Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość spokojnie...to tylko awaria

Zaręczyny, ślub... on chyba nie chce, nie wiem :/

Polecane posty

" Te rozmowy mnie podbudowują, ale mimo to - oświadczyny pozwoliłyby rozwiać wiele wątpliwości, prawda?" a czy to nie jest troche tak, ze ...chwytasz sie ochlapow? "to pozwala mi właśnie wierzyć, że może jednak w końcu doczekam się tych oświadczyn" na oswiadczyny sie nie czeka;/ od razu jest jasne czy ktos nas kocha czy nie - i nie ma znaczenia czy tu chodzi o oswiadczyny czy o kwiatki - chodzi o uszczesliwianie drugiej osoby (wylaczam tu kwestie materialne) "ONA fajnie, ze napisałaś, bo czasem dołujące są wpisy tych osób na tym forum, które non stop albo pocieszają, albo przeciwnie - wypisują, że może ten związek to jednak "nie jest to". Problem w tym, że my dwie chyba jesteśmy pomiędzy tymi frontami :/" wiesz osoby z zew czsaem pisza to co widza - moim celem jest ci pokazanie jak to , subiektywnie moim zdaniem, wyglada z boku ale nie odczuwam z tego powodu ani satysfakcji ani podniecenia, nie rpobuje ci "dowalic" - jestes obca osoba i to jak sie potoczy twoje zycie w tej kwestii nie ma tak naprawde zadnego wplywu na moje, wiec az tak bardzo sie tym nie emocjonuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość polaris woda
Ja jestem w podobnej sytuacji co autorka. Mam 28 lat, razem jesteśmy od 3 lat, zamieszkaliśmy ze sobą po 3 miesiącach znajomości. Mial mi się oświadczyć 1,5 roku temu, ale nie wyszło. I od tego czasu ciągle przekłada. Rok temu mi mówił, że za 2-3 lata. W tym roku mówi, że za 2-3 lata. A wczoraj powiedział mi, że nawet jak się zareczymy to nie oznacza to, ze weźmiemy slub:/ Mam już tego dość i zastanawiam się, czy to ma w ogóle jakiś sens...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naprawde rozumiem
wasze rozterki,jesli chodzi o te co czekaja na zareczyny. bo nie ma nic gorszego jak poswiecicie zycie facetowi czasem nawet 10-12 lat zycia a ten potem powie ze to chyba jednak nie to... i odejdzie a my kobiety mamy wtedt 32 lata i choc wygladamy mlodziej to jestesmy juz zmeczone zycie poprostu. facet powienien sie okresli uz najdalej po 4 latach bycia razerm,zwlaszczaa jesli juz wam blizej do trzydziestki niz dwudziestki :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość postaw sprawe jasno bo
postaw sprawe jasno bo zostaniesz z ręką w nocniku, ja też nie naciskałam, odszedł po 7 katach, mam 31 lat i przegrane życie, już nikogo nie znajdę , bo wszyscy już dawno po chajtani, poza tym co tam ślub w tym wieku, dzieci przed 40 tka i beda sie smiali ze zbabcia idą , :( starszne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vbcvhrtyghnjdgjndggngfhghhh
tez mam sporo kolezanek, ładnych z dobra praca , mieszkaniem a mają problem ze znalezieniem faceta bo są po 30 stce, postaw mu ultimatum

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona24989
