Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

wydarzenia,,,, dosc,ze spiesze sie,to jeszcze uciekaja mi literki___sorry!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO___________wypoczywasz nad woda,bo to jest najcudowniejsze miejsce na relaks!Ja rowniez uwielbiam wode! KOCHANA BIESIADO!!! Do zobaczenia jutro!!! 🖐️🖐️🖐️ Pa,pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Arkadiusz K Trochę poezji kazał mi pisać Bóg Bo to nie wskazane by człowiek łgać mógł. Z bożej łaski powstał ten lud, Lecz nie po to by drwić mógł. Obłuda z kłamstwem obrączki zakłada, Zaprasza do tańca - wieczerza nie lada. I tańczy obłuda z pijaństwem, Obżarstwo z niechęci usiada, Choroba z biedą się kłania, Zaś lud im przygrywa i w tany się zrywa. I popłakał się Bóg. Bo nie było nadziei, A czas się wypełnił. Bo nie po to powstał ten cud Byś mój ludu kpić mógł. I pomarli ludziska... Wołają zza proga. Zlituj się Boże! Lecz nie było już Boga. 08.10.97.r POzdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Róża Arkadiusz K Patrząc na kwiat Spytałaś Jaki to kolor? Nadziei, Bielszy od piór anioła. A ten? Niebieski To ja... 22.10.03 r

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
List do ukochanej. Arkadiusz K W Twoim uśmiechu jest magia, Którą kocham. W oczach Twych odnalazłem piękno, Którego tak bardzo szukałem. W ramionach jest czułość, Której potrzebuję. Radość zaś w ustach gości. Moje łzy płyną ze szczęścia - bo jesteś! Dzięki Tobie świat jest piękny choć zwariowany. Dziękuję za owoc Twego istnienia. Wielkość człowieka polega na jego maleńkości. 04.01.04 r

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drugi list do ukochanej Arkadiusz K Ach Pani ma! Niech kwiatostan rozkwita pod Twymi stopami, Wiatry błogosławiony spokój dają, A cisza tuląc serce Twe ukojenie daje. Słońce i gwiazdy zaś uśmiechem Cię witają sprawiając radość każdego dnia. Choć, żeś Pani tak daleko zawędrowała to z każdą minutą sercem jesteś tak blisko. Całuję w cudne lica , Bo nie uchodzi i odwagi bym nie miał, bym w rozkoszne usta całować raczył. Więc ukłoniwszy się nisko przyjmij moje wdzięki... 14.08.05r.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️ SREBRNA AKACJO🖐️ Przede mna cudowny dzien____zanim powiem "do zobaczenia" dedykuje WAM ten utwor👄 Kto był najszczęśliwszy Jakie piękne róże! - powiedział promyk słońca. - Każdy pączek zakwitnie i będzie taki sam piękny. To są moje dzieci, mój pocałunek tchnął w nie życie! - To moje dzieci - powiedziała rosa. - Wykarmiłam je mymi łzami. - Wydaje mi się, że to ja jestem ich matką - powiedział różany krzak. - Wy jesteście tylko chrzestnymi rodzicami, ofiarowaliście im podarunki w miarę waszych możności i dobrej woli. - Moje najpiękniejsze różane dzieci - powiedzieli wszycy troje i życzyli każdemu kwiatkowi wiele szczęścia, lecz tylko jedna róża mogła być najszczęśliwsza, a jedna musiała być tą najmniej szczęśliwą; ale która? - Dowiem się - powiedział wiatr. - Pędzę daleko dookoła, przeciskam się przez najmniejszą szparę, wiem, co się dzieje w domu i na dworze. Każda rozkwitła róża słyszała tę rozmowę, każdy rozkwitający pąk słyszał także. przez ogród przechodziła nieutulona w żalu, kochająca matka, czarno odziana; zerwała jedną z róż, która była na pół rozkwitła, świeża i pełna i wydawała jej się najpiękniejsza ze wszystkich. Zaniosła kwiat do cichego, niemego pokoju, gdzie jeszcze przed paroma dniami cieszyła się życiem jej młoda córka, a teraz leżała sztywna w czarnej trumnie jak senny posąg