Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość tylkonieto

Jak wyglada uspienie psa?

Polecane posty

Gość Lessie_ Wróć
Ja dziś uśpiłem swojego ukochanego pieska. Czytałem od kilku dni ten temat i widzę, że problem z pojawiającym się guzem u pieska w okolicach odbytu jest dość częsty. Pojawił się pół roku pojechałem z psem niemal natychmiast do weterynarza okazało się, że jest to nowotór. Brzmiało jak wyrok jednak w tamtym okresie Karo czuł się jeszcze bardzo dobrze nie chcieliśmy go wtedy uspiać a operacja była bardzo ryzykowna gdyż był już w bardzo podeszyłym wieku. Przed długim weekendem piesek w nocy wyrwał sobie sierść w okolicach guzu , cierpiał , nie chciał już jeść i nie ruszał się w ogóle. Podjełem decyzję o uśpienieniu. Weterynarz powiedział, że jego serce już biło bardzo wolno i pożył by jeszcze kilka dni. Przykro mi :( . Teraz bez niego nic już nie będzie takie same. Kochałem go straszanie. Nie raz przypomina mi się moment , kiedy byłem zły albo smutny i on swoim pyszczkiem wpychał się pod łokcie by się przytulić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tomasz164
Mój ukochany piesek "odszedł" 21,05,2010 po ponad siedmiu latach ze mną. Musaszi *. Dostał zastrzyk żeby zasnoł i ten "definitywny". To był dobry pies

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ..CCC
Tomaszu Bardzo Ci współczuję. Wiem jak to strasznie boli. Trzymaj się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna_k
Witam, nie wiem od czego mam zacząć...chyba od tego, że na forum jestem i pisze pierwszy raz, bo jak czytam wasze posty, to jest mi lżej, bo wiem, że nie jestem sama w takiej sytuacji, jaką jest uśpienie swojego pupila :( współczuję wszystkim, którzy musieli tego dokonać... Ja właśnie musiałam się dzisiaj z tym zmierzyć i uśpić moją ukochaną pupilke sunie Zorke, która była ze mną\z nami od 15 lat, którą jako tygodniowego mautkiego szczeniaczka karmiłam butelką z mlekiem, opiekowałam się w nocy razem z moja mamą (miałam wtedy 11 lat), od tego czasu przyzwyczaiłam się do niej niesamowicie, a że jestem jedynaczką traktowałąm ją jak kogoś wiecej i cały czas myślałam, że odejdzie od nas ze starości, a nie z powodu choroby (ropomacicza). Myśleliśmy, że przedłużyła się jej cieczka, ale gdy to trwało za długo, pojechaliśmy do wet., zrobił usg i okazało się, że to ropomacicze :( wet. proponował sterylizacje, ale nie dawał nam dużych szans na przeżycie pieska ze względu na wiek, a że się baliśmy, że odejdzie to leczyliśmy ją zapobiegawczo (może to był błąd, może mogliśmy zaryzykować, ale strach...) - jednak po ok. 1,5 m-ca jej radości, skakania i wogóle wesołości, zaczęła wymiotować, wywracać się, nie jadła i mało piła...tak w jeden dzień, a później coraz gorzej, raz wyszła na podwórko, raz nie, cały czas spała, masowałam ją, tuliłam, mówiłam do niej... a ja widziałam, że już jest niedobrze i płakałam w domu, w nocy, w pracy, zastanawiałam się co zrobić, czy ma się męczyć, to jest trudna decyzja, która dręczyła mnie kilka dni...;( ale cóż podjęłam ją razem z mamą i tatą, który ze mną pojechał, pokołysałam ją w kocyku na koniec, była już taka lekka i słaba, położyłam u wet., spojrzałam ,,ostatni raz,, na moją kochaną sunię, ona na mnie (że dlaczego wychodze) i wyszłam, bo już dalej nie mogłam, nie dałam rady zostać i patrzeć...:((( usłyszałam jej ostatni pisk i zapłakana pojechałam do domu i nie mogłam sobie darować, wyrzuty sumienia i wogóle...to bardzo boli ;(((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Olka36