AGNIECHA NATALA fajnie ze sie odezwałas ! mój chłopak raczej rzadko snuje plany typu MY i wogole dom , dziecko , czasami jednak ma takie 'fazy' kurde.... niecche wyjsc na jakaś głupią desperatke i wymuszać ten pierścionek bo to nie o to chodzi ! chce krok do przodu a nie stac w tym samym miejscu 7 lat ! czy to tak dużo??? .. jest mi przykro tym bardziej ze za 2 miesiace jego brat się żeni ... młodszy ... mamy być świadkami... jego rodzice sami nawet przyznali ze to troche dziwna sytuacja no ale cóż... mowie zeby synka zapytali nie mnie. uważam ze 29 lat to dobry wiek do takich decyzji ...Chce w końcu wiedziec ze jestem tą jedyną dla niego , że jest mnie pewny , ale niestety im dłużej to się ciągnie tym gorzej ! boje się że jak się pobierzemy to np tylko dlatego ze wpadlismy ... a tego bym nie chciała !!!!!!!! naprawdę coraz częsciej o tym myśle , jeszcze 2 - 3 lata temu wogole niechcialam słyszec o zaręczynach ślubie itp, najwyrażniej dojrzałam a on ? chyba zaczne w to wierzyć ze jestem beznadziejna i on szuka ' lepszego modelu' może to i głupie co pisze ale tak własnie się czuje... a on o tym wie bo dałam mu to do zrozumienia , ale oczywiście najepiej jest obiecywac i jak ktoś tu napisał Zbywać... ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ROR: mam świadomość tego, że nie "próbujesz mi dowalić" - jak to określiłaś ;P wiem, że próbujesz wyrazić swoje zdanie - zdanie osoby postronnej. Ja tylko i wyłącznie chciałam zaznaczyć, że czytając wypowiedzi Twoje oraz te innych osób wiem, że chyba trudno wam się znaleźć w mojej sytuacji. Ale nie mam tego za złe, bo jak wspomniałam: jesteś osobą z zewnątrz i bardzo chętnie czytam komentarze, które pozwolą spojrzeć na moją sprawę trochę "z boku"... I szczerze mówiąc, coraz częściej myślę o tym, żeby skończyć związek z moim chłopakiem, bo zaczynam myśleć, że on sobie "gadu, gadu" na temat rodziny itp., ja w to wierzę, ale nadal będę czekać do us*** śmierci na oświadczyny jako na kolejny ważny krok w naszym związku:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć ONA :) właśnie zauważyłam, że moje komentarze dodawane na tym forum zmierzają najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Jeszcze wczoraj pisałam, że mam nikłą nadzieję na te oświadczyny...nikłą, ale zawsze to coś. Dziś, kiedy przeczytałam wpis ROR i innych forumowiczek, znowu zaczynają mnie nachodzić myśli, czy to jednak nie lepiej zerwać z chłopakiem, bo mnie chyba jednak zwodzi i z oświadczyn nic nie wyjdzie. Podzielam też zdanie jednej z was, że pewnego pięknego poranka obudzę się 'z ręką w nocniku', po moim chłopaku an i śladu, a mnie pozostaną wspomnienia z 7,5 lat związku :( bo jemu się odechce i jednak znajdzie sobie inną, której się, rzecz jasna, oświadczy już po roku... Mam 23 lata i chcę być żoną, mamą za te 2-3 lata, a nie zostać sama, bo nie mogłam się od swojego chłopaka oderwać, jeśli był ku temu czas. Z drugiej strony - ONA, na pewno też byś się zastanawiała, czy te 7,5 roku miałoby pójść na marne? i tak po prostu ze sobą zerwać? ;( Co robić? Moje koleżanki ze studiów, mając za sobą 3-5 lat związku są narzeczonymi, bo ich chłopacy się zmobilizowali i wiedzieli, że trzeba coś działać. Jakoś znaleźli czas i ochotę, żeby uszczęśliwić swoją "wybrankę". A my? Dziś mam humor typu: "rzygać mi się chce twoimi bajkami o wspólnym życiu. Bo i tak nic z tego nie wyjdzie, więc po co mi to mówisz?" Te myśli miotają mną w te i wewte i nie mam już siły na to, żeby podjąć ostateczną decyzję i zrobić to, co powinno być najlepszym rozwiązaniem. Tylko jakie ono jest???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
