Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość aa...
juz kiedys pisalam. sugerujesz, ze za duzo mysle i wypisuje bzdury?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do aa...
nic nie sugeruję,nie znam twoich wpisow.sprawdzam tylko swoją intuicję;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość świadomie śniąc
Nie korzystałem nigdy z wróżek. 🌼 Oczywiście, że nie lgnięcie do niczego i nie uciekanie przed niczym jest trudne, gdy jesteśmy w środku snu. Niejeden mnich zen poświęcał dziesięciolecia medytacji, by zbliżyć się do tego. Kurs uczy, że przebaczanie może ogromnie przyspieszyć rezultaty i logicznie wyjaśnia, dlaczego tak jest (buddyzm, zwłaszcza we współczesnych interpretacjach, gdy grzęźnie w nihilizmie i zbliża się do ateizmu, nigdy w przekonywujący sposób nie wyjaśnił czym jest świat przejawiony i dlaczego powstał, choć buddyzm i tak jest niezły). 🌼 Bóg jest wszędzie i jest we wszystkim. Ale też nie ma Go w naszym świecie. Bóg jest prawdą, nie ma Go w złudzeniach. 🌼 To co widzimy zmysłami to bezpośredni rezultat naszych życzeń. Wyobraź sobie - to tylko zobrazowanie, nie opis rzeczywistości - nieskończoną przestrzeń i to, że ta przestrzeń jest substancją Boga. Gdy zasypiamy, śnimy, że Boga nie ma, ta przestrzeń przybiera kształty, które odpowiadają naszym życzeniom, naszym wyborom. Ale nie możemy zmienić Boga. To niemożliwe. To dzieje się tylko w naszej fantazji. W rzeczywistości cały czas jesteśmy w tej przestrzeni - w Bogu. On jest wszędzie wokół, bo nic innego nie ma. Gdy będziemy się budzić, wszystkie kształty rozwieją się, zobaczymy To co Jest, czyli Nieskończone Światło i Miłość, Radość i Szczęście, to są atrybuty - jedynie istniejące - owej "przestrzeni" - Boga. 🌼 Czegoś w pewnym sensie podobnego mogą doświadczyć schizofrenicy i psychonauci na dużych dawkach substancji psychoaktywnych. Patrzą na to samo, co wcześniej, ale widzą to zupełnie inaczej. Cień staje się otchłanią, tynk na ścianie z faktycznie istniejących w nim nierówności i porów układa się w oddychające spirale, itd. W ostrej schizofrenii i na dużych dawkach psychodelików rzeczywistość może się w ten sposób tak przekształcić, że aż staje się zupełnie innym światem. Czasami zdarza się to w pewnych dziwnych fazach naszego "zwykłego" snu. Gdy śpiący ma otworzone oczy, ale dalej śpi. Mózg rejestruje obraz przekazywany z siatkówki i wkomponowuje go w sen, w którym elementy widziane oczami (czyli z jawy) stają się elementami snu, ale odgrywają zupełnie inną role. Tak samo może zdarzyć się w czasie tzw. podróży do astralu. (Oczywiście nie muszę dodawać, że skoro nasz świat jest halucynacją umysłu, to tzw. astral i wizje schizofreników czy psychonautów, też nimi są) 🌼 Szacunek należy się więc Bogu i bliźnim, a nie fantazjom. Ale Bóg może nam pomagać i pomaga także, gdy przebywamy w naszych fantazjach. Nie ma sensu okazywać szacunku amuletowi, czy posążkom, bo one są elementami snu, są iluzjami. Ale oczywiście masz rację, że wiara może pomóc. Tylko jak? I co to znaczy pomóc? 