Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

A jak będę duży to pozwolisz mi się wytatuować? – zapytał i popatrzył na Nicka. Dotknął rączką słoneczka na jego ramieniu. – Przecież to nie będzie mnie bolało… – dodał na pocieszenie. - Pomyślimy, jak już będziesz taki duży jak Nick, dobrze? – uśmiechnęła się. - Taki duży to ja nigdy nie będę… – odpowiedział zrezygnowany. Nick wreszcie odzyskał mowę. - Ja też kiedyś byłem taki malutki – powiedział na pocieszenie. - Naprawdę? – zainteresował się czterolatek. – Teraz jest pan taki… duży… – dodał cicho, kiedy mężczyzna wstał, a on poczuł się zupełnie malutki. - Chcesz mi usiąść na ramionach? – zaproponował Nick i patrzył, jak twarz chłopca rozjaśnia się w szerokim uśmiechu. - Mogę, mamusiu? – spojrzał niepewnie na Lucy. Uśmiechnęła się. Przecież wiedział, że nie może mu odmówić… Kiedy robił te swoje maślane oczka, była gotowa spełnić każdą jego prośbę… - Tylko go nie upuść – powiedziała do Nicka. Ale wiedziała, że nie zrobi mu krzywdy. Wpatrywał się w chłopca jak w obrazek. Usiłował oswoić się z myślą, że jest ojcem i musiała stwierdzić, że całkiem nieźle sobie z tym radzi… Przez chwilę zastanawiała się, jaki byłby z niego ojciec… Czy byłby gotów na wszystkie poświęcenia, jakie niesie ze sobą ojcostwo… Uśmiechnęła się. - Mamusiu, jakie to wszystko jest malutkie! – Noah zaklaskał w dłonie z uciechy, kiedy już widział wszystko z tak dużej wysokości. – I ty jesteś taka malutka!… - To nie ja jestem taka malutka, tylko ty tak urosłeś – roześmiała się. - Dlaczego Jack nie był taki wysoki? – zapytał. - Bo tak nie urósł, skarbie – starała się nadal zachować wesołość, ale Nick od razu zauważył zmianę w jej nastroju. I postanowił, że kiedyś dowie się wszystkiego… A na razie cieszył się obecnością syna i mocno go trzymał. Bał się, żeby nie zrobić mu krzywdy, a jednocześnie chciał przytulić go do siebie z całych sił… Miał syna! On, ten roztrzepany i zwariowany Nick Carter miał syna! I to takiego dużego, takiego… ślicznego! Buzię miał jak z obrazka… Zastanawiał się, czy jego ojciec też tak o nim myślał… Czy też tak mu serce drżało na jego widok… Bo jego serce waliło jak oszalałe… Syn. Taka śliczna mała istota, stworzona z osobą, którą się kocha… Kocha. No właśnie. Lucy szła obok niego w milczeniu. Zastanawiał się o czym myślała, kiedy z czułością patrzyła na syna… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nick usiadł na sofie, a Lucy weszła do kuchni. - Napijesz się czegoś? – zapytała. - A masz coś zimnego? - Sok pomarańczowy. - To bardzo chętnie – powiedział. W tym momencie do pokoju wszedł Noah. Miał na sobie piżamkę w delfinki. Przecierał oczy piąstkami. - Zmęczony jesteś, skarbie? – zapytała Lucy. - Troszkę – odpowiedział. – A mogę jeszcze mleka? - Oczywiście – otworzyła lodówkę i nalała mu szklankę. – Zabierz sobie do pokoju. - A smarowanie plamek? – zapytał. Uśmiechnęła się. To był ich codzienny rytuał. Wieczorami pomagał jej smarować maścią plamy na bokach… Tak nazwała siniaki, żeby zaoszczędzić mu bólu. Nie chciała, żeby wiedział, że mężczyzna, który był dla niego wzorem, był też katem dla jego matki… Ale nie chciała wtajemniczać Nicka w ich sprawy. Nie potrzebował tego wiedzieć… - Idź na górę, a ja zaraz do ciebie przyjdę, dobrze? - Dobrze – odpowiedział. Stanął przed Nickiem. – Czy będzie pan tu jutro rano? – spytał. - A chciałbyś? – mężczyzna popatrzył na niego uważnie. Maluch szybko pokiwał głową. - To zależy od twojej mamy – powiedział Nick. Obaj popatrzyli na nią wyczekująco. - Nie róbcie mi tego! – powiedziała prosząco. – Nie zniosę was obu na raz! - Proszę, mamusiu… – Noah spojrzał na nią błagalnie. Westchnęła, zrezygnowana. - No, dobrze – powiedziała. – A teraz zmykaj na górę. - Ale przyjdziesz zaraz? - Umyj ząbki, a ja już będę – odpowiedziała. Podała Nickowi sok. - Co to za smarowanie plamek? – zapytał. Od razu się spięła. Ale na twarzy miała uśmiech, żeby zamaskować swoją panikę… - Za dużo by opowiadać… – odpowiedziała wymijająco. – Wrócę za dziesięć minut, dobrze? - Jasne – uśmiechnął się i odprowadził ją wzrokiem. Wydawała się taka krucha, taka delikatna… Rozglądnął się po salonie. Nie było w nim żadnych pamiątek, żadnych zdjęć, na których mógłby zobaczyć, jak rósł jego syn… Syn. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do tej myśli. To było tak nierzeczywiste, że prawie niemożliwe. A jednak. Nie wiedział, jak się zachować, co zrobić. Ale był pewien, że tym razem nie pozwoli nikomu decydować za siebie… Tym razem zrobi to, co uważa za słuszne… Zrobi to, co podpowiada mu serce… - Noah chce, żebym poczytała mu na dobranoc. Pytał, czy ty też mógłbyś przyjść – głos Lucy wyrwał go z zamyślenia. - Jasne – poderwał się z sofy. Podszedł do dziewczyny. Poczuł zapach maści, którą ich prywatny medyk zapisywał im, kiedy za bardzo się potłukli. Zmarszczył nos. - Co to za zapach? – popatrzył na nią uważnie. - To nasz krem na plamki – odpowiedziała. – I, proszę nie pytaj o nic więcej… – dodała szybko, widząc, że nie jest usatysfakcjonowany jej odpowiedzią. – Przynajmniej przy Noahu. To są plamki i niech tak zostanie… – dodała szeptem i weszli do pokoju chłopca. Uśmiechnął się na ich widok. Lucy usiadła na łóżku. Noah przesunął się, żeby zrobić miejsce Nickowi i po chwili był cały szczęśliwy, bo miał ich po obu swoich stronach. - Czytaj, mamusiu – poprosił i ułożył się wygodnie. Wzięła do ręki książkę i popatrzyła na Nicka. Nie spuszczał wzroku z syna. Obaj wpatrywali się w siebie w uwielbieniem. Uśmiechnęła się. Noah zaakceptował mężczyznę od pierwszej chwili. Czy czuł, że coś go z nim łączy?… To chyba było niemożliwe. Ale był tak spragniony bliskości mężczyzny, że aż bał się zasnąć… Bał się, że kiedy się obudzi, to ten wielki mężczyzna zniknie… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy delikatnie pocałowała syna w czoło i zamknęła cicho drzwi. Nick uśmiechnął się. - Jesteś wspaniałą matką – powiedział. - Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem. – Mam w sypialni kilka albumów z Noahem. Chciałbyś je zobaczyć? - Bardzo – powiedział szybko. Uśmiechnęli się do siebie i weszli do sypialni. Usiedli na łóżku. Lucy wyciągnęła z szafki albumy i podała je Nickowi. - Przygotuj się na dużą dawkę informacji – powiedziała. – Noah czasem miewa szalone pomysły i zawsze nosi ze sobą aparat… - Jestem gotowy – odpowiedział i otworzył pierwszy z albumów… Cicho zszedł na dół. Ostatnie trzy godziny spędził na słuchaniu opowieści Lucy o swoim synu. O ich synu… Nawet nie zdążył zapytać jej o kilka ważnych spraw… Chciał wiedzieć, co Noah wie o swoim ojcu, dlaczego na żadnym ze zdjęć nie ma Jacka i chciał, żeby wyjaśniła mu sprawę tych tajemniczych plamek… Ale kiedy zaczęła opowiadać o Noahu, nie mogła przestać, a on nie chciał, żeby przestawała… Widział, jak bardzo go kocha… Każde słowo i każdy uśmiech był tego dowodem… Kiedy już zmęczona zasnęła, okrył ją kocem i delikatnie pocałował w czoło. Wiedział, że potrzebowała odpoczynku, dlatego postanowił nie wracać na noc do domu. Chciał być tu rano, kiedy się oboje obudzą, a on będzie mógł zrobić im śniadanie… Zrobić śniadanie swojemu synowi… Uśmiechnął się do siebie. Synowi… Miał nadzieję, że kiedy się rano obudzi, to wszystko nadal będzie prawdą. Obudził się, bo coś załaskotało go w nos. Otworzył oczy. Przed sobą miał zatroskaną twarz czterolatka. - Chce mi się pić, a mleko stoi za wysoko – powiedział Noah. – Mógłby mi pan nalać szklankę? - Oczywiście – Backstreet uśmiechnął się i wstał. – Ale ja jestem Nick, pamiętasz? - Tak, ale pan jest taki… duży – wyjaśnił. – Musi pan mieć bardzo dużo lat… - Nie aż tak dużo – zachichotał Nick. Nalał chłopcu mleka i wrócili do salonu. Nick poskładał koc i obaj usiedli na sofie. Malec patrzył na niego z podziwem. - Jack też miał tatuaże – powiedział po chwili. – Ale nie takie ładne, jak te. - Twój tata? – zapytał Nick. Chciał się dowiedzieć, co Lucy powiedziała chłopcu. Miał wyrzuty sumienia, że robi to za jej plecami, ale wiedział, że to był jedyny sposób, żeby się dowiedzieć… - Jack nie był moim tatą – Noah popatrzył na niego z politowaniem. Wydawał się zdziwiony, że Nick wyciągnął takie wnioski. – Jack był mężem mamusi… Ale on nie był dla niej dobry… Mamusia często przez niego płakała… - Co się z nim stało? – Nick położył chłopcu dłoń na ramieniu, bo malec najwyraźniej posmutniał. - Nie wiem, bo kiedy się obudziłem, Jak leżał na podłodze, a mamusię zabierało pogotowie… Tak się bałem, że coś jej się stało, ale ciocia Jenny zabrała mnie do swojego domu, a potem wróciła mama i przyjechaliśmy tutaj… Nick patrzył na niego zdziwiony. O czym ten mały mówił? Czy to dlatego Lucy tak się wczoraj skuliła, kiedy chciał jej otrzeć łzy?