Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

- I tak skończysz tak, jak ja - mówiła - Więc po co się wysilasz? - A ty - spoglądała na mnie podejrzliwym wzrokiem - Korzystaj z życia, póki możesz. Nie marnuj czasu na wypłakiwanie oczu za tym bubkiem. Mówiła o Januszu. Tak, tak...! Mówiła o moim narzeczonym, z którym miałam spędzić resztę życia. Niestety, to on zerwał zaręczyny. Po rozmowie z mamą, gdy powiedziałam jej o planowanym ślubie, a ona tak bardzo płakała, zaczęłam mieć wątpliwości. Podzieliłam się nimi z Januszem. W głębi serca miałam chyba nadzieję, że je rozwieje. Nieoczekiwanie Janusz zasugerował, abyśmy się wstrzymali z tą decyzją . Argumentował, że mamy przecież jeszcze czas, i że nie należy się spieszyć. - Musisz być pewna, że tego chcesz - mówił i patrzył mi głęboko w oczy, a ja wiedziałam, że on również się waha. Być może, zbyt pochopnie podjął decyzję o związaniu ze mną życia świętym węzłem małżeńskim, a że był mężczyzną honorowym, nie cofnął wypowiedzianych słów, lecz czekał na jakiś zbieg okoliczności, który pokrzyżuje realizację naszych wspólnych planów. Właściwie to zaczął odgrywać rolę osoby odrzuconej przeze mnie, pokrzywdzonej i urażonej. Spotkania stawały się coraz bardziej sporadyczne. Któregoś razu zatelefonował. - Myślałem o nas - powiedział bez ogródek - Od chwili, gdy postanowiłaś nie wychodzić za mnie za mąż, nasze spotkania straciły sens. ,, O ironio losu - pomyślałam - Ja postanowiłam nie wychodzić za niego za mąż’’ - Moim celem w życiu - mówił dalej - Jest założenie rodziny i wychowanie dzieci. Myślę, że..... - zawahał się - że spotkałem kogoś odpowiedniego. Chciałbym jednak, abyśmy zostali przyjaciółmi - dodał banalnie na zakończenie swojego krótkiego monologu. - Nie przejmuj się! - odpowiedziałam - Będziemy dobrymi przyjaciółmi. Byłam pewna, że po odłożeniu słuchawki odetchnął z ulgą. W jego mniemaniu, załatwił sprawę, jak na dżentelmena przystało . Płakałam, gdy mama weszła do pokoju. Usiadła obok i pogładziła mnie po włosach. - To nie była miłość córeczko - powiedziała smutno. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobrze, że tak się stało. Mama miała rację, a jednak odejście Janusza tak bardzo bolało. Próbowałam zapomnieć. Udzielałam się towarzysko, więcej pracowałam. Za namową mojej siostry, korzystałam z uroków życia. Na jednej z dyskotek, poznałam mężczyznę. Bawiliśmy się cały wieczór. Potem on zaproponował drinka. Zgodziłam się. Zaprosił mnie do siebie. Dużo wówczas wypiłam. Tej nocy kochaliśmy się. Alkohol szumiał mi w głowie, ale byłam pewna, że użyłam globulki antykoncepcyjnej. Tym większe było zaskoczenie, gdy w przewidywanym terminie, nie dostałam miesiączki. Lekarz, do którego poszłam z wizytą, potwierdził moje obawy. - Jest pani w ciąży - rzekł - Gratuluję.Nigdy w życiu chyba tak się nie czułam. Z jednej strony niewyobrażalna radość, z drugiej strach. ,, Co będzie dalej? - myślałam gorączkowo - A jeśli zachoruję? Kto zatroszczy się o dziecko? Mama starzeje się. Jest zbyt słaba. Ledwie daje sobie radę z opieką nad Lucyną i Jankiem’’. Potem przyszło najgorsze. Przypomniały mi się słowa siostry: ,, Diabelskie nasienie, diabelskie nasienie....! ‘’ Wypełniły mój umysł. Nie potrafiłam się od nich opędzić. Opanowały mnie, zagłuszając wszystkie inne myśli: ,, Moje biedne dziecko - pomyślałam - Czy ono też będzie skazane na chorobę i strach, czy na niepewność, jak ja? ‘’ W ciągu najbliższych tygodni, byłam bliska obłędu. Nie wiedziałam co robić. Los, w okrutny sposób pomógł mi podjąć decyzję. Wracałam z pracy. Zeszłam po schodach i nagle... Nie potrafiłam zrobić ani kroku dalej. Czułam, że jeśli postawię nogę przed sobą, stanie się coś strasznego, złego, że runę w jakaś przepaść lub otchłań że zniknę w kosmicznej przestrzeni. Byłam sparaliżowana strachem. Był nie do pokonania. Nie wiem , jak długo to trwało. Dla mnie całą wieczność, lecz gdy spojrzałam na zegarek, okazało się, że wskazówka nieznacznie drgnęła. Dotychczas znałam to tylko z opowiadań Lucyny, teraz po raz pierwszy, doświadczyłam na własnej skórze. ,, A więc zaczęło się - pomyślałam - Choroba upomniała się i o mnie’’ To były długie, nieprzespane noce. Siedziałam w fotelu wpatrzona w ciemność za oknem i krople deszczu spływające po szybach. Wiedziałam już, co należy zrobić, aby było to jak najlepsze dla dziecka. Musiałam sprawdzić tylko jeszcze jedną ewentualność. Musiałam być pewna! W pracy wzięłam urlop. Każdego ranka jechałam pod ten sam adres.. Chodziłam za nim, jak cień. Wiedziałam już, że ma żonę i dwójkę dzieci. Po jakimś czasie znałam go lepiej, niż on samego siebie. Nie był dobrym mężem, ani ojcem. Często siedząc po ciemku, na schodach, w przestronnym korytarzu, dobiegały mnie krzyki z drugiej strony drzwi. - Weź ucisz te bachory! Czy ja po pracy, nie mam prawa odpocząć we własnym domu?! Jak ty je wychowujesz! ? cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- Na weekend zabiorę je do mamy - tłumaczyła żona - Odpoczniesz. Tak, też się działo. Wyjeżdżała z dziećmi co tydzień. On w tym czasie doskonale bawił się w dyskotekach, zapraszając różne panienki na drinka do swojego mieszkania. ,, Byłaś jedną z nich’’ - pomyślałam. Byłam już pewna, że nie chcę na ojca dla mojego dziecka, tego mężczyzny, choć biologicznie nim był. Teraz mogłam o wszystkim powiedzieć mamie. Potrzebowałam wsparcia w realizacji dalszych planów. Poszła ze mną do Ośrodka Adopcyjnego, choć początkowo, była temu bardzo przeciwna. Rozmowa z psychologiem trwała ponad dwie godziny, ale znalazłam tam wsparcie i zrozumienie. - Jest pani dobrą matką, troszczącą się o przyszłość swojego dziecka - usłyszałam - To najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji. - Ale czy znajdzie się ktoś - pytałam pełna obaw - Kto zaakceptuje moje dziecko, ze świadomością, że kiedyś może być bardzo chore? - Jeśli się znajdzie, to będzie pani miała pewność, że taka rodzina bardzo pragnie dziecka i wychowa je, jak własne. Myślę nawet - dodała po chwili - że jest, ktoś taki. Po tej rozmowie sprawy zaczęły przybierać szybszy obrót, niż przypuszczałam. Wkrótce dowiedziałam się, że pewna rodzina polskiego pochodzenia, mieszkająca na stałe w Szwecji, od dłuższego czasu stara się o adopcję dziecka z naszego kraju. W ankiecie zaznaczyli, że może być to dziecko chore lub upośledzone. Jestem już po rozmowie z nimi. To dla nich nadzieja. - powiedziała kierowniczka ośrodka - Tak się składa, że pierwszeństwo do adopcji mają rodziny mieszkające w Polsce. Ta sytuacja jest jednak wyjątkowa. ,, Czy chore dziecko może być dla kogoś nadzieją? ‘’ - pomyślałam - Tym razem - kontynuowała kierowniczka - Postanowiliśmy odstąpić też od pewnych zasad. Chcę, aby oni poznali panią i zobaczyli pani siostrę i brata. - Przeżyją szok - powiedziałam - Są lekarzami - usłyszałam w odpowiedzi - Niejedno widzieli. Zależy mi jednak, aby zobaczyli to z innej perspektywy, spojrzeli na to emocjonalnie. - Chcecie im pokazać z jakimi problemami mogą się borykać, za kilka lat? - zapytałam - Tak - rzekła - Chcę im to uzmysłowić, zanim podejmą ostateczną decyzję. Odpowiedzialność biorę na siebie. Czy pani wyraża zgodę? Skinęłam potwierdzająco głową. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do spotkania doszło po upływie dwóch tygodni, późnym popołudniem. Z szaleńczo bijącym sercem otwierałam drzwi. Mama wcześniej upiekła ciasto, przygotowała też na tę okoliczność Lucynę i Janka. Tak naprawdę, nie wiedziałam, co im powiedziała. Niewiele ostatnio rozmawiałam, zwłaszcza z siostrą. Gdy patrzyłam na nią, przed oczami widziałam wciąż ten sam obraz; jej bladą twarz, dzikość w oczach i usta krzyczące:,, Diabelskie nasienie, diabelskie nasienie...” Te słowa mnie prześladowały. Nie potrafiłam o nich zapomnieć. - Dzień dobry - z zamyślenia wyrwał mnie łagodny kobiecy głos - Dzień dobry - odpowiedziałam, wpuszczając gości do środka - Proszę tędy - wskazałam drogę do pokoju. Kobieta miała około trzydziestu lat, długie blond włosy i niebieskie oczy. Mężczyzna wyglądał na nieco starszego od niej. Był postawny i dobrze zbudowany. Gdy usiedli, mama podała kawę. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, przyglądając się sobie ukradkiem. Pierwsza odezwała się kobieta. - Oboje z mężem jesteśmy lekarzami. Wiemy wszystko o tej chorobie. Prowadzimy prywatną praktykę lekarską Jeśli się pani nie rozmyśli - głos jej zadrżał - Zapewnimy dziecku najlepsze warunki. I miłość - dodała - To ja nie mogę mieć dzieci - spuściła wzrok - Ciężko chorowałam. Mam usuniętą macicę... Po tym szczerym wyznaniu, pierwsze lody zostały przełamane. Rozmowa potoczyła się gładko. Miałam wrażenie, jakbym znała ich całe życie. Gdy wychodzili, chwyciła moje dłonie. - Jeśli się zgodzisz - rzekła - Nie zawiodę cię. Zadbam też, aby nasze dziecko - wyartykułowała te słowa - Dowiedziało się, jaką miało wspaniałą matkę i ile z miłości do niego zrobiła. Chciałabym też, jeśli nie masz nic przeciw temu, abyś spisała wszystkie swoje odczucia i to co dotyczy waszej rodziny, aby nasze dziecko, twoje i jeśli taka będzie twoja wola, również moje, znało swoje korzenie - puściła moją dłoń, żeby wytrzeć mokrą od łez twarz. - Czy to ważne, skoro będziecie dobrymi rodzicami? - zapytałam - Bardzo ważne - odparł mężczyzna - bo to ty dajesz nam spełnione marzenia. Po ich wyjściu długo nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. ,, Boże - myślałam - Dlaczego nie uchroniłeś mnie przed chorobą, abym sama mogła zaopiekować się swoim dzieckiem?!’’ Niestety choroba zaczynała powoli postępować. Resztę ciąży spędziłam na zwolnieniu lekarskim. Czas ten wykorzystałam na wykonanie kroniki rodzinnej. Wyszukiwałam różne rodzinne fotografie, wklejałam, segregując je datami i dokładnie opisywałam. Gdy kronika była już gotowa, zaniosłam do Ośrodka Adopcyjnego i poprosiłam o przekazanie przyszłym rodzicom mojego dziecka. - Na pewno to zrobię - powiedziała kierowniczka wertując stronice - To bardzo piękny i wzruszający gest. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy skierowałam się w stronę drzwi, znienacka zapytała: - Czy kontaktowali się jeszcze z panią? - Tak – odparłam - Choć nie osobiście. Przysyłają wciąż paczki, a w nich soki owocowe, witaminy, również lekarstwa dla Lucyny i Janka. Odwzajemniłam im się tym samym wysyłając zdjęcie dziecka, zrobione w czasie badań USG. - Nie lubię o tym mówić - spojrzała na mnie smutno - Ale pozostają jeszcze formalności... - O wszystkim pamiętam. Muszę jak najszybciej zrzec się praw rodzicielskich, a potem po upływie roku to jeszcze raz potwierdzić - wydeklamowałam jak przy odpowiedzi - Proszę się nie martwić. Zrobię wszystko, aby dziecko jak najszybciej znalazło się pod ich opieką. - Czy będzie pani rodzić w sposób naturalny? - zapytała z troską w głosie - Nie - odpowiedziałam wyczuwając jej intencje - Ze względu na pogarszający się mój stan zdrowia, będę mieć ,,cesarkę’’ Nie zobaczę więc dziecka. Poproszę, aby mi go później nie przynoszono. O to chodziło, prawda? - zapytałam szukając w jej oczach potwierdzenia - Bałam się - wyznała - że położą pani dziecko na brzuchu lub przystawią do piersi. Nawiązuje się wtedy szczególna więź...Nie wiem po prostu, jak by pani zniosła później to rozstanie. To chyba zbyt boli... - Myślałam o tym - przyznałam - Nie zobaczę dziecka po porodzie. Rozmawiałam już o tym z moim lekarzem. - Niech pani już idzie - kierowniczka uśmiechnęła się smutno - Ta rozmowa też nie jest dla pani łatwa. Wyszłam, unosząc rękę na pożegnanie. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To były najgorsze dwa tygodnie mojego życia. Wprawdzie mój lekarz zadbał o to, abym leżała w jednoosobowej sali, a personel otoczył mnie dyskretną opieką, to jednak smutek przepleciony z żalem, był nie do zniesienia. Czułam się taka pusta, jakby uszło ze mnie życie... Zresztą, w jakiś sposób uszło. Przez dziewięć miesięcy nosiłam je pod sercem i nagle zostałam zupełnie sama, a przecież powinnam je pielęgnować, troszczyć się o nie i czuć, że oto moje życie już na zawsze połączone zostanie z życiem małego człowieczka niewidzialną, ale jakże mocną nicią bezwarunkowej miłości. W moim przypadku los, brutalnie tą nić przeciął. Życie, w każdym tego słowa znaczeniu, nie miało dla mnie sensu. ,, moja przyszłość - myślałam - To bezużyteczność. Będę, jak pasożyt, zależna od drugiego człowieka; od mojej matki. Stanę się dla niej kulą u nogi, kolejnym ciężarem, pod którym być może i ona się ugnie’’ Nie płakałam, nie miałam już łez. Ukradkiem, wychodząc, niby to do toalety, obserwowałam macierzyństwo. Kobiety karmiły swoje dzieci piersią i mimo, że często były wycieńczone bólem i porodem, na widok kwilących niemowląt odzyskiwały siły. Te małe kruszynki o bystrych oczach, pomarszczonej skórze i maleńkich dłoniach, bezradnie przebierające paluszkami, sprawiały, że w oczach matek widziałam szczęście. W moim umyśle, wypełnionym tak samo goryczą, jak i miłością, starczyło również miejsca na zazdrość i poczucie krzywdy. ,, Dlaczego ja nie mogę cieszyć się tak, jak one? Dlaczego? „ - setki razy zadawałam sobie to pytanie. Toczyłam wewnętrzną walkę ze sobą. Jedna moja strona krzyczała:,, Oddajcie mi moje dziecko! Kocham je bezgranicznie! Tylko ja potrafię je tak kochać! Ono mnie potrzebuje! Będę walczyć z chorobą! Pokonam ją! Dla mojej kruszyny! Zrobię wszystko, aby tylko móc tulić maleńkie, ciepłe ciałko, nakarmić własnym mlekiem i chronić przez całe życie!” Ta bardziej świadoma część mojego ja, natychmiast ripostowała: ,, Nie jesteś w stanie zająć się dzieckiem. Popatrz na siostrę! Czy ona mogła by zająć się dzieckiem?! Jest przykuta do łóżka! Ty też będziesz! Cierpisz na postępującą, nieuleczalną chorobę! Nie masz żadnych szans! cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powrót do domu niewiele zmienił. Wprawdzie patrząc na Lucynę i Janka, miałam świadomość słuszności decyzji, którą podjęłam, jednak świeże rany krwawiły i byłam pewna, że tak już zostanie. - Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała mama uchylając drzwi do mojego pokoju - Nie - odpowiedziałam krótko - Córeczko, czas potrafi zdziałać cuda - powiedziała - Przekonasz się. Kiedyś też tak uważałam, lecz w chwili, gdy wypowiadała te słowa, były one dla mnie tak samo irracjonalne, jak wyprawa człowieka na Wenus. - Był telefon ze Szwecji - powiedziała nieoczekiwanie - Ta kobieta płakała - zawiesiła głos - Ze szczęścia. Będzie bardzo dobrą ma... Będzie dobrze opiekować się dzieckiem - poprawiła się mama - Czy to chłopiec, czy dziewczynka? - zapytałam zaskakując samą siebie tym pytaniem - Nie wiem - odparła - Odpocznij - dodała szybko zamykając za sobą drzwi. Zdążyłam spojrzeć na jej twarz. Wiedziała! To była jedna z łatwiejszych decyzji. Pragnęłam tego z całych sił! Czy się bałam? Trudno w to uwierzyć, ale nie. To miał być krok do wiecznej wolności. Zdecydowanie wchodziłam po schodach. Obawiałam się tylko, czy nagły atak choroby, nie pokrzyżuje moich planów. Jeszcze tylko wąska drabinka i metalowy właz, który trzeba było pchnąć do góry. Rozejrzałam się uważnie. Stąd wszystko wyglądało inaczej. Mimo, że gdzieś w dole panował wielkomiejski ruch, ja czułam nieograniczoną przestrzeń. I niebo było tak blisko, jakby na wyciągnięcie dłoni, jakby czekało na mnie. Wiatr smagał moją twarz. Miałam wrażenie, że zaprasza mnie do tańca; tańca śmierci. Nie dobiegał tu gwar ani hałas. W zamian grała słyszalna tylko dla mnie żałobna muzyka. W dole wszystko było takie małe, anonimowe i nic nie znaczące. Całkowicie poddałam się magicznej chwili. Stanęłam na krawędzi, zamknęłam oczy i .... - Marta! - głos matki brutalnie przerwał ceremonię mojego wyzwolenia - Marta! Błagam cię, nie rób tego! - głos grzązł jej w gardle. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powoli odwróciłam twarz w jej stronę. Była blada ze strachu. Stała tak wpatrzona we mnie, wyciągając ręce. - Odejdź mamo - powiedziałam - Chcę to zrobić, póki choroba jest na tyle łaskawa, że pozwala mi dostać się tutaj. Nie jestem już nikomu potrzebna. Nikogo nie mam... - Masz mnie! - krzyknęła - Masz rodzinę! - Jeśli nie zrobię tego teraz, to i tak tu wrócę. Wiesz o tym, prawda? - badawczo przyglądałam się jej twarzy - Więc dlaczego próbujesz mnie powstrzymać? - Kocham cię - powiedziała i rozpłakała się - Nie po to dałam ci życie, abyś tak łatwo z niego rezygnowała - Trzęsła się cała z zimna i przerażenia. Wyglądała, jak zagubione, przestraszone i bezradne dziecko z twarzą starej kobiety. Niespodziewanie role odwróciły się. Poczułam, że nie mogę zostawić jej teraz samej. Nie, nie zrezygnowałam ze swoich schodów do nieba ; wciąż pragnęłam umrzeć, ale teraz ona potrzebowała mojej opieki. Wolnym krokiem zbliżyłam się do niej. - Chodź - powiedziałam chwytając ją lekko za rękę - Dokąd? - zapytała zdziwiona - Do domu, mamo - odparłam - Do domu. Koniec ❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA_____SREBRNA AKACJO i JARZEBINKO___witajcie🖐️ Dziekuje pieknie za Wasze kochane posty!!! JARZEBINKO____no widzisz,pojawilas sie i juz tyle radosci w sercu! Ciesze sie niezmiernie,ze juz dotarlas do nas. Tak to juz ze mna jest,ze jest mi smutno,kiedy Ciebie brakuje na BIESIADZIE. Pytasz o jezioro_____otoz w ub.tyg.byly burze w tym rejonie.Ulewy,silne wiatry,grad,powodz.I wlasnie,,, wzbierajaca sie woda doprowadzila do znikniecia jeziora. Puscil wal oddzielajacy jezioro od rzeki Wisconsin.Potezny strumien wody podmyl i zerwal graniczna autostrade,znajdujaca sie na wale.Calkowicie zniszczyl kilka nadbrzeznych domow,wiele innych uszkodzil. Szok nieprawdopodobny,,,,,Rozmawialam z wieloma osobami,, Poziom jeziora zaczal blyskawicznie opadac.Wkrotce,widac juz bylo dno.Spoczywaly na nim lodzie,zaglowki,skocznie dla narciarzy wodnych,odsloniete pomosty,mola,nadbrzeza ____straszny \"krajobraz\". Na drugi dzien zszkowani turysci wylegli ogladac zniszczenie.Byli smiertelnie przerazeni.Niektorzy wyciagali trzepoczace w plytkich kaluzach ryby. A musze dodac,ze akwen slynal z duzych okazow karpia,sandacza,szczupaka. Zbierali z dna haczyki i wedki potracone przez wedkarzy. Inni usilowali wyciagac lodzie,powoli,w palacym sloncu zastygaly w schnacym mule.Wokol roznosil sie fetor bagniska. Wszyscy nie moga sie jeszcze otrzasnac z tego.,,, Jezioro Delton slynelo z pokazow,w trakcie ktorych,piramidy narciarzy wodnych i skoczkow sciagaly tlumy. Teraz sa tam straszne znizki____mozna za grosze wypoczac.Atrakcji nie brakuje.Turystow jest masa.,,,, To tyle o jeziorze,,,, Pozdrawiam bardzo serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A teraz zabieram sie za lekturke!!Dziekuje serdecznie 👄 KOCHANE DRZEWKA!!! Sloneczne Chicago pozdrawia🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jednego serca! tak mało, Jednego serca trzeba mi na ziemi, Co by przy moim miłością zadrżało. — Adam Asnyk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę ! PANI OD MUZYKOTERAPI... Krzysztof Wojtysiak Już kiedyś posłużyłem się niektórymi słowami, \"wróciłem, by pobyć kilka chwil - dni z Wami\". Walce - dźwięki, tańce, muzykoterapia cała, Uśmiechnięta twarz Pani w pamięci pozostała. W cichym pokoju pełnym spokoju - \"za drzwiami\", Czujemy się wyśmienicie, gdy muzyka \"rządzi\" nami. Dzięki muzyce nad morzem spacer urządzamy, Leżymy na kwiecistej łące, na góry spoglądamy. U nas wiele i niewiele a może w sam raz, Mieliśmy Panią Monikę, na muzykę czas. Może kiedyś ze smutkiem pytanie zadamy, Dlaczego my tej muzyki tak mało słuchamy? Wszyscy razem, osobno - coś wspólnego mamy, Każdy z nas - na swój sposób, tą muzykę kochamy. Monika, muzyka, pożegnania nadchodzi już czas, Smutek- rozstaje się żegnając wszystkich Was. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PRZYJACIÓŁKI... Krzysztof Wojtysiak Tobie poświęcam ten wierszyk mały, Oby inne osoby dobrze go zrozumiały. Można mieć przyjaciół i koleżanek wiele, A TYŚ wyjątkowa, pierwsza - stoisz na czele ! Razem przy kawie i herbacie się spotkamy, Zawsze coś do opowiadania mamy, Energię, pogodę ducha chcemy odświeżyć, Nikt nam w szczere intencje nie uwierzy, Kompanka TY, uśmiechnięta, niezastąpiona, A kto takiej niema, się nigdy nie przekona. Jeszcze nam różne "przyszywać będą łatki" Echo jednak minie "tej ich głupiej gadki" Sami wiemy, ramy przyjaźni zachowane, Tym postępowaniem plotuchy załamane !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADE! 🖐️ SREBRNA AKACJO! 🌻 JODELKO! 👄 Smutne a zarazem straszne i szok wielki dla wszystkich co przezyli znikniecie jeziora. Jednym slowem tragedia! LETNI WALCZYK....... Pachnącym latem natchniony wymyślę ciebie z zapachu bzu, pozbieram z nieba jak gwiazdy, ze skraju jawy a może snu odpłynę w miękkim zachwycie marzenia mgiełką zroszony, twych ust pragnieniem wessany w aksamit twej skóry wtulony leciutko unosząc na palcach walczyka nutki srebrzyste, w iskrzącym blasku twych oczu wirują jak niebo gwiaździste... I chociaż znikniesz na zawsze jak bukiet przekwitłych bzów lato znów zagra walczyka z zapachów kwiatów jak z nut. Pozdrawiam serdeczne!👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
opowiadanie o Dominice... Dominika uwielbiała jazdę na rowerze. Jej mama żartowała nieraz, że szybciej nauczyła się jeździć na dziecinnym rowerku niż chodzić na własnych nogach. Domisia, jak ją zwano, uśmiechała się tylko i pakowała najważniejsze rzeczy do plecaka, by znów wyruszyć w kolejną wycieczkę. Rowerową, rzecz jasna. - Domiśka, kupisz po drodze mleko i chleb? – zapytała tego dnia matka. - Jasne, mamo, jasne. - Acha, może jakieś lody też, dobrze? Tata prosił żeby kupić mu jak wróci z pracy. Wiesz, że to łasuch lodowy. - No wiem, wiem, jestem taka sama. – uśmiechnęła się Dominika. - Domisia, a z Jurkiem wszystko ok.? - Maaaaaamo, – powiedziała dziewczyna z wyrzutem – proszę cię. Wszystko jest w porządku, na jutro wszystko ustalone. Upewniam się tylko, nie? Ale Dominika nie odpowiedziała. Już zbiegała ze schodów nucąc coś pod nosem. „Co za dziewczyna” – myślała matka. „Kochane dziewuszysko, to fakt, ale ona to taki wicher niespokojny, ten Jurek to chyba medal za wytrwałość powinien dostać”. Pani Jadzia uśmiechnęła się do siebie i przez okno wyjrzała za odjeżdżającą córką. Odprowadziła ją wzrokiem tak daleko jak się dało. W drodze powrotnej Dominika zatrzymała się przy osiedlowym sklepiku. Zrobiła szybkie zakupy. Spieszyła się do domu. Miała jeszcze tyle do zrobienia przed jutrem… Uśmiechnęła się do swoich myśli, po raz kolejny tego dnia. Była taka szczęśliwa. Przed sklepikiem stał bezradnie starszy człowiek. - Pomóc panu? – zapytała po prostu. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziecko, zapomniałem kupić herbatę, zabrakło mi dosłownie 1 złotówki, a nikt nie chce mi pożyczyć. - No to ja panu dzisiaj tę herbatę zasponsoruję – powiedziała Dominika i odwróciła się w progu. - Ale ja oddam dług, naprawdę. Jutro będę tutaj o 9 i będę na ciebie czekał z pieniążkami – powiedział jeszcze staruszek, ale dziewczyna zniknęła już w sklepiku. Po kilku chwilach wróciła z najlepszą herbatą, jaka była w sklepie. - Proszę – podała opakowanie staruszkowi. – Niech panu smakuje. - Będziesz tutaj jutro, dziecko? - Oj, nie, proszę pana, jutro nie wpadnę do sklepiku. A herbatę ma pan ode mnie w prezencie. Umowa stoi? Staruszek popatrzył na nią zakłopotany. - Umowa stoi? – ponowiła pytanie. Eee, skoro się upierasz, dziecko… - Cała przyjemność po mojej stronie, proszę pana. Do widzenia! - Do widzenia – odpowiedział automatycznie starszy pan uśmiechając się mimowolnie pod wąsem. Dominika odjechała. Chcąc zaoszczędzić nieco czasu i dowieźć lody rodzicom w stanie nadającym się do spożycia, zamiast bocznych uliczek wybrała ruchliwe rondo. Furgonetka mknęła z dużą szybkością. Dominika nie widziała jej, gdyż właśnie zjeżdżała z ronda. Od domu dzieliły ją jakieś trzy minuty jazdy. Młody kierowca nie zdążył wyhamować. Uderzył w dziewczynę z całym impetem. Dominika upadła bezwładnie kilka metrów dalej. Plecak otworzył się. Wypadły z niego lody, mleko i bochenek chleba. Gdy kilkanaście minut później pani Jadzia stała na rondzie, przeklinała w duchu cały świat i te nieszczęsne lody, przez które jej jedyne dziecko wybrało ruchliwą trasę, gdzie spotkało swoje przeznaczenie. Gdy karetka na sygnale zabierała Dominikę z ronda, w jej podświadomości tkwiła jeszcze wciąż wizja soboty. Tliła się przez całą noc, nim nad ranem nie zgasła bezpowrotnie wraz z ostatnim oddechem dziewczyny. Gdyby nie wypadek, w sobotę założyłaby białą suknię ślubną i przepiękny koronkowy welon. W ich wspólnej parafii ślubowałaby Jurkowi miłość, wierność i uczciwość małżeńską. koniec 👄🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO 👄 dziekuje za odwiedzinki :D i piekna dedykacje ❤️ w naszym ulubionym miejscu. Wiem juz , ze jestes blisko i zawitasz na BIESIADE.🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"CZEKAM NA CIEBIE\" Na niebie mnóstwo gwiazd a każda świeci w moją stronę tak jak oczu Twoich blask... Ja Cię jednak wspominam i w swym sercu głęboko trzymam... Każdej nocy myślę o Tobie i marzę, Twe słodkie imię powtarzając tysiąc razy... I choć wiem, że spotkamy się znów, to jednak tęsknie i szlocham bo bardzo Cię Kocham! ❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADE!👄 Kochanne Drzewka pozdrawiam w bardzo goracy dzien, u mnie termometr pokazuje 34 st. C w cieniu. Wybieram sie popoludniu nad wode :D Zycze milego dnia!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Darqangel Pojawiasz się, znikasz... pewnie latasz na swoich czarnych skrzydłach w krainę niebytu... by znów pojawić się o oświetlić mnie błyskiem słońca i nadziei..... na lepsze jutro. Dzięki Tobie mój Aniele wiem że świat może być lepszy... jestem tylko tchnieniem czasu ...wypatruje ognia który jest w Tobie bo wiem że ogrzeję się przy nim kiedy wracam z mroźnej krainy rzeczywistości. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kraków... Magiczne miejsce, magiczny Rynek tu nie ma rzeczy niemożliwych na Rynku spotkasz Anioła -szukającego skrzydeł Tu bywają czarownice, smoki dobre duszki i elfy... jeżdżące na rowerach zaś każdą uliczką przemykają koty I wiesz, jeśli będziesz tu bywać często na pewno je tu spotkasz-swoje przeznaczenie Tylko musisz chcieć i wierzyć... Mnie się udało, spotkałem cudnego Elfa -choć okrutnie poraniony potrafi się uśmiechać sam skrzywdzony-dzieli się z innymi swoim ciepłem Zaopiekuję się nim, wyleczę rany i puszczę wolno jeżeli zechce-powróci... Darqangel

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA__________--witajcie🖐️ Jestem na nogach juz dosc wczesnie,poniewaz mam wiele rzeczy do zrobienia.Przede mna na dlugi weekend! Jutro 4 lipca_____wiec z pewnoscia obejrze PARADE na zywo.Ale bedzie sie dzialo,,,:D Tak bylo w ubieglym roku w Chicago,,, http://www.youtube.com/watch?v=fDKsgznKWBE Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO kochana ____MOJ PRZYJACIELU!!!dziekuje Ci za piekna dedykacje i oczywiscie za piekne opowiadanie! Jak milo,ze odwiedzilas mnie_____buziaczki👄 Jesli jeszcze nie wyjechalas____to wpadnij na chwileczke. A jesli juz jestes w drodze nad wode_____zycze Ci relaksu!!!!! Przytulam cieplutko.❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Morderstwo w Akademiku - Prolog - odc. 1 Opowieść tę napisałam ku uciesze moich współmieszkanek, do tejże czynności całkowicie przez nich przymuszona. Któregoś dnia bowiem oświadczyły obydwie, iż muszę napisać kryminał, a one ofiarowują się dostarczać mi do woli szczegółów gmatwających akcję. Z początku zarżałam radośnie, naiwnie sądząc, że jest to jeden z objawów właśnie nadchodzącej fazy maniakalnej Ewy, która w celu Wymuszenia na mnie tego typu opowieści symuluje cyklofrenię. Niestety! Obie z Agnieszką miały zupełnie rozsądne miny i dostarczały tak przekonywujących argumentów, iż w końcu sama doszłam do wniosku, że jeśli natychmiast nie chwycę za długopis, będzie to przejawem mojej aspołecznej postawy i może obrócić się przeciwko mnie... Nie miałam jednak zupełnie konceptu i pod tym właśnie pozorem siedziałam bezczynnie, słuchając wraz z Ewą listy przebojów w radio \"Zet\" kiedy do pokoju weszła ścięta Agnieszka. Oczywiście, nie z głowy, tylko z nóg. Opadła na krzesło i tępo wpatrując się w kalendarz, oświadczyła: - Ścięło mnie z nóg. - Widzimy - potwierdziłyśmy jednocześnie. - Ten ćwok ma inną - wyjaśniła powód swej depresji Agnieszka. Wprawdzie już nieraz posługiwałyśmy się wyrażeniami, które dla normalnego człowieka nie przedstawiały żadnej wartości, ale tym razem nawet my nie wiedziałyśmy, o co chodzi. - Który ćwok? - żądała konkretyzacji Ewa - i jaką inną? - No, jak to: który? - szczerze zdziwiła się Agnieszka - Konrad. Ma inną dziewczynę. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tu nas zaskoczyła, jako że ćwok, zwany Konradem, jeszcze tydzień temu trwał w niezmąconym szczęściu z Dorotą, swoją narzeczoną. Z nią to właśnie zerwał w sposób perfidny, tłumacząc to faktem zauroczenia niejaką Kleopatrą. Urażona duma Doroty kazała jej oddać pierścionek i więcej nie przestąpić progu pokoju, w którym mieszka ten Obrzydliwiec. Wszystkie trzy byłyśmy tym faktem zbulwersowane i siedząc bez ruchu, co chwilę rzucałyśmy w powietrze jakiś przymiotnik, będący próbą wyrażenia tego, co czułyśmy. Żaden jednak nie był odpowiedni do określenia zaistniałej sytuacji. Tymczasem najlepsze było dopiero przed nami. TRUP Trupa znaleziono nazajutrz. Makabrycznego odkrycia dokonała Agnieszka - i to przez przypadek. A było to tak... Było wczesne przedpołudnie i akademik powoli budził się do życia. Agnieszka - jak zwykle pierwsza - wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, skąd po chwili doszedł jej głos: - Znowu się zapchał! Mowa była oczywiście o naszym prysznicu, który zapychał się średnio dwa razy w tygodniu, w związku z czym najczęstszym gościem był u nas hydraulik, szczerze nie cierpiący nas za to i przeklinający dzień, w którym przyjęli go do zawodówki, gdzie nauczy! się tak okropnego zawodu. W tej sytuacji Agnieszce pozostawało tylko jedno wyjście: pójść do łazienki do sąsiedniego segmentu, z którego mieszkańcami miałyśmy niepisaną umowę o kąpieli w czasie zapchanego prysznica. Pech chciał, że był to właśnie segment Obrzydliwca, do którego po ostatnich wydarzeniach wybitnie nie miałyśmy ochoty chodzić. Tam właśnie udała się Agnieszka. To. co ujrzała, odsłoniwszy zasłonkę pod prysznicem, przeszło jej pojęcie i spowodowało, że znowu ścięło ją z nog. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pod prysznicem, łepetynką ku wyjściu, z wężem od prysznica zgrabnie omotanym wokół szyi, leżał trup. Poranną ciszę tego południa przerwał przeraźliwy dźwięk, porównywalny tylko z krzykiem portierki, kiedy ktoś usiłuje wejść do akademika bez karty mieszkańca. Był tak straszliwy, że ze wszystkich drzwi naraz wysunęły się rozkudłane głowy, by na własne, zaspane oczy zobaczyć autora tego wrzasku. Wobec tak licznej publiczności Agnieszka nagle zamilkła i przerażonym wzrokiem wpatrywała się w zwłoki. - Co tam jest? - pod prysznic zajrzały dwa typy z pokoju najbliżej łazienki. I zamarły. Tam leżał ich kolega z pokoju. To był Obrzydliwiec. Na dobre parę minut wszyscy znieruchomieli, trwając w zbiorowym szoku. Jedynie co rozsądniejsi usiłowali zawiadomić pogotowie i policję. Próbowano dzwonić z wszelkich aparatów, znajdujących się w akademiku jednocześnie, tj. z dwóch automatów i telefonu na portierni, a niektórzy nawet, nadal trwając w szoku, wrzeszczeli do słuchawek aparatów znajdujących się na korytarzu, zapominając, że nie mają one tarczy... Po czterdziestu minutach przyjechało pogotowie. Z samochodu wysiadł lekarz i wielkimi susami pędził, gdzie mu kazano. Lekarz byt bardzo przejęty, byt bowiem świeżym nabytkiem w pogotowiu, zaraz po stażu i był to jego pierwszy trup. - Nie ruszać, nic nie ruszać! - wrzeszczał przez cały czas. wprawiając w zdumienie tych, którzy dopiero się obudzili i nie byli jeszcze wtajemniczeni. Wreszcie dopadł Obrzydliwca i zbadał go ze wszystkich stron. Jakby nie wierząc w to, co stwierdził, opukał go jeszcze, zbadał po raz drugi i ogromnie zdziwiony uniósł głowę. Oczy miał okrągłe jak denka od słoików... Katarzyna Stępień

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO!👄 Kochane drzewka , nie bede komentowac ...... ten wiersz zostawaim dla Pomaranczowych. Historia. Historia, szlak tropami? Szukaniem mnóstwa odpowiedzi. Myśli rozbiegane w głowie! Szukające analogi tej egzystencji, Słyszaną i istniejącą od wieków. Czas krzyżuje drogi życia, Ofiarując nam różnorodność, wnioski, refleksje! Chcesz i próbujesz to zrozumieć, lecz nie jest to dla Ciebie. Brak Ci duszy, serca i umysłu. Nie umiesz pójść kroku do przodu, w kierunkach gdzie chciałbyś osiągać wymarzony cel szczytu. Patrz uważnie, nie mijaj szczegółów? Uczyń te kroki, rozważnie nimi kierując! Nie będziesz wówczas zmuszony, Zamartwiać się nad próżnością czynu. Bóg jest z Tobą i w Tobie, poprosisz? Pokieruje odpowiednio i dobrze. Jego Słowo jest wyryte na murach Świątyń, On Ciebie nie zawiedzie? Ty zawodzisz często jego oczekiwanie. Ten palec wskazujący drogę. Pomyśl nad tymże skrawkiem przeszłości i teraźniejszości. W przyszłości możesz to postępowanie zmienić. \"Czas Ucieka, wieczność czeka\" na nas wszystkich żyjących na ziemi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×