Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość budząc_się_
Sądzę, że można spróbować oddzielić te dwie rzeczy. Miałem wrażenie, że pisaliśmy tu o wybaczaniu, wybaczaniu przez piszących tym, których piszący uważają w jakiś sposób za winnych. Gdy piszę o wybaczaniu, mam na myśli moje wybaczanie tym, których uważam w jakimkolwiek sensie za winnych. To wybaczanie nie ma chyba nic wspólnego z tym, o czym Ty piszesz. Odrębną kwestią jest na przykład to, że powiedzmy czytam wiadomość o mordercy, czy kacie żony. Ja nie muszę im wybaczać, bo nic mi nie zrobili. Ale też nie moją rzeczą, nie moim uprawnieniem jest potępianie ich. Natomiast kwestią techniczną jest to, że skoro obecnie jako społeczeństwo wychowujemy także takie jednostki, nie potrafimy póki co stworzyć społeczeństwa opartego na miłości, akceptacji i duchowości, zamiast konkurencji, materializmie i w jakimś stopniu przemocy, to odrębną kwestią jest odizolowanie takich osób od innych, by nie krzywdzili i pomoc już skrzywdzonym. I o tym nie pisaliśmy tutaj, jak mi się wydaje. A oprócz oczywistej empatii, współczucia dla ofiary, jest także kwestia współczucia dla kata. Prawdziwa empatia jest wszechstronna i nikogo nie pomija. Stan umysłu ludzi używających np. przemocy jest straszny. Ich oddzielenie od świata jest maksymalne. To także jest stan nieszczęścia. Jeśli nasza empatia nie obejmuje ich nieszczęścia, to w istocie nie jest empatią. Jak sądzę dostrzegasz różnicę w zajmowaniu się wybaczaniem przez siebie swoim wyimaginowanym lub rzeczywistym "oprawcom" (o czym pisaliśmy), a zajmowaniem się ludźmi z gazetowych newsów (o czym chyba tu nikt nie pisał). Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostatni moheranin
Jezus naucza wybaczać mordercą Eleni: Wybaczyłam zabójcy mojej córki Serce Eleni (54 l.) wciąż krwawi. Chociaż od tragedii, która dotknęła piosenkarkę, minęło 16 lat, trudno pogodzić się jej z tą stratą. Córka artystki, Afrodyta (17 l.), zginęła z rąk szaleńca. 21-letni wówczas Piotr G. z zimną krwią zastrzelił młodziutką dziewczynę. Mimo to Eleni wybaczyła mordercy, który odebrał jej córeczkę. Więcej http://www.se.pl/rozrywka/plotki/wybaczyam-zabojcy-mojej-corki_137063.html Nie przyszłam tu, by usłyszeć wyrok dożywocia, bo żadna kara dla mordercy córki mi nie wróci - mówiła w sądzie Renata Żelazko, matka 15-letniej Nicoli. - Nie ma we mnie już złości i chęci zemsty na Patryku. Ja mu już wybaczyłam - dodaje. http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/193276,matka-zabitej-nicoli-wybaczyla-mordercy,id,t.html?cookie=1 Maria Goretti broniąc swojego dziewictwa, została ugodzona czternaście razy nożem przez sąsiada, Alessandro Serenelliego. Zmarła następnego dnia o godzinie 15:45 w szpitalu w Nettuno. Przed śmiercią wybaczyła swojemu mordercy. Pogrzeb odbył się 8 lipca. Sekcja zwłok wykazała, że zachowała dziewictwo. Maria Goretti, dziewczę zaledwie dwunastoletnie, zachowała się czysta od tego świata, jak pisze św. Jakub, za cenę samego życia; wolała umrzeć niż obrazić Boga Alessandro Serenelli za zabójstwo i próbę gwałtu został skazany na trzydzieści lat pozbawienia wolności. Wkrótce potem został przewieziony na Sycylię, do więzienia w Notto. Tam przeżył proces nawrócenia i zrozumiał wagę swojej zbrodni. Za dobre sprawowanie i pracowitość został ogrodnikiem w więziennym ogrodzie. W związku z amnestią po zwycięstwie Włoch w I wojnie światowej i jako nagrodę za dobre sprawowanie wyszedł trzy lata przed ustalonym terminem końca odbywania kary. W 1937 udał się do matki Marii, Assunty, aby prosić o przebaczenie. Następnego dnia wstąpił do kapucynów w Maceracie. Zmarł 6 maja 1970 http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Goretti

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pascale
dzieki budzac sie-- kiedys zaczalem czytac kurs cudow ale przerwalem bo przytłoczyl mnie jakos. teraz moze wrócę.. a mam zamiar czytac transfering rzeczywistosci tego nie czytałes moze? ponoc dobra ksiazka ale dosc trudnym jezykiem napisana

