Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość winnnnnna

Rozwaliłam ten związek? Nie daję rady z własnymi myślami

Polecane posty

Gość winnnnnna

Założyłam ten topic wczoraj, ale nagle zniknął i nie moge go znaleźć, postanowiłam wiec wkleić moj post jeszcze raz- prosze pogadajcie ze mną, pomóżcie.. znów siedzę i rycze, myśle o sobie tak bardzo źle.... Witajcie kochane kobitki... Potrzebuję waszych rad i waszej pomocy, ale przede wszystkim sie wypłakać... 4 miesiące temu rozstałam sie z moim sporo młodszym facetem i od tego czasu nie jestem w stanie poradzić sobie z poczuciem winy za to,ze zawalilam ten związek... Myśle o tym każdej nocy i każdego dnia.. Strasznie tęsknie za byłym, ale chyba od tesknoty i samotnosci gorsze jest to poczucie winy, poczucie beznadziejnosci- nie radze sobie.... Byliśmy ze sobą 2 i pół roku- burzliwy był ten związek od samego początku...Oboje jesteśmy DDA (Dorosle Dzieci Alkoholików) oboje wiec wnieśliśmy do tego związku masę lęków, masę napięć...Ja nieco bardziej świadoma tego rodzaju problemów bo po terapii, on w zasadzie dośc w tej kwestii beztroski- nie widział problemów w sobie... żadnych. Byłam jego pierwszą prawdziwą kobietą...Myślę,ze kochał mnie szczerze, chociaż nie umial tego okazywać, a ja cóż- dużo starsza miałam swoje "dorosłe" oczekiwania, którym z pewnością bylo mu trudno sprostać. Trochę odpuszczałam, jednak pewne kwestie były nie do przejścia- jego brak manier na przykład, wieczne spóżnianie się... , brak miłych słówek, kwiatów, wyjść....Myślałam- młody jest, nauczy się. ale on był uparty.... Chyba jednak czegoś tam sie nauczył skoro w którymś momencie usłyszalam podziekowania za to od jego matki... Nie, nie był aniołem, ale nikt z nas nie jest... od początku sie obrażał o wszystko, o prawdziwej rozmowie o kłopotach nie było mowy... Ale ja tez aniołem nie byłam, oj nie byłam.. Byłam upierdliwa, czepialska i wybuchowa... czepiałam sie o pierdoły... o ciągłe spóźnienia, o to,ze źle niesie parasol, że przez skrzyżowanie idzie sam(szliśmy do kina) i nie zwraca na mnie uwagi... ta moja czepliwosc coraz bardziej mu doskwierala,.... twierdził,ze sie stara, jednak ja nie widziałam poprawy... W koncu nie podołaliśmy razem- on obrażał sie kompletnie o wszystko, reagował wycofaniem na moj nerwowy ton głosu... juz nie musialam nawet nic robic... Własnie to postrzegam jako swoją największa wine- moja nietolerancja, brak cierpliwosci, choleryczny charakter zabiły ten związek... nie wytrzymal... odszedł, nie dał mi kolejnej szansy,.... Myśle o sobie teraz jak najgorzej... Dopiero po niewczasie widze jak przesadzałam, jak moje reakcje były przesadzone i dopiero dziś rozumiem,ze z pewnymi niedoskonałosciami trzeba sie pogodzic... Mam do siebie ogromny żal, bo...... może to była moja ostatnia szansa na szczęscie- jestem już po 30 i boję sie,ze przede mną wdszystkie drzwi są zamknięte, a jeśli nawet jakieś sie otworzą- znów wszystko zepsuję...a najgorsze,że popsułam tę miłość... Bo to była miłosc... pokonaliśmy różnicę wieku, pokonaliśmy niechęć całego świata.... NIe zrozumcie mnie źle- moj ukochany tez był porywczy- ileż to razy zostawiał mnie sama na ulicy? W klubie? Bo miał dośc mojego fukania? Ile razy usłyszałam nieprzyjemne słowa? Ile razy rzucał słuchawka? NIgdy nie przepraszał- jedynym wytłumaczeniem było- bo mnie zdenerwowałas.. O wszystko sie obrażał- wystarczyło jedno zdanie,zeby za moment miał buty na nogach i wychodził.... Ale... dziś mu sie nie dziwie- wierze w to,ze gdybym była dla niego milsza, łagodniejsza tez traktował by mnnie lepiej- po prostu nie wytrzymywał tych napięć... Niestety nigdy nie załagadzał konfliktów- ani u ich źródła, ani też nie wyciągał ręki do zgody- to robilam ja- nie