Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Kolejny przegrany dzień... Aż nie wiem co ze sobą zrobić tak się obżarłam. Wszystko mnie boli, ledwo oddycham i nie wiem co dalej. Nieważne ile ważę, przeraża mnie bardziej to, że wyglądam już prawie tak jak wtedy, kiedy ważyłam 80 kg :( Wstydzę się siebie, nie mam ochoty wychodzić do ludzi, a muszę chodzić na uczelnię. Mało tego, muszę udawać przed ludźmi ze studiów, że jest super, bo przecież co ich tam moje życie obchodzi i to, że momentami balansuję na granicy życia i śmierci. Jedzenie mnie zniszczyło, niszczy mnie coraz bardziej, a ja nadal nie wiem co dalej. Do tego.. no właśnie. Wczoraj widziałam się z tym żonatym "przyjacielem". Generalnie nie za bardzo chciałam się spotkać, ale w końcu uznałam, że może mi to pomóc. Myliłam się. To on mnie nazwał dodatkiem do swojego życia, a żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia po wczorajszym spotkaniu napisał mi dziś całą litanię na temat tego "co ja sobie pomyślałam, a jak jest naprawdę", tłumaczył się jakbym miała jakieś pretensje. Ja po prostu chłodno zakończyłam wczorajsze spotkanie i postanowiłam zapomnieć, nie odzywać się więcej. I tak też robię. Już teraz nieważne, że popełniłam błąd spotykając się z nim, nieważne co było wczoraj. Ja muszę zacząć żyć dniem dzisiejszym, tylko właśnie nie wiem jak. Czy w ogóle możliwe jest, żebym schudła? Bo ja teraz autentycznie widzę taką przepaść, że się nie da po prostu. Jakby ciężko jest mi wyobrazić sobie mnie w wersji chociażby tych 65 kg. W wersji szczęśliwej. Nie potrafię zmienić swojego życia, choć bardzo tego chcę i to mnie tak zniechęca do wszystkiego. Ta bezsilność i niecierpliwość. Chciałabym już po 1 dniu zobaczyć płaski brzuch i poczuć kości biodrowe, a na samą myśl, że tak się nie stanie mam ochotę jeść. Nawet teraz. Czuję coś dziwnego co każe mi iść do kuchni i coś zjeść w myśl zasady "od jutra się przecież odchudzasz, więc póki jeszcze jest przed północą to nażryj się porządnie". Nie wiem co robić, wizyta u psychologa dopiero w środę, a znając życie do tego czasu (albo możliwe, że akurat w ten dzień) się chwilowo ogarnę i tak jak ostatnio nie będę potrafiła pokazać tych emocji, które we mnie siedzą i uwalniają się właśnie w takich chwilach jak teraz. Psychiatry jeszcze nie szukałam, bo myślałam, ze jestem na dobrej drodze, że da radę, ale chyba jednak nie... Potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie i mi pomoże, kogoś kto powie mi co mam robić (chociażby to były banalne rzeczy) i przypilnuje, żebym to zrobiła, bo sama dla siebie niestety nie jestem już autorytetem, a może nawet jeszcze bardziej potrzebuję zamknięcia w jakimś ośrodku i "odwyku". Jak nie będę miała kontaktu z jedzeniem i nikt mi do nie da to przecież nie będę jadła. Sama nie wiem co robić i co myśleć. Chyba pójdę coś jeszcze zjeść, a potem nieumyta (w kwestii zębów - zapewne od nadmiaru słodyczy zaczynają nawalać, bo coś mnie ostatnio wciąż bolą, a na dodatek po wczorajszym popcornie ułamał mi się kawałek plomby, który najpewniej nieświadomie połknęłam) walnę się spać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Papryczka, kurczę bardzo bym chciała ale naprawdę nie wiem jak ci pomóc...wiem co czujesz, znam to z autopsji, tak jak pisałam, kiedy jemy czujemy się szczęśliwe...ale szczęśliwe przez chwilę a potem przychodzą wyrzuty sumienia i to uczucie ogromnej klęski i porażki i wiem jak cholernie jest się z tego podnieść i jak ciężko walczyć z tym...musisz być silna, w sobie musisz odnaleźć tą siłę...chociaż spróbuj, może nie tak rygorystycznie, że od jutra dieta...bo wiem sama po sobie, że to jutro trwa wieczność, ale po prostu poukładaj sobie to w głowie, że nie żadna dieta cud tylko zdrowe odżywianie i nawet jeśli zjesz czekoladę czy jakiegoś cukierka przechodzisz nad tym do porządku dziennego i nawet jeśli kolejnego dnia będziesz miała ochotę znowu na czekoladę to ją zjesz, nawet jeśli miałaś byś jeść tą czekoladę przez tydzień to i tak lepsze jest to niż odmawianie sobie przez dzień czy dwa a potem napchanie się na max...no bo przecież i tak już dzisiaj zawaliłam, no to nażrę się wszystkiego bo w związku z tym że od jutra na pewno się odchudzam to nie będę mogła jeść tego i tamtego itp...takie jest właśnie moje myślenie, wiem że są to chore myśli i tez mam problem z tym jak to wszystko sobie poukładać , bardzo dobry przykład z naleśnikami...przecież jak bym zjadła jednego czy dwa , uwzględniając je po prostu w bilansie kcal, to przecież nic by się nie stało ale ja wolałam sobie odmawiać...chociaż bardzo lubię , co w konsekwencji doprowadziło do tego że praktycznie rzuciłam się na nie i zapewne żeby nie mama siedząca obok to zjadłabym wszystkie...a potem znowu te myśli, najedz się napchaj się do końca...przecież dzisiaj już i tak nici z twojej diety Pamiętaj , że nie jesteś sama, my jesteśmy z tobą, tez walczymy i też nie jest nam łatwo ale trzeba przezwyciężać nasze słabości...małymi kroczkami, najpierw poukładaj wszystko na studiach, bo to jest najważniejsze a potem zajmij się dietą,,uwierz mi , że wystarczą dwa dni...bez napadów i opychania się a poczujesz się zupełnie inaczej, znowu nabierzesz chęci do życia i ochoty do walki, pomyśl jak dużo już osiągnęłaś i mimo napadów udało ci się tak dużo schudnąć, nie zaprzepaść tego...wiem co to znaczy i znam to uczucie kiedy nawet nie chcesz wyjść z domu i pokazać się ludziom, no bo po co wszyscy w koło mają wiedzieć że przytyłaś...ja nawet niechętnie do siostry na święta jechałam, bo jej teściowe mnie dosyć dawno nie widzieli( ostatnio za tych chudszych czasów) i wiedziała że usłyszę od nich iż przytyłam, no i oczywiście się nie pomyliłam...niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy ile krzywdy mogą wyrządzić innej osobie takim komentarzami, naprawdę nikt mnie nie musi mnie w tym uświadamiać ,wystarczy że założę spodnie które ledwo co na tyłek wchodzą bądź spojrzę w lustro. a i jeszcze jedno...my widzimy w sobie nic nie wartościowych grubasów a inni postrzegają nas