Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Gość Starsza 65
Poniedziałek Lechoń Jan Bije dwunasta. Zaczyna się dzień Mego planety księżyca. Wkoło ta sama co zawsze ulica, Koło mnie codzienny mój cień. Do domu idę w księżycowej smudze, Ale to nie jest mój dom, ja wiem; Bóg jak do Pawła powie do mnie: "Twoje życie jest snem, I ja cię z niego obudzę".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam nocą...:-D Ostatnia zabawa karnawałowa udała się znakomicie ... Tylko ja leczę rany, jeden podchmielony i bardzo przystojny pan stąpnął na moja stopkę .... Bardzo, ale to bardzo przepraszał ..😠 Co z tego jak noga boli:( Pozdrawiam Was i życzę miłych i kolorowych snów 👄 Pozdrawiam wybałuszona, Kasiunie,Ssare , Janne, Wanilke, Ol, Nowa, 65...., i wszystkie bez wyjątku👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niesmiala
Witam👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niesmiala
ROZBITY DZBAN Zaspał. Nie słyszał pierwszych dzwonów. Poprzedniego dnia znowu długo w noc pracował. Przepisywał teksty ze "Summy" św. Tomasza. W nocnej ciszy dochodziło do niego nawoływanie strażników i wybijane kolejno godziny na wieży ratuszowej. Lubił pracować nocą. Zresztą to była dla niego jedyna możliwość. W ciągu dnia, zwłaszcza po południu i wieczorami, wciąż był zajęty jakimiś sprawami ludzkimi, których nie mógł zaniedbywać. Wciąż zachodzili studenci do jego mieszkanka znajdującego się na parterze w gmachu uniwersytetu. Zdecydował się na nie świadomie: było małe i niewygodne, ciemne, ale bardzo poręczne dla wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Wśród studentów zgłaszających się do niego z jakimiś dla nich mniej lub więcej ważnymi sprawami, byli tak jego słuchacze, jak i całkiem mu obcy, byli ludzie z Krakowa, z Warszawy, z Gdańska, jak również cudzoziemcy. Sławna teraz wielkimi nazwiskami profesorów Alma Mater Jagiellonica ściągała młodzież nie tylko krajową, ale i z innych państw: z Czechosłowacji, z Węgier, z księstw Bawarii, Saksonii. Wśród tych rzesz młodych ludzi zdarzali się bogaci, w większości jednak byli to biedni chłopcy. Trafiali się wagabundzi, większość jednak prawdziwie szukała wiedzy. Tak jedni jak i drudzy wymagali opieki, troski, zainteresowania. Stąd musiał bez przerwy radzić, kierować, pouczać, pomagać: wciąż coś załatwiać, pośredniczyć, gwarantować, zaświadczać, nawet i stancje wyszukiwać, pieniądze pożyczać jak i dawać. Ale na koniec był przecież profesorem: musiał się przygotowywać do wykładów. Miał taki swój system wypracowany od lat: przepisywał teksty wielkich teologów. To pomagało mu koncentrować się nad treścią w tych pismach zawartą, a poza tym była i korzyść dodatkowa: mógł potem tych tekstów użyczać - służyć nimi tym, którzy inaczej nie mieliby do nich dostępu. Zaspał. Dopiero drugie dzwony wyrwały go ze snu. Odziewał się szybko, żeby przyjść na czas do kościoła. Już od lat długich odprawiał Mszę świętą w kościele Św. Anny o szóstej godzinie, a tak proboszcz jak i kościelny nie lubili, jak się księża spóźniali. Gdy wychodził ze swojego mieszkania, zaczęła już dzwonić sygnaturka. Poderwała go do pośpiechu. "Jeszcze tylko pięć minut do rozpoczęcia Mszy świętej". Ulica tonęła w gęstej mgle. Panowała przytłumiona cisza. Nie dochodziły żadne głosy ludzkie, żaden hałas. "Tak to bywa często w Krakowie o tej porze roku, późną jesienią". Ciągnęło zimnym, mokrym powietrzem. "Nie bez powodu mówią przybysze, że tu, w Krakowie, wilgoć w kości wchodzi". On sam był tego dowodem. I jego łamało