byłam w stanie przejść jego 3-dniowych okresów milczenia... Nie był tez pomocny ani empatyczny- świetnie pamiętam kiedy przyszedł "zadbać o mnie" kiedy byłam chora... usiadł na moim łóżku, ja w wysokiej gorączce- i nic,. Ani słowa. po 10 minutach zapytałam co jest nie tak- dostałam oschłą odpowiedz "NIC", ale po 5 kolejnych- "nie widzisz,ze mi niewygodnie?!" O propozycji herbaty, czy jakiejkolwiek pomocy mogłam zapomniec... to chyba bolało mnie najbardziej.... Ale z drugiej strony wiedziałam,ze to typ faceta "na pilota" ,ze zrobi , o co go poproszę, ale musze poprosic.... Boje sie jednak,ze to był wynik tych ciągłych sprzeczek- robił mi juz na złość, bo nie wyobrażam sobie innego powodu, chyba głęboko w sercu taki nie był.... Tyle razy dostał po głowie,ze mu sie zwyczajnie nie chciało.... Był jeszcze kłopot z kasą... Moj ukochany, niezależnie od stanu konta twierdził,że jej nie ma, ze skoro ja mam więcej....nigdy nie przyszedł z kolacja, z winem ( sam nie pił), rzadko z kwiatami... doszło do tego,ze prosiłam o kwiatki, ale on nie mial czasu, albo kasy, albo było mu nie po drodze.... Tyle,ze mogłam odpuscic, prawda? Ważniejsze od kwiatków, od komplementów i innych pierdół jest to,ze jest przy mnie ktos, kto zna mnie jak własna kieszen, kto chociaż nie umie tego wylewnie okazywać- jest i kocha, poproszony o pomoc- nie odmawia...., ktos z kim można sie powygłupiać , isć na rower, obejrzeć film- oh, jak strasznie za tym tęsknie.... Wiem,ze moja złość nie zawsze była złościa o pierdoły, chodzi mi bardziej o moj sposób reagowania- nagły, ostry, wybuchowy... Mam już tyle lat a zachowuję sie czasem jak rozhisteryzowana nastolatka i nienawidze siebie za to... Uprzedzę wszelkie ataki- oczywiście,ze próbowałam to zmienic, ale krew nie woda- najpierw sie wurze, nagadam, potem ku własnej rozpaczy żałuję baaaardzo,...... Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.... Boję sie,ze zostanę juz sama, boje sie tez,ze z taką maruda nikt nie wytrzyma... Budze sie i co rano przypominam sobie moj kolejny wybryk, kolejny przykład podłego zołzowatego charakteru, nie umiem sobie nic wybaczyc, mam ochote leżeć krzyżem i przepraszać Boga w nieskończoność za własna głupotę.... Tak bardzo żałuję, tak mi wstyd i ... tak mi żal tego związku, który być moze trwałby w miarę szczęsliwie gdybym była spokojną i miłą kobietką.... Pewnie widzicie jak bardzo sama sie w tym guboie- widze jego winy, pamiętam jego numery tez poniżej wszelkiego poziomu ale to w niczym nie pomaga... całą wine biore na siebie.... A juz sama koncówka- byłam po prostu obrzydliwa- opierdzielałam go za brak kontaktu,za to,ze po sexie nie przytulił, ale sie zaraz ubrał, za to,że zapomnial,ze miał naprawić mi komputer... za wszystko....A on był coraz bardziej lekceważący...coraz cześciej podnosił głos, rzucal słuchawką, coraz gorzej mnie traktował... Żle mi, żle.... I boję sie,ze już sie nie zmienie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziewczyno otrząśnij się jeszcze troche a w dziób byś dostała i też byś twierdziła że to Twoja wina. po co bierzesz na siebie winę za jego niedojrzałe zachowanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
poczytajcie se dr Barbara De Angelis SEKRETY KOBIET Co twój partner powinien wiedzieć o Tobie, cała książka dotyczyły sposobów rozbudzania kobiecego podniecenia Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MARGARITECZKA
