Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Hej! Czytalam bloga, wiec mniej wiecej wiem co u Ciebie sie dzieje. Dopiero po przeczytaniu tego co piszesz zrozumialam dokladniej problem. To znaczy, wczesniej tez go rozumialam, ale tam piszesz inaczej i zupelnie inaczej sie to czyta. Mam nadzieje, ze u Ciebie dobrze i walczysz dalej! Wiesz z ta dziewczyna z bloga jest zupelnie inna sytuacja. Kiedy przywioza Ci gotowe jedzenie odpada Ci problem gotowania. Silownia, basen, jakies zabiegi to wszystko kosztuje i jeszcze to wsparcie 1000 osob zarowno bliskich i jak i zupelnie obcych. Ale glownie trzeba samemu sie zaprzec, bo co z tego, ze przywioza Ci jedzenie jesli mozesz jesc sama. Niestety, ale tylko od nas zalezy czy cos zrobimy ze soba czy nie. Niektorzy jednak maja przez takie rzeczy to wszystko ulatwione. U mnie w sumie ostatnio totalna katastrofa. Caly tydzien mialam zawalony praca. Poprzedni weekend spedzilam na jedzeniu. Kolezanka w poniedzielek przyniosla jakies cukierki i zjadlysmy kilka. Dzien byl wiec stracony. We wtorek znowu jakies ciasto z okazji urodzin szefa. Pozniej jakies ciasto kolejnego dnia. No generalnie konczylo sie tak, ze juz nawet nie ograniczylam sie do konca tygodnia. O ile wczesniej jadlam w pracy kanapki z ciemnym chlebem i jakis jogurt tak teraz robilam z bialymi bulkami, serkiem, nutella itp, a zamiast jogurtu slodkie desery. Pozniej obiady i zazwyczaj cos wieczorem. Nie wazylam sie jeszcze, ale juz widze jak leze na plecach, ze wszystko mi sie rozjezdza na boki ( o udach nie wspomne), wiec odechciewa mi sie juz wazyc. Najgorsze jest to, ze ostatnio spodnie zrobily sie luzne, a teraz juz sa ciasne. W srode bylam jeszcze kupic kurtke. Kupilam jeszcze pare rzeczy i wlasnie spodnie. Byla dluga kolejka do przymierzalni, wiec wzielam ten rozmiar co ostatnio. Nawet tych spodni jeszcze nie wlozylam, bo nawet nie chce myslec, ze moglabym sie w nie nie zmiescic. Wszystko przekladam z dnia na dzien i nic z tego nie wychodzi. Dodatkowo bola mnie kolana, wiec nawet nie chce mi sie odchudzac, bo i tak nie moge cwiczyc :/ Tak, wiec widzisz, ze u mnie jest kiepsko, ale mam nadzieje, ze sie poprawi. Pisz co u Ciebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie ciągle bez zmian, raz w górę, raz w dół. Dziś przytyłam 2 kg. Ciągle jakieś nowe idee, a w rezultacie zawsze to samo. Przymierzam się do napisania kolejnego posta na blogu, ale jakoś wciąż jest coś ważniejszego. Dziś to już w ogóle źle się czuję. Coś czuję, że okres się zbliża. Nie mniej jednak na chwilę obecną nic więcej nie jestem w stanie napisać. Odezwę się w bardziej sprzyjających okolicznościach, czyli jak mi się po prostu zachce, jak fizycznie stanę trochę na nogi i w końcu ogarnę się z praniem i porządkiem w pokoju, bo to wszystko dodatkowo źle na mnie wpływa. Ostatnio to nic tylko jem, wymiotuję, ważę się i narzekam na wszystko. Nie przeczę, że to pewnie poniekąd wina studiów - początek każdego semestru jest ciężki niestety, szczególnie po wakacjach. W każdym razie zaglądaj na bloga, stamtąd pewnie dowiesz się więcej - tutaj nawet nie powiadamiają mnie o nowym poście, więc wchodzę jak mi się przypomni ;/ Ale czekam na wieści od Ciebie oczywiście, mam nadzieję, że następnym razem bardziej optymistyczne :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Czytalam Twoj post na blogu z wtorku. Wiem, ze do tego czasu nie bylo najlepiej. A jak tam teraz? Kurcze Papryczka powiem Ci, ze przeczytalam Twojego bloga od poczatku do konca i w poscie w ktorym piszesz o sytuacji rodzinnej czulam sie jakbym pisala u siebie. Moja mama miala dokladnie takie samo podejscie i moze jestem okropna, ze tak pisze, ale wyprowadzka z domu pomogla mi schudnac. Kocham moja mame itp, ale w odchudzaniu to ona akurat mi nie pomagala. Z reszta pamietam, ze wyprowadzilam sie w lipcu z waga ok. 63kg, a w grudniu wazylam juz 57, a pozniej ok. 50, wiec jednak byla to roznica. Mieszkajac razem czesciej tylam niz chudlam, bo ciagle slyszalam jakies komentarze. Moja mama wyglada naprawde dobrze, a i tak caly czas narzeka jaka to ona gruba itp (wazy z 58kg, a beda ze mna w ciazy zaczynala od wagi 48kg, czyli przez 25 lat przytyla 10 i caly czas ta wage utrzymuje, a ciagle narzeka). Wkurzalo mnie to, kiedy np podczas imprezy rodzinnej slyszalam "tobie to moze tych chipsow juz starczy". Nie wiem czy nie zdawala sobie sprawy, ze przez takie teksty pogarszala moja sytuacje, bo jadlam po kryjomu- poza domem albo w nocy, zeby nie widziala. Ona w ogole na punkcie jedzenia ma obsesje i wie wszystko najlepiej. Nie rozumie, ze nie kazdy tak jak ona zawezmie sie i nie bedzie jadl. Dla nie wystarczy nie jesc i nie rozumie, ze to jest glebszy problem. Poza tym jak bylam teraz na wakacjach tez uslyszalam wspanialy tekst. Siedzielismy wszyscy przy grillu i jedna ciocia, mowi mi, ze fajnie wygladalam. Dostalam od niej w prezencie zestaw kosmetykow i byl tam krem ujedrniajacy na uda i posladki, wiec zapytala czy sie nie obrazilam za to. Ja powiedzialam, ze absolutnie nie i ze przyda mi sie, bo biodra to akurat mam. Wszyscy zaczeli sie smiac, a moja mama z tekstem, ze "M. do swojego wzrostu to ma grube nogi" . No k**** mac i oczywiscie musi to powiedziec przy 12 osobach, jakbym sama tego nie wiedziala i musi wbic ta szpile. Juz nie wystarczylo, ze wazylam mniej niz 50 kg, bo przeciez mam grube nogi. Szkoda tylko, ze nie zauwazyla, ze mam figure identyczna jak ona. Jak widzisz ja tez wpieniam sie nawet jak widze sie z nimi pare dni, bo zawsze musze cos uslyszec i zawsze sie we mnie az gotuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poza tym u mnie kiepsko, ale to juz nawet nie chodzi o jedzenie tylko ogolnie. Od wczoraj chodze tak wkurzona, ze szok. Rano juz mi sie cisnienie podnioslo, bo ktos powtykal mi papier toaletowy pod wycieraczki w samochodznie. Nie mam pojecia dlaczego, bo nic nikomu nie zrobilam i teraz boje sie samochod pod domem zostawic tym bardziej, ze jest on firmowy i za niego odpowiadam. Pozniej podczas powrotu z pracy byl korek i pojechalam inna droga. Bylam troche wkurzona, wiec pare razy rzucilam cos na innych kierowcow, ze sie ruszaja jakby chcieli, a nie mogli, bo nie jest dla mnie normalne, ze ktos ma zielone swiatlo, a metr przed hamuje. Wtracilam i sie jedna laska, ze mi to nic nie pasuje, o co mi chodzi i chyba dla mnie najlepiej, jakbym sama byla na drodze. Szkoda