w taki czas w kościach. Okrył się szczelniej grubą peleryną. Szron w nocy pobielił blanki murów, bruk ulicy. Mróz ściął kałuże. Trzeba było uważać, żeby się nie poślizgnąć. I wtedy usłyszał krótki, urwany okrzyk, a potem trzask rozbijanego naczynia i głuchy stuk upadającego ciała. Zaraz potem wybuchnął płacz. Płacz dziecka. "Coś się stało". Wstrząsnął się przerażony. "Ale o tej wczesnej porze dziecko?" Musiało być ono tuż, w pobliżu, jednak gęsta mgła szczelną zasłoną zamykała pole widzenia. Jeszcze kilka kroków. Najpierw zobaczył dużą białą plamę i skorupy rozbitego dzbana, potem obok klęczącą dziewczynkę, która płakała. Dokładnie na skrzyżowaniu ulicy Jagiellońskiej z ulicą św. Anny. Jeszcze spojrzał na dziewczynkę. Teraz domyślił się wszystkiego. Bardzo młoda, ale już nie dziecko. Biednie ubrana. "Tak, jest gdzieś na służbie i chyba niosła mleko od wieśniaków z pobliskiej Krowodrzy, może z przeciwległego Zwierzyńca, spieszyła się, nie spostrzegła lodu, poślizgnęła się, upadła, stłukła dzban z mlekiem. Płacze, bo ją spotka awantura w domu". Znowu go zaatakowała myśl, że już późno, że powinien iść i to jak najszybciej, bo się spóźni na Mszę świętą. Ale przystanął. Jakoś nie mógł tak po prostu przejść. Nie mógł nie okazać współczucia. Nie wiedział, jak ma to uczynić. Nawet w pierwszej chwili chciał sięgnąć do kieszeni, żeby dać dziewczynie pieniądze na dzban i na mleko, ale się wstrzymał, bo rozumiał, że nie o to chodzi. "I cóż z tego, że ona przyniesie państwu, u których służy, pieniądze, i tak zostanie obrugana, że jest niezdara, bo rozbiła dzban, wylała mleko, a przy tym dodatkowo, że jest żebraczka, że wyżebrała u jakiegoś nieznajomego pieniądze". Nachylił się, przyklęknął. Szloch jakby przycichł. Dziewczynka spostrzegła, że nie jest sama. Patrzył na plamę mleka. Czuł się zupełnie bezradny i był przekonany, że każde słowo jest tutaj zbędne, niepotrzebne, byłoby wprost nietaktem. I tak prawie odruchowo, jak to zawsze czynił w rozmaitych trudnych sytuacjach, zaczął się modlić do Boga, by jakoś zaradził na swój Boży sposób, na jaki - to On sam tylko dobrze wie. Wciąż wpatrzony w nieszczęsną plamę mleka zaczął mimo woli, odruchowo zgarniać skorupy, jakby chciał je skleić na powrót. Ale myśl, że już nie zdąży punktualnie wyjść ze Mszą świętą, poderwała go w sposób ostateczny. Pełen jakiegoś wewnętrznego zawstydzenia, że nie jest w stanie przyjść z pomocą, a także, że nie może już dłużej towarzyszyć dziewczynie w tym nieszczęściu i odchodzi do jakichś swoich obowiązków, podniósł się i prawie na wpół biegnąc oddalił się w stronę kościoła. Dziewczynka zauważyła ten jego gwałtowny ruch. Oderwała ręce od oczu i popatrzyła za nieznajomym księdzem, którego współczucie wyczuła, a który teraz z rozwianą peleryną pędził do kościoła. Potem znowu skierowała wzrok na powód swojego płaczu. I wtedy pełna bezbrzeżnego zdziwienia zobaczyła, że na jezdni stoi dzbanek. Jej dzbanek pełen mleka. Jeszcze nie dowierzając własnym oczom wzięła go w ręce, przytuliła do siebie. Tak, to był prawdziwy jej dzbanek. Nie zastanawiając się, jak to się mogło stać, podniosła się i pobiegła w stronę domu. Jeżeli to nawet nie jest prawda, tylko legenda, to jakiż musiał być to święty, jak bardzo wrażliwy na ludzką biedę, skoro przypisano mu cud wręcz nieprawdopodobny. Bo któryż ze świętych zrobił cud tak bardzo bez powodu jak on: święty Jan Kanty. ks. M. Maliński