zupełnie inaczej, ja np. nienawidzę swojej wielkiej dupy...a ostatnimi czasy, szczególnie w pracy, słyszę iż mam fajny tyłeczek, i to jest w nas chyba najgorsze że nawet nie wiem jak byśmy były doskonałe to i tak zawsze znajdziemy w sobie coś co chętnie byśmy zmieniły. Papryczka żebym znała złoty środek to uwierz że podzieliłabym się z tobą swoją wiedzą, ale naprawdę nie wiem...sama nie wiem jak to poukładać i może faktycznie ten psycholog coś poradzi...może sama możliwość wygadanie się, wyrzucenia z siebie tego co nas boli przyniesie ci ulgę, bo często tak jest że uciekamy od tego co złe, przygnębiające , a skoro jedzenie daje chociażby chwilę szczęścia to dlaczego w to nie uciekać...boże jakie to wszystko jest popieprzone i cholernie trudne. A może spróbuj w ten sposób...wstań rano zjedz normalne śniadanie (to na co będziesz miała ochotę bez żadnych wyrzutów sumienia) weź prysznic, zrób makijaż wyjdź do miasta, nie wiem na spacer, a może połazić po sklepach, hmm...może na solarium...musisz poczuć w sobie ochotę do walki i wiarę że chcesz i możesz i na pewno się uda. Ja też już miałam takiego doła że najchętniej zamknęła bym się w czterech ścianach i wyszła dopiero aż schudnę, a powiem ci ze zważyłam się i moja waga jeszcze nigdy nie pokazała tak dużo...załamałam się ale miałam do wyboru, albo siedzieć dalej na dupie, użalać się nad sobą i żreć albo zrobić coś z tym.. ja wybrałam tą drugą opcję chociaż znowu zaczynam od początku ( a byłam już taka szczupła) i też.. już.. natychmiast chciałbym widzieć efekty...ale niestety tak się nie da, nawet jeśli w przeciągu tyg. schudniesz głupi kg zobaczysz jaka będziesz z siebie dumna i to da i powera do dalszej walki. Trzymaj się i walcz...wierzę że dasz radę uciekam dziewczyny do dopiero z pracy wróciłam, szybki prysznic i spać bo jutro czeka mnie to samo, u mnie jak na razie ok, trzymam się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka rozumiem Cie doskonale. Juz nawet nie wiem ile mialam takich dni, ze czulam sie sama ze soba tragicznie, a w szkole musialam udawac, ze wszystko jest ok. Wszystkim wydaje sie, ze z Toba jest super, a w Ty w myslach nienawidzisz siebie i masz ochote zaszyc sie w domu na najblizszy miesiac. Nie przejmuj sie tym kolesiem. On jest jakis nienormalny. Jaki "dadatek"???? Najlepiej zrobisz jak urwiesz z nim kontakt, a on niech sie zajmie zona. Skoro ma tak mowic, a pozniej sie z tego tlumaczyc, bo wedlug niego oczywiscie to Ty zle cos zrozumialas i on wcale nie mial tego na mysli. Ciekawa jestem co mialas sobie pomyslec, kiedy tak powiedzial... Najlepiej go olej i nie bedziesz sie musiala juz wiecej denerwowac. Dla mnie najgorszy jest pierwszy tydzien diety, cwiczen i zmian nawykow. Nawet jak odchudzam sie juz dwa dni to czasami sobie mysle "dobra to tylko dwa dni, wiec trzeciego sie najem i pozniej zaczne juz na powaznie". JAk uda mi sie wytrzymac tydzien to jest ok, bo widac juz jakis efekt, waga minimalnie, ale spada i samopoczucie jest lepsze. Jednak wytrzymac ten czas to dla mnie sztuka... Tez czasami chcialabym nie miec mozliwosci wychodzenia do sklepu, zeby nie kupic czegos nadprogramowego. Niestety jest to raczej niemozliwe i trzeba zmierzyc sie z tym samemu. :/ Moze sprobuj zrobic tak jak pisze Kiniutka? Jedz normalnie to na co masz ochote bez szczegolnego myslenia o diecie. Wtedy moze uda sie powstrzmac od napchania sie tylko zjesz zdecydowanie mniej. Wiem, ze ten sposob tez jest ciezki, ale bez myslenia o diecie moze sie udac. Kilka takich dni i bedzie lepiej, a pozniej powoli mozna eliminowac niektore rzeczy. Kiniutka mnie tez wkurzaja najbardziej te komentarze. Wlasnie z tego powodu czasami rezygnuje z wyjazdu czy wyjscia do kogos, bo pierwszy komentarz po przekroczeniu progu dotyczy mojej wagi. Skoro ktos widzi, ze przytylam to chyba znaczy, ze ja tez o tym wiem i nie musi mnie oswiecac jeszcze przy kilku osobach. Zawsze mam ochote rabnac kogos takiego albo powiedziec cos rownie zlosliwego np. "a Ty sie zestarzalas bardzo". Skoro ja potrafie sie powstrzymac od takich komentarzy to ktos inny tez moze pomyslec i przemilczec to. A z tylkiem mam tak samo. Tylek mam wystajacy, okragly i on nigdy nie bedzie plaski. Na jego punkcie mialam kompleksy juz od czasow podstawowki. Zaczelam dojrzewac i wlasnie tylek zaczal mi sie robic wiekszy i wystajacy to oczywiscie slyszalam, ze "specjalnie tak wypinam tylek, zeby chlopaki patrzyli". Teraz wydaje mi sie to smieszne, ale jak masz 12 lat to jednak inaczej na to patrzysz tym bardziej jesli kolezanki takiego tylka nie maja. Wlasnie wtedy zaczely sie moje kompleksy, a pozniej wiadomo poszlo: zero krotkich spodni, spodnic, sukienek... I pomyslec, ze cos tak malego moze zrujnowac nam sposob postrzegania siebie i wpedzic w tak duze kompleksy. Pozniej slyszalam, ze faceci sie tylek zachwycaja, a dziewczyny az zazdroszcza, ale co z tego skoro we mnie pozostal obraz "kaczki". Teraz juz sie tak tym nie przejmuje, ale nadal uwazam, ze jest troche za duzy i dobrze wyglada tylko przy wadze do ktorej wciaz probuje dojsc. U mnie dzis srednio, bo zaczal mi sie okres. W dodatku nie mialam jakis porzadnych zakupow i stwierdzilam, ze w zasadzie to nie ma nic co nadawaloby sie do odchudzania. Dzien jednak zaczelam spokojnie. Sniadanie- kanaka z serem. Pozniej moj chlopak, ktory wie jaki mam humor pierwszego dnia okresu kupil mi czekolade z oreo, ktora zjedlismy prawie na pol (oczywiscie ja zjadlam "wieksze" pol, bo on czekolady za bardzo nie lubi, co jest dla mnie dziwne). Na obiad byly ziemniaki z paluszkami rybnymi i surowka. Pozniej znowu mialam na cos ochote, wiec zjadlam 1,5 banana, 1 kiwi w jogurcie i lyzka cukru (mimo, ze normalnie jem bez, ale dzis moj mozg stwierdzil, ze przeciez i tak i tak zjadlam czekolade). Mam nadzieje, ze dzis juz nic nie dojdzie. Dzisiaj ulozylam plan dzialania i licze na to, ze nie rzuce go w kat tylko zaczne realizowac. Jutro bede musiala tez troche pobiegac w poszukiwaniu pracy, wiec czasu na jedzenie za duzo nie bedzie. Okres juz mam, wiec