Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Hej Papryczka! Pewnie jestem padnieta po tych promocjach. Nie bede poki co odpisywac Ci, bo nie wiem co tam sie u Ciebie dzieje. Mam jedynie nadzieje, ze swieta minely spokojnie i co najwazniejsze, ze Twoje samopoczucie sie poprawilo. W sumie w swieta w ogole nie myslalam o diecie, jedzeniu. Po prostu zajelam sie przygotowaniami. Wszystko mnie strasznie pochlonelo, bo to byly pierwsze swieta, ktore w calosc**przygotowywalam sama, wiec bylo troche rzeczy do zrobienia. Po swietach nie bylo nawet sensu zabierac sie za diete, bo sporo rzeczy zostalo i jeszcze je konczymy. Pozniej jeszcze sylwester i mam nadzieje, ze po nowym roku jakos ze wszystkim rusze. Ostatnio jednak bardziej niz dieta przeraza mnie poszukiwanie pracy. Nie chce isc do takiej pracy jaka mialam ostatnio, ale z drugiej strony boje sie, ze jeszcze nie wystarczajaco znam jezyk, ze sie nie sprawdze itp. Poza tym ostatnio na lekcji robilam mase bledow, ale to przeciez niemozliwe, ze zapomnialam wszystkiego czego uczylam sie dwa tygodnie wczesniej. Mimo wszystko po nowym roku zamierzam ostro wziac sie za nauke. Nie tak jak dotychczas, ze poczytalam troche ksiazke czy pogadalam na lekcji. Musze zajac sie sluchaniem, czytaniem i co najgorsze uczeniem slowek. Niestety nie jestem sluchowcem i slowka musze wbic do glowy powtarzajac je 40 razy, a i tak nie wszystkie mi zostana. Poki co dostalam pieniadze na pare miesiecy, ale oczywiscie juz myslalam o tym ile dni minelo i ile moglam sie w tym czasie nauczyc. Nie wiem jak, ale musze to wszystko nadrobic. Dieta oczywiscie tez jest w planie, bo spodnie przetarte coraz bardziej, a ja dalej uparcie w nich chodze. Nie mam pojecia w co ubrac sie na sylwestra. Niby wychodzimy tylko do kuzynki mojego chlopaka, ale cos zalozyc trzeba... Pisze krotko, bo u mnie poza (jak zwykle) wyrzutami sumienia nie za wiele sie dzieje. Odezwe sie jeszcze przed sylwestrem. Trzymaj sie cieplo i czekam na wiesci od Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Pewnie jestem padnieta po tych promocjach. Nie bede poki co odpisywac Ci, bo nie wiem co tam sie u Ciebie dzieje. Mam jedynie nadzieje, ze swieta minely spokojnie i co najwazniejsze, ze Twoje samopoczucie sie poprawilo. W sumie w swieta w ogole nie myslalam o diecie, jedzeniu. Po prostu zajelam sie przygotowaniami. Wszystko mnie strasznie pochlonelo, bo to byly pierwsze swieta, ktore w calosc**przygotowywalam sama, wiec bylo troche rzeczy do zrobienia. Po swietach nie bylo nawet sensu zabierac sie za diete, bo sporo rzeczy zostalo i jeszcze je konczymy. Pozniej jeszcze sylwester i mam nadzieje, ze po nowym roku jakos ze wszystkim rusze. Ostatnio jednak bardziej niz dieta przeraza mnie poszukiwanie pracy. Nie chce isc do takiej pracy jaka mialam ostatnio, ale z drugiej strony boje sie, ze jeszcze nie wystarczajaco znam jezyk, ze sie nie sprawdze itp. Poza tym ostatnio na lekcji robilam mase bledow, ale to przeciez niemozliwe, ze zapomnialam wszystkiego czego uczylam sie dwa tygodnie wczesniej. Mimo wszystko po nowym roku zamierzam ostro wziac sie za nauke. Nie tak jak dotychczas, ze poczytalam troche ksiazke czy pogadalam na lekcji. Musze zajac sie sluchaniem, czytaniem i co najgorsze uczeniem slowek. Niestety nie jestem sluchowcem i slowka musze wbic do glowy powtarzajac je 40 razy, a i tak nie wszystkie mi zostana. Poki co dostalam pieniadze na pare miesiecy, ale oczywiscie juz myslalam o tym ile dni minelo i ile moglam sie w tym czasie nauczyc. Nie wiem jak, ale musze to wszystko nadrobic. Dieta oczywiscie tez jest w planie, bo spodnie przetarte coraz bardziej, a ja dalej uparcie w nich chodze. Nie mam pojecia w co ubrac sie na sylwestra. Niby wychodzimy tylko do kuzynki mojego chlopaka, ale cos zalozyc trzeba... Pisze krotko, bo u mnie poza (jak zwykle) wyrzutami sumienia nie za wiele sie dzieje. Odezwe sie jeszcze przed sylwestrem. Trzymaj sie cieplo i czekam na wiesci od Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co u mnie? Bez żadnych (pozytywnych) zmian. Święta to była jedna wielka masakra (szerzej opisałam to w jednym z komentarzy na błoku, odpisujac na komentarz jednej dziewczyny)... Nie chciało mi sie pisać posta i pewnie juz w tym roku nic nie napiszę. Liczę, że nowy rok przyniesie nowe siły i więcej szczęścia. Generalnie codziennie po kilka razy wymiotowałam, niby starałam się na święta jeść mało, ale co z tego jak wieczorem nadrabiałam braki? Do tego przeczyszczanie, a waga i tak wciąż wysoka (obecnie jest ok. 72 kg rano). Chcę przestać się tak w kółko