Ciężka sprawa ale do dzieła kochana od zaraz jak rozwaliłaś związek to naprawiaj póki nie jest za pózno,zacznij naprawę od siebie wez 2 kartki i napisz co dobre a co złe i zobacz ile w Tobie dobra i zła ,a zło zawsze dobrem zwyciężaj,musisz mieć cierpliwośc i nie czepiać się byle czego czasem pprzemilczec a nie ciagle bzykac jak pszczoła bo każdego to z równowagi wyprowadzi.Zyczę szybkiego naprawienia zła ratuj swój związek ,MILOSC zwycięża wszystko....powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ależ napisałaś no no...Przeczytałam ten Twój post i głowa mnie rozbolała. Nie mogę pojąc dlaczego się za to obwiniasz? Powinnas dziękować Bogu, ze ten facet odszedł, że masz szansę ułożyć sobie życie z kimś kto będzie Cię szanował, dbał o Ciebie i po prostu kochał. Gdzie jest ta Twoja wina? Bo co? Bo chciałaś, żeby zadzwonił, zainteresował się Tobą, podał Ci szklankę herbaty nieproszony?To są normalne \"żądania\" jakie każda babka ma wobec swojego faceta. Zapomnij o tym chłopczyku, zajmij się czymś i nie myśl o nim. Zapisz się na 2 dodatkowe jezyki, na taniec towarzyski, grę w szachy, nie wiem, cokolwiek. Ten dzieciak nie był Ciebie wart. Głowa do góry!:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiosenna rosa
Twój topik jest i ma się dobrze na forum "po 30"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wracaj na terapie. nie skończyłaś jej skoro tak łatwo się obwiniasz. sorry ale nie byłaś czepialska. ja też wymagam od swojego faceta żeby szedł po ulicy tak żebym nadążała, robił mi herbatę i to nie tylko jak jestem chora, odnosił się do mnie z kulturą, mówił komplementy, przynosił prezenty i ogólnie dbał o relacje. jedyna różnica miedzy nami jest taka ze ja jakbym facetowi na te rzeczy musiała uwagę zwracać to nie wytrzymałabym więcej niż miesiąc z takim bubkiem. wcale nie jesteś czepialska i sama się o tym przekonasz gdy trafisz na normalnego faceta, który będzie umiał się zachować. byłaś czepialska tylko w tym związku (też miałam taki związek gdzie byłam mega czepialska, po prostu facet był taki że nie dało się nie czepiać. z obecnym ten problem nie istnieje). źle się czułaą z jego zachowaniami i a później coraz gorzej i gorzej i coraz szybciej przychodził czepialski nastrój. to twój facet jest winien. wiele razy mówiłaś mu czego potrzebujesz i oczekujesz a on srał na to. sorry ale dopasowania tępa marszu na ulicy i wzięcie kobiety pod rękę czy zrobienie herbaty czy kupienie wiechcia za 5 zł , czy pomoc gdy ktoś jest chory, zadbanie o druga osobę to jest ŻADEN wysiłek. mój facet to robi bez mrugnięcia okiem (i ja dla niego też). a robi tez inne, większe rzeczy. wymagałaś od niego niezbędnego minimum i czujesz się winna? to co od następnego będziesz wymagać tylko żeby był i nic więcej? kobieto lecz się! nadal się lecz bo masz chory obraz tego jak powinien związek wyglądać. zacznij się obracać wśród jakichś normalnych par, bo faktycznie życie sobie przesrasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
dziekuję... Myśle sobie,ze na koniec mialam już nerwicę... chociaż bardzo sie starałam- nie dawałam rady, jego lekceważący ton a ja od razu poirytowana, już przeczuwałam awanture... DO wiosenna rosa->dziękuję, znalazłam topik, cala jestem rozbita, najprostsze sprawy nie wychodza takie choćby jak odnalezienie topiku..., ale tutaj chyba zywiej sie rozwinie, niech zostanie... Wiecie, potrafił mi mieć za złe,ze ZWRACAŁAM UWAGE np. na to,ze podnosi okruchy z podłogi i bezmyślnie kładzie bratu do talerza... uwazal,ze go karcę... może mial racje? Czy wy tez zwracacie uwagę na takie pierdoły? Żono pięknego pana- trafiłaś w sedno, własnie takich pierdół chcialam... i tak bardzo mnie frustrował ich brak.... Kiedyś wiedziqał,że umieram prawie od alergii na kota... Przybłąkal sie do niego do domu i mówiąc w skrócie rozwiazałam im problem zabierając kota do siebie, po czym padlam na największą alergie świata... nie pomógł pozbyć sie kota, chociaż prosiłam, nie zapytał jak sie czuję bo... "przecież wiedział, jak."... Margariteczko... ratować za późno... on nie wierzy w zadną możliwość moich zmian... po jakims czasie od rozstania próbowalam prosić o szansę...nie dał mi jej. Teraz minęły 4 miesiace.. przywykłam do myśli,ze już z nim nie bede, choć nie ukrywam często mam ochotę biec, błagać, płakać... Teraz bardziej chodzi o to,że zaczęłam o sobie paskudnie myśleć... Boję sie,ze nawet jeżeli zdołam kogoś (w moim wieku!!!) znaleźć- pewnie znów wszystko zepsuję, boje sie śmiertelnie.....nie chce nikogo krzywdzić, chce dac komuś szczęście..... JAK??????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
