Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Hej! Pisze dopiero dzis, bo oczywiscie w piatek skonczylam pozniej. Do tego caly dzien bolal mnie brzuch przez okres. Sobota jak to sobota uplynela na zakupach, sprzataniu, praniu itd. Generalnie menu pozostaje bez zmian. Nie jest jakos super dietetycznie, ale nie jest tez tragicznie. Pozostaje w jakiejs rownowadze tak zeby nie tyc. Dzis mama mi powiedziala, ze schudlam jak rozmawialysmy na skypie, ale nie wydaje mi sie. Musze koniecznie kupic baterie do wagi w tym tygodniu. Poza tym ten tydzien bedzie prawdopodobnie ostatnim tygodniem mojej pracy (na szczescie), dlatego tez zamierzam wziac sie od przyszlego tygodnia konkretniej za jedzenie i cwiczenia. Bede sporo zajeta nauka itd, ale bedzie tez wiecej czasu zeby pocwiczyc. Wyliczylam, ze bede miala 7 tygodni do wyjazdu do Polski dlatego 5-6 kg powinno spokojnie zleciec. W sumie bylabym zadowolona nawet z 4. Chcialabym, ze to 47-48kg bylo moja stala waga, wiec zamierzam nad tym popracowac. Ostatnio jem zdecydowanie na duzo croissantow, wiec musze je ograniczyc. Wczoraj i dzis na sniadanie byl wlasnie croissant, a na obiad (wczorajszy i dzisiejszy) spagetti. No nic musze przezyc jeszcze ten jeden tydzien, a pozniej ostro zabrac sie za wszystko :) Trzymajcie sie i do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Mnie się nie za bardzo teraz chce pisać, bo wiecznie coś ważniejszego. Poza tym nie ma się czym chwalić. W weekend totalne załamanie, znów mnie depresja dopadła, co oczywiście odbija się na diecie i tak póki co mnie trzyma ;/ W sobotę przegięłam trochę ze słodkim i grillem, ale na wieczór już nic nie jadłam, więc jakoś tragicznie nie było. Nie mniej jednak wiedziałam, że w poniedziałek mam "oficjalne" ważenie i chciałam uzyskać taką samą (a może i niższą) wagę jak w sobotę rano (63,9 kg), toteż zrobiłam sob ie dzień oczyszczający w sobotę: śniadanie 1 - sok świeżo wyciśnięty z marchwi śniadanie 2 - koktajl owocowy (chude mleko, maliny zmiksowane) śniadanie 3 - porcja płatków Frutina z chudym mlekiem obiad - kasza z sosem, marchewka z groszkiem kolacja - szklanka świeżo wyciśniętego soku z jabłek I najzabawniejsze jest to, że się udało no!! Odmawiałam sobie wielu pyszności tego dnia, aż wieczorem upiekłam chleb z cebulą. Dałam sobie przyzwolenie na spróbowanie, a z tego "spróbowania" zrobiła się chyba 1/4 chleba (a nie dość, że był w 100% z mąki pszennej, to jeszcze pewnie kaloryczny, bo dość ciężki i zbity), po czym weszłam na wagę, a tam 65,4 kg!!!!!!!!!! Załamałam się (w ogóle nie brałam pod uwagę, że waga pewnie też trochę wzrosła z powodu okresu, który dostałam od razu następnego dnia) i dokończyłam obżarstwo cukierkami i biszkoptami - zjadłam wszystko co miałam w szufladzie i jeszcze otworzyłam karton z batonikami. Nie dałam się skusić, tylko dlatego, że było już późno i powinnam kłaść się spać. Do tego wszystkiego olałam naukę, bo na głodnego ciężko było mi się skupić. Całe szczęście, że koło zostało przeniesione uff. W każdym razie w tą niedzielę strasznie przeżyłam to obżarstwo, myślałam, że poddam się na dobre z odchudzaniem i do teraz nie wiem, czy ono ma sens, skoro i tak nie chudnę. Byłam dziś w sklepie i żaden z ciuszków, które przymierzałam nie leżał na mnie tak jakbym chciała i wątpię, że to akurat wina okresu, ale się okaże w week jak przymierzę je po okresie. Nie mniej jednak nie mam zupełnie nastroju, póki co jakoś trzymam dietę, tzn. wczoraj jedzenie ciągiem od rana (ponad 1000 kcal na pewno), ale trochę biegałam i po 13 już nic nie jadłam, a dziś bardziej regularne jedzenie, ale też w pewnym momencie zaczęłam pozwalać sobie na wszystko na co miałam ochotę, więc zrezygnowałam z obiadu, bo z moich obliczeń wyszło na dziś ok. 1500 kcal. Dziś ostatni "posiłek" ok. 17:30 i aż mnie korci, żeby coś zjeść patrząc na to jak beznadziejnie wyglądam, dlatego zaraz idę spać i liczę na poprawę samopoczucia w najbliższych dniach... Trzymaj się i pisz co u Ciebie i oczywiście czekam też na wieści od kiniutki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka widze, ze mamy podobny stan. Mi tez jakos ostatnio nic sie nie chce. Wczoraj z ciezkim bolem serca wzielam sie do odpisywanie na wiadomosci mimo, ze tak na prawde mi sie nie chcialo. Moze teraz taki leniwy okres? Ja wczoraj tez zjadlam wiecej niz powinnam. Czytalam ksiazke i jakos tak siegnelam reka po chipsy. Nie zjadlam ich duzo, bo stwierdzilam, ze mam ochote na cos slodkiego i zjadlam czekoladowa muffine (na prawde spora), a pozniej rozka. Wczoraj nie bylam w pracy, bo musialam pozalatwiac pare papierkowych spraw. Tak, wiec wczorajsze menu: sniadanie- 2kanapki z maslem, serem i wedzonym lososiem obiad- zupa pomidorowa i na wieczor to co napisalam wczesniej. Dzis: sniadanie- 2 kanapki (jedna z szynka i ketchupem, druga z serem i lososiem) 2sniad- jablko obiad- zupa pomidorowa. Wkurza mnie strasznie to moje jedzenie. Niby nie jem jakos duzo, ale po pierwsze zdarzaja sie dni kiedy sie opycham, a po drugie moje dobre nawyki szlag trafil. Teraz jak nie mam w domu wody mineralnej to napije sie coli, zamiast ciemnego pieczywa- jasne, porcje zrobily sie wieksze i waga stoi w miejscu... O cwiczeniach nawet nie wspomne. Nie mam weny na to, zeby posprzatac czy pozmywac, a co dopiero zeby ruszyc tylek. Mam nadzieje, ze to stan przejsciowy i niedlugo sie zakonczy. Pisz co u Ciebie i rowniez czekam na wiesci od Kiniutki! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj kolejny dzień bez rewelacji. Z dnia na dzień mam wszystkiego coraz bardziej dosyć. Dopiero co wróciłam z uczelni (zaznaczę, że miałam tylko 2 nieznaczące wykłady, a na uczelni byłam od 8 do 18:15 - genialny plan zajęć), a już niedługo muszę iść spać, bo jutro na 8, czyli pobudka o 5:30 ;/ Najlepsze, że będę musiała napisać jeszcze dziś GRUPOWY protokół z inżynierii materiałowej, bo żadna z "koleżanek", z którymi byłam w grupie się nie poczuwa, nawet nie napisze zapytać co i jak. Tak samo było w poprzednim semestrze, kiedy to sama napisałam całą procedurę, bo "koleżanka" nie byłą zainteresowana tematem, nawet zajęcia opuszczała, a mi zależało, żeby jak najlepiej ten przedmiot zdać, więc nie mogłam tego olać. Zresztą ona w ogóle jest fałszywą osobą - lepiej trzymać ją na dystans. Nie jest jakąś moją bliższą koleżanką, a dzwoniła do mnie wczoraj z pytaniem, czy podeszłabym do niej do domu dziś przed zajęciami po jej i koleżanki legitymację (na 8 było przedłużanie legitymacji), podczas, gdy ona mieszka 5 min drogi PIESZO od uczelni, a ja dojeżdżam z okolic Poznania (i jeszcze, żeby do niej pójść musiałabym sporo zboczyć z drogi) i sama wiedziałam, że będę na styk!!! Mam nadzieję, że nie zdziwiło jej moje oburzenie ta "propozycją". Ale nieważne. Kwestia diety jest taka, że byłam dziś w McDonald's na 2 śniadaniu (co prawda zaplanowane, ale wiadomo jak to jest na diecie - zamówiłam tosta i jogurt z musli), przed wyjściem z domu zjadłam 2 kromki chleba z pasztetem i serkiem, później na uczelni ogromne jabłko (z wczorajszych zajęć terenowych w sadzie), resztkę rodzynków i 2 wafle ryżowe polane czekoladą mleczną. Kalorii jest to na pewno więcej niż 1000, jestem teraz głodna, zmęczona i niewyspana (więc tym bardziej nie wiem jak ogarnę ten protokół), ale postanowiłam nie jeść już nic do wieczora i położyć się wcześniej, ale wiadomo jak to w praktyce jest. Najbardziej zabolało mnie dziś w sklepie, kiedy pani wyrzuciła do "pojemnika" gorące kajzerki... Gdyby nie to, że zabrakłoby mi parę groszy pewnie bym kupiła (musiałam kupić ważniejsze rzeczy, przede wszystkim zaplanowane, a po drodze kupiłam jeszcze nieplanowany lakier do paznokci, no ale jakby się uprzeć mogłabym kupić tańsze o złotówkę kartki do drukarki, a jednak tego nie zrobiłam i bułki nie kupiłam), ale mało tego wracam do domu, idę do kuchni po herbatę, a tam... świeżutkie KAJZERKI!!!!!!!!!!!!! Powąchałam, zastanowiłam się chwilę, obeszłam się smakiem i odeszłam :( Nie wiem co mnie powstrzymuje, przecież i tak mam mega deprechę (byłam jeszcze dziś na rozmowie kwalifikacyjnej, wymieniałam ostatnio jeszcze maila w sprawie innej pracy, ale jak się okazuje nic z tego, a co do tej dzisiejszej rozmowy wątpię, by oddzwonili, bo pojechałam tam zupełnie nieprzygotowana, nieprzekonana do tej pracy i do życia), jestem głodna i najgorsze ważę się chyba codziennie i nie tyję, ba od poniedziałku przytyłam 0,2 kg i ta waga tak się wciąż trzyma... Wiem, że najgorsze byłoby coś, cokolwiek zjeść (choć cukiereczka, chociaż marchewkę), bo później się zacznie... Poza tym planuję do 21:30 położyć się spać, więc nie powinnam już nic jeść, ale nie podoba mi się to, że ostatnio w ogóle nie jem obiadów (głównie przez uczelnię i zajęcia do późna). W kwestii ćwiczeń oczywiście nic się nie zmieniło. Przypuszczam, że nawet, gdybym miała czas, to bym się za nie nie zabrała, bo mi się zwyczajnie nie chce. Jestem jakaś taka przybita problemami, zawalona i zarazem przerażona nauką, a do tego na niewielu rzeczach mi w chwili obecnej zależy. Nawet nie potrafię udawać, że jest inaczej. A własnie kupiłaś już baterię do wagi, czy tylko wydaje Ci się, że nie chudniesz? Widzę, że niewiele jesz, więc na pewno jest jakaś różnica :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałabym coś, ale brak mi sił. Już myślałam, że mi się poprawia (szczególnie jak wczoraj kolega z roku zauważył, że sporo schudłam), podczas gdy dziś zaliczyłam dzień obżarstwa za cały ciężki tydzień (względnej) diety ;/ Do tego jestem śpiąca (nie kładę się jeszcze, bo muszę znaleźć siły, by się umyć), wykończona (od 6 coś do 20 nie było mnie w domu, do tego cały dzień bieganiny w wysokich butach), wszystko mnie boli i jeszcze przeziębiona. Ledwo oddycham, bo znów dopadły mnie zatoki, a przede mną ciężki week - jutro muszę być w stu miejscach naraz, a później ostra nauka, do której brak motywacji. Pisz co u Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Zycze szybkiego powrotu do zdrowia! Brzydka pogoda, zimniejsze powietrze, a do tego przeziebienie potrafia skutecznie zdemotywowac :/ Ooo Twoj kolega zauwazyl skutki diety- to znaczy, ze jednak widac :P Pamietaj o tym, ze czesc ludzi nie powie Ci, ze schudlas nawet jesli bedziesz mniejsza o polowe. Mi sporo ludzi mowilo, ze schudlam, ale czesc nie powiedziala nic- zazdrosc (?). Ja wczoraj rowniez bylam mega zmeczona. Co prawda prace skonczylam normalnie, ale jakos tak wszystko "schodzilo" ze mnie. Poza tym mialam wczoraj lekcje, a ze ten chlopak sie pomylil zrobilismy ja 2 h wczesniej, wiec pozniej wskoczylam do lozka i ogladalam film calkowicie odstresowujac sie. Wczoraj nie bylo szalowo ze wzgledu na wieczor. Kompletnie nie chcialo mi sie jesc, wiec tak skubalam wszystkiego po trochu. Wieczorem wypilam piwo i zjadlam chipsy, wiec szalu nie bylo. Dzis mialam leniwy dzien. Jest zimno, wieje wiatr, ktory sprawia, ze jestes maxymalnie zziebnieta :/ Spedzilam dzen na czytaniu ksiazki, pozniej ktorki spacer i tyle. Co do jedzenia: sniad- 2kanapki z pasta jajeczna 2sniad- banan obiad- piers z kurczaka z salatka i frytkami. Do wtorku tez jestem zalatana, poniewaz musze zalatwic sporo papierkowych spraw- na prawde tego nie znosze. Nawet jesli przyjde gdzies z pelna dokumentacja i mam 100dodatkowych papierow zawsze bedzie jakis problem i zejdzie mi sie wiecej czasu niz zakladalam. Ale zalatwic to trzeba, wiec nastrajam sie psychicznie juz od dzis. Jestem zadowlona z faktu, ze kupilam dzis 2 ogromne mango i czekam az tylko dojrzeja. :) Komplentie zapomnialam o tej baterii do wagi, ale w poniedzialek lub wtorek ja kupie. Jest u Ciebie snieg? Czytalam, ze zima wszystkich zaskoczyla. Trzymaj sie cieplo, pisz co u Ciebie i mam nadzieje, ze dzisiejsze spanie godzine dluzej przyczyni sie do lepszego samopoczucia i da Ci sily do nauki! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie kiepsko - do piątku jako tako, ale w sobotę straciłam nad sobą kontrolę, dziś podobnie ;/ Do tego jeszcze nie najlepiej się czuję, a nauka czeka, żeby się za nią zabrać. Śniegu nie ma, dzisiaj słońce, ale wczoraj troszkę prószyło :D Nie piszę co jadłam, bo to nie tylko odbiegało w ostatnich dniach od diety, ale i od normalnego żywienia, zakładającego zapotrzebowanie na 2000 kcal dziennie ;/ Nie wiem, kiedy ja schudnę, ale od końca roku 5 z przodu na wadze nie zobaczę na pewno. Przytłacza mnie nadmiar obowiązków, brak czasu na ustalenie odpowiedniego menu, nieregularność, często pokusy silniejsze ode mnie, do tego pogoda i brak ćwiczeń jak i brak zdrowego jedzenia, bo kiedy zjem w ciągu dnia coś niezdrowego, nawet jeśli nie przekroczę 1000 kcal nie trzymam diety i wtedy przekraczam 1000 kcal, a kiedy jem regularne, zdrowe posiłki (wystarczy dorzucenie sałatki, pomidora i ogórka na chleb, a od razu psychika zdrowiej to odbiera), nawet jeśli przekroczę 1000 kcal na dzień czuję, że faktycznie jestem na zdrowej diecie i to może dać efekty, więc w rezultacie potrafię sobie odmówić czegoś, co diecie nie sprzyja, a na co mam nawet ochotę. Niech już się ten mój zły stan skończy, bo długo tak nie pociągnę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka jak tam przeziebienie? Minelo czy dalej sie meczysz? Ojjj z tym jedzeniem masz racje. Ja tez mam tak, ze jesli na sniadaniem zjem np. 2 kanapki z ogorkiem, rzodkiewka itp. mam poczucie zdrowego odzywiania i tego, ze wybieram do jedzenia same dobre rzeczy. Tez latwiej zrezygnowac mi ze slodyczy, fast-foodow. Zazwyczaj jem wtedy tez mniejszy obiad i np. zamiast smazenia ryby czy kurczaka gotuje je na parze. Jednak kiedy w mojej glowie takiego myslenia nie ma wtedy nie chce mi sie pokroic nawet pomidora na kanapke tylko zjem ja z ketchupem, a pozniej skoro i tak zjadlam "niezdrowe" sniadanie to przeciez moge sobie odpuscic do konca dnia.... Tak wlasnie wyglada moj sposob myslenia. Kupilam dzis ta baterie do wagi. Jestem zszokowana tym jakie ceny maja te baterie, ale coz zrobic... skoro chce widziec ile chce wazyc musialam kupic to co bylo :) Wazylam sie z czystej ciekawosci okolo godziny temu. Nie bylam wiec na czczo, ale zwaze sie jutro rano. Waga pokazala 52 kg, czyli tak jak myslalam. Nie jest to jakas taragedia, ale zadowolona tez nie jestem. Choc musze przyznac, ze nawet sie ucieszylam jak zobaczylam te 52 kg. Chcac nie chcac musze zrzucic 4kg. Musze opracowac jakas strategie, ktorej bede sie trzymala, bo od kilku miesiecy nawet za nic sie nie wzielam. Moje dzisiejsze menu: sniadanie- 2 kanapki (jedna z pasta jajeczna, druga z wedlina, serkiem i wlasnie ketchupem przekaska- 1 herbatnik obiad- paluszki rybne z ziemniakami i salatka z roznych salat, pomidorem i sosami. Papryczka jestem pewna, ze ten okres niedlugo minie. Dokonale Cie rozumiem, bo chcesz sobie zaplanowac dokladnie jedzenie i Twoje kroki, a jesli kazdy dzien jest inny ze wzgledu na zajecia to jest z tym ciezko. Tym bardziej kiedy czasami siedziesz w towarzystwie i ktos wpadnie na pomysl, zeby cos zjesc lub cos kupic (niekoniecznie odchudzajacego) to stajesz w glupiej sytuacji :/ Tyle u mnie. Pisz co u Was i czekam kiedy odezwie sie Kinutka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie za bardzo mam siły, żeby pisać więc tak krótko. Przeziębienie jakoś minęło, chociaż czuję, że nadal mnie "coś" trzyma - a to jakiś stan zapalny w gardle, a to katar... Jeszcze siostra wciąż kaszle i zaraża. A dieta? Nie pamiętam nawet jak to wyglądała w niedzielę, ale pewnie nieciekawie, bo postanowiłam "od poniedziałku". No a w poniedziałek napad na jedzenie jakiego dawno nie miałam. Czego ja nie zjadłam - spore śniadanie, porcja frytek, wszystkie cukierki jakie miałam (z 10 Michaszków, 5 krówek, 5 jakiś w czekoladzie...), generalnie słodycze, chleb, wieczorem jeszcze jakieś przekąski - łącznie nie mniej niż 3000 kcal. No ale w poniedziałek siedziałam cały dzień w domu i stresowałam się wtorkowym kołem i tym, że nic nie umiem, czas ucieka, a ja się nie mogę za to zabrać, więc jadłam. Później miałam wyrzuty sumienia, chciałam wymusić wymioty, ale się opanowałam. Nie mniej jednak był to ciężki dzień, płakałam czytając o zaburzeniach odżywiania i ze świadomością, że jestem z tym zupełnie sama. Wczoraj był w końcu normalny dzień. Nie dałam rady bardziej się ograniczyć (jakoś ok. 2000 kcal zjadłam), ale przynajmniej nie ruszałam kartonu ze słodyczami, nie miałam napadu jedzenia i nie jadłam po obiadokolacji. Dzisiaj znów bez rewelacji, kalorycznie podobnie jak wczoraj, nie do końca jestem w stanie nad sobą zapanować, ale najbardziej cieszy mnie zdrowy obiad i w miarę regularne jedzenie. Poza tym nadal nie ćwiczę, jakoś ciężko mi się zmobilizować. Zastanawiam się tylko z czego może wynikać ten mój brak energii i apatia, może to po prostu objawy depresji? Generalnie jest lepiej, dziś nawet miałam całkiem dobry humor, dopóki nie spotkałam "koleżanek" z liceum, z którymi wolałabym się nie spotkać. W każdym razie mam nadzieję, że teraz nie zawalę już diety tak na całej linii. Pracuję nad samoakceptacją, a w międzyczasie chcę zdrowo schudnąć, bez głodzenia i presji. Jutro ważę się ostatni raz (jako zakończenie akcji październikowej - w akcji listopadowej udziału już nie wezmę, bo i tak nic mi to nie daję, a nawet nie biorąc udziału w akcji mogę komentować posty i udzielać się na blogu), a później chcę zobaczyć różnicę po ciuchach, a później miło się zaskoczyć wchodząc na wagę. Wcześniej tak obsesyjnie się nie ważyłam i schudłam. Jednak wolę widzieć jakieś konkretne rezultaty. Nie mam już na nic sił, więc tyle. Uciekam się myć i spać, bo głód zaraz zwycięży, a tego bym nie chciała. Szkoda, że przez ten brak sił i wieczorne umieranie z głodu (a teraz dodatkowo jeszcze ból gardła) nie jestem w stanie wyrobić się nawet z połową rzeczy, które na dany dzień zaplanowałam ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej!! Coś tu u nas ostatnio cicho... Mam nadzieję, że jeszcze jesteście. U mnie póki co spokojnie, nie ważę się, ale jednocześnie staram pilnować. Jadam regularnie, o ile to możliwe, nie jem na noc, ostatnio dziennie ok. 2000 kcal, bo mam sporo nauki i wiem, że przy jakimkolwiek rygorze rzuciłabym się na jedzenie jak tydzień temu. Nie ćwiczę też, ale myślę, że to kwestia czasu. W najbliższym