ważyć, ale wiadomo jak jest. Poza tym najpierw muszę przerwać ciąg bulimiczny, przecież już mnie nawet gardło boli. Poza tym najwidoczniej zapomniałam już o torbieli ;/ Na szczęście 8 stycznia idę do psychologa (tego co wcześniej) - zapisałam się tylko na 4 wizyty, bo później mam sesję i nowy semestr, więc planu nie znam, ale równa sie to zapewne temu, że kolejne wizyty będę miała dopiero po świetach, bo zapisy są z góry na pół roku, no i kilka dni po ustaleniu grafiku już nie ma miejsc. W sumie i tak nie do końca jestem przekonana, może nie tyle do psychoterapii, co do samego psychologa, ale wybierać kogoś w ciemno to za dużo zachodu jak na osobę, której się nic nie chce, często nawet i wstać z łóżka. Hm a ja kupiłam nowe spodnie - co ciekawe wg metki ten sam rozmiar, co te w które nie mogłam się wcisnąć. I jak się okazało faktycznie tamte za ciasne były ciut mniejsze i bardziej sztywne. Nie chciałam też kupować spodnie "ciut" większym, bo doskonale wiem jakby się to skończyło. Muszę kupić jeszcze tylko czarne spodnie, bo nie znoszę paradować na promocjach w spódnicy (nawiasem mówiac powoli też przyciasnej) i będę musiałą kupić je na obecny rozmiar. Pamiętam, że ostatnie czarne spodnie kupiłam jak schudłam do 70,8 kg (pamiętam jak dziś, bo zważyłam sie po długim czasie) i później jeszcze ładnie chudłam, że były mi totalnie za luźne - mam nadzieję, że i tym razem "przyniosą mi" szczęście, z tym, że takich samych juę nie mają. Zauważyłam ostatnio w innym sklepie podobne i nawet tańsze, ale ku mojemu zdziwieniu nie wcisnęłam się w rozmiar 40 (fakt faktem, że dół mam zawsze większy niż górę, ale mam nadzieję, że w tym wypadku to tylko mniejsza rozmiarówka zależna od sklepu i weszłabym w rozmiar 40, gdyby mieli dokładnie te same, które kupowałam ostatnio w innym sklepie). Bo dla mnie metka nie ma większego znaczenia - kupię rozmiar 42, jeśli w takich będę czuła się dobrze. Jeśli chodzi o sylwestra plany miałam takie, żeby kupić jakąś fajną czarną sukienkę, ale niestety lipa, bo wydałam już prawie całą kasę (nie wiem na co - pewnie na żarcie ;/), a nawet nie miałam czasu chodzić po sklepach. Upatrzyłam sobie tylko luźną, srebrną bluzkę, więc będzie fajna do spodni (jednak w spodniach czuję się lepiej, poza tym skoro idę sama do klubu, to lepiej nie kusić losu zbyt skąpym ubraniem, szczególnie, że w moim wypadku zwykle wygląda to d****arsko), o ile jutro jeszcze będzie... Znając moje "szczęście"... ale nie chcę zapeszać. Ostatnio było po jednej z każdego rozmiaru, w sumie każdy był mi dobry, bo bluzka jest luźna, ale mimo wszystko wezmę chyba mniejszą, bo większa źle się układa pogrubiając mnie przy tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Przeczytalam Twoj komentarz na blogu. Bardzo mi przykro z powodu swiat. Wierz mi, ze jak czytalam o swiatecznym sniadaniu to wpadlam w naprawde podlu nastoj. Jednak to juz za Toba i trzeba sie skupic na Nowym Roku. Fajnie, ze idziesz do psychologa. Moze teraz wyprostuja sie Twoje problemy. Bardzo bardzo Ci tego zycze. No i miejmy nadzieje, ze psycholog zrozumie problem i zrobic cos aby C***omoc. A co do spodni to ja tez mam roznie z rozmiarowkami. Co sklep to inny rozmiar dlatego tez nie zwracam na to uwagi. Tym bardziej, ze i tak zawsze musze spodnie skracac, bo nie moge wcisnac tylka w spodnie, ktore maja dobre nogawki. Ja tez zdecydowanie wole spodnice niz spodnie. Mam chyba tylko jedna jakas na lato, ale w spodnicach jakos dziwnie sie czuje. W sukience jeszcze jakos, ale jak widze swoje lydki w spodnicy to odechciewa mi sie jej zakladac. Kupilas ta srebrna bluzke? Ja juz koncze, bo jeszcze musze spilowac paznokcie, ogarnac sie i jedziemy do tej kuznki mojego chlopaka. Zycze Ci wiec, aby Nowym Rok przyniosl wiele pozytywnych zmian, wiele szczescia i radosc****ozbycia sie wszystkich problemow, duuuuzo sily i zebys kazdego dnia stawala sie osoba coraz bardziej pewna siebie, bo jestes wartosciowym czlowiekiem :) Szczesliwego Nowego Roku i do "odpisania" juz w 2014 :) Udanej zabawy!