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ta dalej zmienia nicki jak
potluczona :classic_cool: teraz zamienila sie w faceta. lecz sie babo poki czas:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak sobie wlazłam na ten top, bo tytuł "Bóg jest lepszy od LSD" jest wielce frapujący i pomyślałam se że to coś dla mnie. No ale niestety.... Na temacie tym można odnaleźć jedynie paszkwil chrześcijaństwa, bo informacji na temat Boga i i Pisma nie ma wcale, lub prawie wcale. Autor tematu utworzył sobie z chrześcijaństwa i religii Wschodu, coś w rodzaju "szwedzkiego stołu" . Tu można sobie coś "uszczknąć" z buddyzmu, jak np reinkarnację, tu z chrześcijaństwa, bo pojawia się gadka o Jezusie. tak powstała "religia" niejakiego budząc się, powstała na wskutek jego "widzimisię" Ty chłopie masz jakieś pojęcie o Bogu? Czytałeś choć raz Pismo Św, ze zabierasz się tutaj za "nauczanie" podpowiadanie innym jak żyć? Znalazł się "mentor" od siedmiu boleści, który Pismo zna jedynie z okładki. ech..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
Dzień dobry :) Pascale: nie czytałem. Co do Kursu zaś, to napisałem, że jest to księga mojego życia, ale już nie polecam go nikomu. Niech czyta ten kto słyszy wezwanie Kursu. Kurs jest z puntu widzenia codziennej świadomości ogromnie trudny do zaakceptowania i jest dlatego przez wielu odrzucany, przez jeszcze więcej przekręcany. Kurs wskazuje i wyjaśnia w wyjątkowo spójny sposób, że każde zło, każde cierpienie które nas spotyka jest naszą własną projekcją. Czyli oznacza to, że każdy jest sam odpowiedzialny za WSZYSTKO co go spotyka. Kurs jest tak spójny i logiczny, że - co sam wskazuje - przyjmuje się go w całość, albo w całości odrzuca. Gdy uzna się w całości Kurs za prawdziwy, zaczyna się raczej trudna, czy kosmicznie trudna droga. Przyjęcie odpowiedzialności za wszystko? Zły szef, wściekła bez powodu partnerka, toksyczni rodzice, choroba i ból, samotność - sam to sobie wymyślam? Ja sam to sobie czynię? Jest to tak trudne, że - jestem o tym całkowicie przekonany - spisująca Kurs Helen Schucman wpadła w ciężką depresję właśnie z tego powodu, trudności we wdrożeniu Kursu. Poza tym Kurs wskazuje, że w Niebie nie ma percepcji, nie ma postrzegania, form, kolorów, dźwięków, itd. Jest to drugi niemożliwy do zaakceptowania przez ego element. Kurs wskazuje, że percepcja jest zbędna tam gdzie jest Prawda, gdzie Miłość tworzy Miłość nie potrzeba żadnych dodatków. Z tych powodów nie polecam nikomu Kursu. Niech czytają osoby naprawdę całkowicie zdeterminowane, dla których poszukiwanie Boga jest najważniejszym zadaniem życia i które nie mają w zbyt wielkim poważaniu świata jakim widzimy - pełnego sprzeczności, chaosu i cierpienia. Ty znasz siebie, więc będziesz wiedzieć czy chcesz czy nie zapoznawać się z tymi ideami, które budzą prawdziwe przerażenie ego. Muszą budzić, bo ich realizacja będzie końcem ego i końcem przejawionego świata. Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość coś mi się w tym wszystkim nie
ależ ja nikogo nie potępiam, potępiam za to czyny ludzi którzy wyrządzają innym krzywdę a to jest zasadnicza różnica, prawda? polecałabym jednak zbliżyć się bardziej do chrześcijańskich nauk by umieć nazwać rzeczy po imieniu, naprawdę będzie łatwiej i jaśniej wszystko zrozumieć a Duch Św oświeci człowieka całkowicie i taki człowiek będzie mógł tutaj na ziemi wykonać dla Boga pracę w pełni-żyjąc dla Boga i ufając bezgranicznie właśnie Jemu poza tym-czemu mamy się odzierać z wiedzy z tego kim jest nasz Bóg skoro taka została nam dana, czy nie uważasz tego za błogosławieństwo że wiesz kim jest Twój Bóg i jaką wiarę wyznajesz i dlaczego? A łączenie się z ludźmi w modlitwie wypełnionymi tymże Duchem czy nie jest jeszcze większym błogosławieństwem? Czemu mam się z tego odzierać???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurs o którym piszesz budząc się, jest niebezpieczny, ponieważ zawiera pseudo filozoficzno- - psychologiczną papkę, spleconą z z chwytliwymi "mądrościami" rodem z New Age. Takie typy książki i kursy są płytkie i powierzchowne, zawierające banały typu "uwierz siebie, odmień swój los" itp Nie pisząc już o tym, jakimi bzdurami i banałami tego typu "poradniki" są naszpikowane. Nie lepiej i prościej , jest zawierzyć swoje życie po prostu Bogu? Czy nie najlepszym "poradnikiem" jak żyć jest po prostu Pismo Św?. Dlaczego Prawdy szukasz okrężną drogą? Bo to modne i chwytliwe? Bóg najlepiej potrafi odmienić czyjeś życie, ale najpierw trzeba Go poznać i Jemu zawierzyć. A w takich typu kursach Go na pewno nie znajdziesz..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
