Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość polny bobik

Nie mogę poradzić sobie ze śmiercią psa!

Polecane posty

Gość gość
01:32 Sugerujesz, że u każdego działania po śmierci bliskiego ograniczają się do wskazanych przez ciebie czynności? Bez refleksji, żalu, modlitwy za ukochaną osobę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tez po odejsciu mojej psinki bardzo cierpialam i myslalam ze juz nie bede chciala zadnego psa bo zaden nie bedzie tak wspanialy, ale po 3 miesiącach dostalam od siostry psine ze schroniska i choc jest calkiem inna niz poprzednia to nie wyobrazam sobie zeby jej nie bylo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kocham DŻORDŻA
Piszę bo nie mogę sobie poradzić z utratą mojego przyjaciela. Miałam zaledwie go 5 miesięcy , ale pokochałam go tak mocno , że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować . Wszystko przypomina mi mojego kochanego misia bernardyna DŻORDŻA . Zmarł zaledwie 2 dni temu a ja wciąż wierzę że to tylko sen , ale gdy budzę się w nocy jego nie ma. Nie wiem jak dalej poradzę sobie z jego odejściem , ratowalam go do ostatniej chwili ale nie udało się. Modlilam się ale to też nie pomogło . Mój DŻORDŻ zostawił mnie , nie wyobrażam sobie żeby zastąpił go inny pies. .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MMyk
Straciłam swojego psa 1 maja. York, nazywała się Hime - w małym ciałku olbrzymia dusza. Dla ludzi, którzy jej nie znali wydawała się chłodna i nieprzystępna, jednak jak się ją lepiej poznało, zyskiwała sympatię każdego. Od ok. 2 lat była chora - miała problemy z nerwami, więc chwiejnie się poruszała, dodatkowo musiała przyjmować leki na tarczycę. Wiele osób mówiło mi, żebym ją uśpiła, bo co to za pies, którego ciągle trzeba leczyć, na pewno jest jej źle. Ale ja ją znałam, widziałam, jak ochoczo chodziła na spacery, jak obszczekiwała drugiego psa, jadła dwa razy tyle, co jej większy "brat" i potrafiła odgonić go od miski. Nikt nie wiedział czemu, ale uwielbiała włazić w miski z wodą, musiałam wymieniać ją co sekundę, bo ją brudziła. 30 kwietnia miała wypadek - chodziła po ogrodzie, pod tatą złożył się fotel ogrodowy i na nią upadł. Połamana miednica. 2 dni antybiotyków, leków przeciwbólowych, lecz stan się nie poprawiał, nie stawała na przednie łapy, co nie kwalifikowało ją na operację. Patrząc na nią osowiałą zdecydowałam, że muszę dać jej odejść. Uśpiłam ją 1 maja i pochowałam w ogrodzie. Ból jest okropny - patrząc w każdy kąt przypominam sobie o niej - o tym, jak maczała łapy w misce z piciem, jak wchodziła do kuchni, bo czuła, że robię sobie coś do jedzenia, jak wchodziła w buty, jak warczała, żebym włożyła ją na łóżko, żeby przy mnie zasnąć. Przypominają mi się miejsca, gdzie z nią chodziłam, gdzie patrzyłam, jak drepcze. Jest 3 maja, a mój tata codziennie dzwoni, żeby mówić, że ludzie mają gorzej, że to był pies i nie powinnam już tak tego przeżywać, bo ludzie tracą bliskich. Nie trafia do niego, że psy były dla mnie jedynymi bliskimi do tej pory (z tatą odzyskałam kontakt po kilkunastu latach, z mamą nikt z rodziny, w tym ja, nie utrzymuje kontaktu). Jego gadanie podsyca moja siostra, która nigdy nie zżywała się ze zwierzętami. Jestem sfrustrowana, bo jest mi ciężko, tęsknię za Hime, a przy okazji jestem krytykowana, że wszystko ze mną nie tak, bo powinnam się już po 2 dniach ogarnąć, a po prostu nie potrafię, nie umiem sobie z tym poradzić ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anitajot