… Czy on ją… bił? - Mamusia do dziś ma te plamy… – powiedział Noah cicho. – Ale ja wiem, że to są siniaki… Moje kolano ma taki sam kolor, jak się wywrócę na rowerze… Mamusia nie mówi, że to ją boli, ale ja to widzę… Ja ją bardzo kocham i nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nick poczuł, że oczy mu wilgotnieją. W tych kilku zdaniach dowiedział się wszystkiego o życiu Lucy. Ile musiała się wycierpieć… Ile upokorzeń musiała znosić każdego dnia… Chciał pobiec do niej, wziąć ją w ramiona i obiecać, że już nigdy nikt jej nie skrzywdzi… I postanowił, że tym razem zachowa się jak mężczyzna. Był jej to winny, po tym co przeszła… To dla niego przez to wszystko przeszła… Dla niego i dla tego małego brzdąca, który patrzył na niego z takim uwielbieniem. - Czy ty jesteś moim tatą? – zapytał nagle Noah. Nick popatrzył na niego zdziwiony. Wiedział? Nie, to niemożliwe… - S-skąd ci to przyszło do głowy? – wykrztusił. - Mama mówi, że mój tata jest duży, przystojny i ma bardzo, bardzo dobre serduszko – uśmiechnął się malec. – A ty taki jesteś… – uśmiechnął się, zakłopotany. - Chciałbyś, żebym był twoim tatą? – zmierzwił chłopcu czuprynę. - Bardzo – odpowiedział rezolutnie czterolatek. – Mógłbyś ze mną pływać i grać w playstation. Mama nie umie… – dodał rozczarowany. Nick uśmiechnął się. Odkąd pamiętał, Lucy zawsze krytykowała jego bzika na punkcie gier komputerowych… Więc teraz miał już całkowitą pewność, że Noah był jego synem… - Masz playstation? – zapytał. - Mam, ale mama nie pozwala mi grać przed śniadaniem – odpowiedział smutno Noah. - I bardzo dobrze! – uśmiechnął się Nick. – Więc zjemy szybko śniadanie i zagramy. Co ty na to? - Super! – ucieszył się Noah. Poderwał się i wbiegł do kuchni. Nick wszedł za nim. Popatrzył niepewnie na syna. Wyrwał się w tym śniadaniem, a przecież nawet nie wiedział, co takie dzieci jedzą… - Mama daje mi na śniadanie serek i płatki z mlekiem – Noah popatrzył na mężczyznę uważnie. Był zdziwiony, że ktoś taki jak Nick nie wie, co się je na śniadanie… - Taki serek? – nie chcąc stracić jeszcze więcej autorytetu, niż to koniecznie, Nick otworzył lodówkę i pokazał chłopcu opakowanie serka homogenizowanego. Uśmiech na twarzy malca był dla niego wystarczającą odpowiedzią. - To wcinaj, a ja pójdę zobaczyć, czy mama już wstała – powiedział i podał chłopcu łyżeczkę. Noah posłusznie usiadł przy stole, a Nick wszedł na górę. Chciał porozmawiać z Lucy i powiedzieć jej o swoich przemyśleniach… Chciał, żeby wiedziała, że teraz wszystko będzie już jak należy… Drzwi do jej pokoju były lekko uchylone i zobaczył ją, jak stała przed lustrem. Miała na sobie krótkie spodenki i biustonosz. A jej oba boki… - O, Boże… – nie mógł powstrzymać okrzyku przerażenia, który cisnął mu się na usta. Wszedł szybko do pokoju. Lucy popatrzyła na niego przestraszona. Błyskawicznie owinęła się koszulką, żeby zakryć siniaki. - Wyjdź – powiedziała cicho. Zobaczył, że oczy zaszły jej łzami. Jemu też, ale to były łzy gniewu. Na to, że tak jej się życie potoczyło… Był zły na siebie, że do tego dopuścił… - Nie – odpowiedział. Odwinął koszulkę i delikatnie dotknął jej fioletowej skóry. Syknęła z bólu. - Przepraszam – powiedział. – Przepraszam za to wszystko, przez co przeszłaś… Obiecuję, że już nikt cię nie skrzywdzi. Ani ciebie, ani naszego syna… Rozumiesz?… Już nikt nie odważy się podnieść na ciebie ręki – delikatnie otarł jej łzy. – Nie pozwolę na to… - Będziesz wspaniałym ojcem… – uśmiechnęła się przez łzy. Mimo wcześniejszych wątpliwości, teraz była o tym w stu procentach przekonana… - Chyba nigdy w to nie wątpiłaś… - zaśmiał się i pocałował ją delikatnie. A potem mocno ją do siebie przytulił… Koniec. Pozdrawiam bardzo serdecznie!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czemu ma służyć
takie kopiowanie całych książek i wierszy? kto to czyta? biesiado potrzebujesz psychologa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podane na tacy
Przesiaduję tu i czytam..🌻 Fajne czytanko. Dziękuję Biesiado! Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hahahahahahahahaha
czytasz to co sama napisałaś hahahahah

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja was lubię
🌻🌻🌻🌻🌻🌻🌻 dla Jarzębiny. Nic na to nie poradzę,lubięl was i zawsze będę się interesowała tym co tu piszecie.Wspaniałe forum.Dziewczyny nie reagujcie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BIESIADOOOOO
Jesteś wielka!!!!! 🌻🌻🌻🌻🌻 Zrozumiałam, że istnieją ludzie, w których towarzystwie człowiek czuje się lepiej, wszystko, co gorzkie przemija, a świat rozpromienia słońce. Jak WAS czytam, świat staje się piękniejszy. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biiesiadę ! Do inwazyjnego intruza....Przeszłaś do zwyczaju zatruwać nam życie. Mamy to serdecznie w czterech literach.Krzywdzisz jedynie siebie,a nie nas.Obiecuję, że piszę tu i pisać będę oraz kopiować wiersze też będę . Nie ingeruj tu...Nie pozwolimy Ci na to… Zrozum to wreszcie,że nic nie zmienisz.Nam jest tu dobrze,a tobie widocznie jest nie na rękę .Ciekawe,co na to psycholog...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas Ryszard Czas matematyk liczy dni Kolejne mnoży lata Nawet na jawie mu się śni Ze jest wszechwładcą świata Na wszystko jednak nie starczy mu sił W zetknięciu z życia bazarem Wśród uczuć, zdarzeń i brył Jest tylko kolejnym wymiarem Nieświadom jest tego ten ścisłowiec Że życie być może słodyczą Jak poetycko pachnie jałowiec I że szczęśliwi czasu nie liczą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poezja Ryszard Nie szukaj poezji w poezji, To obcy sen i marzenie Nie szukaj jej w szyszkach daglezji Tam tylko flory nasienie Poezja jest Tobą - Kochana Zaklęta w uczuć korale I tylko Tobie jest znana Gdzie indziej nie szukaj jej wcale