tym razem nie moge sie nim tlumaczyc. Poza tym pogoda dzis zrobila sie tutaj baardzo wiosenna i az mam ochote zabrac sie za siebie, bo dzis w drodze do sklepu z przerazeniem myslalam o tym, ze przeciez za pare tygodni moga byc juz upaly, a jakos wyjsc do ludzi trzeba. Kolejna sprawa to wyjazd do Polski. Policzylam, ze zostalo ok. 20 tygodni. Stwierdzilam, ze to przeciez kupa czasu, ale policzylam tez, ze od mojego przyjazdu z Polski minelo 13 tygodni, a ja nie zrobilam ze soba praktycznie nic jesli chodzi o diete i nie za duzo jesli chodzi o plany edukacyjne itd. Na jutro mam zaplanowane zrobic porzadek z notatkami, wypisac wszystkie slowka, ktore walaja sie na oddzielnych kartkach i zabrac sie ostro za nauke. Postanowilam, ze do konca roku musze osiagnac poziom ktory pozowli mi na zdanie tutejszego egzaminu na drugim poziomie i nie ma przepros tylko musze brac sie do roboty, bo wkurzam sie juz sama na siebie. Niby ciagle wszystko planuje, wyobrazam sobie, ale jak przychodzi co do czego to na tym sie konczy. Mam dosc myslenia o sobie jak o jakiejs nieudacznicy, porownywanie sie z kazdym w kwestii zarowno wygladu jak i tego co potrafie. Juz nie wspomne o dziewczynie brata mojego chlopaka, bo z nia porownuje sie non stop w tej kwestii i czuje sie doslownie glupia co demotywuje mnie jeszcze bardziej. Skoro ona potrafi to ja tez. Roznica polega na tym, ze ona jak cos zaplanuje to od razu to realizuje, a nie tak jak ja planuje pol roku, robi 2 tygodnie i planuje kolejne 5 miesiecy. Ja w tym bojowym nastroju uciekam pod prysznic. Jutro zaczynam podbijac swiat :) Trzymajcie sie cieplo!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dzis po przebudzeniu stwierdzilam, ze "to jest ten dzien". Mimo, ze obudzil mnie bol brzucha spowodowany zaparciami nie zepsulo mi to dobrego humoru. Nie wiem jak to ze mna jest, ale czasami mam tak, ze moge sobie planowac i planowac dzien rozpoczecia diety i nic z tego nie wychodzi, a pewnego dnia obudze sie i wszystko zaczyna sie robic samo. Zrobilam dzis zakupy warzywno, owocowe i zaczynam! Postanowilam, ze profilakycznie nie bede sie wazyc, zeby nie zrujnowac tego swojego zapalu, a na wage wskocze dopiero 1 maja. Licze na to, ze zobacze 50 kg i szczerze nie obchodzi mnie ile waze teraz :) Przegladalam wczoraj swoje stare posty z czystej ciekawosci i zauwazylam ciekawa rzecz. W tamtyk roku sie odchudzalam, ale czesto zdarzaly mi sie jakies wpadki, a mimo wszystko chudlam. Dlatego tez dzis nie kupowalam sobie sokow, chipsow, a na nic slodkiego nawet nie mialam ochoty. Chyba sie juz tym wszystkim przejadlam, ale to dobrze, bo bedzie latwiej zaczac. Dzisiejsze menu: sniadanie- kanapka z pasztetem z pieczarkami i ogorkiem przekaska- jablko obiad- kawalek karkowki grillowanej, 2 ziemniaki i surowka Kolacje jeszcze nie jadlam, ale zaopatrzylam sie w activie. Dodam troche otrebow i nie dosc, ze bedzie lekko to jeszcze mi pomoze. Poki co uciekam ogarnac lazienke. Do jutra\1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja się odezwę najpewniej pod koniec tygodnia, bo mam trochę do napisania, a nauka czeka. Muszę wam tylko napisać, że moja motywacja, która narodziła się wczoraj dziś zaczęła podupadać, dobita tekstem dentystki "a ostatnio jak u mnie byłaś to chyba szczuplejsza byłaś" no kurde, czy musi mnie o tym informować? Poza tym wyolbrzymiła ten fakt do tego stopnia, że poczułam jakby te 5 kg (mniej niż 65 kg ostatnim razem jak u niej byłam na pewno nie ważyłam to była przepaść, a przecież nadal mieszczę się w te same ciuchy, są tylko bardziej opięte... Później zaczęła się tłumaczyć, że wtedy to byłam wychudzona (zdecydowanie nie byłam), że teraz dobrze wyglądam i już w ogóle nie muszę chudnąć. No tak nie muszę chudnąć, czyli, że mogę pozwolić sobie na jedzenie od rana do nocy, przytyć kolejne 5 kg, a przy następnej wizycie usłyszeć znów podobny tekst... Ale się nie dam, chociażby dlatego, że dziś mam dzień marchewkowy (i też dlatego, że już odmówiłam sobie dziś na zajęciach oceny sensorycznej lodów i jogurtu, co jeszcze nie było wyzwaniem, bo na następnych zajęciach odmówiłam sobie oceny sensorycznej makaronu, którym tak pachniało w laboratorium, że aż mnie skręcało), którego jeszcze nigdy nie zawaliłam, bo nigdy nie byłam na nim głodna. Teraz po zjedzeniu całego garnka gotowanej marchewki czuję się jak po mini kompulsie i aż mam wyrzuty sumienia, ale przecież nie mogę od tego przytyć, mimo tego, że to była marchewka z masełkiem i cukrem, bo poza tym "daniem głównym" niewiele jadłam (kilka surowych marchewek, surówka z marchewki i sok marchewkowy). Póki co też się nie ważę, najwcześniej w niedzielę (dla porównania wczoraj ważyłam równe 70 kg).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Sorka, ze tak dlugo nie pisalam, ale musialam sobie wszystko uporzadkowac. Przemyslec moje podejscie do zycia, diety i w ogole wszystkiego. Ostatnio przerazilam sie uplywajacym czasem i postanowilam zrobic przerwe od wszystkiego i zaplanowac cos konstruktywnego. Wczoraj ruszylam z cwiczeniami. Na poczatku tylko stepper, a dzis dolacze cwiczenia. Z jedzeniem bylo ostatnio lepiej, ale i tak troche przesadzalam. Wczoraj przegielam calkowicie, ale na szczescie dzieki temu, ze chodzilam na stepperze mam zwiekszaona motywacje do niejedzenia. Mialam rowiez przyjemnisc zwazyc sie, bo juz nie moglam wytrzymac. Waga pokazuje dokladnie 52.1 kg. Szalu nie ma. Tym bardziej, ze jest to widoczne. Wczoraj bylo cieplo, wiec wyszlam tylko w jeansach i cienkiej bluznce. Niby zle nie wygladam, ale uda i brzuch sa zdecydowanie za duze. W domu nie mam juz slodyczy ani nic kalorycznego. W zwiazku z tym planuje przez dwa tygodnie czyli do konca kwietnia zrobic detoks od slodyczy. Koniecznie, ale to koniecznie w ciagu tych dwoch tygodni musze zrzucic dwa kg. Wydaje mi sie, ze nie bedzie z tym problemu, bo ladniejsza pogoda sprawia, ze mam ochote rozprawic sie z tym szybko. Generalnie robie sobie akcje "1,5 miesiaca" podczas, ktorej chce dojsc do 48-47 kg. Poki co uciekam i piszcie co u Was.