🌼 Mogę wziąć lekarstwo przeciwbólowe, ale nie będę okazywał szacunku pigułce. Rozumiem, że w danym momencie tak mocno ogarnęło mnie ego, że nie kontroluję swego umysłu, w efekcie czego muszę doświadczać ataków ego, np. w postaci bólu pleców. Bóg działa poprzez wszystko. Także i przede wszystkim innych ludzi, mogą to być też lekarstwa i amulety. Ale jeśli tego nie rozumiem i będę myślał, że to amulet działa sam z siebie, jakieś czary, itd., to pomoc jest tylko doraźna, a przez to pozorna. Bo nie zbliżam się do przebudzenia, do zrozumienia, że tylko Bóg działa, a więc nie zbliżam się do Boga. W ten sposób można utknąć na bardzo długo w kole życia i śmierci. Zaliczając na przemian niekończące się ciągi trochę lepszych i gorszych (od trochę do baaaaardzo) stanów. 🌼 Załóżmy, że możemy wejść w halucynacje schizofrenika. On widzi cień jako otchłań. Możemy rzucić ręcznik, mówiąc że to most. Nasze kolejne interwencje będą pomocne, jeśli powoli, delikatnie odsłonimy mu, że tylko halucynacje. Zakręcimy rozmowę i otrzemy go mostem. Powoli zdekonstruujemy jego świat. Nie pomożemy, jeśli będziemy tylko rozbudowywać jego halucynacje. W tym przykładzie my to Bóg, halucynacje to nasze życie, a schizofrenik to my. Czy miałoby sens i byłoby pomocne, gdyby schizofrenik dziękował cudownie zesłanemu mostowi, albo gdyby spostrzegł, że to ręcznik i okazywał ręcznikowi cześć? Nie bardzo. To by świadczyło, że jego zaburzenie pozostaje bez zmian. Gdyby zaś, za mostem postrzegł ręcznik, a za nim nasze działania, mógłby coś zacząć kojarzyć, mogłaby mu zaświtać pamięć rzeczywistości. I mógłby być wdzięczny za naszą pomoc. Mam nadzieję, że ten przykład jest pomocny. 🌼 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość świadomie śniąc
aa... jedna rzecz, którą chciałem Ci powiedzieć - robi na mnie ogromne wrażenie to, jak uczciwie i skromnie (w najlepszym znaczeniu słowa skromnie) potrafisz się pytać. To niespotykane :) Dobranoc 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość świadomie p
Na tym forum większość to depresje, bez pracy, renciści, i inne odpady więc nie jesteśmy sami:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aa...
dziękuje budzac sie:) a jeszcze wracając do tematu, próbuję zrozumieć to o co pytam. duzo czytam i wielu autorów rozwoju duchowego mówi o szacunku do wszystkiego bez wyjątku. tak jak mówiąc do rośliny pozytywne słowa, odwdzięczy sie ona sie tym, ze bedzie pieknie rosła, tak przemawiając lub w przypadku stołu nie narzekając na to, ze jest paskudny, odwdzieczy sie tym, ze nie bedzie sie szybko niszczyl itp. wg huny np wszystko zyje i wszystko ma ducha. zródło: http://www.huna.net.pl/index.php?name=News&file=article&sid=713 oczywiscie, zaden amulet, czy woda sama z siebie nie zdziala cudów, a raczej wiara w to, ze moze zdziałac, powoduje np uzdrowienie. wiara, sam Jezus mawiał wg waszej wiary niech wam sie stanie. Bog dla mnie jest czystą miłoscia, wszystkim co napotykam, czyli jest tak samo w czlowieku jak i drzewie. a moze ja sie mylę ciągle? czuję, ze w pewien sposob nie mysle źle ale tez moze nie potrafię przelac tych wszystkich mysli tak jak bym chciala lub ciagle nie rozumiem istoty zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdgfsdthtrwsgvedddddd
Bog jest zajebisty i tyle w temacie. A kto nie wierzy w Boga ten debil i pustak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