tylko, ze nie pamieta jak 3 dni temu narzekala, ze tak pozno jest w domu, a gdyby nie to, ze ten korek ominelam to bylaby godzine pozniej w domu. W poniedzialek nie omieszkam ja o tym poinformowac, a jak jej nie pasuje to niech sobie zmieni kierowce, albo niech zrobi prawko. Kolejna rzecz, ktora doprowadza mnie do szalu to moi nowi sasiedzi. Co prawda sa mili, ale wlasciciel wprwadzil za duzo ludzi. Co 5min ktos do nas puka z jakims pytaniem albo zeby im podlaczyc neta czy tv jakby moj chlopak byl jakims pieprzonym konserwatorem. Dzisiaj przyszedl do nas wlasciciel (pomijam juz burdel w pokoju, bo wpadl o 10 rano przed sprzataniem, a wczoraj bylam o 19 w domu, wiec nie mialam sily nawet wzglednie ogarnac) i powiedzielismy mu, ze tak nie moze byc. Niby za miesiac ma byc mniej ludzi, ale do tego czasu chyba wyjde z siebie, bo byl tutaj spokoj, a teraz co 5 min ktos gdzies lazi. Jedyny plus tego wszystkiego to fakt, ze przyniesie mi cos na bolace kolana, bo tez juz ledwo wytrzymuje w niektore dni, a nie chce brac ciagle tabletek, bo i tak juz ich biore sporo na bol glowy. Dzisiaj sie zwazylam. Waga pokazala 50,5kg, ale w sumie to bylo po pierwsze ubraniach, a po drugie po sniadaniu, wiec pewnie jest mniej niz 50. Co nie zmiania faktu, ze nie moge patrzec na boczki, bo zrobilam sie okraglejsza dookola. W ogole ostatnio prowadze malo uregulowany tryb zycia, a co za tym idzie jedzenia. Mimo, ze na sniadanie jem tylko activie, bo nie mam na nic innego czasu, to i tak raz ja jadlam, a raz nie, bo zapomnialam kupic. To samo z jedzeniem w pracy. Ostatnie dwa dni jadlam normalne bulki, bo zapomnialam kupic swoj chleb, wiec skoro zostaly tylko one to byly "mniej zdrowe", bo normalnie jest tam jednak sporo warzyw. Obiady byly zdecydowanie za pozno. Mimo calego niepowodzenia chce podejsc do kolejnego tygodnia badziej optymistycznie. Bede pracowac napewno krocej. Wszystkie niezdrowe rzeczy juz mi sie skonczyly i nic wiecej nie kupowalam. Zmotywowaly mnie tez dwie kolezanki z pracy, ktore chodza na silownie i cwicza tez w domu. Jedna zaczynala cwiczyc na poczatku roku z chodakowska, a od maja chodzi na silownie. Mowila, ze nogi i tylek fajnie sie jej umiesnily i ujedrnily. Wyrobila sobie tez ramiona, a teraz pracuje nad brzuchem. Nie moge sie denerwowac i przejmowac za bardzo tym wszystkim, bo szkodze tylko sobie. Swoim gadaniem i wkurzaniem sie niczego nie zmienie, ale czasmi ciezko nad tym zapanowac skoro codziennie cos sie dzieje. No nic musze wytrzymac jeszcze troche, bo niedlugo musze znalezc nowa prace. To jest kolejna sprawa, ktora mnie nurtuje, bo 3 lata pracuje w tym samym miejscu i jakos tak nie wyobrazam sobie znow szukac czegos nowego. Mam taki stres przed tym wszystkimi. Nowi ludzie, praca... Mimo, ze zawsze dosc szybko potrafie sie zaklimatyzowac w jakims miejscu to jednak troche mnie to przeraza. Ech... No nic koncze juz te swoje przemyslenia. Pisz co u Ciebie. Mam nadzieje, ze lepiej i ze obydwie damy rade :) Musialam dodac posta w czesciach, bo zostal uznany za spam... :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie bez większych zmian, wciąż jem. Nawet głodować już nie potrafię, brak mi chyba motywacji. Owszem pozytywny wpis na blogu, są chęci, nawet plany, ale uzależnienie w dalszym ciągu silniejsze. Mam teraz na uczelni luźniejszy semestr, więc już w ogóle czymś muszę zajmować czas, który marnuję na nic nierobienie. Szkoda, że nie udaje mi się w tym czasie zrobić tak wielu sensownych rzeczy, które zrobić powinnam ;/ Na domiar złego wciąż nie chodzę na siłownię, a to jednak dawało motywację no i zajmowało czas... W listopadzie na pewno zaczynam, bo rodzicie obiecali mi 3-miesięczny karnet. W kwestii rodziców, a bardziej może mamy, bo tata rzadko się wtrąca (owszem, pamiętam jego "żartobliwe" teksty, kiedy szykowałam sobie jedzenie późnym wieczorem, że robię sobie wyżerkę na noc, czy w nocy jem zamiast spać, albo że mnie nakrył - tak jakbym robiła coś złego, czy krzywdzącego innych, ale to nic w porównaniu z częstotliwością przytyków ze strony mamy) nie dalej jak wczoraj usłyszałam od niej (podczas oglądania prognozy pogody, ja akurat siedziałam na dole i jadłam RAZEM z nimi precle drożdżowe, które wcześniej zrobiłam) "a te pogodynki to figury jak modelki mają, jak one to robią" no i już się we mnie zagotowało, więc pytam "chcesz mi coś powiedzieć?" - "nie, nie, tak tylko mówię" i koniec jakiekolwiek dyskusji. No i w ogóle wciąż czułam wzrok na sobie - ile jem i co jem, nawet bez komentarzy słownych takie zachowanie źle na mnie wpływa, bo staram się jak najszybciej zjeść jak najwięcej, żeby mama nie zauważyła ile faktycznie zjadłam. Kolejna uwaga była w piątek jak chwilę po obfitym "obiedzie" (w sumie u mnie posiłki nie mają nazwy, a to było już dość późno w porze kolacyjnej) poszłam do kuchni uszykować sobie sporą "kolację"... W kuchni była też moja siostra, która również szykowała sobie jedzenie. Gdy tylko siostra wyszła mama do mnie z tekstem "nie powinno się już jeść o tej porze", a w domyśle nie o porę chodziło, a o to, że chwilę wcześniej dużo zjadłam. Wątpię, by takie komentarze wynikały z troski, a nawet jeśli, to osoba będąca w mojej sytuacji odbiera je zupełnie inaczej. No i zaczęła się wymiana zdań i oczywiście brak odzewu, kiedy zapytałam dlaczego nie powiedziała tego też mojej siostrze, a akurat mnie. Do tego jeszcze chyba wczoraj jak układałam dla mamy dietę i ogólne zasady żywienia w przypadku mamy dolegliwości chorobowych i powiedziałam "u Ciebie najważniejsze jest jedzenie tego co możesz, nie zważając specjalnie na wartość kaloryczną, bo to nie jest dieta odchudzająca, poza tym nie musisz schudnąć", to mama na to zaraz "muszę schudnąć też przecież"... No tak, a waży prawie 10 kg mniej ode mnie przy podobnym wzroście, poza tym jest po 3 ciążach. Do tego nieraz mama opowiadała, że gdzieś tam kogoś widziała i nawet jeśli temat tej osoby dotyczył innej kwestii zawsze musiało być dodane "ona tak przytyła, taka gruba jest, sporo schudła, o wiele lepiej wyglądała jak była szczuplejsza"... I jak ja potem mam być zdrowa jak wiecznie temat jedzenia, wagi i odchudzania przewija się w moim domu? Doszło do tego, że idąc do kuchni wybieram momenty kiedy nikogo nie ma ani tam ani w salonie i zawsze z jedzeniem uciekam do swojego pokoju, a nawet mam wyrzuty sumienia szykując sobie jedzenie. Ale z drugiej strony jem