Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

siodemko chcesz sie ze mna przejechac, ? ale ja lubie ostra nie mniej bezpieczna ale konkretna jazde ok, aby jazda byla owocna potrzebna jest szczerosc dialog otwartosc jednym slowem wymiana na tyle bym nie bladzila we mgle domyslow... -...a teraz mam inne obsrewacje zdecyduj czy mi odpowiesz i czy wsiadasz w taki samochod, bo to moze w pewnych momentach zabolec na poczatek jesli mozesz wyjasnij mi szczerze - za kazdym razem gdy wchodze w ostrzejsza wymiane zdan np.z Ewa zjawiasz sie ty i mnie wspierasz slowem co toba kieruje ? boisz sie o mnie, troszczysz ? boisz sie konfliktu jako konfliktu? chcesz mnie bronic? uwazasz nieswiadomie ze skoro mnie lubisz to tak musisz? kogo w swoim zyciu, w dziecinstwie, w doroslym zyciu, kiedykolwiek bronilas ?????????????????????????? co czujesz ze to robisz i dlaczego? z czym to kojarzysz ? yeez ❤️ napisałas do mnie i zadałas mi te pytania kilka dni temu. Krótka przejazdzka ...ale coś się jednak w niej wydarzyło... Przeczytałam kilka razy w tym samym dniu, to co napisałas do mnie ( powyżej ) i pytania jakie mi zadałaś. Póżniej w mojej głowie zaczął się robić mały bałagan i chęć znalezienia odpowiedzi. Było parę odpowiedzi ale żadnej z nich nie portafiłam potwierdzić. Bardzo wczesnym rankiem , przebudziło mnie słowo - mama. ... Czasem mam dosyć \" tego \" forum ❤️ bo ja chciałabym juz normalnie zacząć żyć , !!! Kiedy to wreszcie minie ? te łzy i ten ból , ? przecież same wiecie że to nie może trwać wiecznie... Ja chcę już zyć ! normalnie !!! czy jest mozliwe aby odciac sie od tego bólu przeszłości ? ja tego potrzebuję. ja muszę zacząc żyć tu i teraz. Kiedy te łzy się skonczą...? ile można jeszcze...mam dość.... ... Już nie potrzebuje ludzi tak jak dawniej. Zaczęłam BYĆ JA :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
dobry wieczór niby jestem zdeterminowana ale Ojciec moje życie podsumował dzisiaj krótkim i treściwym "musisz coś z tym zrobić, bo tak jak jest, no nie da się ukryć, jest do dupy" cóż mogę skomentować, idę spać, bo w poczuciu że zmarnowałam życie nie chcę ślęczeć przed komputerem, widzę że większość z Was ma dzieci, większość ma jakieś rodziny i jako taką stabilizację mój koszmar pozostaje moim koszmarem i tego jak bardzo on boli, nie obchodziło nikogo, poza facetem, któremu ze mną było wygodnie przynajmniej było z kim pogadać wieczorami, rola ofiary? rola toksyczna? psychoterapia? staropanieństwo? samotność? DDD i DDA - to jest mój świat gdzie tam gdzie normalny zwyczajny dom ? która z Was tak naprawdę wie co znaczy brak uścisku, ciepła, rok, dwa, pięć lat, 10, całe życie? wszystkie! i powiedzcie jak to jest że da się z tym żyć - ja nie potrafię - schnę dłonią dłoń mam pogłaskać w znakiem akceptacji siebie? tak? czy o to chodzi? a co mam począć z tym uczuciem odrzucenia, totalnego olania przez Niego, co zrobić kiedy jestem jak zużyta i wyrzucona? jak to przeżyć po raz kolejny? najgorsze są wieczory, powinnam je spędzać w domu pełnym miłości i otoczona ludźmi, a jestem sama w pustym mieszkaniu SAMA, SAMA, SAMA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stukpuk_puk puk 🌼 a tu na dobranoc małe przypomnienie 🖐️ DZIESIĘĆ CECH WSPÓŁUZALEŻNIENIA 1. Współuzależnienie jest stymulowane przez jeden lub więcej nałogów. 2. Współuzależniony jest ograniczony i dręczony przez nawyki z pierwotnej rodziny dysfunkcyjnej. 3. Samoocena współuzależnionego (i często jego dojrzałość) jest bardzo niska. 4. Współuzależniony jest pewny, że jego szczęście zależy od innych. 5. Współuzależniony czuje się przesadnie odpowiedzialny za innych. 6. Związek osoby współuzależnionej z partnerem lub inną bliską osoba jest skażony niszczącym brakiem równowagi między zależnością i niezależnością. 7. Współuzależniony jest mistrzem zaprzeczania i wyparcia. 8. Współuzależniony martwi się o rzeczy, których nie jest w stanie zmienić, choć często próbuje to uczynić. 9. Życie współuzależnionego jest naznaczone skrajnościami. 10. Współuzależniony ciągle szuka tego, czego mu brakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
wybacz, dziękuję jednak jestem tak przybita ta ilością toksyczności w moim życiu, tą niekończącą się porażką i samą nawet terminologią, bardzo pragnę normalności, to nie współuzależnienie w tej chwili, to zwyczajnie sponiewierane uczucie, fakt że oddałam serce na pastwę komuś komu nie powinnam i kogo w ogóle nie obchodzę, to jest normalne że to przeżywam, nienormalne było to, że zostałam zupełnie sama rok temu z takimi problemami, których samemu nie da się pokonać, pragnęłam zwyczajnie czułości, to nie zbrodnia, to normalne - byłam tak bardzo sama, że zapomniałam o swoim bezpieczeństwie a poza tym po co ja to mówię, tylko potwierdzam pewnie teraz wzorzec współuzależnionego - Boże, czy na tym świecie nie ma już normalnych pojęć? ja po prostu byłam zakochana a facet mnie wykorzystał i wyrzucił jak śmieć pewnie że to ważne dlaczego tak się stało, to inna płaszczyzna tej samej historii, teraz mówię jednak o tym że wieczory spędza się z tymi których sie kocha, a jego juz nie ma - tak współuzależniona jestem, tak to nie było normalne ale boję się że wróciły samotne wieczory, smutne, zimne takie jak w domu rodzinnym, puste umierające ! nie chce ani nie potrafię byc pojedyncza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
dobranoc "SŁUCHAJ W GŁĘBOKIEJ CISZY. NIE RUSZAJ SIĘ I OTWÓRZ SWÓJ UMYSŁ... ZANURZ SIĘ GŁĘBOKO W POKOJU, KTÓRY CZEKA NA CIEBIE Z DALA OD SZALONYCH, ZBUNTOWANYCH MYŚLI, OBRAZÓW I DŹWIĘKÓW TEGO OBŁĄKANEGO ŚWIATA" Kot się na mnie popatrzył figlarnie. Wlepił we mnie bursztynowe ślepia z zielonkawymi refleksami. Radio nadaje na falach trójki. Ja ... jestem na bezrobociu. Gdyby było można się zbierać po katastrofach szybciej, zgrabniej jakoś. Nie marnowałabym tyle czasu. Tymczasem wtuliłam się w siebie i tkwię zapatrzona w pogruchotane własne życie. Jedynie czemu sprzyja izolacja, to pogłębieniu przygnębienia zwanego uroczo depresją, alienacją. Wgapiam się więc desperacko w swoją rozpacz, nazywam ją wymiennie bezsilnością i bezradnością. Podliczam sterty strat, zysków i błędów popełnianych z głupoty. Panuje tu klasztorna cisza. Jej mi nie brakuje. Spowite jest nią całe moje samotne istnienie. I smutek, małżonek na dobre i złe, jedyny jaki mnie zechciał. Uczepił się jak gangrena i zamienia mnie w bezradną galaretę. Tworzę z wysiłkiem kolejny pomysł na życie. A drań wślizguje się jednym ruchem, w otoczeniu tej swojej gnijącej mazi. Oblepia mnie jadem, wysysa siły, paskudzi gdzie popadnie i zostawia smród. Swąd spalonych na panewce nadziei. Pęd obłąkanych myśli, porzuconych marzeń, poczucie winy i wstydu. Gdzie tym razem popełniłam błąd i Boże czemu jestem aż tak beznadziejna, bezużyteczna?! Zostaję ze smakiem opuszczenia. Jedyne co mam, to koszmarnie wierne przygnębienie. Tylko ono sakramentalnie dotrzymuje mi kroku. Zaś jedyne co mnie chciało opuścić, to entuzjazm. Zostałam dyplomowanym architektem. Jak do tego doszło, no jak? Ścigałam się w obłędnej gonitwie po sukces i dziś mam obok dyplomu, tytularne obrzydzenie do siebie. Nie chciałam studiować architektury. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Jestem. Artystą i inżynierem w jednym. Na papierze. Mam zawód w ręku i ponoć należę do "elity społecznej i intelektualnej". Gdzieś po drodze do sukcesu zmarnowałam, bagatela: zdrowie, miłość i chyba znacznie bardziej naturalny talent niż artystyczny. Bo wszystko mi się w architekturze podoba poza stylem w jakim się ją uprawia. Miłość także się uprawia. Można w domu lub w burdelu. Dziś uprawianie architektury, to jak uprawianie seksu w domu publicznym, anonimowe, szybkie i zasapane. Cash, money, dingi, kasa, szmal Do cholery, gdzież się podział nadludzki aspekt życia? Ten polegający na poszukiwaniu mistrza, ćwiczeniu cierpliwości, pragnieniu ładu. Przyglądam się jak rosną zasoby, kupy szmalu i gadżety... Patrzę i wiem. Ja już przegrałam. Nie ta bajka. Nie moja walka. Czemu mam mieć ochotę pracować z kimś pod jednym dachem, kto dopuścił się na moich oczach i ku mojej bezradnej rozpaczy plugawizny. Czemu mam nadal zżerać nerwy dla w pośpiechu powstających tzw. Galerii Handlowych wykładanych cekinami i tanimi chwytami? Ok. nie muszę jeśli nie chcę. Pytam tylko po co marnowałam 5 lat życia? Dla tytułu? Dla wątpliwej przyjemności pławienia się przywilejami w elitarnej piance? Nie wyglądam na elitę. Nie czuję się jak elita. Po pierwsze obijanie się o nią jak do tej pory wyssało ze mnie energię. Za dobry pomysł zawiść, za marzenia opinia wariatki, za wykonywanie obowiązków kpina. Wyglądam i czuję się jak krajobraz po burzy. Zdecydowanie nie posiadam niezbędnych atrybutów: tupetu i cwaniactwa. Nie mam talentu do robienia pieniędzy. Czy jest możliwe, że od wpatrywania się w siebie znajdzie się wyjście z beznadziejnej sytuacji? Czy dziś da się jeszcze coś zrobić z dziecinną ciekawością świata? Czy wiara w miłość i uczciwość to już tylko defekt świadczący o niezrównoważeniu psychicznym i trwałym infantyliźmie? Pewno jestem sfrustrowana i stąd tyle niechęci. Na studiach nie szło mi najgorzej. Otrzymałam nawet nagrody w konkursach. Zdaje się jednak, że szczytem mojej naiwności było sądzić, że architekturę się tworzy tak jak tworzy się człowieka. Wydawało mi się więc, że chodzi o pomysł, a nie o zajebiste renderingi. I jeszcze, że jeśli lubisz się uczyć, mimo że nie jesteś wybitną jednostką, to nie pozazdroszczą ci entuzjazmu, zapału i radości. W końcu to Twoje ryzyko i Twój czas. Słyszałam: "gratuluję pomysłu", za plecami aż syczało od wyrazów uznania. Zastanawiałam się co tak piecze. Już na poziomie molekularnym odczuwam reakcję alergiczną na takie środowisko. Dławię się, czkam, dostaję obstrukcji na myśl o uprawianiu architektury. Tej architektury, którą uprawia się zdobywając zasługi w sypialni. Wkrótce samotna księżniczka w średnim wieku zostanie zwiędłym strzępem, zwanym uroczo przez społeczeństwo "coś nie tak ma z głową" lub "hormony się jej na głowę rzuciły, no przecież od razu widać, seksu dawno nie uprawiała". Czyli innymi słowy stara panna z kotem przybłędą, którym z dobroci serca jaką mają tylko opuszczone dziwaczki, się zaopiekowała. Portret kobiety przed, którą roztaczał się świat do zdobycia. A tymczasem świat zdobywają gładkoskóre i silne kobiety. Jedynaczki, panie architekt, miłośniczki "11 minut", "Czekolady", "Zaklinacza koni" czy "Domu nad jeziorem" to istoty przeźroczyste, trzęsące się jak osiki ze strachu, uczepione starego, przesiąkniętego bolesnymi wspomnieniami kąta w opuszczonym przez Boga i ludzi domu. Toczące codziennie bój z przerażeniem i własną wybujałą wyobraźnią. Niby nie koniec świata, a jednak ... Nawet najbliżsi, a ściślej Ojciec, myślę że może z troski, mawia: "masz kompleks Edypa, manipulujesz ludźmi, masz za wysokie mniemanie o sobie i wstręt do mężczyzn, to jak chcesz żeby cię ludzie lubili?- wybrzmiało pytanie". Nie wiem jak, może tak: - "nie mam dużo praktycznego doświadczenia w zawodzie, jednak w zamian za chwilę cierpliwości, kilka wskazówek, i za szansę próby, mogę stać się wartościowym pracownikiem" - "..., jest Pani na pewno ciekawą kandydatką, to my się z Panią skontaktujemy, dobrze? Miło było poznać" A może tak: - "boję się okazywać uczucia, a jeszcze bardziej zaangażować, bo wiesz... mam zespół znamion dysplastycznych i już kilka blizn po ich usunięciu... w ogóle to to jest nowotwór, więc, no wiesz, nie przypominam modelki i mam niskie IQ, słabą pamięć do konkretów i bardzo lubię mieć własną przestrzeń, no wiesz trochę jak artystka ale nie do końca, bo talentu to ja nie mam, i chyba w ogóle nie bardzo wiem jak być szczęśliwą, i jak być z kimś, i mam tak naprawdę wady, z którymi nikt sobie nie poradził, a największa z nich jest tchórzostwo, paraliżujące, wiesz, takie które dusi i nie pozwala podjąć jakiejkolwiek decyzji... po prostu się nie nadaję, lepiej będzie dać sobie spokój, bo widzisz, wyszło jaką jestem egoistką... mówię tylko o sobie... nie to nie ma sensu i tak by się nie udało... księżniczki nie nadają się do życia... " - (...) W ciągu roku od śmierci Mamy, przekonałam się czym jest żałoba, choroba nowotworowa, nowy, kolejny i znów tak samo popaprany związek Ojca, koniec roku akademickiego, a także widmo dyplomu. Wreszcie paraliż emocjonalny i potworna samotność bez bliskości i ciepła odważnego, i honorowego Piotra, którego brak doskwierał mimo upływu czasu coraz bardziej. Teraz wiem także czym jest bezrobocie. Czym jest konieczność odbywania rozmów kwalifikacyjnych, na których nie mogę powiedzieć, czemu mam tak potworne braki zawodowe. Albo mam siłę, by stanąć na wysokości zadania albo nie. Albo spełniam wymagania, albo nie. Koniec gadania. Bajka o kopciuszku nikogo nie interesuje. Balu też nie będzie, bo nie ma dobrych wróżek, cudów i książąt. Jest realnie, konkretnie, rzeczowo i nazywa się to od zarania dziejów "dżunglą". Czy przetrwam, zależy wyłącznie ode mnie. Wtedy zdaję sobie sprawę z kruchości własnego życia. Że jest jedno, niepodzielne. Nie ma generalnych prób. To sztuka wystawiana na bieżąco bez dubli. Nie wiem jak i czy w ogóle lubi się ludzi pogrążonych. Może się ich nie lubi wcale, albo się ich omija, by przypadkiem nie dać się wciągnąć w ich ciszę, mroczną, pełną tajemnic i niedomówień. Mimo, że mam w sobie ciepło, pragnienie rodziny, jestem "Trędowata" we współczesnej elicie. I choć przełknęłam już niejedno upokorzenie, to z oczywistych, bo życiowych powodów, muszę pozwolić by mnie spotykały kolejne. W końcu takie jest życie, a to że innych "lepszych", bo jeszcze przez kogoś kochanych, przed tym się chroni... Powinnam zrozumieć, pogodzić się z faktem. Uboga krewna, doczepka, która musi pozwolić na to, że się nią poniewiera, że się jej ubliża, że się jej nie kocha, że się jej nie potrzebuje i że najlepiej jej jest z daleka od nas, niech sobie radzi sama. Prawda... Oj nie, nie słuchajmy jej. To fantazja, złośliwość, a z cała pewnością nietakt. Jak można w ogóle źle mówić o Rodzinie, Rodzicach. Dzieciom nie wolno źle się wyrażać o Matce czy Ojcu. Należy się bezwzględny szacunek za wszystko co robią w imię rodzicielskiej miłości. Toż to ja nie mam żadnych problemów, tylko mi się wydaje i zmyślam. Prawdziwy problem to choroba, zdrada, złe traktowanie przez małżonka. To dopiero są problemy, te które nas dotyczą, są nasze i są prawdziwe. A te twoje choćby były takie same, to nie są problemy, zwyczajnie ci się nie chce, nie próbujesz, dorabiasz sobie ideologie. Zawód... Skromna, ciekawa praca, nie więcej! Bo po co mi więcej? Wieje wiatr, wiruje i zagłusza ciszę. W powietrzu latają porwane strzępy plastiku i skrawki śmieci. Apokaliptyczny obraz nieba posiekanego gęstymi, mrocznymi chmurami, przeraża. Wiszące w powietrzu mroźne przesłanie, przypomina: "spiesz się, ostatni dzwon by zebrać siły, by wygrać bitwę o własne życie". Ubieram się. Dziś znów podjęłam decyzję. Wychodzę, by dać sobie szansę. Może się uda. Może uda się przerwać smutną ciszę. Może zawieje w grzywie wiatr i poczuję, że żyję, tworzę, oddycham pełną piersią i zmierzam do celu. Może. ...boję się żyć, bo tak mnie wychowali boję się płakać, żeby mnie nie wyśmiali... czy Ty też tak czasem masz, czy Ty też to dobrze znasz, czy Ty jeszcze szukasz, czy już wszystko wiesz, czekam, że kiedyś powiesz: nie bój się, nie bój się, kocham Cię... wrzesień 2007 Życie nie jest ładne. Ani usłane płatkami róż. Ani puchowe. Ani nawet kolczaste. Jeśli sami nie nadamy mu charakteru, jest nijakie. A nadawanie charakteru to ciągła walka. To zmaganie się przede wszystkim samemu se sobą. Chyba, że jest się szczęściarzem i oprócz mocnej osobowości w dzieciństwie silny charakter pomogli wykuć nam bliscy. Wówczas wiem do czego zmierzam. Znam cel i potrafię oszacować właściwie swoje siły. A co