Bóg obdarował mnie brzydota i tepym umysłem. Brzydota na tyle, że nie wychodze regularnie z domu od 5 lat, szkoła, znajomi nigdy tak naprawde nie miałem tego...Chwytam sie jakis metod domowych, że tak powiem, ale wszystko zwiazane jest z silna wolą. Nienawidze Boga, codziennie modle sie o to bym umarł we śnie... i nie chodzi o bycie płytkim, a o zwykła przecietna. Moja twarz jest jak po wypadku, choroba taka nie znam jednak jej źródła. Po tylu latach po prostu uswiadomilo mnie to, że nadziei nie ma żadnej... Sadyzm pokazał i nadal mu mało. Nadal nasyca sie moim cierpieniem. Nie znosze lata, bo długo jest widno a sklepy zamykane, jak teraz ok. 17 ciemno jest to jakoś potrafie wyjść jeszcze, jednak zawsze mam ten kaptur na głowie. Nawet, gdy za lada tylko sprzedawca... A autor bez urazy, ale nie ma w sobie chyba empatii, bo wydaje mu sie, że rozwiazanie ma sie w głowie. Bzdura, problem istnieje nawet bez udziału umysłu, ale to taki banał, że powinniscie zrozumieć.. Umówmy sie- większość zewnetrznie jest zupełnie normalna, ja jak potwór wyglądam.... Przez ten je** porządek, geny. Dawaj mi Boże czego poskapiłeś, DAWAJ a nie sie mścisz. Mam dość jego, nie pamietam kiedy ostatnio byłem gdzies bez nakrycia.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
Od dawna pelnoletni jestem, nie pracuję. Próbuję, ale to już nie zniknie...zawsze bede miał poharataną, z dziurami twarz, że nawet śmieci wynieśc nie wyniosę, chyba że w nocy. Nie do wytrzymania, zwłaszcza że 99% nigdy nie miało poważnych probloemów skórnych. Oczywiście wliczam tu także całe tego następstwo w postaci upokorzen, samotności, chyba domyśleliście się :( Bóg mnie pokarał. Nie wiem co mu zrobiłem, ale wiem że nie odpuści. Nigdy nie zmienia decyzji, wszystko jest juz zapisane i nam tylko wydaje sie, że panujemy nad sytuacja, tak naprawdę odpadamy na każdym kroku, tylko ci którym pisane jest szczęście potrafia wytrwać tzw. "pupilki".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
inni kończa studia, pieprzone gnoje z nich , nie mający pod górkę, a takich jak ja juz podswiadomie odbiera się za niezdolnych do niczego i omija szerokim łukiem. Nie robie nic, w ogóle nie mam poczucia wolnej woli, ani troche nawet w nieistotnych sprawach :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
Kończe ten bezsensowny wywód :o on mnie gnebi, nie chce przestac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dreamcast
@kj,k Mogę, w końcu i tak nikt mnie tu nie zna. To było: wiele lat prowokowanie wymiotów żeby nie przytyć, zamawianie przez ineternet różnych niebezpiecznych środków aby nie jeść, które zniszczyły mi to i owo.., parę bezsensownych zabiegów medycyny estetycznej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bś2012
Już nie mogę dłużej - sądzę, że jestem w stanie wczuć się w Twoją sytuację, zwłaszcza, że choć z innych powodów, były okresy w moim życiu, gdy czułem się całkowicie wyalienowany i samotny i byłem bardzo bliski samobójstwa. Poczucie nieszczęścia jest poczuciem nieszczęścia, nie ma tego jak zmierzyć. Ale nie o to chodzi. Ludzie postępują różnie wobec problemów, które ich spotykają. Jedni walczą, inni poddają się. Jedni pomstują na Boga, inni zastanawiają się dlaczego świat wygląda tak, a nie inaczej. Są ludzi sparaliżowani czy niewidomi i głuchoniemi równocześnie, którzy z radością zamieniliby się z Tobą problemami. Ale ja nie jestem od oceniania, bo poczucie nieszczęścia jest poczuciem nieszczęścia i nikt nie ma prawa oceniać innych. Sam mam małą wyporność na ten świat. Przyjąłeś taką, a nie inną postawę, jestem w stanie to dobrze zrozumieć i nie ma sensu bym dyskutował z Tobą, czy przekonywał Cię do jakiegokolwiek obrazu świata czy Boga. Tylko jedna kwestia, jeśli tak, a nie inaczej widzisz problem, to może spróbuj go rozwiązać. Jeśli to