Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Buszująca u mnie za wiele się nie zmieniło. góry i doliny. I jedno Ci powiem: jesteś teraz dla mnie wzorem ❤️ ściskam Cię mocno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
maxta tutaj jest link do wortalu kobiece serca: http://www.kobieceserca.pl/ możesz napisać do nich maila, na pewno odpiszą (w zakładce konsultacja on line chyba) tam znajdziesz też adresy ośrodków, gdzie odbywają się terapie dla kobiet uzależnionych od miłości. Tak się to nazywa, ale to jest po prostu terapia dla kobiet na życiowym zakręcie. Powodzenia. Trzymam za Ciebie kciuki 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
maxta tutaj jest link, gdzie są podane adresy grup wsparcia dla kobiet: http://www.kobieceserca.pl/grupy_wsparcia.html ******************************** paulina36@tlen.pl Nigdy się nie tłumacz.... Twoi przyjaciele tego nie potrzebują...a Twoi wrogowie i tak Ci nie uwierzą... Błędy to lekcje, nie porażki... Oto sens istnienia: Każda żywa istota ma swoje zadanie do wypełnienia na ziemi. ..Nawet najbardziej niezdarna krewetka jest równie ważnym elementem wszechświata, jak najpiękniejsza latająca ryba. To, co znane, przestaje być koszmarem. To, z czym umie się walczyć, nie jest już aż tak groźne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuje Wam wszystkim za ciepłe słowa, za zrozumienie a przede wszystkim za to, że jesteście... Tak, to prawda jest mi strasznie trudno z tym wszystkim, nie umiem zapomnieć, nie umiem nawet przestać kochać.. A tak bardzo bym tego chciała... Jestem uzależniona od miłości, to chyba wynika z dzieciństwa tak przynajmniej powiedział Pan Psycholog, że mam straszny lęk przed odrzuceniem. Nie miałam tak naprawdę,żadnego dzieciństwa, tylko lęk gdzie tym razem moja mama mnie zostawi i czy w ogóle mnie kocha. Moja siostra była oczkiem w głowie mamy ja niestety byłam kulą u jej nogi. Wiem,że przez to mam problemy ze sobą, duuuże problemy nad którymi czasami nawet nie mogę zapanować.To wszystko moja wina, to ja nie potrafię utrzymać związku a chcę go utrzymać za wszelką cenę. Dla mnie nie miało znaczenia,że on mnie kilka razy oszukał,że mnie zdradził mi zależało tylko na tym,żeby ze mną był. Ja wiem, mam 35 lat i już powinnam żyć trochę inaczej, może w końcu coś zmienić ale jak? Ja chyba nawet jeszcze nie znalazłam swojego miejsca na ziemi. Bardzo chciałabym wyjechać nad morze, zamieszkać tam z dala od tych wszystkich ludzi którzy udawali przyjaciół i troskliwych znajomych. Nie mam do nich żalu za to,ze zawiedli, mam żal za to,ze wykorzystywali moją dobroć i to,że zawsze jestem jak potrzeba. Nie umiem normalnie żyć bo nikt mnie tego nie nauczył ale mimo wszystko bardzo bym chciała mieć swoje mieszkanie, cieplutkie w którym panuje spokój. Nic więcej. A moje życie niestety to wieczna walka o przetrwanie... Co się ze mną dzieje? Nie wiem...Kto zawinił? Tego też nie wiem. Chciałabym spełnić tylko jedno swoje marzenie, wyprowadzić się nad morze i tam spokojnie żyć. Będzie mi trudno, bo jestem sama, tam też nie mam żadnych znajomych ale bardzo bym chciała spróbować:) Teraz mieszkam w małym mieście, w Płocku, nie ma tu żadnych perspektyw do życia, ani pracy ani nawet szans na jej znalezienie. Bardzo brakuje mi mojego "S" ale nie umiem do niego zadzwonić i po prostu porozmawiać.Jest mi strasznie źle,ze przez taki czas dałam mu wszystko, dom, ciepło, zrozumienie i utrzymanie a on zrobił ze mnie strasznego potwora w oczach swojej rodziny i znajomych. Nie było tak wcale..Dlaczego mówił,ze kocha? Że tylko ze mną chce być i tak po prostu odszedł.Najgorsze jest to,że on wzbudza u ludzi zaufanie, jest spokojny, opanowany ale za to straszny z niego kłamczuch. Być może kiedyś będę się z tego śmiała ale póki co pęka mi serce z bezradności... Bardzo wam dziękuje z wami to wszystko łatwiej przechodzę. maxta@onet.eu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
