Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość polny bobik

Nie mogę poradzić sobie ze śmiercią psa!

Polecane posty

Gość gość
Nazywać psy imieniem ludzi= głupota.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To chyba nie na temat..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
22:13 - pies nie jest gorszy od człowieka; często wręcz przeciwnie !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość psia mama
Najlepszym lekarstwem na miłość jest nowa miłość.Doświadczyłam tego już 4 razy.Teraz mam piątego pieska i kocham go najbardziej na świecie .Jak wszystkie poprzednie psiaki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja mam psa husky. dobralismy sie idealnie. To mój najlepszy przyjaciel z którym moge nawet porozmawiać i on mi po swojemu odpowiada. Uwielbiam z nim spędzać czas, biegać, jeździć na wycieczki, chodzić na zwykłe spacery. Jesteśmy jak papużki nierozłączki. Nie wyobrażam sobie co będzie jak mi go zabraknie. Czasem ma takie myśli. Nawet jak jestem w pracy to tęsknie za jego 'śpiewaniem' i 'gadaniem'. To wyjątkowy pies, pozwolił mi wejść do swojego psiego świata, który jest wspaniały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hiurem
Moj piesek Cezarego umarł 10 lat temu a ja zawsze go pamiętam i mam łzy w oczach ale od 3 lat mam pieska którego dał mi syn i kocham go bardzo ale to inna miłość tez duża ale tak jak człowiek każdy jest inny to tak samo z psami pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Ela, rozumiem Cię. Ja nie mogę pogodzić się ze śmiercią swojego najukochańszego pieseczka, choć minęło już 17 miesięcy od rozstania. Rozstanie przyszło tak nagle, do tego w cierpieniu... Ale wiem jedno, żaden inny piesek nie zastąpi mi tamtego. Tak radzą niektórzy, że nowa miłość jest lekiem. W moim przypadku przywiązanie było tak ogromne, że nawet nie myślę o zastępstwie... Dla mnie to był więcej niż piesek. W moim obolałym sercu nie ma miejsca dla innego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
24 stycznia tego roku odszedł mój ukochany przyjaciel. Miał na imię Benek, był cudownym kundelkiem. Cały czas o nim myślę. Okazało się, że miał jakiegoś guza w środku który nagle pękł i wywołał krwotok wewnętrzny. Po kilku godzinach od diagnozy leżał na stole operacyjnym. Wycieli mu guza, zatamowali krew i piesek się wybudził. Patrzył na nas gdy leżał na boku i gdy prosiłem czy można z nim zostać na noc w klinice weterynaryjnej to się nie zgodzono. Bo Nie. Pojechaliśmy do domu. Żona była dobrej myśli bo się wybudził. Ja natomiast czułem, że jest coś nie tak. Wiedziałem że nigdy nie zostawał w obcym towarzystwie i na pewno będzie się strasznie czuł. Po godzinie dostaliśmy telefon, że zmarł. Nie mogę sobie do tej pory wybaczyć, że z nim nie zostałem, że nie naciskałem bardziej na zostanie. Wydaje mi się, że pękło mu serce z żalu, że został sam. Weterynarze twierdzą, że po prostu umarł a mi się wydaje że tak gadają ale nie znali mojego psa. Nie wiedzieli, że on zawsze był z nami. W swoim 11 letnim życiu akceptował tylko kilka osób a resztę albo gryz w nogawki albo obszczekiwał. Był nieprzeciętnym wariatem ale był tak strasznie kochany, że jest to nie do opisania. Kilka lat temu znaleźliśmy małą suczkę w lesie i gdy ją przyprowadziliśmy do domu to od razu ją zaakceptował. Była schorowana a on jej przynosił swoje zabawki, tulił ją i przez kolejne lata byli nierozerwalną parą. On by wszystkich zagryzł, ona wszystkich by zalizała. On nienawidził wszystkich ludzi, psów, kotów nawet drzewa go denerwowały gdy szumiały ona za to kochała wszystkich. Taka Para. Teraz jest tak cholernie cicho w domu, że nie można wytrzymać. W dzień śmierci jeszcze latał rano po dworze jeszcze japał przez oko na ludzi a późnym wieczorem już go nie było. Cholernie Niesprawiedliwe. Nigdy sobie nie wybaczę, że wcześniej nie wykryłem mu tego guza i tego że z nim nie zostałem bo zawsze będę miał, żal że został sam gdy najbardziej mnie potrzebował. Nigdy również nie wybaczę tego, że nie pozwolono mi z nim zostać. Ktoś może powiedzieć, że serce nie stanie z żalu ale ja uważam inaczej. Cóż. Żegnaj stary przyjacielu. Mam nadzieję, że tam po tamtej stronie spotkamy się jeszcze abym mógł cię przytulić i chodzić na wieczne spacery. Benio byłeś naszym misiem malutkim. Pa. Żegnaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dla właściciela to bolesne, a wredni sąsiedzi pewnie się cieszą, że podłe, agresywne szczekadło się wreszcie przekręciło. Takie życie, ale i tak współczuję ☹