szukajcie a znajdziecie... jestem chrzescijanka i ze swojego punktu widzenia moge powiedziec tyle, ze Bog przemawia do mnie bezposrednio, wypelnia swojim pokojem, dal sie odnalezc dzieki modlitwie, mojim poszukiwaniom i memu zaufaniu, trwaniu w nadzieji na istnienie wyzszego dobra ktore wszystko stworzylo faktycznie, nie sa potrzebne kursy by odnalezc Pana, a poza tym, no coz... mowicie ze nie wolno oceniac, a sami to robicie, spychajac sedno problemu na tor poboczny jesli chodzi o moja znajoma, juz jej wybaczylam, choc uwazam jej zachowanie za nietaktowne zamierzam jej powiedziec, ze jesli ma zly nastroj zeby mnie nie zapraszala bo zadna z nas nic nie wyniesie pozytywnego z takiego spotkania A z tym przebudzeniem... ja to widze tak:zbyt wielki jest iloraz ludzi na tym swiecie aby mogl sie on zmienic ludzie byli, sa i beda przez wieki tacy sami, za 2000lat bedzie tyle samo zla co i dobra na ziemi,a dlaczego-bo taka nasza natura, ze musimy sprobowac wszystkiego potem niektorzy z nas ida w dobrym kierunku, inni w gorszym-tacy juz jestesmy a nasz milosierny Pan wybacza kazdemu, nawet mordercy pod warunkiem ze jego skrucha jest prawdziwa Jak to sie ma do osadzania innych o czym tutaj ciagle piszecie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
Czy nie istnieje Boży plan zbawienia? Czy Bóg nie ma dość mocy i miłości by poprowadzić wszystkich do Nieba? Twierdzenie, że będzie jak jest, jest negowaniem Boskości Boga, negowaniem istnienia Jego planu zbawienia i negowaniem możliwości realizacji tego planu. ***** Bóg jako doskonale miłujący stwarza wszystkich doskonałymi i doskonale równymi w tej doskonałości. Jako Miłość nie mógłby inaczej. Odwrócenie od Boga powoduje utratę poznania rzeczywistości, a więc utratę widzenia wszystkich jako Doskonałych i doskonałej równości wszystkiego. Wtedy inni widziani są nierzeczywiście, jako lepsi lub gorsi. W świadomości stwarzane są więc wizerunki innych, fałszywe obrazy ukrywające prawdę. Nie ma więc ciemnych i jasnych, gorszych i lepszych. Są tylko doskonali na obraz i podobieństwo Boga. Codzienna lekcja czy widzę coś innego prócz doskonałości innych, prócz doskonałej równości wszystkich? Tak. Więc lekcja trwa. Rozumiejąc to, wiem że poza wszystkimi nadziejami i scenariuszami, poza wszystkimi ideami, na dzisiaj najważniejsza jest ta praktyczna lekcja. Czy patrząc na kogokolwiek, czuję i widzę cokolwiek innego niż Miłość, którą każdy jest? Czy przechodzę obojętnie, czy złość lub smutek innych widzę jako cokolwiek innego niż moją fałszywą ocenę, mającą ukryć Bożą Rzeczywistość? Chwila po chwili, sekunda po sekundzie uczę się zachowywać czujność przeciwko fałszywym wizerunkom, stwarzanym przez moje ego. Ponieważ każdy umysł jest potężny, gdyż został stworzony przez Boga, mogę oszukiwać się okrutnie, wciąż i wciąż stwarzając fałszywe wizerunki. Atakując siebie i innych poprzez odmówienie widzenia Prawdy. 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kate...
budzac sie moge cie jeszcze pomęczyc? :) czy wystarczy, ze bede sumiennie przerabiac lekcje z kusu cudów, by zmienic myslenie o sobie i o swiecie, czy muszę np zastosowac jakies inne metody by oczyscic swoj umysl z negatywnych mysli? ostatnio natknęlam sie na rozne metody oczyszczania umyslu np nazwanie negatywnej emocji, czucie jej w ciele i zmiana na pozytywna. nie daje mi to spokoju. przeraza mnie ilosc traum z dziecinstwa i nie wiem jak sie za to zabrac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