maxta zostaw przeszłość i postaw na przyszłość, a na razie żyj teraźniejszością. najważniejsze, żebyś nigdy nie przestawała marzyć bo dzięki temu jest nadzieja a jak pewnie wiesz nadzieja umiera ostatnia. Będę trzymała kciuki za Twoją przyszłość. Jeśli myślisz o zmianie miejsca zamieszkania, to spełnij to marzenie. To Twoje marzenie i masz do niego prawo. Rób tak, żebyś była szczęśliwa ze swoim dzieckiem. Jeśli zmiana zamieszkania pomoże Ci zrealizować marzenie, to dlaczego nie. Na pewno perspektywa zmiany miejsca może Ci pomóc odciąć się od toksycznych ludzi, ale pamiętaj, że oni mogą być wszędzie. Więc jak yeez napisała, bądź od teraz czujna. Emocje+duużo rozsądku. Przesyłam Ci dużo pozytywnych fludiów. Nie poddawaj się, walcz o siebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Paulina 🌻 " Kazda zywa istota ma swoje zadanie do wypelnienia na ziemi"... Sadzac z tempa w jakim ja wypelniam te zadania, to chyba bede zyla wiecznie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ulla ❤️ Bylo mi bardzo milo zobaczyc cie ponownie tutaj na topiku. A fakt, ze u ciebie wszystko uklada sie naprawde dobrze sprawil mi wilele radosci. Przesylam mnostwo pozdrowien dla ciebie i dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie które z nas maja nadzieję, ze on się odezwie, wytłumaczy i może nawet przeprosi albo nawet zrozumie swój błąd.Ja też mam taką nadzieje, chociaż chyba nawet nie chcę jej mieć. Wolę nie mieć z nim żadnego kontaktu niż dowiedzieć lub usłyszeć dlaczego to zrobił. Bo przecież już to wiem, jaki byłby sens żebym usłyszała to od niego? Chyba tylko po to,żeby bardziej mnie bolało... Ja teraz tylko myślę o tym jak najszybciej o nim zapomnieć i zacząć wszystko od nowa, tym razem inaczej, bez chorych związków i śmiesznej miłości ze strony faceta...potrzebuję odpocząć. Moje motto na dziś: Jeśli on był na tyle głupi żeby odejść, to ja chcę być na tyle mądra i mu na to pozwolić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiatr we wlosach
Witam Wszystkie Kobiety :) Kochana Piglet, nie ukrywam, ze bardzo interesuje mnie jak sobie radzisz? ... Dni mijaja tak niepostrzezenie i moje wzburzone mysli i niezdrowy stan emocjonalny wplywa z pewnoscia na szybkie zmiany sytuacji, ktorych nie moge okreslic jako definitywne. Bylam przez dluzszy czas,, odcieta od swiata,,... Moj luby wyjezdzajac do Polski zabral oczywiscie telefon i karte zarejestrowana na moje nazwisko. Zrobil z niej uzytek bardzo obfity, ktorym przekroczyl sume 480euro bynajmniej nie na rozmowy ze mna. Efekt? Zablokowali mi moj telefon, stacjonarny, internet. Mialam okrutne problemy, bo komorka jest mi niezbedna do pracy. Nie wspomne, ze sume musialam zaplacic wydajac prawie pol wyplaty i popadajac w dziure ekonomiczna. Zlosc ogromna! Nienawisc! Nerwowka! ... potem na spokojnie uporanie sie z problemami i autentyczne zaplakanie nad sama soba... ze wspolczucia dla samej siebie. Juz nawet nie obwiniam sie jaka to bylam(jestem) naiwna i glupia. Doslownie zal mi siebie. W miedzyczasie przyjechali do mnie Rodzice. Jestem im ogromnie wdzieczna, bo poniedzialkowy egzamin i praktyki w polaczeniu z praca nie pozwalaja mi wypelniac przyzwoicie obowiazkow matki. Jestem zestresowana na maksa i najprawdopodobniej przytloczona. Od psychiatry mam Citalopram, ktory ma mnie ,, chronic,, przed depresja. Biore jedna tabletke przed snem jak pacierz. Mama koniecznie wysyla mnie na psychoterapie chociaz wiem, ze ona przesadza troche, bo ogolnie zyje normalnie i przyjaznie sie z mysla, ze moje zycie bedzie juz bez mojego M. To, co przezywam, to przypuszczam tez kwestia bolu po jakimkolwiek rozstaniu. Nie. Nie mam zamiaru spotykac sie z M. w listopadzie. Nie mam juz nawet zamiaru zakonczyc tej historii w jakis piekny sposob. Nie mam zamiaru ubolewac, ze konczy sie to wszytsko tak ,, byle