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej :) Ja nadal szukam swojej drogi. Rok niby nowy, a ja jakby stara. Nic się nie zmieniło - sylwester totalna klapa ("dzięki" koleżance), w pokoju nadal mam bałagan i jeszcze po inwentaryzacji się przeziębiłam, w ogóle tak kiepsko się czuję. Niewyspana, z bólem gardła, zapchanymi zatokami... Mam nadzieję, że uda mi się stanąć na nogi jeszcze zanim zaczną się zajęcia, bo mam sporo do przygotowania na uczelnię. No i czekam na wizytę u psychologa. Co prawda dziwnie się czuję, wracajac do niego z podkulonym ogonem, ale cóż. Eee ja tamtych spodni w ogóle nie kupiłam, bo rozmiar 42 też był mi ciasnawy w nogawkach jak 40, ale za to były mi za luźne na brzuchu - totalna dysproporcja. Bluzkę kupiłam, ale nie tą "srebrną" (w gruncie rzeczy była ciemnoszara, a że świecąca z lekka to nazwałam ja srebrną), bo nie było rozmiaru, ale jasnoszarą, czyli właściwie srebrną. Ale jak sobie przypomnę komentarz "koleżanki" na dzień dobry jak spotkałyśmy się w klubie "co Ty masz na sobie??" to aż mnie nosi. Bo ona zawsze musi mnie upokarzać bez powodu. Pewnie była zła, że wyglądałam normalnie, a nie jak kiedyś w jakichś krótkich tunikach. Odkąd schudłam stałam się dla niej konkurencją i już nie może błyszczeć na moim tłe... Owszem nadal jestem gruba, ale twarzą dyskwalifikuję wiele dziewczyn, a ją szczególnie. Nie jest urodziwa, a uważa się za gwiazdę. Później doczepiła sie jeszcze do moich butów (miałam kozaki na obcasie). Ona miała szpileczki, bo przyjechała autem. D***** pieprzona!! Urwałam z nią kontakt po tej imprezie. Nawet nie chce mi się pisać jak się zachowała, ale nie bawiłam się z nią. W zasadzie po północy już się nie spotkałyśmy. Rano tylko napisała mi smsa o treści "żyjesz?", więc padłam! Oczywiście nie odpisałam. Nie rozumiem tylko po co do mnie dzwoniła chcąc się spotkać na sylwestra - poprawić sobie nastrój moim kosztem?? A jak Twój Sylwester? Dziękuję bardzo za życzenia, Tobie również życzę szczęścia i powodzenia w dążeniu do celu i aby Nowy Rok okazał się w końcu tym lepszym, nowej lepszej pracy i zadowolenia z samej siebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Ojjj mam nadzieje, ze przeziebienie juz minelo. Nie masz sie czego wstydzic jesli chodzi o psychologa. Potrzebujesz pomocy i tyle, a on powinien przemyslec pare rzeczy i sprobowac Ci w koncu pomoc, a nie wymyslas jakies glupoty. Mam nadzieje, ze wizyta przyniesie same pozytywnye skutki :) To ladna kolezanka. Kurcze ja wlasnie za to nie znosze (oczywiscie nie wszystkich) kobiet. Faceci tak nie maja, a niektore kobiety tylko czekaja zeby wbic szpilke drugiej. Nawet dobrze, ze bawila sie gdzies sama, bo z taka osoba to na wejsciu psujesz sobie nastroj. Dziekuje za zyczenia. Moj Sylwester byl w sumie spokojny. Najpierw bylismy i cioci mojego chlopaka. Byly tam tez jego kuznki. Po pierwszej poszlismy do jednej z kuzynek (tam nocowalismy), posiedzielismy w sumie do 6.30, cos tam wypilismy, potanczylismy i tyle. Bylo jednak bardzo przyjemnie. Najgorszy byl jednak powrot do domu. Co prawda nic sie nie wydarzylo, ale zauwazylam, ze teraz zaczely mi przeszkadzac rzeczy, ktore kiedys byly mi obojetne. Pare lat temu bylo mi wszystko jedno gdzie czy u kogo spie i powrot rano do domu byl dla mnie normalny. Teraz wole wrocic do domu nawet o 7 rano, ale polozyc sie do swojego lozka i po przebudzeniu byc u siebie. Jak chce mi sie pic to wiem, ze mam wszystko co potrzebuje, nie musze sie czaic od razu ubierac i ogarniac. No i nie musze za chwile wychodzic, bo jednak nie wypada siedziec u kogos jeszcze 4 h skoro wiesz, ze ta osoba najchetniej by sie tez jeszcze polozyla. Musielismy wrocic metrem, a pozniej zrobilismy sobie spacer, a reszte dnia Nowego Roku przelezalam w lozku. Jeszcze w sobote byl u nas znajomy. Ojj tak mi sie nie chcialo nic robic, ale wiedzialam, ze jeszcze ta wizyta i spokoj. Oczywiscie tez bylo bardzo fajnie, ale te swieta i wszystkie wizyty mnie wykonczyly. Dopiero za 3 tygodnie jedziemy jeszcze raz do tej kuzynki, a teraz chwila spokoju. Nie to, ze nie lubie spotkan towarzyskich, bo lubie i to bardzo, ale minely czasy w ktorych co weekend musialam koniecznie gdzies wyjsc i jeszcze najlepiej w tygodniu. Teraz doceniam wieczor ogladajac film czy czytajac ksiazke. To teraz o zmianach, ktore mialam zaczac wprowadzac w zycie. Do niedzieli nie mialam nawet co planowac, wiec odpuscilam. Wczoraj caly dzien szlo nawet dobrze, ale wieczorem poleglam. Zostalo ptasie mleczko, ktorego moj chlopak nie lubi, wiec nie moglam pozwolic zeby sie zmarnowaly i troche zjadlam. Dzis czuje, ze bedzie podobnie, bo jeszcze zostalo pare sztuk. Jedyna rzecz, ktora mnie trzyma przy trzymaniu sie w miare rozsadnego jedzenia sa spodnie (te za male). Doskonale wiem, ze gdybym zaparla sie dwa max. 3 tygodnie spokojnie bym w nie weszla, ale cholera nie moge, nie potrafie lub nie chce. W ogole mysle o tym ile rzeczy bylo by fajnie robic. Jak dobrze jest prowadzic aktywny tryb zycia. Mysle o tym, wszystko to wiem, a jednoczesnie nie potrafie tego zmienic. Wiem, ze glownym problemem jest fakt, ze wszystko chce zmienic