WItaj kate... :) Mogę Ci tylko napisać o moich doświadczeniach, bo nie jestem w stanie powiedzieć co dla Ciebie jest najlepsze. To wie Bóg i Ty, choć na razie możesz mieć wiedzę o sobie ukrytą w głębi siebie, poza świadomym umysłem. Moja droga była taka, że najpierw przez lata próbowałem psychologii, medytacji, filozofii, różnych rzeczy. Ale też zaczynałem w ciemności, zupełnie sam na tej drodze (oczywiście z Duchem Świętym u boku, jak każdy, ale bez żadnej tego świadomości), bez wsparcia ze strony innych osób, z bardzo mglistym pojęciem gdzie w ogóle idę, choć wiedziałem, że nie mogę zostać tam gdzie byłem, bo umrę. Kurs był ukoronowaniem, byłem już do niego dobrze przygotowany. Absolutnie nie uważam, że to jest jakaś najlepsza droga, czy choćby godna powtarzania. To co mogę Ci powiedzieć to: obserwuje siebie. Możesz na przykład przerabiać Kurs. Jeśli stwierdzisz, że to wystarcza - w istocie lekcje Kursu są nieustanną rozmową z Bogiem i z Duchem Świętym i swoją własną Wyższą Jaźnią, którą skryliśmy przed sobą - że czujesz pomoc i ulgę, to ok. Stosuj też inne rzeczy, jeśli czujesz taką potrzebę i czujesz, że pomagają Ci. Wydaje mi się, że warto i można podejść do tego maksymalnie pragmatycznie. Wyobraź sobie, że idziesz do cukierni. Są trzy smaki lodów: czekoladowe, śmietankowe i truskawkowe. Chcesz zjeść tylko jedną gałkę na deser po obiedzie. Na ogół, od razu lub po chwili zastanowienia, będziesz czuła, że chcesz taki czy inny smak. Nie analizujesz w nieskończoność, jaki rodzaj lodów chcesz. Odpowiedź przychodzi sama - wezmę te. Spróbuj odszukiwać w sobie to miejsce, w którym jest taka odpowiedź: "O tak, teraz przerabiam Kurs i czuję, że robi mi to dobrze." Choć konsekwencja jest w dłuższym okresie czasu potrzebna, nie zrażaj się niekonsekwencją. Gdy czujesz, że przerabiasz lekcje na siłę, że męczy Cię to, że źle na Ciebie wpływa, przerwij to na krótko lub bardzo długo. Spróbuj czegoś, do czego skłania się Twoje serce w danym momencie. Bądź dla siebie łagodna, a nawet bardzo łagodna. Jest to wskazane zawsze, ale szczególnie, gdy jesteśmy relatywnie mało zakotwiczeni w duchowej pracy, gdy jeszcze nie rozpoznajemy swojej Świętości, choćby mgliście. Na początku możemy mieć uczcie miotania się, ciężkiej walki, toczenia głazu jak Syzyf. Nie należy zagłębiać się w te odczucia, pielęgnować ich w sobie Robię raz to, raz to, ok, teraz tak jest. Taka właśnie jest droga, bo zawsze zaczynamy od zagubienia i dezorientacji. By nie zrażać się, nie potępiać za brak postępów, nie katować za brak konsekwencji - co niczemu nie służy, trzeba zdobyć się na łagodność dla siebie. Poczuj w sobie delikatne, niewinne dziecko, które chce właśnie łagodności, uśmiechu, pogłaskania. Kto Ci to da, jeśli nie Ty? Ty jesteś najbliżej tego dziecka, Ty jesteś i tym dzieckiem i jego opiekunem. Bądź więc troskliwa i łagodna. "Krzyki", niezadowolenie i potępianie nie przysłuży się dzidziusiowi. To dziecko rozkwitnie w łagodności i miłości. Patrz też na to tak, w końcu przyjdzie ukojenie. Na początku krótkie chwile, potem dłuższe.... Zdradzę Ci mój mały sekret. Lekcje Kursu przewidziane są na rok. Ja przerabiam je już chyba czwarty rok i chyba w tym roku skończę. Przedtem dłuugo studiowałem tekst podstawowy. Nie potępiam się za powolne postępy i błędy, które czasami powtarzałem milion razy. Owszem potępiałem się za to. Ale dzisiaj, z perspektywy widzę, że to mi nie pomagało. Gubiłem łagodność, pojawiała się frustracja, a czasami sub-depresja, smutek, bezradność, przestawałem pracować i nieraz przez to znów wracałem do stanu, w którym po raz kolejny robiłem ten sam błąd. Znów dziecko w sobie pozbawiałem łagodności, uśmiechu i pogłaskania. Zdarza mi się to do dziś, choć jestem coraz lepszym opiekunem dla samego siebie. Pozdrawiam Cię serdecznie. 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
💤

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
:classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kate...