jeśli jestem przeciętna, bardzo przeciętna. Jeśli jestem mdła, niewyraźna? Nijaka? Co jeśli żyłam pod kloszem? Nabywałam książęcych odruchów i marzeń nie z tej bajki? Stałam się odrażająca, kukiełkowata, dyndająca bez pomysłu na własne życie. I teraz dopiero zaczyna się zabawa. Bo, próbując się tłumaczyć tracę fason, ujawniam infantylność, to jak bardzo miłość jest mi potrzebna do życia. Nie mam niestety innego sposobu, by spróbować zrozumieć. A to trwa długo. Bardzo długo. Za długo jak się okazuje, skoro niecierpliwie wytykany jest mi czas wahania i niepewności. Chciałbym wrzasnąć, że to przecież nie do końca moja wina. Że zbieram żniwo z cudzego zasiewu. Gniewam się, złoszczę i milczę, bo już wiem, że nie przekrzyczę. Choćbym i nawet wyła jak wilk. Co najwyżej wypalą do mnie z dubeltówki i z piskiem zwieje o ile przeżyje. To smutne. I cholernie upokarzające. Po drodze stałam się już pośmiewiskiem. Sama przed sobą próbuje to ukryć. Daremnie. Wyłażą na wierzch kompleksy, zduszone obawy i choć paraliżuje mnie lęk, gorączkowo szukam pomocy. Zupełnie nikt, absolutnie nikt jej nie udziela. Moje kalectwo to korona z dzieciństwa wciśnięta na głowę bez pytania o ból jaki sprawia. Nadal, chyba dożywotnio odciska się w myślach, czynach, całym ciele. Mam trzydzieści lat, a samodzielność, odwaga, wytrwałość są nadal poza moim zasięgiem. Każdy ruch rodzi się w bólach. Każdy kosztuje jedną minutę życia mniej. A mówią, że ono jest już wyłącznie moje, sama za nie ponoszę odpowiedzialność. Buntuje się we mnie absolutnie wszystko. Czuję jak niesprawiedliwość wykręca mi flaki, na tę wirtualnie niepojętą stronę. Wiem, że jestem słaba, tyle że ta przeklęta korona nie pozwala mi się przyznać jak bardzo. No i co jeśli nawet się przyznam, że jestem słaba? Wzruszą ramionami i pójdą w diabły. To nie ich zmartwienie. W otoczeniu wzbudzam litość, o ile nie pogardę. Są nawet opinie jakobym była psychicznie chora. To prawda. To cena za złamany w dzieciństwie charakter, za wynaturzenie osobowości, za nieporadne eksperymenty rodzicielskie. Wreszcie to cena za to, że w porę nie zerwałam się z uwięzi. To cena za brak buntu. I co? Tylko tyle, że nikogo nie mogę już za nic obwiniać. Życie człapie nadal, a ja bezsilnie przyglądam się jak mnie omija. Patrzę na czyste, obmyte ręce odziane w białe rękawiczki i niczyją, jedynie moją odpowiedzialność za własny stan. Nadal upodabniam się do cudzych oczekiwań, by broń Boże nikogo nie rozczarować. Mamroczę, z dnia na dzień coraz mniej wyraźnie, niczym modlitwę, litanię złożoną z nieziszczalnych marzeń. I już sama nie wiem czy są solą posypującą rany, czy solą mojego kawałka ugoru. Już sama nie wiem czy wierzę. Istnieją tylko dwa wyjścia, by zmienić życie z obowiązku w przyjemność. Po pierwsze mogę się buntować. Oszaleć i robić wszystko na co brakło mi dotąd odwagi. (W oczach otoczenia i tak już mam nierówno pod sufitem, mogę się dostosować do sytuacji). Po drugie, mogę stawić czoło teraźniejszości i pogodzić się z własnymi ograniczeniami. Z tym, że żadnych marzeń o przygodach, podróżach i wielkim świecie nie spełnię, zwyczajnie dlatego, że jest on poza moim zasięgiem. Przy okazji odkryję może, że nie były to wcale moje marzenia, a mnie nie zależy przecież na spełnianiu cudzych. W obydwu przypadkach jednak jestem skazana na bolesną, cholernie bolesną samotność i brak zrozumienia. Mimo, że bardzo potrzebna mi jest miłość, wtulenie się w czyjąś pomocną i pokrewną duszę, nie mam odwagi by o nią poprosić. Nawet nie śnię, że zdarzy się taki cud. Czy zasłużyłam, by mnie kochać? Któż by zechciał ów bałagan duszy? Taki ze mnie połatany ofiarny cielak, ze skrojonym na zupełnie inną miarę frakiem? Trzeba próbować, mówią. Trzeba, bo nikt nie jest doskonały. Mnie to mówisz barbarzyńco? Straciłam Matkę spełniając marzenia, poświęciłam młode lata wizji Ojca, który karierę i tak ułoży innej, której jego zdaniem bardziej zależało, podarłam ciało bliznami, by wydrzeć życie z łap podstępnej choroby... No nie wiem czy trzeba próbować. Nie wiem czy przeżyję strach, czy podołam odrzuceniu, czy dam radę stawić czoło przeciwnościom, czy ... Czy uda mi się skroić mój własny fason, czy nie będzie uwierał jak uwierały dotąd inne. No sam powiedz. Sam powiedz jak to jest, kiedy boli i rani za bardzo ta nasza szara rzeczywistość? Nie problem postawić warunki i nazwać je kompromisami kochanków. Pomóż mi zrobić ten krok, ten jeden, ten pierwszy nie oceniając mnie, a kto wie... Może zdołam góry przenieść, by znieść życie, takim jakim bywa. czekam, że kiedyś powiesz: nie bój się, nie bój się, kocham Cię... "Frozen angel"... like a bird without wings... Przerzucam po cichu, ukradkiem myśli z półki na półkę. Wzniecam niewidzialny ruch w nadziei, że przyniesie lepsze jutro. Tym czasem pozostaję sługą codzienności. Niczego nie odkrywam dla świata, Jedynie dla siebie. Moje śmiesznie małe Kolumbowe wyprawy. Czasem mnie dziwią, bulwersują ale najczęściej śmieszą. A przecież nie tak dawno jeszcze zdawało mi się, że jestem kopalnią wiedzy. Sypałam życiowymi maksymami z rękawa. Na poczekaniu. Pomagało. Zawsze. Innym. I o to chodziło. Byłam ważna i potrzebna. Przez chwilę. Mnie z czasem robiło się coraz puściej, mroczniej i samotniej. Głupia. Gadać, rozmawiać, łazić po knajpach, szlajać się po mieście i pracować w pocie czoła z kimś pod jednym dachem. I co z tego? I ciągle nic. Nic nie wiedzieć, niczego nie rozumieć. Pewnie dlatego, że przywykłam do znaczenia słów. Przeceniałam je. Podobnie traktowałam spotkania przy kawie i ciastku, piwie lub na lodach. Wierzyłam że to rytuał dla równouprawnionych, podobnie cierpiących, tak samo pragnących szczęścia. Odbywały się według niekwestionowanej etykiety. Oznaczone grupy tematyczne i zakodowane przekazy. Te poza i te całkiem werbalne. Ale zawsze według identycznego scenariusza, odpowiedniego dla okoliczności oczywiście. Głupia. Pewnie nawet nie wiem ile razy byłam na bezdusznym, salonowym spotkaniu. Precyzyjna, wyrachowana gra. Za bardzo wyrafinowana jak na moje skromne, przepraszam, za skromne zdolności. Bo ja,no tak... ja działam po omacku, pierwotnie. Zdaję się na intuicję i serce. Własnoręcznie, dobrodusznie i z głupoty pozwalam się rozszarpywać. Mało inteligentne. Patrzę bezczelnie w oczy. Bywa, że wyzywająco. Słucham, obserwuję i zapamiętuję. Pamiętam, bo po to rozmawiam przecież by pamiętać. Głupia. I w tym tkwi kolejne zastawione sidło. Bo po czasie dopiero docierało do mnie jak naiwna byłam wierząc i tym razem. Patrzyłam w oczy. Dziecinnie wytrzeszczona, wpatrywałam się w rozmówcę przekonana, że mam rację. Znów odpowiadałam ze ściśniętym głosem na pytanie pułapkę. "Tak proszę Pana, tak proszę Pani"."proszę, dziękuję, przepraszam". Wciągałam się w grę pewna, że to to. Przecież tym razem to na pewno to. No nie może być inaczej. On, ona, absolutnie wyjątkowi. No niemożliwe żeby byli nieszczerzy. Nie widzisz tego, no Asiu, Kasiu, Aniu, Aga a ty co o tym sądzisz? Trzymam się na uboczu, na marginesie. Moja ulubiona forma związku z ludźmi, romansu zwłaszcza, z tym którego bliskości chciałabym najbardziej, to nadal dystans. Za to w piernatach, w domu z zielonookim kotem dopracowuję ze szczegółami inny scenariusz. Rzecz o staropanieństwie. Pamiętniki. Przywykłam do nich. Odkąd nauczycielka polskiego podsunęła mi pomysł na ratowanie języka ojczystego, pisowni a szczególnie ortografii, pamiętnik stał się moim niekwestionowanym przyjacielem. Wszyscy jesteśmy w pewnym sensie ekshibicjonistami. Krypto albo na jawie. Wszystkim czasem chce się wyrzygać coś co boli i uwiera. Z tym jednak rozróżnieniem, że jednym się to wybacza, a innym nie. Jedni robią to umiejętnie z zachowaniem konwenansów, inni stają się śmieszni. Trudno mi ogarnąć ten rodzaj selekcji. Tym bardziej, że sama padłam jej ofiarą. Z etykietą: "niezrównoważona psychicznie, nienormalna", znalazłam się wśród wygnanych. Można by westchnąć i przyznać że żadna to nowina. Do tego także miałam czas przywyknąć. Od lat jestem "inna", "dziwna". Ludzie mnie żałują, okazują litość: "biedna jesteś Aniu"... Jakież to upokarzające. jakież durne, egocentryczne. Nie ze swojej potrzeby stałam się dziwacznym pępkiem świata. Ale wiesz co? Nie ma to najmniejszego znaczenia. Za swoje życie sama odpowiadam. A że nie mam bladego pojęcia jak... Czy to może kogokolwiek obchodzić? Raczej tłumiłam w sobie uczucia, nauczyłam się je bagatelizować, manipulować nimi aż w końcu prawie się ich pozbyłam. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek umiała je wyrażać lub jasno o nich mówić. Rodzice nie potrafili o nich rozmawiać, o nich słuchać, a co dopiero je usłyszeć lub zrozumieć. Znakomicie nadawałam się na marionetkę i taka też była moja rola. Między orędownikiem teatralizacji rzeczywistości, obolałym filozofem, cynikiem i sceptykiem. W moim dzieciństwie nieobecnym. A spragnioną miłości osobowością dziecka, wciąż przeżywającego udrękę z chłodnego domu rodzinnego. W moim dzieciństwie obecnej aż za bardzo. Przysznurowana do kuglarza, jak pacynka podskakiwałam ochoczo, a jakże w takt domowej kakofonii. Teatr jednej lalki. Zawsze byłam sama. Wydawało mi się, że już się do tego przyzwyczaiłam. Nawet okrutna praktyka masakrowania w sobie uczuć, podporządkowania ich raz po raz którejś ze stron, wydawała mi się zupełnie normalna. Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy jakie złogi zmagazynowanych emocji tkwią poupychane chaotycznie w zakamarkach całego mojego ciała, umysłu i czegokolwiek czym dysponuję. Od czasu do czasu nieskoordynowane ruchy pacynki, już bez sznurków, tym razem w śmiertelnych drgawkach tłuką raz ręką raz nogą, na oślep bezwładnie w kogo i w co popadnie. Obserwując ten męczący zmierzch przeszłości zatęskniłam za uczuciami. Ja trzydziestoletnia analfabetka. Zadaję sobie pytania o to czym jest złość, gniew, radość, czułość i w jaki sposób, w jakich proporcjach scalić je w stop zwany miłością? Po raz pierwszy. Kolumbowe zwycięstwo. Odkrycie w sobie marzenia o lataniu i świadomości, że brakuje skrzydeł. Spotkanie po kilku miesiącach, w zwyczajnych okolicznościach pory obiadowej. -"Aniu, co w ogóle robisz w życiu?"- usłyszałam po dłuższym krępującym wszystkich milczeniu -"A...dużo się u mnie dzieje"-odparłam wymijająco -"Pracujesz?"- nie rezygnował -"Niestety nie"- odpowiedziałam grzecznie -"Więc prowadzisz pasożytniczy tryb życia"- wnioskował, zajadając się pizzą z szynką parmeńską. -"Nie, nie prowadzę pasożytniczego trybu życia. Nie mam tego w zwyczaju"-zlana potem, z wielkim wysiłkiem zachowując równowagę między wściekłością, a dobrym wychowaniem Sukces jest stanem umysłu nie konta bankowego. Z pierwszym jest tak, że zawsze i wszędzie możesz się nim posiłkować. W dodatku jeśli tyko na tym Ci zależy możesz żyć luksusowo. Gdy ciągle pomnażasz potencjał pierwszego, zyski będą nie tyle wymierne co trwałe. To pięknie, wiedzieć na co przekuć fortunę, tak by była odzwierciedleniem osobowości, duszy, Ciebie. Co do drugiego ... Nie znam się na pieniądzach ale ich naturę poznaję obserwując co robią z ludźmi. I czemu mu tak nie odpowiedziałam? Zwykliśmy gloryfikować ludzi, a ściślej Rodziców. Za wielką zasługę, w godzinach szczęścia i euforii przypisujemy im fakt, że sprowadzili nas na Świat. A przecież za genetyczną kombinacją jaką otrzymujesz po nich w spadku, bywa że kryje się ulotna chwila ich miłości, romans, akt uniesienia, albo świadomy wybór przekazania życia dalej. Za koleje losu nikt przy zdrowych zmysłach nie ponosi odpowiedzialności. Toczą się dziwacznie, plączą, gmatwają. Bywa różnie. Nawet fatalnie. A wtedy przeklinasz dzień narodzin, bo to z czym przyszło się jako dorosłemu zmagać, nie przypomina już idylli. Szukasz winnych, błądzisz, miotasz się. Pada na Nich. Rodziców. Przychodzi taki moment, gdy uświadamiasz sobie, że talent to jedno. Drugie, to umiejętność posłużenia się nim. Wtedy rozumiesz złożoność miłości. Bo to z czym przychodzi się na Świat, nie jest niestety równoznaczne ze zdolnością wykorzystania tego dla siebie. Na jedno Rodzice nie mieli wpływu, na drugie już tak. To z czym przychodzi zmagać się każdemu w dorosłym życiu, to jarzmo wychowania. Ale czy można winić Rodziców. Pewno gdyby umieli, zrobiliby wiele, znacznie lepiej niż to się stało. Gdyby potrafili, zaoszczędziliby rozczarowań, smutków, łez. Gdyby wiedzieli jak, wychowaliby na twardszego, a z materiału jakim ich los obdarował ulepiliby doskonalsze dzieło. Zapewne będąc wizjonerami lub jasnowidzami, umieliby przewidzieć co i jakie będzie miało konsekwencje. Wtedy na obiedzie... Nie odpowiedziałam jak mogłam, tylko jak potrafiłam. Nie dlatego, że źle zostałam wychowana, a dlatego że przestraszyłam się ryzyka. Jeśli okazałam się i tym razem tchórzem, to znaczy, że jest to moja immanentna cecha, z którą zmagała się już moja Mama, próbując wykuć mój charakter. Uczyła być grzeczną i miłą niezależnie od okoliczności. Nie, nie była ideałem. Ale jak nikt inny i już nikt nigdy, kochała mnie jako tchórza. Nie gloryfikuję Mamy. Za to dzięki świadomości jej niedoskonałości uczę się akceptować własne fatalne wady. Jednak przede wszystkim poznaję coraz prawdziwsze oblicze miłości. Żałuję, że Jej już ze mną tutaj nie ma. P.S: - "Panie Marku, zapomniałam, smacznego, pizza wyglądała smakowicie."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stuk puk.... pięknie przeżywasz swą rozpacz...artystycznie... Nie martw się, minie, pozwól sobie na przeżywanie tego bólu... minie nie martw się. W końcu zobaczysz światełko w tunelu i wyjdziesz do ludzi. Na pewno tak będzie. Przeżywałam to samo... może nie tak pięknie jak ty, może nie potrafiłam w ten sposób o tym mówić, ale wiem o czym piszesz, przezywam to ponownie z tobą. Przytulam cię wirtualnie. Jesteś niezwykłą osobą, pamiętaj o tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam Was cały czas, dokładnie, słowo po słowie. Próbuję czerpać siły, wyciągać wnioski dla siebie. Już dłużej nie mogę, ogarnęła mnie pustka, brak nadziei i bezsens wszystkiego co robię. Zachowuję się jak maszyna z funkcjami potrzebnymi do egzystencji. Nawet nie zazdroszczę nikomu, że mu się udało, tylko jakiś głupi żal i wpadam w niebezpieczny etap użalania się nad sobą. Nie kłóćcie się, bo przypominacie M.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Inna-ja - z matka i wakacjami to masz faktycznie zgryz. Bo jakby sie nie obrocil - doopa z tylu... Takie miedzy mlotem a kowadlem. Czy nie mozna tutaj sfastrygowac jakiegos kompromisu? Np ze mama z Wami jedzie ale przebywa w innym pokoju/domku wczasowym i spotykacie sie wylacznie na posilkach lub jak Wam przyjdzie ochota - a kazdy swoimi drogami chodzi? Zeby nikt od nikogo nie czul sie zalezny - a Ty bedziesz sie cieszyc ze mama ma swoje wakacje, ze gdzies pojechala - a jak ona wykorzysta ten czas (piwko, papierosy) to juz jej sprawa, to od Ciebie nie zalezy ani wtracac sie nie powinnas bo to jej zycie... Jak jej nie zabierzesz to bedzie Ci glupio i przykro ze tego dla niej nie zrobilas - bo widze z Twojej wypowiedzi ze bardzo by Cie cieszylo sprawienie mamie przyjemnosci. Zrob to wiec i pamietaj - co ona z tym zrobi to od niej zalezy, Ty zrobilas co moglas. Czy Ty przypadkiem nie czujesz sie odpowiedzialna za swoja mame? Czy nie obawiasz sie ze \"narobi Ci wstydu\" bo np sie upije? Ale przeciez ona jest dorosla i sama za siebie odpowiada, jak narobi obory to samej sobie. Ty jestes odpowiedzialna wylacznie za siebie sama. Stuk-puk - jestem pod wrazeniem. Dziewczyno - Ty masz sakramencki talent przekuwania slow w emocje na papierze! To co piszesz to sie czuje i widzi! Jestes niesamowita, przebogata wewnetrznie osoba - szkoda ze Ty sama tego nie dostrzegasz. Jak w przypowiesci - zakopujesz te talenty w ziemi... I mysle ze masz \"dola\" bo widzisz szklanke do polowy pusta. Piszesz o tych \"minusach\" ale