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA____________witajcie🖐️🖐️🖐️ Dotarlam!!!!! Klikam do WAS juz z samego poludnia Florydy.Jest cudownie.Zielen,cudowna pogoda i woda,,,i oczywiscie super komfortowy i elegancki apartament.Usytulowany jest w przepieknym miejscu. Wszystko uwiecznie na zdjeciach i w kamerze.Mam sporo czasu__wiec bede sie dzielic z Wami moimi wrazeniami z uroczej \"krainy\".Jak dobrze,ze zdecydowalam sie tu przyjechac. Wyjezdzalam z Chicago___zima szalala.A tu____jak w raju. Mialam troche problemu z Internetem.Mam nadzieje,ze juz bedzie dobrze.Oby!!! JARZEBINKO kochana___napisze do Ciebie z dalekiej podrozy,niech tylko odsapne.A mam Ci wiele do opowiedzenia.. Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA__________JARZEBINKO/piekne opowiadanie/,SREBRNA AKACJO,ORZECH/cudowne wiersze/___dziekuje serdecznie. Przeczytalam Wasze wspaniale posty,zrelaksowalam sie i juz lece do lozeczka. DOBRANOC BIESIADO🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Do oddalonej A więc naprawdę już odeszłaś? Zniknęłaś, piękna, z moich dni? Twe każde słowo we mnie mieszka, Wciąż jeszcze w uszach moich brzmi. I jak wędrowiec wzrok o świcie Na próżno w przestwór nieba śle, Skowronka ujrzeć chcąc w błękicie, Co z dzwonną pieśnią nad nim mknie: Tak ja lękliwe oczy wznoszę Na pola, łąki, borów gąszcz I każdą pieśnią moją proszę: O, wróć, kochana, czekam wciąz. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrowienie kwiatami Johann Wolfgang Goethe Kwiatami, które uszczknąłem, Pozdrowień przyjmij tysiące! Ach! ileż razy sie zgiąłem, Gdy je zbierałem na łące, I do serca przycisnąłem Nie raz, a razy tysiące!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"W cudowny, piękny wiosenny poranek stałem w swoim ogrodzie wśród ziół. Powietrze, łagodne słońce Nowy dzień. Czułem. Otoczył mnie cud. Ogarnęła mnie wdzięczność za życie. Za wszystko co żyje. Widziałem pierwsze krokusy i wiedziałem: Bóg wyciąga do mnie swoje ręce pełne kwiatów. Wszędzie życie. Życie w powietrzu. Życie w ziemi. Pomyślałem: Miejsce, na którym stoję jest święte. Raj jest tutaj, w pobliżu... " - Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drogie biesiadniczki! * * * * * * * * * Żyjcie tak, aby każdy kolejny dzień był niesamowity i wyjątkowy. Wypełniajcie każdą chwilę tak, aby potem wspominać ją z radością. Czerpcie energię ze słońca, kapiącego deszczu i uśmiechu innych. Szukajcie w sobie siły, entuzjazmu i namiętności. Próbujcie życia i układajcie je w swój własny sposób. Żyjcie najpiękniej jak umiecie. Po swojemu. Spełniajcie się... *Wszystkiego najlepszego!!* Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO! 🖐️ Kochane Drzewka👄 KALINKO👄 u Ciebie lato :D a u nas zima :-( Odpoczywaj, laduj akumulatorki i wracaj do nas! Czekam na wiadomosci od Ciebie! Opowiadanie....... Spotkanie po latach....... Jenny powraca do rodzinnego miasteczka, gdzie stworzyła sobie azyl po życiu w wielkim mieście, które boleśnie ją rozczarowało. Droga jej życia ponownie splata się z drogą życia Danny\'ego. Z tą tylko różnicą, że tym razem mężczyzna nie chce pozwolić tym drogom się rozpleść. Czy Jenny podzieli jego zdanie? Czy tajemnica, którą w sobie nosi, nie zniszczy tego na nowo odradzającego się związku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju. Nareszcie miała wszystko to, o czym zawsze marzyła. Nareszcie urządziła mieszkanie tak, jak zawsze marzyła. Dwa pokoje, mała kuchnia i łazienka, nie były może szczytem luksusu, ale dla niej była to wytęskniona oaza spokoju. Długo nie mogła się przekonać, żeby tu zamieszkać. Dopiero po śmierci rodziców zdecydowała się wrócić do rodzinnej miejscowości. Duży wpływ na jej decyzję miało to, co przeżyła przez ostatnie dwa lata. Do tej pory nie mogła się po tym pozbierać… I nie myślała w tej chwili o śmierci rodziców, choć ten fakt sprawił, że miała gdzie wrócić, że nie musiała się nikomu z niczego tłumaczyć, że mogła z podkulonym ogonem schować się gdzieś, gdzie miałaby święty spokój… Wszystkie te złe wydarzenia w jej życiu jakoś się skumulowały, ale przynajmniej jedno z nich potraktowała jako szczęśliwe zrządzenie losu. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się w jej życiu osobistym. I tak już miało pozostać. Nikt miał się o tym nie dowiedzieć. Wiedziała, że za kilka tygodni nie będzie już musiała się chować i nikomu o niczym opowiadać, że będzie mogła uznać całą sprawę za niebyłą, ale do tego momentu musiała zachować czujność. Obiecała Ronowi, że nic nikomu nie powie i tylko dzięki temu wyszła z ich związku z dużym zabezpieczeniem. Tylko dzięki temu mogła rozpocząć nowe życie. Musiała jeszcze tylko odczekać kilka tygodni, kiedy będzie mogła zapomnieć, że kiedykolwiek cokolwiek łączyło ją z Ronem Woodwardem. Pozostanie jej jedynie kilka wspólnych zdjęć, do których czuła ogromny sentyment i to wszystko… - Weź się w garść, Foxie – powiedziała sama do siebie i westchnęła. – I nie żałuj niczego. Bo w ten sposób dojdziesz do swoich narodzin, a to już nie było od ciebie zależne – uśmiechnęła się. Z ulgą zdjęła buty i weszła do kuchni. Postawiła na kuchence garnek z zupą i zajrzała do lodówki, żeby sprawdzić, co powinna kupić do jedzenia. Ostatnio była tak zabiegana, że na nic nie miała czasu. Nawet na zrobienie zakupów. Ale, ponieważ nadchodzący weekend planowała spędzić w domu i nigdzie nie wychodzić, musiała uzupełnić zapasy w lodówce. Najpierw jednak postanowiła zjeść, a dopiero potem wyjść i pojechać do sklepu. Cieszyła się, że miasto się rozwija. Jeszcze kiedy tu mieszkała, niemożliwym było zrobienie zakupów wieczorem. Teraz było tu kilka małych marketów, które prześcigały się w ofercie, żeby przyciągnąć do siebie jak najwięcej klientów. Wstawiła naczynia do zlewu i wyszła z domu. Ponieważ miała w planie dość duże zakupy, postanowiła pojechać do sklepu samochodem. Nim podeszła, patrzyła na niego z dumą. Nigdy nie miała samochodu. Nigdy nie czuła potrzeby posiadania samochodu. Jej rodziców nie było stać na auto, więc całe życie wychowywała się bez i było to dla niej rzeczą naturalną. Teraz jednak mogła sobie pozwolić na luksus posiadania samochodu, więc z ochotą z niego skorzystała. - Mimo wszystko jesteś szczęściarą – powiedziała do siebie z uśmiechem i odjechała sprzed bloku. Po kilku minutach była już w sklepie i przez prawie godzinę chodziła między półkami, dokładając coraz to nowych produktów do wózka. Spotkała kilka znajomych osób, ale wymieniła z nimi jedynie słowa powitania. Nie była jeszcze gotowa na dłuższe rozmowy, na zacieśnianie więzów. Trzymała dystans, głównie dla swojego bezpieczeństwa, dla swojego dobrego samopoczucia… Uśmiechnęła się do młodej dziewczyny, która siedziała przy kasie. Znała ją z widzenia. Mało było osób, których nie znała. Tyle, że przez te kilka lat, kiedy jej tu nie było, wszyscy się zmienili. Wyrośli i dojrzeli… Fascynowało ją to, jak bardzo niektórzy się zmienili. Jak bardzo musiała się starać, żeby odnaleźć ich twarze w swojej przeszłości… - Jenny? – usłyszała męski głos i przystanęła w drzwiach wyjściowych. Odwróciła się i po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przed nią stał Danny. On też się zmienił od ich ostatniego spotkania przed sześciu laty, ale rozpoznałaby go wszędzie. Patrzył na nią z uśmiechem. - Cześć, Danny – powiedziała cicho. - Nie wiedziałem, że wróciłaś. Ile to już czasu minęło? – podszedł bliżej i rozłożył szeroko ramiona. Czekał na jej reakcję i uśmiechnął się, kiedy się do niego przytuliła. - Oj, dużo – odpowiedziała. Miło było znów go zobaczyć. Kiedy wspominała ich szczeniacką miłość, na jej twarzy zawsze pojawiał się uśmiech. Dzięki znajomością z nim, mogła choć na chwilę wyrwać się z domu i uciec do innego świata… - Nic się nie zmieniłaś – uśmiechnął się. - Pochlebca jeden – zaśmiała się i klepnęła go w ramię. – A ty chyba jeszcze urosłeś – dodała i zmrużyła oczy. - W tym wieku… – machnął ręką. – To raczej ty nie urosłaś – dodał, przyglądając się jej uważnie. Nadal była od niego niższa o głowę i nadal miała głębokie piwne oczy. Brakowało mu jeszcze tych radosnych ogników, które błyszczały w nich wtedy, kiedy się spotykali. Ale to było wieki temu… - Nic na to nie poradzę – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko. Nadal musiała zadzierać głowę, kiedy z nim rozmawiała i stali tak blisko siebie. Nic się nie zmienił. Może jedynie przyciął trochę włosy, bo teraz były modne zupełnie inne fryzury, ale tak poza tym nadal miał na twarzy ten zawadiacki uśmiech i czekoladowe oczy, które uśmiechały się radośnie. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy wróciłaś? – spytał, co wyrwało ją z zamyślenia. - Jakiś czas temu – odpowiedziała wymijająco. - Na zawsze? – popatrzył na nią uważnie. - Kto wie – uśmiechnęła się, ale jakoś tak smutno. – Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji. Na razie odnowiłam mieszkanie rodziców i tam się wprowadziłam. - Przykro mi z powodu twoich rodziców – położył jej dłoń na ramieniu, jakby chciał ją pocieszyć. - A nie powinno – odpowiedziała cicho. – Ale dziękuję – dokończyła z uśmiechem. - Może znalazłabyś czas, żeby się umówić ze mną na jakąś kawę, czy coś w tym stylu? Fajnie by było powspominać stare czasy – uśmiechnął się. - Może i znalazłabym czas – odpowiedziała z uśmiechem. – Cały weekend będę w domu, gdybyś miał dla mnie jakąś interesującą propozycję – mrugnęła zaczepnie okiem i położyła mu dłoń na ramieniu. – A, poza tym, postanowiłam dać sobie na wstrzymanie i nie siedzieć w pracy dłużej, niż to konieczne, więc będę wcześniej przyjeżdżać do domu. Jak ci pasuje, możesz wpaść i w tygodniu, jeśli tak będzie ci wygodniej. - Nie ma nikogo, kto byłby niezadowolony taką moją niespodziewaną wizytą? – popatrzył na nią spod oka. Chciał ją rozbawić, ale po jej minie poznał, że żart był chybiony. - Nie ma – odparła cicho. – Muszę już lecieć. Jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać – uśmiechnęła się lekko i odjechała wózkiem w kierunku samochodu. A on patrzył na nią w milczeniu. No to nieźle im wyszło to spotkanie po latach… Znów wyszedł z niego prosty i nieokrzesany facet. Miał tylko nadzieję, że nie będzie się na niego gniewać. Przecież nie wiedział, co się z nią działo przez te wszystkie lata. A zawsze była miłą i uśmiechniętą dziewczyną, więc nie wierzył, żeby cały ten czas spędziła samotnie… Zawsze była miłą i uśmiechniętą dziewczyną… Zawsze była… I nagle go olśniło. Teraz już taka nie była. Starała się nadrabiać miną, ale widział, że nie jest już tą samą osobą, co kiedyś. Nawet jeśli kiedyś mało miała powodów do radości, to z każdego najmniejszego wydarzenia potrafiła wykrzesać coś pozytywnego dla siebie. Potrafiła śmiać się z najmniejszego drobiazgu, potrafiła śmiać się całą sobą… A teraz… Wydawała się przygaszona, zmęczona. Smutna… Choć miała to, o czym zawsze marzyła. Miała eleganckie i markowe ciuchy. Luksusowy samochód. Słyszał też, że wspaniale urządziła mieszkanie. Nie była więc już biedną dziewczyną z prowincji. Zdobyła pewien status i otoczyła się przedmiotami, o jakich kiedyś mogła tylko pomarzyć. Do jakich kiedyś uciekała… Na palcach jednej ręki mógł policzyć swoje odwiedziny w jej domu. A nawet i to byłoby za dużo. To raczej ona spędzała u niego całe popołudnia. Uciekała tam, gdzie nawet kłótnie były radosne i wyczuwało się rodzinną miłość. Cieszył się, że wtedy tak to wyglądało, ale dopiero później zrozumiał, dlaczego tak było. On i jego dwaj bracia stwarzali jej namiastkę normalności. Stwarzali jej to, czego nie mogła odnaleźć we własnym domu… Wiedziała, że na nią patrzy. Zastanawiała się, o czym myśli. Miała nadzieję, że nie uraziła go swoim szorstkim tonem. Nie chciała być nieuprzejma, ale przekleństwo Rona w dalszym ciągu nad nią wisiało i nie pozwalało w pełni cieszyć się życiem. A przecież była jeszcze młoda. Miała dopiero dwadzieścia siedem lat. Jeszcze dużo mogła przeżyć… Nim odjechała, jeszcze raz spojrzała na Danny'ego. Pomachał jej na pożegnanie, a ona lekko się uśmiechnęła. Zastanawiała się, co on porabiał przez te wszystkie lata, kiedy jej tu nie było. Czy choć jemu dopisało szczęście, żeby związać się z kimś odpowiednim. Zasługiwał na to. Był naprawdę fajnym facetem, choć mówiła to z doświadczeń dziecięcych, ale miała pewność, że teraz mogłaby powiedzieć to samo. Wiedziała, że chwilami było mu ciężko. Był środkowym synem, a Jerry i Tommy zawsze trzymali się razem. Dlatego, kiedy się spotykali, bardzo się starała, żeby spędzali czas większą grupą. Nie chciała, żeby czuł się odrzucony. No i sama nie chciała się czuć odrzucona… Nawet dziś na samo wspomnienie tamtych chwil, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Takie chwile w zupełnie obcym domu więcej jej dały, niż chwile w domu rodzinnym. Dały jej więcej ciepła i sympatii… Pokazały inny świat, którego tak kurczowo trzymała się przez wszystkie następne lata… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyszła z łazienki i owinęła się szlafrokiem. Poczuła się odprężona i wypoczęta. Prawie cały dzień spędziła przed komputerem. Ale nie pracowała, choć te zajęcia też często nazywała pracą. Było to raczej jej hobby, bo nie miała z tego żadnych dochodów. Tylko wewnętrzną satysfakcję… Dzięki temu jakoś mogła żyć ze swoją wybujałą wyobraźnią… Dzięki temu udało jej się nie oszaleć… Westchnęła i rozsmarowała krem na twarzy. Usiadła na sofie i wzięła do ręki gazetę. Zamierzała spędzić wieczór przed telewizorem, zwłaszcza, że nie robiła tego od bardzo dawna… Kiedy usłyszała pukanie do drzwi wejściowych, zamarła. Przecież nikogo się nie spodziewała. - O, nie – powiedziała do siebie, bo nagle do niej dotarło, kto to może być. – O, nie – powiedziała głośniej, kiedy otworzyła drzwi, a za nimi stał Danny. - Też się cieszę, że cię widzę, Jenny – powiedział z uśmiechem i wyciągnął zza siebie spory bukiet czerwono-żółtych tulipanów. – Nie bardzo wiedziałem, co przynieść, a nie chciałem przychodzić z pustymi rękami. - Wejdź, Danny – uśmiechnęła się lekko i ścisnęła pasek szlafroka. Zaskoczył ją tymi kwiatami. I w ogóle zaskoczył ją swoją obecnością. Ale bardzo pozytywnie. Ubrał się zwyczajnie, bo miał na sobie ciemne dżinsy i granatowy sweter, ale jej wydawał się bardzo elegancki. - Przepraszam cię za swój strój, ale całkiem zapomniałam, że możesz mnie odwiedzić – powiedziała z zakłopotaniem i przyjęła od niego kwiaty. – Wstawię je do wody i zaraz się przebiorę. - Zobaczyłem, że świeci się u ciebie, więc pomyślałem, że zajrzę – odpowiedział. – Przyszedłem nie w porę? – zaniepokoił się. - Nie. Usiądź i daj mi chwilkę – odpowiedziała i prawie siłą zaciągnęła go do pokoju. Wzięła wazon z półki, wlała do niego wodę i wstawiła kwiaty. On w tym czasie rozglądał się po pokoju. Urządziła go z wyczuciem i elegancją. Jasne, lekkie meble, duży telewizor i sprzęt hi-fi najwyższej klasy. I całe mnóstwo płyt kompaktowych. Wszystko to, czego kiedyś nie miała… Wszystko to, co kiedyś tak bardzo pragnęła mieć… Uśmiechnął się. - Co cię tak śmieszy? – zapytała i popatrzyła na niego uważnie. - Nie śmieszy, tylko cieszy, Jenny – wyjaśnił i uśmiechnął się. – W każdym kącie tego pokoju widzę twoją rękę. Urządziłaś go sobie tak, jak chciałaś. Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałaś mi, co sobie kupisz, jak już będziesz miała dużo pieniędzy? - Nie widziałeś jeszcze całego mojego mieszkania – odpowiedziała z dumą. Jego słowa sprawiły jej przyjemność. Sama już nie pamiętała, że tak opowiadała, ale miał rację – to były jej marzenia… Uśmiechnęła się. – Chodź, zapraszam cię na rundę honorową. Wstał i złapał jej wyciągniętą dłoń. Otworzyła drzwi do łazienki. Wszystko było czyste i ładnie poukładane. Kafelki miały kolor morski. Taki, jak zawsze chciała mieć. Zamiast wanny miała kabinę z prysznicem, o której też zawsze marzyła. - Wiesz, że wcale mnie to nie dziwi? – popatrzył na nią z uśmiechem. – Kiedy otworzysz drzwi od drugiego pokoju, wiem, co mnie tam czeka. - Tak? – popatrzyła na niego z niedowierzaniem. – To, skoro jesteś taki mądry, to powiedz, jak go sobie urządziłam. Popatrzył na nią uważnie. Jej odważny ton trochę zbił go z tropu. - Na pewno wymieniłaś wszystkie meble – zaczął niepewnie. Zaśmiała się. - Żadne to odkrycie, Holmesie – odpowiedziała i wzięła go za rękę. – Chodź, może cię zaskoczę – dodała i otworzyła drzwi. Cały pokój był w jasnych kolorach. Ściany były żółto-błękitne, w oknie wisiały śnieżnobiałe firanki, a meble były z jasnego drewna. Choć tych mebli niewiele było. Jedna komoda przy oknie, a przy drugiej ścianie duża szafa z lustrami. Zaraz przy wejściu i częściowo we wnęce, stało łóżko. Właściwie łoże. Wygodne. Aż się prosiło, żeby się na nim położyć… Uśmiechnął się. Kilka maskotek, niedbale