dzieki budzac sie :) czyli po prostu musze nauczyc sie słuchac siebie.. wlasnie to przychodzi mi cieżko bo jestem osoba niezdecydowaną, wybieram 10 rzeczy na raz i probuje wszystkich w konsekwencji męczę sie i nic z tego nie wychodzi. zastanawiam sie czy, zeby "uslyszec głos Boga poczuc, ze to on do mnie przemowil na rozny sposob musze sie oczyscic z negatywów czy pomimo zasmiecenia umysłu jestem w stanie powiedziec, ze poprzez cos on do mnie przemowil?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale czym jest
dokladniej fauszywy wizerunek o ktorym piszesz, mozna to rozumiec na wieloraki sposob - tego typu filozofie Moc Boga polega przede wszystkim na tym, ze wyznajac Jego przykazania dostaje sie moc nie osadzania drugiego czlowieka,moc porzucenia tego co nazywamy zlem, moc zmiany samego siebie i to jest najwiekszy cud jakiego doswiadczamy na samych sobie, to jest jak byc alkoholikiem cale zycie i nagle za sprawa Boza przestac pic-tak to dziala! samemu z siebie nie mozna sie az tak zmienic, i mozna to przyrownac do krecenia sie w kolko, niemocy wykonania tego czego ucza ksiazki new age prowadzace tym samym do destrukcji czlowieka poniewaz tak naprawde sa one pozbawione mocy Bozej :( odczuwam jakis silny brak mimo wszystko czegos tak nadnaturalnego wlasnie, brak ludzi ktorzy by sie tutaj wpisali i uznali to za fakt:uwierzylem i stal sie cud! Bog mnie uzdrowil, uzdrowil moja dusze. Ale jakos tego tutaj nie widze, ludzie narzucili sobie samym prace nad soba, nad swojimi slabosciami, nad swojimi kompleksami ale bez Boga to bedzie monotonna, syzyfowa praca Chrzescijanski Bog mowi o tym by isc do Niego z wszystkimi troskami i zmartwieniami, wszystko Jemu zawirzyc z 100procentowa ufnoscia, on obiecuje ze wszystko dobrze uczyni. A co obiecuje bog new age? zwodzi was, wodzi was za nosy a zadnej mocy w sobie nie ma-jestescie zdani sami na siebie i uczy was tego by liczyc tylko na siebie, na swoje sily i swoj umysl-taki jest slaby ale by bylo lzej daje wam ksiazke ktora trzeba kuc.... ech....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moc modlitwy, moc kosciola
Pan Bóg wiele mi uczynił!!! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Mam na imię Paweł, teraz (2004 r.) mam 18 lat. Chciałem napisać parę słów o tym jak poznałem Pana Boga i jak On we wspaniały sposób może działać i sprawiać cuda! Szczerze mówiąc już nie pamiętam kiedy zacząłem odchodzić od Boga. Od piątej klasy szkoły podstawowej jestem ministrantem, pochodzę z katolickiej rodziny, gdzie każdy co niedzielę chodził i chodzi do kościoła. Gdy miałem jakieś 14 lat i "zacząłem dorastać" pojawił się w moim życiu grzech onanizmu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to co robię może być złe (w końcu wszyscy to robią)! Potem kolega pokazał mi kasety z troszkę mocniejszą muzyką. Zacząłem słuchać najpierw takich zespołów jak Metallica, Black Sabath, Iron Maiden, Led Zeppelin i wiele innych "lżejszych" wykonawców. Nawet nie zauważyłem kiedy ta pozornie niewinna muzyka zaczęła mnie ściągać w dół! Stare kasety zacząłem powoli zamieniać na coraz to mocniejszą muzę. Doszło do tego że słuchałem tzw. black czy death metalu. Były to takie zespoły jak np. Slayer, Mayhem, Motorhead, Dimmu Borgir, Morbid Angel itd. (sporo tego było). Kiedyś zacząłem się zastanawiać czy to czego słucham nie jest trochę sprzeczne z tym w co wierzę... Szatan nie pozwolił mi długo o tym rozmyślać. Pojawiły się różne dziwne zainteresowania. Dużo czytałem o muzyce, której słucham, zacząłem zagłębiać się w teksty, okładki płyt. Interesował mnie satanizm, okultyzm. Czytałem dużo różnych książek (w tym czarną biblię), gazet, artykułów w internecie .... Powoli odchodziłem od Kościoła, Boga. Kiedyś trafiłem na kolonie w takiej małej wiosce koło Krynicy Górskiej. Akurat podczas tego wyjazdu odbywał się tam odpust. Poszliśmy całą grupą do kościoła na Mszę Świętą. Całą Eucharystię przegadaliśmy na placu przed kościołem. Dziwne było to, że usłyszałem jedno zdanie wypowiedziane podczas kazania. Było to zdanie z księgi Apokalipsy św. Jana: "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Następnego dnia przypomniałem sobie o tych słowach i zacząłem się nad nimi zastanawiać. Nawet rozmawiałem z pewnym opiekunem (którego podziwiałem i cały czas podziwiam za jego radykalność w wierze) na temat złej muzyki. Niestety gdy tylko wróciłem do domu powrócił "stary świat". Nie dość tego upadałem coraz niżej. Zaczęły się różne imprezy a co za tym idzie alkohol, papierosy. Może nie piłem, czy paliłem nałogowo (miałem jakieś 16 lat), ale robiłem to coraz częściej i sprawiało mi to dużą radochę. I tak mijał kolejny rok kiedy