jak,, Trudno. Najbardziej to pragne dotrzec do stanu obojetnosci wzgledem wszytskiego, co zwiazane z M. Teraz jest mi latwiej, bo mam taki nawal pracy i nauki, ze czasowo nie mam po prostu kiedy nawet sie nad tym wszytskim zaglebiac. Wszytsko we mnie jest zagluszone wydarzeniami i zajeciami dnia codziennego. By rozpoczac prace nad soba i pozwolic prawdziwym badz chorym sentymentom dojsc do glosu potrzebny jest mi spokoj, o ktory w tym czasie jest mi trudno. Z koncem listopada koncze szkolenie i bede miec tylko prace i dzieci. Wiem, ze musze dla siebie zrobic cos dobrego, co zreszta Mama w bardzo dosadny sposob dala mi do zrozumienia mowiac, ze pewnie jakbym miala tu mojego M. i jakbym wiedziala, ze psychoterapia mu pomoze to pewnie stanelabym na rzesach, by mu ta psychoterapie oplacic, wiec dlaczego nie moge tego zrobic dla siebie??' Ma racje. Dziewczynom, ktore probuja zyc same ze wszytskimi trudnosciami z tym zwiazanymi zycze powodzenia! Pozdrawiam serdecznie. Piglet - wiele usmiechow w tym nie latwym zyciu.🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Witam! Poczytałam dużo waszych historii i czas na mnie :) Nie wiem tak naprawdę co robić i czy wogóle powinnam coś robić, czy odpuścić skoro tym razem nie jest ze mną tak źle. Nie wiem też czy to co napisze to molestowanie psy. czy cokolwiek innego, ale tyle tu mądrych odpowiedzi i może czegoś się dowiem. jesteśmy ze sobą 1.6 roku, mam synka ale nie z nim, on jest młodszy o 5 lat. Na początku tylko się spotykaliśmy, weekendy. Później przerodziło się w coś poważniejszego. Wyznaliśmy sobie miłość i tak się zaczęło, było ok, z wyjątkiem który mi bardzo przeszkadzał, on nie mógł dotrzeć, zaprzyjaźnic się z moim synkiem. Przyszło z czasem, było cudownie. Po pól roku związku kiedy jeszcze nie mieszkaliśmy razem, znalazłam jego czułe i niekorzystne rozmowy na mój temat z jego koleżanką. Odeszłam, na krótko. Po tym zdarzeniu i kolejnych trzech miesiącach on się wprowadził do mnie. zaczęło się kontrolowanie, gdzie po co i na co, sprawdzanie tel, wmawianie mi że brak ochoty na sex to moja zdrada, tysiąc smsow dziennie, były też miłe ale więcej kontrolujących, co robisz? gdzie jesteś, a czemu masz taki głos a czemu jesteś taka jakaś dziwna. Zaczęłam się kontrolować sama, żeby się mu nie narażać, bo nie daj boże nie odebrałam tel kiedy dzwonił. Przyzwyczaiłam się, bo jego tłumaczenia były na zasadzie"nie masz nic do ukrycia to co ci przeszkadza" a ja czułam że tracę siebie, swoją prywatność, na każdym kroku jakby obserwowana. Ciągle twierdził że mi nie ufa, co dla mnie nie jest zrozumiałe. Koleżanka nie dała za wygraną więc powiedziałam dość. Wyprowadziłam go. Ale tęskniłam, prosiłam błagałam żeby wrócił, on olewał mnie, niby nie dawał o sobie zapomnieć, ale nie miał litości. Ciągle też pytał czy z kimś już jestem, czy zrobiłam to specjalnie?? Masakra i te ciągłe tłumaczenie ze jest tylko on. wrócił po miesiącu. Takie powroty i odejścia przez ten krótki czas były jeszcze dwa, zawsze z jego winy, i to ja zawsze prosiłam. Ostatnie trzy miesiące były cudowne. jakbyśmy się dotarli. Ale nie, nic się raczej nie zmieniło, może tak sobie wmówiłam, nadal po cichu sprawdzał moj tel, widziałam to, nie pozwalał mi kontaktować się z ludźmi, nie tak dosłownie, ale to czułam, ciagle wypominał mi moje jakieś tam kiedyś powiedziane przykre slowa pod jego adresem. On był swięty. bo ja nie potzrebowałam żeby mu cokolwiek wypominać, sprawdzać itd. Kochałam po prostu i ufałam, nie miałam potrzeby. A tak naprawdę to on nie wracał na noc, to on gdy miał przy sobie kumpli nie odbierał mojego tel i udawał że nie istnieje. Teraz mijają trzy tygodnie od kiedy sobie poszedł, bez tłumaczeń, bez jakichkolwiek słów. A ja nawet nie zapłakałam,nie zapytałam o nic, może przywykłam do tego że wróci. Nie wiem. Może już mam dość. Dwa dni później zaczął wydzwaniać, przepraszać, że