dużo - źle, ale jak nie jem nic też niedobrze, bo wtedy mama zaraz przychodzi do mnie i albo "proponuje" jedzenie (czego normalnie nie robi, bo wie, że żywię się sama) albo uszczypliwie komentuje moją głodówkę tak bym się złamała - zero wsparcia, a mnie by wystarczyło chociaż nie wtrącanie się. Jak sobie o tym wszystkim pomyślę znów mam ochotę jeść, mimo że przed chwilę jadłam, więc głód fizyczny mi nie doskwiera. Na całe szczęście nie mam jedzenia w pokoju, chociaż brakuje mi go strasznie, bo pójście do kuchni to dla mnie katorga, a szczególnie szykowanie czegoś co wymaga czasu. A to co piszesz w kwestii nóg - mam dokładnie to samo. Nawet kiedy schudłam i ważyłam te 65 kg, wyglądając normalnie słyszałam od mamy nieraz komentarze, że nogi nadal mam grube, czy jak sama coś takiego stwierdziłam to przytaknięcie... albo że powinnam mieć większy rozmiar spodni, to byłyby idealne ;/ Ze zmianą pracy, a w tym otoczenia doskonale Cię rozumiem - też tak mam. Z jednej strony tego chcemy, bo nikt nas nie zna i możemy zaprezentować się z innej strony niż w poprzedniej pracy, a z drugiej strony zawsze jest obawa przed brakiem akceptacji, głupimi komentarzami (nawet jeśli nie byłoby ku temu powodów) i atmosferą w pracy. Teraz pozostaje nam jedynie wierzyć, ze już niedługo nadejdzie dla nas dobry czas :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Sporo nie pisalam, bo bylam na etapie ukladanie sobie wszystkiego w glowie. Jednak o tym za chwile. Widze, ze Twoja mama ma identycznie jak moja. Kogo nie zobaczy to musi skomentowac czy przytyl czy schudl albo w ogole jak wyglada. JA mowie jej, ze mnie srednio obchodzi kto w czym chodzi. Wazne, ze jemu jest wygodnie i sie podoba, a mi nie musi. Ja tez chodze ubrana glownie na sportowo, a moja siostra (5 lat mlodsza) jednak bardziej elegancko. Zawsze mowie, ze niech mi sie nie wtracaja co powinnam nosic, bo dla mnie wazniejsza jest wygoda. I wtedy slysze tekst, ze jednak jestem inna niz one. I bardzo dobrze, ze inna. Nie zamierzam latac do sklepu w szpilkach i pozniej niesc 2 reklamowki uwazajac, zeby sie nie zabic. Jednak i moja siostra i mama zawsze maja cos do powiedzenia na temat tego kto jest za chudy, kto za gruby itp. Kiedys nawet slyszalam jak rozmawialy o tym kto ile jadl na jakiejs tam imprezie, a ile one!!! Papryczka az mi glupio o tym pisac, bo to w koncu moja mama i siostra, ale normalnie to dla mnie nie jest. Co mnie to obchodzi kto ile zjadl. Ma ochote to niech je. I wlasnie przez takie gadanie mialam w domu problem, zeby zjesc cokolwiek, bo wiedzialam, ze wszystko jest "rejestrowane". W koncu doszlam do tego, ze kupowalam sobie jedzenie i jadlam (najczesniej) noca albo jak nikogo nie bylo. To pozniej moja mama jak znalazla pelno papierow w moim biurku (bo niby czegos potrzebowala) naskoczyla na mnie, ze podejrzewa, ze mam bulimie. Jak jej odpowiedzialam co o tym mysle, to stwierdzila, ze przeciez ona mnie wspiera. Z***biscie mnie wspiera szczegolnie tekstem, ktorego nie zapomne "wszyscy sasiedz mysla, ze Ty w ciazy jestes". Nie wiem czy ktos tak pomyslal czy sama to wymyslila, nie chce tego wiedziec, ale zapamietalam... Najlepsze jest to, ze tylko mnie sie tak czepiali. Moja siostra wazy sporo wiecej niz ja, jednak dobrze sie czuje ze soba, ale jej nic nie mowia. Ewentualnie do mnie czasem cos tam powiedza, na co ja odpowiadam, ze skoro jest jej ze soba dobrze, to jest to najwazniejsze i jesli bedzie chciala cos z tym zrobic to zrobi. Rozmawialam ze swoja siostra i wiem, ze nie przejmuje sie tym, jest szczesliwa, ma chlopaka, jezdzi sobie na wakacje itp. Z drugiej strony podziwiam ja za to bardzo, bo ja mam niesamowite opory, zeby zalozyc kostium kapielowy, a ona jak tylko moze to jedzie nad wode czy chociaz siedzi przy basenie w ogrodku chlopaka w lato. Ja niestety tak nie potrafie, a jest to skutek wlasnie dogadywania mi w taki sposob. Nie wiem jak musialabym wygladac i co zrobic, zeby bez problemu wyjsc w ogole na plaze, a nie mowie juz zeby siedziec gdzies w samym kostiumie z rodzina czy znajomymi. Teraz o moich przemysleniach. Doszlam do wniosku, ze jestem beznadziejna. Zawsze wymyslam jakas wspaniala "date" od ktorej mam zaczac nowe zycie. Prawda jest taka, ze jeszcze nigdy mi sie to nie udalo, a teraz to juz w ogole nie ma o czym mowic. Rozpoczelam metode malych krokow. Wzielam sie za nauke i za porzadki- na poczatek. Powoli wszystko idzie do przodu. Nigdy nie zabieralam sie za generalnie porzadki nie bedac na diecie, bo przeciez to mi sie nie oplacalo, a w rzeczywistosci prowadzilo do gorszego samopoczucia. Teraz powiedzialam sobie STOP. Robie wszystko dla siebie. Nie bede sprzatac po to aby spalic jak najwiecej kalorii tylko po to zeby miec czysto. To samo z nauka. Robie to dla siebie. Waga i wyglad to odzielna sprawa i one nie moga kierowac moim zyciem. Bo zazwyczaj bylo tak, ze albo robilam wszystko albo nic. Jednak to nic trwa juz zdecydowanie za dlugo. Doszlam wiec do wniosku, ze skoro wszystko razem mi nie wychodzi musze zaczac robic wszystko powoli. Nie da sie zmienic calego zycia jednego dnia. A do tej pory tak wlasnie chcialam robic. Powoli przymierzam sie do "zdrowszego" odzywiania. Przynajmniej do niejedzenia przed samym spaniem. Z cwiczeniami musze jeszcze poczekac ze 2 tygodnie, bo kolana cala czas daja o sobie znac. Dzis zakonczylam branie lekow i mam nadzieje, ze wszystko wroci do normy. Mialam oczywiscie juz mysli, ze skoro za 2 tygodnie bede cwiczyc to moze i diete rozpoczne od tego czasu jednak powiedzialam NIE, bo wiem ze z takim mysleniem to w ciagu tych 2 tygodni przytylabym spokojnie 2-3kg albo i wiecej. W ogole ostatnio moj chlopak gotowac sporo dobrych rzeczy, wiec caly czas chodzilam "pelna" i mam po prostu ochote na cos lekkiego. Przynajmnej tak "mowi" mi moj organizm i zamierzam go sluchac. Nie chce "dac sie" po raz kolejny moim zachciankom i czuc sie znow przez to zle. Bo jak wiadomo cierpi na tym wszystko, ba nawet noga nie chce mi sie ruszyc, a co dopiero cokolwiek zrobic. Czekam na wiesci od Ciebie. Czytam Twoje ostatnie posty na blogu, wiec jestem w miare na biezaco, ale napisz jak tam bieganie i ogole samopoczucie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypomiala mi jeszcze sytuacja z tamtego roku. Dzien przed wigilia moja mama poszla do pracy na noc. Nie bylo w domu nic specjalnego do jedzenia, wiec wyszlam z siostra po gorace kubki. Zajadlysmy je wieczorem i nastepnego dnia kiedy moja mama przygotowywala cos na swieta powiedziala z jakims wyrzutem (a miala jakis zly dzien) " to wy jeszcze kubki jadlyscie?". Mowie jej, ze bylysmy glodne to co poszlysmy i sobie zrobilysmy. I uslyszalam, ze ona przed swietami nie bedzie jeszcze obiadu gotowac. Po raz kolejny mowie jej, ze nikt tego nie wymaga i w czym ma problem. Czy lepiej czulaby sie gdybym wyniosla te opakowania do smietnika przed domem, zeby nie widziala. Wkurzylam sie wtedy niesamowicie i wyszlam z domu. Czlowiek cholera jasna nie moze sobie goracego kubka zjesc. Chowam papiery zle, nie chowam jeszcze gorzej. I wez tu z taka gadaj. Wrrr, az mnie teraz trzesie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Super, że się odezwałaś, ale akurat dziś jestem wykończona po 12 h na uczelni i zawalonej nocy, także jutro odpiszę. Ale już dziś postaram się napisać na blogu, bo odkładam to od poniedziałku, niestety nie będzie to nic dobrego ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! U mnie spoko, nie mam wciąż czasu, żeby sie rozpisywać. W każdym razie w kwestii diety i bulimii nic nowego niż to co w ostatnim poście na blogu. Do tego ta torbiel i hormony... Na szczęście jakoś hardcorowo nei tyję (i oby to się nie zmieniło), ale to tylko dlatego, że albo nie jem nic, albo wymiotuję. Ale za to byłam dziś na randce - nie mogę pisać o tym na blogu, bo on trafił na mojego bloga. Fajnie było, ale zobaczymy czy coś z tego będzie, nie mniej jednak od razu czuję się silniejsza :) Szczególnie dlatego, że on o wszystkim wie, tzn. wolałam żeby nie wiedział, ale jak teraz na to patrzę, to lepiej, że wie. Przynajmniej nie muszę nic ukrywać i pewne moje zachowania są normalne i wiadomo dla obojga z czego wynikają Swobodniej się czuję mając świadomość, że on wie i nie jest to dla niego problemem, a co więcej chcę mnie wspierać. Z drugiej strony nie naciska, nie daje mi dobrych rad i nie stara się za wszelką cenę mi pomagać. To tyle w wielkim skrócie. Odezwę się jeszcze na pewno jak będę miała więcej czasu. Pisz co u Ciebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Na poczatku Wszystkiego Najlepszego z okazji Twoich wczorajch urodzin! Duzo sily i wytrwalosci, usmiechu i radosci! Nie pisalam sporo czasu. Az jestem zdziwiona jak szybko zlecialo. Czas uplynal mi glownie na zalatwianiu zaleglych spraw, leczeniu kolan i innych dolegliwosci itp. Najwazniejsze, ze z kolanami jest juz lepiej. Co do diety to jest tak samo. W sumie waga caly czas sie trzyma. Jem troche wiecej, ale bez przesady. Ostatnio sporo chodzilam, wiec nie siedzialam caly czas bez ruchu. Przeczytalam Twoje ostatnie wpisy na blogu. Szkoda, ze kolejny facet Cie zawiodl tym bardziej, ze zaczelas mu ufac. Nie wiem co tak naprawde napisac, bo kazdy jest inny. Moze jednak zmienilo sie cos w tej kwestii? Co do mieszkania z rodzicami. Wiem, z wlasego doswiadczenia, ze to ma cholerny wplyw na cala sytuacje. Identycznie bylo u mnie. Ciagle przytyki i poczucie falszu przy tym wykanczalo mnie pschicznie i jadlam wiecej i wiecej. Nie bylo u mnie opcji wyprowadzki, bo mieszkalam blisko Warszawy. Poza tym moja mama zapowiedziala, ze albo mieszkam w domu albo u babci... Dopiero kiedy sie wyprowadzilam wszystko sie unormowalo. Na poczatku bylo srednio, ale z czasem nasze stosunki sie polepszyly, a teraz sa juz bardzo dobre. Nie musisz sie tego obawiac jesli chcialabys sie wyprowadzic, bo wiem, ze czas i odleglosc sa bardzo dobre w takich sytuacjach. Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No w końcu! A już myślałam, że o mnie zapomniałaś :) Dziękuje za życzenia - urodziny miałam 8, ale zanim napisałam post zdążył zrobić się już 10 listopada i użyte "wczoraj" przestało być prawdziwe, ale nieistotne. U mnie waga teraz podskoczyła, w przeciągu 2-3 dni o jakieś 3 kg - norma jak bardzo dużo jem (i to głównie kalorycznych rzeczy) i nie wymiotuję. Dałam sobie spokój na razie, bo mam dość no i od wczoraj strasznie bolało mnie gardło, że ledwo połykałam. Dziś już jest lepiej. Ale od jutra (wiem, miało być od dzisiaj, ale nie potrafię zacząć tak w środku dnia) koniec absolutny. No dobra, wyjątkiem będzie rogal świętomarciński (chociaż 3 z kawałkiem zdążyłam zjeść już w przeciągu ostatnich dni), ale postaram się, by nie przeszkodził mi w moich planach. Obejrzałam ponad 3-godzinny wykład online Konrada Gacy i tak jakoś pozytywnie się naładowałam. Od rpzyszłego tygodnia mam też nadzieję, że uda mi się wrócić na siłownię i oarnąć zaległości związane z uczelnią. Co do Wojtka - namiar na to nasze forum tez już ma, więc będę pisać bez szczegółów w razie, gdyby to czytał. Ja nie wiem, co on myśli, to czemu on ma mieć wszystkie moje myśli na tacy. I tak wie sporo, bo jestem bardzo otwartą osobą. W sumie nadal nie wiem co myśleć, więc jestem ostrożna, ale spotkaliśmy się ostatnio, tzn. nocowałam u niego. Zobaczymy jak dalej potoczy się ta znajomość, bo z racji tego co z facetami przeszłam, jestem bardzo nieufna i nie chcę się na nic nastawiać, a jak już to niestety negatywnie, zeby w razie czego później uniknąć wielkiego rozczarowania. U mnie póki co wyprowadzka z domu nie wchodzi w grę, więc będę musiała jakoś wytrzymać. Teraz i tak nie rozmawiam z mamą i po wczorajszych awanturach przypuszczam, że nie prędko nasze relecje się zmienią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Za pozno dowiedzialam sie o Waszych rogalach swietomarcinskich. U nas nie ma tej tradycji, a moj chlopak zapomnial mi powiedziec. Ale zrobie je bez okazji. Za to przedwczoraj robilam "wigilijne kapusniaczki". Do wigilii jeszcze daleko, ale tak tesknilam za polskimi zapachami i smakiem, ze zrobilam je z suszonych grzybow, ktore dostalam od babci (tutaj sie takich niestety nie dostanie, wiec oszczedzam je jak moge :) ). Najwazniejsze, ze nie wymiotujesz. To zawsze krok do przodu, a jeszcze lepiej, ze masz pozytywne nastawienie. :) Trzymam kciuki za Twoja znajomosc. Lepiej aby wszystko rozwijalo sie powoli i nie nastawiac sie zbytnio na nic (chociaz to jest najtrudniejsze, bo rozne scenariusze same pojawiaja sie nam w glowie). Zdaje sobie sprawe, ze wyprowadzka nie jest rzecza prosta. Gdybym nie wyjechala za granice pewnie dalej mieszkalabym z rodzicami. Jednak wiem o czym piszesz. Kiedy mieszkalam w domu codzienne awantury byly norma, przytyki, proba kontroli (co tam, ze mialam 20 