rzuconych na łóżko, kilka kolejnych na komodzie – to właśnie była ona. Z silną potrzebą przytulania i dotykania… Nadal miała w sobie tę potrzebę… Zdziwiło go tylko biurko z komputerem i kolejny duży telewizor… - I co o tym myślisz? – popatrzyła na niego wyczekująco. - Masz drugi telewizor – zauważył. - Bo bardzo lubię oglądać filmy do snu, więc tak po prostu jest wygodniej – odpowiedziała. – Nie muszę biegać po mieszkaniu i się rozbudzać, kiedy tylko sekundy dzielą mnie od zaśnięcia… - Bardzo mi się tu podoba – uśmiechnął się. – Jak tylko Jerry i Betty się wyprowadzą, poproszę cię, żebyś mi urządziła mieszkanie. - Tak, oczywiście – roześmiała się i klepnęła go w ramię. – A teraz wyjdź już, bo chciałabym się przebrać. Możesz postawić wodę na herbatę, żeby się nie nudzić. - Tak jest, szefowo – zasalutował. Uśmiechnął się i wyszedł. W kuchni jeszcze nigdy nie był i nie wiedział, jak wyglądała wcześniej, ale po wystroju reszty mieszkania przekonał się, że nic nie było takie, jak wcześniej, więc wiedział, że kuchnia nie jest tu wyjątkiem. Też dominowały w niej jasne i lekkie meble. Nie dało się ukryć, że mieszka tu kobieta. Wszystko było odpowiednio dopieszczone, wszędzie pełno było kobiecych akcentów. A to kolorowe magnesy na lodówce, a to małe kwiatuszki na parapecie… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nareszcie możemy się odpowiednio przywitać – powiedziała Jenny, kiedy nagle za nim stanęła. – Wcześniej bałam się, że po twoim mocnym uścisku zostanę bez szlafroka… – dodała i mrugnęła wesoło okiem. Miała na sobie wygodny biały golf i ciemne dżinsy. Włosy związała gumką i opadały miękką falą na jej ramiona. Wydawała się odprężona i zadowolona. - A nie boisz się, że teraz zostaniesz bez swetra? – popatrzył na nią pytająco. W jego oczach znów pojawiły się te zadziorne ogniki. Uśmiechnęła się. - Przykleiłam go sobie do podkoszulka – powiedziała. Uścisnęli się serdecznie. - Miło cię znów widzieć – powiedział Danny, kiedy już usiedli. - I wzajemnie – odpowiedziała. – Co porabiałeś przez te wszystkie lata, Danny? Twoi bracia założyli już rodziny. Czy ty zawsze musisz się wyróżniać? – uśmiechnęła się. - Chyba już się przyzwyczaiłem do tego, że jestem inny – odpowiedział z uśmiechem. – Równie dobrze mógłbym odbić piłeczkę. Ty też nie założyłaś rodziny. - Rozmawiamy teraz o tobie – powiedziała z udawaną lekkością, ale od razu wyczuł zmianę jej nastroju. No cóż, zawsze miał takt, niczym słoń w składzie porcelany… Jenny wstała i wyszła do kuchni, żeby zalać herbatę. Stanął za nią i wziął od niej kubki z napojem. - Przepraszam za to, co powiedziałem – powiedział cicho. – Nie chciałem cię urazić… - Nic się nie stało – uśmiechnęła się lekko. – Kiedyś myślałam, że w wieku dwudziestu siedmiu lat już dawno będę mężatką i będę miała przynajmniej dwójkę dzieci… Ale to wszystko jeszcze przede mną – dodała z nadzieją. - Przez cały ten czas byłaś sama? – popatrzył na nią zdziwiony. Patrzył, jak wyciąga jakieś łakocie z barku i kładzie na stoliku. Usiadła obok niego na sofie. - Nie – odpowiedziała krótko. – Ale nie chcę rozmawiać dzisiaj o sobie. Kiedy cię tu zapraszałam, byłam głodna informacji o tobie – uśmiechnęła się. – Opowiadaj więc, co się działo u ciebie przez te wszystkie lata. Dalej mieszkasz u babci? - Tak – uśmiechnął się. – Czekam, aż mój kochany braciszek zwolni nasze rodzinne mieszkanie, bo właśnie tam chciałbym zamieszkać, więc dlatego jeszcze nie kupiłem niczego innego. - Kiedy Jerry zamierza się wyprowadzić? – spytała. - Mają nadzieję, że jeszcze w tym roku – uśmiechnął się. – Kończą budowę domu i chcą najpierw wszystko dopieścić, a potem się wprowadzić. - A Tommy gdzie mieszka? - Niedaleko naszej babci. I odwiedza nas prawie codziennie. Z całą swoją rodzinką – uśmiechnął się. – A babcia rozpieszcza wnuki do granic niemożliwości… - Od tego właśnie są babcie – odparła z uśmiechem. – A co robisz zawodowo? Dalej siedzisz całymi dniami w garażu i grzebiesz się w samochodach? - Też – odpowiedział i uśmiechnął się. Przypomniał sobie, jak zawsze krzyczała na niego, kiedy umorusał się smarem, a potem się do niej przytulał. - Znaczy się, że wybrałeś też czystszą pracę? – spytała i uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że oboje pomyśleli o tym samym. - Teraz właściwie brudzę się tylko dla przyjemności – odpowiedział z uśmiechem. – Kilka lat temu wujek oddał mi warsztat, a mam z tego całkiem niezłe pieniądze, więc mogłem zainwestować też w inne branże. - Hm… Biznesmen, jak się patrzy – powiedziała z podziwem. - Oczywiście – wypiął dumnie pierś. – Jeśli miałaś co do tego jakieś wątpliwości, to bardzo mnie rozczarowałaś. - Skądże! – mrugnęła wesoło okiem. – Zawsze byłam pewna, że doskonale sobie w życiu poradzisz. - No – powiedział stanowczo. Wydawał się całkiem udobruchany. – Ty też sobie nieźle poradziłaś. Dobry samochód, ładne mieszkanie… Uśmiechnęła się. Przez chwilę zastanawiała się, czy będzie w stanie powiedzieć mu o tym i nie czuć bólu. Może, jeśli dobierze odpowiednie słowa… - Tak się złożyło, że weszłam w posiadanie dość znacznej kwoty pieniędzy, więc postanowiłam ją odpowiednio zainwestować. Mam nadzieję, że to pozwoli mi nie martwić się już specjalnie o bytowanie – uśmiechnęła się. – No, chyba jeśli nagle ludzie przestaną korzystać z klubów fitness. - Masz klub fitness? – zapytał zdziwiony. - Ciebie też to dziwi, prawda? – klepnęła go w ramię i uśmiechnęła się. – Kto by pomyślał, że ja, która nie przepadała za wysiłkiem fizycznym, w przyszłości właśnie tak skończy… Ale wiele się zmieniło od tamtego czasu – teraz jej głos brzmiał smutno, ale po chwili znów się rozpogodziła. – Teraz jestem współwłaścicielką jednej z sieci klubów fitness. I muszę ci się przyznać, że też całkiem nieźle sobie radzę – dokończyła z podziwem. - Jakoś nigdy w to nie wątpiłem – uśmiechnął się. Upił herbatę i wziął do ręki ciastko. Nie widzieli się tyle lat, a siedzieli obok siebie, jakby widywali się codziennie… Rozmawiali tak naturalnie, tak… swobodnie. Nie do końca potrafili się przed sobą otworzyć, zwłaszcza Jenny miała z tym problemy, ale nie oczekiwał, że opowie mu o wszystkich perypetiach, przez które przeszła… Popatrzyła na niego z uśmiechem. Siedział obok niej, jakby ostatnie lata nigdy się nie wydarzyły… Rozmawiała z nim, jakby ostatnie lata w ogóle się nie wydarzyły… Ale się wydarzyły, a ona nie żałowała tego, co się stało. Nie ze wszystkiego udało jej się wyplątać, ale nie mogła niczego żałować, bo gdyby nie to, co się wydarzyło, nie znalazłaby się tu, gdzie jest teraz. A, że nie była gotowa opowiadać o sobie, pytała go o jego życie. Kiedy zaczął opowiadać o bratankach i bratanicach, nie mógł przestać. I tak minęło im kilka godzin, nim poczuła się całkowicie zmęczona i musiała zakończyć wieczór. Ale Danny zapowiedział się już na kolejny, więc oboje rozstali się z radością… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do kina? – popatrzyła na niego zdziwiona. - No co się tak dziwisz? – uśmiechnął się. – Chciałbym zaprosić cię na film. Chyba jeszcze nigdy nie byliśmy razem w kinie. - No faktycznie, nie byliśmy – przytaknęła. – Na co chcesz mnie zabrać? - Ten wybór pozostawiam tobie – odpowiedział. - I jesteś gotów pójść na jakąś romantyczną komedię? – popatrzyła na niego z niedowierzaniem. - Jestem gotów – uśmiechnął się. - I nie będziesz mi potem narzekał? - I nie będę ci potem narzekał. - Na pewno? – chciała się upewnić, bo kiedy byli młodsi zawsze wybrzydzał romansidłami i wolał raczej filmy akcji. - Decyduj się szybko, bo inaczej się rozmyślę – powiedział stanowczo. Momentalnie spojrzała do gazety, żeby zobaczyć repertuar kin. Godzinę później siedzieli już w jego samochodzie i jechali do miasta. To było ich drugie spotkanie. Od pierwszego minął tydzień, a