nie mogłem się odnaleźć. Pewnego dnia ksiądz zaprosił mnie i paru kumpli na spotkanie oazy. Pomyślałem: czemu nie! No i tak zaczęła się moja przygoda z Panem Bogiem. Chociaż cały czas słuchałem takiej muzyki jak kiedyś, paliłem i piłem, trwałem w grzechu samogwałtu to jednak były te spotkania co piątek... no i niedzielna Eucharystia! Dzięki niektórym ludziom z oazy dowiedziałem się, że jest także muzyka mocna ale grana dla Pana Boga. Odkryłem takie zespoły jak: 2Tm2,3; Armia; Pneuma (teraz wiem że jest ich dużo więcej). Często przychodziliśmy na te spotkania pośmiać się, porozrabiać, rozwalić to co przygotował animator (teraz mój dobry przyjaciel) ale gdzieś tam w sercu Pan Jezus posiał we mnie ziarenko Prawdy - i czekał aż wykiełkuje. Po rocznej formacji na parafii...trochę przez przypadek...trafiłem na rekolekcje wakacyjne. Tam Pan Bóg zaczął bardzo mocno działać w moim życiu. Może troszkę przez zasłonę emocji ale podczas jednej z modlitw wyrzekłem się złej muzyki i onanizmu. Było to dla mnie bardzo trudne ale i owocne! Teraz z perspektywy czasu sądzę, że można było z tych rekolekcji wynieść dużo więcej, ale to nic. Ważne, że Bóg jest tak dobry, że dał mi jeszcze troszkę czasu. Kiedy wróciłem z rekolekcji byłem odmieniony, myślałem, że już wszystko będzie piękne i z Panem Bogiem. Tak trwałem przez parę tygodni. Później zaczął się rok szkolny, poszedłem do nowej szkoły gdzie znałem bardzo niewielu ludzi. Zaraz 13 września (był to piątek i wieczorem mieliśmy Mszę fatimską) zorganizowaliśmy kiełbaski "zapoznawcze". Z tej imprezy ledwie doszedłem do kościoła i razem z kolegą postanowiliśmy zostać na procesji (jego mama tam była i on tez powinien tam być). Zgodziłem się. Podobno ledwie się na nogach trzymałem i śmierdziało ode mnie na parę metrów. Wiem, że to może wydawać się śmieszne, ale mnie było potem bardzo wstyd. I w takim "zawieszeniu trwałem jeszcze parę miesięcy. Kiedyś kolega zabrał mnie na taką Mszę do Częstochowy. Spotkania do tej pory są organizowane przez Wspólnotę Przymierza Rodzin Mamre. Jest to wspólnota, posługująca w szczególny sposób charyzmatami i w której bardzo wyraźnie widać działanie Pana Boga. Ten wyjazd bał dla mnie bardzo dużym kopniakiem - pierwszy raz doświadczyłem takiego Boga. Gdy następnego miesiąca pojechałem na tą Eucharystię usiadłem sobie w ostatniej ławce i próbowałem jak najmocniej uczestniczyć w tym co się działo. Na czuwaniu zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy - zacząłem się cały trząść, dokładnie tak jakbym strasznie zmarzł. Zaniepokoiło mnie to trochę, ale wróciłem do domu i wszystko było w porządku. W Myszkowie (sorry, że dopiero teraz to piszę, ale to jest moje rodzinne miasto) zaczęliśmy spotykać się wieczorami z księdzem w kaplicy na takich krótkich czuwaniach. Na jednym z tych modlitw Pan Bóg znowu zaczął mnie mocno doświadczać. Zaczynałem się trząść, ciężko było mi wytrzymać przed Najświętszym Sakramentem. Przestraszyłem się tego, ale postanowiłem na razie nikomu o tym nie mówić. Gdy ten stan powtórzył się któryś już raz z rzędu (za każdym razem mocniej mną rzucało) poszedłem z tym do księdza. Powiedział, że trzeba się pomodlić i spytać Pana o co chodzi. Na następnym spotkaniu u nas w kaplicy mój stan był już dosyć ciężki. Podszedł kapłan i zaczął się modlić...a mnie coraz bardziej rzucało.... Następnego dnia ten sam ksiądz zabrał mnie do jeszcze jednego księdza, który zaprosił jeszcze paru świeckich ludziJ. Wszyscy oni wspólnie modlili się za mnie. Było to bardzo późnym wieczorem i pamiętam, że także w Myszkowie wielu ludzi modliło się za mnie. Przez godzinę na klęczkach rzucało zły trząsł mnie jak głupim! Po godzinnej modlitwie zakończonej spoczynkiem w Panu byłem wolny. Mimo niesamowitego zmęczenia bardzo się cieszyłem. Ksiądz powiedział mi, że były we mnie jakieś 3 złe duchy! Było to dla mnie ogromne przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Byłem już jestem pewien, że Jezus Chrystus jest Najwspanialszym Panem, Który kocha nas Nieograniczoną Miłością. Dzisiaj jestem animatorem w naszej wspólnocie oazowej. Staram się żyć jak najbliżej Pana Boga. Cały czas zdarzają się upadki, ale wiem, że jest ktoś, kto chce mnie podnosić za każdym razem. Napisałem to świadectwo, aby przestrzec Nas (bo także i mnie) przed niebezpieczeństwem jakie grozi nam od szatana. On nie śpi, a różni się tym od Pana Boga, że nie pyta jak Ojciec czy może wejść - wystarczy, że uchylisz mu drzwi Swego serca a on już tam wejdzie w "ubłoconych glanach" Pozdrawiam Wszystkich! Obiecuję modlitwę i proszę o nią!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a czy wy
