Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Hej! U mnie dzis calkiem spoko. Powoli przestawiam sie na zdrowe i regularne jedzenie. Ostatnio nie mam jakos szczegolnie ochoty ani na czekolade ani na chipsy, co mnie cieszy. Dzisiejsze menu: sniadanie- 2kanapki z wedlina drobiowa i ogorkiem + ziel. herbata przekaska- jablko obiad- "bulgugi" z wczoraj. Ostre to jak nie wiem, ale pyszne :) Poki co to tyle. Gdyby chcialo mi sie jeszcze jesc to mam serek wiejski :) Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Postaram się jutro coś napisać, bo dziś mam iść na imprezę, a wszystko mi się ostatnio poprzewracało do góry nogami - spóźniony okres, zakwasy i małą kontuzja po siłowni, dzisiejsze wolne (ale i tak przespane :D), które sobie zrobiłam z racji wczorajszego nadmiernego treningu. Moje plany poszły w łeb, więc i dieta też. Jest coraz gorzej, bo niby dużo ćwiczę, ale i tak tyję, bo dwa razy więcej jem - ważę już 66,5 kg :( Coraz bardziej myślę o powrocie do diety "śniadaniowej", ale nie widzę przetrwania na niej w najbliższym tygodniu, kiedy mam 3 ciężkie koła i analizę do zrobienia ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nawet zapomniałam, że miałam coś napisać... Ostatnio ze mną naprawdę nie jest najlepiej. Zaczynając od kwestii wagi (chyba już ostatecznie bateria padła, ale jeszcze wczoraj kilka razy zdążyłam zauważyć równe 67 kg), poprzez nadmiar obowiązków, brak pracy, problemy finansowe, zaburzenia odżywiania, brak samoakceptacji, brak jakiś szczerych, pozbawionych fałszu i obłudy ludzi wokół, a kończąc na depresji, która jest zbiorem tego wszystkiego. W przyszłym tygodniu muszę zapisać się do psychologa, tylko zapewne termin, który mi wyznaczą mi nie pomoże. Inaczej nie widzę dalszej diety, jakoś nie potrafię przestać myśleć o jedzeniu i wyznaczać sobie granicy. Kiedyś jeszcze ćwiczyłam, ograniczałam jedzenie, wiedziałam do czego dążę i z lepszym bądź gorszym skutkiem, ale coś robiłam, by do tego celu się przybliżyć, a teraz? Nawet jeśli się zmotywuję to na krótko. Nie pomaga mi nawet myśl, że jak tak dalej pójdzie to wrócę do tego co było. Obecnie postaram się jeść normalnie (chociaż będzie to trudne biorąc pod uwagę moją miłość do jedzenia), a później zobaczymy. Jak się coś poprawi na pewno dam znać, ale nie chcę pisać, że od dziś, że od jutra, że jak minie ten ciężki tydzień... Bo w gruncie rzeczy to wszystko nie ma znaczenia, to tylko wymówki. Ale Ty pisz co u Ciebie, na forum będę zaglądać na pewno i w miarę możliwości odpisywać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Mam nadzieję, że nadal jesteś... U mnie od poniedziałku poprawa. Nie chcę zapeszać, ale poza wczorajszym gorszym dniem jest ok no i regularnie ćwiczę (wczoraj ze względu na naukę nie byłam na siłowni, ale z dietą byłoby wszystko ok, gdybym w porę się opamiętała... dziś na szczęście mi się udało i nie powtórzyłam błędu z wczoraj, a było blisko. Dzisiaj to w ogóle humor mi się poprawił jak wyszłam z siłowni i pomyśleć, że miałam myśli, żeby odpuścić. Ogólnie pogoda dziś była masakryczna, padało cały dzień, parasol mi się rozwalił (w rezultacie wyrzuciłam go jak deszcz się nasilił, bo i tak mi nic nie dawał, ale przedtem złamałąm go jeszcze ze złości, później mokłam, ale na siłownię dojechałam), spałam tylko 4h, bo zakuwałam po nocy no i na siłowni zaliczyłam 50 minut bieżni (400 kcal), a później rewelacyjne zajęcia spalające (intensywny aerobik) z przesympatyczną instruktorką :) Jak wyszłam z siłowni to byłam szczęśliwa i taka hmm odprężona? Zakwasy zniknęły :) I co najlepsze? Idą sobie spokojnie (mimo mżawki) na busa, bo miałam jeszcze trochę czasu, a tu jakiś spóźniony, czy nie wiem skąd inny bus podjeżdża! Normalnie idealnie :) Co do dzisiejszego menu: śniadanie I - płatki lion z mlekiem śniadanie II - kajzerka z kiełbasą żywiecką, musztardą, masłem i sałatą śniadanie III - 2 małe croissanty śniadanie IV - jabłko przekąska (nieplanowana, ale burczało mi w brzuchu, a to było jeszcze przed siłownią - tak długo czekałam na autobus, ze w końcu weszłam do cukierni obok przystanku) - 3 pierniki z krajanki, 2 ciasteczka makowe połączone marmoladą, 2 faworki, bułka jakaś ciemna z ziarnami obiadokolacja - makaron z sosem śmietanowo - pieczarkowym ze smażonymi pieczarkami Dziś idealnie nie było, ale póki co jestem zadowolona, a co najważniejsze waga spadła z krytycznej 67,4 kg (!!! tak, jeszcze w niedzielę taka była) do 65-66 kg. Dziś akurat 65,7 kg, ale ta moja waga różnie pokazuje, więc nie można jej ufać co do grama. Wczoraj wieczorem było np. 65,4 kg (po zjedzeniu 3000 kcal i bez ćwiczeń). W każdym razie z racji tego, że ćwiczę nie bardzo przejmuję się teraz stricte wagą, będę sprawdzać wymiary, no i jak ciuszki leżą i jak sama się czuję. Moją inspiracją stałą się teraz właśnie ta instruktorka fitnessu. Może z rok starsza ode mnie, naprawdę sympatyczna i pogodna (zawsze poprawia mi dzień swoim optymistycznym podejściem do życia, a poza tym widać, że kocha to co robi) i zachęca do ćwiczeń, determinuje, wspiera. Co więcej moim zdaniem jest ideałem kobiety, który sama chciałabym osiągnąć, a co raczej nie będzie możliwe, gdyż każdy ma inną budowę ciała. Poza tym, że jest urodziwa i ma zajebisty uśmiech, to podoba mi się w niej to, że ma wymodelowane ciało, tzn. nie jest ani gruba, ani chuda, a i nawet jak patrzę w lustrze to szersza w ramionach ode mnie, ręce też ma dość solidne, ale u niej wygląda to inaczej, bo widać, że ma takie kości, a u mnie to tłuszcz. Tak samo brzuch (nawet wielkiego wcięcia w talii nie ma, ale jest proporcjonalna i ma płaski brzuch), no i nogi ma zgrabne, ale nie ma się co dziwić skoro pasjonuje ją bieganie i biega od 13 roku życia (ja na tym etapie życia nie znosiłam biegać). Wnioskuję, że jednak jestem średnio- lub "cienkokoścista", bo spokojnie mogłabym jeszcze sporo zrzucić (a w szczególności wymodelować ciało ćwiczeniami) tak, żeby nie było tłuszczyku, w innym przypadku nie miałabym już takiej opcji. W każdym razie będę starała się teraz nie tyle schudnąć, co zająć się ciałem, bo co mi po tym, że ujrzę na wadze 55 kg (ok to jest mój cel i tego się trzymam - 1 marca 2013 roku ujrzę na wadze 55 kg) jak moje ciało nie będzie jędrne, a załóżmy wiszące i sflaczałe jak to po odchudzaniu bywa? Jest jeszcze jedna kwestia, którą poruszyła ta dziewczyna od bloga, że niby po zrzuceniu jakiejś konkretnej wagi następuje faza stabilizacji (podobno tak twierdzi jej dietetyk), kiedy się nie chudnie, mimo diety i ćwiczeń, ale jakoś nie do końca w to wierzę, więc walczę! I mam nadzieję, że Ty ze mną! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam za literówki, ale po dzisiejszym dniu i nieprzespanej nocy jestem wykończona, a jutro powtórka, tak więc uciekam pod prysznic i pisz co u Ciebie!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć dziewczyny, sprawdzałam tylko czy pamiętam hasło bo ostatnio napisałam cholernie długiego posta i wpisałam błędne hasło i oczywiście nie poszło. dzisiaj tylko tak na szybko bo zaraz uciekam do pracy, u mnie zdecydowanie lepiej, napady są ale już nie takie jak kiedyś, jedynie do czego mnie ciągnie to słycze i przeważnie nimi się zapycham a nie tak jak kiedyś gdy bułę z serem zagryzałam batonem a już robiłam następny posiłek mimo że czułam się już i tak najedzona ale oczywiście musiałam napchac się aż tak że o mało nie pękłam. Trochę schudłam ale nie wiem dokładnie ile, nie mam obecnie wagi ale mierzę się regularnie, niestety z tego na czym najbardziej mi zależało spadło najmniej czyli pupa i uda tylko po 1 cm, brzuch i biodra po 3cm pewnie to zasługa hula hop bo kręce regularnie po za tym chodzę również na aerobik- babeczka jest niesamowita i daje taki wycisk że szok. zaczełam też jeść ostatnio regularnie bo u mnie był z tym problem i może stąd właśnie te moje napady. Sporo zmian u mnie stąd też moja nieobecność ale jak tyko miałam chwilę to wpadałam poczytać co tam u was. Najważniejsze wyprowadziłam się od mamy i teraz mieszkam sama, a to jest duży plus bo nie kuszą już mamine obiadki, ciasta, słodkie rogaliki, moje ukochane kopytka a że jestem totalnym beztalenciem kulinarrnym i leniem to idę na łatwiznę i gotuję sobie jakieś lekkie zupy, sałatki, piekę ryby- coś na szybko Papryczka cieszę się że u ciebie już lepiej i że się nie poddajesz zobacz jak dużo już osiągełaś, szkoda byłoby to wszystko zaprzepaścić, a taki wysiłek fizyczny naprawdę dużo daje- człowiek ma poczucie że jednak coś robi i jest motywacia żeby sie nie poddawać i walczyć. Pozatym powiem ci że ja też jakoś dużo nie schudłam a od razu moje samopoczucie o niebo lepsze, czuję się bardziej atrakcyjna i pewna siebie. będę wpadała codziennie i zdawała relację jak mi idzie. Tzrymajcie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Super kiniutka, że jesteś!! No i gratuluję spadku wagi :) Doskonale Cię rozumiem z tymi pokusami w rodzinnym domu. Jeśli o mnie chodzi zdecydowanie szybciej i efektywniej schudłabym, gdybym mieszkała sama. Co do gotowania ja akurat to uwielbiam, więc co rusz gotuję nowe potrawy (nie kierując się zbytnio ich kalorycznością), przygotowuję wypasione desery, czy piekę słodkości i później kończy się to jak się kończy, ale z pasji nie zrezygnuję :) W ogóle to wpadłam na chwilkę pomiędzy uczelnią, a ćwiczeniami. Dziś wybieram się na zumbę i stepy, a jak dam radę to jeszcze bieżnia, bo 2 pączuszki wpadły :) Generalnie troszkę się załamałam, bo weszłam na wagę w aptece, która mierzy również poziom tkanki tłuszczowej. Zawsze ciekawiło mnie jak to u mnie wygląda... no i klops. Prawie 38% mojego ciała to tłuszcz :( A podobno już powyżej 25% u kobiet uznaje się za otyłość!! Waga pokazała co prawda 65,3 kg w ciuchach (a to naprawdę dobry wynik biorąc pod uwagę ostatnie perturbacje), ale martwi mnie ten nadmiar tłuszczyku. Mam nadzieję, że ćwiczenia pomogą, no tylko wciąż jest problem ze zmianą diety, bo owszem na diecie mogę sobie być, ale nie odmawiam sobie praktycznie niczego, tylko polegam na liczeniu kalorii. Jeśli zjem 2 pączki, to poza tym zjem niewiele i tak to u mnie wygląda ;/ Jakoś na początku przyszłego roku przejdę się jeszcze do tej apteki i zmierzę zawartość tłuszczu ponownie - wtedy będę wiedziała, czy ćwiczenia coś dają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Dziewczyny! Ja nadal jestem. Daje dzis tylko znak zycia i jutro wszystko napisze, bo ostatnio mialam troche problemow i bylam tak zniechecona do wszystkiego, ze nawet nie buszowalam w necie. Jutro sie odezwe i wszystko wroci do normy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najważniejsze, że jestem :) Czekam na relację co u Ciebie. Ja od siebie po dniu dzisiejszym mogę dodać tylko tyle, że zamiast planowanego "obiadu" (sałatka z kurczakiem i sosem winegret) zjadłam jabłko, pomarańcze i figurkę czekoladową z nadzieniem karmelowym (gwiazdorka) :D Obiadu nie zjadłam, bo dopiero o 22 wróciłam do domu, więc zanim bym wszystko przygotowała zrobiłaby się pewnie 23, a nie chciałam tak późno jeść, bo zaraz idę spać, poza tym jestem tak wykończona i przemarznięta, że nawet nie chciało mi się robić czegokolwiek w kuchni, wskoczyłam tylko pod kołderkę. Jestem zmęczona do tego stopnia, że zjadłabym sobie coś jeszcze teraz, ale nie chce mi się iść :D Generalnie humor mam popsuty po siłowni przez jakąś idiotkę, która zabrała moją wodę. No ja naprawdę nie wiem jakim "mózgojebem" (nie wiedziałam jakiego słowa użyć, a to pojawiło się ostatnio na jednym z wykładów i śmiesznie brzmi) trzeba być, żeby wejść na zajęcia z Cisowianką 0,7 l, a chwilę później zabrać Nałęczowiankę 1,5 l i nie zauważyć pomyłki!!!!!!!!!!!!!!! Gorzej, że ta idiotka była bezczelna, bo dała mi swoją nieotwartą jeszcze wodę, ale powiedziałam jej, że to trochę mało, szczególnie, że miałam dwa razy taką jaką ona mi dała (pominę już kwestię, że jeśli chodzi o wodę mam konkretne wymagania i ciężko mi wybrać jakąś inną, kiedy nie ma w sklepie Dobrowianki ;/), ale jakoś uszło jej to mimo uszu (najzabawniejsze, ze ona przyszła sobie tylko na lajtową zumbę, a ja zaraz po zumbie szłam na hardcorowe stepy, a później wycisk na bieżni). Myślałam, że po zajęciach podejdzie do mnie i w ramach przeprosin zaproponuje, że dokupi mi jeszcze jedną wodę 0,7 l tak, żebym nie była stratna, ale nie! Głupia udawała, że nic się nie stało, więc sama do niej podeszłam i rzuciłam jej chamski tekst, że wypadałoby, żeby dokupiła mi drugą wodę (bo z jakiej racji ja mam wydawać kolejne pieniądze, szczególnie, że tak pewnie drogą wodę mają), więc łaskawie stwierdziła, że mi tą wodę kupi, ale jeszcze z wyrzutami i oburzeniem, że to ja się głupio czułam!! Później jeszcze w szatni przy wszystkich powiedziała, że "może kupić mi nawet 2 wody, żebym nie była stratna" i wyszło na to, że ja się jej prosić musiałam i przez jej głupotę zepsuć sobie dzień. Oczywiście powiedziałam, że nie chcę dwóch dodatkowych butelek, bo nie zwykłam na kimś żerować, tylko walczyć o swoje. A że byłam akurat z siostrą to dodatkowo i ona zachowywała się tak jakbym ja zrobiła coś źle, bo ciągle mnie pouczała, żebym nie przesadzała, że to tylko woda i ona mi da kasę, ale z jakiej racji? Wiadomo, że bym od niej nie wzięła, więc musiałabym sama płacić. Poza tym to już nawet nie o kasę chodzi, ale o zasadę. Ja bym się tak na pewno nie zachowała. W tym momencie przypomniała mi się sytuacja z dzisiaj jak koleżanka łaskawie po moim oczywiście upomnieniu oddała mi moją książkę, którą jej pożyczyłam i co? Nowiutka książka, a cała pognieciona okładka. Ja nie wiem jak ludzie mogą być tacy niezorganizowani i bez jakiegokolwiek poczucia, że źle zrobili. Nie wiem, może to ja jestem dziwna, ale ja jak coś od kogoś pożyczam to i tak czuję się jakbym się prosiła na siłę, ale przynajmniej oddaję wtedy, kiedy powiem, że oddam i nie niszczę. Jak sie umawiam, to jestem punktualna, a jeśli faktycznie coś losowego się wydarzy informuję od razu, że się spóźnię, czy nie dotrę. Jeszcze nie było sytuacji, żeby ktoś musiał mi się prosić o oddanie czegoś, co pożyczyłam. Sama jestem zorganizowana, przygotowana,punktualna, samowystarczalna i perfekcyjna i tego też wymagam od innych, a chociażby jakiegoś minimum... Ale odbiegłam do tematu. W kwestii tej idiotki od wody jeszcze - jak szłyśmy już do szatni powiedziałam pół żartem, pół serio, że nie wiem jak w ogóle można pomylić dwie tak różne wody na co ona "odezwała się pani nieomylna". No myślałam, że jej przystrzelę w głupi ryj!! Ja w przeciwieństwie do niej takich rzeczy nie mylę i nigdy nie pomylę, bo to jest dla mnie jakimś absurdem. Dobra koniec o niej, bylebym już jej nigdy nie spotkała. Jeszcze druga rzecz, która dodatkowo popsuła mi dziś humor. Uświadomiłam sobie, że choćbym nawet schudła zamierzone 10 kg, co nie wydaje mi się jakimś największym problemem, to nigdy nie będę mieć ciała, które będę w stanie zaakceptować (abstrahując tutaj zupełnie od kwestii braku samoakceptacji), a wręcz przeciwnie - wtedy domniemam, że wyglądałabym jeszcze gorzej, bo zostanie nadmiar skóry, z którym nic nie zrobię :( Już teraz widzę jakieś minimalne zmarszczenia pod pachami, do tego grube ramiona, z czego tylko połowa to kość i skóra, bo normalnie mogę sobie chwycić ten tłuszcz i zobaczyć jakie ramię powinnam mieć. No i brzuch. Owszem spłaszczył się i póki co jest jędrny, ale nadal gruby, więc jakbym z czasem się go pozbyła to coś zostanie na pewno, bo to tak jak po ciąży (pomijając kobiety wyjątkowe, bo i takie przypadki znam). Jedynie z nogami jestem w stanie coś zrobić. Nie smęcę już więcej, bo padam, a jutro muszę rano wstać, bo mam sporo do załatwienia, a chciałabym w miarę wcześniej wrócić, żeby zabrać się za naukę, bo w poniedziałek ostatnie, decydujące koło z biochemii, a moja sytuacja punktowa niestety nie pozwala mi na olanie tego koło. Oby jutro był lepszy dzień! Ba - jutro będzie lepszy dzień. Będzie pięknie :) Czekam na info od was dziewczynki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
że jesteś miało być :D Aha i jeszcze o jednym sprostowaniu zapomniałam napisać. Wczoraj w jednym z postów użyłam słowa "cienkokoścista" (niestety świadomie błędnie), nie mogąc przypomnieć sobie przeciwieństwa "grubokościstego" i dziś mnie oświeciło, że chodziło mi o "drobnokościstość" :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gmhtfghtdr
Ja schudłam dzięki Yerba Mate ( i chudnę dalej;) ). Polecam szczególnie tą z dodatkiem ziół, fajnie działa na trawienie i dzięki temu brzuszek robi się płaski;) Yerba pomogła mi w walce z kompulsywnym jedzeniem i podjadaniem ;) W zasadzie pozbyłam się obu problemów, jem regularnie, między posiłkami popijam Yerbę, żeby dostarczyć energii, witamin. Super rzecz, Yerba sprawia, że jedzenia już nas tak nie interesuje jak wcześniej ;) No i do tego mnóstwo witamin! To jedyna rzecz, jaką moge polecić jako wspomagacz odchudzania (wszelkie tabletki, diety cud, herbatki i toniki oczyszczające za mną-szkoda kasy). A Yerba jest tania i wydajna ;) Paczka 500g już za 15 zł ;) Jak jeszcze ktoś porzuci kawę na rzecz Yerby, to w zasadzie wyjdzie mu taniej w miesiecznych wydatkach ;) Poczytajcie na blogu o Yerbie o jej niesamowitych właściwościach: http://yerbomaniaczka.blog.pl/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej, papryczka rozumiem twoje zdenerwowanie jeśli chodzi o tą wodę bo sama pewnie byś się trochę wkurzyła już nawet nie samym faktem zabrania nie swojej wody ale głupimi tekstami i docinkami, ja będąc w takiej sytuacji poprostu bym przeprosiła i starała się jakoś zrewanżować czyli tak jak mówisz dokupiła bym kolejną wodę i już, ale jak widać nie kazdy jest taki i naprawdę takimi osobami nie warto sie przejmować i zawracać sobie głowy a o swoje walczyć trzeba nawet jeśli chodzi tylko o głupią wodę. Co do kwestii pożyczania, odpowiedzialnośći itp. to ja właśnie dostałam ostatnio nauczę, powiedziałam pierwszy i ostatni raz, pożyczyłam pieniądze koleżance a potem przez miesiąć czasu się o nie dopominałam, dzwoniłam, pisałam i oczywiście były teksty " jutro już napewno" szkoda że to jutro ciągneło się cały miesiąć...ah wogóle szkoda mówić bo ile nerw ja przy tym zjadłam..tym bardziej że tak jak pisałam mieszkam sama więc naprawdę były mi potrzebne te pieniądze, ja też jestem taka że jak już coś pożyczam to dbam o to i zawsze oddaje na czas a jeśli nie mogę to dzwonię, przepraszam i pytam o możlowość oddania w innym terminie, teraz już wiem" dobry zwyczaj nie pożyczaj" szkoda tylko że ja nie potrafię odmawiać i nad tym właśnie muszę popracować. papryczka co do tego pomiaru tłuszczu to faktycznie o ile dobrze pamiętam( dietetyczka u której byłam mówiła, że norma dla kobiet to chyba 27%.. najważniejsze że coś z tym robisz, zaczełaś ćwiczyć także zanim się obejżysz a tłuszczyk zmieni się w mięsnie kimczi fajnie że już jesteś. ja już po sniadniu i po hula hop, zaraz wybywam do pracy i pewnie wieczorem już nie zajrzę bo mam trochę spraw do załatwienia. Moje menu na dzisiaj: I. jajo na twardo, ogórek II. jabłko III. twarożek naturalny 150g IV. miseczka bigosu takiego odchudzonego bez mięsa ani tego typu dodatków. jem już ten bigos trzeci dzień jeszcze na jutro zostało, i dobrze bo mam już dosyć, a jeszcze pół kapuchy czeka żeby z niej coś zrobić bo szkoda żeby sie zmarnowała, pewnie jakąś sałatkę przygotuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ach..papryczka odnośnie wyglądu po diecie to myślę że naprawdę nie będzie tak źle jak piszesz, niestety my zwsze patrzymy na siebie nieprzychylnym okiem i nawet nie wiem jak dobrze by było to nam i tak by coś nie pasowało...tu za mału tu za dużo, tu za dardzo odstaje, tam znowu wisi...już chyba taki nasz urok, pozatym zaczełaś ćwiczyć dzięki temu zdecydowanie poprawi sie kondycja ale też ujędrnisz ciało, poprostu musisz mieć odpowiednio dobrane ćwiczenia na te partie ciała nad którymi chcesz popracować no i najważniejsze to regularność...ja kręce hula hop codziennie raz krócej raz dłużej ale codziennie i widzę już efekty. Pozaty pomyśl o osobach które chudną np. 30-40kg .. chłopak mojej siostry schudł 30kg, dodam że wcale nie ćwiczył tylko sama dieta i naprawdę wygląda dobrze. dobre nastawienie to podstawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczęta ;) Ja tylko na chwilkę, bo do poniedziałku mnie po prostu nie ma - muszę zdać biochemię, więc dopiero w tygodniu napiszę coś bardziej na luzie, bo teraz niestety czas mnie goni. Dzisiaj sobie troszkę odpuściłam, ale nie jest źle, bez napadu obżarstwa. Jutro pewnie będzie podobnie - co wynika też pewnie z tego, że ani dziś nie byłam, ani jutro nie będę na siłowni. W przyszłym tygodniu wszystko nadrobię :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wybaczcie, ze pisze dopiero dzis, ale ostatnio mialam slaby okres. Najpierw ze stresu schudlam 2 kg, a pozniej oczywiscie czesciowo nadrobilam. Nie wazylam sie od poniedzialku, ale pewnie jest 51kg. Ojj tak musze przyznac, ze kiedy chodzilam na silownie tez wracalam zmeczona, ale szczesliwa i odprezona. Poza tym mysl, ze robi sie cos dla swojego ciala i ducha rowniez jest baaardzo budujaca. Ja tez zawsze podziwialam niektore instruktorki w klubie. Podoba mi sie ich nastawienie, ktore sprawia, ze na zajecia masz ochote dac z siebie wszystko. Poza tym maja zawyczaj super wyrzezbione ciala i to jest kolejna motywujaca rzecz. Mialam kiedys taka babke, ktora nie byla absolutnie chuda, ale umiesniona i jej pupa oraz nogi prezentowaly sie naprawde super! Dziewczyna z silowni sie nie przejmuj. Zawsze sie trafi taka laska. Po pierwsze nie wiem jak mozna pomyslic wode 0,7 z 1,5l, ale widocznie da sie. JEdnak ja gdybym cos takiego zrobila poszlabym do sklepu kupila 1,5 l wody, przeprosila i oddala. Mialas prawo sie wkurzyc. Tu nie chodzi o to, ze to woda, ktora nie kosztuje majatku, ale o jakas zasade i poziom kultury. Pomylka- ludzka rzecz, ale trzeba sie przyznac nawet jesli to taka blaha sprawa. Poza tym Ty jeszcze zostawalas na silowni, a ona szla do domu, wiec woda byla potrzebna. Kiniutka fajnie, ze sie odezwalas :) Echh jesli chodzi o wyglad to ja tez bede miala problem nawet jak juz schudne i utrzymam wage. Niestety, ale moje cialo jest bardzo podatne na pojawianie sie rozstepow!!!! Naprawde nie znosze tego cholerstwa!!! Najlepsze jest to, ze one sie czasami pojawia tak po prostu, najczesniej za kolanami lub z boku uda (po wew stronie od kolana). W zwiazku z tym zawsze bede czula sie niepewnie przy odlonietych nogach :/ Kilka osob mi mowilo, ze sobie wkrecam i ze przeciez tego nie widac, ale ja tam swoje wiem. :) Co do diety. Tak jak pisalam szalu nie ma. Na poczatku schudlam ze stresu, pozniej z radosci 2-3 dni sobie odpuscilam i efekt mnie nie zadowlana. Walcze jednak dalej. Do swiat zostaly 3 tygodnie, wiec moze da sie cos z tym zrobic. Od jutra zaczynam sie tez uczyc na obrone, ktora mam (w koncu!!!) 17grudnia. Nie chce przez to zaniedbywac jezyka, wiec musze sie spiac, zeby to wszystko jakos pogodzic. Pisac juz bede na pewno codziennie, wiec wszystko wroci do normy :) Dzisiejsze menu: sniad- 2 kanapki z wedlina i ogorkiem przekaska- mialo byc jablko. JEdnak jak tylko je ugryzlam stwierdzilam, ze jest obrzydliwe. Nie wiem co z tymi jablkami czy one sa jakies stare czy co, ale nie da sie ich zjesc. Troche mi szkoda, bo zostaly jeszcze 2, ale nie tkne ich :/ obiad- znow "bulgugi" w troche innej postaci przed chwila- 2 kromka z paprykarzem szczecinskim. Nie moglam sie oprzec, bo znalazlam w szafce ostatnia puszke. Niestety tutaj takiego "wynalazku" nie ma i musze przywozic z Polski, wiec moja dzisiejsza radosc dotyczaca paprykarza jest nie do opisania :) Trzymajcie sie cieplo i do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej! melduję się i ja dzisiaj tak na szybko bo wcześniej miałam gości a teraz siedzę jakaś taka wypluta i zmęczona pewnie dlatego że wczoraj bardzo późno poszłam spać a wstałam dosyć wcześnie także zaraz jakiś prysznic, pogapię się chwilę w tv i pójdę spać dobrze że jutro na po południe do pracy więc mam nadzieję się wyspać chociaż czeka na mnie parę spraw do załatwienia rozstępy to moja zmora...także doskonale znam ten ból kimczi, szczególnie nogi ale ja mam dodotkowo jeszcze na puie i piersiach...ach nabawiłam się ich przez to moje głpie odchudzanie kilkanaście lat temu a potem mega jojo...także też jestem załamana tym faktem, niestety nic innego nam nie pozostaje jak pogodzić sie z tym i po prostu zaakceptować siebie. Moje menu I. jajko na twardo, ogórek II.jabłko III, pół kostki twarogu i trzy ogórki konserwowe Ja jabłka wcinam codziennie, kupuję super twarde i soczyste naprawdę pyszne. Ach i juz nie dużo brakowało a napchałabym się dzisiaj słodyczami bo oczywiście zostały po wizycie gościu i już miałam to ciacho włożyć do buzi...ale mówię sama do siebie...co ci to da, fakt chwila przyjemności i rozkoszy a potem ogromny brzuch ( bo wiadomo że na jednym ciastku by się nie skończyło pewnie zapchałbym sie na maxa słodkosciami) i wyrzuty sumienia, walczyłam chwile ze sobą i tym razem wygrałam tą bitwe i obym równiez wygrała wojne o sylwetkę o której marzę. no nic uciekam bo jakiś mam zły nastrój dzisiaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no i napisała posta i szlak by to trafił...wkurwia mnie to kafe, także melduję że jestem ,jedzeniowo ok chociaż już prawie wkładał ciastko do ust...ale w miarę przyszło opamętnie bo wiadomo że w moim przypadku na jednym cistu by się nie skończyło. no nic uciekam bo nastrój mój do dupy i zaraz zalegnę pewnie w łóżeczku...tego mi właśnie trzeba. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ciastka nie zjadłam to teraz litery zjadam. Przepraszam za te błędy ale pisałam szybko a potem nie sprawdziłam co tam nabazgrałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć dziewczyny, wpadam i wypadam...właśnie wróciłam z aerobiku wypompowana na maxa. Co do jedzenia wszystko ok.a więc I. jajko i ogórek konserwowy II.jabłko III. pół kostki twarogu i dwie łyżki buraczków IV. serek wiejski ze szczypiorem dziwne to moje menu ale nie miałam czasu ani chęci...tych nawet bardziej...żeby sobie coś ugotować, ale jutro już napewno będzie jakaś zupka albo pomidorowa albo kalafiorowa, zobaczymy na co będę miała ochotę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Kiniutka gratuluje wygrania walki z pokusa :) Widze, ze dieta sie trzyma- i dobrze. Jesli chodzi o rozstepy to mam tez na pupie, piersiach i boczkach. Jednak one sa juz stare i praktycznie ich nie widac. A te na nogach wydaja mi sie najbardziej widoczne. Tez probowalam z nimi walczyc, ale bez skutku. Kiedys wyczytalam, ze pomaga masc "cepan". Smarowalam sie tym 2 razy dziennie (smierdzialo cebula jak nie wiem, ale stwierdzilam, ze skoro ma pomoc to warto to przezy) jednak nie pomoglo nic i po skonczeniu 2 tubek zrezygnowalam. Dzis jestem nie do zycia. Wczoraj wieczorem zaczela mnie bolec glowa. Stwierdzilam, ze pewnie przejdzie, bo to przez pogode i polozylam sie na chwile. Niestety kiedy sie obudzilam nie moglam wytrzymac. Pol nocy chodzilam po pokoju, bo tak bylo mi najlepiej, pozniej usiadlam z zimnym recznikiem i w koncu zaczelo przechodzic (o 6 rano). Tak wiec wstalam dzis mega pozno i czuje, ze nie jest to moj dzien. Niestety musze sie zebrac, bo mam dzis lekcje i jeszcze czeka mnie praca domowa. Wkurzona jestem troszke, bo znow zaplanowalam sobie