GWIAZDKI -> dziękuje, dziekuje, dziekuje! Poryczałam sie..... naprawde?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
matko jedyna jak można okruchy z podłogi komuś do talerza kłaść?! okruchy z podłogi się wyrzuca do kosza. też jakbym zobaczyła coś takiego to bym zwróciła uwagę i to nie jest żadne karcenie. normalna rzecz i normalny człowiek zacznie wrzucać okruchy do kosza i nawet mentalnie nie zarejestruje że ktoś mu uwagę zwrócił. trafiłaś na faceta co nie umie zadbać w sposób podstawowy o druga osobę i do tego jest primadonną, której nic nie można powiedzieć bo zaraz foch. i teraz będziesz się gryźć ze rozwaliłaś związek. wiesz jak to wygląda z zewnątrz? jak komedia idioty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
terapię wznowiłam , z różnych przyczyn, poki co jednak to chyba jeszcze nie czas- odbija sie ode mnie jak od ściany... wiecej mi dają Wasze wypowiedzi... na terapii ratuje sie kogoś za wszelką cene bez względu na jego błędy, albo źle trafiłam... Ja potrzebuję własnie tego,co od was dostaje- komentarza żywych, normalnych dziewczyn, które mają "nieterapeutyczne" ale zdrowe podejście. Przegladam sie w waszych słowach i bardzo mnie wzmacniaja. Dziękuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
Gwiazdki kochana! A ja tyle mam podobnych opowieści! Na każdą moją pretensje padala jedna z 3 mozliwych reakcji- 1- jeśli akuat leżeliśmy- odwracal sie plecami 2- zakladal buty i wychodził 3- siedzial rozparty na fotelu i ziewał, bądz wpatrywal sie w podeszwę stopy... Nie przepraszał Nie rozmawiał.... Raz nawet napisalam do niego list. dotyc\zył 2 kwestii- jednej konkretnej w której zawalił i drugiej- ze chce móc z nim rozmawiać o tym, co zle... Czule tuliłam kiedy czyrał... odłożył list. ja na to- i co ty na to? on: nic... i wzgardliwe wzruszenie ramion.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja nie jestem taka znowu zdrowa, bo jestem rozwódka po zawiązku gdzie były pewne elementy przemocy psychicznej. może kiedyś myślałam nawet do Ciebie podobnie. kiedyś byłam niefajną osobą, trochę czepialską, miałam napady histerii, albo furii. po rozwodzie wszystko jak ręka odjął. bo jak nie dostawać ataku szału jak nie możesz 20 minut mieć dla siebie, bo zawsze musisz go słuchać kiedy on chce mówić...ani magisterki pisać ani czytać książki. do tego facet nic nie robił a do mnie miał wymagania. pod koniec dostawałam ataków histerii, które wyglądały jak atak padaczki. teraz od 2 lat jestem w związku, w którym wkurzyłam się może 2-3 razy...po prostu nie ma o co. choć facet tez ideałem nie jest i ma swoje wady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
ale między Bogiem, a Prawdą o pierdoły kompletne też sie czepiałam- o to,ze sie za laska obejrzał na ulicy, o 10 minutowe spóżnienie- fakt,ze spóźnial sie zawsze! Może nie ryczałam z miejsca, ale kąśliwej uwagi nie szczędziłam... Tych własnie idiotycznych sytuacji nie mogę sobie wybaczyc... Może rzeczywiście z biegiem czasu sie po prostu nazbieralo i drobiazgi zaczęły draznic ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