doswiadczacie mocy Boga jesli tak to w jaki sposob czy mozecie sie podzielic jakimis doswiaczeniami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
Dzień dobry :) Kate... żeby usłyszeć głos Boga, chyba trzeba go tylko nie zagłuszać. Bóg mówi do nas cały czas. Nie oczekiwałbym spektakularnego głosu w głowie. To mogłoby raczej przestraszyć i doprowadzić do obłędu. Dzisiaj rozumiem, że Bóg mówi do mnie poprzez całą rzeczywistość, mówi do nas we śnie, który śnimy, który zwiemy jawą, poprzez wszystko co zdarza się we śnie - tzw. rzeczywistości. Rzeczywistość, świat przejawiony, jest lustrem naszego umysłu. Dla każdego. Zrozumienie tego jest niesamowicie pomocne. Gdy widzę smutek i złość wokół - to wiem, że jest to odzwierciedlenie mojego smutku i złości. Tak więc staram się działać, by widzieć wokół siebie łagodność, miłość i nadzieję. Czyli starając się dawać łagodność, miłość i nadzieję. Nie zawsze wychodzi, ale ... nie jest źle. Czyli zmieniając siebie automatycznie zmieniam świat wokół siebie. I dotyczy to każdego. ***** Co do mocy Boga - w zasadzie całe moje życie jest uświadamianiem sobie mocy Boga, która jest wszędzie wokół każdego. Dowodów mocy Boga w mym życiu mam mnóstwo. Trudno to opisać, bo musiałabym opisać szczegółowo swoje życie. Poza tym Moc Boga jest taka, że bez wiary w Boga w ogóle nie wyobrażam sobie życia, chyba że jako hedonistyczną szybką autodestrukcję. Także Kurs jest dla mnie, w moim życiu, dowodem nieskończonej mocy Boga. Przez wiele lat mówiłem Bogu, że jeśli istnieje i widzi moje zgubienie, to musi być wstanie wytłumaczyć mi to wszystko, odpowiedzieć na moje pytania, słowami. Rozumiałem, że Bóg całkowicie przekracza słowa, ale mówiłem Mu, że ja póki co muszę rozumieć przez słowa. I przyszedł do mnie Kurs, który odpowiedział na wszystkie moje pytania, w sposób tak logiczny i spójny, z jakim nie spotkałem się nigdy w żadnym dziele naukowym, literackim, filozoficznym czy religijnym. Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mysle ze gdyby istnial bog
dawno juz zniszczylby swiat ktory stworzyl. jeseli jest jakas sila wyzsza, to na pewno nie nazwe tego czegos bogiem. ogolnie zazroszcze ateistom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budzac_sie_
Czy to oznacza, ze wierzysz w niemilosiernego, zlego Boga?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kate...
budzac sie-- czyli tak naprawdę muszę się oczyscic z negatywnych mysli i przekonan, pewnie przestac sie spinac itp i wtedy naturalnie bede wiedziec, ze to Bog do mnie przemawia. czytam lekcje z kursu i nie bardzo rozumiem cwiczenie 1 czy mam go zrobic czysto mechanicznie? czy najpierw zrozumiec, bo ciezko mi mowic, ze wszystko nic nie znaczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostatni moheranin
Przeważnie dlatego człowiek bywa nieszczęśliwy, błąka się przez całe życie, że. próbuje żyć nazbyt „Śwoim życiem, powierzając się swej ludzkiej naturze i licząc wyłącznie na własne siły. Gdy jednak powierzy ster swego życia Bogu, Bóg sam wykonuje za niego część zadania: sukces ale nie sukces w potocznym, ludzkim znaczeniu ma zapewniony i całkowity. Dziecko, które bierze na siebie zbyt wiele bagażu, prędko się zmęczy, wyczerpuje, potyka i upada, a może nawet skaleczy. Jeśli jednak zgodzi się na to, że jest dzieckiem jeszcźe, zrezygnuje z postawy „ja sam ojciec bierze największy ciężar, a nawet samo dziecko bierze na ramiQna. Przemocą Bóg nie odbierze ci ciężaru twoich trosk, twoich zadań budowania życia, broni niezbęd3ej w życiowych walkach, trudu działania. W sobie właściwy, dyskretny sposób jest zawsze obecny, czekając, aż Mu powieżzysz swoje zmartwienie, lub poprosisz o pomóc przy trudnym zadaniu. Po co aż tyle bierzesz sam na siebie? Po co upierasz się, że sam będziesz walczył, a tylko chcesz „pomocy? Dlaczego nie chcesz powierzyć Mu wszyśtkiego, wszystkich zadań swego życia, a ponadto swoich dłoni i serca, aby On mógł się nimi posłuży? Chrystus w godzinie swej śmierci na Kalwarii powiedział do Ojca „W ręce Twoje oddaję duszę moją najbardziej obciążoną ciężarem wszystkich grzechów świata i wszystkich cierpień i wszystkich trosk ludzkich. Trzy dni później Ojciec zwrócił Mu życie ja1że odmienione, pełne chwały i światłości zmartwych wstania! - Każdego wieczora bądź gotów obumrzeć wszystkim swoim uprzedzeniom, wszystkim prawdziwym i urojonym troskom. Złóż wszystko z pokorą w ręce Ojca, aby On co dzień na nowo rankiem zbudził cię wolnym od niepokoju, czystym i otwartym na życie nowego dnia. „W ręce twoje Panie oddaję ducha mego, wybawiłeś nas Panie Boże prawdy (Ps 30). „,Spokojnie usypiam, skoro się położę, bo Ty sam jeden, Panie, czynisz mnie bezpiecznym (Ps 4). Jeśli chcesz być wolnym, jeśli chcesz być na każdy dzień, każdą minutę - młodym, / radosnym pełnym pokoju silnym i zwycięskim człowiekiem . „Zrzuć swą troskęa Pana, a On cię podtrzyma (Ps 54).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budzac_sie_
