kimczi 0 Napisano Styczeń 8, 2013 Hej! Jak tam samopoczucie? Ja zakonczylam dzis walke z mieszkaniem. Wszystko jest na swoim miejscu, zrobilam zakupy, bo okazalo sie, ze brakuje bardzo duzo rzeczy "podstawowych" itp. Probowalam tez odratowac grzyby. Dostalam ogromny sloik grzybow marynowanych. Niestety ten sloik byl jakis lipny, bo podczas podrozy zaczal przciekac. Szkoda mi tylu grzybow, bo tutaj ich wlasciwie nie ma i podjelam probe odratowania ich. Nie wiem czy to cos da, bo musialam wlozyc je do tego samego sloika, bo nie mam pustych, ale mam nadzieje, ze chociaz da sie je zjesc. Dietowo idzie srednio. Nie jem jakos super duzo, ale porcje i to co jem planuje z najblizszym czasie zmienic. Stwierdzilam, ze najpierw musze dojsc do ladu ze wszystkim i dopiero zabrac sie za porzadna diete i cwiczenia (szczegolnie za cwiczenia). Dzisiejsze menu: sniadanie- biala bulka z dzemem (domowym!) obiad- lasagne Poki co to tyle, ale kupilam jeszcze paczke moich ulubionych chipso-chrupkow. Na szczescie moj chlopak nie kupowal sobie nic innego, wiec paczka pojdzie na 2 osoby (tez mi pocieszenie :) ). Generalnie to tyle. Nic ciekawego sie nie dzieje. Do jutra i pisz co Ciebie! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 8, 2013 A mi wciąż brakuje czasu, żeby napisać, więc będzie skrótowo, bo głodna zaczynam się już robić. Wczoraj miałam dzień marchewkowy (przeżyłam) - w sumie pierwszy dzień po długim okresie załamania z jednodniowymi pobudkami, dzisiaj normalne jedzenie: śniadanie I - jajko gotowane z majonezem, masełkiem, ketchupem i przyprawami, 1 kromka chleba jakiegoś ciemnego z masłem (już w zasadzie nie jadam białego pieczywa i uznaję to za swój sukces, zdarza mi się tylko czasem zjeść kajzerkę, czy bagietkę jak ktoś kupi, ale chleba białego nie lubię, szczególnie, że nie syci i jest taki nijaki jak nie ma ziaren), kawa czarna rozpuszczalna śniadanie II - jogurt ze zbożami, 2 mandarynki śniadanie III - 2 kromki chleba (podobno z jakimiś kiełkami i ziarnami, ale najważniejsze, że był pyszny) z masłem, zrazik łososiowy z pomidorami i bazylią (wkleję na końcu linka do tego zrazika, żebyś wiedziała o co chodzi, bo ostatnio wyszukałam je w internecie), herbata obiad - 1 batat (chciałam spróbować, ale jednak mnie nie przekonał szczególnie, że za 1 sztukę zapłaciłam 4zł, a smakowo jakiś dziwny - jednak wolę zwykłe ziemniak,i jeśli już mam wybierać, a te i tak rzadko jadam), surówka warzywna, pierś z kurczaka w marynacie paprykowo - ziołowej smażona bez dodatkowego tłuszczu (z tym filetem to też dziś akcję zrobiłam - zapomniałam wyjąć z zamrażalnika i później jak już szykowałam obiad i mnie olśniło to nie wiedziałam jak szybko go rozmrozić, więc co zrobiłam? zalałam wrzątkiem :D no i zanim się obróciłam już spora część była ugotowana, ale później odratowałam jakoś) no i po siłowni zjadłam jeszcze batonika takiego z orzechów z truskawkami i polanego białą czekoladą na spodzie i jabłko To tyle, na siłowni byłam, staram się teraz chodzić najczęściej jak się da chociaż na krótko i póki co raczej w tygodniu jestem codziennie, a weekendy najczęściej odpuszczam, bo krótko mają otwarte. Psychologa akurat wybrałam i wiedziałam, że to będzie dobry wybór. Raz, że to mężczyzna (a ja nie wyobrażam sobie kobiecie mówić o moich problemach), a dwa, że ma same pozytywne opinie i spore doświadczenie, ale nie ma co zapeszać, bo dopiero na jednej wizycie byłam. Co do porządków mnie znów czekają i znów je odkładam, bo praktycznie nie mam kiedy się za to wziąć, a z drugiej strony chcę to zrobić, bo wiem, że też od tego moje nastawienie do odchudzania zależy. A jak tam Twoje samopoczucie? Mam nadzieję, że już dobrze. U mnie póki co mogę powiedzieć, że wszystko ok, ale wiesz jak jest. Nieraz cieszyłam się, że kilka dni a nawet tydzień trzymałam się diety i ćwiczyłam, a wystarczyły 2 dni, żeby nadrobić i wpaść w trans jedzenia. Ale obiecałam sobie (po raz kolejny i oby ostatni), że już teraz się nie dam. I zazdroszczę domowego dżemu! Nigdy nie miałam okazji takiego jeść, a pewnie jest rewelacyjny. A chipsami się nie przejmuj, bo poza nimi i tak niewiele jadłaś, a grunt to nie "pogrążać się" po nich dalej jak ma to zazwyczaj miejsce w moim przypadku. Aha a plany na przyszłe dni to jutro dzień bananowy (też w stylu jednodniowego oczyszczającego, znalazłam gdzieś w necie taki pomysł i stwierdziłam, że banany lubię to wytestuję, a powinno się sprawdzić, szczególnie dlatego, że kocham słodkie). Kupiłam 7 bananów i kefir straciatella, bo zawsze podczas takich jednodniowych diet powinno się zjeść coś innego i już nie mogę się doczekać :) W czwartek planuję normalny dzień i w piątek dzień jabłkowy no i w piątek się zważę, bo to dokładnie rok odkąd ważyłam 80,6 kg (zdaje się, że odchudzać zaczęłam się później, ale widocznie wtedy kupiłam porządną wagę i jak się zważyłam to zapisałam wynik). Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 8, 2013 No i miało być krótko, a znów się rozpisałam :) A bo od wczoraj miałam odpisać, ale brakowało czasu, żeby się zmobilizować. No to teraz odpisałam to idę się myć jak tylko łazienka się zwolni i spać, bo głód coraz większy mnie męczy ;/ Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 8, 2013 To jeszcze raz ja, bo zapomniałam o tym linku to zrazów :d http://www.hurtowniaryb24.pl/losos-zrazy-z-pomidorem-i-bazylia-2kg-p-242.html Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 9, 2013 Hej! Ciesze sie, ze wszystko ok! Niesamowicie zmotywowalas mnie tym, ze w tamtym roku wazylas 80 kg, a teraz jest o ladnych pare kg mniej! Jak sie chce to mozna zrobic wszystko! Wiadomo, ze zdarzaja sie gorsze okresy, ale nie mozna sie poddawac. Co do faceta- psychologa to zgadzam sie calkowicie. Ja tez zdecydowanie wolalabym rozmawiac z facetem niz z kobieta. W sumie nawet wole chodzic to lekarza- faceta niz do kobiety. Zrazy zobaczylam i jestem pewna, ze sprobuje zrobic cos takiego w domu tym bardziej, ze mam juz jakis czas ochote na rybe :) Zaczelam tez myslec o dniu oczyszczajacym i moze w niedlugim czasie sie skusze, bo brzmi niezle. Ostatnio rozmawialam z kolezanka, ktora zaczela robic diete kopenhaska. Radzilam jej, zeby porzucila ta diete, bo nic dobrego z niej nie bedzie, ale wiadomo jak to jest. Trzymam tylko za nia kciuki, zeby sie udalo, bo mowila, ze w tamtym roku schudla 13 kg, a teraz wazy 15 wiecej. Przyznam, ze dzem jest rewelacyjny. Wczoraj skusilam sie na jeszcze jedna kanapke z nim. :) Moja mama niestety dzemow nie robi, ale mam za to zapas ogorkow w roznej postaci. A dzemy sa od mamy mojego chlopaka. Dzis wstalam jakas zestresowana. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale jest mi dziwnie. Z samopoczuciem generalnie wszystko juz ok, bo caly moj metabolizm zaczal normalnie dzialac ufff. Ok ja uciekam, bo weszlam na chwile. Zabieram sie za pisanie zaleglych maili i za nauke. Wczesniej zrobie sobie jeszcze jakies sniadanie. Pojawie sie pewnie wieczorem, aby zdac relacje z dzisiaj. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 9, 2013 Miło mi słyszeć, że kogoś zmotywowałam, bo siebie czasem ciężko mimo naocznych dowodów. Bo niby wiem jak wyglądałam, wiem, ile ważyłam i wiem jak źle się z tym czułam, a czasem zachowuję się jakbym chciała zaprzepaścić wszystko co przeszłam, by schudnąć. No ale tak już bywa i chyba nic na to nie poradzę. Bilans dnia dzisiejszego: 7 bananów i kefir straciatella tak jak planowałam. Już zaczynam się robić głodna, a co więcej głodna czegoś normalnego, innego niż banany :D Jeszcze tylko w piątek ostatnia jednodniówka i mam nadzieję ładnie ciągnąć dietkę. Obawiam się tylko, że się załamię już w piątek rano jak wejdę na wagę. Ostatnio było w okolicach 66,5 kg, więc na dobrą sprawę już 65 kg by mnie ucieszyło, ale z jednej strony wiem, że może być więcej i wtedy będzie załamka, a z drugiej strony nawet jak zobaczę te 65 kg będzie mi przykro, że nie jest mnie, bo przecież 65 kg, a i nawet mniej miewałam już ładnych kilka miesięcy temu. Ale faktycznie ciągle powtarzam sobie, że muszę wytrzymać, bo efektów z dnia na dzień nie będzie, ale będą prędzej czy później, jeśli się nie załamię. Do lekarzy też wolę chodzić do mężczyzn i w sumie większość z nich to mężczyźni. Ja w sumie rzadko do lekarzy chodzę, więc za wiele ich nie mam, ale ostatnio byłam zmuszona zmienić lekarza rodzinnego (w sumie wciąż byłam zapisana do lekarki rodzinnej, więc nawet wypadało zmienić) i z braku laku przepisałam się do mężczyzny i jest ok. Oj zrazika to ja mam jeszcze jednego w lodówce na jutro, a już taką mam ochotę! Co do dnia oczyszczającego nie wiem, czy on faktycznie coś daje. Może i oczyszcza (chociaż nie sposób tego sprawdzić), ale czy waga idzie w dół? Nie ważyłam się ani po dniu marchewkowym ani nie zważę się jutro, więc jedynie rezultat może być ogólny no a nie wiem jak to zadziała jak naprzemiennie stosowałam taki dzień z normalną dietą, bo wiadomo, że jak jem normalnie to kalorycznie wychodzi więcej niż jak jem jeden produkt. O kopenhaskiej czytałam ostatnio jak byłam zdesperowana w okresie świąt, bo wiadomo szybkie efekty przyciągają, ale po przeczytaniu jadłospisu stwierdziłam, ze to nie dla mnie a i pewnie nawet tych 13 dni bym nie wytrzymała na diecie z kartki no i tak małej wartości kalorycznej. Poza tym po co mam ryzykować swoją obecną wagę na efekt jojo, który niewątpliwie po tego typu dietach zawsze wystąpi, w mniejszym bądź większym stopniu, czego nawet przykładem jest Twoja koleżanka. Nie jest ze mną teraz tak tragicznie, żebym musiała chwytać się takich rozwiązań no i to mnie cieszy :) Teraz tak naprawdę muszę pracować nad poszczególnymi partiami ciała niż nad samą wagą... ahh te nogi!! A swoją drogą obserwując dziewczyny, czy to na ulicy, czy to na uczelni, czy siłowni stwierdziłam, że wysokie mają lepiej, bo nawet jeśli ważą więcej to tak po nich tego nie widać. Są po prostu "duże", ale proporcjonalnie i fajnie wyglądają, a z kolei na niższych zawsze wszystko widać i są jak takie kuleczki ;/ Ja niestety, jak się okazało po dietetyku, mierzę tylko 162,5 cm (a nie jad dotąd twierdziłam 164-165 cm), więc wcale wysoka nie jestem, a i BMI poszło w górę. To ja chyba pokieruję się do wanny, a później spać, bo zaraz się na coś rzucę! Zaznaczę, że mama znów kupiła dziś świeżutką bagietkę i ledwo udało mi się jej nie tknąć (zwłaszcza, ze później siostra usiadła koło mnie i ją wcinała), ale tak to już u mnie jest jak mam założony konkretny plan. Pewnie, gdybym gdzieś pomiędzy zjadła dziś choć mandarynkę to i wieczorem pozwoliłabym sobie na kawałek bagietki. Na siłowni też dziś byłam - 2h na orbitreku, 1000 spalonych kalorii i zero potu, więc jakoś w ten 1000 kcal nie chce mi się wierzyć. Poszłam dziś tylko na orbitrek, bo mam straszne zakwasy i ciężko byłoby mi z innym sprzętem. Ciekawe jak dam radę jutro na zajęciach spalających. Aha no i od poniedziałku ruszam z "dodatkową motywacją", tzn. koleżanka, z którą miałam chodzić na siłownię w końcu się obudziła i poinformowała mnie, że od poniedziałku będzie chodzić na siłownię ze mną no i od poniedziałku rusza też kolejna akcja tej dziewczyny od bloga. Trzymaj się i pisz co u Ciebie :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 9, 2013 tam w nawiasie do lekarki rodzinnej dla dzieci miało być Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 9, 2013 tak w nawiasie do lekarki rodzinnej miało być Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 11, 2013 Hej! Wczoraj juz nie pisalam, bo po pierwsze nie mialam sie czym chwalic, a po drugie wieczorem zaczela bolec mnie glowa, wiec poszlam wczesniej spac. Dzis, co prawda glowa mnie nie boli, ale mam pierwszy dzien okresu, wiec dokucza mi brzuch i takie ogolne "rozstrojenie" nerwowe. Papryczka bardzo Ci gratuluje wytrwania na dniach jednoskladnikowych. Kiedys czytalam, ze takie dni nie sa odchudzajace, ale raz w roku (na przyklad na wiosne) warto zrobic sobie dzien koktajlowy, ktory ma celu oczyszczesnie orgaznizmu z toksyn itd. Czy to pomaga? Nie wiem, ale dzien w ktorym pije sie tylko koktajle brzmi nizle, bo mozesz zrobic je sobie z czego chcesz. Musze sie zaopatrzyc w blender, ale chce sie wstrzymac do zmiany mieszkania. Co prawda nie zajmuje on jakos duzo miejsca, ale nie chce zagracac sobie kuchni jeszcze bardziej, bo garnki i pokrywki doslownie wychodza z szaf, a zeby cokolwiek siagnac trzeba sie troche gimnastykowac co troche mnie zniecheca, bo wolalabym miec wszystko poukladane tak jak chce, a nie miec w jednej szafce bllender, mikser, garnki, pokrywki i jeszcze jakies rzeczy. Podziwiam Cie, ze chodzisz caly czas na silownie. W sumie jest to najwazniejsze. Nie zniechecaj sie waga, bo mozesz chudnac w obwodach, a waga moze zostac taka sama jesli buduja Ci sie miesnie. Jesli chodzi o lekarzy to ja tez nie chodze do nich zbyt czesto. Jak juz naprawde musze to sie wybiore, ale nie latam z byle czym lub z czyms co moze za chwile przejsc. Jednak faktem jest, ze wole facetow niz kobiety. Wydaje mi sie, ze faceci jakos bardziej sluchaja co ma sie im do powiedzenia. Poza tym kiedys rozmawialam z kolezanka, ktora poszla do ginekologa- kobiety. Po tej wizycie powiedziala, ze nigdy wiecej nie pojdzie do lekarza- kobiety. Nie jest to, wiec tylko nasze zdanie. :) Ja osobiscie nie mialam jakis przykrych wydarzen, ale chyba po prostu lepiej dogaduje sie w zyciu z facetami i skoro mam wybor to wybieram wlansie