Cieszę sie,ze ci sie udało i trzymam kciuki... dobrze,ze jesteś juz spokojna... może rzeczywiscie jest to kwestia interakcjii...Mogę zapytać ile masz lat? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sama wiesz co z nim było nie tak - nieleczone dda. jego zachowanie nie było normalne. nie da się z kimś takim tworzyć związku, zawsze w którymś momencie trzeba o czymś porozmawiać, coś zmienić. jeśli on nie pójdzie na terapię to sobie z nikim życia nie ułoży, ale teraz to tylko jego problem. a ty sama będąc dda powinnaś szukać kogoś zdrowego z mocną psyche, kto i się Tobą zaopiekuje i kto cię ustawi jak odstaniesz odchyłki od pionu...a nie kogoś jeszcze bardziej zaburzonego niż ty sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
teraz mam 28 lat. może masz trochę tendencji do czepialstwa, ale wierz mi normalny facet tak ci na czepialstwo odpowie, że następnym razem się czepiać nie będziesz ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
albo przeprosi- za spóźnienie..... i nie bedzie sprawy. On nie przepraszał......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
wiesz- zawsze mnie zastanawiało,ze on nie ma przyjaciół.. bo nie ma.Byłam tylko ja. Moze to i prawda,ze to on mozę miec problem ze związkami- większy ode mnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
Troche jeszcze opopowiadam, pojęcze.... nie miejcie mi tego za złe, to moja terapia... Kiedyś obraził sie i zostawil sama na ulicy bo... 3 razy zadałam to samo pytanie.... W naszą rocznice dopiekł mi czymś, co było wóczas gorącym tematem- aż mi łzy staneły w oczach, ale nie chcialam sprzeczek w rocznicę, wiec po prostu zamilkłam,zeby mi przeszło... mialam pecha , bo i tak wyczuł ,ze jestem smutna... wyłączył gaz pod nasza rocznicową kolacja, obrazil sie i znów wpatrywal w te cholerna skarpetkę... skonczyło sie tak,ze ja jego ułagadzałam.... w imię cholernej rocznicy,.... wiele razy zdarzylo sie,ze wkurzał sie o to,ze ja byłam wkurzona i po prostu zostawiał mnie na ulicy, raz w środku nocy w pubie...rzucil nawet wtedy krzeslem.... nie we mnie, ale bolalo, oj bolalo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...wiesz co po tym tekście z krzesłem to ja bym radziła ci się cieszyć, że Cię nie zabił. i zaufaj terapeutom. oni mają zadanie takie żeby hmm.. przystosować Cię do życia w społeczeństwie w tym i w związku i będą tępić w Tobie zachowania destruktywne dla związku, a nie chuchać i dmuchać na Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
w drzwiach nie przepuszczał, z roweru nie schodził, kiedy ja szlam pieszo, o mój żołądek sie raczej nie troszczył- normą było-" ide do domu, bo jestem głodny..." fakt -u mnie lodówka jak u większosci singli- światło i mróz..., ale 2 sklepy spożywcze w odległości 10 metrów od klatki schodowej... chyba jednak odpuszczałam sporo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
nie, źle mnie zrozumiałas- oni własnie mnie głaszcza..... ja bym wolala kawe na ławe- zawaliłas kobito, trudno sie z toba zyje!Czas na zmiany, pomogę... A tu tymczasem usłyszalam od jednego- jak masz ochote warknąć zaciśnij zęby i policz do 10, a inny ... po prostu nie chcial ze mną o tym związku rozmawiac, chciał sie zająć "istotniejszymi sprawami", tyle,ze na tym etapie musze sobie choćby troche poukładać ten związek, nie ma mowy o innych , choćby istotniejszych sprawach- moj umysł nie przyswaja....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a pomyślałaś że tu tej kawy na ławę nie ma? że nie ma żadnej kawy na ławę do wykładania? i ze właśnie to co ty widzisz jaki wielki problem (czepialstwo) to z jego punktu widzenia pryszcz i żaden problem? i że faktycznie w normalnej relacji ta wydająca ci się bzdurną rada by liczyć do 10 to będzie wszystko czego potrzebujesz? jednak pomyśl o zmianie terapeuty bo u takiego któremu nie ufasz i który ciągnie terapię tak jak on uważa nie zwracając uwagi nad czym ty chcesz się pochylić wiele nie zdziałasz. sam fakt że nie ufasz mu już ci chyba mocno rozwala terapię :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