lat, ale chodzilo o to, zebym nie spotykala sie z moim ex- "zimnym draniem"). Tyle, ze ja wszystko robilam odwrotnie niz chcieli rodzice i spotykalam sie z nim caly czas. Dopiero kiedy sama doszlam, ze robie z siebie kretynke i on nie jest tego wart wszystko zrozumialam. To jest juz za mna, ale byl to ciezki okres w moim zyciu. Relacje z rodzicami naprawialam sporo czasu. Pozniej mialam kolejnego chlopaka i rodzicom tez sie nie podbal, ale juz nie naskakiwali tak na mnie- probowali cos zmienic rozmowa. Nie udalo sie im, ale 1,5 roku pozniej sama doszlam do tych wnioskow. Tak wiec czy chodzilo o wage czy o chlopaka to moi rodzice nic nie mogli zrobic. Moze gdyby nie mowili mi wprost takich rzeczy wzielabym sie za siebie wczesniej (chodzi o wage), a przez to jadlam jeszcze wiecej i w ukryciu. Jedyne z czego sie ciesze to, ze do mojej siostry podchodza juz inaczej. Czasem cos tam jej powiedza, ale w tak chamski sposob jak mi i widze, ze ona to wszystko odbiera inaczej. Moze roznica jest tez w tym, ze u mnie problem nawarstwial sie latami. Oprocz rodzicow rowniez znajomi czy ten dran potrafili mi powiedziec cos na temat wagi. Ja w ogole nie rozumiem tych ludzi, bo kompletnie nie zdaja sobie sprawy jak to wplywa na taka osobe. Przy nich smialam sie i obracalam wszystko w zart, a podczas powrotu do domu kupowalam siatke slodyczy i jadlam w domu wmawiajac sobie, ze to ostatni raz i "ja im jeszcze pokaze". I tak kolko sie zamykalo. Echh no nic uciekam poki co. Pisz co u Ciebie. Ja bede juz tutaj zagladac normalnie, bo wszystko wraca do normy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Nie piszę teraz tu za często, bo nie mam czasu, a i pisanie na blogu mnie pochłonęło. U mnie raczej bez jakiś znacznych zmian. Zresztą szczegóły na blogu. Z tym wymiotowaniem to u mnie różnie bywało, ale wciąż staram się z tym skończyć :) Ooo podjełaś się pieczenia rogali świętomarcińskich? Ja akurat tego rodzaju ciasta nigdy piec nie próbowałam, bo łatwiej jest mi je kupić w sprawdzonej cukierni. I zapewne taniej. A znajomości już żadnej nie ma :) Niech sobie szuka "lepszej" aż w końcu przekona się, że nie było warto. Zresztą co mnie on obchodzi? Mnie już w ogóle faceci mało obchodzą. Mam swoje cele i chcę je osiągnąć dla samej siebie. A jeśli gdzieś po drodze spotkam kogoś odpowiedniego to tylko lepiej. Jeśli nie - będę żyła dalej z takim życiem jakie sama sobie stworzyłam, więc chyba warto w nie inwestować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Wlasnie przeczytalam bloga. Papryczka mam nadzieje, ze mimo tych zlych wiesci jakos sie trzymasz i nie wplynelo to zle na Twoje postanowienia. Smierc bliskiej osoby to zawsze cios. Zawsze myslimy, ze mamy jeszcze czas, a niestety czasem go zabraknie. Nie obwiniaj sie, bo to nie Twoja wina. Los nigdy nie jest sprawiedliwy. Super, ze wrocilas na silownie. Cwiczenia motywuja niesamowicie i tak jak pisalas na blogu to "bomba energetyczna"! A co w kwestii Twojego zdrowia? Czy beda musieli go wyciac czy tez jest szansa, ze zniknie przy pomocy samych lekow? Pisze dzis krotko, bo nie chce sie zadreczac juz niczym. Mam tylko wielka nadzieje (i trzymam kciuki), ze udaje Ci sie ogarnac to wszystko bez wymiotow. Dokonasz wszystkiego co chcesz, bo mamy tylko jedno zycie, jedno cialo i to wszystko jest tylko nasze. Co do facetow. Nie trzeba ich szukac na sile. Zazwyczaj ktos pojawia sie w najmniej spodziewanym momencie, kiedy w ogole tego nie "planujemy" i wierze, ze u Ciebie tez tak bedzie :) Trzymaj sie cieplutko!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! No u mnie kiepsko. Przytyłam, ważę 72 kg i naprawdę to widać. Zresztą nie mam już w co się ubierać, bo wszystko (a szczególnie płaszcz i spodnie) są za ciasne. Chyba będe musiała wrócić do płaszcza sprzed odchudzania, rozmiar 44... Wierz mi, że już sama świadomość sprawia, że jestem nerwowa i wiecznie myślę tylko o tym, co zrobić, by szybko schudnąć chociaż poniżej 70 kg. Wiem, że bulimia odpada, głodówka też, zwykła dieta nie dałaby szybkich efektów, więc pewnie po kilku dniach bym sie poddała... Po prostu nie wiem co robić. Wmawiam sobie, że jakoś to będzie, że jak skończę brac hormony "biorę się" (tak jakbym teraz osiadła na laurach...) za siebie , że może jakimś cudem waga spadnie, ale wiem że nie. poza tym wydaje mi się, że te pieprzony hormony spowodowały zatrzymanie wody w organizmie, a trochę jej piję, ćwicząc. I tak wczoraj przed wyjściem na siłownię ważyłam 71,6 kg, nic od tego czasu nie jadłam, a po powrocie (w dodatku po cwiczneiach) ważyłam już 72,2 kg. To mnie skutecznie zdemotywowało i zaczęłam jeść ;/ Poza tym te leki powodują szereg innych nieprzyjemnych objawów, w skrócie mogę powiedzieć, że samopoczucie jak przed miesiączką - mam stany depresyjne (jakbym wcześniej ich nie miała... nawet na ulotce jest napisane, żeby osoby z depresją tych leków nie stosowały, a u mnie to może nawet gorzej niż depresja, bo to ta zaburzona osobowość), wszystko mnie wkurza, jestem rozdrażniona, z igły robię widły, do wszystkich mam pretensje, no i wiecznie chce mi sie jeść słodycze i niezdrowe przekąski. Do tego bardzo nasilił mi się trądzik, że aż wstyd wychodzić mi teraz z domu, mam wielki brzuch jak w ciąży (już dawno takiego nie miałam), jestem podwójnie senna i wciąż mam mdłości, no a do tego wczoraj na siłowni ledwo zmusiłam się do ćwiczeń, bo fizycznie byłam tak słaba, że ledwo nogi podnosiłam. I żebym jeszcze miała pewność, że po tych lekach torbiel pęknie... Jeśli (odpukać) nie pęknie, to wtedy nie wiem co. Mam nadzieję, że nie od razu operacja, że mnie tylko tak straszył, żebym zdała sobie sprawę z powagi sytuacji... Ale chyba nie ma już innej opcji, skoro tabletki w dawce jak przy endometriozie nie pomogą... Nawet nie chcę o tym myśleć, wierzę, że wszystko będzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do śmierci wuja - generalnie nasza rodzina nie była nigdy jakoś specjalnie zżyta, a widywaliśmy się od święta, ale nie ukrywam, jest to przykre. Nie wiem, czy pójdę na pogrzeb, bo nigdy nie byłąm na żadnym pogrzebie. Boję się, że źle to na mnie wpłynie, poza tym pogrzeb jest w poniedziałek, więc nie wiem, czy przed zajęciami zdążę, ale z drugiej strony chciałabym jednak być... Ale nie, nie wpłynęło to na moje postanowienia. Nie wymiotuję. Szczerze powiedziawszy już zapomniałam jak to było, z drugiej jednak strony brakuje mi