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jestem z wami cały czas kochane, ale jakoś tak nie mam nastroju, żeby pisać... Generalnie póki co jest jedna wielka dupa. Do 80 kg coraz mniej mi brakuje i błędne koło się kręci. Bulimia atakuje coraz mocniej, a ja? Wciąż wymyślam coraz to nowe sposoby szybkiego spadku wagi, zamiast się ogarnąć ehh. Na domiar złego weszłam dziś na profil byłego i "poznałam" jego "nową" dziewczynę. Z tego co się zdążyłam zorientować z pół roku są już razem. Niby minęły już 2 lata od naszego, ale ja jeszcze nie do końca się po tym pozbierałam, może dlatego, że nasz związek nie skończył się w przyjaznych relacjach. Jedno mnie tylko cieszy, że nie jest już z tym pasztetem, dla którego mnie rzucił. Obecna dziewczyna jest przeciętna. Szkoda tylko, że to nadal tak boli... Spaliłam dziś wszystkie jego zdjęcia, które miałam i pousuwałam wszystkie z pen drive (na komputerze nie miałam), nawet te, na którym byłam ja sama, a były robione podczas naszego wyjazdu nad morze. Nie chcę już o nim myśleć i koniec. Proszę was też, żebyśmy nie rozwijały tego tematu, nie pocieszały mnie i w ogóle uznały jakbym tego wątku nie poruszyła w tym poście :) Co do diety i moich najbliższych planów - obecnie postanowiłam zrobić sobie tygodniowe przygotowanie do głodówki, później głodówka (i tu nie mam określonego czasu jej trwania, ale pewnie nie krócej niż tydzień), korzystając z majowego wolnego - zawsze łatwiej wytrwać jak nadmiar obowiązków i nauki tak nie przytłacza. aha i od poniedziałku wracam na siłownie! Piszcie co u was :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! U mnie do tej pory tez srednio. Dzisiaj sie ograniczylam, bo przymierzylam ciuchy letnie. W spodnie na sile wejde, ale ledwo sie ruszam. W legginsach nie wyjde, bo nie moge na siebie patrzec. Widzialam sie dzisiaj ze znajomym. Ostatnio raz widzielismy sie w maju, czyli wtedy kiedy wazylam 48kg i niby stwierdzil, ze nie widzi, ze przytylam, ale facetom nie ma co ufac w tej kwestii. Ja tam swoje wiem :) Fajnie, ze wracasz na silownie :) Co do glodowki. Nigdy jej nie stosowalam, ale nie moge nic poweidziec z doswiadczenia. Czytalam jednak, ze niektorym dzieki glodowce latwiej jest przestawic sie na diete i wytrwac. W weekend majowy z pewnoscia bedzie latwiej wytrwac, bo wiecej wolnego. Jednak jak sie jest aktywnym to ciezko wytrzymac. Jak wracasz padnieta z uczelni czy z pracy to jednak mysli sie o tym, zeby cos zjesc, a jak zaplanuje sie to wszystko wczesniej to bedzie latwiej. Kiniutka a Ty jak tam!? Piszcie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny! Co tam u Was? U mnie dno, dolina i masakra w jednym. Nie potrafie sie ogarnac i nie potrafie sie za siebie zabrac. Codziennie wieczorem planuje, ze od jutra juz na pewno zaczne nic nie kupuje i konczy sie tak, ze i tak jak pojde do sklepu to kupie cos do jedzenia i to zdecydowanie za duzo, bo przeciez jutro zaczynam... Waze juz 53 kg, wiec do tych 57 zostaly tylko 4... Dzisiaj poszlam do sklepu i jak zobaczylam sie w odbiciu to myslalam, ze sie poplacze. Szlam czujac sie jak czolg, bylo mi goraco i czulam doslownie obrzydzenie do siebie i swojego ciala. Po przyjciu ze sklepu przebiralam sie i akurat zobaczylam jak z jeansow wylewaja mi sie boczki. Doslownie wylewaja sie juz, a spodnie ledwo dopinam. Znajac mnie bede sie kisic w tych spodniach przez cale lato jak nic z tym nie zrobie. Dodatkowo dowiedzialam sie, ze brat mojego chlopaka przyjezdza tu na cale wakcje. Moj chlopak sie cieszy, bo bedziemy sobie gdzies jezdzic itp, a ja mam juz dola, bo poki co najchetniej zaszylabym sie w domu zeby mnie nikt nie widzial. OD stycznia planuje planuje i zamiast chudnac tyje. Dowiedzialam sie, ze moja siostra z rodzicami zaczeli sobie biegac. Przez skypa mowia mi, ze co ja gadam przeciez w grudniu bylam chuda... Tyle, ze teraz mnie nie widzieli calej i nie wiedza jaka jest roznica. Nie wiem juz po prostu nie wiem co mam zrobic. Na glodowke jestem za slaba, poza tym pracujac nie dalabym rady. Myslalam juz o jakiejs diecie kopenhaskiej albo jakiejs innej, ale znow dochodzi problem pracy i tego, ze nie mam jak jesc takich rzeczy. Jakis czas temu kupilam jablka, activie z zamiarem rozpoczecia diety i co... Jablka dzisiaj wywalilam, bo nie dalo sie ich juz jesc, a activia sie przeterminowala. Zla bylam i jestem na siebie jak nie wiem co bo nienawidze marnowac jedzenia, a co dopiero wywalac dobre tylko dlatego, ze nie moge sie za siebie normalnie zabrac. Moje nawyki zywieniowe nie isteniaja... Zaczelam sie udzielac w innym topicu myslac, ze moze to pomoze. Nasz ostatnio stal sie malo regularny, wiec pomysallam, ze moze inny mnie zmotywuje, ale oczywiscie upadl. Echhh... JEstem zalamana soba, bo tyle czasu czekalam na ladna pogode, a teraz nawet nie chce mi sie wyjsc. Pisalam juz ostatnio, ze widzialam sie ze swoim ex i niby stwierdzil, ze "z czego chce sie odchudzac". JEdnak on mnie pamieta za czasow 65 kg. Przy 48 widzial mnie raz, wiec pewnie nie widzi tak tej roznicy. Z zazdroscia patrze na kazda dziewczyne z fajna figura. Piszcie co u Was moze dzieki temu troche sie zmotywuje, bo juz nie daje rady...