Zawsze można podjąć ostateczną decyzję.....jeśli wizja bycia żoną i matką jest dla ciebie najważniejsza i brak zaręczyn sprawia,że czujesz się nieszczęśliwa i rozważasz rzucenie chłopaka ponieważ nie jest w stanie zapewnić ci tego co chcesz...to go zostaw, bo w sumie i tak nic z tego by nie było... Jeśli nawet mimo braku pierścionka i migania się faceta kochasz go na tyle żeby zrezygnować (może na jakiś czas) z bycia żoną, to zostań, bo go kochasz... Sorry dziewczyny, nie wiem o co chodzi, ale to w końcu człowiek jest ważniejszy a nie instytucja, a z waszych opisów wynika,że traktujecie małżeństwo i macierzyństwo jako obowiązkowe punkty programu w życiu, które trzeba zaliczyć w takim i takim wieku już nawet nie jest ważne z kim....no ważne żeby on się na to godził, ale potem to już pal licho jak się życie potoczy. Może pogadajcie z facetami, zapytajcie czy od małżeństwa wolą wolny związek bez formalności, jeśli odpowiedzą ,że tak, to już wasza decyzja czy się na to zgadzacie czy nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jak to jest możliwe, że nasi dziadkowie, rodzice pobierali się po kilku, kilkunastu miesiącach? I są ze sobą do dzisiaj. I gadanie, że czasy w jakich żyjemy nie są dla mnie argumentem. Zależy jakie kto ma priorytety. Moi rodzice się pobierali nie mając nic. Kochali się. I to im wystarczyło, żeby przez kolejne 25 lat zbudować i zdobyć to co mają dzisiaj. Razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
kiedyś wszyscy mieli dzieci, bo inni też mieli, wszyscy żyli tak samo...dziś ludzie czują się bardziej wolni i mają wybór, nie każdy musi zyc wedlug standardu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ostateczna decyzja nie zgadzam się z Tobą. Dlaczego nasi dziadkowie potrafią ze sobą być całe życie? A w dzisiejszych czasach... Rozwody po kilku miesiącach. Chyba same statystyki już dają do myślenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
Zapewniam cię,że gdyby kiedyś rozwody były społecznie akceptowalne jak teraz to byłoby ich pełno....Jakieś głupie idealizowanie, że nasi dziadkowie wszyscy pobierali się z miłości i trzymali za rączki całe życie. Wiele osób było tak samo nieszczęśliwych jak teraz. Tylko kobiety były bardziej niż dziś zależne od mężczyzn więc na rozwód nie mogły sobie pozwolić...do tego presja społeczeństwa, religia etc Dziś rozwód nie jest takim skandalem niż kiedyś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chodzi o to, że traktuję oświadczyny jako instytucję; bycie żoną i matką to dla mnie jedne z ważniejszych życiowych etapów pod warunkiem, że będę żoną mojego teraźniejszego chłopaka. Więc: NIE, nie traktuję tego jako "obowiązkowy punkt programu" w ogóle. Traktuję to jako etap w moim zyciu, który chcę dzielić z chłopakiem. I kiedy mówi mi, że ma dokładnie takie same plany, to chyba mogę pomyśleć o zaręczynach, prawda? OSTATECZNA DECYZJA: nie wiem, czy masz chłopaka i czy jesteś z nim długo; nie wiem, czy masz narzeczonego - bo odnoszę wrażenie, że chyba nie potrafisz się za bardzo dostosować do mojej sytuacji... Jeśli byś była ze swoim 7,5 roku, to nie pomyślałabyś czasem o zaręczynach? że coś jest nie tak, jeśli po tylu latach nie wyznał ci w postaci zaręczyn, że chce spędzić z tobą resztę swojego życia? Mówi się, że słowa typu: "Jesteś kobietą z którą chcę spędzić swoje zycie" zadowalają. To prawda, zadowalają na jakiś dłuższy okres czasu; ale mogę się założyć, że jeśli byś je słyszała bardzo często, to pomyślałabyś na pewno nie raz, czy nie byłoby warto tych słów i tego, co przez nie jest wyrażane, przypieczętować tym, że NA PEWNO TAK BĘDZIE?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
