Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Timon

Czy możliwe jest zejście się po rozwodzie?

Polecane posty

Gość podeszwa podszywka
Tomalo wybacz prowokacyjne pytanie. wcale nie jest prowokacyjne ale chyba ma głębszy sens... co zarzuciłbys sam sobie jezeli chodzi o zwiazek z zona?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zniecierpliwiony
" Timon Witam wszystkich! Nurtuje mnie pytanie i je głównie kieruję do osób, które mają w tej materii doświadczenie bądź znają takie postawy. Mianowicie, chodzi mi o to, czy po rozwodzie, da się znów zejść i być z tą samą osobą. Nie będę ukrywać, że pytanie odnosi się mnie. Moja była żona, zostawiła mnie dla swojego wykładowcy na uczelni wyższej. Od tak po prostu, zgodne małżeństwo a tu nagle, oświadcza, że już mnie nie kocha i odchodzi. Czy zna ktoś przypadki, czy to z własnego życia, lub bliskich, że po czymś takim ludzie znów się schodzą? Jeśli tak, to co zrobić by na nowo zachęcić ją do siebie? Proszę o nie pisanie, że to k...a, szmata itd. że znajdę sobie inną, czy tego podobne rzeczy. Prosiłbym o odpowiedzi dotyczące tematu. " Niemożliwe to jest tylko stanąć w koncie okrągłego pokoju. Pytanie powinno brzmieć czy chcę , czy powinienem czy muszę w końcu czy warto. No i jak ja sobie wyobrażam życie dalsze z tą panią????? Czy ja będę potrafił z nią żyć???? Na te pytania jednak musisz odpowiedzieć sobie sam. Jest też takie powiedzenie ,że ....nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jak wiadomo ....przysłowia są mądrością narodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość konto skarbie
zwykle w banku... w pokoju to chyba są kąty oj! zawiodłeś mnie ... myślałam, żeś wredny bystrzacha... a tu tylko pierwsza część pasuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kot13
zniecierpliwiony- jak już przysłowiami rzucamy to jest i to- stara miłość nie rdzewieje;-)Dziwi mnie trochę Twoje podejście do tematu- ostatecznie gdy nie ma problemu rozwodu- nie ma tak znienawidzonych przez Ciebie alimentów:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
podeszwa podszywka - proszę bardzo, kryształowy nie jestem, nie mam nic do ukrycia. Wiem że ostatnimi czasu małżeństwo wpadło w rutynę, zabrakło uczucia bo nowa praca, dom z teściową która która traktowała nas jak pasożytów, determinacja żeby wreszcie się wyprowadzić gdziekolwiek... Wieczorami mijanie się bo ona M jak Mdłości czy inne na wspólnej musi obejrzeć, ja z braku laku komputer... potem wspólnie film leżąc w łóżku, przy którym ona zasypia i ja oglądam sam do końca... Z rana niesmak że znów wieczór przeszedł tak że byliśmy razem a jednak osobno... Czy jednak to wszystko obiektywnie rzecz biorąc jest powodem do tak drastycznych kroków jak rozbicie rodziny i polecenie na skrzydłach do kogoś kto akurat miał ochotę powiedzieć jej więcej czułych słówek niż ja ostatnio....? I to nie jako skok w bok... Tylko zdrada na wszystkich płaszczyznach życia i zrobienie z dotychczasowego partnera szmaty do kopania żeby było weselej...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak, to wystarczyło