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny, ja też nie pisałam bo nie było o czym...u mnie tez porażka na całego, i robię dokładnie to samo co ty kimczi...czyli od jutra dieta, szkoda że to jutro trwa całą wieczność i zamiast chudnąć tyję, na wagę wolę nie wchodzić bo pewnie załamała bym się do końca też wyglądam koszmarnie czuje się gruba i brzydka...i też najchętniej zaszyłabym się w domu dopóki nie schudnę, niestety do pracy chodzić muszę...wiecie co ja chyba przejdę na dietę warzywno- owocową, po za ty że można schudnąć to i jeszcze oczyścić organizm...hmm, tylko czy wytrzymam, może być cholernie ciężko. Postaram się zaglądać codziennie i zdawać relację, mam nadzieję że i wy będziecie tutaj pisały, może to nas jakoś zmotywuje bo u mnie jak na razie motywacji brak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ehh padam na twarz, bo właśnie skończyłam się uczyć, a jutro czeka mnie pobudka przed 6, ale muszę chociaż krótko Ci odpisać... generalnie u mnie identycznie jak u Ciebie :( Ważę 72 kg i jestem załamana :((((((( Diety od dawna nie ma już żadnej, a wręcz przeciwnie - nie ma dnia, żebym jadła chociaż normalnie. jedyny plus jest taki, że wróciłam na siłownię, tyle, że i tak nie chodzę regularnie przez uczelnię, poza tym muszę wbić się w ten rytm. Po poniedziałkowych zajęciach mam takie zakwasy w łydkach, ze ledwo chodzę, a byłam tylko chwilę na orbitreku i na jednych zajęciach. Załamałam się swoją kondycją jak po 5 minutach ćwiczeń już miałam ochotę wyjść, podczas gdy jeszcze nie tak dawno temu ćwiczyłam 2-3 godziny i nie miałam specjalnie dość. Do tego kupiłam sobie nowy zestaw ciuchowy na okazję restartu siłowni - luźne spodnie i luźną koszulkę (wcześniej były getry i obcisła bluzka) i wcale lepiej się nie czuję, bo ewidentnie widać, że przytyłam i ćwicząc nie mogę patrzeć w lustro, bo mi słabo. Przecież pamiętam siebie ważącą 65 kg, a w porywach nawet i 63 kg i narzekającą na swój "gruby brzuch"... Jaka ja byłam głupia... i nadal jestem!!! Ale dzisiaj definitywnie ostatni raz się "nażarłam". Od jutra zaczynam głodówkę korzystając z tego, że będę miała trochę luzu od nauki, w zasadzie cały przyszły tydzień, poza wtorkiem mam wolny (we wt mam tylko wykłady). Co jeszcze poza tym u mnie? Staram się przestać dręczyć moim byłym i powoli mi się udaje, więc nie rozpisuję się w tym temacie, ale przyznaję, że ostatnie dni były dla mnie przez to naprawdę depresyjne. Zmuszałam się do wstania z łóżka, a jednego dnia po nocnym obżarstwie obudziłam się tak spocona jakby co najmniej upały były. Poza tym psycholog - żenada, wcale mi nie pomaga, a te jego "zadanka" są chore - teraz np. kazał mi biegać po rynku i zaczepiać dziewczyny przeprowadzając jakąś durną ankietę dotyczącą sposobów poznawania mężczyzn ;/ Aaa no i poza tym jeszcze coś. W sobotę ze złości, że mój były jest szczęśliwy, a ja nie (i pewnie jeszcze z innych powodów, których sama nie jestem w stanie teraz wskazać) zaznaczyłam sobie na fb, że jestem w związku. Myślałam, ze nikt z osób, które mnie bardziej znają tego nie kupi, a tu następnego dnia z rana telefon od koleżanki (tej "idealnej", która na moim tle lubi błyszczeć), no to naściemniałam coś, bo głupio było się przyznać (i tak na co dzień nie mamy kontaktu, więc wszystko mi jedno co myśli), a do tego kolega na uczelni mnie wypytywał. Tu już było gorzej, bo na żywo nie umiem kłamać, wiec delikatnie zmieniłam temat, ale dziś się trochę wkopałam więc pewnie domyślił się, że nikogo nie mam. Poza tym no to jest logiczne jak codziennie jestem smutna, nieraz zamieszczam jakieś smutne piosenki, czy typowo singlowskie teksty na fb (odkąd zmieniłam status związku hamuję się i nic nie wrzucam), do tego nie chce mi się dbać o siebie (co więcej znów pokaleczyłam robie ręce przez to wszystko i teraz nie mogę zakładać nawet krótkiego rękawka) i dołożyłam sobie obowiązków w postaci siłowni, że jestem sama, a jeszcze nie daj Boże ktoś znajdzie moje konto na jednym z portali randkowych (znów założyłam tam konto, żeby była jakaś alternatywa, ale większość wiadomości jest tak żenująca, że nie mam komu odpisywać). Na pewno nie wyglądam na szczęśliwą osobę w związku i nawet nie chce mi się udawać. Poza tym to chyba wszystko na teraz, i tak się rozpisałam więcej niż miałam, ale to dlatego, że dawno mnie nie było. Teraz będę miała wolne, to będę odzywała się częściej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dieta owocowo - warzywna też o tym myślałam, ale póki co głodówka, bo znam siebie - jak coś zjem to już nie będę miała skrupułów, by zjeść coś niedozwolonego i kółko się zamknie. Zresztą od niedzieli włączyłam do diety więcej owoców i warzyw, ale co z tego jak poza tym jem normalnie, więc w rezultacie jem więcej niż normalnie. Jedyny plus jest taki, że przestawiłam się na picie wody i to w dużych ilościach. Tak swoją droga ja zupełnie nie wiem co się dzieje - też z utęsknieniem czekałam na ładną pogodę, a teraz jak już jest to nawet na spacer nie chce mi się iść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Dziewczyny! Co tam u Was? Kiniutka---> zaczelas diete warzywno-owocowa? Papryczka---> doskonale znam uczucie zwiazane z ciuchami. Jak jeszcze chodzilam na silownie to tez ciezko bylo mi patrzec na siebie. Jedyne co widzialam to krotkie nogo, wielki tylek i wszystko ukrywalam pod jak najwiekszymi koszulkami :/ Co ten psycholog wymyslil? Skad taki pomysl z lataniem po rynku i zaczepaniem lubi? Nie wiem co w ogole ma to na celu... Poza tym czy ten psycholog mysli, ze masz czas na to, zeby biegac i zadawac ludziom jakies pytania? Dla mnie posiadanie konta na portalu randkowym to zaden wstyd, ale wiem, ze ludzie roznie reaguja. U mnie dwa ostatnie dni sa zimne i deszczowe, a ja ciesze sie z tego jak szalona. Powiem Wam szczerze, ze dzisiaj sie zwazylam i jestem zaskoczona. Ostatnie dwa dni zrobilam sobie bez wieczornego jedzenia z moim chlopakiem (po tym jak na wadze zobaczylam 53kg). Dzsiaj stalam nad ta waga z 15 min i zastanawialam sie czy wejsc... W koncu sie przelamalam, a tam 52.3kg. Nie wierze w to, ze dzieki niejedzeniu dwa razy wieczorem schudlam, ale widocznie te 52 kg to taka moja waga ktora sie utrzymuje. Zamierzam jeszcze te dwa dni sie ograniczyc z jedzeniem wieczorem, a od maja ruszyc juz z jakas dieta. Przyznam, ze zmotywowala mnie najbardziej ta waga. Pewnie gdybym zobaczyla 53 lub 54 kg przytylabym kolejne 5. W sobote lub niedziele przyjezdza do nas kuzynka mojego chlopaka (ta ktora wiecznie przeklada godzine, a pozniej i tak sie spoznia 40min) i juz sie denerwuje, bo jak widzielismy sie ostatnim razem to wazylam troche mniej i na pewno to zauwazy. Nie spodziewam sie komentarzy, bo nie jest taka osoba, ale troche mi przed nia glupio, bo zazdroszcze jej jej trybu zywienia i jest dla mnie jakis "wzorem" jesli chodzi o kwestie zdrowego jedzenia. Od wczoraj mam tez kolejny kompleks czyli rece. JEszcze