miedzy wierszami czuje tez plusy. Ty ich nie czujesz - ale czytelnik owszem. Ty nie jestes taka 100% pesymistka. Osoba o tak wrazliwej, artystycznej duszy nie powinna czuc ak dojmujacej potrzeby bycia z kims - bo sama w sobie jest przebogata. Dziewczyno - masz tak ogromny potencjal ze obdarzylabys nim dziesiec osob! A sama nie potrafisz z niego czerpac. Z ta jedynaczka wyobcowana i przerazona to trafilas w moj czuly punkt - bo odbieralam podobnie rzeczywistosc przez cale lata. Ale tak sie stalo ze nie mialas rodzenstwa, to od Ciebie nie zalezalo - wychowalas sie sama w szklanej kuli wlasnego swiata. Nie jest latwo takim ludziom otworzyc sie na innych - i za bardzo potrzebuja tego drugiego czlowieka, dluzej niz inni wierza w polowki jablka. U mnie trwalo to bardzo, bardzo dlugo - ta przemozna potrzeba bycia z kims i wiara ze tylko ktos kto mnie pokocha (za cos) wypelni moja pustke, tylko z kims stane sie caloscia. Bzdura jakich malo. Wierzylam w to bo nie zaznalam milosci i akceptacji bezinteresownej, nie wiedzialam ze cos takiego w przyrodzie wystepuje. Zawsze czulam ze jestem kochana za cos - a jak wydawalo mi sie ze to \"cos\" zawalilam - czulam sie totalnie niewarta milosci i panicznie balam sie odrzucenia. Szczegolnie w domu rodzinnym ale tutaj podswiadomie prawdopodobnie zafunkcjonowalo cos innego. Dopoki nie zrozumiemy mechanizmow jakie rzadza naszymi emocjami - nadal bedziemy je w kolko powtarzac. A trzeba zmienic ich bieg. Tak, zeby pracowaly na nasza korzysc, nie odwrotnie. I na koniec takie powiedzenie: jesli wskazujesz kogos palcem spojrz na swoja dlon - tylko jeden palec wyciagniety jest w czyims kierunku - trzy wskazuja na ciebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stulu puku {serce] jestem pod wrazeniem, jestem w totalnym szoku...poza architekturą-inzynierią co jest zawodem raczej mało humanistycznym, masz niezwykły talent pisarski... Myslę, że w takich stanach powstają najwspanialsze powieści romantyczne... może to jakiś pomysł??? Pięknie to opisałaś, choć może słowo \'piękne\' nie pasuje do sytuacji. Ale niemal ja czułam wszytsko co opisywałaś, choć nigdy aż taki stan bezsilności, apatii i jak go zwął tak go zwał mnie nie ogarnął. Pisałam o tym niedawno...Ty ten stan kreujesz, to jest TYLKO w Twojej głowie. Ja wiem, że łatwo powiedzieć, ale może próbować to zrozumieć, ten mechanizm, że sama sobie to robisz, że to nie przychodzi z zewnątrz, ale jest tylko w Tobie. Może skup się na sobie, na miłości włąsnej... W biblii jest napisane....Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Czy możesz powiedzieć, że kochasz siebie? Może skup się na odwróceniu tego uczucia ....nie poszukuj go poza sobą, zacznij od siebie samej. Zanim tutaj trafiłam to co teraz napisałam wydawało mi się absurdem. Jakimś słownym dziwolągiem. Ja? Ja mam kochać siebie? To głupie... Ale ponad rok bycia tutaj dały mi szansę zrozumienia, że to nie frazes, że to jest bardzo zdrowe i mądre. I tak trzeba... Zacząć od siebie... a później poszukiwać miłośc w kims innym. Trzymam za Ciebie kciuki jesteś bardzo mądrą i wartościową dziewczyną...i młodą :D I dopiero na starcie...poukładasz sobie zycie pieknie, bo masz piękną duszę i dużo siły (studia, konkursy). Daj czasowi czas...będzie dobrze, bardzo w Ciebie wierzę ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stuku puku 🌻 Ja i oneill❤️ w jednym niemal czasie napisalyśmy podobnie. Coś w tym musi być, że ludzie obcy w sumie tak włąsnie Cię odbierają... Coś w tym musi być...tzn w Tobie 🌻 A wiesz, że autorka "zmierzchu" siedziała w domu wychowując 3 synków i z tej pustki i marazmu zaczeła w wieku 37 lat pisać. I zobacz jakie dzieło powstało, ile części, ekraznizacja...sukces. A to wszytsko z bezilności i smutku.....chyba. inna-ja... 🌻 Ja wczoraj poszłam do mojej mamy na Dzień Matki. A czułam dokłądnie jak Ty przed wyjazdem, tylko to mała tego część, bo to raptem tylko odwiedziny, ale... Ja mam straszny problem psychiczny z mamą. Wczoraj niebieska ❤️ przytoczyła tutaj taki fragment, a propos rodziców, że jak krzywdzili to szacunek im sie nie nalezy. Moja mama jest osobą, która ten szacunek, wymusza, ciagle o tym mówi, a jak ja postawię jakieś veto, to płacze i gada jaką jestem wyrodną córką...no i ja się denerwuję i albo rzucma słuchawka, albo wychodzę, albo ona wychdzi ode mnie. Kwadratura koła. Wczoraj się zebrałam w sobie mocno...postanowiłam, że będę miła, i zastosuję jedną z 4 umów...świadomie na ten czas odwiedzin. Nie będę brała do siebie tego co mówi.... I... poskutkowało. Było bardzo miło, spedziłam sympatyczne popołudnie. Byłam z synem, napomknęłam o jego zamiarach wyprowadzki do dziadków, ponieważ on nie chce dokładać się do życia i zakomunikowął mi, że się wyprowadza....o dziwo dziadkowie stnęli po mojej stronie, czego się nie spodziewałam. Więc..podwójny sukces. inn ja...myslę, że dużo też zalezy do nastawienia. Jak to oneill napisała jak się nie obrócisz pupa zawsze z tyły. Zabierzesz mamę...źle, nie zabierzesz...jeszcze gorzej i to poczucie winy, odbierze Ci zapewne przyjemność odpoczynku. Dal mnie osobiście to drugie byłoby gorsze, dlatego jak we wszytskim...jasne reguły i mozna wszytsko uzgodnić, dopowiedzieć, ustalić...tak, aby wszyscy byli szczęsliwi...przynajmniej na wakacjach ;) Przytulam ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Będzie dobrze, bo ma być :) Będzie dobrze z każdą z was i będzie coraz lepiej od momentu, kiedy zdacie sobie sprawę z tego, że żal i tęsknota za byłym to żal raczej za utraconą iluzją, wykreowaną przez wasze wyobrażenie o NIM i o tym jak mogło być a się nie stało; że żal i rozgoryczenie zatrzymują was w miejscu, nie pozwalają iść dalej, trzymają w punkcie rozstania. Ja wyznaje taką teorię: życie stawia na naszej drodze różniste osoby. I robi to z premedytacją. Wszystkie są po coś, żadna bez powodu. Mamy do przerobienia pewne lekcje i świadomość tego pomaga nam się rozwijać. Po to jesteśmy na tym świecie, dla samorozwoju i samodoskonalenia się, a to zakłada, że w naszej świadomości czy duszy (nazwijcie jak chcecie) musi panować ład i porządek. Wtedy można postawić kropkę po załatwionej sprawie, odrobionej lekcji, zrozumieniu mechanizmu działania itd. Inaczej można skończyć życie z sakramentalnym pytaniem powtarzanym w kółko \"Dlaczego to MNIE spotkało??\" i sadzić wielokropki. A zadaj sobie pytanie \"A dlaczego nie?\"! Spotkało dlatego, że coś trzeba przerobić, coś zrozumieć, z czymś się rozliczyć i zwyciężyć. Po to. Zatrwożył mnie wyraz, użyty przez stukpuk_puk puk (aczkolwiek wspaniale, że zdaje sobie sprawę z toksyczności swych uczuć) \"dla tego codzinnego dotyku dłoni zrobię wszytko\" i drugi \"żebym i ja miała silę dla niego, za niego i dla innych\". Jeśli deklarujesz, że dla tej bliskości \"zrobisz wszystko\", jesteś już na pozycji ofiary. To chyba druga kropka z wielokropka do odrobienia. Druga kropka - to drugi zacytowany fragment Twojej wypowiedzi: robiąc cokolwiek \"za niego\", nigdy nie będziesz miała obok siebie równorzędnego partnera. A naipierwsiejsza :) kropką do postawienia jest kwestia relacji z ojcem. Uważam, że mogłabyś mu wyjaśnić co Tobą kieruje, co przeszkadza w relacjach, gdzie znajdują się korzenie takich a nie innych zachowań. Co zrobi z tą informacją - to już jego broszka, jego reakcja na Twoje słowa. Ale warto spróbować \"dotrzeć do źródeł\" wspólnie. Nie umiem tak ładnie pisać, może uznacie to za dyrdymały :D , ale ja podchodzę TERAZ do wydarzeń w życiu z takiej pozycji: każda droga składa się z odcinków i nie powiedziane, że te same osoby będą nam towarzyszyć przez całe życie. Ludzie się zmieniają, jedne odchodzą, inne przychodzą. Jakiś czas towarzyszą nam rodzice, później przyjaciele (i to wciąż się zmienia, ktoś dołączy, ktoś się wykruszy, ale każdy coś wnosi w nasze życie, potrzeba tylko rozeznania i zrozumienia), dzieci, miłostki i miłości... Każdej z was mogę powiedzieć: to, że ON odszedł, nie zmienia w najmniejszym stopniu Twojej wartości. Widocznie, jego czas towarzyszenia Tobie się skończył a nadszedł czas zrozumienia celu w jakim był postawiony na Twojej drodze. Bo był PO COŚ :) Dla wszystkich - 🌻 na polepszenie humorów :) I do następnego🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