tego. nieraz łapię się na tym, że chciałabym urządzić sobie "ucztę", ale zaraz później myśl "przecież nie możesz, bo Ty nie wymiotujesz - nie jesteś bulimiczką" i jeśli nie dam rady sie pohamować to jem, ale nie wymiotuję. Teraz jeszcze mogę sobie na to pozwolić, bo ćwiczę. Ale co z tego jak ćwiczę codziennie, dość intensywnie, są dni, że naprawdę niewiele jem, a i tak tyje w przerażającym tempie i to strasznie wpływa na moją psychikę. Boję się wchodzić na wagę, przynajmniej dopóki biorę te leki. Faceci - no tak, teoretycznie gardzę nimi i nie chcę żadnego, ale z drugiej strony przydałby mi się ktoś do kogo mogłabym sie przytulić, czy pocałować, ktoś kto by po prostu przy mnie był i wspierał w tym wszystkim. Obecnie czekam na jakiś odzew ze strony tego żonatego - doszłam do wniosku, że tylko on jeden jest na tyle dojrzały, by zrozumieć moje problemy, ale spotkać się z nim nie jest łatwo. Odkąd zaczął jeszcze naukę (nie wiem, czy to nadal aktualne, bo nawet nie pytałam - może to był tylko jakiś kurs?) i to w Warszawie to wirtualnie jest nawet rzadko dostępny. A wracając do W., z którym jakiś czas temu sie spotykałam - przykro mi, że tak się to zakończyło, ale to nie miało przyszłości. Nie powiem, że o nim nie myślę, ale wiem, że nie mogę się odezwać, bo cokolwiek mówił - wiem, że interesowała go jedynie moja fizyczność (i tego akurat nie rozumiem, bo nie mam idealnego ciała), a nie chciałabym bym popełnic kolejnego błędu. W końcu po tylu identycznych błędach, muszę się na nich nauczyć, by nie popełniać ich w nieskończoność i wyciągnąć jakieś wnioski. Chociaż wnioski to ja może i wyciągnęłam teoretyczne, gorzej z praktyką. Ale wszystko przede mna :) Co do dzisiaj - zaraz pewnie pójdę spać (pytanie, czy zasnę skoro przed chwilą wypiłam kawę, bo byłam strasznie głodna i tylko kawa mogła powstrzymać mnie o rzucenia się w wir jedzenia), bo poza tym, że jestem niewyspana, nie chcę już nic jeść. Teoretycznie chciałam wrócić do mojej diety z początków odchudzania, ale na wykładzie tak źle się czułam, że musiałam coś zjeść ponad skromnośniadaniowy program, no ale od 13 już nic nie jadłam i troszkę poćwiczyłam na siłowni. Tak naprawdę nie wiem, co będzie dalej, ale chociaż 1 dzień "dietetyczny" jest na plus. Może jutro waga nie wskaże więcej niż 72 kg? A co u Ciebie, bo nic nie piszesz? Jak dieta, waga, ćwiczenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zważyłam się przed chwilą. Nawet nie wiesz jak sie bałam - mogłam zobaczyć wszystko, nawet 73 kg. Bałam się tego, bo wiedziałam, że to skutecznie mnie zdemotywuje. Ale nie... Ujrzałam 70,3 kg!!! W życiu bym nie pomyślała, że taka waga będzie mnie kiedyś cieszyć :) Dostałam teraz mega dawkę motywacji do działania. Wiem jedno - wieczorem po prostu nie mogę jeść nic, wtedy daję radę, a jak zjem coś małego to chcę więcej i zwykle ulegam. Jestem głodna, ale szczęśliwa, zaczynam wierzyć, że mi sie uda :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I tak oto chwilowy entuzjazm minął, prysł jak bańka mydlana... Obecnie ważę 74 kg. Mało tego, wciąż jem. Dlaczego? Potrzebuję drugiej osoby, bliskośc***przytulenia, pocałunku, rozmowy, zrozumienia, pocieszenia... Ale tego nie dostaję, więc żeby jakoś zagłuszyć tą pustkę - jem, tym więcej im więcej kg widzę na wadze. Może życie nie ma już sensu i z każdym dniem się o tym przekonuję. Nie wiem, czy jutro będę walczyć, nie wiem - mam dość. Chcę bulimii, ale odzwyczaiłam się już w pewnym sensie poza tym wiem, że nie moge, bo torbiel... Ale brakuje mi tej "kontroli". A co poza tym? No wszystko, dosłownie wszystko się wali. A do tego wszystkiego dziś bardziej niż kiedykolwiek mam ochotę napisać do W., że za nim tęsknię, że potrzebuję. Nie wiem, czy chodzi mi o niego (po przypomnieniu sobie naszych relacji wiem, że nie był mnie wart i nie traktował poważnie), czy o po prostu o drugą osobę. Pogubiłam się w tym labiryncie własnego życia na dobre.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Nie pisalam praktycznie tydzien, bo znow pracowalam do pozna i nie mialam sily. Twoja potrzeba bliskosci jest zrozumiala. Wydaje mi sie, ze nie chodzi Ci o W., ale z racji, ze jest bylym to wlasnie do niego chcesz napisac. Mialam tak samo z ex- draniem. Wiedzialam co mi zrobil, przekonywalam sama siebie, ze jesli napisze to bede glupia i strace szacunek do samej siebie, ale do kogo mialam pisac skoro nikogo innego nie bylo. A kiedy bylo mi zle pamietalam tylko o tych dobrych momentach w naszym "zwiazku". Nie chcialam pamietac o tym jak przez wiekszosc czasu mnie traktowal, tylko o tym jak wspaniale bylo przez tych kilka chwil. Najwazniejsze, zebys nie wymiotowala. Domyslam sie, ze jest to ciezkie do "nie zrobienia", bo w koncu to nalog, ale mysl o swoim zdrowiu. Za kazdym razem kiedy przyjdzie Ci taka mysl, prosze pomysl o tym, ze nie mozesz. Teraz oprocz Twojego dobrego samopoczucia i spokoju psychicznego dochodzi tez sprawa zdrowia fizycznego. Wiem, ze to za duzo jak na jedna osobe tym bardziej, ze o wsparcie zarowno rodzinne jak i kogos blizszego ciezko. Musisz myslec teraz o sobie i zdrowiu. U mnie tez nie najlepiej. Okazalo sie, ze w tym tygodniu "koncze" prace". Oczywicie jak tylko sie o tym dowiedzialam to odechcialo mi sie wszystkiego. Wczoraj mialam wolne, ale nic nie zrobilam- spalam do 13, a przed przyjsciem mojego chlopaka poszlam do sklepu kupic jedzenie (dawno tego nie robilam) i najadlam sie tak, ze ledwo moglam sie ruszyc. Oprocz tego zjadlam jeszcze oczywiscie obiad. Boje sie troche tego, bo jesli bede siedziec sama w domu to rozne moze byc. Tym bardziej, ze juz w glowie zrodzila mi sie pewna mysl, ktorej nie mialam w zasadzie pare lat, a mianowicie "bede mogla jesc w ukryciu". "Plan" powstal kiedy postanowilismy, ze nie jedziemy do Pl na swieta, bo poki co to mija sie z celem. Powinnam zabrac sie za nauke. Codziennie powtarzam sobie, ze sie za to zabiore "dzisiaj juz na powaznie". Tym bardziej, ze kiedys siedzialam naprawde sporo, a ostatnimi czasy nie moge sie zebrac. Najbardziej zla jestem na to, ze ostatnie 1,5 miesiaca (oprcz ostatniego tygdnia) mialam wiecej luzu i moglam cos zrobic, a przesiedzialam caly czas przed kompem z mysla, ze nic nie robie i snulam plany na przyszlosc, ktore przeciez nie spelnia sie same, a tym bardziej jesli nie wezme sie za nauke. W ogole ostatnio mialam jakis niezbyt przyjemny okres, co zauwazyl nawey moj