ok... musze to z siebie wywalić..... Opowiem jeszcze wiecej, choc mi wstyd... Było to jakoś po pół roku tego związku... Już sie kłóciliśmy okropnie. Wyjechałam w odwiedziny do babci na tydzien. Pech chciał,że zapomniałam ładowarki do komórki, wcale sie tym nie przejęłam, oszczedzałam tylko baterię i porozumiewałam sie z nim SMSami, ze 2 razy zadzwonilam, czasem zagadałam na GG. Mało- celowo, bo chciałam sobie wszystko przemyśleć i odpoczać od kłótni. Po powrocie była afera.Nie było mnie w domu, ale wyśledził mnie u mojej mamy...zrobil awanture przerz domofon- mama nie chciała go wpuścic, wiec stał i trzymał reke na domofonie przez ponad godzinę... nie wiem, nie pamiętam dokładnie... Pamiętam,ze bardzo mi wtedy naubliżal i postanowiłam z tym skonczyc. Zażądał,zebym zwróciła wszystkie prezenty... przyszedł po nie i oddac mi moje rzeczy. Nie chciałam rozmawiac, nie chcialam go wpuscic do domu- zaczął sie szarpac w drzwiach... byłam tak bezsilna,ze chcąc go opanowac po prostu go spoliczkowałam... w odpowiedzi- splunął mi w twarz i uciekł.... Jakim cudem sie zeszliśmy wtedy? nie wiem......chodził, dzwonił, przepraszał, płakał, wydawało sie że zrozumiał... obiecał isc na terapie... jakoś sie potoczyło.. wybaczyłam.... Dziś tego żałuję.... Nigdy wiecej takie sceny sie nie powtórzyły, ale czułam i czuję sie okropnie po tym upokorzona... Na terapie nigdy nie poszedł... Do przeproszenia mojej mamy zbierał sie rok, zrobił to wyłącznie na moją prośbe, a własciwie żądanie... i chyba wlasciwie nie zrobił, bo moja mama twarda jest i go z kwitkiem po tym roku odprawila.Nic o nas od tamtej pory nie wiedziała.... Chore, oj chore Uf, wyrzuciłam to..... z tym napluciem w twarz jest mi najciężej, nie wiedzialam nawet,ze tak można....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
wiesz Gwiazdki, masz racje, musze znależć kogoś odpowiedniego- terapeute znaczy...faceta z resztą tez :) Temu pierwszemu ufam kompletnie- juz kiedyś mi pomagał, ale w którymś momencie przyznał,ze nie potrafi pomóc...A rada o zaciskaniu zębow i liczeniu do 10 w przypadku choleryka malo daje... to jest głębiej- lęki, niepokoje,frustracje, wielkie deficyty czułości z dziecinstwa... z którymi sobie nie radze i patrze na świat przez ich pryzmat -dlatego wszystko wyolbrzymiam... i czepiam sie o rzeczy , które dla "normalnej" osoby beda pierdołami.... nie potrafil pomóc, wiec poszłam na płatną i strasznie droga psychoterapie, ale - masz racje- nie ufam,nie czuje w kontakcie z nim , że idziemy tą samą scieżka, on nie rozumie mnie, a ja jego i na te wyjaśnienia mija bezsensownie droga godzina...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja mam taką jedną koleżankę...malutka drobniutka, bardzo spokojna cicha osoba i zupełnie normalna....kiedyś jej facet (na szczęście już eks) strasznie ją poniżył. i ta moja koleżanka wyrwała się mi i jeszcze jednej koleżance (trzymałyśmy ją bo dostała szału) i przeorała pazurami ryj wielkiemu silnemu chłopu. ja byłam w wielkim szoku. ta plaster przyłóż kobietka chyba by gościa zabiła gdyby ochrona knajpy jej nie złapała. furiatka? nigdy w życiu! po prostu tak jest że ból wyzwala w nas bardzo silne emocje, które uchodzą z nas w zaskakujący lub zbyt emocjonalny sposób. twój facet zachowywał się jak bydle. na prawdę. trudno o łagodniejsze słowa. nie jest pewnie tak że w tym co się działo nie ma twojej winy, bo wina ma to do siebie że faktycznie zazwyczaj znajdzie się ja gdzieś po środku. jednak powinnaś bardzo, bardzo mocno się zastanowić czy to jak się zachowywałaś wynikało z tego jaki masz charakter czy było reakcją obronną na jego agresję. powiedz czy mamie lub przyjaciołom też ciągle wypominasz i się czepiasz i zwracasz uwagę? a ludziom w pracy? czy cały świat się na ciebie obraża?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