ich i nie jest wazne w jakiej dziedzinie. Tez chcialabym skupic sie na modelowaniu sylwetki. Zalezy mi na tym duzo bardziej niz na odchudzaniu, bo wiadomo, ze zawsze troche spadnie. Jednak o wiele ciezej zabrac mi sie za cwiczenia niz za diete. Myslalam sobie dzisiaj wlasnie nad tym i doszlam do wniosku, ze jest dopiero styczen. Do wiosny jeszcze zostalo sporo czasu, wiec za cwiczenia moge sie wziac powoli. To znaczy nie zaczynac nagle cwiczyc 7 dni w tygodniu tylko najpierw rozplanowac sobie 3 dni cwiczen, a pozniej dolozyc jeden dzien i wydluzac trening. Poza tym najpierw chcialabym przeprosic sie ze stepperem, a pozniej kiedy kondycja mi sie troche pojawi zaczac sie cwiczeniami na brzuchi nogi (ktore rowniez sa moja zmora). Ostatniego dnia pobytu w Polsce dowiedzialam sie tez, ze kuzynka mojego chlopaka bierze w sierpniu slub. Co prawda do slubu daleko, ale stwierdzilam, ze to moze byc moja "data", aby do tego czasu wygladac szczuplo, wymodelowac sie i przede wszystkim ustabilizowac wage i usystematyzowac cwiczenia, aby po powrocie nie bylo kolejnego dramatu i wyrzutow sumienia. Zawsze po powrocie zanim zabiore sie za cokolwiek mija zdecydowanie za duzo czasu, a tak wroce do "starych nawykow", ktorych niestety jeszcze nie mam. Co do menu wczorajszego: sniadanie- kanapka z maslem, serem, wedlina i ketchupem obiad- pieczony kurczak w ziolach z ziemniakami i ogorkami kolacja- herbatniki w czekoladzie (typowa zachcianka okresowa). Dzis: sniadanie- kanapka z serkiem topionym obiad- kapsalon (moj chlopak dzis gotuje, wiec bedzie mnostwo sera) Jednak, zeby nie bylo kolorowo kupilam jeszcze dzisiaj czekolade (tabliczka jest o polowe mniejsza niz standardowa czekolada, a ze zjem ja pewnie z chlopakiem to wyjdzie 1/4 standardowej) oraz moj chlopak kupic jakies nowe chipsy, wiec doskonale wiem, ze sprobuje jak smakuja. Dzis naszly mnie rowniez przemyslenia dotyczace mojego funkcjonowania po powrocie i przyznam, ze jest tragicznie. Pocieszam sie faktem, ze minal prawie tydzien od przyjazdu i musialam ogarnac troche rzeczy, ale niezbyt mnie to wszystko zadowala. Jutro mam w planie zdecydowanie ograniczyc internet, poswiecic troche czasu na codzienna nauke (a nie wtedy kiedy musze cos zrobic, a kolejne 2 dni nawet nie zagladam) oraz znalezc godzinke na cwiczenia (na poczatku nawet mniej niz godzine). Plan niby prosty, ale wiadomo jak to wychodzi w praktyce. Niestety jestem osoba, ktora jak wie, ze zbliza sie jakis termin to potrafi sie zmobilizowac, znalezc na wszystko czas itd, ale jak czasu mam za duzo to jest wlasnie tak jak jest. Jutro sobota, wiec zgodnie z tytulem naszego topiku "tak od soboty" zaczynam realizowac swoj plan. Skonczylam czytac ksiazke i nawet juz nie zabieram sie za kolejne, zeby znow sie nie rozpraszac. Mimo, ze mnie troche korci, bo dostalam kilka od mamy chloaka, on kupic mi tez 3, wiec mam co czytac, ale musza zaczekac na swoja kolej. :) Co do roznych diet cud i nie-cud. Powiem Ci, ze przeszlam juz ich tyle, ze przestalam w nie wierzyc. To znajoma, ktora teraz robi sobie kopenhaska mowila mi, ze w zeszlym roku schudla na dukanie 13 kg. Jednak jak to zazwyczaj bywa wszystko jej wrocilo i jeden "bialkowy" dzien w tygodniu, ktory jest ponoc niezbedny na niewiele sie zdal. Poza tym jesli chodzi o Dukana to mam niezbyt mile doswiadczenia i beda ja odradzac kazdemu. Na naszym przukladzie widac, ze kiedy mamy dobra passe i jemy to co lubiomy, ale w mniejszych ilosciach i dolaczymy do tego ruch mozna schudnac w miare szybko i bezbolesnie. Dobrze ja juz koncze, boi troche sie rozpisalam. Od jutra bede wchodzic na nasze forum raz dziennie wieczorem. Notki pewnie beda raz dluzsze raz krotsze- w sumie jest to zaleze od tego co sie bedzie dzialo. Za chwile mam obiad, a pozniej mam w planie herbatke pod kocem i przygotowania do dzisiejszej lekcji. Do jutra! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 11, 2013 Hej!!! Aaaa zaraz sie wsciekne! Napisalam mega dlugioego posta, wpisalam haslo i nic sie nie pojawilo!!!! Oczywiscie musialo sie tak stac wtedy kiedy duzo napisalam, a nie wtedy kiedy notka ma 6 linijek. No nic w takim razie zaczynam od poczatku. :/ Wczoraj nic nie pisalam, bo wieczorem zaczela bolec mnie glowa, wiec wzielam tylko tabletke i poszlam wczesniej spac. Dzis dla odmiany mam okres i lekko boli mnie brzuch oraz mam takie ogolnie rozdraznienie, czyli standardowo. Papryczka gratuluje Ci zakonczenia dnia jednoskladnikowego :) i tego, ze tak czesto chodzisz na silownie. Jesli Twoja kolezanka bedzie z Toba chodzic regularnie bedzie pewnie jeszcze lepiej, bo bedziecie sie wzajemnie wyciagac, motywowac, a poza tym zawsze milej miec jakies towarzystwo nawet jesli podczas cwiczen nie rozmawia sie zbyt duzo. Jak zaczelam czytac o Twoim dniu bananowym przypomnial mi sie artykul, ktory kiedys czytalam o koktajlach. Ponowac warto (np. na wiosne) zrobic sobie dzien oczyszczajacy orgaznim z toksyn. Jednak, zeby nie byc calego dnia na samej wodzie nalezy robic sobie rozne koktajne. Zalecaja warzywne lub owocowe. Z owocowymi nie mialam problemu, natomiast nigdy nie mialam oakzji sprobowac warzywnego. JEsli chodzi o lekarzy to ja tez zdecydowanie rzadko ich odwiedzam, ale to dobrze. Zawsze wybieram facetow, bo wydaje mi sie, ze z nimi latwiej jest sie dogadac i chyba bardziej sluchaja niz kobiety. Moze to moje osobiste odczucia, ale zawsze mialam wiecej kolegow niz kolezanek, wiec tak to juz pewnie jest. Dzis zebralo mi sie na myslenie o ogolnym stanie mojego wygladu, diety oraz ogolnego funkcjonowania i tego co z tym wszystkim robie. Niestety nie jestem zachwycona i postanowilam wszystko zaplanowac i zabrac sie do tego powoli, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Doszlam do wniosku, ze wszystko spowodowane jest zbyt duza iloscia czasu. NAlezy do tych osob, ktore dopiero kiedy zbliza sie termin czegos potrafia sie na powaznie za wszystko zabrac i efektywnie pracowac. Swiadczy o tym nawet czas, kiedy przygotowalam sie do egzamino w czerwcu. Mialam wtedy czas na to aby po pracy isc na zakupy, ogarnac, zrobic obiad, uczyc sie i jeszcze pilnowac diety z cwiczeniami. Albo czas przed swietami. Troszke byl zmarnowany, ale zabralam sie za obrone, kronike i czesciowo nauke jezyka. Teraz odeszla mi kronika i obrona, wiec musze skupic sie na nauce jezyka, diecie i cwiczeniach. Niestety jest tak, ze w ciagu jednego dnia chcialabym sie zabrac od razu za wszystko i konczy sie tak, ze nie zabieram sie za nic. Idac za tytulem naszego topicu zaczynam "tak od soboty". Najwazniejszy jest jezyk, wiec chce codziennie przysiac na poczatek 2h i z czasem w zaleznosci od potrzeb wydluzac ten czas. W diecie wcale nie musze zmieniac duzo, bo jedzac normalnie rok temu tez schudlam. Konieczne jest wywalenie slodyczy i chipsow z codzinnego menu. I cwiczenia- najpierw musze odkurzyc stepper, a kiedy poprawi mi sie kondycja powoli wprowadzac cwiczenia. Planuje cwiczyc na stepperze co 2 dzien, a po 1,5-2 tygodniu dolaczac po 2-3 cwiczenia, a nie jak to zazwyczaj chcialam robic 7 dniw tygodniu godzina chodzenia na stepperze plus cwiczenia na wszystkie partie ciala i to zazwyczaj po kilka. Jestem na siebie wkurzona za to wszystko i psuje mi to skutecznie humor. Troche czasu przepadlo, ale mam nadzieje, ze uda mi sie wszystko nadrobic. Jeszcze moje wczorajsze i dzisiejsze menu. Wczoraj: sniadaie- kanapka z maslem, serem, wedlina i ketchupem obiad- pieczona piers z kurczaka z ziemniakami i ogorkami ze sloika pozniej- herbatniki czekoladowe (typowa zachcianka przedokresowa) Dzis: sniadaie- kanapka z swerkiem topionym obiad- kapsalon (robiony przez mojego chlopaka, wiec nawet nie chce myslec ile mial sera) Pozniej- jeszcze nie wiem, ale mam mala tabliczke czekolady (pol standardowej), wiec pewnie sie skusze na kawalek, a oprocz tego moj chlopak kupil jakies nowe chipsy, wiec na 100% sprobuje. Mam tylko nadzieje, ze na sprobowaniu sie skonczy. To tyle u mnie. Post jest pewnie krotszy od poprzedniego, ale chyba zawarlam wszystko co w tym poprzednim :) Jutro rozpoczynam kolejna walke, ale tym bardziej sama ze soba i swoim nastawieniem do wszystkiego oraz organizacja, ktora jest straszna, a wlasciwie wcale jej nie ma. Zapomnialam jeszcze napisac o wadze. Pare dni temu bylo 49,6 kg. Jestem calkiem zadowolna, bo po swietach i calym pobycie w Polsce spodziewalam sie 2-3 kg wiecej. Mimo wszystko planuje zwazyc sie minimum za tydzien, a najlepiej za 1,5-2. Do jutra i pisz co u Ciebie! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 11, 2013 Cholera! Teraz dodal sie poprzedni post, a sprawdzalam i go nie bylo wczesniej!!! Dodal sie dopiero po dodaniu tego drugiego. No nic, nie bede sie juz tym denerwowac :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 11, 2013 Z tymi postami tak czasem jest, ostatnio miałam tą samą sytuację. Zresztą pewnie widziałaś, że były 2 posty z poprawą błędu z tego długiego, z czego w jednym i tak popełniłam ten sam błąd :D Ale nieważne. Pewnie skrótowo nie będzie, bo mam trochę do napisania, ale i tak postaram się to streścić, bo już późno, a ja się dziś nie wyspałam (ale powód niewyspania był "szczytny" o czym za chwilę), a na dodatek chciałabym jutro z rana jechać na siłownię, bo się okazało, że po południu jedziemy do babci (uwielbiam o takich wyjazdach dowiadywać się przypadkiem ;/). Już pominę kwestię tego, że ta wizytacja może zaszkodzić mojej diecie, jednakże obiecałam sobie, że tak się nie stanie! No ale na pewno będę musiała niepotrzebnie być wystawiona na kuszenie i cierpieć trzymając się zamierzonego menu. A bo to tak ze mną jest, że jak sobie zaplanuję co zjem od A do Z i nie zjem nic ponad to, to choćby nie wiem co dzień jest udany, a jak już coś dodam, zmienię lub będę miała nieścisłości w planie zawsze się sypie. Póki co jestem zadowolona. Dzisiaj za mną dzień jabłkowy (chyba jeszcze się "skuszę" an jedno jabłko - wprawdzie mam ich już dość) no i siłownia zaliczona, chociaż przyznaję, że w ostatniej chwili się zmobilizowałam, żeby po raz drugi jechać do Poznania. Miałam już nie jechać, bo taka przemarznięta byłam, niewyspana no i tylko te jabłka, poza tym kolega z uczelni całkowicie popsuł mi humor. Najpierw specjalnie rano wstałam, żeby pojechać na wykład (dodatkowo wstałam dużo wcześniej niż normalnie, bo musiałam przygotować sobie jabłka zapiekane w piekarniku), okazało się, że wykładu nie ma, ale jakoś przebolałam, bo i tak po wykładzie miałam jechać do kolegi do akademika, żeby przygotować prezentację na zaliczenie, więc stwierdziłam, że szybciej zaczniemy to szybciej skończymy (i tak zbyt szybko nam nie poszło, bo na tych jabłkach to ja w ogóle nie myślałam). Oczywiście nie ucieszyło mnie to, że ten wykład, który nie odbył się z winy wykładowcy będziemy musieli odrabiać (już w środę odrabiałam podwójnie zaległe ćwiczenia wieczorem, więc średnio mi się takie przekładanie/odrabianie uśmiecha). No, ale nieważne. Wracając do kolegi - dlaczego popsuł mi humor? Już ostatnio podpadł jak niby na żarty wywalił mi z tekstem, że mam "duże nogi" no niestety ta część ciała to chyba moja największa zmora, tak więc takie o=komentarze odbieram bardzo osobiście i nieraz coś takiego potrafi zaprzepaścić moje wysiłki ;/ A dzisiaj dowalił mi jeszcze bardziej, bo coś tak gadaliśmy, że mu się zapytałam jak myśli na ile kg wyglądam (wcześniej wspomniałam, że rok temu ważyłam 80 kg) na co on "69 kg", co po moim oburzeniu uzupełnił słowami "bo nie chciałem mówić 70 kg" i to mnie już konkretnie zabolało, dlatego jak wróciłam do domu chciałam rzucić całą dietę w cholerę (mimo, iż wiem, że na taką wagę nie wyglądam - może to te nieproporcjonalne nogi taką taki ogólny wyraz,, ale z drugiej strony nie są jakoś nadprzeciętnie grube, a najpewniej kolega tak sobie rzucił tekstem nie wiedząc jakie to może nieść dla mnie konsekwencje, szczególnie, że on do końca wyraził obiektywną opinię, a raczej opowiedział się co do moich możliwości, bo stwierdził, ze schudnąć już 10 kg to dużo, więc pewnie nie wierzył, że mnie się udało więcej ehh) no i też sprawiło to, że tak odechciało mi się siłowni, ale najważniejsze, że pojechałam. Od razu lepiej się poczułam, humor mi się poprawił, zapomniałam o tym wszystkim, szczególnie, że gadać sobie każdy może co chce, a ja swoje i tak wiem. Poddałabym się to bym przytyła, a nie o to mi chodzi, a to tylko głupie słowa rzucone ot tak. Każdy mógłby przecież powiedzieć co chce, nawet jeśli słowa nie odzwierciedlają rzeczywistości. Poza tym ważna rzecz, o czym chciałam pisać już wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Od wczoraj mam tak silną motywację, że chyba tylko ona trzymała mnie dziś w ryzach (nawet jak już wyjęłam zachwalaną przez mamę surówkę z lodówki, bo pierwsza myśl moja była taka "to tylko surówka", ale chwilę później ją odłożyłam i kolejna myśl "tylko surówka, ale rozpieprzy Ci dzień, bo zjesz surówkę, to pójdziesz do pokoju i zjesz wafelka, "bo i tak już nie trzymałaś diety" - niestety tak działam i do zmiany tego myślenia właśnie potrzebny jest mi psycholog). No i ostatecznie surówkę odłożyłam na jutro, wpisując ja wcześniej w szacowany jadłospis trudno zaplanować, bo nie wiem, co u babci będzie poza pączkami, które kazała nam zamówić, więc zdecydowałam, że na pół sobie pozwolę (nie chodzi już stricte o kalorie, ale o ten tłuszcz, muszę uważać na to co jem, bo moim głównym wrogiem jest teraz