chlopak. Pytal co sie dzieje, ale co mam powiedziec? Ze uwazam, ze jestem za glupia, ze nie moge sie do niczego zebrac, mysle albo o przyszlosci albo o przeszlosci, a dni uciekaja jak szalone. Wiem, ze w ogole nie powinnam tak myslec, ale nie potrafie. Zamknelam sie jakos na wszystko i wszystkich, koniec pracy oznacza, ze bede musiala poszukac nowej, a jak dla mnie moj poziom jest jeszcze za niski, boje sie co ludzie o mnie pomysla itp. Gdyby ktos kiedys powiedzial mi, ze bede miala takie przemyslenia to chyba padlabym ze smiechu. Zawsze bylam towarzyska, dosc przebojowa, nie bylo miejsca do ktorego bym nie poszla, a teraz czuje, ze sie uwsteczniam- doslownie. Jesli chodzi o wage to przytylam na 100% co czuje po spodniach, ale nie chce nawet sie wazyc. Oprocz tego przetarly mi sie spodnie po wew stranie uda, ale oczywiscie codziennie wmawiam siobie, ze nastepne kupie sobie jak schudne, bo mam jeszcze pare, a te "donosze". Generalnie nie jest zbyt pozytywnie i nie wiem skad mam wziac sily na to wszystko. Mysle o bylej dziewczyne (brata mojego chlopaka), ktora robi tyle fajnych rzeczy i zastanawiam sie skad ona ma na to czas. Troche jej zazdroszcze i wiem, ze ona nie spedza czasu na bezsensownym skakaniu ze strony na strone i dlatego jest kim jest. A moje postanowienia koncza sie na tym, ze mysle "dobra wracam do domu i zabieram sie za to i to", a po powrocie "dobra chwile sie zrelaksuje" i ta chwila trwa do wieczora. Jest mi wstyd przed sama soba. Tym bardziej, ze jak wiem, ze musze cos koniecznie zrobic to zrobie to, ale jesli nie mam nad soba "kata" lub terminu to jest jak jest. Ja juz koncze. Jutro ostatni dzien mojej pracy i nie wiem co dalej. Odezwe sie w weekend. Trzymaj sie cieplo i pisz co u Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dawno nie pisałam, bo od rana do nocy przygotowywałam 2 prezentacje, niemalże równocześnie (niestety kolega, z którym je robię mało, że nic nie zrobił, nawet jak go prosiłam o poszukanie jakichś danych, to jeszcze mi permanentnie przeszkadzał). Jeszcze kilka takich ciężkich dni przede mną. Niedługo powinnam zacząć odzywać się regularniej zarówno tu jak i na blogu. Ale zmian żadnych nie ma, poza tym, że widocznie przytyłam (już nie tylko na wadze). Teraz 1 czy 2 dietetyczne dni nie sprawią, że zobaczę 6 z przodu;/ Ale co ciekawe jak teraz kilka z dni z rzędu siedziałam nad tymi prezentacjami, to praktycznie nie jadłam... Tylko mocna kawa i ewentualnnie coś przegryzłam na szybko albo zjadłam obiad jak mama mi dała. Zwyczajnie nie miałam czasu na jedzenie, a szczególnie przygotowywanie czegokolwiek. Już gotując wodę na kawę dostawałam nerwicy, że tyle czasu tracę. Ale przynajmniej jedna prezentacja już za mną, drugą mam w poniedziałek. W poniedziałek też wizyta u lekarza w sprawie torbieli. Ostatnio cały czas mnie ten jajnik boli, więc się obawiam co powie. Może masz rację, że nie chodzi mi konkretnie o W., ale z drugiej strony sama nie wiem. Poznałam niedawno kogoś, ale on i tak mieszka w innym mieście. Jest 3 lata ode mnie młodszy, ale specjalnie tego nie odczuwam, bo jak na swój wiem jest w miarę dojrzały, jednak wciąż myślę o W. - co robi, z kim się spotyka, czy myśli o mnie. Nawet kilka razy mi się śnił. Ale wciąż pamiętam, że nie traktował mnie poważnie. I to mnie powstrzymuje od nawiązywania kontaktu z nim. Poza tym hamuje mnie też to że nie chciałabym wyjść na idiotkę pisząc do niego czy chcąc się spotkać, a w odpowiedzi usłyszeć, że kogoś ma, z kimś się spotyka, albo zwyczajnie nie ma ochoty się ze mną spotkać. Przykro mi z powodu Twojej pracy. Mam nadzieję, że już jakoś oswoiłaś się z tą myślą i nie poleciałaś w jedzenie... Życzę Ci, żebyś jak najszybciej znalazła nową (lepszą) pracę - a może już znalazłaś? :), Haha, ale się uśmiałam - z tymi spodniami mam tak samo! Nie mam w czym chodzić, bo wszystkie stare już się dawno poprzecierały, dosłowinie w każdym miejscu, mam tylko 1 parę, które są mi za ciasne i 1 nową, które są mi za małe i były za małe nawet kiedy ważyłam te 68kg jak je kupowałam, więc teraz nawet nie próbuję ich zakładać. Ale wciąż mówię "nowe spodnie kupię jak schudnę, bo przecież "po co mi teraz takie duże". A właśnie kurde po to, że nie mam w czym chodzić, a poziom mojej wewnętrznej flustracji wzrasta dodatkowo, kiedy muszę chodzić w za ciasnych ubraniach. Wystarczy już, że płaszcz za ciasny noszę, bo przecież do tego w rozmiarze 44 nie wrócę. Rozumiem Cię doskonale, bo sama nie potrafię dotrzymywać moich wewnętrznych postanowień - "położę sie dziś wcześniej" oho ale jakoś coś mi nie pozwala i kładę się znów o 3, siedząc bezsensownie do tej godziny, "posprzatam pokój, bo bałagan źle na mnie wpływa" no oczywiście ale jednak zrobię to "jutro" jak będę wyspana, "zadbam o siebie, zacznę zdrowo jeść, nie ważyć się codziennie" - nawet jeśli zacznę to po drodze zawsze zobaczę wielki billboard z reklamą czekolady w promocji, pojadę i kupię i oczywiście zjem całe 300g na raz, mimo niechęci do tego smaku po połowie. Nawet z siłownią się ostatnio opuściłam, ale dziś obowiązkowo jadę, posprzątam też w tym pokoju, tylko muszę komputer wyłaczyć, żeby mnie nie rozpraszał. Też tak jak i Tobie brakuje mi mobilizacji i motywacji do działania, bo mój wewnętrzny "kat" przestał działac już dawno, dawno temu. Liczę, że od poniedziałku po ostatniej prezentacji i wizycie u lekarza jak już napięcie i mój wewnętrzny poziom stresu, uda mi sie jakoś wszystko poukładać, żeby nie zaczynać nowego roku w totalnym nieładzie. Tego samego życzę Tobię i odzywaj się! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