to jego wina ale jak ja mogłam powiedziec tak i tak? Następny dzień ze jest niedojrzały, że nie nadaje sie. kolejny że chce wrócic i zgadza się na warunki które mu postawiłam. Kolejny że jednak się boi!! Ja już nie proszę, mam żal. Powiedziałam mu co ma robić, nic nie robi, dni mijają a on twierdzi, że nie da rady ani nic zmienić ani się zmienić bo to nie takie proste, że nie zasługuję, że nie dorósł i tysiąc innych powodów. wiem że gdybym chciała wróciłby by, tylko po co? na miesiąc czy dwa i to samo? O co w tym wszystkim chodzi? Cieżko mi chwilami, nadal czekam aż tylko się odezwie, sama się nie odzywam bo walczę sama z sobą, żeby być taką jak kiedys. Czy z nim mi to się uda? co robic kobiety?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Teraz widzę jak się rozpisałam ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość takajednatam
To jest chory ulkad, musisz znalesc w sobie sile i odciac sie od niego. Szanuj siebie, chron swoje dziecko. Zycze wytrwalosci i powodzenia!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aweb dobry artykuł, dzięki. fragm. "Kobieta musi sobie uświadomić, że winę ponosi nie mężczyzna, choćby był bardzo okrutny, ale ona sama. To ona zaakceptowała siebie w roli ofiary. Sama ją sobie przydzieliła. Osoba dojrzała emocjonalnie odchodzi, kiedy partner zadaje chroniczne cierpienie. Nawet kiedy małżeństwo ma dla niej ogromną wartość. Szczególnie wtedy. Jeżeli chociaż jedna osoba cierpi, to taka rodzina nie jest żadną wartością. Rozpad relacji zwyczajowo kojarzy się z porażką. W przypadku destrukcyjnych miłości to zwycięstwo." lepsze jutro polecam artykuł, do którego linka wkleiła Aweb.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Odcinam się, tylko nie wiem czy nie przesadzam w tym wszystkim. Wiem że on cierpi tak samo jak ja, tyle że swoimi czynami pokazuje jak jest okaleczony emocjonalnie. Świadomy tego co się dzieje powiedział że nie chce wracać tylko po to żeby znów odejść i ponownie mnie zranić, że to on ma problem. A może to charaktery? Chociaż kontrolowanie to nic normalnego, z czasem też przygasało. Może trzeba czasu? Ja wiem że dam radę bez niego, jestem silna, tylko tęsknie bo tych cudownych chwil było bardzo dużo, szkoda tylko że on nie potrafi dać czegoś z siebie. I nie liczę że się zmieni czy coś zmieni. Ciężko,ale zostaje zapomnieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z forum
do artykułu, który podała aweb "Większość mężczyzn to dranie, bo paradoksalnie...kobiety na to lecą. Do niedawna, byłem miły, porządny itp itd. I byłem przez kobiety traktowany jako "frajer", taki co należy wykorzystać jego naiwność a potem niech idzie się j***ć. Teraz jestem zimny, bezwzględny i wredny, i paradoksalnie coraz więcej kobiet zaczyna się do mnie odnosić z szacunkiem. "Gdzie się podziali porządni faceci?" - pada pytanie. Odpowiedź jest prosta: kobiety od wielu lat pracują nad tym żeby wyginęli co do jednego." "Też tak mam. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy dwie z rzędu kobiety, które prosiłem błagałem żeby zostały, odchodziły. Ostatnia, która chciała odejść dostała krótkie "to sp.... głupia szm...." i efekt jest odwrotny. Podobno bardziej mnie kocha i jest ze mną. Zastanawiam się czy gdybym wcześniej zaczął traktować kobiety jak (...) i prostak to dostałbym więcej miłości."