AFIRMACJE ODRADZANIA (Z każdą z tych myśli pracuj bardzo intensywnie przez jeden tydzień. Jest to trzymiesięczny kurs dobrego myślenia). 1. Oddycham całkowicie swobodnie, w całej pełni odczuwając przepływ uzdrawiającej energii życia. 2. Pozwalam całkowicie i swobodnie przemijać przeszłości, bezpiecznie wchodząc w nowe, doskonalsze życie. 3. Pozwalam wszystkim swoim myślom i uczuciom przepływać całkowicie swobodnie przez moją duszę /wnętrze/. 4. Całkowicie bezpiecznie wyrażam wszystkie swoje emocje i myśli zachowując miłość innych. 5. Otwieram się na całkowicie swobodny i odprężony przepływ życia Jako energii, zdarzeń i sytuacji. 6. Całkowicie kocham i akceptuję samego siebie. Im bardziej kocham i akceptuję siebie, tym bardziej inni ludzie kochają i akceptują mnie. 7. Całkowicie wybaczam sobie przeszłość. Im więcej wybaczam sobie tym więcej wybaczam innym, a inni ludzie więcej wybaczają mnie. 8. Pozwalam sobie na całkowite i dogłębne odradzanie mojej osoby, tak abym szybko osiągnął stan całkowitej psychologicznej czystości. 9. Pozwalam sobie całkowicie swobodnie dawać i brać, otrzymywać i przekazywać. Im więcej daję, tym więcej mogę brać, a im więcej biorę, tym więcej mogę dawać. 10. Kocham siebie, więc akceptuję się jako osobę żyjącą w dobrobycie, szczęściu i miłości. 11. Zasługuję na miłość wyrażającą się jako obfitość wszelkich dóbr duchowych i materialnych. 12. Życzę sobie żyć, tak długo jak tylko zechcę, zachowując doskonały stan zdrowia, całkowite bezpieczeństwo i obfitość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
4. Mówienie do twarzy w lustrze. Ten sposób najlepiej działa bezpośrednio przed snem. Zanim wejdziesz do łóżka i zaśniesz, powtarzaj afirmacje do swej twarzy w lustrze w drugiej osobie liczby pojedynczej, czyli \"per ty\". W tym ćwiczeniu mówisz do siebie tak, że istotnie zwracasz się do swej podświadomości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Medlion
WITAJCIE PODCZUTUJE WAS /codziennie/oja obowiązkowa lektura/. Przez przypadek trafiłam z moim "problemem" tutaj ,dostałąm tutaj wsparcie,kierunek w którym mam iść aby juz nie zbądzić..czy sie uda nie wiem ,postarm się....stk-puk..ja kilka miesiecy temu czułam sie jak Ty....wykorzystana,zeszmacona ...podle,ciagle obwinialam siebie ,ze jestem do d..bo sie mną zabawił ...a pokochał tamtą.....a ja poszłam w odstawkę bo praca sie skonczyła.....wiesz jak sie czułam jak mi napisal ,ze robił to dla pracy,że wykonywał tylko zlecenie.....prawie ,ze umarłam...traciłam zycie,siebie ..byłam na dnie,.....jeszcze jak sobie przypomnę te słowa lub inne podobne jest mi przykro bo ja tyle dla niego zrobiałam a on mnie okąmywał.... Juz prawie to przęknełam ....wiem ,ze Ty tez tak zrobisz ,bedziesz silna jak to "przetrawisz"i nie jestes niczemu winna ,NIE TY!!!!!! ja jestem strasza od Ciebie i ja moge sie martwic,ze juz nie poznam nikogo z Kims stworze "zdrowy",partnerski związek....i wcale mnie tez nie pocieszały słowa typu zajmi sie soba,idz do kina,fryzjera itp....bo ja to robiłam ,robie i bede robić...ja tak Ty potrzebuję i chee zając sie sobią i KImś na kim bedzie mnie i Jemu zależec.... Pozdrawiam......Miłęgo dnia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie całkiem blondynka 🌼 :-) Twój dzisiejszy wpis - jestes super !!!!!! Jestem pod wielkim wrażeniem! Bardzo ci dziękuję !! :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo Błekitne ❤️ 🖐️ :-) Powiedziałm wczoraj Bóg na sądzie ostatecznym osądzi... każdego bez wyjatku.Ja ani nie muszę ani nie chcę... To prawda. Przed \" tym \" sie nie da uciec. Nikomu. I ja podobnie jak ty niebo błekitne❤️ nie czuję potrzeby WYMIERZANIA SĄDÓW i OSKARŻEŃ i tak zwanego ROZLICZANIA się z tymi którzy naprawdę najmocniej i boleśnie skrzywdzili mnie. A już daleka jestem od tego aby się mścić. Ja to poprostu PO - ZO -STA - WIAM. Ja jestem człowiekiem , nie Bogiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
My juz po obiadku :-) Jeszcze chciałam dodać ... W miłości nie ma miejsca na nienawiść , na mszczenie się. Ja pragnę MIŁOŚCI , PRZYWOŁUJĘ JĄ DO SIEBIE , UCZĘ SIĘ JEJ . :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie jestem tutaj, aby wchodzić w konflikty, aby kimś manipulować, nie jestem rozjemcą, ani też sędzią, ani nie przynależę do żadnej grupy (tutaj)... Jestem w tym miejscu, przychodzę, poświęcam swój czas, ale czuję, że i jestem potrzebna i jednocześnie tą pomoc otrzymuję. Jestem tutaj, aby dawać serce i wsparcie, a także aby je otrzymywać. Szanuję wszystkich bez wyjątku i każdy jest dla mnie człowiekiem wartościowym i coś wnoszącym w to miejsce.... Gdybym się czuła źle, gdybym poczuła, że konflikty współtworzących to miejsce stają się meritum topiku...odeszłabym, bo bycie tutaj straciłoby sens. Może to egoistyczne podejście, ale kocham i szanuję nie tylko Was, ale i siebie.... tego się tutaj m.in. nauczyłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
witajcie jestem jeszcze w biurze, w którym pacuje mój Ojciec i Jego 'podopieczna'... grrr powiem tak przydreptałam do Was, bo potrzebuję pomocy, po raz pierwszy w życiu nie deklaruję, że co mam to oddam by pomóc innym, najpierw muszę uzdrowić samą siebie, dlatego nie będę wypowiadać się w kwestii sporów tu zaistniałych, jeśli mówicie mi o zdrowieniu, popatrzcie na to co robicie w relacjach topikowych powiem też że przy okazji tego cholernego konkursu nie mam zamiaru wybaczać kochanicy Ojca, bo była i jest podłą i wyrachowaną manipulantką, wykorzystała w gruncie rzeczy ślepą i głupią naiwność Ojca, by osiągnąć swój cel, I zrobił jej dyplom, II załatwił pracę, III chołubił i skakał koło niej aż było to żałosne i kłopotliwe dla wszytkich, bawi się nim ciągając po ekskluzywnych klubach, sączy z nim winko, a jakże - kurza twarz co za ameba, flądra pospolita - podbudowuje swoje ego, a kysz mścić się nie będę ale miłować tego bliźniego nie zamierzam, wlazła z buciorami w moją rodzinę, rozwaliła delikatne więzi i omotała słabego psychicznie Ojca, a ja muszę patrzec i znosić co się dzieje - jest głupią flądra, cwaną i przebiegłą, jest człowiekiem bezwzględnym i wyrachowanym, to tyle jesli chodzi o wybaczanie - nie umiem i daję sobie prawo szczerze jej nielubić, przykro mi ale muszę odmówić i nie pójdę za radą by spróbowac przedyskutować z Ojcem moją przeszłość to w gruncie rzeczy człowiek cholernie samotny i mimo racji życiowych, wynikających z doświadczeń, jest tchórzliwy, więc i bywa złośliwy, to człowiek słaby i zakompleksiony, jak dla mnie jest przykładem chorego na ambicję dla zasady, ponad to już próbowałam i zwierciadło jakie mi wystawił było agresywne - z prostego powodu, on ciągle walczy sam ze sobą i boi się przyznać że jest słaby, dlatego stworzy teorię, która mnie zniszczy, tak jak opowiadał jaka to ja jestem przez wszytkich odbierana niezdrowo, jego samoobrona zapędziła mnie do pustelni i omal do grobu, im bardziej pozostaję tajemnicza tym mniej Ojciec ma możliwości manipulowania faktami i obracania ich w poprzek nie szukam już w moim Ojcu źródeł, przyglądałam się uwaznie temu od dawna i wiem co mogę a czego nie, racjonalizuję powolutku, od całkiem niedawna moje reacje z Ocjem, bo ... bo odkryłam inny wymiar mojego związku z Matką, ona za młodu kompulsywną milością fizyczną próbowała wynagrodzić sobie braki z dzieciństwa, pożarla ją depresja, zaś jej partner, mój Ojciec ... cóż kalka jej Ojca - tu dotarłam do źródeł, przyglądnęłam się Mamie oczyma człowieka, który z listów do niej pisanych dażył ją zbyt normalną miłością, żeby Ona umiała z nią żyć poznałam pierwszą miłość