następstwo choroby, czy jakiś rodzaj wrodzonego schorzenia, itd., to zorientuj się czy i na jakich zasadach w takich sytuacjach NFZ refunduje leczenie - zabiegi chirurgii plastycznej. Kto pomaga w takich sytuacjach? Sądzę, że jakaś pomoc istnieje, ale pewnie trzeba o nią powalczyć. Są różne fundacje, które finansują różne zabiegi medyczne. Jeśli Twoje problemy rzeczywiście uniemożliwiają normalne życie, to może któraś mogłaby pomóc. Czy sprawdzałeś to dokładnie? A jeśli nie ma szansy na żadną pomoc, to sprawdź ile kosztowałaby operacja i zrób wszystko, żeby choć przez kilka lat uzbierać na nią. Pomyśl może o pracy, która dałaby Ci satysfakcję, miałaby sens (np w schronisku dla zwierząt, których miłość mógłbyś poczuć - niektórzy ludzie tak nie lubią ludzkości, że pomimo sukcesów, urody, itd., zamykają się ze zwierzętami i im poświęcają życie). Czy bezradność nie jest Twoim wyborem? Myślisz inaczej, to Twoje prawo. Przepraszam za te rady. Mogę tylko tyle, mogę modlić się za Ciebie, co dla Ciebie nie ma sensu, ale nie dołączę do Twojego pomstowania na Boga. Świat jest domem cierpienia, wiem o tym lepiej niż świetnie. Gdyby tak nie było, nie byłoby żadnych religii, żadnych duchowych ścieżek. To wszystko istnieje, bo świat jest piekłem i wielu próbuje z niego uciec, albo ma nadzieję, że istnieje jakiś lepszy świat. Pozdrawiam Cię ciepło 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bś2012
aa... zgadzam się z Tobą, jest we wszystkim (choć nie jest tym w czym jest). I oczywiście postawa miłości wobec całego świata jest najlepsza na drodze do przebudzenia :) I chyba to jest najważniejsze. Dalej można zagłębiać się w teologiczne i filozoficzne wyjaśnienia, ale po co? To przecież wybaczanie i miłość dla innych ma nas poprowadzić do Domu :) Jeśli to wiemy, to dalsza filozofia jest chyba zbędna. 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość -do autora
znales moze ludzi tak zdesperowanych i rozcarowanych zyciem ktorzy szukali pomocy szatana podpisujac cyrograf?? lub innych podobnych zagubionych? pytam z ciekawosci pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość -do autora
rozczarowanych*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
Nie odrzucam modlitw, jednak uwazam, że pomagają tylko osobom szczęśliwym i z udanym przeznaczeniem. Nie rozumiem za to wymagania od nieszczęsliwych wielu, naprawde wielu, modlitw. Dlaczego? Z jakiej racji nie 1 modlitwa a sto czy tysiac? Czy jedna nie moze być intensywniejsza od kilku "na odwal się"? Co, Bóg siedzi sobie na fotelu z podłokietnikami z dłonmi na karku w geście wyższości i mówi "tak, módl się. Wielbij mnie"? W żadnym razie nie obrażam go już, choć miewałem takie napady złości i obwiniałem go. Zawsze potem bałem się co mnie czeka, w ogóle mam poczucie, że coś wpływa na moje decyzje, inni ludzie nie ulegaja emocjom czy nieprzyjemnym doznaniom, lecz obserwuja je. U mnie jednak brak tej swobody obserwacji na dłuższa mete, cos jakby trzyma mnie w miejscu i choćbym prosił, to nie, "bo on mądrzejszy", "bo w przyszłości docenię to". Przestałem już wierzyć, że cokolwiek mogę, w nadmiarze dostaję porażki. Za chwilę symbolicznie zamierzam odłożyć obraz ze ściany z wizerunkiem Jezusa, nie chcę go w swoim życiu. Ma odejść.Bynajmniej nie piszę jak jakiś nawiedzony, po prostu boję się Boga i go nienawidzę za to bezsensowne życie, za obdarowanie mnie jakimis "prawdami" dopiero po czasie. Dlaczego nie pisaliśmy 2 lata temu czy 10 lat temu? To były zalążki problemów, a teraz na co mi jego rzekoma pomoc. 