ona, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie znalazła w tygodniu ani chwili, żeby się z nim spotkać. Miał wrażenie, że go unika, a nie chciał do tego dopuścić. Więc musiał działać zdecydowanie… Kątem oka zerkała, jak prowadzi samochód. Nie chciała dać się namówić na ten wypad do kina, ale nie chciała też po raz kolejny iść na film sama, więc ostatecznie mu ustąpiła. Od ich pierwszego spotkania dużo o nim myślała. Zauważyła, że nadal potrafi ją rozbawić i wprowadzić w dobry nastrój. Nadal potrafi zarazić ją wesołymi ognikami w oczach… Prawie dwa lata minęły, od kiedy została sama. Przez dwa lata nie było w jej życiu żadnego mężczyzny… I jeszcze nie była gotowa na przyjęcie nowego… Nie mogła być gotowa… Wbrew sobie, nie chciała być gotowa. Oboje byli wolni i nie mieli żadnych zobowiązań, ale dla niej było jeszcze za wcześnie. Na wszystko było za wcześnie. On nic o niej nie wiedział, a ona nic mu nie opowiadała, żeby go nie wystraszyć… Bo tak dobrze im się ze sobą rozmawiało i nie chciała tego stracić… Kiedy już usiedli w kinie i zaczął się film, zobaczył, jak Jenny stopniowo się rozluźnia… Jakby w ciemnościach nie bała się być sobą i wyluzować się tak do końca… Nawet nie bała się go dotknąć, kiedy ich ręce spotkały się na oparciu fotela. Znali się od lat i, choć tak właściwie teraz poznawali się na nowo, nie musieli się starać i udawać kogoś, kim nie byli… To tak, jakby właściwie cały czas byli razem, bo nigdy tak naprawdę się nie rozstali. Kiedy powiedział jej o tym tydzień temu, roześmiała się głośno i przyznała, że też o tym pomyślała… Uśmiechnął się. Przy niej mógł być sobą. Wiedział, że zawsze będzie o nim ciepło myśleć… Westchnął i podał jej chusteczkę, kiedy na koniec filmu się rozczuliła. Zawsze tak łatwo się wzruszała… - Mam nadzieję, że nie zalejesz mi łzami całego samochodu – powiedział, kiedy już wyszli z kina. - Nie śmiej się ze mnie – szturchnęła go łokciem. - Wiem, wiem – zaśmiał się. – Ty nawet przy 'Dirty dancing', oglądanym po raz tysięczny, bardzo się rozczulałaś… - Miałeś mi nie narzekać – popatrzyła na niego groźnie. Uśmiechnął się i objął ją ramieniem. - Przecież nie narzekam – odpowiedział i wrócili do samochodu. Wrócili do domu i odprowadził ją do drzwi. Kiedy chciał ją pocałować, sprytnie się wywinęła. Popatrzył na nią zdziwiony. - Dziękuję ci za uroczy wieczór, Danny – uśmiechnęła się. Czuła, że serce wali jej, jak oszalałe. – Mam nadzieję, że następnym razem też będzie tak miło. Dobranoc. - Dobranoc, Jenny – odpowiedział. Usiłował ją rozszyfrować. Dlaczego każda próba zbliżenia się do niej zawodziła? Bała się, że ją skrzywdzi? Wiedział, że nie powinna. I wiedział, że będzie musiał ją do tego przekonać… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poprawił obrus na stole i zamyślił się. Spotykali się już od trzech tygodni. Przez ostatnie kilka dni dość intensywnie. Przez cały ten czas rozmawiali, rozmawiali i rozmawiali… A on nadal niewiele o niej wiedział. Musiał domyślać się z półsłówek, którymi mu odpowiadała na bardziej osobiste pytania. Wiedział tylko, że była z kimś i domyślał się, że niezbyt szczęśliwie się to zakończyło… Ale ona, przyparta do muru, zawsze zmieniała temat, więc nie chciał na nią specjalnie naciskać. - Puk, puk – usłyszał jej cichy głos. - Wejdź, Jenny – odpowiedział i popatrzył na nią z uśmiechem. - Twoja babcia pozwoliła sobie mnie wpuścić – powiedziała i powoli weszła do pokoju. Uścisnęła go serdecznie. – Wiesz, że mnie rozpoznała? Nie spodziewałam się, że po tylu latach… - Moja babcia ma pamięć lepszą, niż ktokolwiek z nas – uśmiechnął się. Patrzył, jak rozgląda się po jego pokoju. - Bardzo to przypomina twój rodzinny pokój – powiedziała. – Piłka do nogi, plakat z samochodem na drzwiach… - Nie zmieniłem się przez te lata – odpowiedział. – Może zrobić ci coś do picia? - Ciepła herbata byłaby jak najbardziej na miejscu – uśmiechnęła się. - Zaraz wracam – odpowiedział i wyszedł. Usiadła na wersalce i westchnęła. Poczuła, jakby znów wróciły dawne czasy, jakby znów siedziała w jego starym pokoju… Tyle, że wtedy łączyła ich jedynie szczeniacka miłość, a właściwie przyjaźń i kumplostwo, a teraz… Za każdym razem, kiedy próbował ją pocałować na pożegnanie, jakoś się wykręcała. Choć wcale tego nie chciała. W jego towarzystwie czuła się dobrze. Chciała, żeby ją przytulał. Ale nie mogła sobie na to pozwolić. Dla swojego i jego bezpieczeństwa… - Widziałaś się może ostatnio z Betty? – stanął w drzwiach z kubkami w dłoniach. - Wczoraj spotkałam ją w sklepie – odpowiedziała. - Wspominała ci coś o uroczystości rodzinnej, jaka się nam szykuje w następny weekend? Uśmiechnęła się. Cały kwadrans rozmawiała z Betty, nim koleżance udało się ją przekonać do przyjścia. Choć znały się od lat i z braćmi Danny'ego też znała się od lat, jakoś ciągle czuła się wyobcowana. Oni byli ze sobą przez te lata. Oni byli zawsze gdzieś obok siebie. Jej nie było. Odcięła się zupełnie. Uciekła do innego świata, zostawiając za sobą otwarte furtki, ale nigdy przez nie wracając… I ciężko jej było przestawić się nagle na tryb takiego życia. Ciężko jej było wejść do tego towarzystwa i nie dlatego, że oni tego nie chcieli, bo było wręcz przeciwnie, ale dlatego, że ona się blokowała… - Wspominała – uśmiechnęła się lekko. Mam nadzieję, że skorzystasz z zaproszenia – powiedział. - Myślisz, że powinnam? – popatrzyła na niego uważnie. - Myślę, że nie powinnaś się nawet nad tym zastanawiać, Jenny – odpowiedział i usiadł obok niej. – Wszyscy bardzo liczą na twoją obecność. Kiedy wujek dowiedział się, jak długi mamy staż, to wpadł w zachwyt i kazał mi cię koniecznie przyprowadzić – zaśmiał się. - To szkoda, że nie zerwaliśmy ze sobą już dziesięć lat temu – uśmiechnęła się. – Nie mielibyśmy teraz takich problemów. - Dla mnie to żaden problem – powiedział. – Wtedy nikt, poza moją najbliższą rodziną cię nie znał, więc chcą nadrobić zaległości. - Jeśli tak bardzo nalegasz… - Tak. Bardzo nalegam – powiedział stanowczo. – Jeśli to ma cię zmusić do pójścia tam ze mną, to będę nalegał co chwilę. - Nie musisz nalegać co chwilę. Od czasu do czasu wystarczy – uśmiechnęła się. – Miło będzie dla odmiany popatrzyć na nie swoją rodzinę. - Mam tylko nadzieję, że nie dadzą ci za bardzo popalić. Oni czasem nieźle potrafią zajść za skórę. Ale może z tytułu naszego stażu, dadzą ci fory… - Obronię się, nie musisz się tym niepokoić – uśmiechnęła się lekko i uniosła dumnie głowę do góry. – Skończyłam dwa fakultety i kurs samoobrony. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaśmiał się i objął ją ramieniem. - Muszę stwierdzić, że języczek ci się wyostrzył – powiedział. – Kiedyś byłaś taka uległa i pokorna. A teraz jesteś wygadana, prawie tak jak ja – dodał z podziwem. - Jakoś musiałam sobie poradzić w świecie, gdzie wszyscy tylko czekają, żeby wbić ci nóż w plecy – odparła. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że komuś takiemu jak ty, ktoś próbował wbić nóż w plecy? – popatrzył na nią uważnie. Może wreszcie opowie mu coś o swojej przeszłości. Może wreszcie się przed nim otworzy… - Jestem dość łatwym celem – odpowiedziała cicho. Może nadszedł ten czas, kiedy mogła mu coś o sobie opowiedzieć. Nie dużo, ale żeby choć częściowo zaspokoić jego ciekawość… - Ale wyszłaś z tego z podniesioną głową, a to najważniejsze – powiedział i uśmiechnął się. – Kiedy wyjechałaś, bardzo się z tego cieszyłem. Wiedziałem, jak bardzo tego potrzebowałaś… Jak bardzo potrzebowałaś wyrwać się z tego marazmu i zła, które cię otaczało. Życzyłem ci szczęścia… Powiedz, że choć przez chwilę moje życzenia się spełniły – popatrzył na nią z nadzieją. Wzięła do ręki kubek i upiła kilka łyków herbaty. - Choć przez chwilę się spełniły – potwierdziła z uśmiechem. – Wyjechałam stąd z nadzieją, z głową pełną szalonych pomysłów. Myślałam, że zawojuję cały świat. Byłam szczęśliwa. Miałam przy sobie kogoś, kto potrafił wydobyć ze mnie wszystko, co miałam w sobie najlepsze… Tam życie wygląda zupełnie inaczej, dzieje się tak wiele różnych rzeczy… Ale jest też codzienność, która wszędzie wygląda tak samo. Czy tu, czy tam… Codzienność, rutyna, zmęczenie… – westchnęła. – Kiedy się ciągle za czymś goni, nie zauważa się, że z drugiej strony coś człowiekowi umyka. - On ci umknął? – popatrzył na nią uważnie. Zastanawiał się, czy nie weźmie tego pytania zbyt do siebie. Nie potrafił jeszcze wyczuć granicy, za którą było już za późno… - Wybrał po prostu inną ścieżkę – odpowiedziała cicho. Nie miała Ronowi za złe, że znalazł sobie kogoś innego. Nawet gdyby tego kogoś nie znalazł, wszystko skończyłoby się tak samo, jak się skończyło… Nie byłaby w stanie być z nim, wiedząc, że ją zdradził… - Tęsknisz za nim? – podchwycił ton smutku w jej głosie. Pokręciła głową. - Nie – odpowiedziała. – Tyle, że to wszystko tak bardzo się ze sobą skumulowało… – westchnęła. – Najpierw śmierć taty… Cieszę się, że chociaż ty przestałeś palić – uśmiechnęła się smutno. – Zaraz potem śmierć mamy… Wiedziałam, że alkohol kiedyś ją zabije, ale to nic przyjemnego wiedzieć, że twoja matka zapiła się na śmierć… – zamknęła oczy. – Dlatego ja nie mam w domu ani kropli alkoholu. Boję się, że byłaby to dla mnie zbyt duża pokusa… Zdarzyło mi się kilka razy upić prawie do utraty przytomności i potem nienawidziłam siebie za to… Ale wtedy wydawało mi się to jedynym rozwiązaniem. Myślałam, że to oddali problemy, ukoi ból. Zwłaszcza wtedy, kiedy na samym końcu tych optymistycznych wydarzeń było odejście Rona – uśmiechnęła się smutno. – Obdzieliłabym kilka innych osób swoimi przejściami, ale nikt nie chciał tego ode mnie przyjąć… – westchnęła. – Jakoś udało mi się z tego wyjść i drugi raz już sobie nie pozwolę na wylądowanie w takim dole… Nic nie powiedział, tylko objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Chciał w ten sposób okazać jej swoje wsparcie. Bo nie było takich słów, które mógł jej teraz powiedzieć. Nie było takich słów, które ona chciałaby usłyszeć… Dlaczego po opowiedzeniu mu całej tej historii, nie poczuła się lepiej? Dlaczego nie poczuła ulgi? Miała wrażenie, jakby jeszcze bardziej ścisnęło ją w dołku. Jakby jeszcze bardziej bolało ją serce. Ale więcej nie potrafiła mu powiedzieć. Nie mogła mu powiedzieć… - W moim życiu też był ktoś ważny – powiedział cicho. Odsunęła się i popatrzyła na niego uważnie. Widziała w jego oczach smutek, ale przez wydarzenia ostatnich tygodni wiedziała, że on nie żałuje, że w jego życiu nie ma już tej osoby… - Byliśmy ze sobą prawie dwa lata. Tyle, że jej przede wszystkim zależało na pieniądzach, którymi mogłem ją obsypywać. Na które bardzo ciężko pracowałem, a ona potrafiła wydawać je lekką ręką… – westchnął. – Kupowałem jej prezenty, spełniałem jej zachcianki, bo chciałem, żeby czuła się kochana. Nie wiedziałem tylko, że jej okazywanie miłości polegało na tym, że sypiała z moim przyjacielem… Kiedy ich razem przyłapałem, czułem się, jakbym siarczyście oberwał w twarz. Ale widocznie to spotkanie było im pisane, bo wkrótce potem wzięli ślub i są dosyć szczęśliwi – zakończył opowieść i uśmiechnął się smutno. - Ale mamy pokręconą przeszłość, co? – uśmiechnęła się. - Bardzo – odpowiedział z uśmiechem i objął ją ramieniem. – Tyle przeszliśmy będąc razem i nic o tym nie wiedząc… Teraz rozbroił ją zupełnie. Zaśmiała się i pocałowała go w policzek. Jakoś tak odruchowo. Zrobiła to, nim zdała sobie sprawę, co tak naprawdę robi… I prawie w ostatniej chwili udało jej się odsunąć. Udało jej się odsunąć, nim to małe cmoknięcie przerodziło się w coś poważniejszego… Udała, że nie widzi jego pytającego spojrzenia, udała, że cała sytuacja w ogóle nie miała miejsca… Tak zdezorientowany to już dawno nie był. Bo najpierw ona tuli się do niego i całuje go w policzek, a w następnej chwili zachowuje się, jakby nic takiego się nie wydarzyło… Jakby wymyślił sobie to wszystko, bo tak bardzo był już spragniony jej bliskości… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaparkował przed dyskoteką. Popatrzyła na niego z uśmiechem. - Wieki minęły, odkąd ostatnio byłam w takim miejscu – powiedziała. - Ale chyba nie zapomniałaś, jak się tańczy? – popatrzył na nią zaniepokojony. - Takich rzeczy się nie zapomina. - Więc nikt się nie zorientuje, że wieki cię tu nie było – uśmiechnął się i wysiedli. Weszli do środka. Było to jedno z nielicznych miejsc, do których nie wpuszczano ludzi poniżej dwudziestego pierwszego życia, więc nie musieli się obawiać, że będą zawyżać średnią wieku na parkiecie… - Widzę tu wielu starych znajomych – powiedziała z uśmiechem, kiedy przeszli przez salę, żeby usiąść przy stoliku. - I bardzo słusznie, bo wszyscy tu przychodzą – uśmiechnął się. I, jakby na potwierdzenie tych słów, od razu zostali otoczeni grupką dawnych znajomych, z którymi spędzili resztę wieczoru. Oczywiście poza momentami, kiedy razem kołysali się na parkiecie. Czerpał garściami z takiej ich bliskości. Kiedy była tak blisko, czuł przyjemne napięcie, chciał, żeby była jeszcze bliżej… Nie chciał na nią naciskać, ale coraz trudniej było mu zachować dystans. Zwłaszcza kiedy ona tak pięknie pachniała… Bawiła się wyśmienicie. Miło było czuć go obok siebie, miło było się do niego przytulić… I bardzo musiała się starać, żeby na takim przytuleniu się skończyło. Ale on chciał czegoś więcej. Widziała to i czuła. Dlatego musiała kłamać i oszukiwać, bo nie chciała go zranić. Bo nie chciała sprawić mu przykrości… Dlatego już późno w nocy, kiedy wracali do domu, musiała udać, że zasnęła ze zmęczenia. Tylko dzięki temu nie odważył się do niej zbliżyć. Tylko dzięki temu uchroniła i jego, i siebie przed katastrofą… Tylko dlaczego rankiem, kiedy wyszedł, łkała wtulona w poduszkę?… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak wyglądam? – przejrzała się w lustrze i popatrzyła na niego pytająco. Uśmiechnął się szeroko. - Wyglądasz doskonale – odpowiedział. Miała na sobie beżowy żakiet z krótką spódnicą. Na nogi nałożyła buty na wysokim obcasie, co było ewenementem, bo zazwyczaj nosiła płaskie buty, dlatego, że w takich czuła się wygodniej. Ale w takich wyglądała elegancko i z tego też zdawała sobie sprawę… - Myślisz, że twoja rodzina dobrze mnie przyjmie? - Niechby tylko spróbowali inaczej – powiedział groźnie i złapał ją za rękę. – Chodźmy już, bo się spóźnimy. Wyszli z domu i wsiedli do samochodu. Popatrzyła na niego z uśmiechem. Miał na sobie biały, miękki golf i ciemne spodnie, z lejącego się materiału. Wyglądał niesamowicie pociągająco. Wiedziała, że nie powinna tak na niego patrzeć. Dla swojego własnego dobra… Nie powinna się podkręcać, skoro i tak później miała się roztrzaskać o ścianę… Tyle, że jej rozum i serce żyły sobie dwoma odrębnymi życiami… - Mam jakąś plamę na swetrze? – spytał, bo wyczuł, że od kilku chwil uporczywie się mu przygląda. Uśmiechnęła się, speszona, jakby przyłapał ją na gorącym uczynku. - Nie – odpowiedziała. – Wyglądasz po prostu bardzo przystojnie. To wszystko. - Wyglądam przystojnie, a ty mówisz to takim tonem, jakbyś opowiadała o wczorajszej pogodzie? – udał, że jest oburzony. Zaśmiała się i położyła mu dłoń na ramieniu. - Wyglądasz niesamowicie przystojnie, Danny – powiedziała. – Cieszę się, że idę tam z tobą, bo nie zniosłabym, gdyby jakaś inna się do ciebie kleiła… - Hm… Będziesz się do mnie kleić? – spytał i popatrzył na nią uważnie. - Na tyle, na ile pozwoli mi na to sytuacja – odpowiedziała tajemniczo. Uśmiechnął się szeroko. A ona natychmiast pożałowała tych słów. Bo wiedziała, że odebrał je zupełnie inaczej, niż ona chciała, żeby zostały odebrane… Jak tylko zaparkowali przed domem, zostali otoczeni gromadą