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam! nie mogłam wejść, net u mnie wariowal:( Pozdrawiam wszystkich i życzę przyjemnego poniedziałku 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W drodze do nieba spotykają się dusze dwoch facetów i zaczynają rozmowę: - Ja zmarłem przez zimno. No wiesz niska temperatura, organizm nie wytrzymał.. - Ja zmarłem że zdziwienia.. - Jak to że zdziwienia? - Wracam wcześniej z pracy, widzę gola żonę w łóżku, no to szukam faceta. Sprawdzam pod łóżkiem, za szafa, w szafie, na balkonie, w łazience, w kuchni, jednym słowem wszędzie i nie mogę go znaleźć. I z tego zdziwienia umarłem. - Oj, żebyś ty wtedy zajrzał do lodówki, to obaj byśmy żyli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pikantne:-D Pewna para świeżo po ślubie.. Mąż w żonie zakochany nabrał ochoty na spotkanie z kumplami w ich ulubionym barze. - Kochanie wychodzę, ale wrócę niedługo. - A dokąd idziesz misiaczku? - pyta żona - Idę do baru ślicznotko, mam ochotę na małe piwko. - Chcesz piwko ukochany? - żona otwiera lodówkę i prezentuje mu 10 różnych gatunków piw. Mąż zaskoczony - tak tak cukiereczku.. ale w barze.. no wiesz.. te kufle.. - Chcesz schłodzony kufel? Nie ma problemu.. Proszę. Mąż blady z wrażenia nie nie daje za wygraną; - No tak skarbie, ale wiesz w barach mają takie świetne przystawki.. nie będę długo obiecuję. - Masz ochotę na przystawki niedźwiadku? - żona wyciąga słone paluszki, chipsy, orzeszki.. - Ale kochanie... w barze .. wiesz.. te męskie gadki, przekleństwa, niewyszukany język.. - Chcesz przekleństw moje ciasteczko? - zatem pij to kurewskie piwo, z jebanego kufla, żryj pierdolone przystawki!!!! Jesteś teraz do h.. ciężkiego żonaty i nigdzie kurwa nie wyjdziesz!!! Pojąłeś skurwysynu???!!! Autor: Doti

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-Ważna nowina!- oznajmia Ecik masztalskiemu. Teraz w związku z reformą gospodarczą wprowadzają nowe badania okresowe dla wszystkich pracujących. - A co będą badać? - Krew i kał. - A czemu? - Żeby się przekonać gdzie masz robotę. We krwi czy gdzie indziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
Pozdrawiam👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
Cos net szwankuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
Pozżerał mi wpisy Buuuuuuuuuuuuu!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
Byłam teraz na spacerze, naprawdę pachnie już wiosna, drzewa i krzewy dostają pąki...., ale to przy wcześnie ... chociaż teraz już można się wszystkiego spodziewać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
APEL DO LUDZI Karaszewski Stanisław Gdy się do życia wiosną świat budzi, przyroda pisze apel do ludzi: - To my, rośliny! - To my, zwierzęta! O naszym zdrowiu nikt nie pamięta? Trujące ścieki, trujące dymy, bez tlenu rzeki... ...My się dusimy! A gdy umrzemy w trującym brudzie, na martwej ziemi zginą też ludzie! Chcemy żyć z wami w zgodzie, przyjaźni, niechaj nie zabraknie wam wyobraźni! Tęczowy motyl nad łąką lata, pająk misternie sieć swą uplata. Patrzcie, jak pięknie w lesie, w ogrodzie! Ile jest życia w ziemi i w wodzie! I ty, Pierwszaku, oszczędzaj wodę, nie niszcz i nie śmieć. DBAJ O PRZYRODĘ!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tamara53