niedawno byly w miare szczuple, a teraz sie trzesa. O nogach i brzuchu nawet nie pisze, bo nie chce sie denerwowac. Przekladalam ostatnio kilka diet i powiem Wam szczerze, ze nic mnie nie zachwycilo. JAkos zupelnie inaczej podchodze teraz do tego po tym jak w tamtym roku sama schudlam 10kg bez sztywnego jadlospisu. Poza tym taka dieta u mnie nie sprawdzi sie z powodu pracy. Rano staram sie zjesc cokolwiek- najczesciej jest to kanapka z jakas pasta bo to mozna zrobic najszbciej, a nie wyobrazam sobie wstawac o 4 po to zeby zjesc sniadanie. W pracy mam 2 przerwy, wiec na jednej jem tez cos na szybko, na drugej kanapke. Obiad jest zdecydowanie najwiekszym posilkiem. JEdnak nie ma szans na to, zebym jadla obfite sniadanie, bo nie mam na to czasu. W zasadzie i tak wciskam w siebie ta kanapke, bo zakodowalo mi sie, ze sniadanie powinno sie zjesc max 2 h po wstaniu, a jesli jadlabym dopiero na pierwszej przerwie to bylyby to 4h. Postaram sie wprowadzic po raz kolejny swoj plan w zycie i zobaczyc co z tego wyjdzie. Dodatkowo w weekend dowiedzialam sie, ze cala moja rodzina biega!!! JA poki co uciekam i piszcie co u Was. Postaram sie pisac teraz bardziej regularnie, bo ostatnio nie mialam nawet ochoty widziec gdziekolwiek slowa "dieta" :) Trzymajcie sie cieplo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! U mnie ostatnio zdecydowana poprawa, ale póki co nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. Jak zobaczę efekty, to wtedy napiszę coś więcej. Apropo - póki co nie wiem ile ważę, zapewne nic się w tym względzie nie zmieniło, czyli w okolicach 70 kg (nie spodziewam się nawet by było poniżej, więc wolę na wagę nie wchodzić). Poza tym nie jestem na żadnej diecie, staram się cieszyć życiem i akceptować siebie taką jaką jestem teraz. Teraz, a nie 5 kg temu ;) Powoli zapominam o bulimii, a i nawet napady obżarstwa nie są już tak konkretne i depresyjne. I od razu zaznaczam, że psycholog nie ma z moim podejściem nic wspólnego, jego działania są wręcz przeciwne. Nie poznałam też żadnego faceta. Mopże dziś mam taki wyjątkowo dobry dzień, bo nawet na siłowni, mimo prawdziwego wycisku na zajęciach, dałam z siebie 100% jak rzadko ostatnio, do tego stopnia, że pot miałam nawet na rzęsach :D No i nie zmuszam się do niczego, o wiele łatwiej tak się żyje, chociażby w kwestii siłowni, jedzenia, czy picia wody. I to chyba tyle. Nie rozpisuję się, bo jutro muszę wstać o 5:30 - najpierw uczelnia, później praca (w tym tygodniu, korzystając z wolnego pracuję w tym zakładzie, gdzie w wakacje), a na koniec siłownia i małe zakupy (ostatnie dni robiłam większe zakupy, więc teraz już tylko na bieżąco mogę uzupełniać to czego mi brakuje). Generalnie mam teraz sporo na głowie (jutro uczelnia, poza tym praca, załatwienie praktyk - nie wiem, kiedy, ale coś będę musiała wymyślić, masa nauki i sprawozdanie do przygotowania, no a poza tym w pewnym sensie i nowe życie) i zapewne to też w jakiś sposób mi pomaga, bo ja lubię jak się dużo dzieje! Poza tym mogłoby być odrobinkę cieplej :) Co do ciuchów i siłowni - dziś po zajęciach, patrząc w lustro cała spocona i czerwona, praktycznie już bez makijażu, stwierdziłam, że jestem śliczna, niezależnie od tego, czy mam wystający brzuch, grube nogi, czy tłuste ramiona - tu szczególnie ważne jest, że staram się już nie kaleczyć mojego ciała... bo w końcu jest moje :) A psycholog i jego pomysły? daj spokój... Nie zamierzam wykonywać tego "zadania", szczególnie, że nawet nie mam na to czasu. Przede mną ostatnie z 10 spotkań i coś czuję, że więcej ich nie będzie. A pomysł wziął mu się pewnie stąd, że powiedziałam mu raz, czy dwa, że brakuje mi czasem faceta. No. To ja już kończę. Cieszę się kimczi, że u Ciebie również lepiej, zdawaj relacje co u Ciebie (oczywiście na info od kiniutki też czekam), a ja postaram się zaglądam jak najczęściej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka i tak trzymac! Ja tez zdecydowanie lepiej funkcjonuje, kiedy mam wiecej zajec. Wtedy nie ma czas na "myslenie", a w moim przypadku czasami jak cos zaczne sobie w myslach drazyc to konczy sie na zlym humorze :) Widze, ze ten psycholog nie nadaje sie do niczego. Byle do konca tych spotkan :) U mnie tez troche lepiej. Ograniczylam troche jedzenie, nie podjadam wieczorami, wiec jest spory postep. Nie zamierzam sie za bardzo spinac i wpasc w ciagle myslenie o diecie. Wpadlam tylko na chwile i uciekam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam, bo gadanie, że nie ma się czasu na jedzenie nie do końca jest prawdą - czas na jedzenie znajduje się zawsze, a na myślenie już nie. A prawda jest taka, że to właśnie nasze myśli powodują, że jemy, czy wręcz obżeramy się, naiwnie wierząc, że poprawi nam to humor lub cokolwiek zmieni, wiedząc doskonale (z doświadczenia), że tak się nie stanie. U mnie generalnie dobrze, nie piszę o jedzeniu, bo jem co chcę i kiedy chcę, ale bez większego planowania i bez wyrzutów sumienia, dzięki czemu nie potrzebuję zapychać się dodatkowo na zapas, np. teraz zjadłam kilka truskawek i 2 bułki (wcześniej też trochę jadłam po siłowni) i naszło mnie na coś słodkiego, ale jestem idealnie najedzona, więc ta "ochota", to widocznie tylko jakiś mój kaprys. Na szczęście rozsądek podpowiedział mi, żeby na noc za dużo nie jeść, szczególnie, że w końcu doczekałam nocy, podczas której będę mogła się wyspać :D Psycholog faktycznie nietrafiony. Może dlatego, że ja go wcale nie potrzebowałam? Bo w gruncie rzeczy rzadko kiedy wizyta u niego oddała to co tak naprawdę czułam, obżerając się, bo zwykle będąc u niego nie byłam po obżarstwie, ani nie miałam specjalnie depresyjnego nastroju (a nawet jak miałam, to on nie zrobił nic, by go zmienić). Nie potrafię chyba mówić o swoich problemach, gdy wszystko jest ok, tylko udaję "twardzielkę" - może nie do końca udaję, ja po prostu taka jestem. A poza tym nieraz odniosłam wrażenie, że mu nie zależy na pacjentach, jedynie stara się stwarzać takie pozory. Nie wiem może jest taki tylko w stosunku do mnie, bo zorientował się po rozmowach ze mną, że jestem na tyle silną kobietą, że z wieloma problemami potrafię poradzić sobie sama. No i nie ukrywajmy, że jego poważne braki w temacie nie są bez znaczenia, ale żebym chociaż widziała, że szukał informacji na ten temat lub poszerzył swoją wiedzę, to nie. Tylko mi wiecznie durne zadania domowe zadaje, a sam swojego nie potrafi odrobić. A zreszztą. Koniec już o nim :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dokladnie. Najgorsze jest nasze myslenie. Jesli je sie normalnie to nie mysli sie o jedzeniu non stop. Jednak jak jestem na diecie to jedzenie zaprzata 90% moich mysli. I to juz nawet nie chodzi o to co chcialabym zjesc tylko bardziej, ze musze jesc dietetycznie, ale to od jutra, a dzis jeszcze nie napcham. Podczas mojego ostatniego "stanu" tez doszlam do wniosku, ze w zasadzie to nie chodzi mi najbardziej o wage. Owszem jest to dla mnie wazne, ale bardziej chce sie skupic na tym, aby jesc zdrowo. Skoro np. lubie mozarelle to chce ja wprowadzic na stale do menu, a nie tylko jak zaczynam diete. To samo z warzywami czy owocami. Zalezy mi na tym, zeby swiadomie i chetnie po nie siegac, bo sa zdrowe, a nie dlatego, ze sa niskokaloryczne. Waga przy takim jedzeniu i tak i tak bedzie powoli leciec w dol. Niech leci nawet wolniej, ale na stale i niech efektem tego bedzie zmiana nawykow na stale, a nie do osiagniecia wymarzonej wagi. Kolejna sprawa z cwiczeniami. Chce cwiczyc po to, zeby miec fajne cialo, lepsza kondycje i aby weszly mi w nawyk, bo za pare lat bede sie lepiej czula i bede zdrowsza. Za bardzo podchodzilam do jedzenia i do cwiczen jako drogi do wymarzonej sylwetki. Doszlam do wniosku, ze to myslenie jest bardzo bledne. Od wczoraj wprowadzam swoje nowe myslenie "na stale". Uwazam, ze nie jestem brzydka, nie jestem tez gruba i generalnie nie czuje sie ze soba zle. Jednak myslenie o wadze calkowicie przyslanialo wszystko inne i kiedy ktos powiedzial, ze wygladam super (a wazylam np.54kg) to od razu sie dolowalam, bo przeciez mam brzuch i tluste uda i moje samopoczucie spadalo w dol czego efektem byl totalny brak dbania o siebie. Poza tym wczoraj bylo tutaj swieto krolowej. Pelno ludzi na ulicach, wiec pozwolilam sobie troche poobserwowac kobiety. I do jakiego wniosku doszlam? Ze nawet jesli kobieta ma troche za duzo kg, ale jest zadbana to wyglada super. Widzialam wczoraj dziewczyny nie z 5 czy 10 kg za duzo, ale ze zdecydowanie wieksza iloscia i zachwycalam sie tym jak super wygladaja. Zadbana skora, paznokcie, wlosy, ladny makijaz, dopasowane ciuchy i wygladaly super. Wlasnie na tym mi zalezy! Nie chce dbac o siebie tylko wtedy kiedy moja waga jest dla mnie zadowalajaca, ale caly czas. Przez moje super myslenie nie pamietam kiedy ostatni raz uzylam balsamu co dolowalo mnie jeszcze bardziej, a wystarczy myslec o tym nie w kategorii diety, a dbania o siebie. Od czasu mojego testu czyli kilku ostatnich dni zauwazylam, ze jesli jem normalnie to jem mniej niz przy mysleniu o wadze. Trzeba pozbyc sie tej obsesji, bo zdecydowanie mi to nie pomaga, a wrecz szkodzi. Winie w zasadzie wszystko co wpedza dziewczyny i kobiety w takie myslenie: media, ludzie, jakies chore wzorce, wyretuszowane modelki na kazdej okladce. Modelki bez makijazu wcale nie sa takie piekne, a w kazdej gazecie czy portalu sprzedaja nam scieme. Uwazam, ze to nie fair i smutne, bo ja mam prawie 25 lat i nie umiem sobie z tym do konca poradzic, a co bedzie z mlodymi dziewczynami. Przez chore i nieprawdziwe kreowanie piekna wiele kobiet na tym cierpi i nie lubi samych siebie. Ja poki co uciekam, bo jest tak piekna pogoda, ze koniecznie musze wyjsc na spacer :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Jak Wam idzie? Dzisiaj zauwazylam, ze na rozstepach na boczkach w kilku miejscach zrobily mi sie czerwone paski. Zastanawiam sie co to moze byc. Wydaje mi sie, ze nie jest to nowy rozstep, bo nie jest to "kreska" pionowa tylko male poziome kreski juz na rozstepie. Jakby ktos zaznaczyl flamastrem "szerokosc" rozstepu. Poza tym u mnie bez wiekszych zmian. Przyzwyczajam sie do normalnego jedzenia. Dzisiaj zrobilam zakupy owocowe, wiec na pewno wprowadze wiecej owocow. Trzymajcie sie cieplo i piszcie co u Was :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie bez fajerwerków, ale ogólnie ok :) Wczoraj rano weszłam na wagę, zobaczyłam 69,7 kg - niby mniej (bo ostatnio w porywach nawet do 72 kg z hakiem miałam), ale jednak wciąż za dużo. Nie mniej jednak na wagę weszłam z czystej ciekawości, wiedziałam, że różnicy szczególnej nie będzie, bo taką zauważyłabym już po ubraniach. Obiecałam sobie, że to co zobaczę nie będzie miało wpływu na moje życie, a w szczególności na jedzenie i... nie do końca się tak stało, bo pochłonęłam całą paczkę ciastek z czekoladą (1000 kcal), oprócz tego oczywiście inne rzeczy, ale mimo wszystko nie skończyłam z dołem trwającym 2 tygodnie, tylko żyję dalej, nawet się nie zważyłam jak miałam w nawyku. Dzisiaj też miałam moment załamania, ale to wszystko przez to, że się nie wyspałam, chciałam odpuścić siłownię, ale się przemogłam i nie żałuję. Co do czerwonych kresek na rozstępach - może to po prostu są rozstępy, ale w innej "fazie rozwojowej", bo podobno czerwone są gorsze i robią się po białych. Osobiście większość mam chyba białych, wyczuwalnych, ale jakieś lekko czerwone też bym pewnie znalazła, jakby się uprzeć... Nie ma się co przejmować :) Ale może to być faktycznie coś innego, skoro to jest na rozstępie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka wazne, ze waga nie idzie w gore. Powoli bedzie spadac w dol tym bardziej, ze chodzisz znow na silownie. Jeden dzien najedzenia sie w sumie nie zrobi jakiejs wiekszej roznicy pod warunkiem, ze skonczy sie wlasnie na jednym dniu. W tamtym roku podczas swojego odchudzania tez po takim dniu lecialam kolejnego dnia na wage i nie bylo zadnej roznicy. Jesli jednak przeciagnelam to i jadlam 4-5 dni pod rzad to roznica juz byla. Ale wiadomo pod jednym dniu te kalorie sie spala, a po 5 juz nie do konca. Ja wlasnie na poczatku rozstepy mialam czerwone (chyba w liceum zaczely sie robic) dopiero pozniej zrobily sie biale. Kiedys czytalam, ze na te czerwone rozstepy mozna cos jeszcze poradzic, ale na biale juz nie, bo to sa po prostu blizny. Nie wiem do konca co to jest, ale zmotywowalo mnie to do balsamowania. Codziennie wieczorem sie smaruje, a boczki nawet jeszcze rano (profilaktycznie :) ). Nie wydaje mi sie, ze sa to rozstepy dlatego, ze nie przytylam teraz. Jesli mialyby ie zrobic to juz bardziej w lutym/marcu. Poza tym nie wiem czy rozstep moze sie zrobic na rozstepie. No nic zobacze co bedzie z tym dalej, nie ma innej rady. Ja dzis padam. Zrobilam generalne porzadki lacznie z myciem szafek, okien itp. Ale bylo warto dla tego efekty i uczucia swiezosci w kazdym kacie. Menu: sniadanie- 2 kanapki z pacztetem i pomidorem obiad- spagetii. Poki co uciekam pod prysznic i zjesc jakas mala kolacje. Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No niech mnie, jeszcze nie mogę wysłać wiadomości, bo "została oznaczona jako spam" ;/ Spróbuję może dodać ją w częściach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej. Nie pisałam (i szczerze powiedziawszy nadal nie mam ochoty tego robić), bo jest źle, bardzo źle, a użalanie się nad sobą niewiele zmieni. Ja już nie wiem co robić, ale jak tak dalej pójdzie, to jeszcze przed wakacjami wrócę do 80 kg... Jestem załamana. Nic mi nie wychodzi, absolutnie nic, nie potrafię się skoncentrować, totalnie zawaliłam naukę (teraz już nawet nie przejmuję się tym, że jutro mam koło, a nie zajrzałam w notatki i nie zajrzę, bo zaraz idę spać - mimo, że dziś się wyspałam... w dodatku zaspałam, więc spałam dłużej niż było w planie), ciężko wytrwać mi na jakiejkolwiek diecie choć 1 dzień, brak mi energii na ćwiczenia - dzisiaj na siłowni byłam jak za karę i już samo wejście po schodach na górę było dla mnie ogromnym wysiłkiem... Do tego łykam sporo ziołowych antydepresantów, które gówno dają. Jedyne co odczułam to szereg działam niepożądanych ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zresztą już mi się skończyły, więc czas pomyśleć o czymś innym. Jak tylko będę miała jakieś pieniądze zainwestuję w jakieś leki, no i resztę standardowo "przejem" ;/ Ja nie wiem co się ze mną dzieje, bo kiedyś tak nie było. Teraz nie mam nawet ochoty kupować ciuchów, bo wiem, że wyglądam koszmarnie. Nie wiem, co jeszcze pisać, ale czuję się paskudnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze jutro wizyta u tego chorego psychologa. On nic nie rozumiem, znów zacznie mi pier*dolić swoje farmazony, a wcześniej jeszcze pewnie ochrzani za brak zadania domowego i brak chęci zmian. No ale do cholery jak ktoś kto ma depresję i brak samoakceptacji ma zwyczajnie cieszyć się życiem, żyjąc na 200%, emanować uśmiechem i energią. Takie zadania jak mi zadaje są odpowiednie dla osób, które nie mają większych problemów, a chcą pokonać jedynie swoją nieśmiałość! A na domiar złego wciąż ciągnie się za mnę to małe "kłamstewko" o moim domniemanym związku - szczerze mówiąc myślałam, ze nikt nie uwierzy, a szczególnie ludzie, z którymi mam bliższy kontakt, a tu jest wręcz na odwrót - ludzie, którzy powinni znać mnie lepiej uwierzyli w to, ja nie zaprzeczyłam i teraz muszę robić dobrą minę do złej gry. Nawet nie wiesz jak cholernie ciężko jest udawać szczęśliwą, podczas gdy wewnętrznie ledwo egzystuję. Mało tego jakiś czas temu dostałam wiadomość od jakiegoś głupka na portalu randkowym (nawiasem mówiąc nie mam już tam konta) o treści "ale jesteś grubaśna, ale chociaż buzię masz ładną"!!!!!!!!!!! No centralnie!!!!!!!!!! Myślałam, że wystrzelę go w kosmos, szczególnie że dodałam zdjęcie z wakacji, na którym ważyłam pewnie ok. 66 kg. Nie przejęłam się tą wiadomością jakoś specjalnie, bo ten koleś była jakiś niezrównoważony, nie mniej jednak takie słowa w głowie zostają... A wracając do tematu - koleżanka się do mnie odzywała ostatnio z zapytaniem "i jak tam zakochana". Nie odpisałam. Za to kolega z uczelni po weekendzie majowym pierwsze co pytał jak minął weekend i czy widziałam się z tym swoim tajemniczym chłopakiem, którego on nie zna ;/ Najgorsze, że zawsze mogłam mu się zwierzyć, może najlepszym pocieszycielem nie jest, ale jakoś tak lepiej mi było jak nie musiałam ściemniać i udawać sztucznie szczęśliwej... Ehh dość już mam tego wszystkiego. Nawet wymuszać wymiotów nie mogę na "pocieszenie", bo mama zaraz się kapnie i będzie później gadanie. Niech myśli, że wszystko jest w porządku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Papryczka nie jestem w stanie dodac postu!!! Za kazdym razem kiedy cos napisze wyskakuje mi powiadomienie, ze mam usunac spam i wyslac jeszcze raz!!! Nie mam pojecia dlaczego!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ooo ten poprzedni post sie dodal, a jak tylko napisze dluzszy post to nie chce sie dodac!!! Wlasnie dlatego sie nie odzywalam, bo probowalam w ostatnim tygodniu 3 razy i nic... Mialas tak moze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, kimczi. Ja tam ciągle mam, dlatego dodaję posty w częściach ;/ Zaczęłam pisać w innym temacie i tam nawet odrobinę dłuższy post (bo takich wypracowań jak tu tam nie piszę) muszę dodawać w kawałkach. Musieli coś zmienić i teraz nie ma innej rady. Krócej pisać czasem się nie da, więc po prostu trzeba dodawać w częściach. Co do tego drugiego tematu, w którym się udzielam to głodówka. Tak, dzisiaj jest 4 dzień, w którym nic nie jem i jestem z siebie naprawdę dumna :) Już trochę schudłam, ale co jest bardziej motywujące to mój brzuch - teraz jest prawie płaski :o Normalnie aż chce mi się nosić obcisłe ciuszki. Nie przeczę, że to proste, szczególnie, że wczoraj jak się myłam dostałam okres (pierwszy raz o tak dziwnej porze, a do tego jeszcze tak obfity jak nigdy). Wczoraj jak wstałam myślałam, że się poddam, bo drżały mi ręce, miałam mdłości i zawroty głowy (te 2 ostatnie związane akurat z PMS), ale jakoś wytrwałam, chociaż byłam naprawdę słaba i głodna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×