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Dzięki wielkie. Co do sąsiadów to jeden z pewnością się ucieszył ale jemu nigdy nic ogólnie nie pasowało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Skądś to znam.... Też nie umiałam sobie poradzić po śmierci psa. Szukałam porady na psim forum i tam trafiłam na takie same historie. Na wyrzuty sumienia, że się coś zaniedbało, w porę nie zauważyło. Każdy właściciel takie rozterki przechodził Nie ma rady, trzeba się pogodzić z tym co się stało, wybaczyć, że się czegoś nie zrobiło. Chyba Was boli to, że umarł sam, nie w domu w którym był tyle lat. Tak się zdarza. Mogło być gorzej, mogliście stanąć przed decyzją o uśpieniu psa. I co wtedy? Miał swoje lata, nie cierpiał, odszedł po niebieskich łąkach biegać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Żona twierdzi, że obudził się tylko po to aby nas zobaczyć i właśnie się pożegnać a umarł z pewością po chwili i do końca nie był świadomy bo był ogłupiony jeszcze narkozą. Nie wiem!!! Ja uważam inaczej, ale teraz to już nie istotne. Cholernie mi go brakuje. Leży teraz koło mnie mój drugi piesek, moja znajda ale też jest smutna. Były strasznie ze sobą zżyte! Benek zawsze jak zjadał ze swojej miski to od razu dobierał się do miski ziutki i dojadał końcówkę. Teraz Ziutka zostawia mu pod koniec jedzenia zawsze kilka kęsów i odchodzi. Tylko że Benek już nie podejdzie. Smutne!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może żona ma racje . Może pożegnał się z wami. Może psy czują więcej Żałobę trzeba przeżyć, dać sobie czas na płacz, na żal.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Może tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Wczoraj minęły już dwa tygodnie od jego odejścia. A od tygodnia siedzę w domu na urlopie zaległym bo w pracy nie mógłbym sie na niczym skupić. Lecz siedząc w domu jeszcze bardziej wariuje. Przeglądam wszystkie zdjecia z przeszłości. Segreguję latami i stwierdzam, że miał nieprzeciętne życie. Staraliśmy się mu wszystko zapewnić. Mógł wszystko. Spać w łożku, japać całymi dniami przez okno bo ktoś szedł, stał bądź tylko on coś usłyszał. Gryźć rurę z odkurzacza bo go denerwowała, japać na suszarkę do włosów, drzeć pysk jak usłyszał dzwonek do drzwi w telewizorze, który mu przypominał stary (oczywiście rozmontowany aby nie denerwować), awanturować się do kosiarki do trawy bo coś też było z nią nie tak. Oczywiście próbował ją również pogryźć. Kopać dziur na działce nie wolno było bo tylko dzwoniły mu zęby jak próbował przegryźć szpadel w miejscu oczywiście metalowym Nawet teścia ostatnio ugryzł w kolano. Bo nie zapukał jak wszedł. Później dla pogodzenia przyniósł mu zabawkę aby nie robił afery tylko się z nim bawił. Gdy chciałeś się zbliżyć do żony bardziej niż na pogaduchy to musiał wędrować do garderoby bo również mogłeś być chapnięty. Ale w domu był kochany. Chciał całe życie się tylko bawić, tulić, latać i pomimo tego, że był małym 10 kg psem to serce miał olbrzymie.... Ciężko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Widzisz, masz dobre wspomnienia. Pies miał dobre życie w waszym domu. ,,A kiedy się pożegnać trzeba I psu czas iść do psiego nieba To niedaleko pies wyrusza Przecież przy tobie jest psie niebo Z tobą zostaje jego dusza"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Boguś, u mnie minie za chwilę 2 lata od rozłąki. Też mam ogromne wyrzuty, że zawiozłam swoją pupilkę do nieodpowiedniego weterynarza na operację (weterynarza, którego mi ktoś polecił). Również miała guza, którego wcześniej nie wykryłam, bo czuła się świetnie, więc jakby tutaj podejrzewać, że coś się dzieje. Też miała 11 lat. Nie wiem czy źle przeprowadził operację, pozszywał nieodpowiednio, ale nie przez kilka dni nie była w stanie nawet pić, co wypiła to wymiotowała. Przeżyłam horror, widok cierpienia