Mamy niedawno, rozmawiałam z nim, powiedziąłam że przyszłam po radę, tę samą jaką dawał mojej Mamie, ja jej wysłucham "była bardzo emocjonalna" - stwierdził, tak włsnie tak, dlatego niszczyła wszytko z niepokoju duszy i za skarby nie dała sobie wytłumaczyć, że może to zmienić tylko trzeba racjonalniej myśleć Ojciec, a niech sobie gada, niech mnie zastrasza i takie tam wiem że mnie po swojemu kocha i muszę sie nauczyc tak o Nim myśleć, bo dotąd to był mój wróg za to wydrapię oczy jego kochanicy jeśli jeszcze kidyś wejdzie mi w paradę, nie umiała nawet kreski postawić, a już przglądała katalogi z kieckami z 5-7 tyś, ... mgr arch. "przyczepione gówno do statku, wołające : ' płyniemmmyyy' cierpię, bo kocham, mam prawo, to naturalne tak dla, tego dotyku zrobię wszystko żeby wyzdrowieć - to miałam na myśli, nie na wyścigi, nie na pokaz, zupełnie świadomie, bo już wiem jak dobrze dotyk smakuje i jak uzdrwaiającą ma moc, to jest pełna mobilizacja, to jest walka o przetrwanie, to w sumie mniej bolesne niż trwanie w roli niezidetyfikowanego tworu bez jasno zarysowanej tożsamości nie muszą mnie wszyscy lubieć, nie boję się o to że komuś się nie podobam, już nie za to mam potworne zaległości w życiu zawodowym i społecznym, negocjacje, postawa, wiedza - umknęły, nadrabiam, aż mi się mózg grzeje to jest instynkt i zarówno o ciepło tych dłoni walczę jak i o satysfakcję zawodową jest piekielnie ciężko, brak stałej pracy mnie dobija, ciągle łatanie dziur w budżecie, mam czasami serdecznie dość, umiejących grać wokół mni ejest wielu, maja taktyki opracowane perfekcyjnie, bo może nigdy nie musięli się wycofać z życia, ciągle mnie ostatnio ogrywają ale czy ja mam teraz wyjście, muszę zaakceptować fakt że jestem na końcu peletonu i nie ścigam się dla kiecek, tylko dla siebie a co do faceta, to nie jest zły człowiek on tylko ma mniejszą świadomość tego, że sam sobą manipuluje, dlatego nie chcę pielęgnować w sobie niechęci, pretensji po prostu wieczorami jest wyjątkowo ciężko, bo zwyczajnie tęsknię :-) dziękuję za miłe słowa pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cosekwencja - jeśli rzeczywiście interesuje cię odpowiedź na pytanie które mi zadałaś, to właściwie nie całkiem blondynka częściowo mnie wyręczyła. Ale jeśli chcesz zgłębić temat polecam \"Wędrówkę dusz\" Newtona, Rozmowy z Bogiem i Radykalne Wybaczanie. Ten topik nie jest na ten temat. Coś niecoś możesz znaleźć na topiku \"pozytywek\". stuk puk - to dla ciebie Pale The world seems not the same, Though I know nothing has changed. It\'s all my state of mind, I can\'t leave it all behind. I have to stand up to be stronger. Chours: I have to try to break free From the thoughts in my mind. Use the time that I have, I can\'t say goodbye, Have to make it right. Have to find, cause I know in the end it\'s worthwhile, That the pain that I feel slowly fades away. It will be alright. I know, should realise Time is precious, it is worthwhile. Despite how I feel inside, Have to trust it will be alright. Have to stand up to be stronger. Repeat chourus Oh, this night is too long. I have no strength to go on. No more pain, I\'m floating away. Through the mist I see the face Of an angel,who calls my name. I remember you\'re the reason I have to stay. Polecam posłuchać Within temptation - Swietny zespól na takie nastroje. I mają dobre teksty. Wypłacz podnieś się i idź dalej. Ja wiem, że nie jesteś typem \"rozczulająca się nad sobą\". Pozbierasz się, nie będziesz się długo taplać w tym bagnie... jesteś silną kobietą. To że sama odeszłaś bo czułaś, że związek poszedł nie w tym kierunku co chciałaś właśnie o tym świadczy. Myślę że bałaś się wyrażać swoje uczucia otwarcie w tym związku, stąd te twoje problemy z tą relacją. Pokochaj siebie, nie będziesz się bała mówić o uczuciach do osoby którą kochasz. Zrozumiesz, że to nic złego i że nic złego potem się nie dzieje. Wręcz otwiera drogi, które są dla nas lub zamyka te które są niewskazane. Ale nie zatrzaskując je nam przed nosem, tylko po prostu my odwracamy się na pięcie i odchodzimy w odpowiednim momencie. Teraz uciekłaś, bo czułaś się wykorzystana. Czujesz ze zepsułaś to sama, i pewno tak było bo prawdopodobnie miałaś blokadę przed wyrażeniem siebie... czy nie czujesz przypadkiem że tak właśnie było? Ja kiedyś przed laty jako młoda dziewczyna w ten sposób popsułam dobrze zapowiadający się związek i potem czułam do siebie niechęć. Nie umiałam wyrazić siebie. Pisałam listy do niego, których nie dostał, nie umiałam tego mówić, czułam się jak idiotka. Czułam się jak frajerka i tak on potem mnie zaczął traktować. Zachowałam te listy i przeczytałam po latach. nie było w nich nic czego mogłabym się wstydzić, a może wiele by wtedy wyjaśniło. Zbudowałoby relację opartą na partnerstwie. Zobaczysz że jeszcze znajdziesz swego księcia księżniczko, tylko nie szukaj go na siłę. A może i ten facet o tobie zmieni zdanie... pokochaj siebie może \"Zasługuję na miłość\" Sondry Ray ci w tym pomoże... uwolnij swój potencjał który nam tu pokazałaś a le w dobrym dla siebie kierunku... nie niszcz siebie samej... przytulam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No...stuku puku...🌻 pięknie.... Inna TY...ta sama, a jakże odmieniona :D Miły tekst...budujący i dający nadzieję, na ...wyzdrowienie. Myślisz \"trzeźwo\" i mądrze, REALISTYCZNIE. Masz chwile słabości, zwątpienia, tak jak ten wczorajszy post...pełen smutku i tęsknoty, ale jesteś silna i nie mam złudzeń, że staniesz mocno na nogi, że wyzdrowiejesz dla siebie.... Dzisiaj mówisz, że dla dotyku... ale myślę, że nie wiesz kiedy jak zmienisz w tym zakresie priorytety... Trzymam za Ciebie kciuki, mocno... Przytulam ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez 😡 czy bedzie w koncu spokoj na tym forum czy nie! malo mnie obchodzą wasze przepychanki... Ty wciąż to ciągniesz... nie widzisz swojej toksyczności? Nie możesz niektorych spraw po prostu zaakceptować i przejść nad tym do porzadku dziennego? Wszyscy na tym forum różnimy się od siebie. I to jest fajne. Czy wszyscy musimy myśleć podobnie? Bo jak nie to yeez nas naprowadzi na własciwe tory - (pt wszystkiemu winni twoi rodzice)? Czujesz potrzebę posiadania kontroli? spojrz w siebie do czego ci ona potrzebna? co z tobą? do czego potrzebna ci ta prywatna wojna? co chcesz ugrać? szczerze... nie musisz tu pisać... bądź szczera ze sobą. Nie zamierzam zaliczać się do żadnego obozu ale te ostanie Twoje wpisy naprawdę mnie niepokoją. Czy możesz zostawić ten temat swojemu biegowi? Tu ma być spokój, a nie wasza prywatna wojna. Ja mam dość wojen. I z obiektywnej obserwacji postów to ciebie w nich ponoszą emocje nie Ewkę. Ewka też nie była bez wady, ale się poprawiła, już nie przekonuje aż tak zawzięcie o swojej racji. Wręcz przeciwnie. Ale tak czy siak ani jedna ani druga nie popuści. Zadna nie pozostawi tematu bez ostatniego słowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