To jest trudne, bardzo trudne. moja suczka yorczka miała 8 i pół lat i zachorowała na niewydolnośc wątroby i nerek. Przewlekle sie ciągnęlo to ponad rok... Az zaczęly sie stolce z krwia i wymioty i nic nie jadła...Na poczatku powiedziałam,że nie chce przy tym być, nie chce na to patrzeć, nie chcę jej pochować... Było inaczej, byłam z nia do końca, trzymałam za łapki... Najpierw dostała taka premedykacje jak przed operacją, sie wyciszyła, choc i tak była słaba i obolała, a potem poszło TO. Trzymałam jej rekę na sercu czułam jak bije i za 3 sekundy przestało ;( Okropne.... Cały dzień dzis ryczę... Widze te zamglone oczka, to straszne.... Chyba najgorsze co może być.... A potem zabrałam ja w kartoniku i sama zakopałam. To tez było trudne..... Bardzo... :(:(:(;(;(;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jajulka
Jakąś godzinę temu musiałam uśpić mojego najwierniejszego przyjaciela. Okropnie się z tym czuje, bo musiałam sama podejmować decyzje. Nikt mi nie pomógł, nie doradził prócz weterynarzy. Jestem zła, bo niektórzy chcą umyć ręce od takiej decyzji. A ja nie mogłam patrzeć jak cierpi mój przyjaciel. Nie jadł od 2 tygodni i żył chyba już na samych kroplówkach. Na uśpienie Felka poszłam sama i byłam z nim prawie do końca aż był nieświadomy. Podjęłam decyzje żeby zwłoki zabrała jakaś firma... Nie miałabym siły żeby zabierać go do ogródka i kopać mu dołek...skoro sama przez to wszystko musiałam przechodzić, czy ktoś powinien mi jeszcze wypominać że go nie wzięłam? Już sama nie wiem czy dobrze zrobiłam...niedosyć że sumienie boli to jeszcze ktoś ci igłe w samo serce wbija dobrą radą...ehhh:(ciężko mi z tym i bez przyjaciela...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jajulka
Sumienie nie pozwoliło...poczytałam na forum jak wygląda utylizacja. Dzisiaj jadę po zwłoki psiachy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak to już jest , że jak masz małe dzieci - to wszedzie je widzisz - widzisz ich śmiech i placz , patrzysz na dizeci swoje i obce i serce masz ich pelne . ale jak masz psa - wszędzie wiedzisz psy - a jesli go kochasz to serce masz czułe nia ich krzywdę , choroby ,na śmierć ... teraz od 1,5 roku sama mam psa - mlodą ,zdrową sukę - i kedy patrzymy sobie w oczy widże w nich tyle szcżęśćia i pazernosci swiata ... mimo ze wasze psy odeszły - cieszę się . cieszę siebo miały przy sobie ludzi którzy je kochali , byli blisko , dbali o nie - doszly do końca swojej drogi z komś kto byl dla nich najważniejszy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość małaczarnakawka
miałam sunie ,miała15 lat, już praktycznie nie widziała, była głucha, na dwór znosiłam ją z 9 schodów. Jeszcze jak była sprawna ,rok wcześnej, przy pysku miała narośl, leczyłam ją, usuneli, dalej rosła w oczach.Pies był mały z chroniska, jakaś mieszanka pudla ,jamnika. W ostatnim roku guz rósł w oczach,był większy od mordki, ciężki, ona chodziła z głową przy ziemi. Weterynarz cały czas zastrzyki, jakieś lampy.Pół pensji szło na leczenie. Gdy widziałam,że ona nie ma siły nawet jeść ,widziałam to w jej oczach. Lekarz dalej mówił,że to minie, co tydzień 200zł. załatwiłam środki nasenne dla człowieka. Rozdrobiłam je ugotowałam jej gulasz z mięska ,dodałam leki. Zjadła, po pół godz. przestała oddychać. Siedziałam przy niej, lizała mi ręke, ja płakałam. Nie żałuje ,że tak zrobiłam, skróciłam jej cierpienie. Wiem od weterynarza ,że guz zwężył jej przełyk, dlatego nie mogła jeść. Mam od roku ,drugą sunie ,podobną, też wywaloną po kilku latach przez kogoś w lesie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wyszukana