tkanka tłuszczowa, a nie do końca waga). Ale wracając do motywacji - na blogu tej dziewczyny co się odchudza jest kolejna akcja i napisała jak się do niej przygotować, że wypisać motywacje (już mam od jakiegoś czasu, ale jakoś nie działały, nawet do nich nie zaglądałam jak jadłam do oporu) no i druga rzecz, która mnie niejako natchnęła - kartka z hasłem motywującym, a do tego najlepiej zdjęcia osób, które schudły. I tak sobie w pierwszej chwili pomyślałam, że na mnie nawet zdjęcia realnych osób, które schudły nie działają, a co dopiero jakieś podejrzane o przeróbki lub efekty osiągnięte przez niedostępne mi metody jak chociażby liposukcja, czy drogi zabiegi modelujące ciało. Ale chwilę później mnie olśniło, poszukałam swoich starych zdjęć w bikini i postanowiłam, że poproszę kogoś, żeby zrobił mi zdjęcie w tym samym bikini, które miałam na tamtych zdjęciach dla porównania, bo wiadomo co innego, kiedy zdjęcia są podobne. No i doznałam szoku. Pozytywnego oczywiście. Jest tak cholernie wielka różnica (szczególnie w górnej części ciała, bo nogi nadal pozostawiają wiele do życzenia, ale i tak wyglądają znacznie lepiej), że zdjęcia dziś wydrukowałam i razem z hasłem powieszę nad łóżkiem tak, żeby zawsze rano to widzieć :) Kolejna motywacja - dokładnie po roku się dziś zważyłam. Początkowo waga wskazała więcej niż ostatnio po obżarstwie, wiec byłam zaskoczona, ale zacisnęłam zęby i mówię "nie poddam się", ale już następnym i kilka następnych razy jak weszłam waga wskazała 65,5 kg, czyli, że po 4 dniach schudłam 1 kg, a i może więcej, bo po ostatnim dniu obżarstwa się już nie ważyłam. I nie jest to szczyt marzeń, ale widzę, że jest różnica i od teraz każdy spadek wagi mnie cieszy, poza tym jeszcze wciąż mam przed oczami te zdjęcia :) Jeszcze co do mojego niewyspania. Otóż wczoraj wieczorem coś mnie natknęło, że na głodnego w końcu posprzątałam w pokoju. Ba zajęło mi to kilkanaście minut, a wszystko przez to, że 2 dni temu popsuł mi się przedłużacz i podłączałam inny, więc po odsunięciu szafki nocnej po prostu nie mogłam zostawić tego kurzu. Później zgubiłam taki pasek do spięcia kabla i myślałam, że wpadł pod komodę, wiec ją odsunęła, a tam znów kurz no to się zaczęło. Później jeszcze przed 2 w nocy pomalowałam sobie paznokcie, ale zadowolona poszłam spać :) I apropo książek cieszy mnie fakt, że w końcu dziś zaczęłam czytać książkę, którą od poniedziałku ze sobą wożę, ale wciąż nie mogłam zacząć, a jak już zacznę to potrafię przeczytać na raz no i tym razem się wciągnęłam, ale teraz nie mam czasu czytać, więc zostawiam to na jazdę busami. Jeszcze mam jedną książkę w zapasie, o wiele dłuższą, wiec może starczy na dłużej. Dostałam ja od cioci (coś często kupuje mi książki, ale dobrze, że tym razem nie dostałam od niej czegoś pokroju Harrego Pottera jak kiedyś - oczywiście nie tknęłam nawet tej książki), co prawda nie do końca moja tematyka, ale autorka jest ta, której kilka książek czytałam i były świetne. A w kolejce wciąż 2 książki do kupienia, niestety przekładam to, bo zawsze są ważniejsze wydatki. Oj z mężczyznami to ja też mam lepszy kontakt i przekłada się to na lekarzy. co do ginekologa osobiście kobiety nie "testowałam", ale słyszałam nieraz, że nie byłby to dobry wybór. No Dukan to faktycznie porażka, dziwię się, że w ogóle kiedyś byłam na tyle głupia, by to w ogóle testować. Też zdecydowanie wszystkim odradzam, szczególnie, że tka jak piszesz to typowa dietka z efektem jojo gratis. I po co się wysilać? Przecież całe życie jesteśmy w stanie stosować tylko dietę opartą na właściwych nawykach żywieniowych i raczej nikt nie wymyślił na razie nic lepszego. Masz rację - im więcej czasu tym trudniej się zmobilizować, bo co ja miałam tyle wolnego i wiecznie "nie miałam czasu" pozamiatać, a wczoraj po całym dniu poza domem jakoś czas się znalazł. podobnie z innymi rzeczami, które czekają. na dniach wszystko będę ogarniać. Wczoraj jeszcze posegregowałam w końcu walające się na drukarce notatki (chyba z każdego przedmiotu po 3 ostatnie wykłady i jakieś notatki z ćwiczeń, więc wyobraź sobie jaką miałam robotę, żeby poskładać je do kupy) w myśl zasady "co masz zrobić jutro zrób dzisiaj", bo to wieczne odkładanie na później nic dobrego nie wróży. I faktycznie nie warto planować sobie za dużo, lepiej zaplanować mniej, a zrobić więcej, bo z doświadczenia wiem, że bywa tak jak piszesz - zaplanujesz sto rzeczy, a nie zrobisz nic. Mam nadzieję, że i u Ciebie wkrótce wszystko dojdzie do normy, ale wiem jak to jest jak się gdzieś wyjeżdża i później trzeba się ogarnąć. Nie mniej jednak życzę powodzenia! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 11, 2013 Miało być skrótowo? No to nie wyszło ;d Na jabłko już przeszła mi nawet ochota, zresztą specjalnie głodna nie jestem, a to dziwne, bo chyba nie zjadłam dziś wiele (rano 2 jabłka zapiekane z miodem i musli, polane serkiem waniliowym light - to mnie zamuliło i starczyło aż na 4h, później 2 jabłka, surówka z 2 jabłek i 2 marchewek z odrobiną cukru, po której byłam najedzona, więc nawet przed siłownią nie jadłam już jabłka, tylko po siłowni zjadłam jedno i po powrocie kisiel) za to wycisk na siłowni miałam. Ok teraz już uciekam, bo jeszcze mam do przygotowania tą moją motywacyjną kartkę z hasłem i zdjęciami, co zawiśnie nad łóżkiem tak żebym już jutro to ujrzała :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 12, 2013 Hej! Doskonale rozumiem Twoje "zadowolenie" po tym jak dowiedzialas sie, ze jedziesz do babci. Dzis mam wlasnie identyczna sytuacje. Po poludniu zadzwonila do mnie znajoma, ze kolo 19 beda skads tam wracac i przejezdzac kolo nas, wiec moze wpadna na godzinke, bo mam dla nich kilka rzeczy z Polski. Nie mam nic przeciwko, ale dzis zaplanowalam sobie wlasnie dzien niejedzenia i juz widze jak to wyjdzie. Pewnie wypije jakies piwo, co tam zjem i oczywiscie bedzie to wieczorem. Poza tym nie lubie kiedy ktos dzwoni do mnie 2-3 h przed przyjazdem. Wypada ogarnac, cos tam kupic, a nie lubie robic takich rzeczy na ostatnia chwile i bez zaplanowania. Doskonale wiem, ze to tez nie bedzie godzinka tylko 2-3. Z jedzeniem mam identycznie jak Ty. Jesli zaplanuje sobie jadlospis i zjem cokolwiek co jest nadprogramowe to do konca dnia jem juz wszystko. Nie jest wazne czy zjem jablko czy ciastko, dieta prostu jest juz w tym dniu skonczona. Niby wiem, ze takie myslenie jest bez sensu i od ciastka czy jablka nagle nie przytyje, a dopiero po tym co zjem pozniej, ale ciezko mi to zmienic. Moze nie jem juz tyle co kiedys, ale zdecydowanie za duzo. Jesli chodzi o komentarze dotyczace mojego wygladu lub jedzenia to tez jestem drazliwa i wrazliwa na tego typu komantarze. Mialam identyczna sytuacje w Polsce. Byla jakas ogolna rozmowa o jedzeniu itp. Nagle ktos mowi "no, a jak Ty jadlas ze swoim kumplem 2 pizze". Wkurzylam sie strasznie, bo po pierwsze nigdy nie zjedlismy tyle i zaczelam tlumaczyc, ze to byla jedna pizza na 2 osoby, a nie po jednej na osobe, ale moge sobie tlumaczyc, bo przeciez reszta wie lepiej. A poza tym po co takie komentarze skoro to bylo za czasow liceum i od tego momentu schudlam jakies 15kg! Ja tez nie jestem dumna z tego okresu jesli chodzi o wyglad i o to ile jadlam, ale to bylo 7 lat temu, wiec po co przypominac? Poza tym jak jadlam tyle to bylo zle, a teraz jak mowie, ze nie chce juz ciasta czy czegokolwiek to tez zle. Albo pije wode to teksty "caly czas ta wode pijesz". Wkurza mnie to niesamowicie, ale widocznie ludzie nie rozumieja, ze to moze byc dla kogos bardzo niezreczny temat i przede wszystkim przykry. Znajomym sie nie przejmuj, bo odchudzasz sie dla siebie. I tak udalo Ci sie bardzo duza osiagnac w kwestii odchudzania, wiec nie warto dla taiego tekstu sie przejmowac, chociaz wiem jak to potrafi zabolec. Plan ze zdjeciami jest genialny!!! Fajnie, ze masz fotke z czasow wiekszej wagi. Juz teraz jest pewnie duza roznica i jest to bardzo motywujace. Kiedy dojdziesz juz do wagi, ktora chcesz osiagnac i wymodelujesz sylwetke bedzie jeszcze wieksza roznica i pewnie nie bedziesz mogla uwierzyc, ze tak wygladalas. :) Ja niestety nie mam fotek w kostiumie, bo zawsze unikalam takic wypadow jak ognia, ale troche zaluje, bo mialabym porownanie. Wlasnie zaczelam sie zastanawiam, ze swojego czasu (w liceum i nawet pozniej) unikalam wszystkich wyjsc na basen czy wyjazdow nad wode gdzie niezbedny byl kostium kapielowy. Niby powod glupi, ale musze przyznac, ze nawet nie wiem czy teraz wyjechalabym ze znajomymi nad wode i bez krepowania chodzila w kostiumie. Wydaje mi sie, ze nie i chcialabym to zmienic. Ja tez niestety jestem baardzo niska, bo mam cale 152cm. Ogolnie w ogole mi to nie przeszkadza, ale jesli chodzi o tycie to bardzo. Jesli przytyje 5 kg to nie mam szans zmiescic sie w spodnie i od razu widac, ze zrobilam sie okragla i "ciezsza". Wysoka dziewczyna nawet jak przytyje 5 kg to mozna tego nie zauwazyc, bo wszystko jej sie inaczej rozklada. Zrobi sie moze masywniejsza, powieksza sie boczki, piersi, ale nie bedzie tego tak wiadac jak u nas. Z reszta nawet kiedy przytyje 3 kg to golym okiem widac roznice, a jesli ktos ma 175cm to nikt tego nawet nie zauwazy :/ Ja w Polsce tez chcialam kupic jeszcze jedna ksiazke, ale po pierwsze stwierdzilam, ze nie zapakuje tego wszystkiego, a po drugie szkoda bylo mi juz wydawac kasy, bo musialam zrobic sporo zakupow. Poza tym wiadomo jak to jest po swietach... Ale jesli ktos bedzie sie mnie pytal o prezent na urodziny czy jakas okazje to mam juz gotowy pomysl :) Moj plan dnia jakos sie poprawil. Nie jest jeszcze idealny, ale to w koncu pierwszy dzien. Na stepperze jeszcze nie chodzila, bo czasami lapia mnie skurcze okresowe, ale jutro juz 3 dzien, wiec powinnam dac rade. Oooo pomieszane notatki to najgorsze co moze byc! Z uporzadkowaniem wszystkiego schodzi sie masa czasu. Ja przed swietami walczylam z papierami. Chcialam posegregowac wszystkie na moje i chlopaka i zeszlo mi sie z tym niesamowicie duzo czasu. Przy okazji doszlo jeszcze kilka nowych i znow robi sie sterta. Musze sie zabrac za to i powkladac w odpowienie miejsca, zeby pozniej nie wywalac wszystkiego, kiedy bede potrzebowala 1 papier. Jesli chodzi o dzisiejsze menu: sniadanie- kanapka z jajkiem obiad- zupa pieczarkowa. Za chwile dojdzie jeszcze ten nieszczesny wieczor, ale postaram sie nie zalamywac. Uciekam ogarnac troche siebie przed przyjazdem znajomych i naszykowac im te wszystkie rzeczy. Do jutra! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 12, 2013 Hej. Ja właśnie wróciłam od babci i mimo, że jakoś specjalnie nie poległam to czuję, że zawaliłam dzisiejszy dzień, bo odstąpiłam trochę od pierwotnego planu i właśnie teraz biję się z myślami, czy by czegoś nie zjeść, szczególnie po kolejnym nieprzyjemnym komentarzu wymierzonym w moją wagę. Otóż babcia zawsze lubiła wypowiadać się co do mojej figury nieraz mnie przy tym ranią i zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Dziś po raz kolejny nie omieszkała się powstrzymać i przy wszystkich uparcie twierdziła, że za dużo już schudłam. No do cholery a co ja mam na czole przypiętą jakąś łatkę grubasa? Że jak mam normalną wagę na granicy z nadwagą nawet to już jestem "za chuda"? Jakoś moje siostry ważą w okolicach 55 kg z tym, że nigdy nie ważyły dużo więcej i one nie ważą za mało, a ja przy tym samym wzroście, ważąc 10 kg więcej już ważę za mało. Nie odebrałam tego jako komplement, bo jednoznacznie zabrzmiało to tak jakby przypisana była do mnie otyłość, czy nadwaga. Ważyłam więcej to też źle, bo wiecznie się nasłuchałam od babci, że jestem gruba i powinnam zacząć się odchudzać, przy czym na siłę wpychała we mnie jedzenie ;/ Zachowuje się tak jakbym odchudzała się dla niej, a widujemy się od święta. Już widzę jak mnie zbojkotuję jak dojdę do wymarzonej sylwetki. Poza tym ona nie wie, że ja to robię głównie dla lepszego samopoczucia psychicznego i zdrowia, bo tkanki tłuszczowej jest zdecydowanie za dużo, co nawet potwierdziła dietetyczka, więc to żadne moje "widzimisię". A jeszcze dalej dodała, że tak jak wyglądałam kiedyś to było źle, bo za dużo, ale teraz za mało. No kurde normalnie myślałam, że tam eksploduję!! Do teraz czuję się wzburzona. Ale żeby tego było mało, to podczas kolacji czułam się obserwowana aż usłyszałam od wuja "a Beata nic nie zjadła" i musiałam się tłumaczyć, że jadłam, szczególnie, że nawet talerz miałam brudny, a zjadłam szybko, bo wzięłam małą porcję. I po tym każdy zerkał na mój talerz i komentował, że miałam dosyć. A moje dzisiejsze jedzenie wyglądało następująco: śniadanie I - 3 małe kromki chleba z ziarnami z serkiem topionym, pasztetem zapiekanym i jakąś pieczenią i do tego na każdą kromkę sałata, pomidor, szczypiorek, przyprawy, odrobina sera smażonego, cappuccino śniadanie II - jogurt z ziarnami (230 g) przekąska - pomarańcza, 4 mentosy (nie planowałam tego, ale w weekendy moja komunikacja pozostawia wiele do życzenia, czekałam godzinę na busa a byłam już potwornie głodna i tak dobrze, że na tym się skończyło, bo miałam w torbie twixa i chciałam go zjeść na poczet swojej złości, bo niepotrzebnie wydałam pieniądze na sznurowadła, które okazały się za krótkie, już w sumie w chwili zakupu czułam, że mogą być za krótkie, ale pokazać mi ich baba nie chciała, "bo później nie może ich wsadzić tak jak były", czyli albo biorę albo nie ;/) obiad - porcja kaszy kuskus z suszonymi pomidorami, surówka I u