jednego dnia, a tak sie nie da, ale nie potrafie robic niczego po kawalku. Albo sie ucze, zdrowo odzywiam, cwicze, dbam o siebie, albo nie robie nic traca przy tym czas i nie zmieniajac nic. Echhh. Poki co to tyle, bo nawet nie chce mi sie pisac wiecej. Pisz co u Ciebie. Mam nadzieje, ze lepiej niz u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Nie za bardzo mam teraz czas, żeby pisać i w najbliższym czasie się to pewnie nie zmieni. Zbliża się sesja, masa zaliczeń, do tego praca, siłownia, wizyty u lekarzy, walka z bulimią, dieta i... ciągłe tycie. Niestety, mimo wszystko ;/ Ale dziś 12 dzień nie wymiotuję. Ważę ok 73 kg i staram się nie ważyć co 5 minut. Niby sporo ćwiczę i mało jem, a widzisz - waga rośnie w oczach, ale póki co jeszcze się wstrzymam z decyzją o jakiś drastycznych krokach i spróbuję wytrwać w "diecie". Nic specjalnego - grunt, że nie wymiotuję. Staram się jeść mniej (albo chociaż normalnie), odmawiam sobie pewnych rzeczy i nie jeść zbyt późno, ale jak mam na coś ochotę, wolę to zjeść niż skończyć z obżarstwem i powrotem do bulimii. Byłam u psychologa - on raczej nie podejmie się mojej terapii ze względu na to, że ostatnio nie przyniosło to zamierzonych skutków, ale na następne spotkanie ma mi przygotować kontakty do osób, które się specjalizują w moich zaburzeniach no i są na NFZ, bo inaczej tego nie widzę. Reszta chyba na blogu. Tam na razie też nie piszę, ale możliwe, że ja znajdę chwilkę to się tam odezwę ;) Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka. Odezwe sie za kilka dni. U mnie generalnie dno, wiec nawet nie chce mi sie nic pisac. Mam nadzieje, ze chociaz u Ciebie wszystko ok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niestety, mimo ostatniego pozytywnego posta, u mnie też nie najlepiej. Bulimia w pewnym momencie doszła do głosu. Wygrała. Walczyłam z tym, z wagą. Znów się pocięłam. Próbowałam wiele razy, ale jestem pewna, że dziś jest pierwszy dzień. Pierwszy dzień hmm po pierwsze życia w wolności od bulimii, a po drugie diety. Nie napiszę, że to zycie bez obzarstwa, bo postanowiłam wrócić do diety "śniadaniowej". Jem co chcę, ale rano. Zapewne nie będzie to wyglądało tak jak kiedyś (nie wiem czemu, ale wtedy byłam na maksa zmotywowana i nic nie było w stanie mnie zatrzymać, nie ważyłam się, tylko szłam do przodu), bo w niektóre dni dodam sobie jakieś lekkie jedzenie później (szczególnie, że teraz chodze na siłownię, a wtedy nie ćwiczyłam w ogóle), ale póki co to najlepsza opcja. Co będzie dalej - będę martwić się później. Nie mniej jednak chciałabym na dłuższą metę żyć tak jak ostatnio kilka dni mi się udało. Na śniadanie obiad (lub ewentualnie solidne śniadanie, ale 1 posiłek, a nie tak jak na diecie "śniadaniowej" wszystko co wpadnie w rękę, taka mieszanina), a na obiad drugie śniadanie i do wieczora już nic. To było raz, że rozsądne (jedząc rano więcej byłam dłużej najedzona, poza tym rano szybciej spalamy kalorie), a dwa, że dobrze się czułam, ale póki co muszę zrobić cokolwiek, żeby wyjść z dołka. Do psychologa już nie chodzę. Podał mi pewne nazwiska, ale zajmę się tym dopiero po sesji. W takim razie czekam na wieści od Ciebie! I się nie załamuj :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Źle się tam wyraziłam - dziś nie jest pierwszy dzień wolności od bulimii, a będzie 4 :) Po tamtych 14 dniach przyszedł kryzys, 2 dni nie dałam rady się opanować i wymiotowałam (wyzywając bulimię niemiłosiernie, a później poniekąd jej dziękując, bo nie przytyłam), ale wróciłam na właściwą drogę (właśnie obiad na śniadanie i mała przekaska później), ale już drugiego dnia wieczorem poległam, ucząc się. Ta głupia szmata, jaką jest bulimia wykorzystała moją słabość. Uaktywniła się w mojej głowie właśnie wtedy kiedy się uczyłam i miałam świadomość zawalonej nocki, a wiadomo na głodnego ciężko. A wiedziałam, że muszę wszystkie zadania przejrzeć, bo je rozumiem, ale jak bym sobie nie przypomniała mogłabym nie wyliczyć. Może i bez powtórki bym zdała, ale marnie, a tak dostałam 5. I później już nastał spokój, tzn. nie wymiotowałam, raz się tylko przeczyściłam, bo jednak do piątku bardzo przeginałam z ilością jedzenia, ale mimo świadomości wzrostu wagi, nie wymiotowałam. Wczoraj miałam pić tylko soki, ale coś źle sie czułam. Co zabawne jeść zaczęłam nie dlatego, a dlatego, że miałam problem ze sprawozdaniem i z innych jeszcze bardziej błahych powodów. Na szczęście nie zjadłam spektakularnie dużo, bo wciaż odczuwałam mdłości i jakoś tak dziwnie się czułam. Dziś zjadłam 2 kawałki ciasta, rożka (takie ciastko z kremem, a