Jak czytam Wasze wypowiedzi to ryczę jak głupia.... za mną na łóżku śpi Astor- 13 letni mieszaniec owczarka niemieckiego i dobermana. W kwietniu wykryto u niego prostatę, potem na USG się okazało że ma "jakąś narośl" dali lekarstwa mialo pomóc...pomogło w małym stopniu jednak wet.za naszą zgodą zdecydowali się na kastrację to miało pomóc a jest jeszcze gorzej, sika jak suka, chyba że się zapomni to sika jak pies, szybciej się męczy. Jeszcze rok temu Astor mógł cały dzień przebywać na podwórku i mu było mało, teraz tylko trochę pospacerujemy i jest zmęczony. Okazało się że to rak przewodów moczowych. Mamy do wyboru albo operacja i poczekać aż to się zagoi albo uśpienie. W miesiącu może są jeden, dwa dni że Astor patrzy takim wzrokiem że nic tylko ryczę a pozostałe dni tak jakby wogóle nie był chory. Boję się tej najgorszej decyzji- snu wiecznego, jak sobie z tym poradzę. Jednak gdyby to miało nastąpić, wiem że wszyscy będziemy obok, tak jakby miał tylko zasnąć na chwilkę....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wciąż czekam
mój kochany pies Brytan ma 9 lat jakieś 2 miesiące temu miał robaki przeszedł operacje następnie wyszły mu hemorojdy mial już 2 operacje strasznie cierpi nie możę siedzieć, cały czas robią mu się rany na ciele rodzice zdecydowali o jego uśpieniu, ja jednak nie moge sobie z tym poradzić cały czas płacze :(((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
uśpienie psa to trudna decyzja... sama to przerabiałam kilka lat temu - psiakowi zrobił się guz na szyi, żaden wet nie był w stanie powiedzieć o co chodzi, a psina się zwyczajnie dusiła. no nie było innego wyjścia. niemniej, to chyba mniejsze zło - zwierzak się nie męczy..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nigdywięcej
Myśle że zwierzęta mają ten przywilej,że można skrócić ich cierpienie !!! Widziałam w szpitalu ludzi pod respiratorem,jak worki w które maszyny tłoczyły powietrze.Po prostu żenujące,uwłaczające godności człowieka.Uśpiłam już dwie moje kochane suczki. Jedna miała raka sutka,druga raka trzustki.Pies chory i przyzwyczajony do wizyt u lekarza niewie że to jest ostatnia,lub ostatni zastrzyk.Mam szesnastoletniego pudelka,jest bardzo chory na serce i krążenie.Kaszle w dzień i w nocy.Pomimo leczenia jest gorzej. Wiem że lada dzień musze podjąć decyzje.Przyjęłam go na świat i ja muszę go odprowadzić. To mój obowiązek !!!! Pies nie cierpi,on po prostu zasypia,a patrzenie na cierpienie jest zwykłym egoizmem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość monia mala
ja własnie stoje przed dylematem uspiena...moj psiulek Saba ma 16 lat. ze schrniska wzielismy ja jak miała lat 7... teraz w ciagu 3 miesiecy miała 4 ataki padaczkowe jakies-sama niewiem co to jest---jak dostaje atak to lezy i pisczy, wyje i ma drgawki. potem wyjąc krzata sie pół godziny.. wyjąc.. po 2 ataku słabiej widziała i słyszałaa,, po 3 ktory miał miejsce tydzien temu słabiej chodz ,sika pod siebie. ledwo widziała,i nie słyszy wogóle. teraz po dzisiejszej nocce-wogóle nie widzi bo o wszystko łebkiem bije, podłoge miałam zasikaną i jakąs od sliny i piany ,ledwo stoi na łapkach.. znosze ja i wwnosze na dwór.jak stoi i dostaje jakis tików i pada na ziemie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mój pies też ma padaczkę, ale ataki póki co zdarzają się raz na kilka miesięcy. Weterynarz polecił mi, żeby w trakcie ataku wsadzić pieskowi czopek, ale nie pamiętam jaki to lek. Pies po ataku praktycznie nic nie pamięta i tyle dobrze... A poprzedniego pieska musiałam uśpić i wiem co to znaczy. Poprosiłam weterynarza, żeby go uśpił przy mnie... Leżał mi na kolanach i widziałam jak odpływa. Przez pół roku smycz nadal wisiała na swoim miejscu... Jest to ciężkie przeżycie i nie wyobrażam sobie nawet sytuacji, kiedy okaże się, że ataki padaczki obecnego pieska są zbyt niebezpieczne dla niego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Comamzrobić?