nie mam zamiaru niszczyć, już nie dziękuję mam dużo pracy !!! mam dużżżo wydatków, to śmieszne że tutaj o tym piszę ale muszę kupić sobie nowy komputer ( mój strauszek się juz rozlatuje ), muszę połatać dziury gospodarskie ... także przegapiłam sporo rozglądac się skad to szczęście nadchodzi, teraz mimo że zestresowana sytuacja bytową , nie wypatruję szczęścia z zewnątrz nerwy mam napięte, ciągle się we mnie gotuje, pochlipę, potęsknię ale i tak rano muszę wstać, bo trzeba żyć, godnie żyć dzisiaj na przykład nerwy mi puściły i nie umiałam obejść protekcjonalnego tonu Ojca, lekceważnia logiki i faktów wynikających z analizy i przepisów traktowanie mnie jak małej dziewczynki mnie wkurza ale przyszło mi tez do głowy, że Ojciec nie chce ze mną pracować, bo za dobrze go znam, za dobrze wiem kiedy blefuje i cały ten "pic na wodę fotomontaż' jest wabikiem dla młodych i studentów łatwo wyłowić błędy logiczne w Jego sposobie myślenia obawiam się jednak że muszę sobie inaczej pomóc, farmakologicznie, bo jak mi tak będą nerwy na szwach puszczały, zrażę do siebie ludzi, a ja naprawdę nie umiem słuchać Ojca z namaszczeniem, wkurza mnie niekompetentna postawa zawodowa jest geniuszem na początku, rozumie przestrzeń bezblędnie ale intuicyjnie dlatego mam zgrzyt, bo była przy tym dziewczyna, która Ojca lubi i postawiłam ją w niezręcznej sytuacji to jest mój problem, bo może wcale nie przeżywa tego ale na pewno nie powinnam była stracić kontroli nad sobą nic dziękuję za tekst piosenki ja w ogóel muzykę zabrałabym w odseję kosmiczną jako jedna z rzeczy jakich dorobila się cywilizacja ludzka, także tym bardziej dziękuję muszę pracować, jutro prezentacja próbna i mam nadzieję że okaże się dobry trop :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiele zależy od interpretacji faktów.... a interpretacja zależy od emocji jakie w nas fakt zaistniały wywołuje... często jest to pamięć emocji z czasów przeszłych, pamięć która jest w nas niejako zakodowana. Powoduje to wtórne nadinterpretacje i niejako reakcję "alergiczną" dystansując się do tych emocji... spokojnie obserwując i identyfikując z faktami, możemy zmienić automatyczne reakcje. Ale trzeba być ze sobą szczerym. Zwłaszcza w momentach gdy myślimy "znów mnie to spotyka" - a może właśnie nie, może my tylko nadinterpretowujemy. Pozdr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
(...)Teraz uciekłaś, bo czułaś się wykorzystana. Czujesz ze zepsułaś to sama, i pewno tak było bo prawdopodobnie miałaś blokadę przed wyrażeniem siebie... czy nie czujesz przypadkiem że tak właśnie było?(...) tak było :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cholipa
ten konflikt ewa vs. Yezz , bo jest to konflikt - to troche tak jak sprzeczki miedzy systemowka a psychoanaliza, oni sie nigdy nie zgodza, chodz kazdy nurt ma swoje sukcesy niepodwazalne i moim zdaniem nie ma co sie wdawac w szczegoly, dywagacje na temat czyjegos zycia, myslenia, uczuc, gdy na poziomie emocjonalnym, mentalnym, semantycznym sa roznice. I do tego, gdy po raz sentyny powiedziane bylo , ze nikt niczyjej strony nie bierze, a kazdy czerpie dla siebie to ... wiemy co:) a dlaczego pisalam o toskycznosci.. jak to ktoras dziewczyna napisala wyzej.. bo to jest sprzeczka o to czyje mojsze jest najmojsze. z tym ze jako arogancje i ataki odbieram czasami posty yezz consekwencji i renty - te ktore sa sierowane do ewy. W innych ich postach nie przebija agresja, a racjonalizm, przemyslenia, zdrowe podejscie, spokoj, konsekwencja i to jest fajne - tylko w stosunku do ewy jest inaczej. stad tez te moje zaczepne posty, by zwrocic na ten fakt uwage. nic wiecej. Mnie nie interesuje meritum konfliktu, bo mam wlasne zdanie, mnie interesuje forma komunikacji, ktora jest nie do przyjecia. Bo wlasnie od takiej komunikacji nakazowo-wszystkowiedzacej, z wypominaniem bledow ( tak jak dla przykladu dalam rente - sorry renta:) uciekaja dziewczyny, prawda? i do yezz tak, najpierw consekwencja, pozniej Ty okreslilyscie sie jako terapeutki tego forum, tej wiosny ( nie bede szukala gdzie, pamietam doskonale) . Nie ma to jednak zadnego znaczenia, bo robicie fantastyczna rzecz na tym forum. Chialam pokazac wam jak mozna odbierac takie wypowiedzi. I pamietajmy caly czas o tym, ze slowo pisane ma inna moc i inny przekaz niz rozmowa, i inaczej sie interpretuje takie teksty. pozdrawiam wszytskie dziewczyny:) a oprocz nieba i onelli mam jeszcze kilka "faworytek" bardzo bliskich "zdrowego czlowieka". Fantastyczne forum :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie całkiem blondynka 😍 Bardzo mądra i wyważona wypowiedż stukpuk 🌻 Ja widze w Tobie małą zagubioną dziewczynkę przede wszystkim spragniona miłości. Prawdopodobnie tej rodzicielskiej. Ale mam dla Ciebie dość dobrą wiadomość. Żaden mężczyzna nie jest w stanie dać Ci miłości, której dotąd nie dostałaś.Matczynej i ojcowskiej miłości. dlaczego? Bo to nie jego rola. Tylko mama i tata mogą dać Ci tę miłość. Mamy już nie ma, tata na szczęście jest. Nie koncentruj się na tym, co zabrała ci kochanka ojca. Skoncentruj się na tym, co Ty możesz dać swojemu ojcu, jak Ty możesz okazać mu miłość. Żadna kochanka nie stanowi konkurencji dla córki.Ty jestes córką, ona kochanką, dla każdej z Was jest miejsce w sercu Twojego ojca. A zamiast koncentrowac się na tym, w czym on jej pomógł, skoncentruj sie na tym, co Ty możesz zrobic dla swojej kariery zawodowej. Po co masz wjeżdżac do zawodu na plecach swojego ojca, jak ona? Zrób lepiej, inaczej i madrzej. :D A co do faceta. Jak pisałam, on nie ma być po to, by dać Ci miłość jako dziecku. Bo on nie będzie Twoim ojcem, ale Twoim partnerem. Nie myl ról. Zachowując się jak matka Twojego partnera, lub czasami jak jego córka, zaszkodzisz i sobie i jemu. Lepiej dążyć do równowagi w związku, dawać sobie wzajemnie mniej więcej po równo. Być równorzędnym partnerem. Najlepsze co możesz zrobić dla siebie i swojego przyszłego partnera, to móc mu kiedys powiedzieć: \"Potrafię świetnie być i żyć sama. jestem samowystarczalna. Ale chcę być z Tobą\" A jeśli on też będzie tak myśleć, to macie szanse na przyszłość. :D A pustkę, którą masz w sobie, możesz zapełnić sobie sama. To nie jest łatwe, ale możliwe. Są na tym forum dziewczyny, którym sie to udało. Możesz korzystać z ich wsparcia i rad. Ale najlepszej rady udzieliłas sobie sama w swoim ostatnim wpisie. Myślę, że nieświadomie powielasz schemat swojej mamy. A napisałas tak: \" tak własnie tak, dlatego niszczyła wszytko z niepokoju duszy i za skarby nie dała sobie wytłumaczyć, że może to zmienić tylko trzeba racjonalniej myśleć\" :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
renta ❤️ wysupłałam z Twoich słów i coś dla siebie. Głód miłości, poszukiwanie jej w partnerze i straszny, wręcz patologiczny głód ciepła, dotyku, przytulania. Ja tego strasznie, ale to strasznie potrzebowałam i potrzebuję... Czasami, kiedy mnie M przytula osiągam jakby stan nirwany, niczego więcej mi nie potrzeba, niczego więcej nie chcę...jak tylko być utuloną. Nigdy nie pomyślałam, że to może być brak z dzieciństwa. Tyle tutaj jestem, a taka prosta rzecz dopiero teraz mi zaświtała. Dotyk, ciepło... i wcale nie chodzi tutaj o sex. Taka potrzeba bycia dopieszczoną. Nigdy nie usłyszałam od moich rodziców, że mnie kochają...ani mama ani tata nigdy mi tego nie powiedzieli. Smutno mi się zrobiło... małe Niebo ma głód miłości rodzicielskiej w sobie, straszne. cholipa 🖐️❤️ ... bardzo mądrze i z rozwagą. Tak jak napisałam nie przyłączam się do żadnej z grup...czuję się częścią tej grupy, jednej pt\"Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2\" Ale przyłączam się całym sercem do Twoich słów. Każdy z nas jest ważny i wartościowy.... 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stukpuk 🌻 Jeszcze jedno. Jak kiedyś mój pierwszy M mnie przytulał i zamykał w swoim ramionach to ......świat stawał w miejscu. Dosłownie. Byłam tak spragniona miłości i ciepła, tych Twoich ciepłych dłoni, że opierałam sie tylko na nim, bo tak byłam słaba.Szybko okazało sie, że to był błąd. Kosztował mnie bardzo wiele. Dzisiaj, po wielu latach, błogosławie fakt, że opieram się nie tylko, ale głownie na sobie. Ale...... po wielu latach. Bo nie było takiego dostępu do psychologów, do wiedzy, takich grup wsparcia i takiego forum. Bo nikt mi nie był w stanie pomóc. A z moim drugim M zostałam prawdopodobnie dlatego, że powiedział, że on może żyć beze mnie i że sobie poradzi, i może będzie nawet szczęśliwy. Ale, ze tak wiele nas łączy i on chce być ze mną. To było dojrzałe stwierdzenie. On mówi o nas, że jesteśmy sensoryczni. Bo tak lubimy dotyk, oboje. Ja pamiętam, jak kiedyś byłam zależna od objęcia, od JEGO ramion. Ale ON nie zapewnił mi bezpieczeństwa emocjonalnego, bo po prostu nie był w stanie. nikt nie jest. Nikt oprócz MNIE i CIEBIE. Przytulam 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×