za duzo rzeczy. Przemyslalam dzis wszstko i po pierwsze skupiam sie na obronie, bo to juz za 1,5 tygodnia. Jezyk na razie musze troszke olac tzn. do konca roku chce opanowac to co mielismy od wrzesnia tak na 100% i po powrocie ostro przysiasc. Zostala mi jeszcze do dokonczenia kronika, ktora robie dla moich rodzicow z okazji ich 25lat slubu. Nie zostalo mi tego duzo, ale musze skonczyc do wyjazdu. Chcialam sie jeszcze zabrac za cwiczenia, ale na razie musze z nich zrezygnowac. Po powrocie zostanie mi tylko jezyk, wiec wtedy bede miala czas, zeby sie za to zabrac. Do konca roku fajnie byloby schudnac, ale jesli sie nie uda to chociaz nie przytyc. Wczorajsze menu: sniadanie- 2knapaki z wedlina i ogorkiem 2sniadanie- activia z otrebami obiad- bulgugi Wieczorem przed ta glowa zjadlam jeszcze troche czekolady, ale jestem na 100% pewna, ze spalilam ja podczas nocnego spaceru po pokoju :) Dzisiejsze menu: sniadanie- 2 kanapki z paprykarzem obiad- zapiekanka ( niestety kupilam gotowa, bo dzis naprawde nie mam sily nic robic. Pocieszam sie jedynie, ze wybralam taka z pomidorami i mozarella- zludne poczucie mniejszej ilosci kcal :) ). Poza tym ciesze sie, ze nadal piszemy sobie tutaj we 3. Czasami z przerwami, czasami codziennie, ale jednak :). Kiedys kolezanka namawiala mnie do dolaczenia do tematu na wizazu. Jednak do mnie jakos tamto forum nie przemawialo. Za duzo osob w jednym topicu i nie da sie ogarnac wszystkiego, bo czasami dziewczyny rozmawiaja miedzy soba i okazuje sie, ze po twoim ostatnim postem jest juz 50 kolejnych i nie ma szans, zeby to wszystko przeczytac. A tak jestesmy sobie we 3 i zawsze z zaciekawieniem czekam na posty co tam u Was. Mam nadzieje, ze nasz topik dalej bedzie sobie zyl swoim trybem :) Ja uciekam pozmywac i siadam do nauki. Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! U mnie nie ma się czym chwalić, toteż niechętnie piszę. Wczoraj porażka, wszystko ok, nawet ledwo żywa (z głodu) poszłam na siłownię, a na 21 na pilates z bolącym brzuchem i miałam nic już nie jeść, ale wróciłam do domu i psychicznie czułam się fatalnie, do tego doszło zmęczenie no i się zaczęło... 4 spore kromki chleba, ogromny piernik z marmoladą (obliczyłam, że w przybliżeniu to jakieś 500 kcal), wafelek, jakieś cukierki czekoladowe i (o ile nic nie pominęłam) po północy cała paczka pszenicy o smaku bekonu ;/ Myślałam, że się popłaczę. Poszłam się myć najszybciej jak potrafiłam, żeby nie musieć już dłużej z sobą wytrzymywać i taka nażarta poszłam spać, a rano jak się obudziłam czułam się jak na kacu, bo pierwsze co zrobiłam to poleciałam do kuchni napić się soku. Później niby ok, śniadanko skromne, ale w drodze z uczelni do domu kupiłam drożdżówkę, a jak wróciłam to przed obiadem zaliczyłam 2 bezy i pociągnęło się dalej, bo zjadłam jeszcze croissanta z czekoladą i na bank jeszcze coś słodkiego, ale nawet nie pamiętam ;/ Aha i jeszcze trochę suszonych jabłek, a później obiad - 5 klopsików (na szczęście dietetycznych, bo z mięsa indyczego z cebulą, selerem naciowym i przyprawami, bez żadnych innych dodatków), ale za to w sosie pomidorowym no i miseczka buraków do tego. Później ledwo zwlekłam tyłek, by pojechać na siłownię. W sumie zmobilizował mnie tylko fakt, że wczoraj powiedziałam instruktorce, że dziś będę i oddam jej płytę, którą od niej pożyczyłam. Poza tym uwielbiam zajęcia z nią, więc nie chciałam przepuścić, szczególnie, że karnet mi się już powoli kończy, a te zajęcia są tylko 2 razy w tygodniu. No i po tych zajęciach spalających zaliczyłam jeszcze bieżnię i rowerek, ale totalnie bez siły. Nie wiem, może za dużo ćwiczę, za mało śpię i wszystko wychodzi... Już nie mam tego powera co kiedyś. Na całe szczęście po siłowni już nic nie jadłam, ale za to teraz jestem już dość konkretnie głodna, ale 67 kg na wadze mnie przeraża, a póki co tyle jest. Mam co chciałam - prędzej, czy później musiało to wyjść i się ustabilizować :( Obym jutro nie nawaliła, bo najgorzej wejść w ten rytm. Wam gratuluję, że trzyma się was dobra passa i oby tak dalej :) kimczi - też się cieszę, że nasz wątek nadal jest i działa sobie tak kameralnie, że jesteśmy w stanie wszystko ogarnąć. Co do rozstępów - nie jesteście same. Z tym, że na nogach na szczęście takowych nie dostrzegam (ale za to mam popękane naczynka, co jest zapewne dziedziczne i oby tylko żylaki na mnie nie przeszły, ale biorąc pod uwagę pojawiające się charakterystyczne dla tego bóle po dłuższym staniu, czy chodzeniu, marnie to widzę), ale za to mam na piersiach i w okolicach bioder takie białe najbardziej widoczne, aha no i jeszcze na ramionach coś się pewnie znajdzie ;/ Co do maści cepan używałam ją kiedyś na lekkie blizny potrądzikowe i nic nie dała, ale może dlatego, że nie stosowałam jej regularnie. W ogóle nawet nie wiem, czy tydzień regularnie ją używałam, bo jak pisałaś strasznie śmierdziała., a poza tym ja oczekiwałam chyba natychmiastowych efektów. Młoda byłam, głupia to myślałam, ze wszystko można mieć ot tak - dlatego wtedy nie udawało mi się schudnąć. Poza tym jutro zajmę się kwestią psychologa, pojadę do poradni, zorientuję się kto tam przyjmuję i mam nadzieję, że w końcu się umówię. Chcę też poradzić się w kwestii zaburzeń odżywiania, bo na dietetyka i tak mnie nie stać, zresztą to bardziej kwestia psychiki aniżeli samej diety. No i zaczynam powoli dochodzić do siebie i ogarniać, bo trochę luzów teraz będę miała na uczelni. Już zaczęłam dziś ogarniać w pokoju, bo nawet niewielki bałagan mnie irytuje i psuje mi humor i motywację (bo po co mam pilnować diety, skoro inne rzeczy też nie są tak jak być powinny), wzięłam się w końcu za rozpiskę leków, które muszę teraz brać (tabletki i płyn do płukania od laryngologa i jakieś mazidło od dermatologa, do tego jeszcze muszę wrócić do leków odpornościowych), bo kupiłam się w sobotę i tak stały i czekały - nie lubię nieładu, więc dokładnie muszę wiedzieć co mam brak jak długo, ile razy dziennie, od kiedy i do kiedy, żeby się nie pogubić. No i w końcu wyczyściłam laptopa, bo dobijały mnie te okruszki, fragmenty kurzu w szczelinach, czy plamki (tak to jest jak się je przy laptopie albo pisze brudnymi paluszkami :D) i od razu lepiej mi się żyje! Może to dziwne, ale jakoś jak zaczynam nad wszystkim panować dieta wraca do swojego trybu. No nic - uciekam myju i spać, żeby przypadkiem nie skusić się na jedzonko! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka- jak tam wizyta? Umowilas sie? Mam nadzieje, ze wizyta pomoze wszsytko uporzadkowac. Wiadomo, ze wszystkie nasze napady, slabosci itd, siedza w glowie i trzeba nauczyc sie z nimi walczyc. Trzymam kciuki! A wiesz, ze ja tez jak posprztam to od razu mam wieksza chec do odchudzania, nauki itd. Nie lubie uczyc sie w chaosie, gdzie nic nie jest na swoim miejscu. Poza tym kiedy mam balagan jakos sie z nim solidaryzuje i tez nie robie nic dla siebie. U mnie dzis spokojnie. Caly dzien bylam pochlonieta kronika i praca, wiec niewiele zjadlam. Sniadanie- 2kanapki z mozarella i pomidorem "przekaska"- energy drink obiad- makaron z warzywami i miesem mielonym (mala porcja- w koncu!!). Czekam tylko do tego 17go, zeby miec ta obrone za soba i tez musze sobie wszystko poukladac w glowie, plany na przyszlosc itp. :) Ja poki co uciekam! Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Byłam dziś w tej poradni, poszukałam w internecie informacji na temat lekarzy i jutro dzwonię się umówić. Wizyta na pewno będzie w nowym roku, bo jak ostatnio dzwoniłam nie było nawet jeszcze zapisów na styczeń, ani miejsc na grudzień. Gdzie indziej byłabym przyjęta "od ręki", ale jednak zdecydowałam się na innego lekarza, więc muszę troszkę poczekać. Dzień dzisiejszy - znów nie najlepiej. Zjadłam sporo nadprogramowo robiąc obiad, który wyszedł na kolację. A na siłowni męczyłam się niesamowicie - zaliczyłam tylko godzinkę bieżni. Co do menu: śniadanie I - 2 małe kromki chleba ciemnego z amarantusem, szynką drobiową i ogórkiem, sok z ananasa i grejpfruta (świeżo wyciśnięty) śniadanie II - wafelek WW (bo z pospiechu zapomniałam wziąć jogurtu, a że byłam głodna, to po drodze na siłownię kupiłam tego oto wafelka) przekąska - 2 kiwi, 2 paróweczki z łososia w trakcie szykowania obiadu - chipsy jabłkowe (nie wiem, ile bo tak raz po raz podjadałam po garstce), makaron (tak, mama kazała mi ugotować makaron dla psa, a ja zaczęłam podjadać no i ze szklanka by wyszła tego co zjadłam), z 5 kromek chleba tostowego pełnoziarnistego z masłem (ten chleb tak wchodzi i nie czuć, że się go w ogóle je, więc szok!), kawałek sera camembert, trochę łososia wędzonego kolacja - kawałek tary (z sosem z serem camembert z łososiem i gruszką), którą właśnie przyrządzałam I zaraz zjem jeszcze mandarynkę, więc kalorii sporo wpadło, ale zawsze mogło być gorzej... Z tym sprzątaniem to widzę, że nie jestem sama. A już myślałam, ze tylko ja jestem takim dziwadłem, co musi mieć wszystko poukładane i takie pozornie nieistotne rzeczy mają wpływ na całą resztę... Normalnie moi znajomi (na pewno w większości, jak nie wszyscy) tego nie rozumieją. Niestety nie ogarnęłam dziś niczego, notatki z 3 tygodni jak leżały wszędzie tak leżą, niektóre czekają na przepisanie, inne na jakieś poprawki, do tego zaległa analiza czeka do ogarnięcia (i to kolejna dziwna rzecz - nikt już nie będzie tego sprawdzał i pewnie do niczego mi się to nie przyda, ale ja to muszę schludnie zrobić, bo póki co mam tak "na brudno" i wpiąć do notatek - każdy pewnie myśli, że jestem nienormalna, ale to jeszcze nic - jeszcze do etapu liceum miałam zwyczaj starannego prowadzenia notatek, uzupełniania, przepisywania jak był jakiś choćby jeden błąd na stronie, no i ułamki oraz pierwiastki robiłam od linijki, więc do dziś nie zapomnę jak nauczycielka od matematyki na fakultetach przed maturą bała się pokreślić mi w tym zeszycie, ale to już chyba podchodzi pod jakąś fobię, pedantyzm, a może jednak perfekcjonizm?), no i porządki, pranie... Ehh a jeszcze jutro myślę, żeby pójść na imprezę. Tak więc zaraz po siłowni bym jechała, to wtedy wrócę rano, wezmę prysznic i na zajęcia, a kiedy się nauczę na piątkowe koło to nie mam pojęcia. Póki co się zbieram, żeby choć raz się porządnie wyspać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja na chwile. Wieczorem napisze wiecej. Jestem zla sama na siebie i oczywiscie zrozpaczona! Dzis spadl pierwszy snieg, wiec stwierdzilam, ze musze kupic sobie kozaki. Poszlam do sklepu i prawie sie poryczlam... Przymierzylam kilka par dlugich butow i zadne nie dopiely mi sie w lydce!!!!! Owszem mam dosc szeroka lydke (moja siostra i mama tez), ale one jakos dopinaja buty :/ Nie moglam uwierzyc, ze przy wadze ok.51kg (jeszcze nie chce sie wazyc, wiec tak na oko) nie moge dopiac butow. :/ Jestem skazana jak co roku na jakies buty do kostki w ktorych nie czuje sie dobrze, bo skracaja mi nogi... Oczywiscie jak co roku przysiegam sobie, ze za rok na pewno do tego nie dopuszcze :/ Nie kupilam oczywiscie nic, bo humor zepsul mi sie calkowicie :/ Poki co uciekam powalczyc z nauka. Moze chociaz z tego cos wyjdzie. :/ Do wieczora.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! To znowu ja :) Jedzeniowo dzis calkiem ok. sniad- 2kanapki z wedlina i ogorkiem przekaska- activia obiad- makaron z warzywami i miesem mielonym z wczoraj. Przy okazji jestem wykonczona nerwowo. Najpierw dobily mnie te buty... Jednak najgorsze bylo dopiero przede mna... Moi wspaniali sasiedzi maja 2 dzieci. Oczywiscie dzieci mi nie przeszkadzaja, ale wkurza mnie kiedy tupia w podloge (moj sufit) kiedy ich mama nie chce im na cos pozwolic czy nie chca czegos zrobic... nie wiem dokladnie o co im tam chodzi, ale stoja w miejscu i potrafia tupac 1,5h... Wkurzylam sie i zaczelam walic im w kaloryfer, ale za pol godziny bylo to samo tylko 3 razy glosniej... Dzieki temu nie zrobilam dzisiaj nic... Usiadlam do nauki, ale nie slyszalam wlasnych mysli, a co zeby sie czegokolwiek nauczyc... Niedlugo bedzie to kres moich wytrzymalosci, zejde do nich i powiem co o tym mysle. Jakos jak jest ojciec dzieci to jak zaczna tak robic za chwile jest spokoj, bo im przemowi do rozumu. JEdnak jak sa tylko z matka to jakas makarba. Tej kobiecie widocznie to nie przeszkadza, bo dopiero po moim waleniu uspokoila dzieci (na chwile). Gdyby to bylo jednorazowe to jeszcze ok, ale tak jest codzienie przez jakies 3 h w sumie... Mam komletnie zepsuty dzien przez to wszystko. Dzis juz nic nie zrobie, bo po prostu sie we mnie gotuje. Uciekam i piszcie co u Was :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam chwilkę to się melduję :) Wcinam właśnie drugie śniadanko (musiałam dziś odespać, więc wstałam przed 13, a śniadanie pierwsze jadłam o 13, stąd dopiero teraz drugie). Ostatnio u mnie ok, dzisiaj na siłowni nie byłam, bo nie dałam rady wstać o 7 tak jak planowałam, ale jutro postaram się tam dotrzeć, bo mimo zakwasów brakuje mi ćwiczeń - w tym tygodniu ćwiczyłam codziennie, nawet wczoraj wykrzesałam z siebie siłę, by pojechać - wczoraj byłam po 2,5 h snu (zaczęło się od czwartku, 6 h snu, rano do sklepu po koszulę, trzeba być na otwarciu, bo kilka sztuk dostają, a te najmniejsze najszybciej się rozchodzą, później na uczelnię, po uczelni siłownia i nauka na bieżni na piątek, po siłowni do domu - zjadłam, wzięłam prysznic, ogarnęłam się i na imprezę, swoją drogą totalny niewypał, ale o tym później), a do tego przemarznięta z przemoczonymi maksymalnie butami i skarpetami, bo założyłam podniszczone botki zamiast kaloszy ;/ Najważniejsze, że nie zrezygnowałam z ponownego pojechania do Poznania na siłownię, mimo półgodzinnego czekania na busa w tym mrozie i wszystkich powyższych czynników. Ledwo zdążyłam (byłam na zajęciach step&shape, więc lekko nie było), a po z żalem spojrzałam na wolną bieżnię, ale postanowiłam, że tylko stepy, bo padnę. Jak wróciłam do domu oczywiście pokręciłam się tu i tam, zamiast od razu iść spać aż zrobiła się 23, łazienka zajęta, a ja robiłam się coraz głodniejsza (po powrocie z siłowni zjadłam tylko zapiekane jabłko) śpiąca, przemarznięta i wykończona. W pewnym momencie czułam się jakbym zaraz miała umrzeć, bo do tego wszystkiego wzięły mnie zatoki ;/ Ale nie zjadłam nic jak to zwykle w takich sytuacjach robię, myśląc naiwnie, że jedzenie coś pomoże. Najlepsze, że kładąc się jeszcze byłam nastawiona na wstanie dziś o 7 i jechanie na 9 na aerobik! Wracając do imprezy. Klapa, bo koleżanki, z którymi pierwotnie byłam umówiona sprosiły kolegę z roku i 3 nieznanych mi kolegów nie informując mnie o tym. Kiedy do nich przyjechałam (tu też nie obyło się bez problemu, bo jak się wyszykowałam po siłowni, to akurat nie było żadnego busa, więc poprosiłam tatę, żeby mnie podrzucił do Poznania) wszyscy byli już nieźle nachlani i chwilę później już wychodziliśmy. Ja wypiłam tylko 1 piwo, które kolega mi kupił, bo jeszcze 2 kolegów miało dojechać (jeden z roku, z którym ja bardziej trzymam ze swoim kolegą z pokoju), ale i tak stosunkowo do tej całej ekipy od koleżanek byłam trzeźwa. Wkurzyli mnie już jak sami poszli sobie na tramwaj nie czekając na mnie. Później pomyślałam, że mogłam jechać z tymi dwoma kolegami autem, ale nie chciałam być nie fair w stosunku do tej reszty, z którą byłam umówiona i która tylko "przeze mnie" poszła na tramwaj, zamiast jechać taksówką. Z tym tramwajem mieli problem, bo oni chcieli taksówką jechać... Ja niestety nie mogę pozwalać sobie na taką "burżuazję", bo nie jestem na tym poziomie finansowym co oni - problem w tym, że oni tego nie rozumieją i jedyne co potrafią to popsuć mi imprezę, bo przecież "po co idę na imprezę jak nie mam kasy" - taki tekst usłyszałam. Dlatego w ostateczności w ogóle się z nimi nie bawiłam, poszłam razem z tymi moimi dwoma kolegami do innego klubu, bo nie miałam zamiaru iść tam, gdzie im się zachciało, wiedząc, że mnie się tam podobać nie będzie, pomijając już kwestię tego, że była straszna kolejka zarówno do wejścia jak i do szatni i doskonale wiedziałam, że wejdziemy i zapłacimy na wstęp tylko po to, by 5 minut później stamtąd wyjść (i tak też było jak się później od nich dowiedziałam). No tak, ale dla nich to żaden problem, bo jak to nieładnie, ale na pewno trafnie określiłam "rzygają kasą" w dodatku nie swoją, zarobioną, tylko kasą rodziców. W każdym razie w każdym klubie, gdzie byłam (z tymi dwoma kolegami) było średnio ciekawie, jak już ludzi trochę było na parkiecie, to muzyka nie moja, a jak muzyka ok, to towarzystwo nieciekawe. Jakoś koło 2 zdzwoniłam się z resztą, bo chłopacy chcieli wracać do akademika, a ja miałam jeszcze trochę czasu do busa, ale jak zobaczyłam w jakim stanie jest cała reszta i na co się skażę idąc z nimi, to pojechałam z kolegami do akademika. Tam przeczekałam do busa wróciłam do domu, chwilę spałam, po czym pojechałam na uczelnię ledwo żywa, ale pytania na kole były proste - napisałam wszystko więc liczę na 5 :) Co do mojego menu to ostatnio było tak jak być powinno i oby teraz wszystko wróciło na dobrą drogę! Najbardziej bałam się czwartku, bo wiadomo - impreza, nie śpi się do rana, to chce się jeść, ale nie poddałam się mimo załamania, w piątek wróciłam do diety, pomimo różnych pokus. Chyba pierwszy raz nie kierowałam się tym, czy dzień poprzedni był udany i czy danego dnia od rana było dietetycznie. Nie miałam planu, a wyszło naprawdę pozytywnie, co oznacza, że choć trochę nauczyłam się funkcjonować dietetycznie bez sztywnego planu. Przyznaję jak szłam tak wczoraj głodna, niewyspana, z przemoczonymi butami chciałam wejść do sklepu i "zgrzeszyć" (a wiadomo jak to później jest), ale powtarzałam sobie, że nie mogę, mimo tego, że dziś nie mam żadnego planu i mimo tego, że dzień wcześniej byłam na imprezie i jadłam w nocy. Tak więc z tego co pamiętam: CZWARTEK śniadanie I - płatki lion z mlekiem (niestety 3,2%) śniadanie II - 2 kromki chleba z amarantusem z szynką drobiową i serkiem śmietankowym (+ ogórek) śniadanie III - kawałek tarty tej, co dzień wcześniej przekąska - 4 ciasteczka zbożowe Belvita, czy jakoś tak, 3 mandarynki kolacja - 1 jabłko zapiekane (z miodem i musli w środku, posypane cynamonem, a po zapieczeniu serek Danio light na to- przepis tej dziewczyny od bloga, naprawdę pyszne i słodkie!) Na imprezie wypiłam tylko jedno piwo, a po imprezie (właściwie to już było nad ranem jak wracałam do domu) zjadłam gwiazdorka karmelowego w czekoladzie i coś mnie natknęło na chipsy. Po tej całej imprezie miałam hmm nazwałam to kacem moralnym, ale zwał jak zwał - w takich chwilach zawsze daje o sobie znać mój nałóg, czyli jedzenie. Jeszcze przed busem weszłam z sklepu całodobowego z myślą, że kupię sobie chipsy i cokolwiek tam mi się zachce. Byłam głodna, więc na wszystko miałam ochotę, ale wyszłam tylko i wyłącznie z malutką paczuszką chipsów! Swoją drogą taka paczuszka chipsów miała aż 114 kcal i jak sobie pomyślałam, ile muszę pochodzić/pobiegać na bieżni, żeby spalić minutę przyjemności to oprzytomniałam, ale przyznaję smakowały mi jak nigdy, bo już długo chipsów nie jadłam. Nie mniej jednak po powrocie do domu zjadłam jeszcze spory kawałek bagietki z serem i pasztetem, po czym 4 czekoladki (dostałam od mamy na Mikołaja - mój kartonik ze słodyczami teraz ledwo się domyka), bo już nic mnie nie obchodziło. No to jak wstałam czułam, że zawaliłam dietę, ale nie byłam jakoś specjalnie głodna to raz, a dwa spieszyłam się na uczelnię, więc wypiłam tylko mocną kawę i tak: PIĄTEK śniadanie I - kawa śniadanie II - bułka "grillimandżaro" (ser żółty, boczek wędzony, warzywa, masło, sos barbecue) kupiona na uczelni (ale wybrałam ciemną :p), ciasteczko też stamtąd (to było taki jakby kawałek brownie) Później właśnie myślałam, żeby kupić coś po drodze, bo przecież i tak jadłam nad ranem i ciężko było obliczyć mi kalorie, bo nie wiedziałam do jakiego dnia wliczyć to co zjadłam po imprezie, ale w mojej głowie pojawiła się myśl zrobienia na obiad łososia z kaszą kuskus i brokułem, co uznaję za zdrowy, dietetyczny obiad i jakoś nie lubię psuć dnia, w którym taki obiad jem i jakoś wytrzymałam! Dość długo nawet, bo śniadanie jadłam ok. 12:30, a obiad po 17, dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy ja na pewno nic po drodze nie jadłam :D obiad - łosoś robiony jak zwykle (w piekarniku), porcja kaszy kuskus, brokuł Po obiedzie byłam najedzona jak nigdy, więc czuję, z żołądek mi się kurczy, trochę ociężała pojechałam na siłownię i dopiero po siłowni, ok. 22 zjadłam, chociaż głodna byłam już zaraz po wyjściu z siłowni, ale o dziwo nie zjadłam nic z tego co po drodze kupiłam (ostatnio, chyba w środę było podobnie - na głodnego kupiłam paczkę paluszków, ale nawet nie otworzyłam). kolacja - 1 jabłko zapiekane tak jak dzień wcześniej DZISIAJ śniadanie I - zrazik łososiowy z pomidorami i bazylią (to nadzienie to chyba coś w rodzaju pesto jest), bułka z dynią "grillimandżaro" z tym, że zrobiłam sobie sama śniadanie II (godzinę temu jak zaczynałam pisać tego posta skończyłam je jeść :D) - 2 kromki chleba z soją z jakąś polędwica drobiową i pomidorem oraz z czymś w rodzaju pasztetowej + ketchup, 1 jabłko, cappuccino Na obiadokolację planuję dziś naleśniki pełnoziarniste (na słodko) też z przepisu tej dziewczyny z bloga, ale musiałabym iść do sklepu po kilka rzeczy, więc zobaczymy. No to ja się konkretnie rozpisałam - piszcie co u was! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ojj Papryczka to nie zazdrosze Ci takiej imprezy. JA nie rozumiem takiego postepowania. Nigdy w zyciu nie powiedzialabym komus "po co przyszedl na impreze skoro nie ma kasy"!!!!!! Ja tez mam tak, ze czasem na impreze mam wiecej kasy, a czasem po prostu mniej i moim zdaniem jest to normalne... Poza tym nigdy nie biore ze soba nie wiaomo ile kasy, bo mnie nie stac na to, zeby wydac jakies kolosalne sumy na jedna noc. Poza tym czy oni nie mogli poczekac z Toba na tego busa, zebys nie czekala sama? Dla mnie to nie jest normalne. Kiedys jeszcze w liceum mielismy znajomego, ktory dojezdzal do nas 30 km. Czasami bylo tak, ze u kogos spal, a czasami wracal do domu pociagiem (zdecydowanie czesciej), bo wolal dojechac do siebie do domu niz wychodzic od kogos rano... Mimo to zawsze z nim czekalismy, a zdarzalo sie tak, ze pociag byl dopiero za 2-3h! Nikt nie robil z tego problemu, bo i tak bylo smiesznie. Ja tez moge za taksowke zaplacic pare zlotych, ale jesli masz daleko to wiadomo, ze szczegolnie jeszcze w nocy, musialabys wydac duzo duzo wiecej, a skoro jest bus to po co przeplacac? Fajnie, ze dieta jakos idzie, bo u mnie niestety masakra, ale o tym zaraz... Dzis rano sie zwazylam i zobaczylam 51,2 kg. Jestem srednio zadowolona, bo ostatnio bylo mniej, ale w zasadzie nie powinnam byc zdziwiona, bo od sytuacji w sklepie butami, czyli 06.12 padlam totalnie. W Mikolajki tak jak pisalam wczesniej mialam skonczyc na obiedzie z makaronem i miesem mielonym. Niestety wieczorem zaczelismy ogladac jakis film i z jak pomyslalam sobie o tych butach i o tym, ze w tym roku juz nic nie dam rady z tym zrobic zjadlam pol mikolaja czekoladowego, pol paczki chipsow , ale ze jeszcze bylo mi malo to zjadlam troche suchego musli... Najlepsze jest to, ze kiedy wstalam piatek jakos specjalnie przejeta nie bylam. Niestety, kiedy chcialam zrobic sobie sniadanie okazalo sie, ze nie ma juz mojego chleba razowego i wedliny... Od rana juz bylam wkurzona, bo musialam zjesc biala bulke mojego chlopaja. W dodatku nie bylo ani wedliny ani jakiegos paprykarza, wiec zjadlam ja z serkiem do smarowania :/ Pozniej w ramach przekaski zjadlam makrele w sosie pomidorowym z puszki. Na obiad zrobilam salatke z makaronu i kurczaka z salata, papryka, ogorkiem itd. I generalnie na tym bym skonczyla gdyby nie to, ze zadzwonila do mnie kolezanka, ze musi wpasc oddac mi pare rzeczy. Wiedzialam, ze skonczy sie na tym, ze posiedzimy i troche pogadamy, wiec kupilam ciasto a'la jablecznik tylko z wisniami i zjadlam 2 kawalki. JEdnak to bylo jeszcze do zniesienia, bo najgorzej bylo wczoraj. Postanowilam pojechac z chlopakiem do centrum handlowego oddalonego spory kawalek do nas, bo jest to jedyne centrum w ktorym jest Primark. Kiedy bylam tam ostatno kupilam sporo fajnych ciuchow i dodatkow, wiec nie moglam sie doczekac, zeby w koncu kupic sobie jakis ciuch. Przed wyjsciem zjadlam 2 kanapki z wedlina i pomidorem i wszystko mialo byc pieknie. Najpierw poszlismy do sklepu z telefonami, bo moj chlopak chcial sobie wziac telefon. Okazalo sie, ze cos tam musza posprawdzac i mielismy zaczekac pol godziny. Kiedy wrocilismy okazalo sie, ze nie mamy jednego papierka, ktory oni akurat chca (w innym salonie nie chcieli... :/). Tak wiec moj humor delikatnie mowiac troche sie zepsul. Pozniej ustalilismy, ze ja wejde do Primarka, a pozniewaz moj chlopak nerwowo nie moze tam wytrzymac mial gdzies tam pochodzic. Weszlam tam i na poczatku podobalo mi sie na prawde duzo rzeczy, ale okazlo sie, ze jest bardzo malo rzeczy w moim rozmaiarze. To co mi sie podobalo zostalo w rozmiarze 40, 42... Poza tym bylo tyle ludzi, ze ciuchy lezaly doslownie wszedzie (widocznie za trudno jest powiesic cos na wieszaku i lepiej rzucic dana rzecz na podloge) oraz kiedy juz stalam przy jakiejs polce lub wieszaku bo 5sek ktos mnie potracal, przepychal sie, albo wbijal lokiec, bo stal akurat tylem. Niestety ja nie daje rady kupowac i wybierac czegos w takim warunakch, wiec nie kupilam nic... Pociesza mnie jedynie fakt, ze moj chlopak i tak i tak musi jechac do tego salonu w poniedzialek, wiec moze wtedy tam wpadne, ale absolutnie nie nastawiam sie juz na kupno czegokolwiek. Po drodze zjadlam jeszcze croissanta z serem i ziolami. Z racji tego, ze nie bylo tak pozno, a zeby dojechac do domu i tak musielismy przesiac jesc w tramwaj, ktory jest w innym centrum pokrecilismy sie jeszcze troche po sklepach. Udalo mi sie jedynie dostac torbe dla siostry taka jaka chciala na gwiazdke. Poszlismy na piwo, posiedzielismy troche i poszlismy do McDonalda. Tam zjadlam tylko 6 kawalkow kurczaka i pare frytek. Jednak po powrocie do domu zaczelismy ogladac film i zjadlam kilka cukierkow Lindor, ktore sa na 100% mega kaloryczne i prawie paczke chipsow meksykanskich. Jestem na siebie wsciekla i w tym momencie jest mi wszsytko jedno. Do wyjadu do Polski nic juz nie zrobie, dlatego tez chce po prostu ograniczyc sie ze wszystkim i wyjechac stad z waga 50kg. Za cwiczenia i pelna diete bede musiala zabrac sie dopiero po powrocie, bo teraz nie widze sensu. Tydzien tak naprawde nic mi nie da, a w Polsce moze nie bede jesc jakos super duzo, ale dojdzie jakies piwko, siedzenie ze znajomymi, wiec o diecie nie ma mowy. Nic ja poki co uciekam zabrac sie za kronike dla rodzicow, bo chcialabym ja dzis definitywanie skonczyc, a sporo jeszcze zostalo do zrobienia. Za chwile zrobie sobie "sniadanie", bo jeszcze nic nie zjadlam i postaram sie nie jesc nic slodkiego. Chcialabym wytrzymac bez slodyczy do wyjazdu, ale nic nie pisze, bo widze jakie mam nastawienie, wiec moze byc ciezko. Pozostane przy mysli, ze nie najem sie na noc jak szalona do wyjazdu. Jutro musze jeszcze jechac do tego salonu. Mam nadzieje, ze przy okazji uda mi sie cos kupic zarowno dla siebie jak i skompletowac prezenty gwiazdkowe. JA poki co uciekam, ale pojawie sie jeszcze wieczorem. Teraz ide cos zjesc, bo mimo wczorajszego najedzenia jestem glodna :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×