dobry przykład mi dałas... tak, tak to jest z emocjami,że uchodza w jakichś sposób, czasem w dziwnych momentach... Na przyjaciól, mamę- nie fukam... no moze czasem, w granicach normy.., ale wydaje mi sie,ze to po prostu inny rodzaj relacji, ze prawdziwą twarz ujawnia sie z najbliższą osobą i wychodza brudy.... tej prawdy o sobie sie boję....strasznie... Co zaś do pracy- czas jakiś byłam nauczycielką i nie uchodziłam za miłą i łagodną- raczej wymagająca. Byli uczniowie, którzy sie mnie bali. byli i tacy z którymi do tej pory jestem w kontakcie i mnie uwielbiają.... Takie czepialstwo moze byc tez chorobą zawodowa... ehhhhh. Nadal uczę, ale już nie w szkole - pracuje z doroslymi. Lubimy sie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie bój się prawdy o sobie. znając ja można nad sobą pracować. nikt się nie robi idealny z powietrza. dobrze jest widzieć swoje błędy i dobrze jest je popełniać, bo dzięki temu jesteśmy lepsi, mądrzejsi, rozwijamy się. ja akurat uważam, ze najbardziej wady uwidoczniają się w kontaktach z rodzicami, bo przecież mama kocha bezwarunkowo to wszystko wybaczy, a w przypadku partnera zawsze jest z tylu głowy ta myśl że trzeba się starać. moim zdaniem nawet jeśli prawdy o sobie należy szukać w relacji z partnerem właśnie to i tak nie powinnaś wyciągać wniosków o sobie z tego związku bo zachowanie twojego eks było toksyczne i tak jak ta moja koleżanka sobą nie była jak biła tak Ty pewnie w dużej mierze sobą w tym związku nie byłaś, a raczej zaszczutym głodnym uczuć zwierzątkiem, które nie wie jak uszczknąć coś dla siebie...nie dziwne że kąsałaś. nawet gdyby się okazało ze jesteś strasznie strasznie czepialska to możesz to zmienić...i w gruncie rzeczy tak naprawdę nie jest to trudne. przecież ty sama już umiesz oceniać kiedy warto się od czepiania powstrzymać, jak w tej historii z rocznicą. powiem ci tak teraz może widzisz to wszystko w gównianych barwach, ale poczekaj jeszcze rok i zobaczysz jak samoświadomą osobą się staniesz dzięki temu że rozmawiasz, chodzisz do psychologa i rozważasz swoje emocje. i z czasem będzie coraz lepiej. i staniesz się naprawdę wartościową partnerką dla świetnego mężczyzny. i będziesz mu z zachwytem na twarzy dziękować za głupia herbatę, a on będzie pęczniał z dumy, że jest tak doceniany ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
oczywiście masz racje co do samoświadomościi pracy nad soba... Oczywiście podnosi mnie to na duchu, ale.... boję sie bardzo,że w moim wieku moge szansy nie dostac... Jeste cholernym singlem w świecie małżeństw...Zauważyłam,ze nie tyle boję sie być sama, bo jakos sama ze sobą wytrzymuję, ile tego,ze tak już moze być zawsze- przyznam, ten lęk mnie paraliżuje... Co zaś do relacji z rodzicami- z ojcem relacje od zawsze miałam chore... mogliśmy godzinami rozmawiac o pogodzie, nigdy o emocjach...przeżywałam ciężkie frustracje- nawet jako osoba dorosła, zbliżenia i oddalenia na lata...W końcu dalam sobie spokój- emocjonalnie sie z nim rozstałam, niczego nie oczekuje, nie tęsknie, nie mam po prostu - wstyd przyznac- głębszych uczuć w stosunku do niego. Byl nieobecnym ojcem i mężem, awanturowal sie, wiecznie niezadowolony, wiecznie nieobecny... Mama rozwiodła sie po 25 cieżkich latach i ..juz zostala sama... Nie mam wzorca dobrego związku, wiem... dlatego mi trudno... i boję sie zostać sama jak moja mama....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×