Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mardsgbo

Zakochałem się w przyjaciółce... Powiedzieć jej o tym?

Polecane posty

Gość empirycznydrań
U mnie jest trochę inaczej, ponieważ ja powiedziałem o swoim uczuciu. Nie zastanawiałem się zbyt długo, żeby powiedzieć szczerze co we mnie siedzi. Ukrywanie nie ma sensu i nie ma co się bać, że ucierpi znajomość. Może tak, a może nie. W moim wypadku nie stało się właściwie nic. Porozmawialiśmy o tym, o naszej relacji, ona mnie zapewniła, że traktuje mnie jedynie jak przyjaciela i nie jest w stanie zobaczyć we mnie potencjalnego partnera. Cały czas się spotykamy i rozmawiamy jak wcześniej co w gruncie rzeczy jest straszne. Świadomość moich uczuć i tego, że i tak nie znajdą ujścia w postaci związku z nią doprowadzają do naprawdę nieprzyjemnych stanów i raczej nie rokują dobrze na przyszłość. Myślenie w kategoriach, że może jej się coś zmieni, albo wyłapywanie sygnałów, które miałyby świadczyć o jakichś uczuciach z jej strony jest całkowicie bez sensu bo tylko pogłębia nadzieję i doprowadza do poczucia stagnacji, w której człowiek czuje całkowicie bezsilny. Ja czuję się już powoli jak wariat i dlatego postanowiłem bardzo radykalnie ograniczyć kontakt(narazie jeszcze nie mówiłem jej o tym, ale niebawem w sprzyjającym ku temu czasie plan się ziści) Tak naprawdę to jeśli ona miałaby cokolwiek poczuć to prędzej to się stanie jak was nagle zabraknie niż jak będziecie przy niej wiecznie stali. A uczucia z pewnością szybciej osłabną jak nie będzie codziennego kontaktu. Jeśli boicie się, że wasza przyjaźń się zakończy czy coś to pomyślcie sobie czy wolicie być nieszczęśliwi i wiecznie wierzyć w cuda, czy iść w świat, poznać nowe rzeczy, uwolnić się z tego całego emocjonalnego syfu, który się w tego typu sytuacji wytworzył i poczuć się silnym i gotowym do stworzenia innej relacji z inną osobą. Pozdrawiam wszystkich marzycieli, których życie zmusza do zejścia na ziemię :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gdz
Też mam podobnie przyjażnie się z jedna przyjaciółka już 7 lat i od jakiegos czasu zrozumiałem że cos do niej czuje tylko tylko boję sie i nie wiem jak jej to powiedzieć bo sie boje że ją wogóle stracę i zepsuje nasza przyjażń i sie ośmieszę przed nią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja to juz w ogole mam prze**
Coś się zaczynało dziać między mną a moim przyjacielem... Nic nie powiedział, ale liczyłam, że jednak jego zachowanie to nie tylko przyjaźń. Sam zaczął wplatać elementy flirtu do naszej znajomości. Po czym odwidziało mu się i teraz jest w szczęśliwym związku. A ja, zakochana w nim od pierwszego wejrzenia, po kilku latach, nakarmiona do wypęku nadzieją... No zastanówcie się, jak się czułam, kiedy zobaczyłam, że całuje inną. Potem, analizując, myślę, że wszyscy wiedzieli, że byłam w nim zakochana i robili sobie z tego żarty. A może to tylko moje wrażenie. Nie wiem. Najgorsze, że nadal kocham, kilka lat, i cierpię, mimo, że właściwie od tamtego zdarzenia nie mamy ze sobą kontaktu. A mimo to uważam, że warto. Nie ma co czekać, lepiej to uciąć od razu, niż dać się karmić złudzeniami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tyle czytam i widzę że jestem w podobnej sytuacji. Poznałem ją jakieś 3-4 lata temu całkiem przez przypadek.Mianowicie zapoznała mnie z nią jej kuzynka. Od tamtego czasu zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi... Przez te lata ona miał swojego chłopaka, ja samotnie żyłem w nadzieji,że gdzieś jest ta jedyna..Przeżyłem nieudana próbę wyznania miłości innej- ona była przy mnie, mimo że była zakochana w swoim Michale. Zawsze kiedy rozmawialiśmy czułem, że jest mi bliska , że ją lubie i coś we mnie siedzi. Któregoś dnia napisała, że jej dotychczasowa miłośc się skończyła. Byłem w tamtym momencie przy niej, wspierałem ja. Potem mieliśmy chwile przerwy od siebie. Wkrótce jednak nasze relacje znacznie sie poprawiły. Codziennie rozmawialiśmy, całymi dniami potrafiliśmy pisac smsy i na gg. Wyznała mi ,ze dobrze jej jest przy mnie i kocha mnie jak brata...w końcu spotkałem sie z nią. Pierwszy raz od jakiegoś czasu było mi dobrze mając przy sobie tak cudowną kobietę. Zwierzała mi się ze wszystkich swoich problemów a ja jej. Razem bawiliśmy się na dyskotece- pierwszy raz w życiu przełamałem swój lęk i czułem ze przy niej odpływam.Następnego dnia siedziałem u niej do późna,sama chciała żebym przy niej był.Było nam ze sobą wspaniale, wtedy coś do mnie dotarło, że coś czuję do niej.Ale wszystko zdusiłem w sobie i czekałem aż się wszystko rozwinie.Tak miało miejsce następne nasze spotkanie. Leżeliśmy i oglądaliśmy filmy, ona na mojej piersi -ja urzeknięty jej zapachem i pięknem. Patrzyłem w jej duże oczy i piękny uśmiech. Dzisiaj już wiem: zakochałem się po uszy w mojej najlepszej przyjaciółce Oli! Tylko czy ona do mnie coś czuje ? Proszę Was o opinie, doradźcie coś młodemu, zakochanemu chłopakowi..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Agadowa