prawie 15 lat żebrałam o uczucie, o zainteresowanie, o chwilkę rozmowy, o zainteresowanie się sprawami domu, syna i byłam tylko sprzątaczką i kucharką, nie pomagały świece i koronki, bo on wolał słuchawki na uszach niż seks, nawet dom utrzymywałam często ze swojej pensji, bo on swoją wydawał na "swoje potrzeby" eks mąż miał swoje hobby, swoje sprawy i myślał, że skoro jestem dobrą, miłą żonką, to będę taka do śmierci a ja zawirowałam w życiu i poznałam kogoś, rozwodnika, który został moim przyjacielem - nie kochankiem, bo trochę wymusił na mnie działanie, złożenie pozwu i dopiero wtedy zostaliśmy kochankami eks zbaraniał, ale nie było czego ratować, ja już go nie kochałam, zostawiłam za sobą samotność i nie żałuję z drugim mężem inaczej traktujemy związek i oboje o związek dbamy, wiemy już, że samo nic nie przychodzi, natomiast zaniedbania bardzo źle się kończą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem że 15 lat wystarczyło i to co opisałaś to wygląda nieciekawie. A mniej niż rok wystarczył..? I w połowie nie tak drastycznie...? I to że swojej pensji nie miała tylko siedziała w domu i problem był jak chciałem czysta płytę kupić...? Że proponowałem wspólne wyjścia gdziekolwiek a ona żebym sam z dzieckiem bo ona sobie wreszcie odpocznie od niego...? Że błagałem o seks a ona mówiła że nie czuje się zachęcona albo że ma jakieś problemy i blokadę... A potem że jestem beznadziejnym mężem, beznadziejnym ojcem, a jej kochanek już jej obiecuje że dom sobie kupią, jedno ze swoich aut jej dał, pracę "nic nie robienia" w swojej firmie załatwił.... a ja ze swojej pensji nie bylem w stanie wynająć mieszkania i jednocześnie żyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale wracając do tematu.... Myślę że nawet po takiej "totalnej" zdradzie i rozwodzie jest możliwe zejście się ludzi, tylko muszą opaść złe emocje i amok, prawda musi ujrzeć światło dzienne w głowie każdego z nich i każde z nich musi być przekonane że chce spróbować... A to wydaje mi się mniej prawdopodobne niż wygrana w totka... Choć nie niemożliwe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No tak - bo po co się starać żeby wszystko trzymało się kupy jak mozna sobie przeskoczyć na iny kwiatek... jakbym myślał podobnie to sam bym złożył pozew dużo wcześniej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zgadzam sie, ale u nas konflikty nie byly na porzadku dziennym, zaczely sie czesciej jak ona juz do niego chodzila i zaczela mnie odtrącać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Timon
W sumie u mnie było podobnie jak u Tomali. Też, jakoś przestało ją zadowalać to co było w małżeństwie, jakby to ją znudziło. Choć starałem się na setki sposobów je urozmaicać. Najwidoczniej, gdy człowiek ma za dobrze to chce czegoś innego. Pozostaje nadzieja na przyjście chwili olśnienia i zrozumienia swoich błędów, tylko czy wtedy starczy odwagi tej osobie by wrócić i powiedzieć, źle zrobiłam/zrobiłem i chcę wrócić? Wg. mnie to jest trudniejsze niż odpowiedzenie samemu sobie, że popełniło się błąd zbyt szybko rezygnując. Zresztą, po to się bierze ślub, by być ze sobą na dobre i na złe, nie tylko wtedy gdy jest dobrze. A tu wyszło tak, że jak przyszły gorsze chwilę, to cześć i czołem uciekam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja rozwiodłam się z mężem bo mnie zdradził, nie ważne jak i gdzie, chcę powiedzieć tylko, że przez jakiś czas po rozwodzie byliśmy jeszcze razem, próbowałam mu wszystko wybaczyć ale nie dałam rady w moim przypadku czas nie uleczył ran i dlatego teraz jestem sama, wolę to niż cały czas zadręczać się czy on znowu to zrobił