Nestor(Doberman)w listopadzie skończy 14 lat,jest ze mną od urodzenia(młody mojej suczki,jedynak,urodzony dzięki cesarce)chyba stąd w Nim taka wola życia...5 lat temu wycięty guz przy ogonie,2 lata później guzy na całym ciele(w między czasie skręt żołądka)parę tygodni temu zauważyłam że zaczyna się robić "okrągły"(myślałam że zaczyna tyć,mało ruchu,wiek)jakieś trzy tygodnie temu jego wygląd stał się na tyle nienaturalny że udałam się do weterynarza,wynik badania:płyn w jamie brzusznej,płyn w jamie osierdziowej serca(badanie krwi:wynik jak u 5-latka,wątroba,nerki w porządku)przez tydzień zastrzyki,tabletki.Po tygodniu"spuszczenie"płynu(tylko z j.brz. z serca nie,ponieważ istnieje za duże ryzyko)kolor płynu ciemnobrunatny,diagnoza nowotwór.Pies traci na wadze,ma problemy z chodzeniem,nie trzyma moczu,kału.Wczoraj podjęłam decyzję o eutanazji...dzisiaj ma przyjechać wet. Czy dobrze robię......?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leti603
W sobotę uśpiłam mojego kochanego psa. Sama podjęłam tą decyzję. Nie chciałam, żeby się męczył. Od szczeniaka miał dysplazję stawów biodrowych. Już wtedy weterynarz proponował uśpienie, ale przeżył z nami 13 lat. Cudownych lat. Od roku lat miał problemy ze stawaniem na tylnie łapy. Ale dawał radę. 5 października zaszczepiliśmy go na wściekliznę. Weterynarz nie powiedział, że nie wolno. W ostatnią środę już w ogóle nie wstał. Leżał tylko nieruchomo. Dostał jakiegoś porażenia, czy coś. Wiem, że cierpiał. Psy cierpią w milczeniu. To nieprawda, że skamlą. Skamlą tylko z nagłego i krótkotrwałego bólu, a właściwie bardziej strachu. Nawet nie reagował, kiedy wołaliśmy go do wyjścia. Mąż wyniósł go przed blok, ale nie był w stanie stanąć. W czwartek poszliśmy do weterynarza - innego. Lekarka popadła w szok, kiedy usłyszała, że był szczepiony na wściekliznę. W takim stanie? - nie mogła się nadziwić. Okazało się dodatkowo, że Nero ma niewydolność serca. Nie można więc było nawet prześwietlić tych stawów. Boże, ale on cierpiał. Tabletki przeciwbólowe nie zmieniły nic. Przestał jeść. Nie mógł nawet 15 cm podczołgać się do miski z wodą. Trzeba było mu ją podawać pod sam pysk. W sobotę lekarka stwierdziła, że już nie wstanie i zaproponowała delikatnie eutanazję. Zgodziłam się i nienawidzę się za to. Byłam z nim do ostatniej sekundy. Wiem, że uśpienie go nie bolało - lekarka zadbała o to podając mu najpierw narkozę. Ale mnie bolało. I boli nadal. Ciągle płaczę i wspominam go. Rozsądek mówi mi, że zrobiłam dobrze, bo nie cierpi już, bo nie zastanawiam się patrząc na niego: uśpić cię piesku, czy nie, przecież to byłoby okrutne. Ale czuję się, jakbym zabiła mojego najukochańszego Nera. W domu ciągle się tylko rozglądam, czekając, że zaraz wyjrzy z pokoju. Patrzę na puste miski. I ciągle płaczę. Mąż powiedział: teraz musimy nauczyć się żyć bez psa. Miał rację. Ale nie wiem, czy potrafię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak też uśpiłam swojego ukochanego psa boksera,był z nami 10 lat.To była bardzo trudna decyzja .A decyzję podejmowałam przez kilka dni. Mój piesek od 2 tygodni nie miał siły chodzić brzuch miał bardzo spuchnięty, musiałam go znosić z 2 piętra kilka razy dziennie,a on nie miał siły zrobić siku, a gdy zrobił to od razu się kładł na ziemi.Musiałam go podnosić i zanieś go do domu.Woziłam go do weterynarza co kilka dni na zastrzyki.ale mu nic nie pomagały.Niestety rak zwyciężył i moje maleństwo bardzo cierpiało ,a ja nie mogłam mu pomóc.Był bardzo kochanym moim przyjacielem i bardzo mi go brakuje.Nie wiem jak mam żyć bez niego ,nie mogę znaleźć sobie miejsca. Zawsze pozostanie w moim sercu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Janusz 1973
Dziś został uśpiony mój pietnastoletni owczarek.Cały tył miał sparaliżowany,nie chodził i nie miał kontroli nad potrzebami fizjologicznymi.Mówi sie,że psa opłakiwać nie należy,ale mimo że nie jestem młody płacze jak dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darecki
nie wiem jak wygląda uśpienie psa,wiem jak wygląda konający pies potrącony przez samochód,który ostatkiem sił wywleka się z budy,zeby pożegnać sie ze swoim wlaścicielem i skonać na jego rękach.Pies wzięty ze schroniska,bardzo wierny.był wiazany na łańcuchu,fakt,nie powinien.Ale pod samym płotem dziennie przejeżdżało pewnie z 1000 samochodów.Teściu pijak go spuścił...dalej nie mogę pisać.Serce mi pęka.Moja psina śpi teraz w ziemi,a stary pijus tak samo.Kochajcie swoje zwierzęta,dopóki żyją.W tej chwili mam dwa psy (jeden ze schroniska),suczkę uratowaną z rąk gnojów,którzy ją chcieli kamieniami zatłuc i dwa jej szczeniaki.Też się zastanawiam nad antykoncepcją dla niej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ..smutno mi..:((
stało sie :((..ja także musiałam w końcu sie zdecydować by ulżyć swojemu najukochańszemu psiuńciowi był ze mną 12lat,zwlekałam jak tylko mogłam..nie było łatwo,a jeszcze gorzej jak nie ma go już.Zacorował,miał zwyrodnienie stawow,mimo cierpienia podczas wstawania,dzielnie znosił ból i towarzyszył na spacerkach,choć od stycznia stawały się one znacznie krótsze. Przed 2 tyg a dokładnie 27.05 musiał przyjechać weterynarz i to zrobic/biedny nie mogł juz ostatnie 2 tyg chodzic,wydawałoby sie,iz po zasrzykach ból przejdzie,jak człowiekowi-ale niestety..nawet by mu ulżyć przy chodzeniu podtrzymywałam go pod brzuszkiem paskiem,poniewaz miał lekki niedowaład tylnych łapek- przewracał sie,po kilku krokach przystawał i odpoczywał i prawdopodobnie miał kłopoty z serduszkiem/początkowo po kilku zastrzykach była poprawa,jednak juz jego ostatnie dni były cieżkie..bardzo cierpiał,ale starał sie chyba tego nie okazywać,znosił b.dzielnie,jakby nie chciał się uskarżać ze cierpi/ Zdecydowałam się!to mnie przekonalo,iż chyba będzie bardziej humanitarne,jesli pomogę mu odejśc niż ma się tak męczyćgdy wieczorem po spacerze leżac dosłownie płakał-piszczał,stękał i to mnie przekonało iż nie może dłużej cierpieć! nie było wyjścia !Bardzo cierpiał,a ja widzac go w tak cięzkim stanie siedziałam przy nim,głaskałam tuliłam i płakakałam. Teraz,gdy nie ma go już płaczę z tesknoty za nim.Znajomi namawiają mnie,bym wzięła sobie innego-jednak nie mogłabym!nie jestem jeszcze zbyt na to gotowa i byłoby to dla mnie w pewnym znaczeniu zdradą.Cała miłosc przelałam na tego mojego kochanego psiaczka i myślę,iz nie kochałabym tak bardzo tego nowego,jak tego,z którym przeżyłam tyle lat. Może co niektórym wyda sie to dziwne,ale przed wczoraj,gdy wstałam nad ranem..zobaczyłam go na jawie,gdy lezał i jak mnie zobaczył podniósł lepek jakby chciał się ze mną przywitać,ale po chwili sie rozpłynąl i aż się popłakałam,że go juz nie ma ale i byłam szczesliwa,że go zobaczyłam juz po..odwiedził mnie .. mój kochany,jak chciałabym go przytulić ..ale moze któregos dnia znowu przyjdzie do swojej pańci.. ss

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez mialam pieska. Wiem co czujecie. Trzymajcie sie tam. Kiedys Wam ten bol juz nie bedzie tak doskwieral. Pomyslce, ze skrociliscie cierpienie swim pieskom. Tylko o tym myslcie a nie o tym, ze Wam zle bez nich. Nie mozna kogos skazywac na cierpienie.🌻 Dla Was :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość UlkaZeSkokówki
Mój pies umiera. Jest znany na całą okolice bo żyje już 20lat, praktycznie mam go od zawsze, nie pamietam jak to jest go nie miec. Pamietam jak zaprowadzilam go do przedszkola zeby pokazac dzieciom, bylam taka dumna z niego. Boże, a on teraz umiera... Juz od dawna mial niedowlad łap tylnich, wynosilismy go na dwór, brał zastrzyki i tabletki... Już było lepiej, jakos odżył... Wyjechałam na 2 dni, pies sie czyms zatruł... Nie wstaje z koca... nie je... nie pije.... Jutro ma byc u nas weterynarz, ojciec z bratem pytaja czy ja tez sie zgadzam na eutanazje... ale ja nie moge... O boże jak mi lecą łzy... Filip bo tak ma na imie mój pies jest czlonkiem naszej rodziny, czy czlowieka bym uspila? Nie... Mam cały czas nadzieje ze da sie go uratowac ale jak czytam wasze historie... on to wszystko przeszedł, przerzuty, niedowład, całkiem jest głuchy, ślepy na jedno oko, na drugie rozpoznaje czy jest ciemno czy jasno. Nosilismy go na rekach, jadł jak zawsze i nagle... Nagle jeden dzien i taka zmiana... czytam wasze wpisy i wiem ze juz nic mu nie pomoze... O boze to takie trudne i ciezkie. Filip to mieszaniec jamnika, głupiutki i słodki, cudowny. Odchował z 5 kocich miotów naszych dwóch kotek, przyjaznił się z synkeim jednej z nich i do poki spał w koszyku (jak mogl z niego jeszcze wyjsc i wejsc) razem z nim. Niuniusia samochod potracil ze skutkiem smiertelnym miesiac temu. Nie moge w to uwierzyc, zostanie nam tylko jedna kotka (druga potracona kilka lat temu). Nie umiem zabić mojego psa ale pierwszy raz widze jak bardzo cierpi... O boże...!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość UlkaZeSkokówki
Siedze i rycze... ktos napisał ze pozwalanie na takie cierpienie to egoizm... jestem egoistka bo nie wyobrazam sobie domu bez niego... Co to byl za kochany pies, niesamowity! Prawie rok go nosimy, pół roku ma problemy z załatwianiem sie, juz nie pamietam jak dlugo jest slepy... Jest siwy na mordzie jak dziadeczek, ale wciaz uszy podnosi i widac ze pysk sie cieszy jak podejde do niego i drapie za uszami. Jak wracam z Lublina, drzwi sie otwieraja i widze go od razu jak uszka podnosi, patrzy w przestrzen tymi nie widzacymi juz oczkami, wącha noskiem powietrze i ledwo sie podnosi ale podnosi i podchodzi zeby sie przywitac. Pamietam jak jeszcze kilka lat temu wyciagałam wtedy smycz z szuflady a ten skakał dookoła i pyskiem wyciagal smycz mi z reki i nachylał kark zeby zalozyc mu obroze.... Kiedy mialam dola, poklocilam sie z rodzicami, chlopak ze mna zerwal i przezywalam, brałam Filipa i szlismy przed siebie na dłuugie spacery... Taki maly psiak i to grubiutki a tak skakał wśród wysokich traw na łące koło lasku... Jak kuropatwy ganiał, jak do wody wpadł a ja za nim... Jak kiedys ćwiczyłam z nim na placu zabaw zeby uciec z domu i pojechac z cyrkiem w świat i wystepowac