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lepsze jutro... pomysl, dlaczego ciagnie Ciebie do tak chorego czlowieka. Prawdopodobnie on cierpi na syndrom Otella. To jest nieuleczalne. To sa zmiany w mozgu na ktore on nie ma wplywu. I on tego nie zmieni ani tym bardziej Ty. Nic Cie z nim nie laczy. Nie macie dzieci. Juz sama sie zastanawiasz, czy nie przesadzasz?... Jego zachowanie jest chore, jego ograniczanie Ciebie jest chore. Kontrolowanie telefonow jest chore, kontrolowanie twojego czasu jest chore. Jestes w bardzo komfortowej sytuacji, bo sie wyprowadzil. Nie funduj swojemu dziecku karuzeli, raz jest wariat w domu raz go nie ma. Czy jestes szczesliwa z tym czlowiekiem? Czy jestes dowartosciowana przez niego? Czy czujesz sie swobodnie? Czy mozesz sie rozwijac? Czy mozesz spelniac swoje marzenia? Usprawiedliwienie, ze mialas jakie piekne chwile z nim... to zadna wymowka, jest bardzo duzo mezczyzn z ktorymi przezyjesz to samo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Paulina36 przeczytałam artykuł i dużo w nim racji. Tylko że tam jest dużo o kobiecie która kocha ponad. A ja wiem czy tak właśnie kocham? Nie wiem czy teraz jestem w stanie mu wybaczyć to że po raz kolejny tak sobie odszedł, raczej postawiłam warunki, i po cichu liczyłam że to on będzie chciał pokazać że jest gotowy do zmian, poświęceń. Nie jest, więc nie chce żeby wracał. W sumie to nic nie robi, oprócz pisania głupich smsów czy wydzwaniania żeby spytać co słychać. To tak jak w drugim artykule aweb na który trafiłam "jak czegoś chcemy to do tego dążymy" Ja tak mam i rozumiem, jest cel, zależy nam ok robimy wszystko aby to ziścić, a nie jakieś podchody nic nie warte i puste słowa. I nikt mi nie wmówi że to wszystko moja wina, połowę mogę wziąśćna siebie, ale też przy dobrych wiatrach :P Ja po prostu kochałam, dlatego pozwalałam mu na tak wiele, czystą miłością,chciałam tego samego, z myślą że to się zmieni, skąd mogłam wiedzieć że to właśnie "Syndrom Otella"jak pisze Aagaaa, szłam na jakieś kompromisy, jak to w miłości. O syndromie przeczytałam rano i już wiem że to to. co ciągnie? Gdy coraz częściej się zastanawiam to nic. Nigdy nie byłam sama i muszę to przeskoczyć. i boli to że kocham, a on tak poprostu z tego rezygnuje. Czy ktoś właśnie na to chory potrafi tak sobie odejść? Wytrzymać bez kontrolowania drugiej osoby? Czy mu jest teraz lżej? Bo "nie jest " blisko i jakoś mu się to udaje? Czy jest możliwe że będzie kiedyś szczęśliwy? I zdaje sobie sprawe że kontrolowanie jest chore, tak nie da się żyć, rozmawiałam z nim o tym, on też to wie, ale mówił zawsze że to silniejsze od niego, że on tak nie chce. Sam przyznał że nie potrafi tego zwalczyć, że w głowie ma nie wiadomo co. Że ma tego dość. Na resztę pytań odpowiadam NIE. Dlatego tym razem nie zabiegam, nie proszę, chcę być taka jak kiedyś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lepsze jutro kochasz ponad, bo kochasz kogoś ponad siebie. Żeby była to zdrowa miłość. należałoby kochać choć w połowie siebie jak jego. Kochasz kogoś, kto nie daje Ci satysfakcjonujących relacji tylko funduje Ci huśtawkę emocjonalną na maxa - właśnie dlatego, że siebie kochasz mniej na to pozwalasz, nie inaczej. Wpisujesz się w schemat miłości "ponad". Gdyby było inaczej fikałabyś teraz z dziećmi koziołki lub planowała weekend rodzinny zamiast szukać wsparcia na takim topiku. My tu nie trafiłyśmy przypadkowo, żadna z nas, zapewniam Cię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
I planuje. Na pewno życie nie przestało biec dalej, pracuje, uczę się, widuje się z ludzmi. I dobrze mi z sobą było zawsze, tylko teraz widzę że przez tą jego chorobę, wpędzil mnie w taki amok, że tego nie mogę czy tamtego, że po co z tym gadam a nie z tamtym. Sama zauważyłam to że jestem inna, że mam jakieś zahamowania, ale skąd mogłam wiedzieć, to się dopiero ujawniło z czasem. Teraz wiem i nie pozwolę. A zyć bez niego potrafię i nie będę już na każde jego zawołanie także nie wiem czy kocham aż tak ponad siebie. Chciałam walczyć tylko o miłość bo nie rozumiałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lepsze jutro o miłość nie można walczyć:( a nawet się nie da. nie można walczyć o czyjeś uczucia. ani wpływać na swoje emocje. można tylko kontrolować swoje własne zachowania wypływające z naszych myśli i emocji. zgodnie ze schematem MUZa: M-myśli U-uczucia Za - zachowania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Może żle napisałam. Nie walczyłam o miłość, czułam ją. Czy to że partner jest urażony i strzela focha a ty musisz za nim biegać to już toksyczne? Ale że później się starał i starał to już nie ważne?On też potrafił biegać jak musiał. Są też ciche dni itd, przecież ile ludzi tyle związków. A tu wszystko tak pod kreskę. Z tym Otello, czytałam różne wypowiedzi. I dziewczyny piszą że są wyzywane przez partnera, bite, upokarzane. Ja nie byłam. Byłam zawsze piekna, mądra i cudowna dla niego. Tak mówił, więc czy to ten syndrom? Czy te sprawdzanie ciągłe to może powód jego wczesniejszego związku w którym ona zdradziła? Pewnie lekarz by i to powiedział. A ja czy gdybym kochała "ponad" nie zmusiłabym go do leczenia? Tylko stwierdziła że jednak to nie dla mnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lepsze jutro
Może żle napisałam. Nie walczyłam o miłość, czułam ją. Czy to że partner jest urażony i strzela focha a ty musisz za nim biegać to już toksyczne? Ale że później się starał i starał to już nie ważne?On też potrafił biegać jak musiał. Są też ciche dni itd, przecież ile ludzi tyle związków. A tu wszystko tak pod kreskę. Z tym Otello, czytałam różne wypowiedzi. I dziewczyny piszą że są wyzywane przez partnera, bite, upokarzane. Ja nie byłam. Byłam zawsze piekna, mądra i cudowna dla niego. Tak mówił, więc czy to ten syndrom? Czy te sprawdzanie ciągłe to może powód jego wczesniejszego związku w którym ona zdradziła? Pewnie lekarz by i to powiedział. A ja czy gdybym kochała "ponad" nie zmusiłabym go do leczenia? Tylko stwierdziła że jednak to nie dla mnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lepsze jutro tak naprawdę Ty nie musisz się wpisywać w żaden schemat. Ty wogóle nic nie musisz:) nikt nie musi. Chodzi o to, że opisałaś pewne zachowania swojego partnera i Twoje reakcje na nie. I nie są to uczucia budujące, wpływające pozytywnie na Ciebie. Zgadza się? I chodzi o to, że osoba która nie kocha "za bardzo", czy "ponad" nie daje się tak traktować. Nie szuka w sobie winy, nie zastanawia się, czy to jego trauma z poprzedniego związku, tylko mówi jasno i wyraźnie: daję Ci teraz szansę a potem konsekwencje będą takie i takie. I realizujesz konsekwentnie to, co postanowiłaś wobec niego. Pytasz: Czy to że partner jest urażony i strzela focha a ty musisz za nim biegać to już toksyczne? - wiesz co jest w tym toksyczne w takim potocznym znaczeniu tego słowa? to, że Ty jak sama piszesz "musisz" za nim biegać. Taka jest Twoja reakcja na jego zachowania,które właśnie wywołują w Tobie negatywne emocje, budzą niepokój, niepewność, lęk, poczucie winy. I dlatego "musisz" za nim biegać, żebyś z poczucia winy przeszła na neutralny bieg. Sama sobie odpowiedz, czy chcesz to robić czy musisz? I jakie ponosisz koszty emocjonalne za zmuszanie się do tego. W miłości trzeba czuć wolność, ale najpierw trzeba czuć wolność w sobie. "Ale że później się starał i starał to już nie ważne?" - sama sobie odpowiedz na to pytanie. odpowiedź leży w sercu na dnie:) Ale jeśli ten schemat się powtarza i on przekracza pewne granice a potem wciąż i wciąż przeprasza i tak w kółko, to tak naprawdę ma w Cię w nosie. Gdyby naprawdę mu zależało, to nie byłyby konieczne te liczne przeprosiny. Bronisz go i tyle. Szukasz alibi, usprawiedliwiasz, przypominasz sobie dobre chwile i żyjesz iluzją.Budujesz mu w ten sposób ołtarzyk. Ale modlisz się do Belzebuba. Skąd ja to znam.. " Są też ciche dni itd, przecież ile ludzi tyle związków. A tu wszystko tak pod kreskę." - możesz jeszcze dodać, że u Ciebie jest lepiej niż w "innych związkach" i dlatego nie pasujesz do tego schematu, tak naprawdę wszystko możesz..Zapytaj może siebie, czy może/mogło być lepiej u Ciebie niż jest/było? Na temat syndromu Otella nie wypowiadam się, bo nie znam tematu. Ale.. czy to ważne tak naprawdę jaki to