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesli nie potrafisz wybacz
znaczy, ze sama nie jestes lepsza. I ze nigdy naprawde nie kochałaś. Skoro byliscie razem, to trzeba bylo cos ze sobą zrobić, przejść wspólnie terapię czy sama powinnas spotkac sie z psychologiem, powinnas zrobić dosłownie wszystko zebyscie byli razem. A tak to teraz twoja wina jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
psycholko powyżej - zamów sobie wizyte u psychiatry i powiedz mu, że rozwód z powodu zdrady jest winą zdradzonego a nie zdradzającego - może da Ci jakieś dobre leki? chociaz na głupotę to jeszcze nikt leków nie wynalazł

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa, 33 - nie uważasz że nieco za ostro? Prawda jest taka że jeśli się kocha to powinno się starać wybaczyć. To że ona się starała i nie dała rady to nie jej wina mimo że sobie ją przypisuje. A przypisuje sobie ją bo jest najwyraźniej zraniona rozpadem związku i raczej trzeba jej uświadamiać że się starała i nie może sobie zarzucić że nie dała rady bo czasem nie daje się wybaczyć. A nie wyzywać od psycholek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a Ty Tomala umiesz czytać czy nie teges? od psycholek wyzwałam tą, która zarzuciła winę tej kobiecie a nie ją samą składamy literki, składamy w wyrazy, potem wyrazy w zdania a potem myslimy nad ich sensem tak to sie robi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EWKA KOCHANKOWI
ŚNIADANIE NIE PRZYGOTOWAŁAŚ!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Timon
Ok. Zdarza się, że druga osoba nie jest w stanie wybaczyć odejścia. Wtedy sprawa jest jasna, że do siebie nie wrócą. Bo do tego trzeba dwojga. Ale co zrobić, gdy pomimo, że ktoś odszedł nadal chce się z nim być i jest się w stanie wybaczyć. Choć osoba, która odeszła nie chce w danym momencie wrócić. To co może zrobić osoba, która chce powrotu? Jak ma się zachowywać, jak przetrwać ten czas w oczekiwaniu na możliwą chęć powrotu tej, która odeszła? Co może ktoś taki zrobić z samym sobą i jak ma się zachowywać w stosunku do tej drugiej osoby co odeszła? Negować ją, udawać, że droga powrotu jest zamknięta i odcinać się od niej, czy może dawać jakieś sygnały, że można wrócić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ano właśnie
o tak wróciłby do żony gdyby żona pogodziła się z tym że on ma kochankę i zawsze będzie mieć Co można zrobić aby wrócił/wróciła?.................pogodzić się z tym że zdradza i będzie zdradzać...życie w trójkącie.........chcecie tego? A wam się marzy że wróci i nie będzie więcej zdradzać.....a tak prawie nigdy się nie zdarza.......najwyżej lepiej się kryje i zdradza dyskretniej...chcecie TEGO?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kot13
człowiek jest istotą potrafiąca się uczyc na własnych błedach i rozwijać sie w dobrym kierunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Harakteru dorosłego człowieka
nie zmienisz..choćbyś nie wiem jak się starała. możesz co najwyżej spowodować inne zachowanie na jakiś czas-ale prawdziwa naura prędzej czy później wyjdzie. nie sztuką jest być wiernym gdy wszystko pięknie się toczy.. sztuką jest dochować wierniości właśnie wtedy, gdy wszystko się wali ! i wówczas dopiero poznajemy prawdziwie kochającego człowieka. ak więc darujcie sobie śmieszne teksty typu "zmienił się, zmądrzał, chce wrócić bo kocha..." heh...i nagle sobie przypomniał że kocha :) ciekjawe tylko czy kochałby nadal, gdyby ta druga nie dała mu kosza ?? ojjj zapewne nie:) Nie chcę kogoś, kto nie wytrzymuje próby czasu i z byle powodu szuka pocieszenia u boku innej .. chcę, aby ktoś był przy mnie na dobre i na złe. słabeuszom dziękuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale miłość polega także na wybaczaniu. Jaką by była gdyby nie wybaczała czasem słabości... Oczywiście nie mówimy o recydywie, ale choć raz powinna wybaczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kot13
Życie to ciągła zmiana:-) a doświadczenie - zwłaszcza porażki- potrafią wiele nauczyć:-).Charakteru może i się zmienić nie da( jeśli mówimy o osobowości- choć i z tym bywa róznie)- choleryk pozostanie cholerykiem, sangwinik sangwinikiem itd ale myślenie da się zmienić- od tego mamy rozum- a dwoje mądrych ludzi ma szansę się wzajemnie nie krzywdzić- wystarczy kropla wybaczenia , trochę pokory no i tego na m o czym tu wszyscy tak skapliwie piszą;-)I nie chodzi tylko o m do siebie samego choć to też ważne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość życie to ciągła zmiana
i parcie do przodu-a nie uwstecznianie się. Wchodzenie w dawne bagno jest chyba uwstecznianiem się. poza tym-takie klepanie o "wybaczaniu" jest śmieszne. wybaczania nie da się ot tak zaplanować. nie da się powiedzić sobie "wybaczam ci" . to dzieje się w duszy, w głowie..a nie w postanowieniach. poza tym-niestety, te powroty w imię "miłości" niestety nie kończą się dobrze.Nie oszukujmy się.Lata i tak weryfikują swoje. życie to nie Harleqin. Dla mnie osobiście zdrada-to koniec związku. i żadne tłumaczenia, że to tylko "słabość" mnie nie przekonują. ba! wręcz odwrotnie- ja wolę nie niszczyć swojej psychiki zyjąc z kimś o takich słabostkach. Zaakceptuję słabość typu; papieros, jakieś hobby, czasem warknięcie tudzież inne zachcianki. ale słabość do łużka innej kobiety/mężczyzny??-nie. Cenię sobie stabilizację , zaufanie, i szacunek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Popieram, w całej rozciągłości :) Aczkolwiek nie potępiam osób żyjących nadzieją że będzie lepiej:) Każdy ma prawo czuć i myśleć po swojemu. Jednak martwi mnie , gdy słyszę o jakimś miłosierdziu, wybaczaniu na zawołanie itd.....to troszkę zalatuje desperacją? hmm. nie, to chyba nie jest dobre określenie...W każdym razie coś musi się dziać złego z psychiką człowieka który marząc o powrocie ex odwołuje się do miłosierdzia- ogłaszając swoje wybaczenie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wydaję mi się . Szczególnie w wieloletnich związkach nie rokuje to dobrej przyszłosci.Tacy małżonkowie zazwyczaj poznali się jak łyse konie. Jeden znich zawiódł i nadwerężył zaufanie drugiego i będzie wiedział jak go podejść w przypadku powtórki. Powtórny związek to związek raczej bez przyszłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×