Mam porblem...mam przyjaciela, na którym mi bardzo zależy...nie było miedzy nami nigdy nic....niestety zaczęło dziać sie coś dziwnego... spotykamy sie coraz częściej, ja go coraz bardziej potrzebuję, a on nie widząc mnie 2 dni dzwoni do mnie i opowiada, ze tak dawno mnie nie widział, kiedy bedzie mógł mnie zobaczyc, przynosi prezenty...jest mi głupio, wiem, ze jako mężczyzna nie nadaje sie dla mnie...ale czuję coś, czego nie potrafię okreslić...jego rodzina chyba myśli, ze w końcu coś z tego będzie...bo widziałam , jak na mnie patrza, jak do mnie mówią...ja mam 24 lata on 28...nie chce zrywać znajomości z kochamnym człowiekiem, z drugiej strony boję sie tego wszytskiego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każdy kto czyta te historie, w wielu z nich odnajdzie jakiś pierwiastek siebie. Moja historia jest następująca: Jestem człowiekiem o niezwykłej zdolności nawiązywania kontaktów i zawiązywania przyjaźni z kobietami. Czasem zajmuje mi to naprawdę mało czasu. I to wcale nie jest pozytywnym aspektem tej całej historii, nazwałbym to nawet moim osobistym fatum. Z każdą nowo poznaną kobietą w momencie przechodzę na stopę koleżeńską, gdzie może ze mną robić wszystko, pogadać o wszystkim... Co szalenie utrudnia, ponieważ zostaję zaszufladkowany jako kumpel/przyjaciel, który wysłucha, wszystko o mnie wie, można z nim obejrzeć film przytulając się do siebie i to jest normalne, bo on ma taki charakter, człowieka przy którym można swobodnie się czuć. Służę jako powiernik wielu kobiet, stąd dość dobrze rozumiem niektóre ich potrzeby i problemy. Ale do rzeczy... Już dwukrotnie zakochałem się w swojej przyjaciółce. Zawsze początkowo zaprzyjaźnialiśmy się niewinnie. Bez podtekstów. Zwykła, swobodna znajomość, która z czasem wyewoluowała w coś więcej, Pierwszej nigdy o tym nie powiedziałem, drugiej za późno. Postanowiłem sobie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Nigdy nie zejdę na stopę przyjacielską z osobą, która mi się spodoba, że chcę żeby mnie traktowała jako potencjalnego partnera, a nie przyjaciela. Ale... właśnie jest to ale. Pewnego razu poznałem pewną dziewczynę. Wszyscy zachwycali się jej urodą, ja w sposób umiarkowany. Fakt, że była atrakcyjna był niezaprzeczalny. Wywiązała się swobodna rozmowa, Seria zwykłych pytań, poznawanie się... W ogóle nie wykazywałem nią zainteresowania, była mi na swój sposób obojętna, bo była wtedy inna dziewczyna. Następnego dnia gdy się spotkaliśmy w większej grupie. powiedziała "Chodź pogadamy na osobności". Bez oporów się zgodziłem, bo wydawała się naprawdę fajną osobą. Po kilku godzinach znajomości opowiedziała mi rzeczy, których jak twierdziła nie mówiła nikomu, mówiła o rzeczach bardzo intymnych i osobistych, ja opowiadałem o swoich perypetiach i tak o to szybko nawiązał się zalążek przyjaźni. Reszta facetów strasznie się na nią napalała, ale rozmawiała głównie ze mną. Dla mnie wtedy nie znaczyło to niczego specjalnego. Była inna (nie byliśmy parą, ale ta inna strasznie mi się podobała). Wszyscy myśleli, że jesteśmy razem. Rozmawialiśmy ze sobą coraz częściej, coraz częściej się spotykaliśmy, byliśmy przy tym oboje bardzo swobodni co dodatkowo potęgowało ten efekt. Przyjeżdżaliśmy razem na imprezy, jeździliśmy wszędzie razem, zawsze siedzieliśmy obok siebie, często się przytulaliśmy, co często inni widzieli, gdy jechaliśmy większą grupą na wakacje czy inny wypad braliśmy jeden, wspólny pokój, więc wszyscy dookoła myśleli, że jesteśmy parą, a my nigdy nie zaprzeczaliśmy, ani nie potwierdzaliśmy. Dzwoniliśmy do siebie często. Sms'y typu tęsknie, brakuje mi Ciebie były na porządku dziennym. Nie było dnia bez wiadomości na dobranoc. Ale ja zbyt wiele o niej wiedziałem, miałem świadomość jakiego typu faceta ona szuka, z kim chce być i kogo podświadomie kocha. Byłem w stanie, w sumie nadal jestem, bezbłędnie wytypować faceta w tłumie, który jej się spodoba. Nawet po kilku sekundach. Mogę od razu komuś powiedzieć "daj sobie spokój!" człowiekowi, który nie ma szans. Cała sytuacja rozwijała się do pewnego momentu, kiedy trzeba by było przekroczyć granicę przyjaźni. Mi zabrakło na to odwagi i pewności, dodatkowo czułem, że nie jestem dla niej, że ona szuka we mnie przyjaciela, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, czegoś czego nie dają jej faceci, w kierunku których kieruje swoje uczucia. No i wraz stało się to, że całowała się z jednym z moich najlepszych przyjaciół. On wiedział, że jesteśmy przyjaciółmi, że ona jest wolna, więc nie mogłem mieć do niego