Mam faceta, jestem po 30tce jesteśmy już 6 lat razem. Wiemy że będziemy razem, oczywiście, że myślałam o zaręczynach. Chyba tak około 4 roku jak byliśmy razem. Rozmawialiśmy o tym, powiedział,że dla niego to też ważne, że nie wyobraża sobie życia beze mnie i tyle...i aż tyle, bo to pokazuje mi każdego dnia :) Powiedział,że zrobi mi niespodziankę więc się głupio nie dopytuję co chwila, poczekam co tam fajnego wymyśli. Skoro powiedział tak zrobi. Ale wiesz co?Gdyby nawet stwierdził,że jednak nie chce ślubu, bo coś tam, to chyba też by mnei jakoś wybitnie nie wzruszyło. Kochamy się bardzo i ślub jest tylko dodatkiem, nigdy nawet nie pomyślałabym żeby się rozstać z tego powodu. A ty masz wielki dylemat, bo ślub tylko z nim, ale on na razie się nie oświadcza. Więc ani nie odejdziesz ani co? Albo trwasz w tym co jest i wierzysz jego słowom, albo popadasz we frustracje i wyrywasz włosy z głowy a jemu suszysz głowę co 3 dni o zaręczyny. Moja znajomą zostawił facet po 9 latach niby gadali o zaręczynach i takie tam, a u niego się nagle wypaliło...trudno i tak bywa, ślub wcześniejszy pewnie wiele by nie zmienił... Nie wiem, trudno coś doradzić...każda sytuacja jest indywidualna. Ja tam myślę, że najlepiej kochać i żyć...bo nigdy nie wiemy ile mamy czasu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie no masz racje. Ale nikt mi nie powie, że instytucja małżeństwa nie straciła na swojej wartości. Ale tylko i wyłącznie przez nas samych. Nie będę wchodzić w dyskusje filozoficzne, ale w dupach nam wszystkim się poprzewracało od pieniędzy lub ich braku. Mieszkanie, samochód, praca, studia. Ja to pieprzę... Wyłączyłam się z tej chorej gry. Dobra koniec mojej chorej filozoficznej pogadanki :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ostateczna decyzja wydaje mi się, że dyskusje na temat małżeństwa są bez sensu... Każdy ma swoje zdanie, i każdy w tym co mówi ma trochę racji. Ja generalnie jestem zwolenniczką legalizowanych związków. Poprostu tak. Bo tak czuję. Może tak zostałam wychowana, może taki wpływ ma na mnie środowisko. Nie wiem, trudno odpowiedzieć. Ale jest mi z tym dobrze. I nie będę się wypierała uczucia, że też chcę zostać żoną. A każdy przypadek jest inny. Są takie co przed ślubem byli 10lat i po roku małżeństwa rozwód. Są takie co po roku znajomości ślub i wielka miłość do końca życia. Każdy ma swój przypadek i będzie go bronił. Ja generalnie koleżance Natalii się nie dziwię, bo 7,5 to dużo czasu. A WG MNIE istnieje coś takiego jak "syndrom przechodzenia". Ale to oczywiście nie dotyczy każdego. Każdy przypadek jest inny i tego się trzymajmy. A faceci są z innej planety, my czekamy na te głupie oświadczyny latami, każde ich najdrobniejsze wspomnienie o ślubie powoduje, że znowu się nakręcamy. A oni dalej żyją w tym swoim dziecięcym świecie i daleko są myślami od takich planów... ;) :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:D Nie suszę mu głowy :P bo wiem, że to by chyba tylko pogorszyło sprawę. Na pewno czułby się zmuszany i ograniczany... Dlatego tego nie robię. I nie chcę robić, bo tego by tylko jeszcze brakowało: żeby go odstraszyć i truć. Tak, jak mówiłaś: Każdy ma swoje własne podejście - dla ciebie ślub był dodatkiem, a dla mnie znów jest dosyć