syndrom? Czy ważny jest jakiś schemat? miłość za bardzo, miłość ponad, syndrom taki czy inny? to kwalifikacje dla psychologów i psychiatrów. Tak naprawdę jest ważne to, jak chcesz przeżyć życie i czy takie zachowanie partnera Ci się opłaca. Tak - opłaca. Kalkuluj sama, dobre strony po prawo, złe po lewo, jaki jest bilans? sama sobie odpowiedz. Weź pod uwagę również uczucia swojego dziecka, bo ono już na zawsze będzie w Twoim życiorysie. Można kochać Bestię, ale życie to nie bajka. Bestia się nie zmieni w Pięknego Królewicza. Karmiono nasz kłamstwem. A teraz my się same oszukujemy. Życzę Ci dużo odwagi, by żyć tak jak chcesz. Bo siły Ci nie brakuje:) Pozdrówki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam po dlugiej nieobecnosci... A tu, jak widze, temat nie ma konca. Przykre. I ja wlasnie w temacie - tym razem jako obserwator bezposredni. Wlasnie stracilam (moze troche za wielkie jeszcze slowo) bardzo bliska przyjaciolke, osobe godna zaufania, z ktora mialysmy od lat plany na jakas niewielka wspolna kooperacje (a wlasnie wkrotce, jakos na wiosne, moge zaczac cos dzialac w tym kierunku, mam juz warunki). Znamy sie od 35 lat. I stalo sie to wlasnie przez toksyczny zwiazek, w ktory sie wpakowala rok temu. Ten pozal sie Boze partner odsuwa od niej wszystkich przyjaciol a ja na dodatek zwrocilam mu uwage ze zachowal sie arogancko w mojej obecnosci. To oczywiscie stalam sie wrogiem numer jeden bo widze jaka krzywde jej robi (za jej cichym przyzwoleniem). Dziewczyna ma siniaki (pokazywala mi) od "popychania", pozwolila mu u siebie zamieszkac - niby ze bedzie blizej do pracy (otwieraja wspolnie galerie rekodziela w centrum, ale kosztem jej sklepu ktory prowadzila przez 20 lat, bo wszelkie srodki wyprowadzila do nowego miejsca a ten jej powiedzial ze ona nic nie dala i ze jest pasozytem (kontrola) - a ona sie... rozplakala. K*rwa jak widze takie sceny to mnie szlag trafia! Z toksycznego malzenstwa z pijakiem w toksyczny zwiazek z drugim poj*bem, ktory sklocil ja z jej doroslym synem i stopniowo odsuwa przyjaciol. Teraz jestem na krotko w Pl ale w piatek juz wracam, chcialam sie jeszcze z nia spotkac - dzwonie: nie ma takiego numeru. Okazuje sie pozniej ze on jej zabral i zniszczyl karte sim. Zeby odciac od przyjaciol ktorzy jej w glowie mieszaja i buntuja. Anka to jedna z tych pozytywnych osob w moim zyciu, pamietam jak dobrze czulam sie w jej sklepie, tam taka przyjazna i ciepla atmosfera panowala, wzajemna akceptacja, kazdy byl mile widziany choc miejsca niewiele - ale dla kazdego sie znalazlo. Czasami wziela mojego chorego syna na dwa-trzy dni (jedyna osoba z moich znajomych) i umiala z nim postepowac, syn tez bardzo lubil do niej jezdzic i co roku w wakacje pyta czy pojedzie do pani Ani (ale od dwoch lat byla zajeta, prowadzila jakies wakacyjne zajecia artystyczne itp). Toksyczne malzenstwo przyplacila leczeniem u psychiatry - a tez i to ze za wiele brala na siebie. I z tego co widze, nadal bierze... Ten caly facet na poczatku byl taki opiekunczy, pomocny - a ona tego potrzebowala i wziela za dobra monete a on sie tylko maskowal. Od jakiegos pol roku wyszla jego prawdziwa twarz gdy galeria zostala na niego zapisana (a jest z jej srodkow, wyperswadowal jej ze tak bedzie lepiej bo obciazy ja skarbowka itp) - poczul sie na pozycji i hulaj dusza piekla nie ma. Dziwi mnie ze mieszka u niej a podskakuje. Anka musi miec potwornie zaburzone granice ze na to pozwala we wlasnym domu. U mnie byl problem ze nie czulam sie u siebie, ze dom meza - to wydawalo mi sie iz ma wieksze prawa itp bo nigdy, procz domu rodzinnego (ktorego juz NIE MA a ktory zaplacil mi za przeszlosc najlepiej, jak potrafil; z chwila gdy go sprzedalam poczulam ze odcinam sie od przeszlosci - stanie tam niewielki blok na ok 10-15 mieszkan) nie mieszkalam "u kogos" i podswiadomie czulam ze dla mnie to bariera, ze bede