GDZIE JEST WIOSNA D.Gellnerowa Wiosna, wiosna już tuż, tuż. Płaszcz słomiany spada z róż, Pączki ma już każdy krzak - To jest wiosny pierwszy znak. Drugi znak - zielony liść. Na wycieczkę czas już iść. Biegać łąką ile tchu, Szukać wiosny Tam i tu. Złotych blasków Chyba sto Wpadło na Strumyka dno Żaby budzą się ze snu. - gdzie jest wiosna? A, już tu. W każdej bruździe, Koleinie, Jakaś strużka Wody płynie, Wszędzie ćwierka jakiś ptak- To jest też Wiosenny znak Na podwórku Już hałasy, Wszystkie dzieci Grają w klasy. A jak grają? Zobacz, jak To jest wiosny Piąty znak. Takich znaków jest ze dwieście. W każdym mieście Patrz uważnie Tu i tam, To je znajdziesz Wszędzie sam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotny 60
WBW Witam!!! I o zdrowie po ostatkach pytam , bo ja nie mogę mówić , tak mi piwko zimne zaszkodziło na struny głosowe:-D ************************** O pijakach: Obok kobiety stoi w autobusie pijany mężczyzna. Ona, patrząc na niego z pogardą, mówi: -Aleś się pan uchlał jak świnia! -A pani jest strasznie brzydka!... I dodaje z tryumfem: - A ja jutro będę trzeźwy! -Podobno przestałeś pić? -To dzięki teściowej, stale widziałem ją potrójnie! -Czy przestrzegał pan moje wskazówki: żadnego alkoholu, tylko mleko? -Tak panie doktorze. I nareszcie zrozumiałem, dlaczego niemowlęta ciągle płaczą... Pijany Kowalski idzie przez park. Nagle zatacza się i wpada na drzewo. -Przepraszam pana bardzo... -Idzie dalej i po chwili znowu zderza się drzewem. -Najmocniej pana przepraszam... Zdarza się to jeszcze kilka razy. W końcu zirytowany i porządnie poobijany siada na ławce i mówi: -Poczekam, aż ta hołota przejdzie... Mocno podpity Nowak wraca o trzeciej nad ranem do domu. W małżeńskiej sypialni zegar właśnie zaczyna wybijać godzinę. -Tak, tak, wiem, że jest już pierwsza. Nie musisz mi tego trzy razy powtarzać... -Czemu Józek nigdy nie przychodzi do domu pijany? -Bo zawsze go przynoszą. Franek zwierza się Józkowi: -Moja stara przysięgła, że mnie zostawi, jak nie przestanę pić. -I co? -Będzie mi jej brakowało. Kowalski spotyka Nowaka. -Wiesz, mam pieruński smak. -A ja mam pół litra - mówi na to Nowak - ale nie mam miarki. -Miarkę to mam w gębie - śmieje się Kowalski. Gdy Nowak wręczył mu całą butelkę, Kowalski pociągnął tak, że nic we flaszce nie zostało. Nowak popatrzył i spokojnie wycedził przez zęby: -Wiesz, ja ci nie żałuję tej gorzały, ale tą miarkę muszę ci roztrzaskać. -Kelner! Dwa piwa i setka! Kelner przyniósł, Kowalski wypił. -Kelner! Piwo i setka! Kelner przyniósł, Kowalski wypił. -Kelner! Setka! Kelner przyniósł, Kowalski wypił. -Panie kelner! Jak to jest? Coraz mniej piję, a coraz bardziej żech ożarty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotny 60
Dlaczego kogut pieje przez cale życie? - Bo ma wiele żon i ani jednej teściowej. Co to jest medycyna? - Jest to nauka, która pomaga choremu znaleźć się na tamtym świecie... A wiecie jaki jest najlepszy środek na łysienie? - Środek głowy... Jaka choroba jest najbardziej niebezpieczna? - Miłość, bo od razu kładzie do łóżka... Jak można strącić na wadze? - Kupić wagę za sto tysięcy, a sprzedać za pięćdziesiąt... Wiecie jak się nazywa Ruski ksiądz? - Pop. A wiecie jak się nazywa Ruski organista? - Pop music... Czym się rożni Syrenka od krowy ? - Jak Syrenka nawali to stoi, a jak krowa nawali to pójdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przesyłam pozdrowienia!!! Samotny :-D zjedz loda to ci przejdzie:-D :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Staff Leopold Pean wiosenny Czy kto już widział na polach bociany? Czy kto już widział, powrotne jaskółki? Jeszcze nie czują żadnej w sobie zmiany Szare ulice i mroczne zaułki, Gdzie schnie po śniegach, błoto w dróg wyboju, Ale już w serca mego niepokoju, W mej krwi obiegu, która spieszniej krąży, Ze jej zaledwo. tętno nie nadąży, Czuję wyraźnie, o, czuję