najukochańszego przyjaciela to coś okropnego. Kiedy żyła na głos mówiłam, że nie wyobrażam sobie kiedy jej nie będzie. Żałuję, że nie zrobiłam czegoś więcej, że nie pojechałam po pomoc do kogoś innego. Ciągle miałam nadzieję, że te wymioty się skoczą, że wyjdzie z tego, nawet godzinę przed odejściem. Dlaczego kiedy widzialam, że ten weterynarz nie potrafi zatrzymać tych wymiotów nie pojechałam choćby n drugi koniec Polski ?! Tego nigdy sobie nie wybaczę. Nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Nigdy nie sądziłem, że mnie tak trafi, że tak się załamię po śmierci Benka. Dwa lata temu zmarł mi ojciec . Palił namiętnie 40 lat po 40 papierosów dziennie , tak więc rak płuc go dopadł. Dlatego próbowałem sobie to jakoś wytłumaczyć. Dwa miesiące po nim odszedł jego ukochany pies i do tego dokładnie takiego samego dnia czyli 22 tylko dwa miesiące później. Miał 13 lat i był chory. Po śmierci ojca w ogóle podupadł na zdrowiu. Do tego zmarł mi na rękach. Pamiętam jak leżał na boku, było już z nim bardzo źle i nagle podniósł ogon i głowę i po chwili tak powoli zaczął ogon i głowa opadać. Straszny widok. Ale jakoś też starałem się to zrozumieć. Że był bardzo chory, miał 13 lat i był dużym psem i że tęsknota za ojcem już go totalnie dobiła. Ale zrozumieć dlaczego mój Benek odszedł nie potrafię. Że tego guza się przeoczyło nie mogę sobie wybaczyć. Około dwa lata temu też się potwornie rozchorował. Nie chciał jeść, pić, chodzić na spacery. Trwało to około miesiąca. Jeździliśmy z nim wszędzie. Do Wrocławia do kliniki gdzie mu kompleksówkę zrobili i nikt za bardzo nie wiedział co mu jest. Nawet do jakiegoś kręglarza pod Wrocław pojechaliśmy bo stwierdziliśmy, że może go kręgosłup boli. Ale jak go zaczął naciągać i wykręcać mu kark to zwariowałem i myślałem że mu chce głowę wyrwać. Szybciutko się zawinęliśmy do domu. Wreszcie skończyło się na sterydach po których zaczął fruwać i byliśmy szczęśliwi. Ale k....wa mać, że przez ten ostatni okres nikt z nas nie wpadł na to aby znów mu zrobić kompleksowe badania wybaczyć sobie nie mogę. Tylko, że nie dawał żadnych oznak. Nie raz chodził jakiś osowiały ale po chwili latał i japał i dlatego uśpiła się nasza czujność. Strasznie smutne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Teraz sobie uświadamiam, że dawał znaki. W sobotę, 4 dni przed śmiercią nagle zaczął się trząść i chować. Zadzwoniłem do weterynarza który mi powiedział aby dać mu coś przeciwbólowego. Ale już było za późno na przyjęcie. I tak było przez kilka godzin, że był schowany i nie chciał przychodzić. Później, wieczorem jak przyjechała żona to już było ok. Tabletki przeciwbólowej nie dostał i się poprawiło. W niedziele było ok i do środy rana było ok. A później koniec. Nie mogę sobie tego wybaczyć, że w sobotę jak się zaczął trząść to od razu nie pojechałem z nim do jakiegoś innego weterynarza. Czas leci a ja mam co raz więcej wyrzutów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Słuchaj, nie postąpiłeś inaczej, bo widocznie nie mogłeś. Bo nie jesteś alfa i omega żeby wszystko wiedzieć i przewidzieć . Każdy właściciel w takiej sytuacji ma wyrzuty, czasem uzasadnione czasem nie. Czasu nie cofniesz. Pies żalu nie ma. Krócej żyją niż my, więc to na nas, właścicielach, jest ciężar pogodzenia się z ich odejściem. Z czasem będzie lepiej, lżej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
To był pies który był od początku naszego związku z żoną. Przez te 11 lat wiele się wydarzyło ale zawsze był z nami dlatego tak ciężko nam to zrozumieć. Przy każdym wspomnieniu jest on. Wprowadzał nieprzeciętną radość w nasze życie. Gdy miałeś najbardziej podły dzień to on zawsze się uśmiechał i coś ci przynosił. Teraz jest tak smutno i cicho, że się do domu wracać nie chce! Może z czasem będzie lżej ale z pewnością nie lepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciężko jest żyć bez zwierzaków. Psy i koty są ze mną od kiedy pamiętam. Rodzice mieli, ja mam. Jest tylko taki problem, że nie da się mieć tych samych przez całe życie. Nie myślcie, że jesteście dziwni, bo trudno się pogodzić z nieodwracalnym faktem, że odeszły. To normalne, dla każdego, kto wrażliwy i uczuciowy. Tylko