5 lat temu mógł dać o sobie znać. I tak w to nie wierzę, w jego dobroć, w to że szatan jest odrebna postacią. To wszystko wg mnie pozory, metody są ,ale siły woli brak. W moich problemach wysiłek to nie coś na równi z wyrzuceniem śmieci do kosza czy niechęcia do wyprowadzenia psa, tu raczej jakies diety i zabiegi sa potrzebne a wytrwać w tym łatwo nie jest. Tak czy siak on mi nie pomoże, "gdyż to niezgodne z jego planem" :( nie wiem co robic ze sobą, na razie na utrzymaniu rodziny jestem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tu macie akurat topik
Jak podpisać cyrograf ?? 07:14 cyrografista No właśnie? Wie ktos? podpisyał ktos ?? Prosiłem Boga i Marie, błagałem, chyba kilka godzin wymodliłem i nic Wiec skoro Bóg mi nie chce pomóc to została mi juz ostatecznosc Tylko Szatan moze mi pomoc, bo on nie wybrzydza, spelnia kazde zyczenie za dusze Kiedys chcialem podpisac ale wtedy bylem mlody i glupi i mialem rzadania z kosmosu, a teraz jestem przekonany ze musze to zrobic i teraz mam bardziej realne "wymogi" Myslicie ze uda sie?? Jak tego dokonac?? Nie czekam na odpowiedzi zdweocialych katoliczek, bo to Bog mnie do tego doprowadzil 07:19 [zgłoś do usunięcia] cyrografista Nikt nie wie ?? Nie mam czasu, musze tego dokonac jak najpredzej. 07:28 [zgłoś do usunięcia] cyrografista bog mnie nie kocha i mnie opuscil, moze o mnie zapomnial? wiec tylko szatan mi zostal. 08:42 [zgłoś do usunięcia] Wiem gdzie... Spróbuj w szpitalu psychiatrycznym, na izbie przyjęć powinieneś dostać namiar na lucyfera... 09:45 [zgłoś do usunięcia] hahaahakakjs to chyba jaja jakieś!!!! 09:46 [zgłoś do usunięcia] Pharaon Reviens ja też bym się zapisał 10:21 [zgłoś do usunięcia] wniosek jest jeden zagłosuj na partię Tuska przy następnych wyborach. 10:31 [zgłoś do usunięcia] eoooooooo Oglądałeś "Bedazzled"? To komedia, ale tak właśnie kończy się sprzedanie duszy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
troche niezrozumiale piszę, ale w najwiekszym skrócie po prostu za późno. Nie obwiniałem go x lat temu, mimo że problemy podobne istniały, ale też nie uzyskałem wiedzy o metodach rozwiazujacych je (inna sprawa to to, że wytrzymać nie wytrzymam, bo to za trudne). To tak jak kazac komus przebiec 500 metrow, a drugiemu odrobic prace domową, ludzie lubia nazywac sie silnymi, prawda jest taka, że silny = niedoświadczony przz los lub nie potrzebujacy korzystać z metod nie do przeskoczenia. Kiedyś chciałem polubic Boga, przyznam nawet, że w swoich starych wypowiedziach na innych stronach nazywałem go przyjacielem z którym jak rozmawiam nie musze wykonywac akrobacji, klekać, tylko w pełni swobodnie odzywac sie. Nie wiem co sie stało, nie miałem pretensji wtedy, choc życie podobne wiodłem. Dzis jednak za dużo tego uderzania sie głowa o meble, stopami, upadków itd. każdemu sie zdarza, ale mi kilka, kilkanaście razy. Poza tym jak już pisałem, nie pomogl mi wytrwać w postanowieniach, może chce bym cierpiał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bś2012
