Nie chciała stracić kontroli nad swoim życiem. Nie chciała być przykuta do łóżka, chciała sama o sobie decydować… - Tu nie chodzi o to, czego ja chcę – szepnęła. – Tak będzie po prostu najlepiej. - Więc już się nie zobaczymy? – spytał i czuł, że głos uwiązł mu w gardle. Jak to możliwe, że tak szybko coś do niej poczuł? Jak to możliwe, że już zdążył się zaangażować? - Nie. Próbował zrozumieć. Próbował znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tego, co się stało. Ale nie potrafił. A ona nawet nie patrzyła mu w oczy. Bała się, że dowie się czegoś, o czym nie chciała, żeby się dowiedział?… Nie mógł tego znieść. Wstał. - Więc żegnaj – powiedział. - Żegnaj, Howie – odpowiedziała i patrzyła, jak odchodzi. Nie chciała płakać, ale łzy same płynęły po jej policzkach. Za te chwile szczęścia słono jej przyjdzie zapłacić… Wiedziała, że Howie dojdzie do siebie. I znajdzie kogoś, kto wypełni pustkę w jego życiu… Miała tylko nadzieję, że będzie ją miło wspominał… *~*~*~*~*~* Stanął obok fontanny. Popatrzył na znajome drzewo. Serce nadal go bolało, kiedy tu przychodził. Miał nadzieję, że jeszcze ją zobaczy. Ale od tamtego popołudnia już się nie pojawiła. Teraz pod drzewem stała kobieta. Na głowie miała chustkę i ciemne okulary. Położyła bukiet stokrotek na kamieniu. Na jej kamieniu… Podszedł bliżej, zaciekawiony. - Proszę pani?… – zapytał cicho. Kobieta odwróciła się i uśmiechnęła się smutno. - Moja córka uwielbiała tu przychodzić – wyjaśniła. – Powtarzała, że z tego miejsca wszystko nabiera właściwych kształtów… Że tu słońce nigdy nie zachodzi… – głos jej się łamał. Nie chciał się wtrącać w jej życie, ale widział, że kobieta cierpi i nie mógł tego tak zostawić. - Co się stało? – zapytał. - Odeszła – odparła cicho kobieta. – Tak, jak to sobie zaplanowała… Bez żadnych łez, z uśmiechem na ustach… - U-umarła? – ledwo to z siebie wykrztusił. Serce zaczęło mu tłuc się w piersi jak oszalałe. Czy to możliwe, żeby?… Żeby rozmawiali o tej samej osobie?… - Odeszła. Na zawsze – powiedziała kobieta. – Była chora… Czekaliśmy na przeszczep, ale nie było dawcy… A ona? Nie chciała żyć przykuta do szpitalnego łóżka, nie chciała wegetować… Nie zgodziła się na chemioterapię… Była uparta, ale do końca pozostała śliczna i uśmiechnięta… Chciała, żebyśmy ją taką zapamiętali… Wstrzymał oddech. Czuł, jakby ktoś wbił mu nóż w serce. To była ona… Teraz zrozumiał te wszystkie słowa, które mu mówiła. Zrozumiał te sygnały, które wcześniej ignorował… Poczuł, że ma wilgotne oczy. - Proszę nie płakać – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się smutno. – Cieszę się, że odnalazła spokój, którego tak poszukiwała… Kilka dni przed śmiercią powiedziała mi, że widzi słońce. Nie światełko, ale jasne i ciepłe słońce. Była szczęśliwa, że ma szansę się przy nim ogrzać… Że Bóg postanowił oszczędzić jej cierpienia i podarował jej wspaniały zachód… Lepszego nie mogła sobie wymarzyć… – kobieta zamknęła oczy, jakby usiłowała przypomnieć sobie tamte słowa. – Mówiła: "Mamo, moje słoneczko ma śliczne czekoladowe oczy i wesoły uśmiech na twarzy. Kiedy już będę tam, na górze, będę dbać, żeby nigdy nie zaszło. Żeby było szczęśliwe tak, jak na to zasługuje"… Nie był już w stanie powstrzymać łez. Popatrzył w niebo i uśmiechnął się smutno. Myślała o nim… Miał nadzieję, że nie była zła, że rozstali się w taki sposób. Gdyby powiedziała mu, jak się przedstawia sytuacja, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej… Ale czy mógłby temu zapobiec? Nie wiedział. Wiedział tylko, że na zawsze zachowa ją w swoim sercu. I zapamięta ją dokładnie tak, jak tego chciała… Uśmiechniętą i szczęśliwą… koniec. Zycze milej lekturki .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Obiecuję też was odwiedzać