pretensji. Dla mnie był to jak nóż w serce, ale nic nie mogłem powiedzieć. Nagle ona dzwoni, bo kilka dni się nie odzywałem, a jak napisała to odpowiadałem krótkimi, często jednowyrazowymi odpowiedziami i pyta się czy moglibyśmy się spotkać. Zgodziłem się. Spotkanie było dziwne. Wyraźnie się denerwowała. Pytała się czy jestem zły za tą sytuację z moim przyjacielem. Odpowiedziałem, że nie (zły nie byłem, było mi szalenie przykro). Po czym zaczyna rozmowę od "Ty go doskonale znasz, jesteś jego przyjacielem, jak sądzisz czy moglibyśmy być razem, bo chyba się w nim zakochałam". We mnie była burza. Co zrobiłem? Pogadałem z jednym, z drugim... Oboje okazało się, że mieli się ku sobie. Praktycznie ich wyswatałem. Reszta znajomych odebrało to bardzo burzliwie, bo każdy sądził, że on odebrał ją mnie. Znałem każdy element ich związku. Wiedziałem o wszystkim. Nie raz dziękowali mi, że gdyby nie ja to by nie byli razem. A ja i mój kontakt z nią z wiadomych przyczyn się ograniczył, ale się nie urwał. Rozmawialiśmy od czasu do czasu. Rzadko, ale zawsze bardzo szczerze. Mój przyjaciel szalenie był o to zazdrosny. Ale zawsze starałem się pomagać ich związkowi. Po czasie się rozstali, a nasz kontakt niesamowicie się poprawił. Był lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Bardzo często się spotykaliśmy, nawzajem się wspieraliśmy. Wszystko cudownie. Część odebrała to jako to, że ja rozbiłem ich związek. O ironio! W tym czasie kiedy byli razem ja, żeby im było łatwiej i mi jednocześnie zacząłem się spotykać z innymi dziewczynami, ale każdą z czasem odrzucałem, bo nie dorastały jej do stóp. Później ona też miała facetów, ale nie było z tego nic poważnego. Ja udaje, że mam kogoś na oku, bo wiem, że dla niej jestem tylko przyjacielem i odsuwa podejrzenia zakochania ode mnie. Ale od pewnego czasu ona rozstała się z kolejnym facetem (każdy z nich był o mnie zazdrosny, bo często mówiła im, że muszę ich zaakceptować, że jestem jednym najważniejszych osób w jej życiu, pisała do mnie sms'y kiedy była z nimi, wiedzieli, że wiem o niej wszystko i o wszystkim mi mówi) parę rzeczy się zmieniło. Zaczęły się bardziej czułe wiadomości. Częstsze telefony, odważniejsze wyrażanie uczuć, aż pewnego dnia powiedziała mi "wiesz, że Cię kocham", a ja na to "wiem doskonale". Też jej to parokrotnie powiedziałem. Ale zawsze to miało formę taką przyjacielską, chociaż ona powiedziała to po raz pierwszy. Swoją drogą zawsze kiedy rozmawialiśmy o związkach przyjaciół to mówiła, że się to nie udaje. Z drugiej strony nie raz rozmawialiśmy jakim bylibyśmy fajnym małżeństwem, jakie mielibyśmy imiona dla dzieci, czy jakby wyglądało nasze wesele i późniejsze życie. Odbieram same sprzeczne sygnały. I nie wiem co mam o tym myśleć. Jeśli ktoś chce to może skomentować co o tym myśli :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każdy kto czyta te historie, w wielu z nich odnajdzie jakiś pierwiastek siebie. Moja historia jest następująca: Jestem człowiekiem o niezwykłej zdolności nawiązywania kontaktów i zawiązywania przyjaźni z kobietami. Czasem zajmuje mi to naprawdę mało czasu. I to wcale nie jest pozytywnym aspektem tej całej historii, nazwałbym to nawet moim osobistym fatum. Z każdą nowo poznaną kobietą w momencie przechodzę na stopę koleżeńską, gdzie może ze mną robić wszystko, pogadać o wszystkim... Co szalenie utrudnia, ponieważ zostaję zaszufladkowany jako kumpel/przyjaciel, który wysłucha, wszystko o mnie wie, można z nim obejrzeć film przytulając się do siebie i to jest normalne, bo on ma taki charakter, człowieka przy którym można swobodnie się czuć. Służę jako powiernik wielu kobiet, stąd dość dobrze rozumiem niektóre ich potrzeby i problemy. Ale do rzeczy... Już dwukrotnie zakochałem się w swojej przyjaciółce. Zawsze początkowo zaprzyjaźnialiśmy się niewinnie. Bez podtekstów. Zwykła, swobodna znajomość, która z czasem wyewoluowała w coś więcej, Pierwszej nigdy o tym nie powiedziałem, drugiej za późno. Postanowiłem sobie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Nigdy nie zejdę na stopę przyjacielską z osobą, która mi się spodoba, że chcę żeby mnie traktowała jako potencjalnego partnera, a nie przyjaciela. Ale... właśnie jest to ale. Pewnego razu poznałem pewną dziewczynę. Wszyscy zachwycali się jej urodą, ja w sposób umiarkowany. Fakt, że była atrakcyjna był niezaprzeczalny. Wywiązała się swobodna rozmowa, Seria zwykłych pytań, poznawanie się... W ogóle nie wykazywałem nią zainteresowania, była mi na swój sposób obojętna, bo była wtedy inna dziewczyna. Następnego dnia gdy się spotkaliśmy w większej grupie. powiedziała "Chodź pogadamy na osobności". Bez oporów się zgodziłem, bo wydawała się naprawdę fajną osobą. Po kilku godzinach znajomości opowiedziała mi