O cyrografach nic nie słyszałem. 🌼 Nie mogę już dłużej - pogubiłem się chyba trochę w tym wszystkim. Rozumiem, że z jednej strony masz ogromne życiowe problemy, a z drugiej jest ich rozwiązanie, ale Ty nie możesz go wdrożyć, bo nie jesteś wytrwały...I na końcu oskarżasz Boga, że nie jesteś wytrwały, bo widocznie On chce byś cierpiał? Jeśli tak, to przemyśl to sobie dokładnie. Bo chyba osiągnąłeś mistrzostwo w zwalaniu odpowiedzialności za swoje życie na cokolwiek i kogokolwiek, tak by nie wziąć jej na siebie ani grama. Może przydałaby się pomoc psychologa? Nie jest to złośliwa uwaga, bo tak robi ludzkość cały czas, choć tego nie widzi. Powoduje sama swoje WSZYSTKIE problemy, a potem jęczy, że one są. Wywołuje wojny, a potem przerażona patrzy na cierpienie. Nie umie kochać nawet swoich dzieci, a potem narzeka, że są niedobre. I tak ze wszystkim. Ogromna większość ludzi ciągle zwala jakiekolwiek swoje problemy na innych: pracodawców, pracowników, żonę, męża, nauczycieli, rodziców, dzieci, polityków, szatana, kabała, islamistów, katolików, bez końca. I mało kto patrzy uczciwie w lustro. Ten świat jest piekłem - ale jest to złudzenie piekła, złudzenie cierpienia wytworzone w paranoi zaprzeczania Bogu, w umysłowej chorobie odwrócenia się od miłości. Każdy sam sobie to czyni. W istocie ten topik jest o tym, że to my jesteśmy całkowicie odpowiedzialni za swoje życie. I od nas zależy wszystko. Nie od nich, tamtych, złych, polityków, gangsterów, wyzyskiwaczy, głupków, złych rodziców, itd., ale od nas. My wybieramy piekło albo raj. My wybieramy Miłość czyli Boga, albo świat będący Jego zaprzeczeniem. Pozdrawiam Cię i trzymam kciuki za Twoje przebudzenie ... na początek do najprostszej wytrwałości, która pomoże Ci polepszyć swoje życie :) 🌼 Rozstawić czas żaglowce nieskończonej kontemplacji i płynąć tęczą do Nieba:) Wpadnę tu jakoś w grudniu. Wszystkich ciepło i serdecznie pozdrawiam, będę słał pozytywną energię najlepiej jak umiem. Jeśli mielibyśmy się tu nie spotkać, to wszystkiego, wszystkiego najlepszego, miłości, łagodności, radości :) :) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bś2012
O cyrografach nic nie słyszałem. 🌼 Nie mogę już dłużej - pogubiłem się chyba trochę w tym wszystkim. Rozumiem, że z jednej strony masz ogromne życiowe problemy, a z drugiej jest ich rozwiązanie, ale Ty nie możesz go wdrożyć, bo nie jesteś wytrwały...I na końcu oskarżasz Boga, że nie jesteś wytrwały, bo widocznie On chce byś cierpiał? Jeśli tak, to przemyśl to sobie dokładnie. Bo chyba osiągnąłeś mistrzostwo w zwalaniu odpowiedzialności za swoje życie na cokolwiek i kogokolwiek, tak by nie wziąć jej na siebie ani grama. Może przydałaby się pomoc psychologa? Nie jest to złośliwa uwaga, bo tak robi ludzkość cały czas, choć tego nie widzi. Powoduje sama swoje WSZYSTKIE problemy, a potem jęczy, że one są. Wywołuje wojny, a potem przerażona patrzy na cierpienie. Nie umie kochać nawet swoich dzieci, a potem narzeka, że są niedobre. I tak ze wszystkim. Ogromna większość ludzi ciągle zwala jakiekolwiek swoje problemy na innych: pracodawców, pracowników, żonę, męża, nauczycieli, rodziców, dzieci, polityków, szatana, kabała, islamistów, katolików, bez końca. I mało kto patrzy uczciwie w lustro. Ten świat jest piekłem - ale jest to złudzenie piekła, złudzenie cierpienia wytworzone w paranoi zaprzeczania Bogu, w umysłowej chorobie odwrócenia się od miłości. Każdy sam sobie to czyni. W istocie ten topik jest o tym, że to my jesteśmy całkowicie odpowiedzialni za swoje życie. I od nas zależy wszystko. Nie od nich, tamtych, złych, polityków, gangsterów, wyzyskiwaczy, głupków, złych rodziców, itd., ale od nas. My wybieramy piekło albo raj. My