nie loda), trochę paluszków i dużą porcję spaghetti (trochę musiałam nawet wyrzucić, bo nie chciałam wpychać w siebie ponad miarę - w końcu jadłam żeby się porządnie najeść, a nie zwymiotować - musiałam przypomnieć sobie jak to było 2 lata temu), ale do wieczora z racji nauki planuję jeszcze jeść marchewki i wypić kawę, o ile będzie taka konieczność. Nadal dokładnie notuję co jem danego dnia i kiedy wymiotuję, stąd mam pełny obraz swojej choroby i diety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ciesze sie, ze mimo chwilowego zalamania teraz jest u Ciebie lepiej. Moje ostatnie dni to katastrofa. Codziennie wieczorem obiecywalam sobie, ze "jutro"zaczynam koniecznie, bo niedlugo wiosna, wesele, bo sie sie czuje, bo spodnie za male itp. Doslownie w chwili przebudzenia stwierdzalam, ze to jednak nie ten dzien i zaczne od kolejnego jutra. Oczywiscie jakby bylo malo to przez tydzien codziennie wieczorem robilam sobie uczte, bo przeciez jutro juz koniec ze wszystkim. Efekt: 2kg na plusie co i tak mnie zdzwilo, bo myslalam, ze bedzie wiecej. Wczoraj usiadlam i zaczelam sie zastanawiac co ja tak naprawde robie. Wszytsko chce zmienic, a nie robie nic. Malo tego, jesli jem jak szalona to nie mam sily ani ochoty uczyc sie, poczytac- tym bardziej, ze nie mam jakiegos okreslonego czasu do egzaminu tylko sama musze sobie narzucic dyscypline. Przypomnialam sobie co dzialo sie ze mna w liceum, do czego to doprowadzilo i jak sie wtedy czulam. Jednym slowem strasznie. Nie zmienie wszystkiego w ciagu jednego dnia dlatego dzis zapisalam sobie wszystko i zamierzam mniej wiecej trzymac sie planu. Dieta oczywiscie jest poki co najwazniejsza, bo to ona pomoze mi utrzymac wszystko w normie. Wykluczam na jakis czas slodycze i chipsy, obiad tak jak kiedys bede jadla normany, ale mniejsza porcja. Dokladam cwiczenia, ale na poczatku bez szalenstwa- tylko stepper, po ktorym i tak bede miala zakwasy i nie spodziewam sie, ze wytrzymam dluzej niz 15 min, ale zawsze to jakis poczatek. Tak samo z nauka. Lepiej posiedziec chociaz 30 min czy godzine, ale codziennie niz nie robic nic. Dlatego tez z racji tego, ze jestem wzrokowcem i slowek ucze sie z "listy" postanowilam, ze codziennie naucze sie 2 stron. Nie powinno byc to nic trudnego, poniewaz duzo z nich znam ze slyszenia, ale musze je zakodowac, zeby uzywac w rozmowie. Dzis jestem juz po sniadaniu i zielonej hebracie. Nie chce zapeszac, bo tak naprawde to dopiero pierwszy dzien, ale postanowilam, ze chce to wszystko zrobic. W koncu zostaly 2 miesiace do wiosny. Za te dwa miesiace chce sie czuc lzejsza, piekniejsza i byc zadowlona z siebie, ze udalo mi sie przezwyciezyc slabosci i zrobic cos ze soba. Nie chce patrzec wstecz i zalowac czasu ktory spedzilam na niczym i znajdujac sobie coraz to nowe wymowki. Powodzenia na sensji. Teraz pisze tez na szybko, bo musze uciekac do sklepu, ale bede juz czesciej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem czemu, ale nie mogę wysłać mojej wiadomości, bo znów uznali ją za spam ;/ Ja nie wiem co oni wymyślają! Tym razem nie widzę w niej nie podejrzane, więc musiałąbym słowo po słowie sprawdzać ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wciąż sobie powtarzam, że dam radę, że teraz już muszę zacząć działać, a w rezultacie coraz bardziej tyję. Jestem załamana... Wymyślam szybkie sposoby na choćby minimalny spadek wagi, ale nic nie działa na dłuższą metę. Do tego wszystkiego nic mi się nie chce. Także niestety jest gorzej. Czuję, że jedzenie nade mną panuje jak nigdy wcześniej. Już nawet bulimia nie wygrywa z jedzeniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam dość, ale nie potrafię powiedzieć jutro biorę się za siebie, od jutra zaczynam głodówkę, czy coś w tym stylu, bo to bez sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Musialam zrobic przerwe od prob napisania ostatniego posta, zeby nie wpasc w szal, kiedy znowu duzo napisze a post zniknie. Mam nadzieje, ze teraz sie uda. Co tam u Ciebie? Czytalam na blogu o diecie kefirowej. Robilas pozniej glodowke? Kurcze najbardziej mi przykro z powodu braku wsparcia przez Twoja mame. Przydalaby sie szczera rozmowa, ale wiem rowniez po sobie, ze to trudne. Ja rowniez przy moich "przygodach" z ex nie moglam sobie z niczym poradzic i zamiast rozmowy od mamy dostawalam ciagle pouczenia, krzyk itp. Do dzis mam do niej za to zal, ze w tak ciezkim dla mnie okresie nie otrzymalam pomocy, a wrecz miala rzucane klody pod nogi. Przez to nie dosc, ze emocjonalnie bylam rozbita to jeszcze uciekalam w najwieksza milosc jaka bylo