ważny. Nic na to nie poradzę. Może zostałam tak wychowana...Jestem może bardziej religijną osobą... Wiem, że z chłopakiem byłoby mi dobrze w przyszłości, bo teraz też tak jest. Przeszliśmy razem wiele, nasz związek przetrwał najgorsze próby i tym się mogę poszczycić. Dlatego wiem, że z byle jakiego powodu to się nie rozpadnie. Nie myślę kategoriami: "Jeśli sie już teraz nie oświadczy to z nim zerwę." Ale też ciężko tyle czekać, ufam chłopakowi, choć to ciężkie, bo często pojawia się ta myśl, ze może jednak czeka na lepszą; może tylko "gada" o tym wspólnym zyciu i na tym koniec - tylko gadanie. Jestem w takiej sytuacji, że już nawet nie wiem, co mam mysleć - zresztą widać to po moich wpisach :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHAJ SIEBIE: Popieram! Otóż to! Każdy przypadek jest inny. Dziękuję za poparcie... I tej nazwy mi brakowało: Syndrom przechodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
No ale co po ślubie to też jest syndrom przechodzenia? czy to jakaś magiczna pelerynka która odstrasza wszelkie syndromy? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ostateczna decyzja, tak jak pisałam, każdy ma inne zdanie ;) Jednie wierzą w to, drudzy w to. Jednak często się mówią o tym "syndromie", głównie osoby, których kolejnym nieodzownym etapem w związku jest ślub. Każdy przypadek inaczej sobie z tym radzi. Są takie pary co tego w ogóle nie odczuwają, a są takie, na które "syndrom" działa negatywnie i często powoduje rozstania. Ja NIESTETY też w to wierzę :P Ja to w taki sposób rozumiem, że zaręczyny to jest jakiś kolejny etap w związku, duży krok na przód, który udowadnia potęgę tego uczucia pomiędzy dwojgiem ludzi. W szczególności odczuwają to kobiety... Z facetami jest zupełnie inaczej :( Oni panicznie boją się tego kroku, bo to już ma oznaczać wielkie zaangażowanie, planowanie zmian. No są dziećmi nie da się tego ukryć ;) Podziwiam facetów, którzy już się decydują na ten krok, ile przemyśleń i wyżeczeń musi ich to kosztować ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostateczna decyzja
Kochaj siebie Ja przecież pisałam,że ludzie są różni, ale to banał, nawet nie trzeba o tym przypominać. Nie wiem czym kierują się mężczyźni, jestem kobietą, ale infantylizowanie ich ogółu chyba nie jest fair. W tych wszystkich dyskusjach o zaręczynach, ślubach, ciążach, zawsze jest strona kobiety: "bo ja chcę", "bo ja nie mam czasu", "bo wszyscy naciskają, że już". W tym wszystkim facet już ma najmniej do powiedzenia...ma zrobić to i tamto bo kobieta chce, bo jego jedynym celem jest sprawianie jej przyjemności. Ślub to cholernie poważna decyzja, a decyzja o dziecku sprowadza decyzję o ślubie wręcz do przedszkola. Nie wiem dlaczego powinna być niby podejmowana pod presją dziewczęcego chcenia...do tanga trzeba dwojga. Co nie znaczy,że jak ktoś się nie oświadcza to nie kocha. Mi zajęło kilka lat uświadomienie sobie,że to z tym człowiekiem chce spędzić resztę życia...samo to przyszło. Wcale nie uważam,że przez te lata kochałam go mniej!Ba, szalałam za nim:) Uważam eż ,że mężczyzna ma prawo nie być gotowy na dziecko, jak kobieta!To ni jest różowa lalka, którą można oddać potem...to decyzja na całe życie która gruntowanie je zmienia. Co mnie obchodzi,że u dziadków co rok to prorok!?Skoro ja tego nie czuję i nie chce mięc dzieci na razie mimo,że jestem po 30tce i kicham na biologię, najwyżej nie będę miała dzieci... A niby dlaczego to chcenie kobiety ma być na 1 miejscu, to jak kobieta nie chce np dzieci a facet chce to powinien siłą jej to dziecko zrobić?Bo kobiety piszczące o instynkcie, zegarze biologicznym tykającym w wieku 25 lat sieją panikę i są gotowe prawie zgwałcić faceta,żeby to dziecko mieć... Powtórzę ten banał,że ludzie są różni...i z tego banału wychodzi to,że ludzie są też ze sobą z różnych powodów, czasami z miłości,czasami z samotności, z potrzeby posiadania rodziny. Wszystko ok dopóki mają te same priorytety. Bo rozwiązanie takiej sytuacji jaką opisują tu dziewczyny jest faktycznie jedno i banalne: jeśli ciśnienie na ślub i dziecko doprowadza do obsesyjnego myślenia i pisania na forum, to znak,że czas pogadać z facetem. Olać romantyczne zaręczyny i podjąć decyzję wspólnie o ślubie (jeśli para jest samodzielna finansowo i jest w stanie w ogóle założyć rodzinę...nie uznaję małżeństw utrzymywanych przez rodziców z filozofią jakoś to będzie), ewentualnie się rozstać,ze względu na inne priorytety. Trzecia opcja,można trwać w związku z nadzieją,że COŚ się zmieni....powodzenia dziewczyny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale ta obawa bierze się chyba z automatu. Skoro się jeszcze nie oświadczył tzn. że pewnie mnie nie chce, albo coś złego się dzieje. Większość z nas pewnie tak myśli, a powody są zupełnie inne, czyli niegotowość faceta do takiego kroku. Ja też już bym chciała tego zaznać. Jestem ze swoim chłopakiem prawie 2lata. Wiem, że to krótko. Ale poprzednią dziewczynę poprosił o rękę w pierwszą rocznicę. Jak twierdzi mój chłopak to było wymuszone przez nią. Nie pozostaje mi nic innego jak mu wierzyć... Ale często przechodzą mi przez głowę takie myśli, skoro ją poprosił po roku, to dlaczego mnie jeszcze nie? Kiedyś podsłuchałam jego rozmowę z jakimś kolegą, który zapytał dlaczego jeszcze tego nie zrobił. A on mu na to, że poprzedni związek bardzo dużo go nauczył i ze mną w naszym związku dojrzał i uważa, że po takim czasie to by było trochę niedojrzałe, bo jeszcze nie mieszkamy ze sobą, ani finansowo nie jesteśmy za bardzo na to przygotowani. I myślę sobie, że fajnie, że myśli dojrzale. Ale z drugiej strony przechodzi mi przez myśl, że może wcale nie jest tak jak ja myślę. Może tamtą bardziej kochał skoro ją poprosił. Wiem że to głupie, ale czasami takie myśli atakują.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostateczna decyzja: Powtarzam: nie naciskam na mojego faceta, bo by zwiał, gdzie pieprz rośnie. To, o czym tutaj piszę to wyłącznie moje prywatne obawy. Sądząc po tym, o czym rozmawiałam z chłopakiem doszliśmy do wniosku, że mamy te same priorytety: małżeństwo, rodzina i to wszystko, co się z tym wiąże. To nie jest tak, że ja chcę oświadczyn, a on nie. Często jest tak, że to ona sam rozpoczyna rozmowę na temat ślubu. Dla niego, ajk i dla mnie ślub to krok, który pozwoli nam zacząć żyć we dwoje i cieszyć się sobą każdego dnia, bo teraz ze względu na pracę tego luksusu nie mamy. Zresztą mojemu chłopakowi chodzi chyba głównie o to, żeby zarobić pieniądze na to, byśmy mieli na wspólny, samodzielny start jakieś zaplecze finansowe. Zbyt szybko razem nie zamieszkamy, bo on jeszcze zaocznie studiuje i na to przeznacza część zarobku. Jednak samo to, że w ten sposób myśli sprawia, że naprawdę doceniam to, co robi