tacy ludzie się liczą. Pozdrawiam i postarajcie się o nowego pieska. Jak byłam w 6 klasie, śniło mi się, że nieżyjący stary pies siedział pod choinką i mówił, że mamy postarać się o jakiegoś psa. Ciągle o nim myślałam, pewnie dlatego. Coś w tym jest, myślę, że nieżyjące psy by chciały mieć następców w rodzinie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Dziś dostałem wynik badania, cytuje: "Badaniem histopatologicznym przesłanego materiału stwierdzono złośliwy rozrost nowotworowy o typie naczyniakomięsaka o wysokim indeksie mitotycznym z wylewami krwi i odczynem zapalnym (nacieki granulocytów obojętnochłonnych). Rokowanie niekorzystne."  Chyba było z nim źle a do końca nic na to nie wskazywało. Może ktoś mi wytłumaczy w języku dla mnie zrozumiałym co ten wynik oznaczał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Twój biedny pies miał raka z przerzutami, bardzo mi przykro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
rak z przerzutami i bez szans na przeżycie. Nic by się nie dało zrobić, tylko męczyć psa uciążliwym leczeniem onkologicznym, żeby mu przedłużyć życie w cierpieniu. Teraz się namnożyło różnych onkowetów, bo wiadomo, kochający psa weźmie kredyt, a zrobi wszystko dla ratowania przyjaciela

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Boguś, osoby, które wypowiedziały się powyżej widać, że potrafią odczytać wynik. Mogę Cię jedynie pocieszyć tym, że Twój Przyjaciel mając tak zaawansowanego raka, naprawdę nie męczył się. Sam napisałeś, że wcześniej czuł się dobrze. Pomyśl tylko, ile bólu przyniósłby Ci widok cierpienia (wiem coś o tym), i niemoc, że nie możesz pomóc... Cudowne wspomnienia, wspólnie spędzonych 11 lat pozostaną w Twoim sercu na zawsze, pielęgnuj je, tak jak robię to ja, każdego dnia. Bo ja nigdy nie zapomnę, a pustka w mym sercu pozostanie na zawsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Boguś
Dzięki za odpowiedzi!!!! Jak czytam o tym świństwie co go dopadło to uświadamiam sobie, że było z nim już wewnątrz bardzo źle. Benek był taki, że zawsze robił to co chciał i do tego na podwójnym gazie i tak jak żył w ciągłym pędzie tak też odszedł nie czekając aż będzie musiał zwolnić. Nawet kilka godzin przed śmiercią musiał pojapać na jakiegoś typa, który według niego szedł w sposób wkur......jący. Popędził na tamten świat gdzie bez bólu będzie mógł drzeć pysk do woli, bawić się i gryźć kogo popadnie. Poczeka tam na mnie. Kiedyś mam nadzieję do niego trafię i zobaczę jego szczerzące się zęby w najpiękniejszym i szczerym uśmiechu jaki kiedykolwiek widziałem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kochamnadzycie
Dziś już mijają dwa lata od śmierci mojej psinki. Naprawdę sądzę, ze czas leczy rany. Wspominam ją z uśmiechem na twarzy, mogę oglądać zdjęcia z nią. Wiadomo, ten smutek ciągle jest i dużo bym dała aby znowu się z nią spotkać. Posty tu zamieszczane pozwalają w jakiś sposób wyrzucić z siebie te wszystkie żale i pragnienia co naprawdę jest pomocne. Każdej osobie, która tu trafiła i to czyta chce Żeby wiedziała, że to w jaki sposób przeżywa odejście swojego pupila wiedziała, ze jest naprawdę dobrą osobą i jej zwierzak miał cudowne życie wspólnie z nią. Trzeba iść do przodu, przeżyć żałobę i zawsze ciepło wracać do wspomnień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeżeli ktoś tak bardzo płacze po śmierci psa, to ciekawe, co zrobi po śmierci członka rodziny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A co ma zrobić? Jeśli to bliska rodzina to pójdzie do zakładu pogrzebowego załatwic pogrzeb tradycyjny lub kremację. Potem notariusz, tyle chodzenia i załatwiania, że nawet nie ma czasu rozpaczać. Życie toczy się dalej. Pies nie zostawia po sobie testamentu, nie trzeba biegać po urzędach, załatwiać pogrzebu i stypy, więc można rozpamiętywać i rozpaczać, ewentualnie załatwić mu wytworny pogrzeb w zakładzie pogrzebowym dla zwierząt, kremację indywidualną za ciężkie pieniądze, miejsce na cmentarzu dla zwierząt. Pies to też rodzina, przyjaciel, bezinteresowny, oddany i szczery, nie liczy na mieszkanie czy spadek jak dzieci czy inni krewni, taka prawda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×