wybieramy Miłość czyli Boga, albo świat będący Jego zaprzeczeniem. Pozdrawiam Cię i trzymam kciuki za Twoje przebudzenie ... na początek do najprostszej wytrwałości, która pomoże Ci polepszyć swoje życie :) 🌼 Rozstawić czas żaglowce nieskończonej kontemplacji i płynąć tęczą do Nieba:) Wpadnę tu jakoś w grudniu. Wszystkich ciepło i serdecznie pozdrawiam, będę słał pozytywną energię najlepiej jak umiem. Jeśli mielibyśmy się tu nie spotkać, to wszystkiego, wszystkiego najlepszego, miłości, łagodności, radości :) :) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie moge dluzej
"Jeśli tak, to przemyśl to sobie dokładnie. Bo chyba osiągnąłeś mistrzostwo w zwalaniu odpowiedzialności za swoje życie na cokolwiek i kogokolwiek, tak by nie wziąć jej na siebie ani grama." Od dłuższego czasu dawałem sobie nadzieję, a co za tym idzie także usiłowałem cos zmienić. O jakiej ty tu odpowiedzialności piszesz? Odpowiedzialności kilkulatka? Bo tyle miałem, gdy zaczeły pojawiać się problemy, co prawda dzis mowa jest o skutkach tego co w wieku paru lat sie rozpoczeło. Powoli. Bez końca niestety. Mam prawo i mam rację zwalajac wine na społeczeństwo, na mnie i na nich po połowie przypada odpowiedzialność, inna sprawa jest to, że nikogo nie obchodzi to co miało miejsce/ma teraz, czy/i jaki wywiera wpływ na nasza psychike. To jest oczywiste, moge siedziec w domu, nie pracować, z nikim nie gadać, taki jak ja postrzegany jestem jako du.pek i pasożyt... Ale ok. "Dorosłem" do momentu kiedy nie robi to na mnie wrażenia, jestem samotny ale da sie życ, cery jednak nie zniose. Żadne maskowanie nie pomoże i nie chodzi co ludzie powiedza, po prostu dla mnie to taka granica gdize zagłeibianie sie w umysł, obserwowanie reakcji na dystans jest NIEMOŻLIWE :( kiedys przeczytam ten topic od początku, ale choc byl okres że chciałem zaufać znow Bogu no nie umiem.. po prostu nie umiem... Nie ubzduralem sobie niczego, nie mam "paranoi" etc. Ale czuję, że cos ma nade mna kontrolę, nie umiem myślec inaczej. Ty trzymasz kciuki za moje przebudzenie, wytrwałość, tu jest właśnie problem. Nadmiar negatywnych emocji, ogromny wysiłek i postanowienie jakie sobie obrałem przestaje sie liczyc... i właśnie to jest ten moment, gdy dostaje duzo myśli przeciw trwaniu w jakims tam postanowieniu mniejszym/czy wiekszym, to nieważne.. Byle błahostka może być celem, coś prostego jak no ni ewiem siegniecie po pilota. Nic zwiazanego z rozwojem czy zadbaniem o siebie, a nmawet w takich głupotach potrafie ulec. Doprowadza mnie to do szału... a przy wiekszym celu (trudniejszym, wymagajacymn b. silnej woli) tak jak pisałem , zawsze odpadam. Nic nie poradzę, że mam wrażenie jakby uwział sie Bóg, a obrazu nie zdjałem w koncu :o W skrócie piszac dobrze robie obwiniajac los i Boga . Wiedział że nic ze mnie nie wyjdzie a mimo to żyję, może miał jakis plan wzgleem mnie? a co z wolna wola? mam ja w koncu w 100% czy może 90? I nie wmawiaj mi, że szukam winnych, bo i ja i oni tak samo winni ,to ja ludzi nie obwiniam juz, było mineło. Wiekszość tego nie ma na ryju dlatego mam pretensje, ale on mi nie może pomóc. Korona by mu spadła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wedg
ciekawy jest opis z linku o tym okultyście. Tylko czemu Jezus mnie nie słyszy :O czuję się jakby miał mnie w dupie, niech sam sobie cierpi jak chce , ja mam dosyć :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aa...