rzeczy, których jak twierdziła nie mówiła nikomu, mówiła o rzeczach bardzo intymnych i osobistych, ja opowiadałem o swoich perypetiach i tak o to szybko nawiązał się zalążek przyjaźni. Reszta facetów strasznie się na nią napalała, ale rozmawiała głównie ze mną. Dla mnie wtedy nie znaczyło to niczego specjalnego. Była inna (nie byliśmy parą, ale ta inna strasznie mi się podobała). Wszyscy myśleli, że jesteśmy razem. Rozmawialiśmy ze sobą coraz częściej, coraz częściej się spotykaliśmy, byliśmy przy tym oboje bardzo swobodni co dodatkowo potęgowało ten efekt. Przyjeżdżaliśmy razem na imprezy, jeździliśmy wszędzie razem, zawsze siedzieliśmy obok siebie, często się przytulaliśmy, co często inni widzieli, gdy jechaliśmy większą grupą na wakacje czy inny wypad braliśmy jeden, wspólny pokój, więc wszyscy dookoła myśleli, że jesteśmy parą, a my nigdy nie zaprzeczaliśmy, ani nie potwierdzaliśmy. Dzwoniliśmy do siebie często. Sms'y typu tęsknie, brakuje mi Ciebie były na porządku dziennym. Nie było dnia bez wiadomości na dobranoc. Ale ja zbyt wiele o niej wiedziałem, miałem świadomość jakiego typu faceta ona szuka, z kim chce być i kogo podświadomie kocha. Byłem w stanie, w sumie nadal jestem, bezbłędnie wytypować faceta w tłumie, który jej się spodoba. Nawet po kilku sekundach. Mogę od razu komuś powiedzieć "daj sobie spokój!" człowiekowi, który nie ma szans. Cała sytuacja rozwijała się do pewnego momentu, kiedy trzeba by było przekroczyć granicę przyjaźni. Mi zabrakło na to odwagi i pewności, dodatkowo czułem, że nie jestem dla niej, że ona szuka we mnie przyjaciela, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, czegoś czego nie dają jej faceci, w kierunku których kieruje swoje uczucia. No i wraz stało się to, że całowała się z jednym z moich najlepszych przyjaciół. On wiedział, że jesteśmy przyjaciółmi, że ona jest wolna, więc nie mogłem mieć do niego pretensji. Dla mnie był to jak nóż w serce, ale nic nie mogłem powiedzieć. Nagle ona dzwoni, bo kilka dni się nie odzywałem, a jak napisała to odpowiadałem krótkimi, często jednowyrazowymi odpowiedziami i pyta się czy moglibyśmy się spotkać. Zgodziłem się. Spotkanie było dziwne. Wyraźnie się denerwowała. Pytała się czy jestem zły za tą sytuację z moim przyjacielem. Odpowiedziałem, że nie (zły nie byłem, było mi szalenie przykro). Po czym zaczyna rozmowę od "Ty go doskonale znasz, jesteś jego przyjacielem, jak sądzisz czy moglibyśmy być razem, bo chyba się w nim zakochałam". We mnie była burza. Co zrobiłem? Pogadałem z jednym, z drugim... Oboje okazało się, że mieli się ku sobie. Praktycznie ich wyswatałem. Reszta znajomych odebrało to bardzo burzliwie, bo każdy sądził, że on odebrał ją mnie. Znałem każdy element ich związku. Wiedziałem o wszystkim. Nie raz dziękowali mi, że gdyby nie ja to by nie byli razem. A ja i mój kontakt z nią z wiadomych przyczyn się ograniczył, ale się nie urwał. Rozmawialiśmy od czasu do czasu. Rzadko, ale zawsze bardzo szczerze. Mój przyjaciel szalenie był o to zazdrosny. Ale zawsze starałem się pomagać ich związkowi. Po czasie się rozstali, a nasz kontakt niesamowicie się poprawił. Był lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Bardzo często się spotykaliśmy, nawzajem się wspieraliśmy. Wszystko cudownie. Część odebrała to jako to, że ja rozbiłem ich związek. O ironio! W tym czasie kiedy byli razem ja, żeby im było łatwiej i mi jednocześnie zacząłem się spotykać z innymi dziewczynami, ale każdą z czasem odrzucałem, bo nie dorastały jej do stóp. Później ona też miała facetów, ale nie było z tego nic poważnego. Ja udaje, że mam kogoś na oku, bo wiem, że dla niej jestem tylko przyjacielem i odsuwa podejrzenia zakochania ode mnie. Ale od pewnego czasu ona rozstała się z kolejnym facetem (każdy z nich był o mnie zazdrosny, bo często mówiła im, że muszę ich zaakceptować, że jestem jednym najważniejszych osób w jej życiu, pisała do mnie sms'y kiedy była z nimi, wiedzieli, że wiem o niej wszystko i o wszystkim mi mówi) parę rzeczy się zmieniło. Zaczęły się bardziej czułe wiadomości. Częstsze telefony, odważniejsze wyrażanie uczuć, aż pewnego dnia powiedziała mi "wiesz, że Cię kocham", a ja na to "wiem doskonale". Też jej to parokrotnie powiedziałem. Ale zawsze to miało formę taką przyjacielską, chociaż ona powiedziała to po raz pierwszy. Swoją drogą zawsze kiedy rozmawialiśmy o związkach przyjaciół to mówiła, że się to nie udaje. Z drugiej strony nie raz rozmawialiśmy jakim bylibyśmy fajnym małżeństwem, jakie mielibyśmy imiona dla dzieci, czy jakby wyglądało nasze wesele i późniejsze życie. Odbieram same sprzeczne sygnały. I nie wiem co mam o tym myśleć. Jeśli ktoś chce to może skomentować co o tym myśli :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość diagnoza...