babci: podwieczorek - pół pączka, pół małego kawałka babki keksowej kolacja - kawałek pieczonej lub duszonej karkówki (nie wiem jak była przyrządzana, ale jakiś tam tłuszcz był, a nie mogłam sobie jej odmówić, bo ją uwielbiam), kromka chleba białego (niestety innego nie było), coś jakby sałatka z ogórków konserwowych, ale taka słodkawa też ją uwielbiam przed chwilą - jabłko Na razie tyle i obym wytrwała, chociaż prędko spać nie pójdę, bo jeszcze mam trochę do zrobienia no i pewnie znów się nie wyśpię, bo muszę jutro wcześnie wstać. Pociesza mnie tylko fakt, że byłam dziś na siłowni, ale na tych drugich zajęciach (na 9 byłam na spalających, a zaraz po nich na 10 były rozciągające i kształtujące) już praktycznie nie ćwiczyłam, bo nie miałam sił i wszystko mnie bolało ;/ Powiem (a właściwie napiszę) Ci szczerze, że chyba tylko te zdjęcia trzymają mnie w ryzach, bo np. teraz bym pewnie się porządnie najadła, bo przecież skoro wyglądam na za chudą to mogę, mimo iż miałabym świadomość jak jest naprawdę, że jest źle i że nie jestem za chuda, szczególnie, że wczoraj od kolegi słyszałam sprzeczny komentarz, ale ja to robię dla siebie i w nosie mam te wszystkie chore opinie na mój temat. Postanowiłam, że dziś już nic nie zjem, zrobię sobie tylko gorącą herbatę z miodem i limonką na osłodę i rozgrzanie, bo cały czas mi zimno. Nie wiem tylko kiedy ogarnę to wszystko co mam do zrobienia, bo jutro odpada, a w poniedziałek idę do lekarza, później siłownia i jak zasłużę to taka mini nagroda za udany tydzień (postanowiłam się tak nagradzać drobnymi rzeczami, żebym wiedziała, że robię to słusznie). I tak na ten tydzień wyhaczyłam przytulną kawiarenkę i się do niej wybiorę, zobaczę co serwują i wybiorę coś rozsądnego, żeby nie zawalić diety oczywiście. Na przyszły tydzień planowałam relaks w jacuzzi i basen, ale odpada, bo ten stary strój nie nadaje się do pokazania publicznie no i jest zdecydowanie za duży. A od wtorku już zero czasu, bo rano uczelnia, później siłownia, w domu jestem wieczorem, posiedzę przed komputerem i idę spać. Jeszcze siostra chce, żebym wytłumaczyła jej całki, więc tak naprawdę sama muszę się ich nauczyć, bo ja miałam je na pierwszym roku i wtedy umiałam perfekcyjnie, a teraz nie umiałabym wyliczyć najprostszej całki. Miałam się zająć tym dziś u babci, ale te wszystkie komentarze popsuły mi humor i ochotę na robienie czegokolwiek. Ja w sumie nigdy nie miałam problemów z pokazaniem się w bikini, co więcej zawsze uważałam, że to jednoczęściowy strój uwydatnia nadmiar ciała, bo jest obcisły i nadaje się tylko dla szczupłych kobiet, tak więc nigdy takiego nie miałam, a bikini? Zdjęcia jakieś tam mam, ale robione w domu, pozowane tak, żeby jak najmniej moich defektów było widać, bo na plaży nie było ku temu okazji. Owszem z wcześniejszych lat mam zdjęcia na plaży w bikini chyba z każdego roku, ale wzięłam te "najaktualniejsze" i w tym samym stroju, który jeszcze mam. Nie ukrywam przy tym, że źle się czułam na plaży w bikini, bo czułam jak każdy się gapi i komentuje, ale nie chciałam też rezygnować z plaży i opalania tylko przez mój wygląd. Z tym tyciem, mimo, że jestem 10 cm wyższa od Ciebie, mam tak samo ;/ Szkoda tylko, że jak się schudnie z 2 kg to tak od razu nie widać, przynajmniej ja nie widzę i otoczenie pewnie też nie. W sumie 2 kg w górę to otoczenie też pewnie nie zauważa, ale ja już tak. Może to siedzi w psychice, ale naprawdę jest uciążliwe. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 15, 2013 Hej! Nie pisalam, bo zlapala mnie choroba i przez te kilka dni chodzila z kata w kat nie mogac znalezc sobie miejsca, spalam albo po prostu lezalam i nie moglam sie na niczym skupic. Osiagnieciem bylo przygotowanie sie do lekcji, a i tak musze jeszcze napisac tekst na jutro. Przeczytalam co napisalas u wizycie u babci i musze powiedziec, ze doskonale wiem co czujesz. Nie wiem jak to jest, ze ktos zawsze musi sobie wybrac osobe docinek czy rad o ktore ta osoba nie prosi. Wkurzajace jest to, ze jak mialas kilka kg wiecej to ktos mowi Ci, ze powinnas schudnac itd, a pozniej tez jest zle, bo jestes za chuda i wpychaja Ci jedzenie na sile. A juz w ogole wypowiadanie sie na temat sylwetki nie majac pojecia o zawartosci tkanki tluszczowej itd jest bez sensu i wiem, ze denerwuje. Jedak odchudzasz sie dla siebie i nikt nie powinien nas w zaden sposob wkurzac ani przez swoje wypowiedzi ranic. Wierz mi, ze doskonale wiem co czujesz, bo niestety w mojej rodzinie takie komentarze rowniez mialy i maja miejsce. Mialam tak w maju. Byla jakas impreza rodzinna typu grill czy cos takiego. JA akurat nie pilam, bo prowadzilam, wiec zadowolilam sie woda. Najpierw byly komentarze, ze dlaczego ja caly czas ta wode pije. Powtarzalam 100 razy, ze wole wode od coli czy fanty, bo jest goraco i lepiej gasi pragnienie, a poza tym odzwyczailam sie od picia takich napojow i teraz sa dla mnie za slodkie. Wystarczy mi szklanka i mam dosc, a i tak bedzie chcialo mi sie pic. Jak juz dalam rade to w miare wytlumaczyc (chociaz komentarze pojawialy sie za kazdym razem, kiedy bylo to samo grono) to zaczelo sie o jedzeniu. I wez tu wytlumacz, ze jesli zjadlas kawalek kielbasy i karczku, a do tego jakas salatke to jestes najedzona... No przeciez sie nie da. Najlepsze jest jednak to, ze jak ktos zje mniej niz ja to nie ma zadnych komentarzy. Wszysctkie dotycza tego, ze albo ja za malo zjadlam albo za duzo, jestem za chuda, albo jak to kiedys powiedziala mi babcia "Ty tez masz troche sadelka. Masz, masz". Wkurza mnie to, bo tego typu sytuacje sprawiaja, ze zaczynam watpic w moje odchudzanie i czasami porzucam wszystko, bo przeciez i tak wszystkich nie zadowole. Jedyne czego trzeba sie trzymac to mysl, ze odchudzamy i modelujemy sie same dla siebie, dla zdrowia i dla zmiany nawykow zywieniowych, bo nikt mi nie zaprzeczy, ze cola jest lepsza niz woda albo, ze kanapka z tlusta wedlina, serem i gruba warstwa masla bedzie lepsza niz kanapka z ciemnego chleba z chudsza wedlina i warzywami jesli chodzi o pozywnosc i konsekwencje zdrowotne (oczywiscie kiedys kiedys). Od jakiegos czasu zaczelam sie zastanawiac wlasnie nad wplywem jedzenia i aktywnosci fizycznej na nasz orgaznim. Znalazlam tego wspanialy przyklad! Kuzynka mojego chlopaka (ta z ktora tak ciezko sie umowic na jakis termin spotkania) ma ponad 40 lat. Pierwszy raz zobaczylam ja prawie 3 lata temu i pierwsze co pomyslalam to, ze napewno nie ma 30 lat. Bylam w szoku kiedy dowiedzialam sie, ze ma 10 lat wiecej. Na poczatku stwierdzilam, ze to pewnie genetycznie, bo jej mama tez nie wyglada na swoje 60 lat. Jednak pozniej mialam okazje zobaczyc wiecej zdjec i dowiedziec sie czegos o niej. Musze przyznac, ze podziwiam wlansie jej nawyki zywieniowe. Urodzila 2 dzieci, ma plaski brzuch i ogolnie jest wymodelowana. Jednak nie ma nic za darmo i dowiedzialam sie, ze chodzi 2-3 razy w tygodniu na joge (akurat ona zainteresowala ja najbardziej, rozciaga sie, cwiczy. Co do jedzenia ( bo o to tez pytalam mojego chlopaka) to je na prawde dobre produkty. Po pierwsze je duzo warzyw, owocow, ryb. Po drugie eksperymentuje z gotowaniem w efekcie czego kazdy obiad zawiera same zdrowe rzeczy. Po trzecie je mniej a czesciej, a po czwarte zwraca duzo uwage na to co kupuje. Przyznam, ze jest to czasami meczace, ale ona porafi patrzac na zolty ser powiedziec ktory jest lepszy. Jak ona to robi- nie wiem, ale efekty widac od razu. W sumie napisalam to, zeby spojrzec na nasze odchudzanie w inny sposob. Tak na prawde nie jest to tylko walka o zgrabna i szczupla sylwetke, ale tez o samopoczucie, wyglad skowy, wlosow itp. Mam nadzieje, ze uda nam sie zmienic nawyki na zawsze i nigdy nie myslec juz o diecie w sposob "musze" tylko "chce". Papryczka jak tam poszly Ci calki? Mam nadzieje, ze udalo Ci sie wszystko ogarnac i wytlumaczyc siostrze. JA niestety jestem antymatematyczna i calki z samej nazwy brzmia dla mnie strasznie :) Jesli chodzi o bikini to ja rzeczywiscie mialam problem (w zasadzie nadal go mam). Jednak wydaje mi sie, ze to siedzi bardziej w glowie, bo nawet przyw adze 50kg mialam opory zeby je pokazac. Niby mam swiadomosc, ze nie bedzie mnie kazdy przeswietlal i jest wiecej kobiet/dziewczyn ktora sa grubsze i wygladaja fajnie, ale nie moge sie przelamac. Mam nadzieje, ze sie to zmieni, bo rozstepy juz zaakceptowalam, wiec czas zaakceptowac sie w bikini. Co do moje jedzenia przez te 3 dni. W sumie nie bylo jakos szczegolnie zle. Wczoraj zjadlam praktycznie tylko obiad- cos a la kebab w bulce pita z kurczakiem, warzywami i sosem czosnkowym. Z racji tego, ze robil to moj chlopak to sos byl z majonezem i smietana, ale bylo mi juz wszystko jedno i nie chcialo mi sie robic oddzielnego. Wieczorem zjadlam jeszcze jakas kanapke i tyle. Dzis wstalam rowniez zdecydowanie za pozno, ale to pewnie przez oslabienie i tez nie zjadlam duzo. sniadanie- kanapka z wedlina i serem obiad- pyzy z miesem przekaska- 3 herbatniki w czekoladzie. Nic, ja uciekam, bo chcialam napiac chociaz 1/3 tego wypracowania, a musze jeszcze troche ogarnac pokoj. Trzymaj sie i pisz co u Ciebie! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 15, 2013 tam gdzie jest o jedzeniu i o tym, ze nikt mi nie zaprzeczy jest odwrotnie :) chodzilo ze cola nie jest lepsza niz woda itp. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 15, 2013 U mnie dno totalne, więc nawet się nie rozpisuję. Zresztą jutro czeka mnie prezentacja, a nawet jeszcze do niej nie zajrzałam - będę musiała improwizować ;/ Dieta póki co u mnie nie istnieje, siłownię wczoraj odpuściłam, dziś się zmusiłam, bo umówiłam się już tam z koleżanką, ale wszystko bez przekonania. Od soboty i tej nieszczęsnej wizyty u babci wszystko się zaczęło - wtedy był pierwszy dzień wieczornego obżarstwa, niedziela powtórka, wczoraj to już nie wspomnę, bo zjadłam tak dużo, że zaczęła boleć mnie głowa, brzuch, a nawet serce. Zdychałam pod ciepłą kołderką, ale wciąż jadłam mimo tego, że byłam już wypchana po brzegi. Musiałam. Najgorsze, że nawet dziś rano czułam wczorajsze przejedzenia, a to pewnie dlatego, że w weekend nie było takiego obżarstwa na maksa, owszem było konkretne, ale nie do tego stopnia, żebym nie miała sił się ruszyć i uwaga przytyła 1,8 kg w ciągu dnia :( Tak wczoraj rano ważyłam 64,9 kg (ucieszyłam się bardzo po nieudanym weekendzie), ale i tak zaprzepaściłam, bo wieczorem ważyłam już 66,7 kg i obecnie już się nie ważę, nie chcę wiedzieć, ile ważę. Dzisiaj miało być "nawrócenie" ale oczywiście poległam, do teraz jest mi słabo na samą myśl o słodyczach, tyle ich zjadłam... Jak tak dalej pójdzie nabawię się jeszcze (odpukać) cukrzycy :( Nie wiem co mam robić... Coś więcej napiszę pewnie na dniach, albo w weekend. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 16, 2013 Hej! U mnie dzis rowniez bez szalu. Co prawda nie zjadlam jakos specjelnie duzo, ale na obiad byla pizza. Musialam troche posiedziec nad tym wypracowaniem, pozniej zakupy, a oprocz tego odkrylam rzeznika, ktory ma dostawy miesa w srody. Stwierdzilam, ze dzis zrobimy szybki obiad, a jutro koniecznie gulasz. Tak wiec, padlo na pizze. :/ Papryczka nie przejmuj sie. Wiem, ze ciezko pozbierac sie po tych komentarzach, bo ja tez zawsze tak reaguje- niestety. Doskonale wiem co oznacza takie niekontrolowane jedzenie. Czasami tez najem sie tak, ze mi niedobrze, a najchetniej jadlabym cos jeszcze. Naprawde nie wiem co Ci poradzic i napisac, bo mam identyczny problem i nie potrafie nad nim zapanowac. Mam nadzieje, ze masz juz lepsze samopoczucie i zniknely wszytkie wyrzuty sumienia zwiazane z takim jedzeniem. Trzymaj sie cieplo i pamietaj, ze wspieram Cie ze wszystkich sil! Do jutra! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 17, 2013 Hej! Normalnie zaraz zamarzne. Zimno jest jak nie wiem. Brrrr.... Niestety nie ma tak dobrze i musialam wylonic sie z domu. Wkurza mnie jeszcze przy okazji piach, ktory przynosi sie z dworu. Nic nie robie tylko lata z szufelka i zamiatam, bo nie znosze jak mi trzeszczy pod nogami i roznosi sie wszedzie. Jak tam Twoje samopoczucie? Mam nadzieje, ze jest lepiej :) W koncu nie mam na obiad gulaszu a rybe. Mimo, ze poszlam wczesniej do sklepu to nie moglam znalezc ladnej wolowiny, a jak juz taka znalazlam to stwierdzilam, ze jest za pozno, bo nie chce jesc obiadu o 23. Jednak wszystko juz kupilam i gulasz bedzie jutro. Dzisiejsze menu: sniadanie- kanapka z wedlina i serem obiad- ryba w sosie koperkowym z ziemniakami i surowka z pekinskiej, kukurydzy itd. Jakos nie moge sie zabrac za to moje odchudzanie. Na sobote jestesmy umowieni z kuzynka mojego chlopaka. Niby mamy gdzies wyjsc, ale nie wiem jak to dokladnie wyjdzie, bo dzis pytala gdzie idziemy- a mielismy to ustalone juz dawno. W zwiazku z tym, ze jedziemy do niej w sobote moja psychika zupelnie nie jest nastawiona na odchudzanie, bo przeciez w sobote i tak do niej jade. Naprawde denerwuje mnie takie myslenie, ale to jest chyba silniejsze ode mnie. Tym bardziej, ze na 100% nie bedzie u niej nic specjalnie tlustego, ale ze jest to odstepstwo od mojego planu to juz 2 dni wczesniej jestem nastawiona na nie. Nie mam pojecia kiedy wprowadze jakies cwiczenia. Jutro nie zrobie tego na pewno, bo planuje posprzatac cale mieszkanie, a z tym sie troche zejdzie. W sobote jedziemy do tej kuzynki, wiec nie bede miala czasu. Mam nadzieje, ze w niedziele odzyje i zajme sie sama soba. Denerwuje mnie tez to, ze sie jakos zaniedbalam. Oczywiscie brak diety jest w 80% rownoznaczny z brakiem peelingu, balsamu itp. Dzis ogladalam swoja skore i stwierdzilam, ze najlepszym pomyslem bedzie chyba wykapanie sie w balsamie, bo jest tak sucha.... Musze, ale to musze i jednoczesnie chce cos ze soba zrobic, bo poki co mam jakis marazm zyciowy i na niczym mi nie zalezy. Nie potrafie sie zorganizowac, zadbac o wszystko itp. A jesli chodzi o dzisiejsze menu to zeby nie bylo tak kolorwo to na poprawe humoru kupilam ciastka- uwaga- z gorzka czekolada! Doskonale wiem, ze nie musze ich koniecznie jest, ale przeciez mam zly humor, jest zimno, nie zrobilam wszystkiego co zaplanowalam, wkurzaja mnie dzieci sasiadow itp. Po prostu kazde wytlumaczenie jest dobre... Tym akcentem koncze dzisiejsza notke i do jutra! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 17, 2013 Hej! Miałam odpisać wczoraj, bo na mailu dostałam powiadomienie o nowym poście, ale taka zalatana byłam, że zapomniałam w ogóle tu zajrzeć. I w sumie dobrze. Wczoraj był pierwszy dzień, kiedy "stanęłam na nogi". We wtorek było dobrze, ale do czasu. Po siłowni wróciłam do domu zmęczona, przemarznięta (to akurat bardzo często powód zawalania diety, więc doskonale Cię rozumiem) i potwornie głodna, a właśnie wtedy (szczególnie, kiedy jeszcze jest to wieczór) najłatwiej o niekontrolowane jedzenie, no i tak było i tym razem. Od soboty tak naprawdę, kiedy wszystko się zaczęło (dlatego przeraża mnie niedzielny wyjazd do babci z okazji Dnia Babci, bo na bank kolejny komentarz usłyszę) zdecydowanie "nadużywałam" słodyczy i jak myślę, to właśnie od ich nadmiaru tak źle się czułam. Gdzieś chyba nawet o tym czytałam, czy słyszałam.Ooo już wiem w jakimś programie dietetycznym najpewniej - Sexy dieta! Niestety już go od dawna nie emitują :( Wracając do mnie od soboty (a najbardziej w niedzielę i poniedziałek no i końcówkę wtorku) po prostu byłam słaba, nic mi się nie chciało, tylko bym leżała w łóżku i jadła. Nie miałam nawet sił, by wyprać bluzkę, czy zmyć lakier z paznokci. Ale wczoraj postanowiłam to zmienić. Nie odchudzać się, czy przejść na dietę, bo nie to jest moim celem, ale walczyć z moim nałogiem, starać się panować nad sobą i jeść zdrowo i regularnie, a poza tym w spokoju i bez pośpiechu, chociaż czasem jak jestem przegłodzona to się tak nie da :D Nad łóżkiem zawisła kolejna motywacja "Od jutra się odchudzam! Jutro nigdy nie nadchodzi, bo kiedy się budzimy, zawsze jest dzisiaj.". Wiem, że pewnie na niewiele się to zda, skoro nawet zdjęcia nie były wystarczającym hamulcem, kiedy będę miała gorszy dzień, albo pójdę do sklepu głodna w rezultacie czego nakupuję słodyczy, a później zacznę jeść w obawie no właśnie nie wiem przed czym, ale już tak mam, że jak dużo kupię, to chcę zjeść od razu, zamiast normalnie rozplanować, szczególnie, że są to zazwyczaj produkty długoterminowe. Ale nie o tym, bo to zostawiam już za sobą. Zaczęłam swoją "akcję" (z wagą z dnia wczorajszego 66,1 kg, bo co mi po tym, że w poniedziałek mam wpisane w tabelce 64,9 kg jak za tydzień w poniedziałek byłoby pewnie więcej, bo faktycznie diety tak nie zaczęłam i nawet nie wiem, czy począwszy do wczorajszej środy będę ważyła się co tydzień), bo raz, że ta Kamila od bloga zaczyna mnie irytować, a dwa, że i tak mi jej blog nic nie daje, bo kto się tak akurat mną będzie przejmować. Ona na maile nie odpisuje wcale, albo kiedy już sama stanę na nogi i to w dodatku odpisuje tak mechanicznie, żeby tylko coś odpisać, jednym zdaniem. Przestałam póki co pisać tam jakiekolwiek komentarze, bo zaczęły denerwować mnie uwagi innych w stylu "wyrzuć te słodycze i po problemie", czy "masz zaburzenia odżywiania, więc idź do psychologa". kiedy ja właśnie chcę się czuć normalnie, zdrowa i nie myśleć o tym wszystkim. Zdecydowanie za dużo tam pisałam. Zaglądam tam jeszcze, czytam notki i komentarze, ale raczej nie zamierzam spowiadać się ze swoich poczynań (kto wie może na wypadek kolejnej porażki?). Oczywiście nie zakładam porażki, bo póki co nie jestem na diecie i tak chcę właśnie myśleć, przestałam przejmować się tak jedzeniem. Jak jestem głodna to jem, ale pamiętając gdzieś jednak, że kilka kg przydałoby się schudnąć, no i poza tym ćwiczę. Co mnie cieszy wczoraj myślałam, że pociągnę złą passę, bo trochę zmieniły mi się plany, później wróciłam do domu, głodna jak nie wiem, a nie miałam tyle jedzenia przygotowanego przed powrotem do domu, ale wróciłam i dzielnie przygotowałam sobie zaplanowany obiad, a godzinę później nie to, że bym sobie coś zjadła, czy nie byłam w pełni najedzona, ale zaczęło mi burczeć w brzuchu! Stwierdziłam, że to chyba przez siłownię, bo wczoraj byłam godzinę, ale całą godzinę bez przerwy biegałam, później byłam u psychologa, ogólnie dużo latałam tu i tak w przeciągu dnia, a jadłam mało no i po tej siłowni musiałam uzupełnić braki w jedzeniu, bo na tym polega zdrowa dieta. Owszem mogłabym iść spać głodna, bo nie takie rzeczy robiłam, ale nie chciałam, bo chcę normalnie funkcjonować, a przy tym nawet wolno, ale schudnąć. No i zupełnie bez planu poszłam do kuchni, mając świadomość tego jak to się zawsze kończy. Zjadłam kawałek sera białego wiedeńskiego, Bakusia, a po tym uszykowałam sobie jeszcze kolację (parówkę i 2 kromki chleba) i się najadłam, zwyczajnie i nie myślałam obsesyjnie o dalszym jedzeniu, czy diecie. Nawet jak tata zaproponował mi kajzerki, odmówiłam, bez większego żalu, bo przecież głodna nie byłam. I jak przeliczyłam kalorie, to wyszło całkiem przyzwoicie. Dzisiaj też pomieszany dzień, bo bez ścisłych planów. Musiałam wymyślać na bieżąco, ale dałam radę. Po siłowni dodatkowo zjadłam batonika zbożowego, biłam się z myślami, ale stwierdziłam "lepiej teraz go zjeść niż później, kiedy już nie będę tak głodna, poza tym jak będę sobie tak odmawiać, to skończy się nadrobieniem wieczorem". Póki co jestem po obiedzie, który standardowo zjadłam na kolację :D Najadłam się nim konkretnie, co zawsze skutkowało dopchaniem się, ale nie tym razem. Teraz już chyba się strawił, bo zjadłabym sobie coś, ale nie jest tragicznie, więc w związku z tym, że jeszcze trochę do zrobienia mam, pochrupię marchewkę, bo ostatnio wciąż za mną chodzi. A z drugiej strony jutro rano muszę wstać na wykład, a wiem, że niewyspana wieczorem nie mam sił, by się myć, więc tak z tym zwlekam, bo jednak bez mycia spać nie lubię i jem, więc chyba rzucę wszystko i pójdę niedługo spać. Nic się nie stanie jak kilka rzeczy poczeka do jutra, a ja przynajmniej będę się lepiej czuć, w związku z czym nadrobię jutro. Wczoraj wieczorem np. nadrobiłam sporo na pozór drobnostek, za które nie mogłam się zabrać tygodniami, ale jeszcze trochę zostało tych zaległości. Co do psychologa wczoraj byłam, bo akurat zwolniło się miejsce, ja dzwoniłam, żeby się umówić, a tu akurat było miejsce wolne, więc pojechałam. W sumie póki co głównie ja gadałam, wypytywał mnie o rodzinę, znajomych, studia. Zobaczymy, czy to coś da, bo wszystko co on mi mówił ja doskonale wiem, pytanie tylko, czy będzie potrafił mnie z tego wyleczyć. Wracając jeszcze do bloga - za popularny się stał, za duży szum wokół tego odchudzania, mnie to nie motywuje. Może jestem inna, ale nie lubię się z kimś ścigać, szczególnie wirtualnie. Poza tym ta dziewczyna nie jest dla mnie żadnym autorytetem, bo mając takie środki jak ona wszystko wyglądałoby inaczej, poza tym chodzi do dietetyka, wszyscy na nią chuchają i dmuchają, chwalą, ma siłownię w domu o ile się nie mylę no i kasę na te wszystkie dietetyczne potrawy, Ja nie pracuję i nie zawsze mogę kupić 5 tysięcy składników do jednego dania, szczególnie, że zazwyczaj muszę od razu kupować duże opakowania wszystkiego, bo np. jak potrzebuję do czegoś 1 łyżkę otrębów pszennych i 1 owsianym muszę kupić 2 rodzaje każde w dużej paczce. No a inna sprawa nie popieram niektórych jej działań, np. jak ma ochotę na słodkie, to piję colę light i poleca to innym. Ja coli w ogóle nie lubię, a już szczególnie niezdrowej light (to już bym wolała colę zero, chociaż bez aspartamu jest o ile się nie mylę), poza tym jak mam ochotę na słodycze, to na słodycze, na jedzenie, a nie picie, więc to dla mnie żaden zamiennik. No i jeszcze ona wszem i wobec twierdzi, że "słodycze smakują jak mydło", że ich nienawidzi i w ogóle, a z drugiej strony nieraz pisze, że miała ochotę rzucić dietę i zjeść coś niezdrowego, co jadała wcześniej. Zresztą w okresie sylwestrowo- świątecznym przytyła 6 kg, bo się nie pilnowała i jadła co chciała (w tym zapewne "mydło). Ja nie mówię, że nie mogła, ale niech nie wmawia innym, czegoś, w co sama nie wierzy. Poza tym ja uważam, że nie można całkowicie odmawiać sobie niczego! Więc nie ma dla mnie takiej diety, w której nie ma słodyczy, bo prędzej, czy później się człowiek na nie rzuci. Można ograniczyć, ale nie zrezygnować i tak samo ze wszystkimi innymi rzeczami, do których dana osoba ma słabość, o ile w umiarze i nie szkodzące zdrowiu. Rozpisałam się, ale już chyba kończę. Cieszę się, że jesteś ze mną! Ja Tobie również kibicuję i mam nadzieję, że prędko zły okres minie. Prawda jest taka, że o wiele bardziej wolę nasze kameralne forum niż tamtego anonimowego bloga. Co do zimy, to najlepiej, żeby już sobie poszła, bo ile to razy przeklinam marznąc na dworze i wracam do domu z tekstem "nienawidzę zimy!" :) I nawet bardziej niż piach, którego u mnie już właściwie się nie sypie denerwuje mnie sól, bo wiecznie mam białe buty, do tego tak zniszczone, że najchętniej już bym je wyrzuciła. Oj rozumiem Cię doskonale, też najczęściej pozwalam sobie na różne rzeczy, odkładając chociażby normalne jedzenie, bo wiem, że i tak za kilka dni polegnę, bo coś tam. I tak samo mam z dbaniem o siebie. Nie widziałam sensu używać balsamu wyszczuplającego jak żarłam, a teraz zwyczajnie jest mi tak zimno, że nie myślę o żadnym balsami, tylko od razu po wyjściu z prysznica zakładam szlafrok. No ale się nie tłumaczę, bo czasem jak mi się chcę to wszystko zrobię. Ostatnio mi się nie chce, ale z dwojga złego wolę się nie nabalsamować (szczególnie, kiedy do tego wszystkiego jestem już głodna) niż skopać dzień obżarstwem. Jeszcze co do mojego dzisiejszego menu: śniadanie I - 2 kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem z masłem, jajkiem, majonezem, ketchupem i przyprawami, herbata z miodem śniadanie II - bułka ciemna kupiona na uczelni z serkiem białym, łososiem wędzonym i warzywami (chciałam kupić inną bułkę, ale tamta byłą tylko w opcji kajzerki, więc wzięłam tą i sama sobie się dziwię, że zrezygnowałam z czegoś co uwielbiam, tylko dlatego, ze bułka była teoretycznie mnie zdrowa) śniadanie III - drożdżówka z serem przekąska - 4 mandarynki, batonik zbożowy obiad - kawałek łososia pieczonego, kasza kuskus, brokuł I lecę po marchewkę :) Trzymam kciuki za Ciebie, a Ty trzymaj za mnie, żebym dalej tak trzymała, no i przetrwała wizytę u babci! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 17, 2013 śniadanie II - bułka ciemna kupiona na uczelni z serkiem białym, łososiem wędzonym i warzywami (chciałam kupić inną bułkę, ale tamta byłą tylko w opcji kajzerki, więc wzięłam tą i sama sobie się dziwię, że zrezygnowałam z czegoś co uwielbiam, tylko dlatego, ze bułka była teoretycznie mnie zdrowa) śniadanie III - drożdżówka z serem przekąska - 4 mandarynki, batonik zbożowy obiad - kawałek łososia pieczonego, kasza kuskus, brokuł I lecę po marchewkę :) Trzymam kciuki za Ciebie, a Ty trzymaj za mnie, żebym dalej tak trzymała, no i przetrwała wizytę u babci! Oczywiście całość się nie zmieściła, jakbym wiedziała. Dobrze, że skopiowałam całego posta przed dodaniem! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 18, 2013 Hej! Ciesze sie, ze u Ciebie juz lepiej. Masz racje z tym jedzeniem. Kiedy jestesmy na diecie czesto zdarza nam sie spedzic caly dzien na glodzie, a pozniej rzucamy sie na jedzenie. Zdecydowanie lepiej jest jesc wszystko, ale tez rozpoznawac uczucie czy jest sie glodnym czy to po prostu nasza zachcianka. Chwilowo funkcjonowalam tak w maju. Po schudnieciu chcialam utrzymac wage i jadlam wtedy kiedy bylam glodna i tez nie do uczucia calkowitego najedzenia tak, ze jest mi niedobrze, ale jadlam takie porcje jakich moj organizm potrzebuje. W efekcie mimo tego, ze zdarzalo mi sie jesc o 21 placki z dzemem u kolezanki, a pozniej pic jeszcze piwo nie przytylam nic, a nawet schudlam. Sposob polegal na tym, ze zamiast 5 plackow ze sloikiem dzemu zjadlam 2 i lyzka dzemu. Najadlam sie tak samo, a nawet lepiej, bo nie bylam ociezala. Sposob jest genialny tylko potrzeba troche czasu zeby wprowadzic go w zycie i nauczyc sie tak funkcjonowac caly czas, a nie tylko podczas diety. Nie dziwie sie, ze wizyta u babci Cie przeraza, bo komentarze do najmilszych nie naleza. Tym bardziej przy innych czlonkach rodziny, bo wtedy automatycznie wszyscy patrza sie na Ciebie i cos tam sobie mysli. :/ Sluchalam kiedys wywiadu tej dziewczyny z bloga. Powiem Ci, ze nie wywarla na mnie najlepszego wrazenia. Wydawalo mi sie, ze odpowiada na te pytania jakos z laska i oczekuje, ze kazdy bedzie sie przed nia klanial, bo udalo jej sie zrzucic tyle kg. Owszem jest to niesamowity wyczyn, ale mi jakos nie sluchalo sie jej zbyt dobrze. Taaa komentarze na forach potrafia byc irytujace. Latwo napisac "wywal wszystkie slodycze", a ciekawa jestem czy kazda z tych dziewczyn, ktora sie niby odchudza i daje takie rady przy napadzie jedzenia wyrzuca wszystkie slodycze. Wiadomo, ze nikt nie zaklada porazki, ale zdarzaja sie, a to nie powod zeby kogos od razu "zjechac", bo jutro moze sie przytrafic komus innemu. Poza tym skoro ta dziewczyna twierdzi, ze slodycze smakuja dla niej jak mydlo to dlaczego doprowadzila sie do takiej wagi jak przed dieta? Z powietrza chyba nie tyla... A ze udalo sie jej zrzucic te 50 kg o niczym jeszcze nie swiadczy, bo tak jak piszesz przytyla. Takie denne porady moze dawac 13latka, ktore moze w to uwierza. Sytuacja zmienia sie tez kiedy masz wszystko podstawione pod nos- dietetyk, silownia, psycholog. Tez chcialabym miec silownie w domu i porady specjalistow. Wlasnie od dietetyka oczekiwalabym diety w ktorej nic sie nie marnuje. Po co mi dieta w ktorej musze uzyc 2 lyzeczki czegos, a kupic trzeba kilogramowa paczke. Czasami te diety wydaja mi sie bez sensu. Staram sie nie wyrzucac jedzenia i zuzywac wszystko co kupie, a nie zawalac sobie kuchnie 1000 rzeczy, zeby pozniej staly przez pol roku i konczyl im sie termin waznosci. Kiedy kolezanka zaprosila mnie do forum dietetycznego na wizazu. Niestety zrezygnowalam juz po jednym dniu, bo w jednym temacie bylo 20 dziewczyn. Niektore pisaly po kilka razy dziennie, wiec wchodzac wieczorem musialabym sie przebic przez 4 strony postow, a na to nie mam ani czasu ani ochoty. Dzis u mnie ani zle ani dobrze. Niestety mysl, ze jutro jedziemy do tej kuzynki wziela gore i dzis nie mam dnia dietetycznego. Menu: sniadanie- bulka z maslem, wedlina i ogorkiem przekaska- 3 ciastka z tych co kupilam wczoraj obiad- gulasz z ziemniakami Poki co tyle, ale pewnie jeszcze cos dojdzie, bo o 21 mam lekcje, a o 22 umowilam sie na skypa z rodzinka. Pozytywem dnia jest to, ze ogarnelam caly balagan i chociaz lepiej sie czuje w takim czystym mieszkaniu. Jedyna rzecz, ktora wkurza mnie juz od jakiegos czasu to dzieci sasiadow!!!! Naprawde rozumiem, ze ktos ma dzieci, ale one caly czas tupia, a jak biegaja to tak sluchac, ze nie da sie wytrzymac (wydaje mi sie, ze one chodza walac pietami, bo taki jest dzwiek). Wczoraj nie wytrzymalam i po 22 zaczelam walic im w sufit i kaloryfer. Mama od razu je uspokoila i byla cisza- mozna? mozna. Nie wiem jak jej to moze nie przeszkadzac, bo ja dostalabym szalu. Dzis na szczescie ich nie bylo, ale wrocili jakas godzine temu i znowu to samo. Stwierdzilam, ze jutro wrzuce im kartke z prosba, aby troche panowali nad tymi dziecmi, bo nie jestem w stanie ani sie uczyc ani nawet czegos obejrzec lub poczytac. Mam nadzieje, ze dojdziemy do takiego porozumienia, bo w przeciwnym razie bede zmuszona zadzwonic do wlasciciela mieszkania, a tego robic nie chce. Ja w takim razie uciekam. Trzymam za Ciebie kciuki i zycze wytrwalosci!!!!!!! Do jutra! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 19, 2013 Hej :) A ja dalej w myślach komentuję niektóre komentarze z bloga... Miałam już tam nic nie pisać, więc nie piszę, ale nie raz mam ochotę coś chamskiego (ale zarazem prawdziwego) napisać. Bo aż coś mnie bierze jak czytam "skubnęłam trochę kruszonki z ciasta ale zaraz pomyślałam sobie matko przecież ty nie oszukujesz innych tylko siebie, nie robisz tego dla innych tylko dla siebie, i nie inni pozostaną z problem związanym z nadmiernymi kilogramami tylko ty, i wiecie co chyba moja psychika zadziałała bo wzięłam się dalej do roboty" (fragment autentycznego komentarza z tego bloga, a przyznaję, ze znalazłoby się tego tam więcej), podczas gdy to żaden grzech i większość fanów tej dziewczyny chyba nie zdaje sobie jeszcze sprawy z powagi odchudzania! Ja dzisiaj na śniadanie zjadłam 2 kromki chleba, jajko gotowane z masłem, majonezem, ketchupem i przyprawami, a do tego wypiłam latte z syropem karmelowym i odrobiną sosu czekoladowego i co? I nic. Nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo to było śniadanie, poza tym niedługo później pojechałam na siłownię. Zresztą czemu miałabym sobie czegokolwiek odmawiać? Pewne produkty można, a nawet trzeba ograniczyć, ale rezygnacja jest moim zdaniem bezpodstawna, bo przecież i tak prędzej, czy później człowiek rzuci się na to, co wyeliminował z diety, szczególnie jeśli bardzo to lubi. Pewnie grupa blogowiczów zlinczowałaby mnie za te słowa tekstem "jak można jeść na diecie majonez i dogadzać sobie słodkim latte?", ale mnie to nie rusza, bo swoje wiem. Oczywiście, żeby się nie denerwować i nie wyczytywać takich komentarzy nic podobnego tam nie napisałam - nie mój blog, nie moje życie, nie moja sprawa. Ważne, że ja wiem jak to wszystko działa, przynajmniej w teorii, bo jak wiadomo z praktyką różnie bywa przez mój jedzenioholizm. I tak dzisiaj poza tym obfitym śniadaniem uraczyłam się drożdżówką i jabłkiem na drugie śniadanie oraz sporą porcją lasagne na obiad (wyliczyłam, że porcja miała 1400 kcal). Mało brakowało, a taka napchana rzuciłabym się zaraz po na coś słodkiego. Tym razem mi się udało, ale muszę nad tym panować, albo od razu nakładać mniejsze porcje, bo dołożyć zawsze można, a zostawiać na talerzu nie lubię. Do teraz czuję się najedzona, a mimo to wciąż bym coś zjadłam. Dla zabicia tej ochoty żuję gumę i zobaczymy co będzie dalej. Szczególnie ciężko jest mi, dlatego, że z wyliczeń wynika, że i tak już za dużo dziś zjadłam, bo ponad 2000 kcal, ale odliczając to co spaliłam na siłowni ok. 1600 kcal, ale to i tak dużo, biorąc pod uwagę, że na pewno jeszcze dziś coś zjem... A wiadomo jakie jest wtedy myślenie - i tak już chcąc nie chcąc zawaliłam dzień, pewnie przytyję, to czemu by nie zjeść jeszcze czegoś, a zacząć "od jutra"? Tylko, że to "jutro" znając życie przesunęło by się w czasie, a w rezultacie znów wróciłabym do punktu wyjścia, a tego nie chcę. Więc dziś jest dzień "normalnego jedzenia" i tyle. Może w ostatecznym rozrachunku wyjdzie, że zjem powyżej 2000 kcal (po odliczeniu siłowni), ale to nie 3000 czy 4000 kcal, jak pewnie zdarza mi się zjadać podczas napadu. Zresztą i tak na razie nie zamierzam się ważyć (szczególnie, ze okres czai się tuż za rogiem), więc do czasu kiedy wejdę na wagę wszystko powinno być ok, a przynajmniej nie będę niepotrzebnie przerywała "diety" (jak już mówiłam tak tego nie nazywam, wolę "zdrowy tryb życia"). Co do jutrzejszej wizyty u babci - wiem, że muszę być silna i przede wszystkim wyspać się, tak żeby zaraz po powrocie mieć siły na szybki prysznic i zmycie makijażu, Zwykle wieczorem jestem zmęczona i nie chce mi się ruszać spod kołdry więc tak siedzę do nocy i chcąc nie chcąc robię się głodna, a zjedzenie czegokolwiek wieczorem (ponad ustaloną sobie normę) jest przysłowiowym "gwoździem do trumny". Ostatnio po wizycie u babci (a wtedy byłam faktycznie niewyspana i był scenariusz jaki przedstawiłam, bo jechałam z rana na siłownię - jutro miałam w ogóle nie jechać, ale rozważam taką opcję, z tym, że zależy o której dziś położę się spać) zaczęło się albo od mandarynki albo od śliwki suszonej ;/ Wracając do bloga i jej autorki - masz rację. Te jej wywiady, zarówno w gazecie, jak i w radiu, czy telewizji są takie wymuszone, a do tego momentami przemawia przez nią pycha, jakby chciała pokazać wszystkim tym, co wyzywali ją na ulicy "patrzcie jaka jestem fajna, bo dużo schudłam". Ogólnie nic do niej nie mam, ale autorytetem to ona dla mnie nie jest, chociażby ze względu na rzeczy, o których ostatnio wspominałam, co więcej moje odchudzanie absolutnie związku z nią nie ma, bo na bloga trafiłam jak już byłam po schudnięciu 10, a może i więcej kilogramów. Co więcej cały czas robiłam "swoje", nie oglądając się na nią, jej zasady i rozpisanym ściśle przez dietetyka jadłospisem, nie zainspirowałam się nią jak ona pewnie myśli. Poza tym co do tych wywiadów - udzieliła ich już tak dużo, że zaczyna robić się osobą medialną, a dlaczego? Bo schudła? Ludzie, no przecież niejeden tyle, a i więcej schudnie i to bez takich warunków jakie ona miała, a nikt o nim nie wie. Zresztą, ile można rozmawiać z jedną osobą, która w dodatku nadal ma sporo do zrzucenia? Ona już teraz w każdym wywiadzie mówi praktycznie to samo, to co ja i większość, kto miała z nią styczność wie, a ona i tak wciąż się podnieca każdym wywiadem i wrzuca na bloga linki do tychże wywiadów. Ok, rozumiem niecodziennie media rozchwytują się o Ciebie, pewnie nawet nie przypuszczałam, ze kiedykolwiek zaistnieje, ale bez przesady. Zresztą co jak co, ale pewne jest, że zaczęło się dzięki jej tatusiowi, który jest radnym Konina. I powiem C też, że bez bloga jest mi lepiej. Nie no czytam z ciekawości, ale już nawet te jej notki są dla mnie sztuczne i nic mi nie dają, poza tym irytuje mnie jak ona, czy komentujący robią błędy ortograficzne (w jej przypadku normą jest, np. "blogowiczą" zamiast końcówki "om"!!!), a przecież nie będę im zwracać uwagi, bo to nie mój blog i nikt mi nie każe tego czytać, ale mogłaby chociaż błędy poprawić. No i dziś wrzuciła kolejną "motywującą" historyjkę. Sek w tym, że niedobrze mi się zrobiło jak na zdjęciach zobaczyłam kobietę w średnim wieku, a każde zdjęcie robione z telefonem w ręce przed lustrem... Ja nie wiem, może jestem z innej epoki, ale taki "lans" działa mi na nerwy i od razu wyrabia opinię o danym człowieku. Cieszę się tylko, że nie zgodziłam się na upublicznienie moich zdjęć na blogu, bo ten blog to nie moje klimaty. Zresztą zawsze uważałam, że blogi są dla nastolatek. W sumie jej blog, to pierwszy który czytam i tylko, dlatego, że poniekąd tą dziewczynę znam (wspólni znajomi). Co do Twojej diety - moim zdaniem i tak mało jesz, więc nie powinnaś przytyć. Może przez brać ćwiczeń wydaje Ci się, że nie jest najlepiej, więc się nie przejmuj, że nie jest idealnie i 100% zdrowo :) Ooo właśnie ja też muszę posprzątać i pranie zrobić. DZIŚ!!! I koniec, nie ma wymówek, zaraz się ruszę, chociaż jeszcze się nie ugrzałam, a ciężko jest mi robić cokolwiek zimnymi rękoma. A te dzieci sąsiadów to są chyba tak niewyżyte jak mój pies. Już drugi raz latał sobie na wolności jak akurat wróciłam do domu i musiałam trochę nastać się pod furtką, zanim ktoś go "ujarzmił" i mi otworzył. A jak tam kartka dla niewdzięcznych sąsiadów - podrzuciłaś im? Dało to coś w ogóle? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 20, 2013 Hej! Jak tam wizyta u babci? Mam nadzieje, ze minela przyjemnie, a przede wszystkim spokojnie i nic Cie nie zdenerwowalo :) Ajj powiem Ci, ze bardzo duzo dziewczyn udzielajacych sie na blogach czy forach nie ma tak naprawde pojecia o zdrowym odchudzaniu. JA tez musialam dojsc do takiego myslenia jakie mam teraz, ale czasami 30latki pisza takie glupoty, ze rece opadaja. Czesto mozna zobaczyc pytania "zjadlam 2 kostki czekolady, czy przytyje?" Najchetniej odpowiedzialabym "tak przytyjesz 10 kg i juz nigdy nie schudniesz". Dokladnie! Po co odmawiac sobie czegokolwiek skoro mozna jesc wszystko, ale z umiarem! Wole zjesc sobie kawalek ciasta, zamiast go sobie odmowic, a za 3 dni zjesc pol blachy, 2 czekolady i chipsy. U mnie tez wszystkie postanowienia "od jutra" koncza sie blizej nieokreslonym terminem rozpoczecia jakiegokolwiek postanowienia. Jutro bedzie zawsze i mozna przesuwac te terminy w nieskonczonosc. Widze, ze jesli chodzi o dziewczyne z tego bloga masz podobne odczucia. Bardzo wielu osobom uda sie chudnac nawet i wiecej, a widze ze wszyscy chca ja wypromowac na "gwiazde odchudzania". Wlasnie, ile mozna sluchac ciagle o tym samym. Z kazdej strony ochy i achy, bo schudla 50 kg. Ok, zgodze sie, ze to bardzo duzo i gratuluje jej, ale sa ludzie ktorzy robia jeszcze wiecej. Moge posluchac takiego wywiadu raz, ale po co mam w kolko czytac czy ogladac to samo. Tym bardziej, ze tak naprawde nie ma w tym nic skomplikowanego. Wystarczy sobie poczytac o zdrowym odchudzaniu i wszystko wiesz. Ja tez nie potrzebuje zadnej "mentorki" odchudzania, bo mam swoj rozum i potrafie odroznic rzeczy dobre od zlych i wypracowac sobie swoj system odchudzania. Wystarczy tylko chciec. Ja tez mam rozne odczucia jesli chodzi o blogi. Niektore sa bardzo fajne, ale zeby taki stworzyc trzeba ciezko na to pracowac. Rozbrajaja mnie wszystkie blogi modowe, ktorych jest od zaczesienia, a nie ma w nich kompletnie nic. Owszem trafiaja sie fajnie, ale rzadko. Teraz blogowanie stalo sie modne i kazdy prowadzi blogi pt "troche o modzie, gotowaniu, urodzie, moim zyciu itp". Moim zdaniem nie da sie prowadzic bloga o wszystkim. A poza tym zeby takiego zalozyc trzeba miec troche pojecia. Bo co komus blog kulinarny skoro wcale nie potrafi gotowac i wrzuca zdjecia kanapek i herbaty... Kartka dla sasiadow jest juz przygotowana. Jeszcze im jej nie wrzucilam, bo gdzies wyjechali. Wole poczekac, az przyjada zeby miec pewnosc, ze ta kartka do nich dotarla. Tak wiec nasluchuje czy przyszli (chociaz nie bedzie trudno tego uslyszec :) ). Wczoraj pojechalismy do kuzynki chlopaka. Na poczatku oczywiscie podnioslo mi sie cisnienie, bo bylismy umowieni na 17, a pozniej dostalismy smsa, ze o 18 bo sie nie wyrobi. Wszystko fajnie tylko bylismy juz w drodze, a bylo zmino. Pozniej okazalo sie, ze jeszcze trzeba dzieci odwiezc do babci itp. Jednak jakos to przemilczalam i pozniej sie uspokoilam. Spotkanie wypadlo milo i nawet nie wiem kiedy zlecial ten czas. Jedyna rzecz, ktore mnie denerwuje to organizacja tej jego kuzynki, bo nigdy nie moze sie wyrobic, ale widocznie to juz taki typ i nie da sie z tym nic zrobic. Zostaje mi tyko cwiczyc cierpliwosc i sie nie przejmowac. Co do diety wczorajszej: sniadanie- kanapka z ogorkiem przekaska- 1 kabanos obiad- jedlismy w knajpie i zamawialismy kilka roznych rzeczy, wiec ciezko mi powiedziec co dokladnie jadlam, bo wszystkim sie dzielilismy :) Byly kawalki ryb, salatki, warzywa przyrzadzane na jakies tajemnicze sposoby. Jednak bylam calkiem zadowolona, bo wszystkie rzeczy byly dosc zdrowe i nie najadlam sie bardzo. Pozniej doszedl jeszcze szampan, wino i przekaski typu chipsy itp, bo wstapilsmy jeszcze do tej kuzynki do domu. Dzis: sniadanie- kanapka z maslem i ogorkiem (jakos ostatnio mam straszna ochote, na takie kanapki) obiad- gulasz z ziemniakami podwieczorek- goraca czekolada- jest tak zimno i ciagle pada snieg, ze dalam sie poniesc zimowej atmosferze i postanowilam rozpiescic sie czekolada) Poki co to tyle i mam nadzieje, ze juz nic wiecej nie dojdzie. Mam jeszcze jeden problem, ktorym sie przejmuje. Mianowicie moj (byly juz) wykladowca planuje zorganizowac jakis projekt. Co prawda w Polsce, ale ma miec jakies powiazania z Holandia. Pisal do mnie o tym wszystkim, ja mu troche odpisywalam, ale wychodzi na to, ze on chce mnie w to zaangazowac. Wszystko byloby ok tylko, ze jak dla mnie ten caly projekt jest bez sensu i nie ma zadnego celu. W piatek chcial sie spotkac, bo akurat tu byl, ale powiedzialam mu, ze jestem chora. Myslalam, ze juz da sobie spokoj, ale wczoraj wydzwanial do mnie 4 razy!!!! Naprawde nie mialam ochoty rozmawiac i wylaczylam telefon, dzisiaj go wlaczylam a tam 6 prob dodzwonienia sie. Wkurza mnie to, bo gosc jest mega nachalny. Ja nie zamierzam sie w nic angazowac, bo nie mam ani czasu ani ochoty, a tym bardziej on chce znalezc sobie kogos kto mu wszystko zalatwi za darmo. Echhh... Napisalam mu dzisiaj maila i mam nadzieje, ze to zrozumie, ale czuje, ze to ciezki przypadek. Wybacz, ze pisze Ci o tym tutaj, ale sytuacja mnie bardzo denerwuje. Moj chlopak mowi, ze go olac, ale mi glupio tak jakos przestac sie odzywac, a z drugiej strony nic nie poradze na to, ze ten gosc jest taki niedomyslny i nachalny :/ Ja uciekam pod goracy prysznic troche sie rozgrzac, a pozniej planuje obejrzec jakis film :) Do jutra i pisz co u Ciebie! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 21, 2013 Teraz mam napięty okres, tzn. we wtorek mam zaliczenie, a jeszcze się nie uczyłam. Jutro nadprogramowo wykłady, później siłownia i nauka. nie wiem jak podołam, ale póki co jestem szczęśliwa. Nie dlatego, że nie wiadomo jak pięknie idzie mi z dietą, bo nie idzie, ale dlatego, że ćwiczę i nie pozwalam sobie na napady obżarstwa. Dziś zjadłam sporo, u babci też pogrzeszyłam, ale na szczęście żadnych komentarzy na temat mojego wyglądu nie było, więc jest sukces!! Generalnie wczoraj oglądałama dwa fajne programy o odchudzaniu, jeden uświadomił mi kwestie zdrowotne i "zobrazował" co to miażdżyca i jak do niej dochodzi. Wiadomo, że nie dziś nie jutro, dlatego ważna jest profilaktyka jeszcze w młodym wieku. Drugi program z kolei zainspirował mnie jeszcze bardziej do zdrowego jedzenia , wzbogaciłam się o kolejne przepisy (nie mam pojęcia, kiedy je wszystkie wykorzystam, bo wciąż gromadzę, a ciężko nadążać z realizacją - czasem przerasta mnie to tak samo jak za dużo nakupionych słodyczy, czy niezdrowych przekąsek i prowadzi do "zajadania" wszystkiego na zapas właśnie, ale póki co - odpukać - nad tym panuję, staram się używać bardziej rozumu, aniżeli emocji). Co do jedzenia dziś: śniadanie I - musli bananowe z mlekiem 1,5% tł., do tego dorzuciłam 4 kostki czekolady, a 2 zjadłam jeszcze przed tym musli - leżała na wierzchu, nie mogłam się powstrzymać śniadanie II - 2 kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem + twarożek półtłusty (już miałam w koszyku tłusty, ale jak zobaczyłam, że różnica kaloryczności jest aż o połowę - ponad 200 kcal w przypadku tłustego do 100 kcal w przypadku półtłustego, a do tego w półtłustym zawartość tłuszczu to ponad 3 g przy czym w tłustym ponad 17 g/100 g) + rzodkiewka, kakao obiad - sałatka z kurczakiem i sosem vinegrette (mieszanka sałat z rukolą, sałata lodowa, papryka, pomidor ogórek, kurczak smażony bez tłuszczu) - początkowo miała być wersja bez sosu, ale wiedziałam, że sałaty "na sucho" nie przełknę, więc wyszła mi standardowa pyszna, acz nie do końca dietetyczna sałatka podwieczorek u babci - 4 takie ala grzebienie (o połowę mniejsze od tych sklepowych) z marmoladą (były tak dobre, że zjadłabym i więcej, ale przyjechaliśmy trochę późno i chwilę później już była kolacja, tak więc jedyne co mnie nie cieszyło, to brak regularności w posiłkach) kolacja - niestety znów chleb biały, chyba z 2 duże kromki, a do tego 2 małe z salami, serem żółtym i wędliną + sałata, pomidor, ogórek (to uratowało chyba tą masakryczną wersję kolacji), kiełbaska z ketchupem Po powrocie do domu zrobiłam sobie zajęcia spalające, później wzmacniające, trochę hula hopa i ćwiczenia z motylkiem - łącznie ok. godziny. Po tym zjadłam jeszcze 2 mandarynki, a teraz popijam zieloną herbatę i zaraz idę myju i spać, bo się okazało, że wykład jest ciut wcześniej, ale dla mnie to "ciut" oznacza godzinę wcześniej wstać, bo godzinę wcześniej mam busa ;/ Poza tym jeszcze jedna rzecz - napisała do mnie dziś koleżanka, ta która czasem działała mi na nerwy, wychwalając się swoim wspaniałym życiem, facetem, pracą itd. i dołując mnie przy tym nieraz. Nie wiem, czy dziś też miała taki zamiar (generalnie nie pisałyśmy już jakiś czas, a jak już piszemy to tylko tak zdawkowo), czy po prostu sms miał charakter informacyjny tudzież newsowy, czy plotkarki, ale jej się załamać mnie nie udało :) Wiesz co mi napisała? Że jest właśnie w kinie, a niedaleko niej siedzi mój były z jakąś dziewczyną!!!!!!!!!!!!!!!!!! Początkowo zrobiło to na lekkie mnie wrażenie, szczególnie jak zapytałam o tą dziewczynę, a ona odpisała "no w miarę ogarnięta", ale chwilę później zaczęłam myśleć. Przecież on dla mnie nic nie znaczy, tak naprawdę nawet mnie to nie zabolało, a to dlatego, że już dawno przejrzałam na oczy i uświadomiłam sobie, że z kimś takim jak on teraz w życiu bym nie mogła być. Szczerze powiedziawszy może nawet dało mi to kopa w tyłek - nie poddawaj się, tylko rób swoje, a ten skurwysyn pożałuje, ze Cię rzucił (mimo, iż w praktyce bardzo wątpliwe byśmy się kiedykolwiek jeszcze, chociaż przypadkiem spotkali), no bo skoro był z jakąś fajną dziewczyną, to znaczy, że nie mogę być gorsza :) Co do blogów masz absolutną rację, a blog tej dziewczyny coraz bardziej działa mi na nerwy, bo on absolutnie nie propaguje zdrowego żywienia, a już na pewno nie zmiany nawyków. Nie wiem co ci ludzie w niej widzą, traktują jak jakiś wyznacznik, dziękują jej za swój sukces... Dlatego ja zawsze podkreślam , że schudłam bez niczyjej ingerencji w ten cały proces, po prostu sama. Zresztą w zakładce "historie" umieściła maila i zdjęcia dziewczyny, która rzekomo schudła 9 kg, w co absolutnie nie wierzę, bo na obydwu zdjęciach ta dziewczyna wygląda tak samo szczupło, a chyba taką różnicę byłoby widać dość wyraźnie. Poza tym po jej wpisie wszem i wobec, że była dziś na zumbie, zakupach, a później w spa, czy jakoś tak, to aż "nóż mi się w kieszeni otworzył"... Sorry, ale mnie nie stać na takie luksusy, a zapewne byłoby to ogromną motywacją no i nawet nie spa, ale szereg zabiegów na ciało mogłabym sobie zafundować, a jak wiadomo zmiana w wyglądzie ciała, chociażby jego jędrności, czy nawilżeniu potrafi nieźle zmotywować. I jeszcze coś - postanowiłam, że jak skończę te studia, to zacznę studiować dietetykę, no chyba, że zaraz po towaroznawstwie dostałabym pracę. Tak naprawdę zmiana studiów na towaroznawstwo właśnie zmieniła całe moje życie (odkrycie co tak naprawdę mnie interesuje, że studia nie muszą być nudne o ile wybierze się właściwy kierunek - każde studia są życiowe i przydatne, ale jak kogoś coś totalnie nie interesuje, to uznaje przekazywaną wiedzę za nieprzydatną, a poza tym cały szereg innych zmian - odchudzanie, aktywność fizyczna, zdrowy tryb życia, interesowanie się jakością żywności) i zdecydowanie była to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Nawet nie jest mi żal tych 2 lat na pierwszym kierunku. Dietetykę chciałaby studiować tylko i wyłącznie dla siebie, a że jest to zbliżony kierunek do mojego obecnego to pewnie zaczęłabym już od drugiego roku. A to nie mogliście do tej kuzynki przyjechać wcześniej, tzn. jak jak byliście umówieni? Dla mnie to dziwne, bo u nas nikt na wyznaczoną godzinę nie przyjeżdża, a jak już ktoś przyjedzie wcześniej nim się gospodyni wyrobi, to po prostu jest. Gospodyni robi swoje (wiadomo końcówka już, np. w kuchni, a nie gruntowne porządki mieszkania), a przy tym na luzie można sobie porozmawiać... Co do tego wykładowcy - faktycznie natrętny. Chyba najlepiej jakbyś napisała mu wprost, że nie masz na to czasu, przecież zmusić do niczego Cię nie może, a jeśli to nie poskutkuje no to chyba faktycznie pozostaje Ci jedynie przestać się odzywać :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 22, 2013 Hej! Wczoraj nie pisalam, bo mialam jakis taki dzien na "nie". Chodzilam rozdrazniona, nic mi nie pasowalo, nie moglam usiedziec w miejscu i zajac sie choc jedna rzecz na dluzej. Co najlepsze nie chcialo mi sie isc nawet pod prysznic, ale w koncu sie zmusilam i zalatwilam sprawe szybko :) Mam podobnie jak Ty, ze nie lubie chodzic spac bez prysznica, wiec wzielam oslawiony "szybki prysznic". Nie wiem z czego ten dzien wynikal, bo nic sie nie stalo, ale chyba wszystko sie tak po prostu nazbieralo. Jak poszlo Ci zaliczenie? Mam nadzieje, ze napisalas, jestes zadowolona i bedzie z glowy :) Masz racje z tymi programami o odchudzaniu. Kiedys myslalam tylko o tym, zeby byc szczupla bez wzgledu na konsekwencje itd. Teraz mysle w troche inny sposob. Oczywiscie szczupla sylwetka jest bardzo wysoko w mojej hierarchi, ale doszlo do tego myslenie o przyszlosci i o chorobach, ktore moga sie pojawic w zwiazku z naszym jedzeniem. W powiedzeniu czy stwierdzeniu, ze "jestesmy tym co jemy" jem sporo prawdy. Zastanawialam sie kiedys nad tym glebiej i rzeczywiscie wybieranie dobrego i zdrowego jedzenia na pewno spowoduje duzo pozytywow w naszym organizmie. Zmniejszone ryzyko na zachowanie w pozniejszym wieku na niezbyt przyjemne choroby, wiecej sily, energi, zdrowszy wyglad. Poza tym zauwazylam, ze kiedy odzywiam sie zdrowo mam wlasnie wiecej sily i checi do robienia zwyklych czynnosci domowych. Kiedy nawpycham sie za duzo czuje sie ciezka, ospala, nic mi sie nie chce, brak koncetracji, a kiedy w moim menu znajduje sie wiecej warzyw, owocow itp. szaleje po domu, bo czuje sie zdecydowanie lepiej. Wiadomo, ze nie da sie ustrzec przed roznymi chorobami, ale nie chce za iles tam lat pomyslec sobie, ze dorobilam sie danej choroby na wlasne zyczenie. Ciesze sie, ze wizyta u babci minela spokojnie. Ojjj wiadomo, ze zawsze zje sie za duzo z powodu takich okazji, a tym bardziej Dnia Babci! Ja tez caly czas daze do tego aby odzywiac sie zgodnie z moim zapotrzebowaniem i nie rozpaczac kiedy zjem wiecej z powodu jakiegos wyjscia i pozniej wrocic do normalnego trybu. Poki co jest z tym ciezko, ale walcze dalej :) Echh tez mialam tak jesli chodzi o bylych facetow. Dobrze, ze podchodzisz juz do tego na trzezwo. Kiedys pewnie gdybym dostala takiego smsa poszlabym pod to kino, zeby ich przypadkiem spotkac, a teraz kompletnie mi to wisi. Masz racje- trzeba robic swoje i nie zwazac na nikogo. A powiem Ci, ze facetowi potrafia wyjsc oczy na wierzch, kiedy spotka swoja byla i widzi, ze zmienila sie na lepsze. Ja spotkalam swojego bylego z maju z kolega. Bylo akurat przed weselem, wiec wazylam malo. Pamietam nawet, ze mialam na sobie leginsy, buty na koturnie i jakias koszulke, ale glownie te buty i gerty jeszcze mnie wyszczuplily i podnosly. W kazdym razie widzialam miny ich obydu kiedy mnie zobaczyli i musze przyznac, ze nie wierze, ze nie rozmawiali o mnie gdy odeszlam. Szczerze? Nie ryszlo mnie to nic a nic, ale satysfakcje mialam ogromna!!!! Nie bede oszukiwac, ze cos takiego mnie nie podbudowalo, bo bylo wrecz przeciwnie :) Odszukalam bloga tej dziewczyny! Buszowalam wczoraj w naszym temacie i znalazlam! Powiem Ci szczerze, ze przeczytalam kilka notek, ale jakos mnie to nie ujelo. Troche tam sie nudno zaczyna robic. Poczytalam tez komentarze i myslalam, ze spadne z krzesla. Wystrczyly mi komentarze z 2 tematow i na wiecej juz nie chcialam nawet patrzec. I widzialam chyba to zdjecie o ktorym mowilas. Rzeczywiscie jesli ta dziewczyna schudla 9km to ciezko mi to zobaczyc. Gdyby byla jakos super gruba to moze i ciezko zobaczyc, ale skoro ona byla w sumie szczupla i schudla jeszcze 9 kg to nie wiem skad, bo wyglada bardzo podobnie... Popieram Twoj wybor studiow!!! Przyznam ,ze Ci zazdroszcze (ale pozytywnie), bo sama bylam zainteresowana tym kierunkiem. W tamtym roku nawet sie nad nim zastanawialam. Moj chlopak bardzo mnie z reszta do tego namawial, ale chyba sie nie zdecyduje. Dla mnie ogromna przeszkada jest chemia. Wiem, ze to moze nie jest nic strasznego, ale nigdy sie do niej nie przykladalam. Zajeloby mi sporo czasu nadrobienie wszystkich zaleglosci, a raczej rozpoczenia nauki od poczatku. Niestety nie jest tak, ze lapie chemie szybko, bo juz od gimnazjum musialam dluzej nad nia siedziec zeby dostac 3. Wiadomo, ze dla chcacego nic trudnego, ale jesli mialabym polaczyc to z praca, domem i nauka inncyh przedmiotow stwierdzilam, ze