tygodniu mam urodziny toteż będę zalatana, bo wzięłam na siebie całe menu, a jakby na złość od najbliższego piątku mam dłuższe zajęcia, więc nie wiem jak się wyrobie z upieczeniem tortu, 2 tart i 2 ciast, przygotowaniem galartu i roladek z kurczaka (na szczęście reszta kolacyjnych dań jest do przygotowania na świeżo w sobotę). Do tego wszystkiego tydzień jest ciężki pod względem nauki, bo czekają mnie dwa koła z najbardziej "killerowych" przedmiotów w tym semestrze i właśnie jestem w trakcie nauki, ale coś średnio mi idzie, bo zgłodniałam od śniadania, a do kolejnego posiłki jeszcze troszkę zostało :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Echh ostatni tydzien byl szalony- dlatego tez mnie nie bylo. Musialam wyjechac na tydzien i mialam bardzo ograniczony kontakt ze swiatem. Teraz juz jestem i bede caly czas :) Z dieta szalowo nie bylo ojjj nie bylo. Jednak dzis wstalam i powiedzialam dosc! Nie moze byc tak jak jest, bo niedlugo dojde do 57kg, a tego baardzo nie chce. Wstalam dopiero niedawno dlatego wypilam herbate zielona i zaraz zabieram sie za sniadanie. Dzis na obiad planuje najpradopodobniej kasze z warzywami i piers gotowana na parze. Pisalam kiedys, ze przez 2 dni takim obiadem zaczynam diete, zeby troche sie "oczyscic" i przy okazji moja psychika jest przygotowana do walki. Za niecale 6 tyg jade do Polski, wiec 4 kg musza, ale to musza spasc. Ograniczam slodycze i fastfoody. Tych drugich nie zamierzam jesc do wyjazdu, a slodycze 1 w tygodniu, ale tez nie za wiele. Wiem, ze dzieki temu spokojnie 4 kg zejda, a ja nie bede musiala sie stresowac. Uciekam robic sniadanie. Napisze wszystko dokladnie wieczorem :) Papryczka pisz co u Ciebie i przepraszam, ze mnie nie bylo, ale z racji, ze mam wolne, a kolezanka musiala isc do szpitala zostalam z jej dzieckiem, a mieszkaja kawalek ode mnie. Jej maz pracuje i nie mogl wziac na tyle wolnego wiec sie zgodzilam. Poza tym maja tak wolny internet, ze wystarczylo, ze weszlam na maila i strona ladowala mi sie jakies 20min!!!!! do wieczora!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziś tak krótko, bo przede mną sporo nauki. W ogóle ten tydzień mam strasznie ciężki (pisałam już chyba, że to przez urodziny i organizowaną "imprezę" rodzinną), a w przyszłym tygodniu wstępnie zaczynam pracę, więc już w ogóle na nic nie będę miała czasu. Cieszę się, że jesteś w ogóle :) Co do diety póki co bez zmian, jadam więcej, bo nie wyrobiłabym na 1000 kcal dziennie, ale pozwala mi to się pilnować. Co więcej trzymam się trzygodzinnych odstępów między posiłkami i "poście" wieczorem jak nigdy wcześniej. Wiem, że to działa, bo koleżanka brała udział niedawno w takim projekcie (za długo by tłumaczyć o co dokładnie chodziło, w każdym razie przez jakiś okres czasu jadała dania z kuchni japońskiej, zbilansowane na 2000 kcal dziennie o równych porach dzień w dzień, no i jako, że ostatni posiłek miała o 17:30 to na wieczór już nic nie jadła) i schudła, mimo że jadała normalną ilość kalorii. Ja póki co też nie jadam specjalnie dietetycznie, ale trzymam się powyższych zasad i jak się wczoraj ważyłam to było 64,6 kg i to po śniadaniu (dla porównania 1.11 przed śniadaniem było 65 kg). Ćwiczenia na razie wciąż czekają, ale w najbliższym czasie jakoś tego nie widzę. Może jak w końcu wykupię ten karnet na siłownię to się zmobilizuję i co najważniejsze wtedy to już będę musiała znaleźć czas choćby nie wiem co, zapewne kosztem innych rzeczy, ale cóż...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka! Spoznione WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!! Powiem Ci, ze z tym chudnieciem tak wlasnie jest. KIedy stosowalam diete 1000 kcal rozpisana przez dietetyka schudlam bardzo duzo i nie wyobrazalam sobie wcisnac w siebie jeszcze wiecej niz w tej rozpisce. Malo tego- czasami nawet nie jadlam ostatnigo posilku, bo bylam caly czas najedzona. Wychodzi na to, ze wszystko po prostu zalezy od tego co jemy. Dzis rano sie zwazylam i pokazlo mi sie 52kg- czyli bez zmian. Te 4 kg przytylam, bo jadlam jak glupia zaraz po diecie. A teraz kiedy jadlam normalnie (oczywiscie jadlam i slodycze i chpsy itp.) waga sie utrzymuje. Jesli wyklucze same slodycze, fast-foody waga na pewno poleci w dol. Tak wiec to wszystko wyglada. Schudnac nie jest tak trudno, gorzej jest z pilnowaniem wagi. Zeby to zrobic trzeba po prostu na stale zmienic nawyki zywieniowe- to wszystko. Ja za chwile zabieram sie za nauke, bo dzis lekcja. Ostatni tydzien mialam sobie troche odpoczac, ale niestety nie wyszlo. Przedluzam wiec odpoczynek do dzis i jutro ostro ruszam z nauka. Z jednej strony mam wyrzuty sumienia, ze "nic" nie robilam te 1,5 tygodnia, z drugiej stwierdzilam, ze to przeciez kilka dni i swiat sie nie zawali. Musze odpoczac od tej pracy, pozalatwiac wszystko do konca (w piatek jeszcze raz musze isc do urzedu :/ ). Echh marze zeby jechac na jakies wakacje, bo za akzdym razem jade do Polski i tam tez nie mam chwili wytchnienia tylko caly czas gdzies biegam. Co do dzisiejszego menu: sniadanie- 2kanapki (1 z serkiem i salami z ketchupem, druga z pasztetem i ketchupem) obiad- warzywa, kotlet z piersi z kurczaka i troche ziemniakow. Dzis chcialam kupic troche owocow, ale bylo juz za pozno na targ, a w sklepie wszystko bylo jakies stare, wiec sie wstrzymalam. Na szczecie mam serek wiejski, ogorki, pomidory i cebule, wiec wyczaruje z tego kolacje :) Weszlam ostatnio na tego bloga, ktorego podawalas kiedys tutaj. Wczesniej bardzo mi sie podobal, ale teraz jak dla mnie ta dziewczyna pisze troche za duzo i nie chce mi sie tego czytac :) Dobra ja uciekam do powtorki z materialu. Przy okazji moze sie troche wycisze, bo wszystko mnie dzis denerwuje: pogoda, orgaznizacja spraw urzedowch i moj chlopak, ktory dusi sie jak nienormalny... wlasciwie ten jego kaszel wkurza mnie najbardziej. Do jutra i pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:O Dziękuję, ale jak spóźnione jak urodziny mam dopiero jutro? :D Co racja to racja, dlatego ja już zawsze będę "na diecie". Z takim myśleniem jest mi łatwiej, bo