Wygląda na brak chemii przy wzajemnej sympatii, dlatego to się tak długo ciągnie bez większych skutków. Jest też pewnego rodzaju uzależnienie wzajemne, które być może wynika z tego, że jesteście dla siebie "ostatnią deską ratunku" w razie, gdyby inne związki nie wypaliły, ale... nie ma w tym szaleństwa, taki związek z rozsądku bardziej niż z wielkiej namiętności. Może nie do końca zły układ, ale może poskutkować tym, że gdy któreś z was spotka tę prawdziwą "namiętność", związek może skończyć się z wielkim hukiem, albo przynajmniej niezłym poobijaniem .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaq1
Ja zaryzykowałem i jej powiedziałem, oboje byliśmy w tragicznym stanie psychicznym ale spotkaliśmy się jakiś czas później, przedyskutowaliśmy całą sytuację i od tamtej pory jesteśmy razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość muszetuiteraz
mam przyjaciela od 15 lat. jest najważniejszą osobą w moim życiu i nigdy, przenigdy nie myślalam o nim jak o chlopaku, był dla mnie kompletnie a-seksualny...ja dla niego raczej też. Aż od pewnego dłuższego czasu zauważyłam że nie lubi moich partnerów, zawsze cos w nich mu nie pasowało, nie mówił wprost tego...ale nie było akceptacji z jego strony. co prawda ja nie przepadałam za jego dziewczynami, każda mi do niego nie pasowała ale wysluchiwaliśmy się choć i dla mnie i dla niego był to męczący temat. niedawno wyjechaliśmy razem na krótkie wakacje, jak to przyjaciele i do płaczu śmiechu tańca i kieliszka wzieliśmy jeden pokój...nie przeszkadzalo to nam, ani nie krępowało, nawet fakt że z przyczyn czysto technicznych dzieliliśmy łóżko...nie przeszkadzało w pierwszą noc. W drugą zaczeliśmy sie całować długo i namiętnie (fakt byliśmy podpici ale nie pijani). zaczął całować dosłownie całe moje ciało, gdy już byliśmy nadzy zachowaliśmy resztkę przyzwoitości i do niczego nie doszło...rano było już luźniej między nami jednak czuć było bliskość, seksulaność. aż przyszła trzecia noc, wtedy hamulców nie było... Byliśmy potem blisko siebie ale mimo to na dystans lekki (czuć było że powstrzymywany z calych sił) rozmawialiśmy potem o tym co się stało, co dalej...zasugerowałam że inaczej go postrzegam, że jest moim ideałem, on to samo powiedział, ale...właśnie to ale...padło z jego ust "boję się że popsujemy to co było do tej pory...że między nami jako przyjacielami nic nigdy sie nie popsulo i nie popsuje...a w miłości...co jak ta miłość sie skończy?" wyjaśniłam, że jest tak ważny dla mnie że nawet jeśli coś by nie wyszło nigdy z niego nie zrezygnuje...bo przecież co może popsuć miłość?- zdrada kłotnie, mamy tak dopasowane charaktery że nigdy sie nie pokłóciliśmy...tak silnym uczuciem go darze że nie byłabym w stanie zdradzić... potem usłyszalam jeszcze, że nie ma narazie potrzeby być w związku i żebyśmy poczekali do jesieni (wtedy wyjeżdżamy z rodzinnego miasta) być może razem do innego, a może osobno, zasugerował, jasno powiedział, że jeśli wylądujemy w jednym mieście (wtedy razem planujemy mieszkać) to wiadomo jak to się skończy... Przez te slowa mam wrażenie że on chce związać się ze mną, ale boi się że to będzie trwało tylko te pare miesięcy, że chce poczekać czy uda nam sie razem mieszkąc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Horrorek
:) Ja powiedzialem ze ja kocham i dostalem maxa kosza ale chyba nie zaluje ale wdalszym ciagu ja kocham

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gal anonim :P
Ja powiem tak, mam przyjaciółke od jakiegoś czasu która bardzo mi sie podoba, podczas rozmów z Nią starałem dać jej do zrozumienia ze jest coś na rzeczy ( komlementy w stylu " jesteś bardzo ładna " albo na tekst " ale zadem mnie nie chce i jestem nie szczesliwa" odpowiadalem, że " jest bardzo atrakcyjna np. dla mnie jako faceta " itp. ( bo ja nie umiem powiedziec do dziewczyny " ejjj sory chcesz ze mna chodzić " to dla mnie dziecinada ( nawiasem mowiąc mam 24 lata dla ciekawskich)). Wiem ze to nie są jakies powalające komlementy ale naprawde takich pomniejszych bylo naprawde sporo i wydaje mi sie ze powinna byc juz po tym, moze nawet minimalna inicjatywa z jej strny a tuataj nic ;/ . Zaczelem zastanawiać sie nad faktem, że niestey jest ona odemne dosc wyzsza ( wiem to troche dziwne ale nic na to nie poradze taka mi sie podoba i już ) moze to wlasnie przez to bo moze obciach pojawić sie gdzies z chlopakiem nizszym od siebie a moze ona sie domysla o co mi chodzi i specjalnie tak chlodno podchodzi do sprawy, bo jej sie nie podobam z jakiś względów ( ale tez nie proboje jakos zrywac znajomosci albo sie jakos izolowac tylko normalnie z sobą gadamy jak gdyby nigdy nic, a mnie serce tylko boli podczas tych rozmów) nie wiem co mam o tym myśleć:) wszelkie rady mile widziane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Krzysiek G.