budzac sie dobrze rozumiem bedziesz tu dopiero w grudniu? ja mam pytanie odnosnie emocji. czy jestes za tym by niechciane, negatywne emocje najpierw zaakceptowac i ponownie przezyc by sie z nich wkoncu wyzwolic czy zostawic tą pracę nad negatywnymi emocjami i zyc tu i teraz cieszac sie kazda chwilą? i jeszcze jedno czytałes moze Złotą księge? jesli tak myslisz, ze warto by sie w nia zagłebiac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aa...
ok budzac sie sorki moze nie bylo tematu, bo wlasciwie troche wyzej bylo pytanie na temat podobny - strachu, wlasciwie odpowiedziales juz. ok musze w takim razie kilka razy wczytac sie i porozmyslac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poradz mi cos
Jeśli autor mógłby niech odezwie sie wcześniej niż w grudniu, chodzi o poradzenie mi czegos na to, że majac pozytywny nastroj czuje, że mogę góry przenosić i wtedy jak cos postanowie, to albo realizuję to w pełni (gdy cel jest mniejszy), albo pracuję nad tym. Niestety w drugim przypadku cel jest wiekszy, wiec gdy sie pojawia wysiłek w końcu zaczynam myśleć, że to bez sensu...Ale to nie jest, że to puste myśli. To sa bardzo silne emocje, bardzo silne przekonanie o tym, że to co robimy nie ma wiekszego sensu. A przecież ma! Bo to nasz świadomie podjety cel był. Jak sobie z tym radzić? Tylko prosze o odpowiedz z perspektywy takich osób jak ja, którzy zamiast próbowac wytrzymac w wysiłku, obserwowac go, wolą tego nie czuć i koniec koncow rezygnują.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fedfgh
aa...vel grazyna kobieto weź ty się lepiej udaj do dobrego specjalisty :O siedzisz tu od dawna i tylko pierdy czytasz zamiast wziąć się w końcu w garść :O piszę ci szczerze:O źle skończysz jeśli nic ze sobą zrobisz :O tyle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aa...
fedgf--> uwierz mi próbuję, juz nawet czuję przemęczenie -wielki chaos w głowie, mozliwe, ze pogubilam sie i nie wiem jak wyjsc. tzn wiem, ze Bog mi pomoze. najgorsza tylko ta wleczaca sie za mna przeszłosc i przyszlosc. ale dzieki budzac sie powoli wszystko sobie układam w glowie . problemem jest wpadanie w skrajnosci. z jednej strony wiem, ze przeszlosc i przyszlosc to iluzji tego nie ma, jest tylko teraz, z drugiej nie potrafie sie od tego uwolnic. to pokazuje mi tylko jak bardzo i wciaz jestem oddalona od Boga :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fedfgh
aa.. czy jak ci tam......nie możesz brać budząc się za jakiegoś guru bo tak to niestety wygląda z boku :O nikt tu ci nie chce pisać złośliwie ale widać że masz ze sobą niemałe problemy i jesteś bardzo zagubiona:O ja też tu sporadycznie zaglądam ale jakoś mnie udało się wyjść z tej matni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×