radośnie, Ze gdzieś na polach ma się już ku wiośnie! Choć wszystko wkoło. jeszcze szare, senne, Chmury już zdają się jakby wiosenne: Perłosrebrne płyną niebios tonią I zalatują jakby kwiatów wonią! Nie zielenieje jeszcze,, lecz z pogłoski Ciepłych powiewów, od których przymrozki Pierzchają śladem uchodzącej zimy, Słychać, że łanów kraciaste kilimy Ożywczą w głębi przechodzą przemianę I rządy mrozów są już zapomniane, Ledwo marcowe podeschły, roztopy... I niecierpliwią się już moje stopy, By z miejsca porwać się, biec, lecieć w pole Na skoki, pląsy, na dziką swawolę, Wywracać kozły i stawać na głowie, I witać niebo, i pozdrawiać chmury, Wyrzucać czapkę radośnie do góry I wołać głośno: "Dajże ci Bóg zdrowie, O, ziemio, niebo, o, zbudzony świecie, Co moją duszę odradzasz i kwiecie!"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...O, wybaczże mi ty ten brak powagi, O, Wielki Cieniu, wierny towarzyszu Człowieczej ^ myśli, która prawdzie nagiej Patrzy w oblicze nieme. Na klawiszu Mojego serca położyła palec Stara tęsknota i jak w instrumencie Dawno umilkłym, w duszy mej odmęcie Coś zaśpiewało! I twardy zakalec Twojego chleba, którym karmisz głody Mej samotności, wydał mi się strawą Cierpką, a posmak twej letejskiej wody, Co czyni twoja zaziemską zaprawa Każdą biesiadę - Ostatnią Wieczerzą, Przedziwnie gorzkim. Wiem, że poza światem I poza życiem wielkie tajnie leżą, Ale człowiekiem jestem, nie ornatem, I mdleje wreszcie ręka od znużenia, Dzierżąca wiecznie woskową gromnicę Co, oświecając mrocznego milczenia Progi, pogłębia, nocy tajemnicę. Snadź nieostrożnie jest i niebezpiecznie Serce swe wiązać z tym, co nie trwa wiecznie, Lecz mi tym droższe, winno być, co zginie, Gdy to, co wieczne, nikogo nie minie I z cierpliwością nad grobowym dołem Czeka z całunem, i urny popiołem. Wiem, że są sprawy wieczne i przystoi Myśleć o śmierci tym, którzy sposobu Nie znajdą nigdy, by, uniknąć grobu I tego, co się poza grobem roi Natrętnej trwodze. Rzeczą pożyteczną I budującą jest przywykać z, wolna Do tej pewności, że droga padolna Ma kres niechybny, czy stopą taneczną Kroczy nią płochość, czy się po niej wlecze Szczudło kaleki; ze radość jest ziarnem Rozczarowania, z którego sny człecze Czerpią naukę, że wszystko jest marnem. Mądrość też radzi - a przyświadcza onej Duma człowiecza o swą godność dbała - By się oswajać z grozą, co ramiony Zimnymi sięga po zrodzonych z ciała, I umieć spokój zachować w godzinę, Co nas powinna zastać w pogotowiu, Gdy w naszej łodzi niepewną łupinę Zgon wrzuci balast nadmierny ołowiu, By ją pogrążyć na dnie. Dna onego Zagadka tajna jest i niezbadana Tym, którzy w duszy własnej nie dostrzegą Granic cierpienia i smutku i z rana, Budząc się w słońcu, w oczach nie przynoszą Spojrzenia nocy, która wtajemnicza W swą niepojętość! Długo tą pustoszą Wodziła kroki moje samotnicza Ciekawość bezdna! Długo byłem tkaczem Tych szarych myśli, w których duch nasiąka Chłodem piwnicznym i, płacąc haraczem Żywota, dzieło czyniłem pająka, Co mądrość z siebie snuje długą przędzą Własnych wnętrzności, by nimi owinąć Wystygłe serce świata! Pustko! Nędzo! Chłodzie! Lecz serce człecze nie chce ginąć W nieskończoności lodowym bezkresie, Gdy wiatry mówią, że są drzewa w lesie Młode i żywe, co piją promienie Złotego słońca i kąpią korzenie W zapachu ciepłej ziemi, chociaż ledwie Tyle zajmują miejsca, co obiedwie Ręce obejmą uściskiem miłości! Nie więcej trzeba mnie i sercu memu, By się radować! Grudo czarnoziemu, Chcę tknąć się ciebie! Chcę do ciebie w gości, Wiosno! Zbyt długo był chłód, chmury, słota, Więc nie dziw przecie, że mnie rwie tęsknota Odetchnąć polem, skąpać się w przeźroczu Wiatru! Zbyt długo stałem na uboczu, W cieniu wieczności, gdy to, co doczesne, Pławi się w blasku! Niech i ja w nim wskrzesnę, Ożyję z martwych! O, ciepłe błękity! Cz&s zastarzałe wytępić bronchity, Którymi duszę i myśl zakatarza Mgła, co zawiewa z wiecznego cmentarza!