Kate...pocałuj mnie w pompkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc_się_
Dzień dobry :) Ostatni moheranin - tak, tak :) Kate ... Co do ćwiczenia - mechanicznie nie. W lekcji napisano: "...nie powinny stać się rytuałem", co oznacza, że nie mają być mechaniczne. Podstawowy cel ćwiczenia to: nie różnicować, albo zdać sobie sprawę z różnicowania i zacząć się go oduczać. Czy jesteś w stanie z takim samym emocjonalnym nastawieniem stwierdzić, że "ta stopa" nic nie znaczy i "to krzesło" nic nie znaczy? Czy możesz tak samo powiedzieć np. o jakiejś pamiątce na półce? Jeśli nie, można spostrzec, że nasze różnicowanie, nasz system oceniania, jest bardzo głęboki i dotyczy wszystkiego, że nawet w relacji do rzeczy materialnych tkwimy w systemie lubię-nie lubię. Uświadomienie sobie tego jest ważne, gdyż uwalniając się od lgnięcia do przemijających rzeczy, które same z siebie są neutralne, nie mają w sobie dobra czy zła, i uwalniając się od niechęci do innych rzeczy, poszerzamy przestrzeń naszej wolności. Automatyzm "zwykłego" ludzkiego życia polega na tym, że właśnie automatycznie, bez większej tego świadomości lgniemy do tego co opatrzyliśmy etykietą "dobre" i uciekamy od tego co opatrzyliśmy etykietą "złe". Bez zrozumienia dlaczego te a nie inne etykiety "nakleiliśmy" na danych rzeczach (sprawach, ludziach, itd.). Bez zrozumienia, że w lubieniu i nie lubieniu kierujemy się głębokimi wdrukami, których świadomie nie wybraliśmy. W ten sposób stajemy się niewolnikami umysłowych schematów, z których nie zdajemy sobie sprawy. Nie wiem czy przeczytałaś najpierw Tekst. "Nic nie znaczy" rozumiem tak, że rzeczy same w sobie nie mają żadnego znaczenia. Nie są ani dobre, ani złe. Ani pomocne, ani szkodliwe. Dosłownie nic nie znaczą. To dopiero nasza świadomość kreuje ich znaczenie. Wyobraź sobie krzesło, samochód, lodówkę, czy cokolwiek innego, zawieszone gdzieś w pustym kosmosie, kosmosie bez żadnej świadomej istoty. Czy mogłyby one mieć jakiekolwiek znaczenie? Nie. Musi zaistnieć świadomość, by pojawiło się znaczenie. Skoro nasz umysł nadaje rzeczom znaczenie, to zyskując samoświadomość, zyskujemy wolność. My decydujemy czy coś ma znaczenie, czy nie. Przestajemy być niewolnikami etykiet i wdruków. Stajemy się władcami znaczenia. Jeszcze dalej zaś idąc, Kurs uczy tego, że tylko Bóg, tylko miłość i jedność mają znaczenie, tylko bycie w miłości i doskonałej komunikacji ze wszystkimi i wszystkim ma sens. Więcej: jest sensem, gdyż nie jest tak, że miłość ma sens. Ona jest sensem, jest tożsama z sensem. Sens i Miłość to w Rzeczywistości Boga jedno i to samo. W tym kontekście nic innego nie ma znaczenia. Rzeczy są tylko elementami wytworzonego przez nas świata, który miał za cel ukrycie Boga, czyli Miłości. Ale nie trzeba od razu skakać w otchłań zrozumienia i doświadczania bezsensu naszego świata. To właśnie może skończyć się głęboką depresją. Teraz Bóg prowadzi nas z powrotem do sensu i w tym procesie stopniowo będziemy dostrzegać sens we wszystkim, gdyż zrozumiemy, że poza każdym obrazem widzianym oczami, za każdym dźwiękiem za każdym dotykiem, trochę głębiej niż sięgają zmysły, jest Bóg. Wszędzie. Owocnej lekcji :) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hdfsdfa
autor zawsze używa polskich znaków więc to podszywy :D , nie pisze l czy z , tylko ł, ż :O postarjcie się bardziej.:P a ta baba kate to już w ogóle jakaś masakra w biały dzień :D:D:D :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kate...
dziekuje budzac sie mniej więcej wiem ale jesli mam tą świadomośc, ze to ja nadaję wszystkiemu znaczenie, to mimo to, ze ktos mnie denerwuję, nie potrafię nagle byc mila dla tej osoby, bo się zwyczajnie nie da. sprobowalam raz i ta osoba nadal byla nie mila aha nie wiem o co ludziom chodzi tutaj, ja po prostu jestem ciekawa i chce się rozwijac, a ze budzac sie swietnie tłumaczy to o mnie bardzo interesuje toteż pytam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bod szatan
Male dzieci chore na białaczke to tez wina ''dobrego milosiernego boga'' Poczytajcie w w Starym Testamencie co robi bog. Ilu winnych lub niewinnych slazal od zarodka na nieszczescie. Przy takim bogu szatan jest niepotrzebny. w ntakich wypadkach bog jest chory psychicznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do ...,,,,
Autor tematu chyba kreuje swą własną religię. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×