miala sklonnosci do podporzadkowania sie majac odczucie ze miejsce do mnie nie nalezy, ze bede nawet czula sie jak intruz... Co zreszta sprawdzilo sie dopoki nie wyperswadowaly mi tego odpowiednie sluzby, bo juz jakis czas termu wytlumaczono mi ze mam takie samo prawo przebywac w domu meza co on a on nie ma prawa robic z tego uzytku i awanturowac sie bezkarnie, grozic itp. I dlatego dziwi mnie postawa Anki ale kazdy przeciez inaczej czuje. A ona jeszcze nie ma po rozwodzie podzialu majatku a tu nastepny sie wpieprzyl. Ponc mial sie w weekend wyprowadzic ale zagral jej na litosc. Ze taki biedny i nie ma gdzie i ze on juz wiecej nie bedzie, ale w zamian za jego lojalnosc ona tez musi cos zrobic - zmienic numer komorki. Ona zmienila - czyli dala do zrozumienia ze jest podatna na uklady i ze starzy, wyprobowani przyjaciele znacza mniej niz toksyk. On tylko mydlil oczy tym "zmienieniem sie" bo nadejdzie czas gdy przywroci status quo ale ona bedzie juz zupelnie sama. Serce mi peka gdy pomysle ze trzeba bedzie przekreslic tyle lat - ale to jej wybor. Chcialabym sie jeszcze z nia spotkac ale prawdopodobnie nie teraz ale przed swietami. Moze cos ja oswieci w miedzyczasie. Wiecie po co to napisalam? Zeby pokazac, jak widza takie zwiazki osoby ktorym na Was zalezy, ktore Was szanuja i kochaja. Jak one cierpia. I niech to bedzie jeszcze jedna okazja do przemyslenia. I ja tez dzieki temu wiecej zrozumialam, dostrzeglam... Pozdrawiam Was Wszystkie i zycze trzezwego spojrzenia na zycie, na swoj zwiazek; bez rozowych okularow tlumaczenia kazdego dranstwa (bo on mial ciezkie zycie, bo on inaczej nie potrafi, bo on jest nerwowy - czyli z tego wynika ze akceptujecie jego wady wiec po co narzekac?).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lepsze jutro... mozesz usprawiedliwiac partnera... mozesz z nim rozmawiac... mozesz szukac z nim milosci... mozesz nie pasowac do schematu kochac ponad.... mozesz wszystko.... tyle tylko, ze zdrowa osoba nie pozwala sie tak ograniczac, nie pozwala na takie kontrolowanie, nie pozwala na takie jego dziwne zachowania. Dla zdrowej osoby taki zwiazek nie ma sensu i go konczy definitywnie. (tym bardziej ze nie macie ani wspolnych dzieci, ani majatku). Jezeli szukasz lekarstwa na to jak JEGO zmienic, zeby bylo normalnie, to jej nie dostaniesz. Po co odbierasz jego telefony, jak Ci na nim juz nie zalezy? Po co czytasz od niego smsy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill...dobrze Cie widziec z powrotem :) szkoda, ze z takimi wiesciami...to boli, kiedy ktos z blliskiego otoczenia sie pakuje w takie paskudztwo, i nic nie mozemy na to poradzic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość locco
Witam, czas na comming out. Duzo dla mnie znaczy , że odzywam się na tym forum. Bo teraz juz nie ma odwrotu sama się przed soba przyznaję , że jestem jedną z Was Długo oszukiwałam siebie i otoczenie i ukrywałam wszytskie krzywdy które mnie spotykały bo to ja czułam winę, wstyd i uważałam , że to moja porażka życiowa , że ktoś taki jest moim mężem . Teraz już wiem, ze to nie moja wina ... tak mi się przynajmniej wydaje, bo jak on pojawia się w pobliżu zaczyna się wszystko to co powoduje , że znów wierzę że jestem do d**y, do niczego itd. To co mnie poraża to schemat - najczęściej przedstawiane są na forum historie pt: on jest słabiej wykształcony on ma kompleksy i maskuje je nadmierną pewnością siebie on oskarża i obwinia mnie o wszystko on powoduje ze czuje się nikim chociaż nie ma do tego żadnyuch racjonalnych przesłanek on mnie zastrasza on mnie rani fizycznie i psychicznie on poniza mnie przy dziecku on izoluje mnie od znajomych , przyjaciół on stosuje ciągły szantaż ja ... nie jestem juz w stanie wytzrymać ja ... nie mam siły by cokolwiek zmienić ja ... panicznie się boję To także moja historia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×