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życiem ci, cieniu, służyłem dość długiem! A wszak tam musi już chodzić za pługiem Oracz i woły pogania cierpliwe, Które lemieszem srebrnym krają niwę W bruzdy, gdzie kładą się cieniów fiolety, Gdy skiba dymi jako wołów grzbiety W błękitym chłodzie poranka. A wrona, Jak owdowiała po śniegu matrona, Zadowolenia dając głową znaki Wybiera tłuste i białe pędraki. A w niebie dzwoni skowronek w ekstazie I już kotkami puszą się wierzb bazie, I wzdłuż dróg topól pielgrzymie pochody Prowadzą wiosnę z pól w wiejskie zagrody, Gdzie już piejące z wielkopostnej nuty Grzebią się w gnoju ogniste koguty. I w słońcu grzeją się na wpół ospałe Muchy na świeżej czystych chat pobiale Lub jak krwi kropla rdzawa główka Gwoździa biedronka błyszczy, boża-krówka. Na plocie garnki lśnią brzuchów golizną, Którą wiatr skrywa suszoną bielizną, A popod płotem kret wznosi pagórki. I, obudzona już dla miodu zbiórki, Półdrętwa jeszcze zabrzęczała pszczoła, Patrząc, czy z trawy nie wyjrzały zioła, Czy młodzieńczego puchu lekkie ślady Już zaczynają ozieleniać sady. Zakwitną śliwy, zakwitną czereśnie, Grusze, jabłonie i słowików pleśnie Będą tęsknoty swej miłosne smutki Mieszać z woniami bzu, którym ogródki Wiejskie zapachną, a grządek rabaty Pokryją śliczne wielkanocne kwiaty, Hiacynt różowy, żółty i niebieski, Niewinny narcyz, tulipan królewski, A wiatr ich wonie przesłodkie poniesie Fiolkom, konwaliom, co się zbudzą w lesie, Gdzie wnet roztoczą zieleni powaby Lipy i buki, i klony, i graby, Zaszumią liściem jesiony i dęby I zaczną śpiewać wilgi, kosy, zięby I opukiwać pnie, w świegotu gwarze, Dzięcioły, lasu poważni lekarze. I gdy się zapas zimowy uszczupli, Ruda wiewiórka wylegnie z swej dziupli, Bigotka, która gdy ją znuży taniec, Przebiera w łapkach orzechów różaniec. I wyjdzie z gęstwy drzew pełen powagi Sarniuk: chodzące po lesie szaragi, Na których lisy nie wieszają futra, Boby musiały szukać go do jutra. Pod muchomorem usiądzie ropucha, Niby przekupka pod straganem głucha, Paciorki rosy sprzedając bogatej Za złote cętek słonecznych dukaty. Ślimak, śliniasty ślad znacząc swej drogi, Popełznie ścieżką, wysuwając rogi Niby dwa palce ku świętej przysiędze, Ze ma dom własny, choć żyje w -włóczędze. Mrówki, niewolne, brązowe Numidy, Będą budować swoje piramidy, Znosząc budulec swój szczypta po szczypcie, Wszędzie na świecie czując się w Egipcie. Powietrze całe rozdzwonią komary, Trącając w dromle, a żuki w gitary... A poza lasem, na pól szachownicy, Kwadraty owsa, żyta i pszenicy, Przetkane makiem, kąkolem, bławatem, Rozbłysną złotym jak ornat brokatem. Tu gryka niby śniegu prześcieradło, Tam len jak niebo, co na ziemię spadło, Kukurydz miecze archanielskiej miary I słoneczników ogromne zegary Roztaczające złotych godzin szprychy. A dołem kwietnych dyń złote kislichy, Z których poranek rosę szczęścia pije... I wszystko płonie, raduje się, żyje!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
Pozdrawiam wszystkich bywalców topiku i zycze miłego wieczoru 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×