i jakie ma plany. Myślę w ten sposób, że zaręczyny pozwoliłyby mi spojrzeć na te wszystkie jego słowa jako coś pewnego, jako na coś, co na pewno nastąpi. Chyba zmierzam bardziej w tym kierunku. Sam gest, nie pierścionek są tutaj dla mnie ważne. I to mi przeszkadza: że jesteśmy razem te prawie 8 lat (tyle będzie w sierpniu), a on tylko mówi i mówi o tym, co będzie. Zaczynam więc myśleć, że to tylko czcze słowa, które nie mają pokrycia. Staram się zaufać i cieszyć się tym, co mówi, bo te moje myśli nie zagrażają naszemu związkowi. Jest między nami tak dobrze, jak rzadko kiedy; ale boję się, że w końcu kiedyś zepsują całą tę harmonię, która między nami panuje... kochaj siebie: myślę, że mamy podobny tok myślenia. Jesteś ze swoim 2 lata. Dla mnie to, przyznam się mało na zaręczyny. Ale pewnie dlatego tak myslę, bo jestem ze swoim tyle i jakoś nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić, gdybym się zaręczyła po 2 latach związku. Sądzę, że twój chłopak mówiąc, ze nie chce popełnić kolejny raz tego samego błędu miał na myśli to, że może nie chce sprawiać tobie przykrości, bo widocznie nie jest jeszcze na 100% pewny, czy wasze uczucie przetrwa (skoro związek z jego eks nie przetrwał). Woli się upewnić, ze to co między wami jest, jest prawdziwe i głębokie i oświadczy się tobie, gdy będzie wiedział, że tych zaręczyn po pewnym czasie nie zerwie. Tak ja na to patrzę: Nie chce, żebyś cierpiała, gdyby jednak okazało się, że te zaręczyny nie przetrwają-tak jak w przypadku poprzedniego związku. Nie wiem, to jest tylko moje zdanie i nie chcę tutaj wprowadzać jakichś własnych osądów, bo nie znam waszego związku na tyle. To tylko moja opinia-opinia osoby z boku. Trzymaj sie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiooom
Ja ejstem w zwiazku już 10 lat, dopiero niedawano się oświadczył:-( Jedno wam powiem dziewczyny! Nigdy nie pozwólcie na tak długie związki , to jest najwiekszy blad mojego zycia. Teraz czeka nas slub a my jak stare zdziadziałe małżenstwo, juz nie ma żadnych emocji zadnego podniecenia.. Nie ma to jak brac ślub przez pierwsze 3 lata związku:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiooom
Po tylu latach te ośiwiadczyny i decyzja o slubie taka już troche wymuszona, no bo w końcu wypada sie pobrac i założyć rodzinę:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona24989
własnie dla mnie również sam gest jest ważniejszy niż ten pierścionek ! ale niestety im dłużej to trwa , tym coraż częściej mam takie myśli , że już mam tego dość takiego "chodzenia" bo jak to inaczej nazwać . Mój chłopak a w zasadzie juz facet prawie 30 letni w tej kwesti zachowuje się jak pierdoła , przypomina mi takie nieporadne dziecko, niedawno powiedział ze on o tym WIE że juz powinien s ię oświadczyć i wogole chciałby no ale nie może, jak by coś go blokowało !!! ;/coś ze mną jest nie tak czy co..Czuje się jak kretynka jakaś , kiedy jego rodzice sie mnie pytają o ślub , synka nie zapytają tylko mnie ...to saMO moi ... co ja mam mu się oświadczyć ?, wychodze z takiego założenie ze jak facet kocha i jest pewny swoich uczuć to się jej oświadcza a nie gada tylko takie puste słowa jak w moim przypadku. Nie raz słyszałam ze za miesiąć , za dwa , w walentynki też miały być ,w moje urodziny w marcu , też nie , zawszę jest coś ... to poco te gadanie takie i zwodzenie ! teraz to wogóle pożegnałam sie z tą myśla ze poprosi mnie o rękę , przecież są ważniejsze wydatki typu : na samochód jak to ostatnio było ...:////