Minęły dwa tygodnie od kiedy odszedł mój ukochany piesek DeeJay. Był z nami 10 lat i wiem... po prostu wiem, że mógł z nami przeżyć jeszcze kilka lat. Wiem, że to moja wina, że już go z nami nie ma. Wiem, że można było zrobić więcej by go uratować. Teraz jest tylko przerażająca cisza, pusta i żal. Noszę w sobie ogromną żałość i smutek po jego stracie. Niewiele osób to rozumie. Brak zrozumienia wśród znajomych i części rodziny tylko wszystko pogłębia. Udaję, że jest już wszystko w porządku, żeby nie zmuszać innych do niezręcznej dla nich rozmowy o moim piesku. Ale cały czas myślę tylko o nim. Wszystko mi go przypomina. Bardzo za nim tęsknię. Kiedy tylko zostaję sama nie mogę powstrzymać łez. DeeJay, na którego też wołaliśmy pieszczotliwie nynusia, był okazem zdrowia przez 8 lat. Bodaj 2 lata temu dostał pierwszego ataku padaczkowego. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że to może być padaczka. Ataki powtórzyły się jeszcze z 2 razy w ciągu roku. W wakacje w ciągu dnia dostawał ataki padaczkowe. Weterynarz polecił lek na padaczkę, który zadziałał. Odetchnęliśmy z ulgą. Jedna tabletka na dzień odpędziła od nas zło choroby. Aż do 5. stycznia 1:00 w nocy. Nasz Didżejek dostał ataku padaczkowego, który trwał blisko godzinę, aż weterynarz nie uspokoił jej lekami. Panika i strach nigdy nie były tak paraliżujące. Weterynarz sam nie wiedział co mu jest, uważał, że to jest coś jeszcze - nie tylko padaczka. Nie potrafił jednak postawić diagnozy. Walczył o jego życie. Powiedział nam, że może nie przeżyć: 43 stopnie gorączki, stan agonalny, brak reakcji na leki uspokajające. Udało się zbić gorączkę, 2 dni pod kroplówką. Weterynarz powiedział, że mózg może być dosłownie skasowany i pewnie nie będzie nas rozpoznawał. Po 3 dniach, kiedy odebraliśmy go od weterynarza widać było, że jest półnieprzytomny. Następnego dnia zdarzył się cud - zareagował jak za starych czasów podniecony słysząc otwierającą się bramę garażową. Wtedy zawsze wiedział, że ktoś wraca do domu. Popłakaliśmy się, że nasz piesio jest z nami też duchem, a nie tylko ciałem. Zwiększyliśmy dawkę leku i każdego dnia zasypialiśmy ze strachem, że znowu obudzi nas hałas trzęsącego się pieska w kompulsjach padaczki i rozrzucającego wszystko po domu. 5. sierpnia czyli po 7 miesiącach nasz piesio położył się spać kiedy znowu dostał silnego ataku. Nie puszczało go. Natychmiast zabraliśmy go do weterynarza. Było z nim ciężko, objawy miał podobne jak w styczniu, ale mimo wszystko wydawało się, że nie jest tak źle jak ostatnio. Temperatura 41 stopni, znowu brak reakcji na leki uspokajające, obrzęk płuc. Piesio został podłączony do aparatury tlenowej i miał zostać tak na 3 godziny. Wróciliśmy go zabrać, ale lekarz zalecił pozostawienie go na obserwacji na noc. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Ciężko mu się oddychało, trzęsły mu się tylne łapki. Widać było, że walczy o każdy oddech i pojękuje (moim zdaniem) z bólu. Niby dostał leki przeciwbólowe, ale jego ciche jęki i czasami nawet krótkie wycia mrożą mi krew w żyłach każdej nocy jak sobie o nich przypomnę. Głaskałam go i mówiłam, że będzie dobrze. Wierzyłam w to. Następnego dnia mieliśmy go odebrać o 8:00. O 7:30 zadzwonił weterynarz, że piesio odszedł. Czułam jak milion ostrzy powoli wbija mi się w serce. Oddałam telefon narzeczonemu, nie byłam w stanie wydusić słowa. Do dziś słyszę "nie mam dobrych wieści. Pół godziny temu mi odszedł". To tak strasznie boli, dusi, przytłacza. To takie niesprawiedliwe. Miał być z nami, miało być dobrze. A on odszedł. Taki wesoły, kochany pies. Wszystkich lubił, był bardzo przytulaśny i pocieszny, pomocny. Chcieliśmy go odebrać i godnie pochować. Widok spakowanego psa w czerwony worek na odpadki medyczne.... nikomu tego nie życzę. Nie mogę im wybaczyć, że nie włożyli tego worka chociaż w jakieś pudło. Piesku tak bardzo za Tobą tęsknimy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiem jak to jest we wtorek odszedł mój kochany przyjaciel BORYS został otruty