roześmianych ludzi. Każdy chciał znaleźć się jak najbliżej Jenny, każdy chciał zamienić z nią choć słowo… Danny miał ogromne trudności, żeby zapanować nad tą całą gromadą… - Przepraszam – powiedział, kiedy już udało im się spotkać pośród tego zgiełku. - Nic się nie stało – uśmiechnęła się. – Dają mi odczuć, że jestem dla nich ważna. Bardzo mi się to podoba – położyła mu dłoń na ramieniu. - Chyba coś mi się za to należy, nie sądzisz? – uśmiechnął się i popatrzył na nią wyczekująco. Westchnęła. Wykorzystywał broń, którą mu uprzednio podsunęła… - A dziękuję nie wystarczy? – popatrzyła na niego z nadzieją. Bała się, że przy rodzinie będzie chciał zademonstrować swoje uczucia do niej, a ponieważ byli już dorośli, to takie zwykłe cmoknięcie w policzek byłoby zupełnie nie na miejscu… - Jeśli musi – odpowiedział zrezygnowany. Postanowił sobie, że dziś już mu się nie wymknie. Że przy jego rodzinie będzie musiała się określić. Będzie musiała przestać uciekać. Znali się już wystarczająco długo i byli ze sobą wystarczająco długo, żeby zmienić charakter ich znajomości. Żeby zrobić kolejny krok… - Cieszę się – powiedziała i oparła mu głowę na ramieniu. – Dziękuję ci za to, co dla mnie robisz. Za wszystko – dodała z naciskiem. – Gdybym wiedziała, że tak się rozwinie nasza znajomość, już dawno bym tu przyjechała – uśmiechnęła się szeroko i odeszła w kierunku Betty, która machała do niej ręką, żeby ją przywołać. - Jest słodka – usłyszał głos wujka. Mężczyzna stanął obok niego i uśmiechnął się. - Oczywiście – odpowiedział Danny. – To moja dziewczyna – dodał z dumą. - Widzę, jak na ciebie patrzy… Jakby chciała zjeść cię wzrokiem – mrugnął wesoło okiem. – Ty też cały czas wodzisz za nią oczami… Może powinniście się wcześniej urwać z imprezy? - Też nad tym myślałem, wujku – odpowiedział. Był trochę speszony bezpośredniością mężczyzny, ale przecież nie będzie udawał, że Jenny go nie pociąga, skoro było dokładnie na odwrót. - No to na co czekasz? Toasty już powznosiliśmy, większość zabawy już za nami… Betty nie obrazi się, kiedy zdecydujecie się zakończyć wieczór… I powiem ci tak w tajemnicy, że ona po cichu liczy na wasz ślub. Popatrzył na wujka i roześmiał się. Szczerze. Radośnie. Głośno. Tak głośno, że wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę. Gdyby oni tylko wiedzieli, że on i Jenny ani razu jeszcze się tak naprawdę nie pocałowali… Pomyśleliby, że są co najmniej dziwni i może rzeczywiście tak było. Może rzeczywiście to, co było między nimi było nie do końca prawdziwe, nie do końca normalne… Przynajmniej dla niego, choć chwilami widział, że ona też ze sobą walczy… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Więc chyba musimy nad tym popracować – powiedział tajemniczym głosem i odszedł od stołu. Ruszył w kierunku Jenny. Patrzyła na niego z uśmiechem. Ale widział w jej oczach strach. Jakby się go bała… Stała i czekała, aż do niej podejdzie i zastanawiała się, kiedy wreszcie będzie musiała zrzucić pancerz i obnażyć się przed nim… Kiedy będzie musiała powiedzieć mu prawdę… I wiedziała, że to nastąpi w bardzo bliskiej przyszłości. - Może byśmy się już urwali z tej imprezy? Co ty na to? – zapytał z uśmiechem. Serce jej stanęło i zamarła, choć starała się tego po sobie nie pokazać. - Tak szybko? – udała zdziwienie. – Liczyłam, że pobędziemy tu jeszcze jakiś czas. - Wolałbym pobyć z tobą sam na sam – odpowiedział i objął ją ramieniem. Westchnęła. - Jeśli naprawdę tego chcesz… – powiedziała cicho. Teraz jego zamurowało. - Masz wątpliwości? – zmarszczył groźnie brwi. – Myślałem, że ty też tego chcesz, Jenny. Odwróciła wzrok. - Chodźmy już – powiedziała zrezygnowana. Złapał ją za ramię. - Możemy zostać, jeśli nie podoba ci się moja propozycja – powiedział szorstko. Czuł, że się w środku gotuje. Przyciągała go i odpychała… Zachowywała się, jak oziębła mniszka… Jak Królowa Śniegu… Miał tego dość. - Chodźmy, Danny – szepnęła. – I nie rób scen, proszę cię – dla świętego spokoju wolała ustąpić. Nienawidziła kłótni. Przez całe dzieciństwo je słyszała. W dzień, w nocy… Dlatego tak bardzo bała się konfliktów. I uciekała przed nimi, jak najdalej tylko się dało… Zrozumiał, co miała na myśli, bo wiedział, jakie miała dzieciństwo… Uśmiechnął się, żeby załagodzić sytuację. - Chodźmy – powiedział i po krótkich pożegnaniach z rodziną, wyszli z domu. Właściwie całą drogę spędzili w milczeniu. Każde z nich zastanawiało się, co powinno zrobić i gdzie popełniło błąd… Oboje zdawali sobie sprawę, co może za chwilę nastąpić. I każde z nich było przerażone. Tyle, że każde na inny sposób… - Wejdziesz na górę? – zaraz po zadaniu pytania w ogóle pożałowała, że otworzyła usta. Danny popatrzył na nią i zmarszczył gniewnie brwi. Nic nie odpowiedział, tylko wysiadł i wszedł z nią do jej mieszkania. - Zrobić ci coś do picia? – zapytała. - Nie, dziękuję – odpowiedział. – Usiądź obok i porozmawiajmy, jeśli nie możemy tego przejść w inny sposób. - O czym chcesz rozmawiać? – znów powinna się ugryźć w język. Zachowywała się, jak ostatnia idiotka. Ale panika nie pozwalała jej rozsądnie myśleć… - O nas – popatrzył na nią chmurnie i westchnął. Nie podobało mu się to, co się między nimi działo. Nie podobało mu się, że ciągle mu uciekała, że ciągle coś przed nim ukrywała… Nawet teraz, kiedy patrzyła na niego takim niewinnym wzrokiem, czuł, że budzi się w nim gniew. - Nie wiem, o co ci chodzi, Jenny. W jakie gierki ze mną pogrywasz. Nie znam reguł, więc będziesz musiała wytłumaczyć mi, o co w tym chodzi… Westchnęła. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Czuła się zapędzona w kozi róg. Czuła, że coś ją ściska za serce. Już nie miała gdzie uciec. Wiedziała, że to decydujący moment. Że od tej pory będą mieli wszystko, albo nic. Wszystko albo nic. Siebie albo samotność. Radość albo smutek. Życie albo śmierć… - Wczoraj prawie zasnęłaś, kiedy oglądaliśmy film. Nie boisz się do mnie przytulać, ale ani razu nie pozwoliłaś mi się pocałować – powiedział z wyraźną pretensją. – Nie chciałbym okazać się gburem, ale spotykamy się już od miesiąca. Nawet spaliśmy w jednym łóżku – uśmiechnął się smutno. – Nie rozumiem, dlaczego ciągle mi uciekasz… Dlaczego zachowujesz się tak ozięble. Ja tak nie chcę. Ja tak nie potrafię – popatrzył na nią. Milczała. Widział w jej oczach łzy, ale nie chciał w ten sposób żyć. Wiedział, że ją pociąga. Z wzajemnością z resztą… Nie mieli żadnych zobowiązań, więc nie wiedział, czemu ciągle się powstrzymuje… - Nic mi nie powiesz? – zirytował się. – Myślałem, że możemy razem coś stworzyć, że ty też tego chcesz… Ale widocznie się pomyliłem. Jak już się namyślisz, na jakiej pozycji mnie widzisz, daj mi znać. Tylko pamiętaj, że ja nie będę wiecznie czekał, aż Królowa Śniegu się roztopi – dodał z ironią. Wstał i wyszedł z pokoju. Ale nie zdążył nawet otworzyć drzwi, kiedy znalazła się przy nim. Zagrodziła sobą wyjście i patrzyła mu prosto w oczy. Serce się mu krajało, kiedy ją taką widział, ale już nie wiedział, jak do niej dotrzeć… - Nie odchodź, Danny – powiedziała cicho. – I nie nazywaj mnie Królową Śniegu, bo żadne inne słowa tak bardzo mnie nie ranią… Nie jestem oziębła i nieczuła – zamknęła oczy. – Powiem ci, dlaczego taka jestem… Nie chciałam ci tego mówić, bo bałam się, że to będzie oznaczało koniec tego, co już zbudowaliśmy… Popatrzył na nią zmrużonymi oczyma i pozwolił się znów poprowadzić do pokoju. Usiadł na sofie i popatrzył na nią wyczekująco, a ona wiedziała, że nadeszła chwila prawdy… - Kiedy mówiłam ci, że dwa lata rozstałam się z Ronem, to nie do końca mówiłam prawdę – zaczęła cicho. Kiedy zobaczyła wyraz jego oczu, od razu pożałowała, że tak zaczęła. Nie po raz pierwszy tego wieczora. Dziś okazywała się mistrzynią pomyłek i królową nietaktu… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×