Witam ja naprzyklad nie jestem doswiadczony ale powiem jak bylo ze mna. Zakochalem sie w dziewczynie ktora jest o rok starsza odemnie nie dawno ja poznalem dwa tygodnie temu. I po czasie powiedzialem jej o tym ona tlumaczyla ze sie jej podobam ze tez cos do mnie czuje ale nie bo cos tam. To jest nie prawda bo jak sie po tym spotkalismy na plazy ogladala sie za innym chocby ratownikiem... Ranila mnie i rani bo mam z nia kontakt i dobrze o tym wie. Ale powiem ci zaryzykuj bo inaczej bedzie cie to dreczylo i dreczylo... Oczywiscie zycze powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Trolek.
Mam ten podobny problem. Zakochałem sie w swojej przyjaciłce. Nie wiem czy ona to odwzajemnia i nie mam sie kogo o to spytac oprócz jej. Co mam zrobić?! Ps.Nawet jeżeli ona nie bedzie chciała zemną być to bym chciał żeby nasza przyjaźń została. nie wiem czy to możliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mam podobny problem, wyznałem miłość mojej przyjaciółce, przyjaźnimy się już prawie 3 lata, wcześniej dawała mi do zrozumienia gestami i swoim zachowaniem że też może coś do mnie czuć, przytulanie, buziaki, itp. ale gdy jej to wyznałem to powiedziała że ona nie jest gotowa na poważny związek a ze mną czeka ją tylko taki, że niczego mi nie obiecuje ale też niczego nie neguje i żebyśmy na razie sobie żyli :( powiedziałem jej żeby to ograniczyło się do przyjaźni bo życie niepewną nadzieją i patrzenie jak ona powoli układa sobie życie z innym (znam go i wiem że ona się mu podoba z wzajemnością) chłopakiem mnie wykańcza, ale powiedziałem że gdy będzie gotowa to będę najszczęśliwszym chłopakiem pod słońcem. I co ja mam zrobić, nie potrafię zerwać z nią kontaktu, jest dla mnie zbyt ważna, ale patrzenie i życie złudzeniami też mnie wykańcza. btw. widuję się z nią codziennie na studiach :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niepewnydab
Witam. Mam 21 lat, miesiąc temu poznałem przez net pewną dziewczynę (19 lat), jest sama ale twierdzi że nie chce mieć chłopaka, że szuka tylko przyjaźni. Przymierzamy się do przyjacielskiego spotkania. Ja boję się, że się w niej szybko zakocham, bo jesteśmy podobni jak dwie krople wody, a ja zawsze miałem wielką słabość do podobieństw charakteru. Z wyglądu początkowo średnio mi się podobała, ale teraz gdy patrzę na jej zdjęcia wydaje mi się śliczna (u mnie reguła gdy ktoś jest do mnie podobny z charakteru). Teraz nie wiem co robić. Brnąć w to dalej, czy skończyć już teraz zanim dojdzie do spotkania i prawdopodobnie zauroczenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość justhappy
z moim przyjacielem poznaliśmy sie na początku liceum, ja byłam wtedy pierwszakiem on w klasie maturalnej. Pierwszy raz widzieliśmy sie na imprezie tzw.licealnej jego kolega z klasy odwoził mnie do domu potem gadalismy troche w szkole przez to ze on gadał z moja przyjaciółką potem zaczął się etap gadania na fejsie, nawet nie gadania to już przechodziło w kategorie spamu, wszystko jednak w kumpelskich stosunkach aczkolwiek nie ukrywam że miałam momenty że wyobrażałam sobie nasz związek. Potem ja spotykałam się z pewnym chłopakiem z którym byłam w związku, z moim przyjacielem nadal często gadałam on był takim typem, że mogłam z nim gadać nawet o rzeczach bezsensownych i absurdalnych. Mimo mojego związku utrzymywaliśmy kontakt, tym bardziej, że żadne z nas nigdy nie wyobrażało siebie razem xd, nawet nie poruszaliśmy tego tematu. Około maja-czerwca zerwałam z chłopakiem a z przyjacielem gadałam dalej, pamiętam, że pisał wtedy matury pomagałam mu troszkę z prezentacją na polski ale to nie ma tu większego znaczenia :P cały czas gadaliśmy widywaliśmy się na imprezach tańczyliśmy ale była to nadal tylko przyjaźń. Gdzieś około wakacji zaczęliśmy się spotykać bo wcześniej jakoś tak tylko w szkole imprezy ale tak sam na sam to średnio. W wakacje zaczęły się spacery, długo gadaliśmy, o jego studiach i przyszłości i o tym co zawsze czyli tak na prawdę o niczym xD. Często było tak że na spacery chodziliśmy razem z moimi kuzynkami nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo ale nie ukrywam że wolałabym być z nim sam na sam. Były sytuacje niejednoznaczne z mojej strony bo mówiłam ze chce żeby mnie przytulił ale on jakoś krępował się przy moich kuznkach, był jeden moment, który zapamiętałam bardzo dobrze jak opowiadał mi o pewnej sytuacji i chwycil mnie za rekę szliśmy tak kawałek a we mnie cos ruszyło ale nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Potem on wyjechał do Holandii do pracy na jakies 3 tyg nie było go długo ale gadałam z nim wtedy na skypie fb i przez tel , to jakie rachunki przeze mnie dostawał to w głowie sie nie miesci ;o a rozmawialismy tylko po to by rozmawiac bez konkretnej przyczyny.Potem wrócił i bardzo sie cieszyłam ale był też wtedy pewien krótki epizod z pewnym chłopakiem strasznie mi sie podobał ale kompletnie nie wiedziałam ja sie za to zabrać, mój przyjaciel tez wtedy miał hopla na punkcie jednej dziewczyny i jakos tak wzajemnie sobie radzilismy nawet bylismy na 2 imprezach gdzie własnie te osoby sie pojawiły tańczyliśmy z nimi i wszystko układało się pięknie, do czasu az tamten chłopak sie zrobił obojętny a dziewczyna nie chciała z nikim byc... potem był czas ze chodziliśmy non stop na plażę granie w siatkę kąpanie opalanie, ogólnie moje klimaty ;d. Cały zcas żyłam nadzieją że będę z tamtym chłopakiem, często graliśmy tez w siatkę ale nie gadaliśmy jakoś ;p mój przyjaciel i tamta dziewczyna mieli dokładnie taką samą sytuacje z tym że oni rozmawiali więcej niż ja z tamtym xd ale wracając do tematu przyjaźni, spędzaliśmy czas praktycznie wciąż rozmowy, plaża kebaby spacery jeżdżenie do swoich domów. W pewnym momencie mój przyjaciel stał się jakiś dziwny, mówił ze jest coś o czym nie może powiedzieć bo to mogłoby wszystko zepsuć ja zupełnie nie zakapowałam o co chodzi... nie mogłam pomyśleć ze mnie kocha bo miałam świadomość, że mu się nie podobam. Raz, jednego dnia powiedział wszystko ja byłam zmieszana, w sumie nie spodziewałam się tego nie powiedziałabym nigdy ze jest szansa bycia razem miałam wrażenie ze nie jestem w jego typie i wgl.. wcześniej zapomniałam dodać ze było parę akcji że byliśmy dość blisko w sumie nawet bardzo ale ja tłumaczyłam ze to takie przyjacielskie. Musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie wiedziałam ze go kocham potrzebowałam chwili by sobie to uświadomić. Teraz jest prawie luty i niedługo minie nam 5 miesięcy bycia razem. Gdyby ktoś mi powiedział, że taka przyszłość mnie czeka, z pewnością zaczęłabym się śmiać ale teraz jestem najszczęśliwszą osobą i szczerze każdemu życzę tego co spotkało mnie z moim jakby nie było najlepszym przyjacielem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam przyjaciułke i jestem w niej zakochany i czuje że ona we mie ruwnież lecz niewiem cz jej rodzice zaakceptowali by ten związek wogule nw jak jej to wyznać czy poprostu powiedzieć jej kocham cie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
powiedzieć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wyznaj jej milosc i powiedz jak poszlo, bo ja tez mam tak z przyjaciolka i chce wiedziec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamany2
Też zakochałem się w swojej przyjaciółce i ona dobrze o tym wie. Problem w tym, że jej chłopak jest moim kumplem od podstawówki. Ona mówi, że nie chce mnie ranić i w ogóle, że kocha jego choć jest dla niej czasem chamski i arogancki. Z moich obserwacji to "czasem" zdarza się dość często, nawet w mojej obecności. Robi mi się w tych momentach jej żal i mam ochotę mu przywalić. Ja do niej poczułem coś mniej więcej rok temu, a z moim kumplem jest już ponad 2 lata. Chciałbym z nią być ale boję się, że jak kolega się o tym dowie to stracę kumpla i przyjaciółkę. Ona często mi się na niego żali, pisze mi, że ja jestem dla niej dobry, że tak o nią się troszczę ale nie potrafi go zostawić. Już nie wiem co mam robić... Jestem totalnie załamany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszyscy wiemy z jakiego powodu tutaj trafiłem :) Mam przyjaciółkę jeszcze z liceum. Nie będę gołosłowny jeżeli powiem, że jest to kobieta idealna, ja no cóż do ideału pewnie sporo mi brakuje, ale nasze zainteresowania są identyczne, potrafimy dyskutować godzinami, śmiać się, oglądać wspólnie filmy i dzielić pasję. Oczywiście jest dylemat, zaryzykować przyjaźń czy nie, postanowiłem że zaryzykuje ale najpierw zrobię mały research :) ten post w sumie kierowany jest do Pań bo choć myślę że potrafię z reguły odgadnąć czyjeś intencję to jestem nieco zmieszany. Jednego dnia rozmawiamy śmiejemy się i jest ok, na porządku dziennym są hmm podteksty o zabarwieniu lekko emocjonalnym innego dnia jedno słowo i niezręczna cisza tak jakbym powiedział coś nieodpowiedniego. Następnie opisuje idealnego chłopaka wskazując wszystkie moje cechy po czym dodaje jedną cechę która u mnie nie istnieje w ogóle. Jednym razem gdy się spotykamy rzuca mi się na szyje, następnym nasze przywitanie kończy się podaniem ręki z dziwnym aż widocznym w mięśniach zahamowaniem. Tak zmiennych sygnałów nie odbierałem od dawna, dlatego napisałem że post w sumie kieruje do Pań z krótkim pytaniem o co chodzi ? :) , co prawda bez względu na odpowiedź zapewne zaryzykuje bo nie ma co czekać aż kobieta rzuci mi się w ramiona sama zapewne zrobię to powoli żeby nie zniszczyć przyjaźni i zdążyć wycofać się jeżeli zauważę że nie tego szuka (kino, kolacja, jakiś wyjazd na weekend wspólny).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A czy o tym można powiedzieć przyjacielowi i jak, żeby go nie wystraszyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to jak Panowie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
odkopuje... mam ten sam problem pomóżcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lolalilu
Ja też w tym tkwię... Porażka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam. Znam tę dziewczynę on 6 roku życia, ale dopiero od półtora roku tak na prawdę zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. (Dla ścisłości mamy po 17 lat). Tak więc ona przez wiele lat nie była zbyt atrakcyjna, ale w gimnazjum zaczęło się to zmieniać i na początku 3 klasy gimnazjum postanowiłem do niej podejść porozmawiać bez zamiaru przyjaźni, ale jak dowiedziałem się, że ma już od roku chłopaka to z jasnych przyczyn musiałem zahamować moje uczucia do niej, a że miło się nam rozmawiało to nie sprawiało to większego problemu. Zaczęliśmy w szkole siedzieć razem na przerwach, na lekcjach w jednej ławce, zaczęła mi mówić o wszystkim i po jakiejś połowie roku z dobrego kumpla wskoczyłem na przyjaciela (tak zaczęła o mnie mówić). Na początku też mi to nie przeszkadzało, chociaż mój najlepszy przyjaciel cały czas mówi i mówił, że przyjaźń damsko męska nie istnieje, i że na pewno coś do niej czuje ja przez długi czas zaprzeczałem, bo fakt były pewne uczucia, ale jeżeli ją kochałem to tylko jako przyjaciółkę. Ona nawet opisując mi swój ideał mężczyzny zawsze kończy, że ja do tego świetnie pasuje, ale jednocześnie co jakiś czas mówi, że tylko totalna idiotka zaryzykuje przyjaźń dla miłości itp. I tak to trwało, aż w końcu w 1 klasie liceum, w której jesteśmy aktualnie (w tej samej), ona zerwała ze swoim chłopakiem. Przez co moje uczucia zaczęły wracać, z tym, że nasza przyjaźń zabrnęła już dosyć daleko siedząc razem na przerwie, czy wychodząc gdzieś razem z domu mogę ją dotknąć dosłownie wszędzie (chociaż są miejsca, których z czystej przyzwoitości nie dotykam bo i bym się krępował, chociaż jakiś klaps w pupę na pospieszenie zdarza się z obydwu stron), dość często łapiemy się za ręce dochodzi do jakichś całusów w policzek, często przytuleń i raczej ona inicjuje wiele z tych spraw. Piszemy ze sobą na fb, czy sms praktycznie o każdej porze dnia i nocy na dobranoc itd. Można by powiedzieć, że sytuacja wydaje się jednoznaczna, ale niestety taka nie jest tzn. sam już nie wiem, czasami mówi jaki to ja jestem idealny i w ogóle, a za drugim razem, że jestem brzydki (nawet jeśli żartuje to z jej słów to boli, a nie jestem osobą która przejmuje się takimi rzeczami). Ostatnio nawet zauważyłem, że jak mówi mi o jakimś facecie, który jej się podoba to zaczyna mnie łapać zazdrość, a zawsze przedtem starałem jej się doradzić jak tylko najlepiej umiem to teraz już nie potrafię. Zacząłem dawać jej wiele więcej komplementów i sygnałów że coś się zmieniło, ale ona albo nie chcę ich widzieć, albo je ignoruję. Teraz co prawda nie będzie mnie przez 2 tygodnie ferii, ale po feriach już jesteśmy praktycznie umówieni, że wychodzimy i ja stawiam (w ramach m.in. jej urodzin, na których prze wyjazd mnie nie będzie) na to spotkanie już od jakiegoś czasu mnie namawiała pisząc mi na karteczkach gdzie ją mogę zabrać i dokładnie co zamówić. Ostatnio nawet dochodziło do flirtów od których czułem motylki w brzuchu... Problem jest tylko taki, że nie mam jak zerwać z nią kontaktu bo w najgorszym wypadku 5 razy w tygodniu widzimy się w szkole, a coraz mniej chcę ukrywać to uczucie do niej. Na razie poczekam, czy zmieni się coś po przyjeździe. Napiszcie co wy o tym sądzicie jeżeli doczytacie ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze dopisze dla tych którzy nie przeczytają posta powyżej, a szukają dobrej rady bo jest on dosyć długi, że osobiście już nigdy więcej nie zaprzyjaźnię się z dziewczyną która mi się podoba, bo to sprawia tylko sporo bólu i problemów, a przez uczucie do niej nie jestem w stanie spotykać się normalnie z innymi dziewczynami, dodam, że jest to mój pierwszy raz jak udzielam się na jakimś forum, a fakt, że przeczytałem wszystkie poprzednie wpisy chyba mówi sam za siebie w jakiej jestem sytuacji... Ten Gość powyżej to znowu ja :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość od przyjaźni do miłości
Ja się przyjaźniłam z chłopakiem około 5-6 lat i raczej chodziło zawsze o przyjaźń, byliśmy w tym czasie w różnych związkach ale właśnie po tym czasie ja poznałam faceta a od zaczął się spotykać z dziewczyną na poważnie i byli zazdrośni więc coraz rzadziej rozmawialiśmy i kontakt się trochę urwał. Po 1,5 roku ja się rozstałam z chłopakiem i mój "przyjaciel" powiedział, że chce ze mną poważnie porozmawiać wtedy mi wyznał, że on nie potrafi bez mnie żyć, że to był dla niego bardzo ciężki czas i nie chce żeby jeszcze kiedyś tak się stało że urwie się nasz kontakt. Po około pół roku byliśmy razem i dalej jesteśmy. A miłość jest piękna jeżeli zaczyna się od przyjaźni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stary mialem taka sama sytuacje i wszystko sie z*ebalo ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×