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mialam dwa pieski Gorga owczarka niemieckiego odszedl 28. 3. 2006 o 23.55 mial 17 lat i Maxia ktorego trzeba bylo uspac bo mial raka 11.8. 17 roku i nadal mam Cyruska ale nie je i zaczyna umierac . Bardzo mnie to boli. Jestem osoba chora i to sa moi przyjaciele. Jak zdazylam sie uporac z odejsciem Maxusia to teraz Cyrusek. I to jest nie prawda ze usypianie pieska nie boli bo Makus bardzo cierpial.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aleksandrowna
Mój Cyryl odszedł wczoraj. Po 14 latach. Był ze mną połowę mojego życia. Nie mam rodzeństwa i był dla mnie wszystkim. Tak strasznie mi go brakuje, a myśl, że już nigdy go nie przytulę i nie poczuję ciepła jego ciałka jest nie do zniesienia. Pocieszam się tylko tym, że już nie cierpi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
19 dni temu musiałam pożegnać moja ukochana malutka Amelka ból jest ogromny jakby ktoś wyrwał mi kawał serca.To jest takie okrutne w ciągu dwóch tygodni zabrał mi ją rak.Tyle w życiu przeszła bo miała padaczkę operacje usunięcia kamieni z pęcherz ropmacicze a na koniec ten okropony rąk. Co chwilę płacze jak to strasznie boli jak mam bez Niej dalej żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coniq
Czekalam az 25 lat zeby miec w koncu psa...najpierw dzieci byly male, czesto sie przeprowadzalam..i w koncu 13 lutego 2016 przywiozlam do domu malenkiego bulterierka.To on wybral mnie..miala byc dziewczynka..ruda..a wrocilam do domu z bialym chlopczykiem.Milosc od pierwszego spojrzenia...Nikt nie mial prwa z zaskoczenia do mnie podejsc na spacerze...bronil calym soba.Kazdy dzien to bylo swieto.Od pierwszej nocy spal ze mna na poduszce..wszedzie razem..byl moim cieniem....byl bardzo wesolutkim psem..jak to bulteriery wesolki...az do wrzesnia 2018...pewnej nocy chodzil caly czas...cos sie dzialo...w dzien do weterynarza...prostata..leki.....ale juz w pazdzierniku okazalo sie ze to nie byla prostata....:( wszystkie wezly chlonne spuchniete...antybiotyki..sterydy...i biopsja pozbawiajaca wszelkiej nadziei...zlosliwy chloniak...rak..60 % wszystkich bialych krwinek zajetych.Coniq ( Konik) mial tego raka w oczkach..widzialam to..te oczki byly inne.Brzuszek opuchniety jak balonik..zaczely sie problemy z wyproznianiem.Co z tego ze chcial duuuuzo jesc :( 19 listopada pojechalismy ostatni raz do doktora :D :D :D...i co z tego ze wiem ze niby zrobilam dobrze, ze sie nie meczy i tak dalej...co z tego ze jestem dorosla i powinnam sobie zdawac sprawe z przemjania,co z tego ze jestem pielegniarka i wiem ze i tak nie bylo ratunku...CO Z TEGO jak nie potrafie wrocic do domu i otworzyc drzwi bo rozpacz mnie rozpieprza..:( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hahahah ja tu rozpaczam nad swoją platoniczna miłościa a ktoś pisze ze tęskni do zdechlego psa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęście

Rozumiem Wasz okropny ból,ja straciłam swojego LAKUSIA dwa tygodnie temu i wydaje mi sie,że ból i tęsknota z dnia na dzień jest większa.Moje serce rozpadło się ,nie umiem normalnie funkcjonować.Lakuś z nami był równe pół roku,a pszyszedł nie wiadomo z kąd jako jeden wielki kołtun,z anemią .Wszyscy nas podziwiali ze taki zapchlony potworek a my go bierzemy.Obcielismy,został odpchlony i pokochałam go do szleństwa.Stał sie naszą wielką dumą,wszyscy nam go zazdrościli -stał się piękny ,inteligentny i za wszystko dziekował.Nie opuszczał nas nawet na krok a ja z kazdym dniem bardziej go kochałam i nie umiałam bez niego być nawet na chwilę.26 listopada o 6.25 wypuściłam go na dworek sisi zawsze odrazu przybiegał lecz nie tym razem.Wyszłam odrazu na podwórko szukac ale gdy zobaczyłam iz ktoś w nocy otworzył furtkę poczułam ból w sercu-straszny ból.Mąz odrazu wsiadł w samochód ale......To był najgorszy dzień w moim życiu....Nasze szczescie odeszło na zawsze,nasza duma,piękna istotka,...ten merdający wciąz ogonek nie daje nam spać,żyć..i to ciągłe pytani-e Boże dlaczego nam go dałeś, aby odrazu zabrać/żył 2 lata, a pół roku był tylko szcześliwy-dlaczego Boże?????dlaczego Nasze życie skonczyło się smutek,bół i ta cisza...i ta świadomość ,iż nigdy Go nie zobaczymy-dlaczego Boże????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Cieszcie się że wasze zwierzęta żyły aż naście lat bo to szmat czasu. Mój umarł zbyt młodo. Spokojnie mógłby żyć jeszcze 10 minimum. Bez sensu to wszystko. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęście

Gdy Lakuś był z nami obiecałam sobie, że już nigdy nie bedzie mu zimno,bo na kazdy deszczyk trząsł się,lecz gdy go kąpałam ufał mi.Ta nasza cudowna istotka miała to spojrzenie jak człowiek- takie rozumne.Myśle,ze Bóg tej istotce napisał specjalny scenariusz na jego los,bo to co się stało to było nie możliwe zeby mogło sie stać.Zawsze bał sie samotności,samochodów a jednak zginął pod kołami-to naprawdę było nie możliwe.Bóg chciał, abym poznała prawdziwą miłośc i to pół roku uważał, iż mi wystarczy.Naprawdę mam drugiego psa jest z nami od początku 4 lata i widzę jego spojrzenie, a Lakusia jakie było ,było jak spojrzenie człowieka,naprawdę trudno w to uwierzyć ale było inne.Bardzo za nim tęsknię,ale mam nadzieje,bo nigdy w moim życiu nie śniła mi się babcia a po śnas wyśmialimierci Lakusia przyśniła mi sie i podniosła Go zakrwawionego z ulicy i powiedziała 3 słowa i odeszła z Nim.Wiem ze ona teraz jest opiekunem a On cały czas jej merda ogonkiem i tak bardzo jej słucha.Boże jak bym chciała już z nim się spotkać i poczuć to jego ciepło-wiem,iż to niemożliwe,ale nie umiem bez niego żyć......Nikt nie zrozumie ludzi,jesli ktoś nie miał takiego przyjaciela,nikt......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęście

Gdy Lakuś przyszedł do nas nie wiadomo z kąd strasznie płakałam,bo nie wyobrażałam sobie,że może istnieć takie okrucieństwo u ludzi,aby doprowadzić do takiego stanu taką bezbronną istotkę.To był jeden wielki kołtun, zapchlony,obłędnie głodny.My uczyliśmy Go pomału jeśc,co to jest przytulanie,drapanie,zabawa.Gdy dostał własne legowisko i obroże dziękował, jak małe dziecko i tak z dnia na dzień stawał się przepiękną istotą,wiedzącą jak zawsze się zachować wśród ludzi;My wciąż przeżywaliśmy jak mogli ludzie tak go wcześniej potraktować.Bylismy tacy dumni z niego,że aż nas duma rozpierała-że taki piękny,mądry,zadbany,grzeczny,inteligentny;posłuchany,ułożony itd.On tak się radował gdy wracałam z zakupami,gdy jechalismy autkiem bum bum,gdy szliśmy wszyscy spać a On z nami i...    i.to juz tylko przeszłośc i świadomość ,iż już nigdy....Ale wniosek z jego życia,iż najgorszą istotą na ziemi jest człowiek-okrutny,a te mniejsze istoty nigdy nie zrobią nam okrucieństwa, nawet kochają nas jak my Ich nie kochamy.Musimy uczyć się od NIch a wtedy nasz świat byłby inny,bo naprawdę stajemy się inni jesli mamy te najwspanialsze istoty wokół siebie .I nigdy nie oceniajmy nikogo po wyglądzie,bo nigdy nie wiadomo co skrywa wnętrze każdego.Lakusia też wszyscy odpychali bo potworek,bo śmierdzi okropnie itd.a jego wnętrze było cudowne,przepiękne.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęście

Jutro minie miesiąc jak odszedł nasz Lakuś i ból jest taki sam i ta okropna tęsknota z dnia na dzień zabija.Nie mam już siły normalnie funkcjonować,nie ma sekundy abym o nim nie myślała.Wczoraj była Wigilia-najgorsza w moim życiu.Nie mam już siły, zabija mnie tęsknota,wciąż Go wszędzie widzę.Jak długo będę tak cierpieć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęście

Ja mam jeszcze jednego pieska ,też kocham Go bardzo,ale strasznie ,ale to strasznie brakuje mi Lakusia.Tęsknota za nim zabija,to tak jak by się miało dwoje dzieci i straciło jedno...Może żle porównałam,ale u nas zwierzęta są traktowane jak każdy członek rodziny.Nikt nie zrozumie tego ,gdy nie miał tak cudownych istotek...nikt

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adrian

Już nie raz sie zastanawialem czy po czlowieku jakimkolwiek bede tak plakal jak za psem. Z nikim nie mam takiego kontaktu jak z psem. Z nikim. Chociaz nic nie mowila. Nie odpowiadala slowem ale wystarczy ,ze przychodzila (suczka) i patrzala. Kladla sie obok. Polizala. Zaraz sie rozlozyla do glaskania. Glowe wcisnela pod pache... byla zawsze kiedy nikogo innego nie bylo. Kazdy ma obowiazki...pieskim obowiazkiem jest byc przy czlowieku. To wszystko i az tyle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wspaniałe stworzenia

Ludzie cię opuszczą zignorują zwyzywają i będą obgadywać. Partner partnerka cię możesz zdradzić lub złamać serce. A pies będzie przy tobie trwał zawsze. Nie ma znaczenia czy jesteś fobrym czy złym człowiekiem czy jesteś przystojny czy brzydki, czy jesteś bogaty czy biedny. Pies zawsze będzie się cieszył gdy wrocisz do domu i zawsze będzie przy tobie pełny życia. Niby to zwykłe zwierzę a ceni cię bardziej niż kogokolwiek innego i rozświatla ten smutny szary świat zniszczony przez fałszywych ludzi co udają przyjaciół...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

😭

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxx

Wczoraj odszedł moj najlepszy przyjaciel. Moje wszystko. Był ze mną 12 lat. To wszystko działo się tak szybko, poniedziałek normalny cudowny pies, w piątek musiałam go usypiać. Nie mogę się z tym pogodzic. Z dnia na dzień umierał, gasł, nie mogę wymazać tego wszystkiego z głowy :(  Ta tesknota jest okropna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odeszło nasze szczęscie

26 kwietnia mija juz 5 miesięcy, gdy odszedł nasz Lakus i ból wciąż ten sam,serce pęka.Jestem juz pewna, ze nigdy to nie minie ,a ból bedzie wciąż ten sam.Od tamtej pory wielu pomogłam chorym pieskom,ale to i tak nie uspokoiło mojego pękniętego serca,P

oprostu miłość do zwierząt jest taka sama jak do najbliższych -bo w sumie to była najbliższa istota.I jeśli trafił wam się tak cudowny pies i straciliscie go nie liczcie ze ból minie...Spójrzcie na te portale o zaginionych psach,niektorzy szukają króciutko i poddają sie ,a niektórzy w nieskończonnośc-to jest prawdziwa milość...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna

Wiem co czuje każdy właściciel swojego największego czworożnego przyjaciela. W sobotę 25.05.2019  o godz. 22.00 zmarła Moja Kochana❤❤❤ Sunia Avia na naszych rękach w domu. Z naszą rodziną nasza flatka przeżyła 11 lat szczęśliwych pięknych beztroskich lat w pełnym zdrowiu,dawała nam szczęście miłość i to wszystko dostawała od nas . Niestety przyszła choroba rak płuc ...staraliśmy się jak najbardziej jej ulżyć pod każdym względem od 5 kwietnia walczyliśmy o każdy jej oddech... Mimo choroby jadła do końca ,wszystkie swoje potrzeby załatwiała normalnie Zawszel lubiła się bawić jej maskotki ukochana piłeczka szła w ruch ...Robiła wszystko żeby nas nie martwić KOCHAM CIĘ AVCIU ❤❤❤JESTEŚ BYLAŚ BĘDZIESZ WYJATKOWA TAK SAMO JAK RUBI. Trzy lata temu zmarła nasza Kochana Sunia ❤❤❤ Rubi 15.10.2016 na białaczkę ...Zostały nam w domu dwie KOCHANE KOTECZKI MILA I ZUZIA...Płaczę cały czas,nie mogę spać i jeść...jak to boli i ta pustka....

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×