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agniecha Natalia wydaje się być pewien. Ale chyba dorósł do tego, żeby dać sobie więcej czasu, a nie pod wpływem emocji się zaręczać. Dla mnie 2lata to w sumie też niedługo, ale jestem tak bardzo pewna uczuć do niego, on też, że cieszyłabym się bardzo, aczkolwiek nie mam parcia, bo nie znamy się w końcu aż tak długo. Jego poprzedni związek był meeega dziwny i popaprany i wiem to nietylko od niego. Gada mi o ślubie non stop!od samego początku, to jego gadanie jest takie urocze, bo widzę że myśli o naszej wspólnej przyszłości. Mówi o tym że nigdy nikogo tak nie kochał jak mnie. Tak jak patrzę, to czuję, że tak jest. Że jesteśmy bratnimi duszami. No dużo by mówić, ale nie w tym rzecz. Poprostu mimo że mi gada o tym wszystkim że tak kocha i w ogóle, że ślub i ślub, to dlaczego nie zrobi tego kroku? Wiem, że to głupie co piszę, bo nie mam żadnego parcia na pierścionek, ale gdyby jej nie poprosił, no to bym o nie myślała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani ewa
Ja takich tematów nie rozumiem.. po prostu nie ogarniam. Mój mi powiedział że widzi mnie jako swoją żonę jakoś po może 3 miesiącach bycia razem... Mnie musiał przekonywać dłużej. Kiedyś mi powiedział, że gdyby nie był pewien że chce abym została jego żoną (lub gdyby na którymkolwiek etapie stracił tą pewność) to cyt. "nie marnowałby mojego czasu" i nie chodzi tu o zegar biologiczny, bo dzieci nie mamy i mieć nie chcemy. Jesteśmy razem 10 lat, po ślubie 8. Zstanawiam się, jak to u Was jest z samooceną? Bo przyznam, że gdyby mnie koś stawiał w takiej sytuacji, po prostu bym odeszła - i nie hodzi tu o to że bez ślubu nie można być szczęśliwym, ale o to że ja dość jasno przedstawiam swoje zdanie na ten temat i jeśli ktoś znając je, wiedząc, jakie to dla mnie ważne nie uszanowałby tego niby mnie kochając (jeżeli ślub jest "tylko papierem" to vhyba tym łatwiej się poświęcić dla drugiej osoby, która w ślubie widzi coś więcej?). To jest kwestia sprawiania sobie radości, uszanowywania tego, co dla drugiej osoby jest ważne. Moim zdaniem nie można przeciwstawić chęci ślubu postawy, że ślub jest nieważny (gdyby ktoś chciał polemizować, że te postawy się równoważą i "wyjściem" jest stagnacja. Równowagą dla dużej chęci jednej strony do zawarcia małżeństwa jest RÓWNIE DUŻA NIECHĘĆdrugiej strony do tego, a nie postawa "ślub jest nieważny", to nie jest to samo. W takiej sytuacji "wyzerowania oczekiwań" jest pat i nie ma innej opcji, niż rozstanie, jeżeli obydwie strony uważają swójpogląd za warty obrony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani ewa
No tak nie dokończyłam myśli i sorry za literówki. Gdyby mnie ktoś postawił w takiej sytuacji to sorry, odeszłabym - jakoś tak myślę że poczucie własnej wartości nie pozwoliłoby mi tkwić w takim związku, w któym moje potrzeby(z tych podstawowych, bo tu zahaczamy o poczucie bezpieczeństwa) są dla kogoś nieistotne. NIe wiem, może jestem zbyt dumna. A może to rodzinna tradyja, bo co najmniej od 3 pokoleń wstecz kobiety z mojej rodziny odnotowują więcej deklaracji niż są skłonne przyjąć. A wszystkie jesteśmy dość harde i raczej mało mimozowate.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×