mimo iż obecnie tak naprawdę nie chudnę, a wciąż utrzymuję wagę, to robię to pod pojęciem odchudzania. Wiadomo, że teraz chcę jeszcze schudnąć, ale mam nadzieję, że później problemu z utrzymaniem wagi nie będzie, skoro teraz mi się to (świadomie bądź nie) udaje. Po prostu jak już ujrzę na wadze 55 kg to sobie wmówię, że chcę schudnąć do 50 kg i takim sposobem nadal będę dbała o to co jem i jak jem (szczególnie w kwestii regularności posiłków i nocnego jedzenia) i mówiła "nie", kiedy najdzie mnie napad jedzeniowy, a wielkość posiłków zbilansuję na 2000 kcal :) Co do tej dziewczyny od bloga - generalnie nic do niej nie mam, jestem pełna podziwu, ze tyle schudła i nadal się odchudza, ale uważam, że za wielki szum medialny się wokół niej zrobił, bo co chwilę słyszę, że gdzieś się udziela, a to wywiad w radiu, a to gazeta, teraz już nawet telewizja i to nie tylko jakaś regionalna! Do tego ktoś zgłosił ją do akcji "zwykły bohater". Nie mam nic przeciwko temu, ale obawiam się, że na dłuższą metę nie pomoże jej to w realizowaniu swoich planów, bo już teraz jej odchudzanie śledzi wiele osób (chociażby poprzez bloga), a co dopiero będzie po tych wszystkich wywiadach. W końcu odchudza się dla siebie, co zawsze podkreśla, a z doświadczenia wiem, że dla siebie to dla siebie. Jak zapisałam się do tej akcji w październiku nie schudłam nic, a to dlatego, że nie skupiałam się na sobie, tylko na tym, że powinnam 1 kg tygodniowo schudnąć, że zobowiązałam się do pisania na blogu, dzielenia się swoimi rezultatami, regularnych ćwiczeń, że muszę schudnąć, bo inne dziewczyny z akcji też schudły... Zagubiłam w tym troszkę siebie i swoje cele. Teraz już kolejnej akcji się tylko przyglądam, ale nikomu nie muszę się tłumaczyć, czy schudłam i ile, czy ćwiczyłam, dlaczego kilka dnia "nie byłam na diecie" od razu uznając to za kryzys w rozumieniu tamtej akcji i jej "zasad" (chociażby teraz jak mam naukę kilka dnia jem więcej, ale wszystko jest zgodnie z moimi zasadami, bez obżerania i nadprogramowego jedzenia z głodu i znów potrafię sobie czegoś odmówić), co często kończyło się obżeraniem z bezsilności, że znów nie podołałam, bo zjadłam więcej niż 1000-1500 kcal. Coś więcej i bardziej na spokojnie napiszę pewnie w weekend, bo teraz nauka czeka ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wczoraj nie pisalam, bo caly dzien bolala mnie glowa. Musialam mimo wszystko ruszyc sie na miasto (oczywiscie zeszlo sie kilka godzin) i po powrocie padlam. Dzis walcze z porzadkami. W koncu wzialam sie za nie, bo planowalam to juz od dluzszego czasu i nie moglam patrzec na ten balagan. Moi wspollokatorzy oczywicie nie poczuwaja sie do umycia lazienki czy odkurzenia korytarza. Walczylam dzisiaj z ta lazienka godzine! Zaraz zabieram sie za reszte i jutro kolejna czesc. Co do menu. Wczoraj: sniadanie- kanapka z serkiem wcisnieta na sile, bo musialam cos zjesc przed tabletka na bol glowy obiad- kurczak a'la mc nuggetsy, ale na szczescie pieczony kolacja- kawalek ciasta dzis: sniadanie- kanapka z wedlina i ketchupem obiad- zupa pomidorowa kolacja- ? Nie wiem kiedy zjem ta kolacje, bo jeszcze chce dzis zrobic porzadek w szafie i w papierach- ostatnio nic nie moge znalezc, wiec to juz czas :) Trzymaj sie, pisz co u Ciebie i jak tam minely urodziny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Widze, ze tu na razie cisza :) Ja wlasnie skonczylam sprzatanie. Zostala tylko do rozmrozenia lodowka, ale najpierw musze zuzyc wszystko z zamrazarki. Doslownie padam, ale jestem zadowolona. W szafie porzadek, w papierach i szafkach tez :) Na jedzenie nie mialam za duzo czasu. Tak wiec: sniadanie- jajecznica z kromka chleba z maslem obiad- zupa pomidorowa z wczoraj Kolacji jeszcze nie jadlam, ale najpierw musze skonczyc pod prysznic, bo caly czas czuje wszystkie srodki do czyszczenia :) Pozniej planuje wieczor pod kocem z herbata i ksiazka- nie ma nic lepszego :) Do jutra i pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hejka! Ostatnio nie miałam ani czasu, ani sił, ani nawet ochoty, żeby coś napisać. Po tych całych urodzinach czuję się wybita z rytmu, wykończona i na dodatek znów jest mi wszystko jedno i czuję taką niemoc... Sprawdziłam, kiedy miałam ostatni okres i tak, to PMS. Już. A dopiero niedawno był, ehh jak ten czas szybko leci. Brak mi sił na cokolwiek, więc nawet nie nauczyłam się na dzisiejsze koło, mając świadomość tego, że jak stracę całe 10 punktów, to mogę nie zaliczyć ćwiczeń ;/ Wczoraj tylko jadłam i czułam się paskudnie, naprawdę już mnie nie cieszy najedzenie do syta. Kiedyś psychicznie jak się obżarłam czułam się szczęśliwa, a teraz nie dość, że tak nie jest, bo wiem, że zawalam dietę, to fizycznie jestem do niczego, taka ociężała i dojść do siebie nie mogę. Jeszcze wieczorem miałam mdłości, nie wiem czy z racji PMS, czy przez nadmiar cukru w organizmie, bo już po samym torcie i kawałku tarty miałam dosyć, ale później musiałam zaliczyć jeszcze świętomarcińskiego rogala z białym makiem. Dzisiaj znów nie najlepiej się czuję, bo raz, że apatia spowodowana PMS, to jeszcze chyba coś niedobrego dzieje mi się z zębem, bo jakoś dziwnie boli mnie po tej stronie szyja, a na pewno nie ma to związku z gardłem, bo to mnie nie boli. No i jeszcze martwię się tym kołem, pracą, którą jutro zaczynam i wszystkim obowiązkom, którym muszę podołać w tym tygodniu. Dodatkowo do załatwienia mam jeszcze kwestię fitnessu - znaleźć czas, wykupić karnet i od razu iść poćwiczyć, bo przecież nie wykupię karnetu, wiedząc, że nie dam rady poćwiczyć. Tak więc myślę, że w przyszłym tygodniu to ogarnę jak już zorientuję się co z pracą i ustalę wedle tego grafik. No i muszę w końcu znaleźć wolny week na imprezę - na pewno mi się takie oderwanie od codzienności przyda :) Jeśli chodzi o jedzenie wciąż podobnie, czyli bez specjalnych wyrzeczeń. W weekend w ogóle się nie pilnowałam, toteż waga znów wzrosła i tak wciąż w kółko. Najważniejsze, że przed 66 kg się kończy - dziś rano coś mi waga wariowała, ale w końcu pokazała 65,4 kg. Chyba będę musiała wymienić baterię, bo niedługo może przestać działać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aaa i jeszcze jedno - wieczór pod kocem z herbata i książką... też bym tak chciała, ale niestety codzienność mnie przytłacza do tego stopnia, ze nawet nie mam czasu czytać książek, a kilka czeka na swoją kolej, jeszcze dwie do kupienia. Pocieszam się tym, że ponoć im więcej obowiązków, tym lepiej się człowiek wyrabia, ale czy będzie to działało w moim przypadku nie wiem. Myślę, że jak zacznę regularnie ćwiczyć, to znacznie poprawi mi się samopoczucie, a to będzie rzutowało na każdy element życia. Powiem Ci jeszcze, że ostatnio psychicznie byłam w naprawdę dobrej formie, a to dlatego, że nawet nie trzymałam jakiejś rygorystycznej diety, ale jadłam zdrowo, dbałam o siebie, jakość i regularność posiłków, a teraz chyba tylko ten PMS mnie niszczy, więc niech ucieka! Pisz co u Ciebie, a ja będę albo na krótko w tygodniu, albo dopiero w weekend :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka jak tam kolokwium? Ja tez walcze z PMS i do szalu doprowadza mnie po prostu wszystko. Poza tym od wczoraj jakos srednio sie czulam i dzis rano pozno sie zwleklam z lozka. Co do diety. Generalnie jakos to idzie. Zwazylam sie dzis i pokazalo 52 kg. Teraz zwaze sie dopiero w przyszla sobote. Ciekawa jestem czy ujrze 51 :) Dzisiejsze menu: sniadanie- zielona herbata + 2 kanapki z wedlina, papryka i ogorkiem obia- spaghetti Poki co tylko tyle. Jutro planuje isc na targ po jakies owoce, bo to co widze tu teraz w sklepach mnie przeraza. Musialabym spedzic chyba pol godziny na wyboeraniu jablek, bo ich wyglad nie zacheca do jedzenia. Czekam juz na ten moj okres jak na wybawienie, bo chodze caly czas wkurzona i nie moge sie na niczym skupic. Usiadlam dzisiaj troche do ksiazek i po prostu sie nie da...Zla jestem sama na siebie, bo postanowilam, ze sie za to biore, ale nie moge sie skupic. Moze to tez dlatego, ze od wczoraj jakos dziwnie sie czuje. Wydaje mi sie, ze jestem tak pelna i jakas ciezka. Do jutro musi mi przejsc. Fajnie, ze znalazlas prace. Gdzies niedaleko siebie czy w Poznaniu? I co bedziesz robisz jesli mozesz/chcesz napisac. Masz racje z tym karnetem. Najpierw trzeba wszystko ogarnac, zeby nie wydawac niepotrzebnie pieniedzy. Tez tak niby mam, ze im wiecej zajec tym jestem bardziej zorganizowana, ale czasami wszystkie nasze obowiazki sa tak porozrzucane w czasie, ze ciezko to ogarnac. Trzymam za Ciebie kciuki. Trzymaj sie i do jutra :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ehh no niestety nie mam dobrych wieści... jak na 13-nastego przystało. Przesądna nie jestem, a do 13-nastki zupełnie nic nie mam, ale jakoś dziś nieciekawy dzień mam, więc trzeba na coś zwalić. Pomijając kwestię pracy, o której zaraz, to znosząc naczynia do kuchni zbiłam miseczkę, pochlapałam nowy płaszcz herbatą i to tak konkretnie, a przed chwilą polałam sobie stopę wrzątkiem. No i dieta od dłuższego czasu już u mnie nie działa, cokolwiek bym sobie wmawiała. Zważyłam się dziś no i cholera 66,1 kg :( To chyba właściwy moment, żeby wziąć się w garść. Ale po kolei. Kolokwium 5,5/10 pkt, więc byłam w niemałym szoku i do teraz nie wiem, czy dobrze usłyszałam punktację (pewność będę miała za tydzień jak będą podawać zestawienie punktacji łącznej z dotychczasowych kół). Nie dość, że pytania mi niespecjalnie podeszły (fakt nie uczyłam się zbytnio, ale jakieś zagadnienia w miarę ogarnęłam, a innych nie tykałam wcale lub "liznęłam" tylko), to napisałam naprawdę niewiele i to w dodatku nic konkretnego, a tu taka miła niespodzianka :) PMS póki co też odczuwam, a bo czuję się wiecznie przygnębiona, bez sił, ociężała (nie ukrywajmy, że to pewnie też z racji nadmiernego jedzenia) no i nie potrafię się zorganizować. Jeszcze do tego te mdłości ostatnio ;/ Zrobiłam sobie taką "oktawę" pourodzinową i pozwalałam na wszystko, ale teraz koniec - ciasta się powoli kończą, potrawy kolacyjne też, więc zaczynam od nowa. W piątek wykupuję karnet i od razu idę ćwiczyć. Z pracy zrezygnowałam, więc będę miała na to więcej czasu. Pracować miała jako ankieterka telefoniczna, ale uznałam, że to zdecydowanie nie dla mnie, poza tym zarobki niewielkie i niepewne, bo uzależnione od efektywności pracy. Plan na dzisiaj? Przepisać notatki, które muszę opanować na piątek (odwlekam to już od piątku, ale w week faktycznie nie miałam czasu), posprzątać w pokoju, ogarnąć się trochę i przygotować menu. Dzisiejszy dzień bez sztywnego menu pokazał, że nie potrafię tak funkcjonować, szczególnie poza domem. A jutro najpierw wizyta u laryngologa, później zajęcia, później dentystka i na koniec zakupy bieliźniane, a i jeszcze planuję porozglądać się za jakąś sexy piżamką. Za 2 tygodnie szykuje mi się impreza z koleżankami i kolegami jednej z nich, więc muszę ładnie wyglądać, szczególnie, że podobno jednemu z nich się nawet podobam. No więc jest mobilizacja (mimo, że sama nie wiem jak on wygląda), bo skoro widział moje fotki i wie jak wyglądam, to nie mogę dać plamy i ważyć więcej niż dotychczas! Tak więc minimum 1,5 kg musi zejść, tak żebym czułą się chociaż komfortowo, a wiadomo, że moja fizyczność i postrzeganie siebie wpłynie odpowiednio na moje samopoczucie. Poza tym powinnam być już po okresie, więc obym pozytywnie wspominała tą imprezę. Dzień dzisiejszy pod względem dietetycznym to była klapa, bo po wczorajszym wieczornym obżeraniu dziś rano zjadłam skromne i mało konkretne śniadanie, ale za to w ciągu dnia nadrobiłam z nadwyżką. Na szczęście jakoś od godz.17 już nic nie jadłam i czuję się o wiele lepiej niż ostatnie dni, kiedy jadłam do woli krótko przed snem. Obiadu też dziś nie gotowałam, bo chciałam zrobić makaron, ale nie wiedziałam z czym, bo nic do niego w domu nie miałam (ewentualnie sos z paczki pomidorowy, ale jakoś mnie nie przekonywał - zdecydowanie bardziej wolę zrobić sos sama), a do sklepu nie miałam sił iść na głodnego i dlatego później jadłam wszystko co wpadło w rękę ;/ Ale później poszłam na zakupy i trochę się zaopatrzyłam, więc mam nadzieję, że teraz już tylko do przodu :) I jeszcze coś! Moim największym sukcesem dnia dzisiejszego jest pousuwanie większości notatek z telefonu (za wersję papierową wezmę się podczas sprzątaniu), w którym miałam zapisane masę rzeczy, na które mam lub w danej chwili miałam ochotę, a ja jestem taką osobą, że jak coś mam zapisane to staram się to przy najbliższej okazji kupić i zjeść i tak się zamyka błędne koło. Niby to nic takiego, a jednak ma olbrzymie znaczenie nie tylko w kwestii pilnowania diety, ale i psychiki. Niemalże ze łzami w oczach pousuwałam przypomnienia dotyczące kupna pączków, drożdżówek, jakiś specjalnych ciast, rolady, bagietki czosnkowej i innych i jestem z siebie bardzo dumna. Postaram się już nic na nowo nie dopisywać, tłumacząc sobie to tak jak na początku, kiedy jadałam tylko rano, ze przecież daną rzecz (przeważnie) już nieraz jadłam i jeszcze nieraz zjem, ale teraz muszę walczyć nie tylko o bardziej satysfakcjonujący wygląd, ale i zdrowie, bo przytyć trudno nie jest. Gorzej uporać się za skutkami nadwagi, czy schudnąć. Jeszcze za chwilkę muszę włączyć radio online, w którym ta dziewczyna, co pisze bloga ma wywiad. Jestem ciekawa co powie no i pytań, które ponoć można będzie zadawać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Gratuluje zaliczonego kolokwium. Ojj tak to zawsze jest z ta nauka. Ja pamietam, ze kiedys zrobilam sciagi na historie ze znajomym, bo bylo baardzo duzo materialu, duzo roznych klasowek, wiec historie po prostu olalismy. Zrobilismy wszystkie sciagi razy 2 (oprocz jednej), zeby kazdy mial swoje. Ta ktora mielismy w 1 egzamplarzu byla z wojny 30letniej(pamietam jak dzis). Stwierdzilismy, ze przeciez nie da tego tematu i co? Jedna grupa miala pierwsze 15 lat wojny, a druga kolejne. :) Dalismy jednak rade :) Mi dzis na szczescie przeszedl nastroj, ktory pojawia sie przy PMS. Jednak wczoraj rozplakalam sie bez powodu i chyba mi ulzylo. Na prawde nie znosze sie, kiedy zachowuje sie tak nerwowo, warcze na wszystko itd. Ale co my biedne mozemy zrobic... :) Ojj ja tez nie lubie pracy, ktora uzalezniona jest od Twojej efektywnosci. Poza tym kompletnie sie do takiej pracy nie nadaje. Praca z ludzmi jest jak nabardziej ok, ale nie umiem wciskac kitu, wiec nie dla mnie ankirty czy sprzedawanie czegos :) Kiedys stalam jako hostessa w sklepach i moj pracodawca kazal mi zaczepiac ludzi, zeby kupowali dzbanki do filtrowania wody... Uwazalam to za bezsens, bo jesli ktos bedzie chcial ten dzbanek kupic to sam podejdzie. Tym bardziej, ze ja sama nie bylam do tych dzbankow przekonana i uwazalam, ze nie jest to najlpiniejsza rzecz, ktora kazdy musi miec w domu. Uuu fajnie, ze zapowiada sie imprezka :) Doskonale wiem co czujesz, bo za miesiac jade do Polski i tez chce zrzucic 4 kg, zeby wygladac tak "jak wyjezdzalam" w czerwcu :) Ja notatek nie robie, ale wiem jak musialo Cie to bolec. Tez sama sobie tlumacze, ze nie musze od razu zjesc 3 czekolad, bo to mi w niczym nie pomoze, a poza tym zjem ja jeszcze nie raz. Masz racje. Przytyc mozna i 2 kg w ciagu tygodnia, ale zrzucic je jest o wiele ciezej. Poza tym kiedy juz zaczniemy sie objadac to ciezko jest przestac mimo, ze nie jest Ci z tym dobrze ani psychicznie ani fizycznie. Odzywiajac sie zdrowo tez zauwazylam u siebie zdecydowana poprawe nastroju, wiecej energii, wlosy i paznokcie byly mocne jak nigdy. Co najwazniejsze, nie trzeba rezygnowac ze slodyczy czy innego dobrego jedzonka, ale naczuyc sie wybierac to co jest dobre dla naszego zdrowia. U mnie dzis z dieta w miare ok. Co prawda nie jadlam 4 posilkow tylko 2 i nie jestem jakos szczegolnie z tego zadowlona. Sniadanie- kanapka z serkiem obiad- spaghetti. Jednak mialam sporo do zrobienia i chcialam sie ze wszystkim dzis wyrobic i oto efekt. Ale chociaz mam zrobione pranie reczne, wszystko uprasowane, lodowka jest rozmrozona itd. Mam w planie jutro wskoczyc na stepper jednak nie wiem co z okresem. Czasami zaczyna sie w czwartek, a czasami w piatek. JEdnak jesli nie bedzie mnie bolal brzuch postaram sie zaczac chociaz od 20-30 min. Trzymaj sie i do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja niestety wciąż nawalam ;/ Wczoraj było ok dopóki nie wróciłam zziębnięta, zmęczona i strasznie głodna do domu, a tak patrzę w garnku mój razowy makaron, który akurat na wczoraj zaplanowałam!! Mama sobie go wzięła, a ja musiałam lecieć kawał drogi do sklepu kupić nowy, żeby tylko nie zawalić diety. Oczywiście mama proponowała mi ten makaron, ale zanim przygotowałabym sos makaron byłby już albo rozgotowany, albo przestudzony, a odgrzewanego nie cierpię. W rezultacie nie wiem po co go ugotowała, bo i tak nikt go wczoraj nie zjadł. Jak wróciłam do domu i zabrałam się za gotowanie nie wytrzymałam dojadłam ostatni dość spory kawałek tortu, później trochę tego makaronu, co mama gotowała "na sucho" i dopiero później obiad, po czym zjadłam obiad - makaron z sosem pomidorowym i serem. Po obiedzie jadłam dalej już nie pamiętam co, ale wiem, że 2 rządki czekolady zjadłam późnym wieczorem, po czym totalnie nażarta uszykowałam sobie kolację, żeby zjeść coś słonego, ledwo ją w siebie wcisnęłam, po czym poszłam się myć i spać - oczywiście zasnąć nie mogłam z tak przepełnionym żołądkiem. Dziś było wszystko ok, planowo do momentu obiadu, bo po nim stwierdziłam, że nie jestem najedzona i mam ochotę na coś słodkiego, to zjadłam mini lion, dużego WW i kitkata, a teraz jeszcze dużą paczkę żelek już nieco z niesmakiem jem. Oczywiście jeszcze będzie kolacja, bo mdli mnie już od słodyczy. Ważę pewnie z 67 kg, jest mi źle, ale nie potrafię nic z tym zrobić :( Dzisiaj czeka mnie jeszcze nauka i wcześniejsze pójście spać, bo jutro znów na 7:30 (możliwe, że ostatni raz, póki co czekam za decyzją dziekana w tej sprawie), więc tym bardziej pozwoliłam sobie po raz kolejny na taryfę ulgową. Jutro muszę dać radę, no i pójść w końcu na te ćwiczenia (bo już rozważam opcję pójścia kiedy indziej jednak ;/). Rozumiem Cię doskonale, bo też nie cierpię pracy, w której muszę komuś coś wciskać, szczególnie, kiedy sama nie chciałabym by ktoś mi to wciskał. Tak samo irytują mnie sklepy, w których pracodawca każe na "dzień dobry" podlatywać do klienta i pytać, czy w czymś pomóc. Sama tego nie lubię, więc ciężko mi zawsze się przełamać, bo nie lubię się narzucać. Wychodzę z założenia, że jak ktoś będzie potrzebował pomocy sam podejdzie i zapyta. Z tą moją motywacją niestety kiepsko, został tylko tydzień do imprezy, a ja czuję się paskudnie :( Oby jutro nastał nowy początek!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Nie martw sie! Mam nadzieje, ze dzis bedzie lepiej :) Poza tym masz dzis kupic karnet, a to jest zawsze motywujace :) Ja wczoraj czulam sie "wypluta" :) Oczywiscie bylal mnie brzuch, bo okres zaczal sie wczesniej, a rano glowa przez pogode. :/ Dzis czuje sie lepiej, wiec mam nadzieje, ze bedzie ok. Ojjj tak ekspedientki, ktore lece od razu po wejsciu do sklepu i pytaja "w czym pomoc" tez mnie denerwuja. Ja rozumiem, ze ona musz sie pytac, ale niech dadza sie rozejrzec po sklepie! Czlowiek nie zdazy nawet dosc do dzialu, ktory go interesuje, a juz pytania w czym pomoc. Ja w ogole jestem dziwna, bo najabardziej lubie chodzic na zakupy sama. Niby wiem, ze lepiej z kims kto doradzi itd, ale zawsze jak pojde z kims to albo nie kupie nic albo 1-2 rzeczy. Wiem, ze czekaja mnie jeszcze przed swietami zakupy ciuchow. Musze koniecznie kupic spodnie, wiec przekladam ten dzien jak moge, zeby nie wciskac sie w nie na sile tylko kupic troche mniejsze :) Co do wczorajszej diety: sniadanie- 2 kanapki przekaska- jablko obiad- pizza "domowa" (odchudzona) :) Ja na dzis tez mam sporo planow. Przede wszystkim nauka, bo "od dzis" biore sie za nia na powaznie. Wszystko sie troche przeciagnelo, bo pojawily sie problemu w urzedzie i caly czas o tym mysle. Wiem, ze nie powinno sie to przekladac na moja nauke, ale przez to, ze bylam przed okresem i ciagle o tym myslalam chodzilam tak zla i zagotowana ze zlosci, ze nei moglam sie skupic doslownie na niczym. Za chwile skocze do sklepu i siadam do ksiazek. Do wieczora!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To znowu ja! Znow mam jakis dziwny dzien. Boli mnie brzuch, ale to przez okres. Po napisaniu posta rano wypilam sobie zielona herbate, ale zlapaly mnie jakies mdlosci kompletnie nie wiem dalczego. Chodze jakas bez energii w dodatki myslalam, ze rosnie mi osemka, ale teraz nie jestem tego taka pewna, bo kilka razy dziennie (szczegolnie wieczorem) bola mnie po prostu zeby i nie jestem w stanie stwierdzic ktory to. Niestety musze czekac na wyjazd do Polski i koniecznie zrobic badania krwi, bo tutaj nie da sie doprosic jak lekarz "nie widzi potrzeby". Zjadlam dzis tylko 2 kanapki z makrela i serkiem oraz banana. Nic wiecej nie chce mi sie jesc. Mam co prawda zupe, wiec moze zjem ja pozniej, ale pewna nie jestem. Zla jestem na wszystko i na siebie, bo nic nie idzie po mojej mysli :/ Za godzine czeka mnie jeszcze lekcja do ktorej przygotowalam sie srednio. :/ Kupilam dzis troche warzyw i owocow, bo moze mam brak jakis witamin przez to ostatnie jedzenie i pore roku. Mam nadzieje, ze pomoze. I jak tam wywiad z ta dziewczyna, ktorego sluchalas? Nie wiem czy pisalam, ze odkopalam linka z jej blogiem, ale jakos tak nie za bardzo chcialo mi sie czytac, bo jest tego za duzo jak na jeden post (przynajmniej dla mnie) i jakos tak malo ciekawie. Ale to moze tylko moje odczucia. Fajnie jednak, ze ma na tyle silna wole, ze juz tyle udalo sie jej schudnac i walczy dalej :) Poki co uciekam. Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie za bardzo mam czas, żeby pisać, ale ogólnie bez zmian, jeśli chodzi o dietę, a właściwie jej brak. Na siłowni byłam wczoraj, a później i tak jadłam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Chciałabym jutro pójść też na zajęcia i siłownię, ale pewnie nie wstanę tak wcześniej, bo zajęcia są tylko na 9, a siłownia otwarta jest tylko do 12 ;/ Więcej napiszę jak znajdę chwilkę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z tymi zakupami dziwna nie jesteś - ja też tak mam. Z kimś, owszem, pochodzić po sklepach ok, ale jak już coś kupić, a szczególnie coś konkretnego to zawsze chodzę sama, bo z kimś nic nie kupię. Poza tym nie lubię się dostosowywać, chodzić gdzieś, gdzie nie chce lub nie muszę i nie lubię jak mnie ktoś popędza, czy wywiera jakąś presję. Ja w ogóle dużo rzeczy robię sama, bo tak mi jest lepiej. A tu link do wywiadu z ta dziewczyną od bloga - ktoś go nagrał i wrzuciła link na bloga :) http://zabulkabtm.wrzuta.pl/audio/6dKoIUU6wpC/kiki_w_radiu_merkury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wczoraj nie pisalam, bo usnelam wczesnie z powodu bolu glowy :/ Cwiczen poki co brak, ale trzymam sie wzglednie z jedzeniem. Wczoraj: sniadanie- 1 wasy z mozarella i pomidorem + zielona herbata przekaska- jogurt pitny obiad- zupa pieczarkowa wieczorem- 1/3 ananasa Dzis: sniadanie- kanapka z wedlina drobiowa z ogorkiem i papryka + ziel. herbata przekaska- jablko obiad -zupa pieczarkowa. Poki co to tyle. Dzieki za linka zaraz sobie przeslucham ten wywiad :) Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wczoraj troche "nagrzeszylam", bo bylam u kolezanki i jadlam rodzynki w czekoladzie. Co prawda nie zjadlam ich jakos duzo, bo bardzo szybko sie zaslodzilam. Z ciekawosci weszlam dzisiaj na wage i pokazala mi 50,5kg!!! Powiem szczerze, ze nie moglam w to uwierzyc. Jednak nie popadam w samozachwyt, bo ostatnio mialam sporo stresu i pewnie przez to waga poleciala w dol. Z drugiej strony mam nadzieje, ze sie utrzyma i za tydzien bedzie jeszcze mniej. Planuje zwazyc sie 30 listopada i zobaczyc czy do tej pory cos jeszcze zleci. Co do dziesiejszego menu: sniadanie: kanapka z jajkiej i pomidorem przekaska: jablko obiad: "bulgugi" tzn. wieprzowina z cebula, zielona cebulka i mega ostra pasta paprykowa. Niestety obiad bede jesc dopiero za chwile, bo dopiero niedawno weszlam do domu. Jednak kalorii w ciagu dnia bylo malo, wiec nie powinno zaszkodzic. Poza tym poloze sie spac pewnie nie szybciej niz 24, wiec nie ma tragedi. Pisz co u Ciebie! Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×