jedzenie. Pozniej oczywiscie pretencje, ze jak ja wygladam, ile jem i co robi pelno papierow po slodyczach w szafce. Mimo, ze uplnelo juz calkiem sporo czasu ja nadal to pamietam i nie potrafie normalnie jesc przy niej. Co do psychologa o ktorym pisalas. Przyznam, ze ja tez wole chodzic do facetow. Jakos latwiej mi sie z nimi rozmawia niz z kobietami. Moze jednak okaze sie dobrym pschologiem i bedzie mogla C***omoc. Trzymam za to kciuki :) Teraz co u mnie. Ostatnio planowalam i planowalam. Nie wszystko udalo sie niestety tak jak chcialam. Nawarstwilo mi sie troche problemow zarowno tutejszych jak i tych polskich, wiec oczywiscie odreagowalam jedzeniem. Kiedy wpadne juz w bledne kolo tzn. kupie sobie raz pelno rzeczy do jedzenia, to bede powtarzala to dopoki cos mna nie wstrzanie. Chociaz teraz nawet spodnie nie sa dla mnie wystarczajaca motywacja. Powtarzalam sobie, ze przeciez za chwile bede szukac pracy i wypadaloby sie jakos prezentowac, ale przez to siedzenie w domu odkladam wszystko na pozniej, bo nie musze nigdzie isc (jedynie do sklepu). Oczywiscie mialam zaplanowanych tyle rzeczy z czego nie zrobilam nawet 25%. Denerwuje mnie to strasznie, ale po prostu nie moge miec za duzo wolnego czasu, bo ciagle przekladam cos na "za godzine", a wychodzi na to, ze spedzam ten czas bezproduktywnie. Z kolei kiedy mam normalny tryb zycia jestem w stanie zrobic wszystko, bo mam juz jakis rytm. A teraz? Mialam wstawac wczesniej, ale po co skoro mam tyle czasu, ze moge sie wyspac. Przeraza mnie to, ze kilka lat temu zalowalam straconego czasu na walke z dietami i tego, ze latach licealnych mialam nadwage i wygladalam jak poczek. Teraz to wszystko wraca i z jednej strony chce z tym walczyc, ale na chceniu sie oczywiscie konczy. Waga niby w miare sie trzyma. Jedynie 1 kg do przodu. Ale wlasnie o ta wage w ogole mi juz nawet nie chodzi, bo jest prawie identyczna jak pol roku temu. Problemem sa wieksze uda, brzuch, boczki. Kiedy pracowalam jednak mialam wiecej miesni i nie bylam taka "rozlana". Teraz wszystko zamienilo sie w tluszcz i wygladam jakbym przytyla jakies 5kg. Na swoje uda to juz nawet nie moge patrzec. Przy moim wzroscie wygladaja jak 2 serdelki. Szczegolnie powiekszyly sie po wewnetrznej stronie uda, a na to pomoga tylko cwiczenia do ktorych ciezko mi sie zebrac. Musze sobie jednak jakos z tym poradzic, bo sama wpedzam sie w pesymistyczny nastroj i przez to nie robie nic. Ja poki co koncze. Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ehh ja robiłam ostatnio (i nie tylko ostatnio, bo już od dawna) różne dziwne rzeczy - kefiry, głodówki, obżarstwo i wymioty. W końcu stanęło na tym, że jem co chcę, ale tylko do 16. Mam nadzieję, że z czasem wrócę do systemu "śniadaniowego". To jedyna opcja, żeby nie odmawiać sobie niczego, obżerać się nie wymiotując, a do tego wszystkiego, by zachować kontrolę nad sobą. Póki co czuję się ok, a waga? W okolicach 72 kg, najważniejsze, że płaszcz mogę swobodnie zapiąć (może w końcu ćwiczenia przyniosły jakiś efekt, bo waga niby wciąż ta sama, a płaszcz wygląda jakby zaraz miał eksplodować, a innym razem czuję luz, oczywiście porównując to samo ubranie pod płaszczem) . Musiałam się ogarnąć, bo ostatnio wszystko się na mnie zwaliło... Nawrót objawów nazwijmy to choroby, z którą walczyłam prawie 2 lata temu (w skrajnie depresyjnym nastroju okazało się jeszcze, że skończył mi się lek, który do tanich nie należy - wtedy już poległam całkowicie),niezdany egzamin, a zaraz później kolejny, ciągłe opróżnianie żołądka, no i w końcu stojąc na promocji we wtorek miałam ostre bóle brzucha i mdłości (bo przed pracą się obżarłam byle czym bez wymiotowania - jakiż to musiał być szok dla organizmu!), do tego stopnia, że się zwolniłam. W międzyczasie pojawiały się oczywiście jeszcze myśli samobójcze, niechęć do życia i ogólny bezsens. To wszystko w jakimś sensie otworzyło mi oczy, ale żyć normalnie się po prostu nie da. Chociaż fakt w moim "kąciku" w kuchni pojawiły się w końcu owoce. Jem co chcę do 16, ale przeważają owoce, czy bakalie. Znów muszę kupić duże ilości daktyli, bo poprzednie szybko zjadłam, ale naprawdę jestem w stanie się nimi zapchać tak że nie chce mi się już słodkiego - dziś w sklepie o dziwo przechodziłam koło batoników, czekolad i ciasteczek i na nic nie miałam specjalnej ochoty, wzięłam tylko wafelka "dla zasady", bo wiedziałam, że po chipsach, na które akurat miałam ochotę, z chęcią zjem coś słodkiego, nawet jak wpadłam do McDonlad's po kawę mogłam kupić co chciałam, miałam ochotę na cheeseburgera, kurczakburgera, jakąś tortillę, a