... smutna historia...Czemu to życie jest czasami tak okropne? :( .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! \"Szkoda kwiatów\" \"Szkoda kwiatów, które więdną W ustroni I nikt nie zna ich barw świeżych I woni. Szkoda pereł, które leżą W mórz toni; Szkoda uczuć, które młodość Roztrwoni. Szkoda marzeń, co się w ciemność Rozproszą; Szkoda ofiar, które nie są Rozkoszą. Szkoda pragnień, co nie mogą Wybuchać, Szkoda piosnek, których nie ma Kto słuchać; Szkoda męstwa, gdy nie przyjdzie Do starcia - I serc szkoda, co nie mają Oparcia. \" - Adam Asnyk Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki . NIGDY WIĘCEJ. Już nie chcę wzruszać słowami, pięknie mówic, pięknie znów ranić Cóż zrobić, że jestem jak skała, zimna, silna i tak trwała Może to tylko małe złudzenie, może ta skała to moje sumienie Myślisz, że ja nie wiem? nie czuję? Myślisz, że żyję w niebie? Taki sam wokół mnie świat, gdzie z bratem brat, gdzie czas jak kat, zabija nas Jestem jak trucizna co pachnie i pięknie wygląda, a jest przecież tak przy tym gorzka... Nie bierz więc nawet nadziei ode mnie, bo ona jak róża, szybko Ci zwiędnie Być może zły nas spotkał los, zła pora, może zły to był rok Choć grzechem nie jest, moje to \" nie kochanie \" Nie umiem zapomnieć, zaprzeczyć, że umiem tak ranić Ty nie szukaj miłości w zwiędłej raz róży, nadziei nie ma, ona nie wróci Nie budź znów tego co raz już umarło, nie warto, uwierz nie warto Łagodnie przyjmuj swój los, choć za ciosem czasem znów cios Patrz na świat, by znaleźć w nim szczęście, nie mów, że \" już nigdy więcej... \" Zdepcz te stare marzenia, niech nowe spełniają się teraz Cała sztuka w tym, by zrozumieć, by nie starać się od tego uciec Zapomnij o swoich urazach, zapomnij o mnie, o starych twarzch Szukaj nowych muz na ten akt, nie myśl, że to nie tak Żyj więc szczęśliwie, nawet gdy serce Ci ból rozrywa Uwierz, że każda inna to róża, a nie pokrzywa..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHAĆ ZNACZY. Kochać - znaczy chcieć wciąż wiecej i dawać tak samo Kochać - znaczy myśleć o Tobie wieczorem i rano Kochać - znaczy nie zapomnieć już nigdy naszej miłości Kochać - to---- być już na zawsze w objęciach nagości Kochać - znaczy ----umrzeć, by na zawsze być razem, by nigdy nie musieć patrzeć w zmartwione rozstaniem twarze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bielusieńkich sadów mi brak Wypełnionych słońcem po brzegi. Lekkie płatki unosi wiatr, A tu tylko smutek i śniegi. Dusza kwitnąć chce w taki czas I rozpalać dobre nadzieje Wtedy uśmiech rozjaśnia twarz I jak piękny motyl goreje. Kiedyś będzie upojny maj, Usiądziemy na naszej ławce. Tą wiosenną radość mi daj- Płatki śniegu to nie dmuchawce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czy ty pamiętasz jak czytałaś mi bajki pod starą wiśnią dającą wciąż gorzkie owoce? czy ty wiesz że wycięli ją sadząc jakieś jodły i leniwe świerczyny? czy ty pamiętasz jak biegałyśmy boso po wielkim sadzie pełnym czerwonych jabłoni owoców? czy ty wiesz że drzew tych już nie ma a tylko wspomnienie w wytwórni soków? czy ty pamiętasz te noce letnie gwiaździste gdy leżałyśmy na trawie patrząc wesoło w przyszłość? czy ty wiesz że dzisiaj tam tylko bruk i nie warto nawet spojrzeć na coś co kochałyśmy? tak bardzo zmienił się świat wspomnienia szarzeją pamiętasz? ja nie zapomnę przyrzekam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam i pozdrawiam! ABC SZCZĘŚCIA WE DWOJE • Jeśli szukasz swojej drugiej połówki, najpierw pokochaj i zaakceptuj siebie taką, jaka jesteś. • Zapytaj siebie, co chcesz dać drugiej osobie, i nie miej wobec niej żadnych oczekiwań. • Akceptuj drugą osobę taką, jaka jest, zmieniać możesz wyłącznie siebie. • W imię miłości do partnera zawsze bądź sobą. Gdy będziesz udawać kogoś innego, nic z tego nie wyjdzie. • Nie stawiaj partnera na piedestał ani się nie wywyższaj. Utrzymujcie równowagę we wszystkim. Miłość rozkwita tylko wtedy, gdy oboje macie równe prawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Odnaleźć radość Dana Przechodząc zwykłą na skróty drogą widziałam radość... Przemykała między drzewami w parku zwiewnie śpiewnie bezszelestnie... Cichy szum wierzb płaczących jej towarzyszył, zapach kwiatów na klombach rozkwitłych gorących pachnących... I woda cieknąca w malutkiej rzeczce, zieleń gałęzi sięgających wody. A radość ubrana w tęczę i róże czerwone żółte i wonne... To miejsce jest tak bardzo blisko, wystarczy tylko ręką sięgnąć zwinną... Lecz radość spłoszona wzrokiem znikła pomiędzy drzewami pochyłymi. Szum gałęzi zamilkł na chwilę, wszystko ucichło, nawet śpiew słowików. Na chwilę jakby poszarzało niebo. Byłam tam sama, ciebie tam nie było. A radość na dłużej oglądać nie godzi się samotnie.... Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zima Dana Cichym i białym styczniem nie szumią drzewa gałęziami. Niebo chmurami zasnute, konary obwisłe czapami. A wiatr szaleje po polach patrosząc śnieżną zawieję. Łąki, niż pierzyny grubsze, ja proszę: wróć mi nadzieję. Nie czekaj, aż drzewa zaszumią, aż kwiaty zakwitną na łące. Tak długo nie chcę wołać serce we łzach tonące. Gdy kłosy w polu dojrzeją, świat kolorami pokryje, chciałabym się tobą cieszyć wtedy ma dusza ożyje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdybym... Dana Gdybym to, co w tobie kocham śpiewać miała dziś, najsmutniejsza byłaby to pieśń. Gdybym ciebie nie poznała nie pisałabym, mocny i kamienny był mój sen. Gdybym cofnąć czas umiała nie wiedziałabym co to pustka, co jest bólem, co przerasta mnie. Ty sie baw, póki czas, serca rań ucieczką broń, wzniecaj żar, mosty pal, statki top, siebie chroń. To najpotężniejsza twoja broń... Aż zrozumiesz jak nie fair play grasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIIESIDO!🖐️ KOCHANE DRZEWKA 👄 SREBRNA AKACJO i ORZECH🌻 piekne wiersze! DRZEWKO OLIWNE🌻 KALINKO👄 pomachaj nam i przslij nam kilka promykow sloneczka :D Zostawiam Wam nastepne opowiadanie! .......TATUS..... Jak przyjąć do wiadomości i zaakceptować fakt, że jest się ojcem? Niełatwe to zadanie, zwłaszcza dla faceta takiego, jak Nick Carter. Ale trzeba stawiać czoła życiu.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pięć lat. Minęło prawie pięć lat, a nie było dnia, żeby o nim nie myślała. Zupełnie, jakby to wydarzyło się wczoraj… Wiele by dała, żeby to wszystko wydarzyło się wczoraj… Ile cierpienia dzięki temu udało by się uniknąć… Cicho weszła do pokoju i poprawiła kołdrę synkowi. Odgarnęła mu włosy z czoła i uśmiechnęła się. Jej aniołek… To dla niego wstawała codziennie, to dla niego żyła… To dla niego zgodziła się na tę całą maskaradę, to dla niego znosiła wszystkie te cierpienia… To dzięki niemu miała odwagę uwolnić się od tych cierpień… - Kocham cię, skarbie – nachyliła się i delikatnie pocałowała go w czoło. – I już nie pozwolę, żeby ktokolwiek nas skrzywdził… – dodała i cicho zamknęła za sobą drzwi. Wsunęła się do łóżka i zamknęła oczy. Wiedziała, że tylko we śnie jest naprawdę szczęśliwa… Znów mogła być zakochaną siedemnastolatką i cieszyć się życiem… - Mamusiu, czy popływasz dzisiaj ze mną? – zapytał, kiedy już znaleźli się na plaży. - Przecież wiesz, że nie mogę – uśmiechnęła się. - To może powinniśmy dwa razy dziennie smarować te plamy, żeby szybciej zniknęły? – spytał. - To nic nie da, skarbie – zmierzwiła mu jasną czuprynę i usiadła na kocu. – One znikną z czasem i wtedy obiecuję, że będę pływać razem z tobą. - Kocham cię, mamusiu – malec zarzucił jej ręce na szyję i mocno się przytulił. – I zawsze będę się tobą opiekował. - Dziękuję ci, kochanie… – z trudem walczyła ze łzami. On zawsze potrafił znaleźć takie słowa, które ją rozczulały. Zaskakiwał ją na każdym kroku. Może wiedział, że jest jej całym światem i też odpłacał jej wielką miłością… - Pobiegnę już do wody, dobrze? – zapytał i podniósł z piasku dziecięce koło ratunkowe. - Oczywiście, biegnij – uśmiechnęła się i usiadła wygodnie. Wyciągnęła z plecaka książkę. Chciała trochę poczytać. Wiedziała, że o małego nie musi się martwić. Zawsze się śmiała, że nauczył się pływać, nim jeszcze zaczął chodzić. W wodzie czuł się jak ryba. Był wodnym dzieckiem. Tak samo, jak jego ojciec… Ojciec. Westchnęła… Zastanawiała się, co teraz porabia i czy jeszcze o niej pamięta… Minęło przecież już tyle lat… A oni byli wtedy roztrzepanymi nastolatkami i nie byli wystarczająco silni, żeby walczyć o to, co ich łączyło… Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie miała okazję, żeby mu powiedzieć, że ich pierwsza i zarazem ostatnia wspólna noc nie zakończyła się bezowocnie… - Chodźmy nad wodę, proszę – popatrzył na nią błagalnym wzrokiem. Wiedziała, że takiemu atakowi nie może się oprzeć… Uśmiechnęła się. - Ale tylko na godzinkę – powiedziała. – Nie chciałabym, żebyś się kąpał. Nie jest zbyt ciepło i mógłbyś się przeziębić… - Pozbieram muszelki – odpowiedział. - Na wszystko masz odpowiedź, prawda? – uśmiechnęła się. Skinął głową i wyszli z domu. Po kilku minutach znaleźli się na plaży. - Tylko nie odchodź za daleko, dobrze? – usiadła na kocu i zdjęła mu buciki. - Dobrze mamusiu – odpowiedział. Puścił jej oczko i już go nie było. Uśmiechnęła się. Tak bardzo był podobny do swojego ojca… Chwilami musiała się powstrzymywać, żeby nie wypowiedzieć jego imienia… A mały zaczynał już o niego pytać. Nie wiedziała, co mu odpowiadać. Od samego początku wiedział, że Jack nie jest jego ojcem, a teraz, kiedy zostali tylko we dwoje, jeszcze bardziej doskwierał mu brak męskiego towarzystwa… Westchnęła. Otworzyła książkę. - Lucy?… – usłyszała czyjś głos. – To naprawdę ty?… Lucy? Odwróciła się i spojrzała na wysokiego mężczyznę, który po chwili usiadł obok niej. Książka wypadła jej z rąk. Dłonią zakryła usta. Nie, to niemożliwe… Niemożliwe… Powtarzała sobie. On nie mógł tak po prostu pojawić się obok… Nie mógł… - To ty – twarz mężczyzny rozciągnęła się w uśmiechu. – Boże, tyle lat się nie widzieliśmy… Czuł, jak mocno mu bije serce. Czy to możliwe, żeby ona mieszkała tak blisko niego przez te wszystkie lata?… Kiedy próbował ją odszukać, dowiedział się, że zniknęła, a jej rodzice nie chcieli mu pomóc… Kiedy próbował ją odszukać. To było dwa lata po tym, jak zostali rozdzieleni. Brakowało mu ich wspólnych rozmów, jej radosnego śmiechu… I tych długich ciemnych włosów, za które ją ciągnął… Zawsze broniła go przed rówieśnikami, bo często mu dokuczali. Zawsze miała dla niego czas… A on? Pozwolił, żeby rozdzieliła ich jego kariera. Choć zostali do tej decyzji zmuszeni, wydawało im się, że to było najlepsze rozwiązanie. Byli wtedy głupiutkimi nastolatkami i to dorośli za nich zdecydowali… Tyle, że oboje mieli nadzieję, że ta decyzja pozwoli im nadal się spotykać… Kiedy zniknęła bez słowa, nie wiedział, co się stało… Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła, jak w oczach zbierają jej się łzy. Miała wrażenie, że czas się cofnął, a oni siedzą na piaszczystej plaży przed jego domem… Jakby ostatnie pięć lat w ogóle się nie wydarzyło… Ale wydarzyło się. On był teraz zupełnie inny. Zmężniał i wyrósł na niesamowicie przystojnego faceta… I nikt mu już teraz nie dokuczał… Jednak w oczach dalej miał te wesołe ogniki i uśmiechnęła się przez łzy. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie płacz – powiedział. Wyciągnął rękę, żeby otrzeć jej łzy, a ona skuliła się, jakby chciała uniknąć ciosu. Po chwili zdała sobie sprawę ze swojego zachowania. On nigdy by jej nie skrzywdził… - Nie mogę w to uwierzyć… – powiedziała cicho. – Co ty tu robisz? - Właśnie wróciliśmy z trasy – odpowiedział. Przez chwilę wydawało mu się, że ona się go boi, ale kiedy uśmiechnęła się, wiedział, że to tylko złudzenie… – Mieszkałaś tu przez te wszystkie lata? - Jestem na wakacjach – powiedziała. Bała się przyznać, że niczego bardziej nie pragnie, jak tylko wtulić się w te silne ramiona i zapomnieć o całym świecie… Zapomnieć o bolesnej przeszłości, zapomnieć o wszystkim… - Tak bardzo chciałbym cię przytulić… – wypowiedział na głos jej życzenie. Chciał się przekonać, że jeszcze nie wszystko stracone… Wiedział, że to naiwne, ale miał nadzieję, że mogą jeszcze razem coś stworzyć… Bo tak naprawdę to ona była jedyną dziewczyną, która zawsze go rozumiała… - Tak bardzo chciałabym, żebyś mnie przytulił… – odpowiedziała cicho i starała ustawić się tak, żeby nie dotknął żadnego obolałego miejsca. Przez chwilę trwali w takim bezruchu i każde z nich wspominało ich wspólne chwile sprzed kilku lat… Rozdzielił ich dopiero tupot dziecięcych stóp i głośne okrzyki. - Mamusiu, zobacz, co znalazłem! – czterolatek z dumą wyciągnął przed siebie dłoń, żeby jej zaprezentować całą kolekcję muszelek. Zdezorientowany popatrzył na mężczyznę, który siedział obok dziewczyny. A on też patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma. Czuł, że brakuje mu tchu. Malec miał jasne blond włosy i oczy w kolorze błękitnego nieba. Zupełnie jak… on. Widziała, jak obaj patrzą na siebie w milczeniu. Nie tak to planowała… Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie… Chrząknęła, żeby przerwać niezręczną ciszę. - Noah, to jest Nick, mamusia przyjaźniła się z nim, kiedy była dzieckiem – powiedziała cicho. – Nick, to jest Noah, mój syn – zabrała malcowi muszelki, żeby mogli się przywitać. - Noah?… – zapytał Nick. Nic więcej nie był w stanie powiedzieć. Czuł, że w gardle mu zaschło, a cały świat zaczął wirować… Malec uścisnął mu rękę, a właściwie dwa palce, bo jego dłoń nie była w stanie objąć więcej. Patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma. - Jaki pan jest duży… – powiedział z podziwem. – I taki wytatuowany… Bolało? – zapytał dotykając jego ramienia. - Nie – odpowiedział cicho i uśmiechnął się. Miał wrażenie, jakby znalazł się na planie jakiegoś filmu… Popatrzył na dziewczynę pytająco. Westchnęła i uśmiechnęła się. - Kochanie, pobiegnij nazbierać jeszcze muszelek, a potem wrócimy do domku, dobrze? – spytała i otrzepała synowi spodnie z piasku. Wiedziała, że muszą z Nickiem poważnie porozmawiać… - Ale pan jeszcze tu będzie, prawda? – malec popatrzył na Nicka pytająco. Dopiero kiedy ten skinął głową, uśmiechnął się uradowany i pobiegł w kierunku wody. - Brakuje mu męskiego towarzystwa – powiedziała Lucy, unikając wzroku Nicka. – W pewnym wieku mama już nie wystarcza… - Ile ma lat? – uniósł do góry jej podbródek, chcąc ją zmusić, żeby spojrzała mu w oczy. W jej zobaczył łzy. Ale musiał to wiedzieć. Musiał mieć pewność… Choć jego serce miało tę pewność od pierwszego spojrzenia, to musiał jeszcze przekonać rozum… - Za tydzień skończy cztery… – szepnęła. Zamknęła oczy, żeby powstrzymać łzy. Wiedziała, że teraz już nie ma odwrotu… Że teraz będzie wiedział już wszystko… Choć on chyba wiedział to już w momencie, kiedy spojrzał na Noaha… Malec był jego miniaturową kopią… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To mój syn… – wykrztusił Nick. – Mój syn… – powtórzył cicho. Puścił ją tak gwałtownie, że prawie upadła. Ukrył głowę w dłoniach. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?… Dlaczego mi nie powiedziałaś, tylko zniknęłaś bez słowa? W jego głosie była tak wyraźna pretensja, że poczuła, jak zabolało ją serce. Chciała dla niego jak najlepiej, a on tak łatwo ją osądzał… Spojrzała na niego przez łzy. - Co miałam ci powiedzieć, Nick? – szepnęła. – Przecież nie mogliśmy o niczym decydować… Boże, nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby cofnąć czas… Nie pozwoliłabym się wywieźć na drugi koniec kraju i wydać za pierwszego lepszego faceta… Nie pozwoliłabym sobie na to, żeby te cztery lata potoczyły się tak, jak się potoczyły… A ja zrobiłam to wszystko po to, żeby ochronić ciebie… Chciałam, żebyś zrealizował swoje marzenia… – dodała już całkiem cicho. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Poczuł się głupio. Że osądzał ją, a tak naprawdę nic o niej nie wiedział… - Przepraszam… – powiedział cicho i położył jej dłoń na ramieniu. – To dlatego, że jestem w szoku… Boże, mam syna… Widziałaś te jego oczka i włoski? Są identyczne… – uśmiechnął się. - Wiem, Nick – uśmiechnęła się i popatrzyła na Noaha, który właśnie wygrzebywał z piasku kolejną muszelkę. – Z każdym dniem coraz bardziej przypomina ciebie… Tak bardzo, że to aż boli… – dodała szeptem. - Boli? – popatrzył na nią zdziwiony. Wyglądała na nieszczęśliwą. - Przypomina mi to, co straciłam… Młodość, uśmiech, szczęście, ciebie… – wyliczała cicho. – Ale on wart jest tych wszystkich poświęceń… Wart jest każdej chwili… Jest moim słoneczkiem, promyczkiem, który rozjaśnia pochmurne dni… – uśmiechnęła się, kiedy Noah nie mógł zdecydować się, które muszelki wybrać. Co chwilę zerkał w ich stronę, jakby chciał mieć pewność, że go nie zostawią. Ten wysoki pan bardzo przypadł mu do gustu… - A twój mąż? – zapytał, bo przypomniało mu się, że coś wspominała na ten temat. Zauważył, że od razu posmutniała. - Chyba powinniśmy już wracać do domu – powiedziała cicho. Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Zbyt wiele się wydarzyło, żeby mogła mu tak bez przeszkód o wszystkim opowiedzieć… Wstała. Złapał ją za rękę, żeby na niego spojrzała. Miał wrażenie, że chce mu uciec… - Przepraszam – powiedział. – Nie chciałem sprawić ci przykrości… Pozwolisz się odprowadzić? Skinęła głową. Wiedziała, że i tak by za nią poszedł. I była mu za to wdzięczna. Może to ją ocali od kolejnego samotnego wieczoru. Nigdy się na to nie skarżyła, ale nawet w czasie małżeństwa czuła się bardzo samotna… Jedynie Noah ratował ją od samotności… - Noah, wracamy do domu! – krzyknęła w stronę brzegu. Maluch od razu do nich podbiegł. - Tylko takie znalazłem, mamusiu – powiedział i podał jej muszelki. Uśmiechnęła się i cmoknęła do w policzek. - Dziękuję, kochanie – powiedziała. Wrzuciła wszystkie muszelki do torebki i wytarła mu dłonie z piasku. – A teraz usiądź na kocu, nałożymy buty – powiedziała i wzięła do ręki trampka. Chłopiec usiadł posłusznie i włożył skarpetki. Nick patrzył na niego w milczeniu. Był taki mały, taki drobny… Zupełnie jak on w jego wieku… I bardzo samodzielny. Sam zasznurował sobie buty i uśmiechnął się, kiedy mama w nagrodę cmoknęła go w czoło. - Bardzo ci pomagam mamusiu, prawda? – zapytał. - Bardzo, kochanie – uśmiechnęła się. - I pomogę ci, żeby te plamy zniknęły i wtedy będziesz już ze mną pływać, prawda? - Prawda – uśmiechnęła się. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×