z nim jako z psem zjeżdzającym ze zjeżdzalni ;') Chciałam zostać poetką, w wieku 5 lat napisałam pierwszy wiersz, był o Filipie wyjącem do księżyca, szukając przyjaciela ;') Nigdy nie nauczyl sie podawac łapy, ani aportowac, miał od urodzenia krzywą łapkę i podkradał jedzenie ale to u mnie spał w nogach na łóżku, to jemu po osiemnastce kolezanki, gdy pijana wrociłam do domu, tłumaczyłam ze na tych swoich wielkich uszach i tak nie poleci. Cierpliwie słuchał mojego wywodu przez godzine :'D Mielismy tyle przygód razem, był moim najwierniejszym przyjacielem! Teraz w moim życiu nie dzieje sie najlepiej a on odchodzi... Przeżył przeprowadzke naszej rodziny, oraz rozwod, moj i brata wyjazd na studia. Brat już nawet podyplomowe robi a on wciąż z nami. Czuje się jak wariatka ale naprawde... 20 lat... Rozumiem ze tak musi byc, jak ja mu nie pomoge to przeciez on i tak umrze... Ale aż oddechu złapać nie mogę jak o tym myślę. Dusze sie jak astmatyczka, cała zalana łzami i zasmarkana. Jutro jest ten dzień, serce mi zaraz wyskoczy z piersi i sie roztrzaska...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej i jak piesio ?jak się 3 masz? ja mam jamnika 12 lat ma,ale coś mi choruje :( nie wyobrażam sobie zycia bez niego :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w sierpniu minie dwa lata jak musiałam wydac wyrok na mojego psa...był z nami 14 lat a rak zaatakował go w kilka tygodni... boli jak cholera do dzisiaj... To tylko pies, tak mówisz, tylko pies... A ja ci powiem, że pies to czasem więcej jest niż człowiek. On nie ma duszy, mówisz... Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa. My mamy dusze kieszonkowe... Maleńka dusza, wielki człowiek. Psia dusza się nie mieści w psie. A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie. A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba, To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo z tobą zostanie jego dusza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mój Dinuś ma 17 lat. Od jakiegoś czasu cierpiał na niedowład tylnych łapek. Jakoś sobie z tym radził. Chodził wolno, po schodach trzeba było mu pomagać wejść. Ostatnio jednak - tak nagle - zaczęły mu się rozjeżdżać tylne nogi. Byliśmy u lekarza, dał mu zastrzyki wzmacniające. Troszeczkę mu pomogły. Niestety jednak przewraca się, jest mu ciężko wstać... Dzisiaj zwrócił coś w kolorze brunatnym. Nie zjadł nic co mogło dać taki kolor. Lekarz powiedział, że to niby zaburzenia trawienia. Dostał kolejny zastrzyk. Wet nie ukrywa, że już lepiej nie będzie. Wiem, że będę musiała go uśpić. Jednak nie potrafię. On jest zdrowy, kojarzy wszystko, rozpoznaje ludzi i miejsca. Po tych zastrzykach ma tyle siły i jest taki radosny. Męczy się jedynie z tym tyłem. Nie wiem jaką podjąć decyzję i kiedy mam ją podjąć. Nie wiem co robić. Jak zaczęłam czytać wypowiedzi ludzi o tym, że przepraszają za spacery na których razem nie byli, na te wszystkie chwile w których byli z dala od swoich pupili itp. to serce mi się ściska. Ile bym dała żebym mogła wykorzystać te osobne spędzone chwile. Jak bardzo żałuję tych chwil kiedy nie było mnie w domu a on czekał. Mam w tej chwili 25 lat, mój Dinuś jest ze mną od 1994 roku. Spędziliśmy wspólnie tyle chwil. On jest powiernikiem moich wszystkich tajemnic. Jest ze mną na dobre i na złe. Nigdy mnie nie zawiódł, zawsze był przy mnie.... Jak ja mogę mu coś takiego zrobić? Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie wyobrażam sobie, że już nie pójdziemy więcej na spacer, że nie pojedzie z nami na święta do rodziny. On ma w oczach tyle radości. Nie potrafię sobie sama z tym wszystkim poradzić. Nie mam tyle odwagi. Moje sumienie na to nie pozwala. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę się oswajać z ta myślą ale nie potrafię. Czy ktoś może mi jakoś pomóc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dodam jeszcze, że Dinusia dostałam na swoje imieny tj 26 lipca. A dziś jest 11 lipca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość UlkaZeSkokówki
IsleGirl Twojemu psiakowi zostało jeszcze rok lub 2 lata życia, to dopiero początek problemów z łapkami, jeśli nie dopadnie go nowotwór jak większość opisywanych tu piesków to powinien jeszcze długo pożyć. Zależy to też od Ciebie czy będziesz się nim opiekowała. Kupcie mu artrosan, chyba tak to się nazywało, tabletki mojemu pomagało. Będą problemy z chodzeniem, załatwianiem się, trzeba się na to przygotować. Jeśli wciąż w jego oczkach jest radość i życie to nie ma się co martwić. Mój Filip został uśpiony z samego rana, jak tylko otworzyli lecznicę w niedzielę 3.07. od razu z nim pojechałam i z ojcem. Do dziś mam to przed oczami, wiedział, że coś się święci. Był taki zmarnowany po tych kilku wyczerpujących śmiertelnie dniach... Nie mogłam w to uwierzyć, że to już koniec. Dalej mi się wydaje że słyszę jak w nocy człapie po domu, jak jem obiad to odkładam na bok skrzętnie skórki po kurczaku, nagle wszelkie psie szczekanie z dworu wydawało mi się identyczne jak jego. Weterynarz zachował się absolutnie nieprofesjonalnie. To był ciężka dla mnie chwila chciałam to przeżyć z Filipem, chciałam się z nim pożegnać. Weterynarz gadał cały czas jak katarynka jak on tego nie znosi robić i jakie on tu psy nie miał. Podszedł do Filipa i z miejsca wbił mu igłę bez żadnej delikatności aż go zabolało bo się poruszył. Ale był na tyle słaby że już nic nie mógł zrobić. Pies od razu zasnął, głaskałam go, żeby wiedział że jestem przy nim ale już było za późno, popadł w kamienny sen i pewnie nic już nie czuł. Wtedy wet dał mu drugi zastrzyk nie przestając gadać. Miałam ochotę walnąć go w mordę. Całkowicie inaczej to sobie wyobrażałam. Ustalcie wszystko najpierw z weterynarzem przed tym, nie bójcie się okazywać uczuć... Filip na zawsze będzie w moim sercu, tęsknię za nim i dalej płaczę na samą myśl...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość glloria
też się zastanawiam nad uśpieniem, tylko mój problem polega na tym że nie jest to pies chory a bardzo agresywny. mam go ze schroniska. na początku był zabiedzony, schorowany to nie okazywał tego tak.natomiast z biegiem czasu jak doszedł do siebie stał sie bardzo dominujący i agresywny. byłam u wielu behawiorystów, psich trenerów, brał róźne leki i nic. nie ma żadnego efektu :/ mój cały dzień podporządkowany jest temu psu. spacer z nim jest koszmarem, gdyż rzuca się absolutnie na wszystkie psy. boję się że dojdzie do jakiejś tragedii :( mnie też już pare razy ugryzł-gdy widzi innego psa wpada w jakis amok i wtedy, gryzie co popadnie... jestem załamana...nikt mi nie potrafi pomóc...na cezara w polsce sie raczej nie doczekam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×