w rezultacie nie wzięłam nic, bo jakbym miała wziąć wszystko na co miałam ochotę, to by mi pieniędzy nie starczyło. Poza tym uznałam, że to kanapki to nic szczególnego, minuta jedzenia i puste 300 kcal w organizmie. Oj skąd ja to znam. Też ostatnio tylko siedziałam w domu i nic nie robiłam, nawet uczyć mi się nie chciało (no powiedzmy, że w przypadku wtorkowego egzaminu nie do końca była to moja wina - byłam tak otępiała, że co 2 zdania się kładłam i kompletnie nic mi nie wchodziło, wiec odpuściłam i poszłam wcześniej spać, żeby nie siedzieć bezproduktywnie, a chociaż sie wyspać). Z kolei na dzisiejszy egzamin zmusiłam się, żeby się uczyć (ale miałam więcej czasu niż wtedy, bo 2 dni, a ostatnio tylko 1 i to po weekendzie w pracy, więc musiałam odpocząć), też kiepsko mi wchodziło, ale to był egzamin ustny, więc trzeba było umieć, a poza tym nie chciałam kolejnej poprawki... no i zdałam w dodatku na 5 :) Co jeszcze? Nie wiem, czy gdzieś wspominałam, ostatnio wygrałam 4 zabiegi BOA MAX na nogi i pośladki i dziś drugi raz na nim byłam. Czy coś daje to nie wiem, ale na pewno psychicznie człowiek sie relaksuje, bo bite 45 minut siedzisz sama podłączona do maszyny i nic Cię nie rozprasza. Co prawda dziś chyba przegięłam z wielkością ciśnienia (nie, żeby mnie coś bolało, czy było dla mnei za wysokie, ale zapewne mam genetyczne skłonności do żylaków i teraz potwornie bolą mnie nogi). Tyle u mnie, czekam na wieści od Ciebie i uciekam spać (aaa spać uhm jeszcze obiecałam zeskanować koleżance wykłady ehh teraz to nagle wszyscy do mnie dzwonią, wielce mili, bo notatki chcą, jeszcze pół biedy przynieść, ale skanować po kilka wykładów i to dla jednej osoby to, dla drugiej co innego to już przesada, w pewnym momencie miałam już tego dosyć, bo ja mam problemy egzystencjonalne, ledwo żyję, a ktoś co chwile ode mnie coś chce i wielce obrażony jak odmawiam, a żeby tak odezwać się bezinteresowanie to nie...) , bo robię się głodna, no i te nogi... Ale znów wróciła ta wspaniała Beata, która nie lubi egoistycznie odmawiać pomocy, nawet (a właściwie przeważnie) kosztem samej siebie ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Co tam slychac? Jak tam zbiegiegi na nogi? Jestes zadowolona? Ta wspaniala Beata sie nie przejmuj. Do mnie tez ostatnio zadzwonil znow "znajomy". Kiedys mu pomoglam, a jak sama potrzebowalam pomocy to oczywiscie mu sie nie chcialo. Pare dni temu zadzwonil czy moglabym mu w internecie jakies adresy znalezc i przeslac smsem, bo on nie ma internetu. No kurcze ja mam siedziec wyszukiwac mu czegos, pozniej przepisywac, a on nie moze sobie isc do kafejki na 20 min, zeby to zrobil. Tez powiedzialam, ze nie mam czasu ani ochoty. Ostatnio juz przesadzalam, bo kazdemu lecialam pomoc, a jak przyszlo co do czego to ja na nikogo liczyc nie moge. Przepraszam za przerwe w pisaniu, ale ostatnio mialam mega intensywny czas, troche problemow i tutaj i w Polsce, wiec nie moglam sie zebrac. Kupilam dzisiaj spodnie. W sumie nie bylo tak zle z wyborem, ale nadal nie jestem zadowolona. Diete trzymalam przez pare dni, ale pozniej sie oczywiscie zlamalam przez te wszystkie problemy. Niby nie najadalam sie do pelna, ale zawsze moglo byc zdrowiej i mniej kalorycznie. Nie chcialo mi sie juz myslec nad jakimis wymyslnymi posilkami. W sumie waga nie wzrosla, ale tez nie spadla. Chociaz to nawet nie o wage chodzi, ale o zamiane miesni w tluszcz, a przyznam, ze roznica jest spora. Pare miesiecy temu wage mialam ta sama, ale mniejsze uda i boczki, a brzucha nie bylo prawie wcale. Teraz niestety jest i tworzy sie oponka. Pracuje teraz tez na pol etatu. Moze nie jest to szal, ale mam czas zeby szukac czegos dalej no i w koncu wychodze z domu do ludzi. Stwierdzilam, ze jak czlowiek siedzi w domu caly czas to sie tak rozleniwia i przede wszystkim przynajmniej ja za duzo mysle nad jakimis p*****lami. Moja samoocena i pewnosc siebie ostatnio bardzo spadly, wiec mam nadzieje, ze powoli wyjde z tego dolka. Poza tym zaczynam byc znow bardziej zorganizowana. Siedzac w domu przekladalam wsyzstko na za 5min i w efekcie ani sie nie uczylam ani nie cwiczylam ani nawet posprzatac czy uprasowac czegos sie nie chcialo. Mam nadzieje, ze do diety i cwiczen rowniez niedlugo "dojrzeje". Czekam na wiesci od Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie w sumie bez większych zmian - raz dobrze, raz źle. Wciąż staram się działać, ale widocznie właśnie za bardzo się staram. W zeszłym tygodniu wróciłam do zdrowego sposobu odżywiania, czułam się fantastycznie, waga spadła do 70 kg, ale jak tylko raz wymusiłam wymioty koło zaczęło się toczyć od nowa. W poniedziałek byłam u dietetyka i mam nadzieję, że to jakoś na mnie wpłynie. Póki co mam wolne, więc jest mi łatwiej, ale póki co żadnych drastycznych kroków. Przede wszystkim walczę cały czas z bulimią. Na blogu nieługo też pojawi sie nowy wpis, póki co zmieniłam szatę graficzną i jestem dumna z efektów :) Czekam też na wizytę u psychologa. W przyszłym tygodniu czeka mnie jeszcze jedna poprawka na uczelni no i mam też nadzieję wrócić na siłownię - dokładnie tydzień temu skończył mi się karnet, a agencja coś ociaga się z wypłatą (czas mają niby do końca miesiąca, ale zawsze już w połowie pieniądze miałam na koncie). Poza tym chyba wszystko w miarę ok. Zaczęłam też biegać, ale póki nieregularnie i nie więcej niż 15 minut. Cieszy mnie, że chociaż zaczęłam ogarniać obowiązki domowe, bo wcześniej nawet mając czas potrafiłam cały dzień siedzieć w domu i wymyślać sobie bezproduktywne zajęcia, zamiast chociażby uporządkować komputer (trochę mi to zajmie, bo przez ostatni semestr w ogóle nie ogarniałam wszystkich materiałów związanych z uczelnią, do tego dochodzą różne inne pliki i masa niepotrzebnych zakładek w internecie). Z dnia na dzień odkładam tylko pranie, ale najważniejsze, że udaje mi się utrzymać jako taki porządek w pokoju, bo siedzieć w totalnym bałaganie nie podziałałoby z pewnością na moją korzyść. Co do diety, to jak już pisałam, różnie, ale staram się regularnie kupować owoce i warzywa, a nie kupować słodyczy i niezdrowych przekąsek, żeby w razie czego nie grzeszyć z jedzeniem aż tak bardzo, chociaż wiadomo - dla chcącego nic trudnego. W poniedziałek jak do nocy siedziałam na notatkami to naszła mnie nagła ochota na cos czekoladowego (pewnie odezwały sie braki odstawienne haha) i już nawet chciałam iść do sklepu, ale ostatecznie nie chciało mi sie przebierać i wychodzić na zimno. Wczoraj oczywiście (świadomie) nadrobiłam "braki", mimo że takiej intensywnej ochoty jak dzień wcześniej nie było. Poza tym zaliczyłam McDonald's, więc spodziewałam się dziś nadzwyczajnego wzrostu wagi a tu miła niespodzianka, bo waga pokazała 72 kg. Co do zabiegów na nogi - specjalnych efektów nie widziałam, raz mnie nawet nogi strasznie bolały (to pewnie przez za wysokie ciśnienie jak na osobę obciążoną genetycznie żylakami - typowy ból ociężałych nóg, które najchętniej byś wtedy sobie odcieła), ale przynajmniej odprężyłam się trochę. Jeszcze 1 zabieg mi został to pójdę jak wrócę na siłownię. Cieszę się, że u Ciebie też powoli do przodu no i że znalazłaś pracę! Najważniejsze to wychodzić z domu i mieć jakieś obowiązki. Sama wiem po sobie, że jak muszę wstać, to wstaję, niezależnie od tego jak krótko śpię, a jak "muszę" wstać, bo rak sobie ustaliłam lub mam do załatwienia coś co nie jest pilne, to choćbym położyła się wcześniej nie wstanę - tak było dzisiaj. Jutro chcę przerwać ten zły trans, bo trudno mi sie później odnaleźć no i siedzę do późna, jedząc. W każdym razie trzymam za Ciebie kciuki i odzywaj się częściej, bo już myślałam, że dałaś sobie spokój z naszym forum ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Czytalam bloga i naprawde bardzo sie ciesze, ze u Ciebie do przodu. Trzymam kciuki mocno, zeby udalo Ci sie wygrac te walke raz na zawsze. Ja oczywiscie nie zrezygnowalam z pojawiania sie tutaj, ale wczesniej w ogole nie mialam nastroju do pisania. Jak dzieje sie u mnie za duzo negatywnych rzeczy to nie chce mi sie nawet pisac, bo znow wszystko analizuje i dobijam sie jeszcze bardziej. Z kolei przez ostatni tydzien dzialo sie tyle, ze nie mialam czasu usiasc i spokojnie napisac. W tamtym tygodniu w piatek wrocilam padnieta z pracy, w sobote pojechalismy do rodziny mojego chlopaka, w niedziele spotkalam sie na piwo z moim ex pogadac. A te kilka dni uplynelo mi rowniez szybko, bo ogarnialam swoje cv, zbieralam adresy, wysylalam cv itp. itd. Generalnie wiecej sie u mnie dzieje, wiec to wszystko jest na plus. Z jedzeniem z kolei niezbyt dobrz, bo przez kilka dni przeholowalam. Jednak jest jedna dobra wiadomosc. Ktoregos dnia wiedzialam, ze bede dluzej sama w domu. Wybralam sie wiec na zakupy "jedzeniowe", wrocilam do domu, wlaczylam serial z zamiarem zjedzenia wszystkch rzeczy oczywiscie. I wiesz, zjadlam czekolade (owszem cala, ale kiedys to byl dopiero poczatek) i powiem Ci szczerze, ze stwierdzilam, ze to bez sensu i nie wiem po co to wszystko kupilam. I drugiego dnia bylo to samo. Mam nadzieje, ze moj problem jest rozwiazany raz na zawsze i juz nigdy nie powroci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×