z marmuru. Matka pocałowała umarłą, potem ucałowała na pół otwartą różę i położyła ją na piersi umarłej, młodej dziewczyny, jak gdyby świeżość róży i pocałunek matki mogły na nowo poruszyć serce dziecka. Zdawało się, że róża stała się pełniejsza, każdy listek drżał pod wpływem radosnych myśli: \"Dana mi była droga miłości; jestem jak dziecko zrodzone z człowieka, mam pocałunek matki, mam słowa błogosławieństwa i idę wraz z tym dzieckiem do nieznanego kraju, śniąc na łonie zmarłej; na pewno to ja jestem najszczęśliwsza ze wszystkich moich sióstr.\" cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przez ogród, gdzie rósł różany krzew, szła stara kobieta, która pełła; ujrzała cudny krzew, a na nim największą, najbardziej rozwiniętą różę. Jeszcze jedna kropla rosy i jeden gorący dzień - a płatki opadną; kobieta wiedziała o tym i orzekła, że róża spełniła już swe zadanie w służbie piękna; teraz musi służyć pożytkowi. Zerwała różę, zawinęła ją w gazetę i zaniosła do domu, gdzie były inne przekwitłe róże, miano z nich zrobić "potpourri"; miano zmieszać je płatkami z małymi, niebieskimi chłopczykami, które zwano "lawendowymi smykami", zabalsamować przy pomocy soli. Tylko królowie i róże bywają zabalsamowani. - To ja dostąpiłam największego honoru - powiedziała róża, podczas gdy kobieta ją zrywała. - Ja będę najszczęśliwsza. Będę zabalsamowana! Do ogrodu przyszło dwóch młodzieńców, jeden był malarzem, a drugi poetą; każdy z nich zerwał jedną piękną różę. Malarz wymalował na płótnie kwitnącą różę tak, że zdawać się mogło, iż odbija się w lustrze. - W ten sposób będzie żyła wiele setek lat, podczas gdy miliony i znowu miliony róż zwiędną i umrą - powiedziała róża - przypadło mi największe szczęście. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poeta obejrzał swą różę, napisał o niej wiersz, całe misterium; wszystko, co wyczytał z każdego różanego płatka: Księga obrazów miłości. Był to nieśmiertelny poemat. - Stałam się nieśmiertelna - powiedziała róża - jestem najszczęśliwsza. Ale pośród wspaniałych róż była jedna, zakryta prawie całkiem przez inne róże; na skutek przypadku czy też szczęśliwego zbiegu okoliczności miała wadę, siedziała krzywo na łodydze i listki były po dwóch stronach rozłożone niesymetrycznie, a nawet w środku samego kwiatu wyrastał mały, skarłowaciały, zielony listek, zdarza się to czasem różom. - Biedne dziecko - powiedział wiatr i pocałował w policzek właśnie tę różę. Róża myślała, że to pozdrowienie, hołd; było jej przyjemnie, że wygląda inaczej niż inne róże, a ponieważ z jej wnętrza wyrastał mały zielony listek, uważała to za pewne wyróżnienie. Usiadł na niej motylek i ucałował jej płatki, uważała go za konkurenta, ale pozwoliła mu odlecieć. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potem zjawił się duży konik polny; usiadł on wprawdzie na innej róży i pocierał sobie skrzydełka łapkami, u koników polnych jest to dowód zakochania; róża na której siedział, nie rozumiała tego, ale za to zrozumiała go róża z odznaką, z zielonym, skarlałym listkiem wyrastającym z jej środka, gdyż na nią patrzył konik polny oczami, które mówiły: - Mógłbym cię zjeść z czystej miłości, a bardziej już chyba nie można kochać, niż gdy jedna istota pochłania drugą! - Ale róża nie chciała, by ją zjadł konik polny. W gwiaździstą, jasną noc śpiewał słowik. - To tylko dla mnie - mówiła róża z wadą czy też z wyróżnieniem. - Dlaczego to mam być we wszystkim uprzywilejowana wobec moich sióstr? Dlaczego to otrzymałam ten znak, który mnie czyni najszczęśliwszą? Do ogrodu przyszło dwóch panów palących cygara; rozmawiali o różach i o tytoniu: podobno róże nie znoszą zapachu tytoniu, zmieniają barwę, stają się zielone, chcieli to wypróbować. Woleli nie zrywać najpiękniejszych róż, wybrali więc tę z wadą. - Cóż za nowe wyróżnienie - powiedziała róża. - Jestem niezmiernie szczęśliwa! Najszczęśliwsza! I pozieleniała pod wpływem dumy i tytoniu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Inna róża na poły jeszcze w pąku, może najładniejsza z całego krzewu, dostała się na główne miejsce w artystycznie związanym bukiecie ogrodnika; zabrano ją do domu młodego, możnego pana i pojechała z nim razem karetą; tkwiła pomiędzy innymi kwiatami i piękną zielenią jako najpiękniejsza; dostała się tam, gdzie było uroczyście i radośnie. Panowie i panie siedzieli w blasku tysięcy lamp, muzyka grała, sala teatralna zalana była światłem, a kiedy pośród burzliwych okrzyków oklaskiwana młoda tancerka ukazała się na scenie, do jej nóg spadł cały deszcz kwiatów, bukiet obok bukietu. Upadł także bukiet, w którym tkwiła cudowna róża jak drogocenny kamień; czuła ona w całej pełni niesłychane szczęście, zaszczyt, blask, który ją otoczył; dotknęła ziemi i zaczęła tańczyć, podskakiwać, przeskakiwała deski i padając odłączyła się od łodygi. Nie doszła do rąk tej, której składano hołdy, potoczyła się za kulisy, gdzie wziął ją chłopak maszynista, zobaczył, jaka była piękna i jak cudownie pachniała, chociaż nie miała łodygi. Wsadził ją do kieszeni i kiedy wieczorem wrócił do domu, włożył ją do kieliszka od wódki, gdzie całą noc przeleżała w wodzie. Wczesnym rankiem postawiono ją przed starą babką, która bezsilnie siedziała w fotelu. Babka spojrzała na piękną, złamaną różę i ucieszyła się jej zapachem. - Nie stoisz na stole u bogatej, wytwornej panny, tylko u ubogiej, starej kobiety, ale tutaj jesteś jak cały różany krzew; jakże jesteś piękna! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I staruszka patrzyła z dziecięcą radością na kwiat, , myślała pewnie o dawno minionych latach świeżej młodości. - W szybie była dziura - powiedział wiatr - mogłem się tam z łatwością dostać - widziałem błyszczące młodością oczy staruszki i ułamaną, piękną różę w kieliszku od wódki. Najszczęśliwszą ze wszystkich róż. Wiem o tym. Mogę to o niej powiedzieć. Każda róża z krzewu w ogrodzie miała swoją historię. Każda myślała, że jest właśnie najszczęśliwsza, a wiara uszczęśliwia. Ale ostatnia róża na krzaku myślała, że jednak jej szczęście przewyższa inne. - Ja przeżyłam wszystkie. Jestem ostatnia, jedyna, najukochańsze dziecko matki. - A ja jestem matką ich wszystkich - powiedział krzak różany. - Ja! - powiedział promień słońca. - I ja! - powiedział wiatr i pogoda. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- Każdy ma w tym jakąś swoją cząstkę - powiedział wiatr. - I każdy otrzyma swoją cząstkę. - To mówiąc wiatr rozwiał różane płatki po żywopłocie, gdzie lśniły krople rosy i świeciły promienie słońca. - To jest moja cząstka - powiedział wiatr. - Widziałem dzieje każdej róży i opowiem je teraz po całym świecie. Powiedz mi teraz ty, która z róż była najszczęśliwsza? Musisz to powiedzieć, bo ja już się dosyć naopowiadałem. Andersen H.Ch Zycze milej niedzieli👄 Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! \"Brak mi Ciebie\" Ryszard Brak mi twego dotyku, który sprawia że czuje się jak w niebie. Brak mi twych uścisków gorących przy których czuje jak cały płonę. Brak mi twych pocałunków słodkich i tak głębokich, że się w nich zatracam. Brak mi twego spojrzenia, tak ciepłego przy którym zapominam o świecie. Bardzo brak mi Ciebie !! Jesteś moim wybawieniem, przy Tobie zapominam co to smutek, strach i samotność. Moje serce się raduje gdy jesteś blisko niego. Nie pozwól mu cierpieć i nigdy nie odchodź. Kochaj je tak jak ono Ciebie. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"W lazurze Twych oczu" Mariusz Żarski Zaglądam w głąb Twoich oczu i co widzę ? Głębię, której nie mogę ogarnąć i w której się pogrążam bez opamiętania. Czytam z nich Twoje myśli. Wiem czego pragniesz, co czujesz, czy jest Ci dobrze czy źle. One zawsze wszystko mi powiedzą. Te wspaniałe brązowiutkie oczka. Gdy na mnie patrzą brak mi tchu, a serce zaczyna mocniej bić. Mają takie ciepłe i przeszywające spojrzenie. Czarują i uwodzą, a ja nie mogę im się oprzeć. Patrz tak na mnie patrz... cały czas. Wtedy pogrążony w ich głębinie odpływam, zatapiam się w Tobie. Czuję jak mnie obejmują i tulą do Twego serduszka. Są takie kochaniutkie i bardzo je kocham. Bo wiem, że one nigdy mnie nie okłamią tak jak Ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ SREBRNA AKACJO___witaj🖐️ JARZEBINKO_______czyzbys jeszcze przesiadywala nad woda? Smutno bez Ciebie! Przybywaj :D \"PODARUNEK DLA PRZYJACIELA\" Mój Przyjacielu... Odkąd jesteś, stare drzewa w moim ogrodzie tak radośnie wyciągają swoje ramiona ku słońcu... I nawet deszcz nie pada już wielkimi kroplami smutku z nieba. A klucz dzikich gęsi niosących na skrzydłach wiosnę układa się w Twoje imię... Jesteś moją cudowną Ksiegą - przez przypadek odnalezioną gdzieś na starym zapomnianym strychu życia. Co za radość wiedzieć, że nigdy nie będę w stanie doczytać jej do końca...! Choć tyle tam do przeczytania... Pozwól mi wyczytywać z siebie to wszystko, co przez całe lata ze strachu tak bardzo kryłeś przed innymi ludźmi. Pozwól, aby moje dłonie drzały ze wzruszenia, gdy będę nimi przekładać kolejne strony tej księgi... Porobię sobie zakładki z Fascynacji i Nienasycenia, aby nic mi po drodze nie umknęło. Pozdrawiam bardzo serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdyby teraz stanęła przede mna Dobra Wróżka i powiedziała mi, że mogę Ci ofiarować tylko jedną rzecz z całego jej kufra Cudownych Rzeczy do rozdania, który właśnie przede mna stawia - chyba bez większego zastanowienia wybrałabym dla Ciebie ... Czas. Tak, właśnie to bardzo chciałabym Ci dać w darze! Czas, który pozwoliłby Ci się wreszcie odnaleźć... Pozbierać pogubione tak głupio po drodze marzenia, które niewiadomo kiedy wysypały Ci się jak szklane kulki z dłoni i potoczyły w takie dziwne strony... Czas, który miałby - jak to Czas - cudowną zdolność zatrzymywania się w miejscu, choć ludzie w to nie wierzą... Przystawałby sobie tak między jedną a drugą chwilą na tyle długo, abyś zdążył dotknąć wreszcie bez pośpiechu tego wszystkiego, co ciągle Ci umyka... Abyś nie bał się dotknąć linii tęczy na wysokim niebie, choć to przecież tylko na wyciągnięcie ręki... Abyś odnalazł piękno muzyki w trzepocie ptasich skrzydeł.. . Abyś jak dziecko przysiadł pod promieniem słońca i wsłuchał się w śpiew własnego serca. A ono śpiewa tak pięknie, tak mądrze... Choć trzeba znaleźć Czas - między jedną a drugą chwilą - aby ten śpiew usłyszeć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciałabym Ci ofiarować tyle Czasu, abyś bez końca zatracił się w prostej radości posiadania go. Abyś zapomniał o wszystkich smutkach i troskach codzienności - i jak liść na wodzie pozwolił się - bez lęku o to, co będzie dalej - nieść coraz dalej i dalej na fali swoich myśli... Tych właśnie, które nigdy nie miały prawa głosu, zakrzyczane pośpiechem, gaszone w popłochu jak niedopałek papierosa dopalanego po kryjomu... Abyś płynął, zapominając podzielić je rutynowo na myśli dobre i złe, mądre i głupie, smutne, wstydliwe, zwariowane... Niechby Cię tylko niosły - przemieszane tak bardzo, że już bardziej nie można! A Ty-liść patrzyłbyś tylko w wielkim zadziwieniu na wszystkie mijane po drodze sprawy, które nagle przestały być górami lodowymi, o które bez końca rozbijałeś się każdego dnia - a teraz stały się tylko małymi kamieniami niedbale rozrzuconymi wzdłuż brzegu rzeki. Twojej rzeki Zapomnienia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypomniałabym Ci tylko na wszelki wypadek, że Czas jest wiernym kompanem jedynie dla tych, którzy się z nim zaprzyjaźnili. Podąża równym krokiem jak najwierniejszy pies, nigdy nie opóźniając wędrówki zbytecznym oglądaniem się wstecz, ani nie wyrywając się na złamanie karku przed siebie. Czas oswojony ZAWSZE jest tu i teraz, podając na swej dłoni Obecną Chwilę - jedyną, jaka naprawde istnieje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas jest też czasami zupełnie jak stara kwoka, która tak majestatycznie mości się na swoim gnieździe - bez ciepła i ochrony jego wielkich skrzydeł nie mogłyby się wykluć w spokoju puchate pisklęta Zrozumienia, Cierpliwości, Zaufania, Mądrości i Przyjaźni... A czy wiesz, że Czas oswojony pozwala się też czasami zamknąć w jednej kropli deszczu, która z zachwytu nad światem zapomniała stoczyć się na ziemię ze zdźbła trawy...? Widziałam kiedyś taką kroplę... Mój Przyjacielu... Tak bardzo chciałabym Ci ofiarować właśnie Czas - prosząc tylko, abyś potrafił bez lęku przyjąć ten Podarunek. Ale Dobra Wróżka gdzieś się zapodziała. Pewnie w tej chwili rozkłada swój magiczny kuferek przed kimś innym, gdzieś na końcu świata i nie słyszy mojego wołania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja, niestety, nie mam takiego kuferka. I tak niewiele mogę Ci dać. Sięgnę więc do mojego skromnego tobołka, z którym przemierzam życie. Wszystko tam w nim takie pomieszane, sam przecież wiesz, jaką jestem bałaganiarą... Ale z wielką radością i specjalnie dla Ciebie wygrzebię z niego ...mój własny Czas. I to będzie mój podarunek dla Ciebie. Nie przeliczajmy go na godziny, minuty, miesiące, lata... Znam lepsze jednostki - niech będzie w uderzeniach serca, niech będzie w uśmiechach - nawet tych igrajacych tylko w kąciku ust, prawie niezauważalnych, ale rodzących się zawsze na myśl o Tobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiem, mój Przyjacielu, to tak niewiele do ofiarowania, ale to wszystko co teraz mam. Czy przyjmiesz ode mnie ten skromny Dar? Dopóki nie przywołam całą mocą mojego szalonego serca tej bardzo zajętej Wróżki... Dorota Rybicka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Lidia Mleczko Jeśli w Twoim życiu jest miejsce na zadumę, a w szarej codzienności jeszcze odnajdujesz siebie, jesli Jesteś romantykiem, choć przez krótką chwilę i znasz drogę do własnej duszy, jesli potrafisz wierzyć i kochać i czujesz samotność, choć wokół tłum ludzi... ...okryj się płaszczem z gwiazd utkanym, wsłuchaj się w niebiańskiej muzyki tony i w zbawiennej ciszy zatopiony otwórz zapisane strony. Być może gdzieś znajdziesz cząstkę siebie, bo uwierz mi pisane są właśnie dla Ciebie, a może kiedyś los pchnął nas na współną drogę i te strony są o Tobie? Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO! 👄 Juz jestem z Wami.......... SREBRNA AKACJO 🌻 tradycyjnie za piekne wiersze!👄 JODELKO!👄 widze, ze tez odpoczywalas a co z tym jeziorem? Napisz cos wiecej. Ja tez bylam kiedys nad morzem w Bremen i akurat byl odplyw morza, zjawisko bardzo ciekawe , nagle woda zyczela uciekac:D Wypoczynek nad woda bardzo lubie ,teraz co weekend spotykamy sie w wiekszym towarzystwie , w dzien relaks a wieczorem grillowanie , po piwku z soczkiem :D a przy ognisku spiewy ...... i tylko brakuje mi Was bo czuje sie jak na Biesiadzie . ❤️ Dziekuje za piekne opowiadania! 👄 A co dzieje sie z Orzechem, czyzby na urlopie? Pozdrawiam bardzo serdecznie! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO 👄 czy juz biegniesz do nas...... opowiadanie o Lucynie! Choroba, na którą cierpiała moja rodzina, była dziedziczna. Z medycznego punktu widzenia, miałam niewielkie szanse na zachowanie zdrowia i sprawności fizycznej do końca życia. Nadzieja mnie jednak nie opuszczała. Przecież, pomimo ukończonych trzydziestu lat, wciąż czułam się dobrze. Moja o trzy lata młodsza siostra, już od dawna przykuta była do łóżka, starszy brat również. Ja jednak czułam, że żyję i mimo pełnej świadomości choroby i wiedzy na ten temat, wierzyłam w cud, który mnie przed tym dramatem uchroni. Gdy rok temu postanowiłam założyć rodzinę, mama na wieść o tym, rozpłakała się. - Nie zrozum mnie źle, córeczko - szlochając wycierała oczy rąbkiem fartucha - Ja życzę ci jak najlepiej - głos jej drżał - Tylko... bardzo się boję. Przecież sama widzisz... - bezradnie rozłożyła ręce. Spojrzałam w głąb korytarza. Na przeciwległym końcu, znajdowały się drzwi do pokoju Lucyny. Panował tam zawsze półmrok. Na szerokim tapczanie, w wykrochmalonej pościeli, leżała moja siostra. Na jej niegdyś pięknej twarzy, odciśnięte było piętno choroby. W kącie pokoju, na niewielkim stoliku, stał telewizor; jedna z niewielu rozrywek w jej świecie. Lucyna była osobą towarzyską, lecz w tym domu rzadkością były odwiedziny osób trzecich. Ona poddała się chorobie najszybciej. Gdy objawy zaczęły się nasilać, mąż przywiózł ją, z ich wspólnego domu na Mazurach - do mamy. Potem wyszedł pod pretekstem załatwienia pilnych spraw, zostawiając Lucynę i nigdy już po nią nie wrócił. Złożył natomiast pozew o rozwód. W uzasadnieniu napisał, że został oszukany, ponieważ nikt go o chorobie żony nie poinformował. Nie była to oczywiście prawda, ale nikt z nas tego nie dementował. Mama przez całe swoje życie czuła się winna i odpowiedzialna za tą chorobę, choć nie po niej ją odziedziczyliśmy i dlatego namawiała Lucynę, aby wyraziła zgodę na rozwód. Wprawdzie znajomy adwokat, namawiał siostrę, żeby wystąpiła o przyznanie alimentów na swoje utrzymanie, mama jednak była innego zdania. - Poradzę sobie i bez tych pieniędzy - mówiła - Nie chcę, żeby roztrząsano naszą rodzinną tragedię w sądach - unosiła się honorem. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W taki oto sposób, Lucyna znów znalazła się pod matczynymi skrzydłami. Przestała też walczyć. Bez mamy, byłaby nikim. To ona ją myje, karmi i jest na każde jej zawołanie. Gdy przychodzi pora posiłku; mama pieczołowicie układa poduszki. Lucyna musi być nimi obstawiona ze wszystkich stron, tak jak niemowlę, które nie potrafi samo siedzieć. Moja siostra musi czuć dotyk, styczność przedmiotów, które dadzą jej pewność, że się nie przewróci. Jeśli jest inaczej pojawia się przeraźliwy lęk, wprost nie do opisania, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Często dochodzi też do ataków padaczkowych. Gdy Lucyna chce załatwić własne potrzeby, zsuwa się z tapczanu, starając się, jak najdłużej do niego przylegać całym ciałem; potem leżąc na brzuchu, na dywanie, unosi lekko biodra, aby wsunąć tam nocnik. Tylko w ten sposób może to zrobić. Wygląda wówczas, jak dzikie zwierzątko. To dla niej bardzo krępujące. Choroba zaatakowała też mowę. Wypowiedzenie każdego wyrazu sprawia ogromną trudność. Czasami słowa zamieniają się w bełkot. Najlepszą sprawność zachowały ręce; palce są sztywne, dłonie trzęsące, ale Lucyna potrafi nimi chwytać, czy też wykręcić numer telefonu. Musi być przy tym bardzo wytrwała. Efekt jest dla niej dużą nagrodą. Lucyna miała zawsze żal do ojca o swoje kalectwo. Gdy któregoś razu weszłam bezszelestnie do domu, usłyszałam jej krzyk przemieszany z rozpaczliwym jękiem. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- To wszystko jego wina! Jak on mógł nam to zrobić!? Wiedział, że jest chory! Po co robił dzieci?! - rozpaczała - Diabelskie nasienie, diabelskie nasienie....! - powtarzała w kółko Cichutko na palcach podeszłam do drzwi kuchennych. Pchnęłam je lekko. Mama siedziała na taborecie, kiwając się jak dziecko cierpiące na chorobę sierocą. Rękoma z całej siły, zatykała uszy. Po policzkach płynęły jej łzy a twarz wykrzywiał grymas bólu i cierpienia. Co czuła w tamtej chwili? Czy wychodząc za niego za mąż wiedziała? Jeśli tak, to dlaczego wydała nas na świat? Tylko ona znała odpowiedzi. Ja nigdy nie pytałam. Bałam się ją skrzywdzić. Choroba, którą być może ja również nosiłam w genach, była faktem i nic nie było w stanie tego zmienić. Czasami przechodziło mi przez myśl, że moja siostra ma także żal do mamy, choć nigdy głośno tego nie powiedziała. W końcu cały ten akt buntu i rozpaczy skierowany pozornie pod adresem ojca, godził w mamę. Ojca nie było już na tym świecie. Odszedł w wieku sześćdziesięciu lat. Choroba wysysała z niego życie powoli, poddając go nieprawdopodobnym torturom do ostatnich chwil; zrobiła z niego bezużyteczny wrak ludzki, zostawiając mu pełnię władz umysłowych, tak aby był świadomy swojej bezużyteczności. - Nie chcę tak długo się męczyć - powiedziała po jego pogrzebie Lucyna. Dwa dni później próbowała popełnić samobójstwo. Połknęła zawartość opakowania, proszków nasennych. Przy jej łóżku zawsze leżały różnorodne tabletki, przepisane przez neurologa. Wprawdzie to mama dozowała leki, ale dla własnej wygody chciała je mieć pod ręką. Nie przewidziała takiej reakcji Lucyny. Na szczęście, zorientował się brat. Lucynę odratowano. Janek był silniejszy psychicznie od siostry. Chorował kilka lat dłużej, ale był w lepszej kondycji. Choć bardzo powoli, poruszał się jednak o kulach po mieszkaniu, przesuwając plecami po ścianie. Na swój sposób walczył z lękiem. Nigdy nie zdarzyło się, aby choć na kilka centymetrów odsunął się od ściany i stał, bez kontaktu, opierając się o kule. To było zbyt trudne. Nawet, gdy wracał z powrotem na tapczan, najpierw osuwał się do pozycji siedzącej, potem przesuwał plecy ze ściany na dolną część tapczanu, wreszcie w podobny do Lucyny sposób, unosił biodra i wślizgiwał się na górę. Nad sobą miał specjalnie skonstruowany przyrząd, przymocowany do obniżonego w tym miejscu sufitu. To dzięki niemu zachował sprawność rąk i nóg. Lucyna podchodziła do ćwiczeń Janka bardzo sceptycznie. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×