nie dalabym rady. Tym bardziej, ze czesto potrzebuje pomocy z zadaniami, a wiadomo jak to bywa. Jednak chce traktowac ten kierunek jako moje hobby i na pewno sie w tym odnajde. Zdecydowanie popieram Twoj tok myslenia!!!! Masz racje jesli chodzi o wybor studiow. Czesto slysze od znajomych, ze np. pedagogika to kierunek bez sensu. Zawsze pytam sie dlaczego tak mysla? Mam znajoma, ktora studiowala pedagogike, zrobila dodatkowo jakies kursy i moze prowadzic rozne zajecia i po skonczeniu dostala od razu prace w szkole. Skoro lubi to robic i dobrze sie czuje w tym temacie to czemu ma rezygnowac? Wkurza mnie takie gadanie, bo nie kazdy musi studiowac na politechnice, a i nie kazdy po polibudzie znajdzie prace. To wszystko zalezy od osoby, jej zainteresowac itp. Do pewnego czasu tez myslalam, ze moje studia sa bez sensu. Owszem moze ich wybor nie byl super przemyslany, ale po ich skonczeniu doszlam do wniosku, ze da sie z tym cos zrobic. Trzeba miec tylko na siebie pomysl! Caly czas zastanawiam sie nad swoja dalsza edukacja. Poki co nie mam jeszcze jakis konkretnych planow, ale sprawdzalam juz rozne kierunki z czystej ciekawosci. Lepiej wszystko sobie zaplanowac i zastanowic sie czy to jest rzecz, ktora nas interesuje, czy wykonywanie takiej pracy sprawia nam przyjemnosc itp. Ajj powiem Ci, ze z ta kuzynka jest dziwnie. U mnie tez jest tak, ze jak ktos przyjedzie wczesniej to nie stanowi to w ogole problemu. Dzwonilam do niej wczesniej i pytalam kiedy mamy byc. Odpowiedz mnie zdziwila, bo powiedziala, ze o 16.45, a na 17 mielismy zamowiony stolik w tej knajpie. Wychodzilo na to, ze po prostu mamy przyjsc i od razu pojechac. Juz nic nie mowilam, bo stwierdzilam, ze juz niech tak bedzie. Tylko pozniej z powodu tego, ze jej ciezko jest sie jakos zorganizowac okazalo sie, ze akurat odwozila dzieci, pozniej jeszcze nie wyszla od swojej mamy itp. No mowie Ci nie da sie tego opisac. Ja sie zgadzam calkowicie z Twoim zdaniem, ale to jest taki typ i chyba nic tego nie zmieni. Wykladowca napisal mi wczoraj smsa, ze projekt ruszyl. Odpisalam mu, ze bardzo sie ciesze. Krotko i na temat, bo nie chce miec z nim kontaktu. Pozniej jeszcze napisal, ze moze bedzie tu w lutym, ale juz nic nie odpisywalam. Mam nadzieje, ze uwolnie sie od tego czlowieka szybko i da mi swiety spokoj. Wczoraj wlasnie myslalam o tym jak on wydzwanial i to jest naprawde dziwne. Nigdy nie dzwonilabym do kogos kogo ledwo znam 10 razy!!! Skoro nie odbiera to jest to dla mnie znak, ze nie moze odebrac i tyle. Po co sie dobijac 10 razy o jakas glupote! To teraz o diecie :) Wczorajsze menu: sniadanie- kanapka z makrela obiad- makaron z warzywami i miesem mielonym "kolacja"- lod rozek dzis: sniadanie- kanapka z wedlina i ogorkiem obiad- makaron z wczoraj Poki co jeszcze nic nie jadlam, ale pewnie cos skubne. Oki ja uciekam, bo jakos nie mam juz weny. Jest jeszcze pare rzeczy o ktorych chcialam napisac, ale zrobie to jutro! Pisz co u Ciebie! :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
papryczka chili 0 Napisano Styczeń 22, 2013 Hej! U mnie dziś nieplanowane załamanie, ale panuję nad wszystkim. Może zacznę od wczoraj - paskudny dzień. Spodziewałam się okresu, więc standardowo ból brzucha, poranne mdłości, zawroty głowy i nagłe uczucie gorąca nie zdziwiły mnie specjalnie. Gorzej, że przez to złe samopoczucie straciłam rano godzinę i ledwo zdążyłam na wykład. Co jednak było dziwne cały dzień się źle czułam, a mdłości się tylko nasilały, w rezultacie czego na samą myśl o choćby herbacie było mi niedobrze, ale pojechałam na siłownię i ostatkami sił odbębniłam ćwiczenia. Nawet zmusiłam się do brzuszków, mimo hardcorowych zakwasów, jakich dawno na brzuchu nie miałam. Musiałam naprawdę źle wyglądać, bo nawet recepcjonista zauważyła, że jestem wykończona, z tym, że nie była to wina wycisku na siłowni, bo wczoraj nie miałam nawet na to sił, a tego złego samopoczucia i niewyspania. Jak wróciłam do domu mdłości były już tak dokuczające, że położyłam się do łóżka. Czułam się fatalnie, więc musiałam parę razy wymusić wymioty, czego nie znoszę robić, no ale myślałam, że mi przejdzie i będę mogła się pouczyć. Niestety czułam się nadal źle, więc nie nauczyłam się nic. Myślałam, że w ogóle dziś nie pojadę na uczelnię, ale jakoś dałam radę, chociaż jeszcze rano czułam się jak psu z dupy wyjęta. Na domiar złego od rana same przeszkody, bo nie było prądu, więc zimno w domu, wodę na herbatę gotowałam w garnku, a później urządziłam sobie "kąpiel przy świecach". Chciałam się pouczyć, ale laptop był na wyczerpaniu, podobnie było z telefonem, więc o mały włos zostałabym w ogóle bez zegarka. Do tego nie miałam dostępu ani do internetu, ani do drukarki i jak się okazuje bez prądu ciężko żyć! W każdym razie dobrze, że na to koło dotarłam, bo była praca grupowa, że hej. W ogóle pytań nie czytałam, tylko spisałam od znajomych. Oczywiście z jednej części zabrakł mi punkt, żeby zdać (z drugiej części wyników jeszcze nie ma), więc od razu dostałam drugi test jako "poprawkę" i ten prawie śpiewająco zaliczyłam, z tym, że to chyba już nie miało znaczenia, bo i tak jako 3 to policzy z racji tego, że zdałam za drugim razem. Nawiasem mówiąc chyba tylko ja nie zdałam, bo przyszłam później i nie miałam tyle czasu, żeby kombinować... No ale wracając do tematu. Wczoraj nie za wiele jadłam, więc pewnie zwęził mi się żołądek, co mnie bardzo cieszy, nawet chyba widziałam różnicę, bo rano jakoś tak lekko się czułam, a brzuch jakby się spłaszczył, ale i tak wlałabym już takich historii nie mieć. Dzisiaj z kolei od rana niewiele jadłam, bo bałam się, że może coś mi jeszcze zaszkodzić, więc żeby nie wychodzić z pustym żołądkiem zjadłam 4 herbatniki. Później jabłko, a jak wróciłam do domu pokonałam wszystkie śniegi, żeby kupić pączka! Później zjadłam na obiad sałatkę z makaronem pełnoziarnistym penne i łososiem wędzonym. Zmobilizowałam się też, żeby jechać na siłownię. Po powrocie miałam zjeść paprykę zapiekaną z twarożkiem, ale doskonale wiedziałam, że tego typu dziwy nie będą mi smakować no i oczywiście miałam rację, więc już nie kombinuję z nowościami, co do których mam pewność, że mi nie podejdą, bo tylko marnuję składniki. W sumie po powrocie z siłowni jakoś specjalnie głodna nie byłam, zjadłam najpierw surówkę, a później spróbowałam tą paprykę, ale już sam zapach mnie zniechęcić i faktycznie była paskudna, więc żeby wynagrodzić sobie, że nie zjadłam czegoś co było w planach (niezależnie od tego, że głodna nie byłam) rzuciłam się najpierw na miseczkę nerkowców i zjadłam prawie wszystkie (a wiadomo ile to ma kalorii), a do tego wpałaszowałam prawie całą miseczkę śliwek suszonych (kolejna kaloryczna przekąska). I już przeszła mi przez głowę myśl, żeby "dobić" się wafelkiem, ale nie! Stanowczo nie. Nie wiem, ile ważę, ale wiem, że mniej i nie mogę tego zepsuć, tylko dlatego, że zjadłam coś nadprogramowo, bo znając życie skutków po tym nie zauważę, a gdybym kontynuowała jedzenie zaczęłoby się od nowa. Tak więc zaraz idę się myć i się ogarnąć (a bo tak sobie pomyślałam, że chcę jutro ładnie wyglądać, co by się pozytywnie nastroić, bo dziś nawet oczu nie pomalowałam, włosy byle jak, założyłam co leżało pod ręką...) i spać, żeby nie kusić losu. Oczywiście od razu chciałam się zważyć, ale co to ma za sens jak teraz mam okres, więc pewnie ważę więcej, a tylko niepotrzebnie bym się załamała. Pewnie, że jestem teraz zła na siebie, nawet nie wiesz jak bardzo, bo niejako zawaliłam ten dzień, ale wciąż walczę z tym myśleniem. Ojj ja kiedyś pewnie bym się wściekła i zrobiła cokolwiek, a już na pewno bym się załamała (szczególnie po komentarzu koleżanki, że ta dziewczyna niczego sobie) i obżarła porządnie z zazdrości, a teraz? W ogóle o tym zapomniałam, bo doskonale wiem (patrząc trzeźwo) jaki on był i wiem, że gdyby mnie choćby teraz zobaczył szczęka by mu opadła, no ale to jeszcze nie jest efekt końcowy, więc walczę dalej i dodatkową motywacją, żeby podświadomie mieć ubaw z niego, ze rzucił taką fajną dziewczynę. Pewnie, ze i wtedy byłam fajna, ale sama przed sobą chcę czuć się dobrze, szczególnie w kwestii wyglądu, który nigdy mi nie odpowiadał. No bo ten blog szału już nie robi, odkąd stał się taki "globalny". Osobiście czuję się tam osobą jedną z wielu, a to nie sprzyja leczeniu moich problemów z samoakceptacją, więc powoli będę z niego rezygnować. Ja chemii też zbytnio nie lubię, no ale jakoś zawsze ogarniałam. Pewnie jakbym zaczęła dietetykę nie musiałabym się na nowo z nią męczyć. Jeszcze chemia jak chemia, ogólna niby prosta, ale jakoś nigdy mnie nie pasjonowała, później ciekawsza chemia organiczna, ale trudniejsza. Podobnie z biochemią. Za mało godzin na tak obszerny materiał, dlatego później przeciętny student ma problem,żeby wszystko ogarnąć i w rezultacie wszystkiego umie po trochu, a konkretnie nie umie niczego. A skąd w ogóle ten profesor ma Twój numer telefonu? Raczej rzadko się zdarza, żeby wykładowcy pisali do studentów, a szczególnie smsy. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kimczi 0 Napisano Styczeń 24, 2013 Hej! Moje ostatnie dni to jakas porazka. Jednak nie zamierzam sie tym zalamywac, bo dzis powiedzialam sobie dosc, ale o tym za chwile. W takie dni lepiej sobie nawet odpuscic silownie i dac organzmowi dojsc do siebie. Ajj brak pradu potrafi zepsuc doslownie wszystko. Ja czasami kiedy nawet nie mam nic do zrobienia, a wysiadzie prad jestem wkurzona, a co kiedy potrzebujesz sie uczyc i nie masz jak! Wazne, ze udalo Ci sie napisac ten test i masz to za soba. W takim razie z tego jednego nie musisz juz pisac poprawki, tak? Masz racje z ta chemia. Jesli ktos musi sobie przypomniec tylko troche materialu, ale jest w miare dobry w tym wypadku z chemii to da rade. Jednak jest duzo studentow, ktorzy odpadaja wlasnie przez to, ze ciezko jest im to wszystko ogarnac. Ja sie juz z tym pogodzilam i tak jak mowie dietetyke bede traktowac jako hobby, bo uwielbiam dowiadaywac sie czegos nowego w tym zakresie. Ojj ten doktor jest dziwny. On wzial moj numer i jeszcze jednej kolezanki chyba ze szkoly. Ja sie z nim spotkalam na obronie i on mowil o jakims projekcie. Pozniej zaczal pisac do mnie i do tej kolezanki maile, ze bedzie tutaj i chcialby sie zobaczyc. Ja sie z nim nie spotkalam (na szczescie), ale meczyl ta moja kolezanke. On sie ostro wkurzyla, bo wydzwanial do niej przez telefon po 8 razy jak byla w pracy, pozniej dala mu skypa to wydzwanial tam... Generalnie to typ osoby, ktora jak sie juz Ciebie uwiesi to ciezko sie go pozbyc. Ta moja kolezanka dala mu namiary na jakies firmy, ktore moga mu pomoc, a on w ogole chcial od razu zeby to ona do nich dzwonila itp w godzinach pracy!!! Na szczescie od razu powiedziala mu, ze nie jest zainteresowana i ze nie moze dzwonic z pracy. Mowie Ci dziwny gosc, bo oczekiwal, ze ktos mu wszystko zalatwi co sam mogl zrobic bedac tu na miejscu... Co do mojej diety, a w zasadzie nie-diety na dzien dzisiejszy. Przedwczoraj oczywiscie najadlam sie wieczorem podczas ogladania filmu. Rano obudzilam sie pelna i nie chcialo mi sie nic jesc. Zjadlam dopiero o 13- 1,5 bulki z maslem, ogorkiem i wedlina. Pozniej obiad- makaron. Niestety wieczorem zrobilam sie glodna i zjadlam 5 kawalkow ciasta a'la drozdzowe. Dzisiaj znowu obudzilam sie pelna i sniadanie zjadlam pozno. Nie jadlam nawet jeszcze obiadu, ale zdecydowalam, ze dzis musi byc cos lekkiego i bedzie zupa. Powiedzialam sobie dosc! Przez te 2 ostatnie dni stwierdzilam, ze opychanie na wieczor spowoduje nie tylko wzrost wagi, ale tez bede budzila sie pelna, bez ochoty na zrobienie czegokolwiek. Poza tym czuje, ze moje uda, pupa i brzuch sie powiekszyly. Zlapalam sie dzis za brzuch i niestety jeszcze niedawno nie bylo go tyle ile jest teraz. Nie mam zamiaru wrocic przez takie jedzenie do poprzedniej wagi. Nie wiem ile waze teraz, bo nawet nie chce sie denerwowac, ale jest na pewno ok. 3 kg wiecej niz po swietach. Dzis nie kupowalam nic slonego, slodkiego. Jak nie bedzie nic w domu to po prostu nic nie zjem. W sobote ide na targ po swieze warzywa i owoce i zaczynam ponowna walke na powaznie. Za chwile zamierzam poszukac sobie jakis cwiczen, ktore mozna wykonywac w domu i zaczac. Musze wziac sie za to porzadnie, bo widze, ze moje deklaracje w ogole nie wchodza w zycie. Jest dopiero styczen i do kwietnia moge spokojnie dojsc do wagi. JEdyne czego sobie mimo wszystko na jakis czas zabronilam to slodycze. Wynika to z tego, ze najwiecej jem ich wieczorem, a jak zjem cos w ciagu dnia to na 100% polegne. Dlatego przez pierwszy tydzien zamierzam z nich calkowicie zrezygnowac. Poza tym chce troche oczyscic orgaznim, zeby poczuc sie lzej, bo teraz czuje sie jak slon. Ech mam naprawde w tym momencie dosc siebie i stanu pt. "nic mi sie nie chce". Zdaje sobie sprawe, ze wynika to tylko i wylacznie z mojego odzywiania, a to wszystko przeklada sie na to jak funkcjonuje. Chce zmienic te cholerne nawyki raz na zawsze, bo tak bezproduktywna nie bylam naprawde dawno. Mam nadzieje, ze u Ciebie wszystko ok. Licze na to, ze za kilka dni poczuje sie zdecydowanie lepiej psychicznie i fizycznie :) Trzymaj sie cieplo! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Bleble966 0 Napisano Styczeń 24, 2013 oj dziewczyny 5 nawet 10kg to jeszcze nie jest ragedia!! :) znam osoby ktore maja 50kg nadwagi i too jest problem. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach