Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość polny bobik

Nie mogę poradzić sobie ze śmiercią psa!

Polecane posty

Gość SylwiaLeyla
Moja trauma zaczela sie 29.03 kiedy to moja kochana Leylusia lezala pod lozkiem ktore przezemnie na nia spadlo. U Leyli zdiagnozowano obrzek rdzenia kregowego. Sparalizowalo ja. Byl brak czucia glebokiego w tylnych lapkach, nie robila sama siusiu (wyciskano jej pecherz). Od mometu wypadku nie minelo nawet 30 min jak juz byla badana przez weterynarza. Dostala 7 zastrzykow i odeslano mnie do domu i kazano przyjechac nastepnego dnia. Po tym jak juz wrocilam z nia do domu zostawilam ja w lozeczku i najzwyczajniej w swiecie pojechalam sobie na zakupy zapominajac o tym co sie stalo. Nie dla tego ze bylo mi to obojetne ale powaga sytuacji jakos nie docierala do mnie. Po powrocie jak by we mnie piorun strzelil. Siedzialam przy niej cala noc i ja ciagle obserwowalam. A ona patrzala raz na mnie a raz w kierunku drzwi bardzo smutnymi oczkami. O godzinie 5 rano zadzwonilam do weterynarza i powiedzialam ze ona blaga by ja zobaczyc. Ja poprostu widzialam to w jej oczach. Ona chciala sama do weterynarza. Pani doktor juz o 6 rano ja badala. Kolejne rtg i usg. Pobieranie krwi. A ona w tym wszystkim taka dzielna. Pani doktor zaproponowala tomografie komputerowa ktora najblizej byla oddalona o 200 km. Dla mnie oczywiscie to nie stanowilo rzadnej przeszkody. Po 3 godzinach juz siedzielismy w innej klinice weterynarii oddalonej o 200 km od miejsca w ktorym mielismy zakwaterowanie (bylismy na urlopie). Po tomografi komputerowej potwierdzilo sie ze to obrzek rdzenia kregowego, bardzo duzy bo na 3 kregi. Zostawiono Leyle tam by podac jej agresywne leki na zejscie obrzeku. Lekarz tez od razu poinformowal mnie ze tu nie ma co operowac. Po dwoch dniach moglam ja juz zabrac (wracalismy do domu oddalonegoo 1000km) Lekarz poradzil rehabilitacje i zeby poczekac max 10 dni czy bedzie jakas poprawa. I tak siedzielismy juz w aucie kierujac sie do domu oddalonego o 12 godzin. Kiedy dotarlismy na miejsce postanowilam isc od razu do weterynarza tego co Leyle znal od zawsze (Leyla miala 7 lat i byla miesiac przed swoimi 8 urodzinami). Wszystkie wyniki wzielam ze soba i wierzylam w to ze rehabilitacja i nasz doktor nam pomoga. Chodz wszedzie nie dawano jej rzadnych szans to powtarzano mi ze sa przypadki ktorych nawet medycyna nie jest w stanie wyjasnic. Ja gleboko wierzylam w to ze ona takim wlasnie przypadkiem bedzie. Leyla nastepne dwa dni znow spedzila w klinice. Po dwoch dniach zaproponowano mi zebym ja na popoludnie wziela do domu. Kiedy przyjechalysmy Leyli towarzyszka Shella (mielismy dwie suczki) pierwszy raz od wypadku ja bardzo mocno wycalowala. Cieszyla sie ze jej towarzyszka ktora byla z nia od zawsze wrocila do domu. Wieczorem kazano mi ja przywiesc na rehabilitacje i zeby dostala leki. Miala zostac tam na noc ale poprosilam ich o zgode na zabranie jej na noc do domu i ze rano moja mama (musialam pujsc do pracy) ja przywiezie na rehabilitacje a ja po pracy znow mialam po nia przyjechac zeby mogla spedzic popoludnie w domu. Dostalam zgode na zabranie jej na noc. Wszyscy mi mowili zeby zakonczyc jej cierpienie. Moj maz powiedzial ze ostatnia decyzja nalezy do mnie. Przez cala noc siedzialam przy niej. Patrzalysmy sobie gleboko w oczy i naprawde dotarlo do mnie ze ona cierpi. Ciagle popuszczala mocz przez przepelniony pecherz. Ciagle zmienialam jej podklady. Rano poszlam do pracy a moja mama zawiozla ja do kliniki. Od poczatku w pracy bylam nie obecna. Ciagle myslalam o niej i plakalam bo tak naprawde nie wiedzialam co ja mam zrobic. Widzialam cierpienie mojego psa a po drugiej stronie nadzieje ze jednak ona wyjdzie z tego. Dawano jej 5% szans. Dla mnie to wystarczalo zeby walczyc o pieska ktory tak naprawde byl moim swiatem. Podjelam jednak inna decyzje. Zwolnilam sie z pracy o 10 i pojechalam do kliniki. Do mojej kochanej Leylusi. Od dnia wypadku minelo 10 bardzo ciezkich dni dla naszej calej rodziny, jednak ja i Shella przezywalysmy to chyba najbardziej. W klinice poprosilam zeby jej zakonczyli to cierpienie. Poprosilam o uspienie mojego calego swiata. Przez ostatnie 10 dni ciagle prosilam ja zeby mi wybaczyla. Prosilam zeby mi dala buziaka ktorego nie dostalam. Kiedy przyniesli mi moja Leylusie byla calkiem spokojna. Pozostawiono mnie z nia zebym sie mogla porzegnac. Nasze porzegnanie trwalo ponad dwie godziny. Przytulalam ja i strasznie plakalam. Wiedzialam ze to nasze ostatnie razem spedzone chwile. Zabralam ja na trawke. Siedziala i patrzala w niebo. Dostalam tez duzo bardzo dlugo wyczekiwanych buziakow. Bylam caly czas przy niej. Dostala narkoze. Pomalutku bardzo spokojnie zasnela na moich piersiach. Zeby podac jej zastrzyk na zatrzymanie funkcji zycia nawet nie bylo sie gdzie wkuc. Zyly pekaly. Dostala jeszcze jedna narkoze w wiekszej dawce. Trzymalam ja, patrzalam w nia i najgorsze co moglam widziec to ostatnie dwa udezenia serca. Mimo tego ze wiem ze cierpiala chcialam jej dac szanse. Wierzylam ze z czasem wszystko przejdzie. Powtarzalam jej ciagle ze dopoki oddycham nie strace nadzieji. Stracilam. Zabilam ja dwa razy. Raz kiedy pozwolilam na to zeby ja lozko przygnietlo a drugi odbierajac jej zycie. Dzis jest 8 dni od momentu kiedy odeszla. Ja ciagle placze i sie obwiniam. Mysle o niej w kazdej minucie. Slysze ja. Widze ja wszedzie tam gdzie zawsze byla. Nie potrafie sobie poradzic z ta swiadomoscia ze to przezemnie jej nie ma. I tak naprawde dopiero dwa dni temu wpadlam na to ze Shelli tez chyba musi byc ciezko. Cale zycie byly we dwie. Bawily sie razem. Calowaly non stop. A teraz ona zostala sama. Patrzac na Shelle widze jej ogromne cierpienie. Od dwoch dni jak jest to tylko mozliwe zabieram ja ze soba. Shella od 8 dni bardzo malutko je. Dzis pierwszy raz myrdala ogonkiem i to przez chwile. Najchetniej by sie tylko przytulala i plakala, a ja placze razem z nia. I mam takie wrazenie ze ten smutek, poczucie winy, tesknota nigdy sie nie skoncza. Kiedy poznalam mojego meza i postanowilismy stworzyc rodzine okazalo sie ze nie zawsze jest to takie proste. Po dlugich staraniach o dziecko ktorego nie moglismy miec podjelismy decyzje o kupnie naszej Leylusi. Ona dostala moje cale serce. To jej oddalam nagromadzone we mnie uczucia macierzynskie. To ona stala sie moim dzieciatkiem. Byla mi naprawde bardzo wazna. Kiedy chodzilam do pracy nie chcialam by byla sama w domu. By sie nudzila. Postanowilismy wiec ze kupimy jej towarzyszke bo we dwie zawsze razniej. Kiedy po latach okazalo sie ze bede naprawde mama, moje psiorki nie stracily mnie. Ciagle poswiecalam im tyle samo uwagi. Byly czlonkami naszej rodziny. Byly czescia mojego zycia. Ona jednak byla zawsze ta wyjatkowa. Zostala pustka, zostal ogromny bol i ogromne cierpienie. Ja poprostu nie moge sobie sama juz ze soba poradzic. Oddala bym naprawde wiele by ona mogla wrocic do domu. Boze pomoz! Blagam daj mi sily by to przetrwac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kocham nad życie
Dziś mija 9 tygodni od kiedy jej nie ma.. Smutek. Żal i wszystko co mi ją przypomina.. mimo tych dwóch miesięcy ciągle mam przed oczyma to, że wchodząc do pokoju ona będzie smacznie spala i ucieszy się na mój widok.. Ten czas tak szybko leci, ale w moim przypadku nie leczy on ran.. Zrobiłaś dobrze usypiajac ją.. na pewno jest ci za to wdzieczna, że nie musi cierpieć. Z tym łóżkiem był to nieszczęśliwy wypadek.. tak musiało być i tyle.. Musimy jakoś żyć dalej :'(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ludzie o złym sercu , nigdy nie zrozumieją, tego jak mozna płakać po zwierzaku.... My ludzie wielkiego serca wiemy, jak bardzo boli,kiedy najprawdziwszy przyjaciel odchodzi, ten który nigdy nie zdradzi,który zawsze pocieszy i wyczuje, kiedy z nami jest coś nie tak, ten , którego miłość jest najczystsza na świecie, bo bezinteresowna. Nie ma bardziej uczciwego uczucia, niż uczucie ,którym darzy nas nasz ukochany zwierzak, a zwłaszcza pies. moja Sunia odeszła dwa lata temu, była ze mna przez 13 lat, a jeszcze gdy ją wspomnę, to łezka poleci, mam dwie sunie teraz, ale żadna nie jest już tak głeboko w moim sercu, chociaż obie bardzo kocham. Myslę, ze ta pierwsza śmierć jest zawsze najtrudniejsza, chociaż człowiek wie, że pies wiecznie żyć nie będzie, to jednak nigdy nie jest przygotowany na odejście przyjaciela.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SylwiaLeyla
Wczoraj minęły dokładnie 4 tygodnie. Ciagle myślami jestem przy niej. Ciagle zadręczam się czy nie dalam jej zbyt mało czasu. Ciagle moje serce płacze. Mimo upływu czasu nic się nie zmieniło. Tęsknie strasznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Effie1977
odszedł 3 dni temu był ze mną ponad 15 lat . uratował mi 2 razy życie...był dzielny był kochany i był mój i jest mi przykro smutno i płaczę.czy to kiedyś minie? ten ból, który rozrywa serce? ta pustka.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SylwiaLeyla
Bol i pustka nigdy nie mina. Z czasem poprostu przestaniesz plakac. Z czasem pogodzisz sie z bolem i pustka ale nie z odejsciem. Nauczysz sie z tym zyc. U mnie w piatek minie 5 tygodni jak juz jej nie ma. Na szyji nosze serduszko z odbiciem lapki a w srodku jest troszke "niej" i musze powiedziec ze to mi pomaga. Mysle o niej bardzo duzo i za kazdym razem chwytam za serduszko i albo daje "jej" buziaka albo "ja" sobie glaszcze, ale mam swiadomosc ze zawsze jest przy mnie. Czasem z nia rozmawiam. Mysle ze moje serduszko pomaga mi bardzo. Mieszkam w miescie gdzie psow nie mozna tak poprostu zakopac. Jest krematorium dla zwierzat. Moja Leyla jest z nami w domu. ma swoje miejsce. Zrywam dla niej stokrotki i nawet juz potrafie z innymi o niej rozmawiac co do niedawna bylo wrecz niemozliwe bo kazda taka rozmowa nawet dobrze sie nie zaczela jak z moich oczu juz plynely lzy. Musi swoj czas uplynac zeby lzy przestaly leciec. Zycze duzo sily na kolejne dni, tygodnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kocham nad życie
Minęło już 11 tygodni od tego nieszczęśliwego dnia.. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślała.. Wszystko mi ja przypomina.. Wieczory najgorsze... ta pustka... Tak za nią tęsknię :( Gdy o niej pomyślę, od razu łzy w oczach.. Oj gdyby można było cofnąć czas :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Witam. Łączę się z Tobą w bólu. Ja również od 5 tygodni przeżywam ten koszmar. Myślałam, że czas goi rany, niestety teraz wiem, że tylko je pogłębia. Nigdy się z tym nie pogodzę ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wiem co to znaczy stracic ukochanego psa, rok temu jakas parszywa menda otrula nam nasza psine, nie udalo sie jej uratowac, cala rodzina strasznie to przezyla :( nadal jest nam przykro, kochani uwazajcie na swoje czworonogi, bo parszywe mendy wykladaja rozne trujace rzeczy na trawe, to sa gnidy nie lubiace nikogo, bo jak ktos nie lubi zwierzat to jest parszywym donosicielem i taka jest prawda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kocham nad życie
13 tygodni... Zbliżają się wakacje, wakacje bez niej :( uczucie tęsknoty coraz większe.. Dlaczego nasze pupilki tak szybko odchodzą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Minęło już tyle dni, a ja wciąż cierpię... Moje serce jest w kawałkach. Nic nie m znaczenia, ani słońce, ani zieleń. NIC.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A mój pies odszedł wczoraj... Nie mogę przestać płakać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja straciłam nie tak dawno psa i kota. Kot chorował od dłuższego czasu na niewydolność nerek, nie dało się już niczego zrobić dla niego, leki, kroplówki nie działały, trzeba było pomóc mu odejść spokojnie, już tylko tyle. Minęło 10 dni od śmierci kota, a zaczęły się kłopoty psa. Miał problemy trawienne, a w końcu dostał skrętu żołądka i po operacji się nie pozbierał. Takie podwójne nieszczęście, myślałam, że zwariuję, to było okropne. Jakoś żyję, pracuję i myślę o kolejnych zwierzakach. Muszę się jeszcze ogarnąć, przemyśleć. Do głowy mi nie przyszło, że te biedaki jak krótko będą z rodziną, kot tylko 7, a pies 8 lat, nie tak miało być, liczyliśmy, że się zestarzeją u nas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jakie straszne, ledwie odszedł kot, a niedługo za nim pies i miej tu człowieku zwierzaki. Można się załamać :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"A mój pies odszedł wczoraj... Nie mogę przestać płakać" Mój dziś. Nie wiem jak będę żył bez niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vvxx
naprawdę współczuję ostatnio pomyślałam, co bym wybrała gdybym musiała - życie mojego psa, czy relację z facetem, z którym mi dobrze, wybrałabym życie psa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiem, że to jest żałosne, ale dziękuję za Twoje współczucie. Mój kochany pies..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam prawie 40 i placze nad legowiskiem psa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Panie Boże, nie jestem aniołem, dziś niewielu jest takich na świecie, może ci, co na ziemskim padole pokochali zwierzęta i dzieci. Panie Boże, powiedziałeś "Proście", rzekłeś "Proście, a będzie wam dane"... Wiesz, że wczoraj po Tęczowym Moście szedł do Ciebie mój pies ukochany? Panie Boże, poznasz go z łatwością, miał sierść jedwabistą, cztery łapki, ogon, proszę, o Panie, zawołaj go głośno, bo miał w zwyczaju nie słuchać nikogo. Panie Boże, nie proszę dla siebie, znajdź mu jakąś osobę przyjazną, by głodny i smutny nie był i żeby przy kimś bezpiecznie mógł zasnąć. Panie Boże, a gdy tak się stanie, że i mnie zabrać stąd będzie trzeba, pozwól, by wyszedł mi na spotkanie, kiedy będę wędrować do nieba... x Ech...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
X

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MamaAgulka
Ja właśnie straciłam mojego najukochańszego, najcudowniejszego długo wyczekanego pierwszego psiaka. Był idealny pod każdym względem. Wyglądu, charakteru i mądrości. Był młodziutki bo miał niecałe dwa latka. Użądliła go pszczoła i okazało się, że jest uczulony. Walczyliśmy o niego prawie dobę ale nie dał rady. Najgorsze są wyrzuty sumienia, że przecież mogłam pójść z nim później na spacer albo pójść inną drogą i to by się nie przytrafiło.Ja nie potrafię się z tym pogodzić jak również moje dzieci. Pustka w domu jest nie do zniesienia. Myślę o kolejnym piesku ale obawiam się, że będę go porównywać do poprzedniego. Ja nie potrafię bez niego żyć!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MamaAgulka
Ja właśnie straciłam mojego najukochańszego, najcudowniejszego długo wyczekanego pierwszego psiaka. Był idealny pod każdym względem. Wyglądu, charakteru i mądrości. Był młodziutki bo miał niecałe dwa latka. Użądliła go pszczoła i okazało się, że jest uczulony. Walczyliśmy o niego prawie dobę ale nie dał rady. Najgorsze są wyrzuty sumienia, że przecież mogłam pójść z nim później na spacer albo pójść inną drogą i to by się nie przytrafiło.Ja nie potrafię się z tym pogodzić jak również moje dzieci. Pustka w domu jest nie do zniesienia. Myślę o kolejnym piesku ale obawiam się, że będę go porównywać do poprzedniego. Ja nie potrafię bez niego żyć!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bardzo Ci współczuję :( To bardzo ciężkie przeżycie. Prawda jest taka, że tak samo jak ludzie pieski mają też różne charaktery. Na pewno nie obejdzie się bez porównań. Jednak, jeśli weźmiecie szczeniaka to wiadomo, że od samego początku będzie on całkowicie inny, nim wyklaruje się jako dorosły i ułożony pies. Twój przyjaciel miał 2 lata, więc miał już ukształtowany charakter. Był wychowany. Jeszcze raz łączę się z Tobą w bólu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W niedzielę 3 go lipca odeszła nasza najlepsza przyjaciółka DIANUSIA.Była z nami 15 lat .Przez ostatni rok cierpiała z powodu przerostu serduszka . I pomyśleć,,,,,ze wcale jej nie chciałam Przyniósł ją syn po śmierci dobermanki ,a Diani była małym czarnym ,kudłatym kundelkiem .Jaka była cudowna ,jak nas witała.Płacze nieustannie . Nie chcę mi się żyć .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Minęły już ponad 3 miesiące. Każdego dnia moje serce krwawi, a twarz zalewa się łzami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rok temu odszedł mój pies Miki. Był już bardzo stary , próbowałam przygotować się na jego odejście, ale na takie coś nie da się przygotować. Wychowywał się ze mną, był ze mną w trudnych chwilach. Prawdziwy przyjaciel. Niestety starość go dopadła. Bardzo to przeżyłam. W tym czasie moja siostra przywiozła nam z Anglii yorka,miał wtedy ok 8 lat. Wabił się Henry.Jego życie nie było usłane różami. Na początku miał właściciela, który go katował. Później trafił do schroniska. Następnie zaadoptowała go pewna starsza pani. Niestety dopadła ją nieuleczalna choroba i umarła, po czym Henry znowu trafił do schroniska. Trafił na moją siostrę , zaadoptowała go. Ale kiedy szła do pracy on bardzo wył. Sąsiadom to przeszkadzało. Wysyłali na moją siostrę przez to policję. Musiała go przywieźć nam, żeby nie trafił ponownie do schroniska. Pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia, pomógł nam po stracie Mikiego. Wspaniały pies. Był z nami 2 lata. Zawsze zamykamy furtkę aby nie biegał po ulicy. Jednakże w ten ferelny piątek mój tata wyjeżdzał samochodem i zapomniał zamknąć bramki. Henio, bo tak właśnie go nazywaliśmy po polsku siedział sobie przy furtce i jechał ktoś z bardzo szybką prędkością i przejechał go po głowie(mieszkam w strefie zamieszkania, gdzie jest ograniczenie do 20 km/h). Kierowca nawet nie zatrzymał się. Wiem to z relacji świadka, który to widział. Przyniósł on mojemu tacie go na rękach już nie żywego. Nie umiem się pozbierać, miał życie trudne i taką śmiercią zginął. Chciałabym aby ta osoba co to zrobiła odpowiedziała za to. Aczkolwiek w Polsce ważniejsze są uszkodzenia samochodu powstałe na wskutek zderzenia ze zwierzątkiem niż właśnie ten piesek. Jest mi bardzo ciężko, bo przez czyjąś nieodpowiedzialność zginął. Pocieszam się jedynie tylko tym, że nie cierpiał długo. Odszedł na miejscu. A najgorsze są dla mnie słowa od pewnych osób "to był tylko pies, nie płacz". Dla mnie on był członkiem rodziny, który bezgranicznie kochał nas wszystkich. Mam nadzieję ,że teraz jest mu lepiej. Chociaż nigdy o moich pieskach nie zapomnę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kocham nad życie
Czytając wasze komentarze, placzę.. Ponad 200 dni bez mojej Funiusi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15 11 16 odeszla moja kochana suczka coco yorczek miala 11,5 latek kochalem i kocham ja calym sercem zostala mi jej coreczka lola prosze o pomoc kiedy przejdzie ból i tesknota jak dlugo bede cierpial bylem z tym pieskiem przez ostatnie szesc lat dzien i noc kazda godzine minute i sekunde bo przeszedlem na rete i spedzam cale dnie w domu dwie miseczki podwojna smycz ubranka jak sie zrobi chlodniej znam kazdy postoj na siurka kazdy krzaczek obwachany boje sie isc na spacerek z lola bo jest mi bardzo ciezko caly czas ja mam przed oczami widze jak biega jak jem jej proszace oczka KIEDY PRZEJDZIE ZAL I SMUTEK?COZROBIC ZEBY BYLO LZEJ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem czy to serio czy chciałeś ludzi poruszyć, ale jeśli to prawda,to jesteś wyjątkowy, i naeżysz do ludzi z sercem.Siedzę i płacze a na mnie spogląda wielkimi oczami owczarek i zastanawia się czy podejść i mnie pocieszyć. Szkoda mi cie strasznie,ale duszę mają wszyscy co oddychaja,twój pies pewnie jest gdzieś przy tobie choć bo nie widzisz .Szkoda ze nie możesz mieć jakiegoś szczeniaczki dużo by ci pomógł

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jest to prawda tego co czuje nie da sie opisac jak to bedzie trwac dluzej to sie wykoncze moze ktos kto stracil swoja milosc bo to byla szczera milosc napisze mi jak DLUGO TO TRWA? Mam coreczke cocosi jest sliczna lola ma 9 latek i kocham ja ale jej" mamcia" bo tak cocosie nazywalismy byla wyjatkowa bardzo dbala o lole bronila jej byla taka kochana! wiec szczeniaczka chyba nie trzeba musze zadbac mocniej o lolusie!KIEDY PRZEJDZIE BÓL?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×