frustracji* !! Aha i nie byłąm na siłowni :( Wyszłam, mimo wichury i świadomości, że lepiej odpuścić, ale bus nie przyjechał, zresztą auta stały, a ja tylko wymarzłam. Nie miałam prądu pół dni, więc poszłam do sklepu i ankupowałam jedzenia na pocieszenie (bo cóż miałam robić?). Mało tego większość sklepów była pozamykana, bo prądu nie było, a ja chciałam chociaż telefon doładowac, żeby mieć kontakt ze światem. Na szczęście jakiś czas temu włączyli prąd. Mam nadzieję, że uda mi się jutro pojechać na siłownię i po raz kolejny zacząć wszystko do nowa. Aha no i jeszcze nie sprzątałam, ale zaraz się za to wezmę, chociaż tak ogarnąć - od czegoś trzeba zacząć. Ale szczerze C***owiem, że jedyne na co teraz mam ochotę to się napić, a najlepiej jeszcze iść potańczyć, odreagować jakoś. Może w przyszłym tygodniu po tym wszystkim gdzieś się wybiorę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Papryczka! Jak tam samopoczucie? I jesli moge zapytac to jak sprawy zdrowotne, bo to najwazniejsze? U mnie dolina i to kompletna. Nie pamietam, kiedy ostatni raz tak sie czulam, ale wydaje mi sie, ze nigdy. Ale od poczatku... Pracy poki co jeszcze nie znalazlam. Wkurza mnie to wszystko niesamowicie, bo w tym cholernym kraju nic nie dziala jak powinno. Bylam w kilku biurach pytac sie o prace i za kazdym raze odsylali mnie do domu, zeby zglosic sie przez internet. Po cholere mam sie zglaszac przez internet skoro strony tych biur nie maja ofert o prace albo max. 3! Kurde po to te baby chyba siedza w tym biurze, zeby wlasnie ludziom pomagac albo powiedziec z gory, ze nie maja pracy dlatego i dlatego. Ofert trzeba szukac na ich cholernych stronach gdzie tez nie ma wsyzstkich i jak juz wyslesz pare zgloszen, bo znajdziesz cos dla siebie to pozniej nie masz pojecia na ktora sie zglaszalas a na ktora nie, bo wstawiaja po 5 takich samych. Poza tym jak juz sie zglosisz to nie racza nawet napisac jednego zdania, ze Cie nie przyjma, a Ty czekasz jak glupia, bo moze jeszcze sie odezwa. To jest jedna z rzeczy, ktora doprowadza mnie do szalu. W tamtym tygodniu bylam dodatkowo chora i przelezalam 3 dni w lozku. Od razu pojawily sie oczywiscie mysli o traceniu czasu itp. Z reszta ostatnio mimo, ze wzielam sie za nauke to i tak mam jakis taki depresyjny nastroj. Chyba zaczynam rozumiem jak czuja sie ludzie w depresji. Nie mam sily na nic, zmuszam sie do wszystkiego, ale najgorsze sa te mysli, ze i tak nie dam rady nic zmienic, nie nadaje sie, mysle o tym jak zmienilam sie na gorsze, jeszcze troche i zaczne przepraszac za to, ze zyje. Jeszcze te cholerne swieta, ktorych w ogole nie czuje. Wkurza mnie moja rodzina, ktora jest mimo wszystko daleko, ale jestem na biezaco z wszystkimi problemami. Zastanawiam sie czy tak jest u kazdego. KAzdy cos do kogos ma, a mimo to wszystkie swieta, urodziny spedza sie razem. Pytam sie po cholere? Albo sie do siebie nie odzywajmy albo wygarnijmy sobie wszystko i bedzie kazdemy lzej. Wkurza mnie to zaklamanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio jeszcze przyslali mi jakas ankiete z uniwersytetu do wypelnienia. Akurat rozmawialam z rodzicami i mowie im "o jest pytanie o kontakt z rodzicami" na co moja mama "a co zaznaczysz?", ja mowie, ze nie wiem bo jeszcze nie doszlam do tego pytania, na co powiedziala, ze to chyba oczywiste, ze bardzo dobry. Dla mnie to wcale nie jest takie oczywiste. Niby jak sobie pogadamy to jest ok, ale szczerze.... nie mam dobrego kontaktu z mama. Nie bede sie jej nigdy zwierzac, tlumaczyc i mowic za duzo, bo wiem, ze kiedys moze mi to wypomniec. Ze za kazdym razem kiedy mnie widzi podswiadomie ocenia moj wyglad itp. Meczy mnie to wszystko. Moze te problemy sa niezbyt powazne, ale juz tyle czasu sie nawarstwiaja. Nie wiem dlaczego niektorzy maja w zyciu jakos latwiej. Nie mowie tego z zazdrosci, bo kazdemu zycze jak najlepiej i ciesze sie ze wszystkiego, ale czemu kiedy ja chce cos zrobic, zmienic zawsze musze napotkac 100 roznych problemow albo glupich wymowek. Jesli chodzi o wage i jedznie to nawet nie chce mi sie pisac. Nie wiem ile waze i nawet nie chce wiedziec. Chodze w tych cholernych spodanich i codziennie obiecuje sobie, ze zabiore sie za siebie, ale kiedy tylko otworze oczy dopada mnie rezygnacja. Zasypiam z poczuciem bezsensu i z nim sie budze. W dodatku snia mi sie jakies bzdety, ktore wcale mi niczego nie ulatwiaja, bo nie sa to przyjemne sny i zawsze po obudzeniu, kiedy o nich mysle (a raczej o tym co zapamietalam) znow sie dobijam i nie mam ochoty na nic. Jedyny pozytym wszystkiego to fakt, ze zajelam sie nauka. JEszcze nie tak jakbym chciala, ale wazny jest postep. Z dzisiejszym wyjatkiem, bo odwolalam lekcje. Nigdy tego nie robilam bez powodu tym bardziej, ze w tamtym tygodniu nie mialam z powodu choroby. Jednak dzisiaj najpierw powiedzialam chlopakowi, zeby mial pierwszy, bo mnie boli glowa (i rzeczywiscie mnie bolala), ale pozniej poweidzialam, ze nie dam rady mimo, ze gdybym sie spiela to spokojnie dalabym rade. Po prostu znajduje sie od jakiegos tygodnia w punckie z ktorego poki co nie potrafie wyjsc. Chcialabym z kims pogadac, ale nawet nie mam z kim. Chlopakowi moge cos powiedziec, ale wiadomo, ze to nie to. Nie mam tu super bliskiej kolezanki, a innym nie chce zawracac glowy, bo maja swoje rodziny i problemy. Przyjaciolka jest zajeta przygotowaniami do slubu, wiec nie chce jej zawraca glowy swoim stanem. Zaczynam wracac do jedzenia i wszystko zaczyna mi wisiec. Nie wiem ile zjadlam od poniedzialku, ale naprawde sporo. Codziennie cos niezdrowego az wieczorem ledwo sie ruszam. Wczoraj w ciadu dnia rozplakalam sie bez powodu i nie moglam sie uspokoic. Teraz mam ochote zrobic to samo. Walcze i walcze z tym wszystkim i nie daje juz rady. Nawet juz nie planuje, ze wezme sie "od jutra" bo ostatnio nie daje rady nawet myslec pozytywnie, a nie mowie juz o wprowadzeniu czegokolwiek pozytywnego z zycie. Jesli pisalam troche nieskladnie to bardzo Cie przepraszam, ale po prostu dalam upust temu wszystkiemu i pisalam o wszystkim. Jesli troche niezbyt sensownie to sorka. Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojj no to przede wszystkim żałuję, że nie znamy się osobiści. Rozumiem Cię i z pewnością razem byłoby nam łatwiej. Co prawda u mnie ostatnio lepiej (nie chcę też zapeszać), ale doksonale wiem jak jest. Więc może zacznę od siebie, a później odpiszę na Twoje posty. Wizyta u lekarza - pozytywnie, torbieli nie ma. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, od razu dostałam nowe siły! Najgorsze prezentacje też już za mną, nawet wypadły dość dobrze. Po wizycie u lekarza postanowiłam - nie wymiotuję. No ale wyobraź sobie mnie, waga 72 kg (rano), za ciasne obrania, na maksa opięty płaszcz, że ruchy miałam ograniczone, poprzewracany do góry tryb życia (ciężko jest mi wrócić do chodzenia spać o normalnej porze i wstawania w miarę wcześniej) i niepowodzenia na każdej stopie życiowej, a do tego totalny bałagan w pokoju, no i... wolność, a wiadomo jak wolność, to trzeba uczcić jedzeniem, bo w końcu jest na to czas. Teoretycznie jednak poniedziałek, mimo zaspania i braku śniadania, minął dietetycznie. Wieczorem jednak poszło 7 kromek chleba i zapewne coś jeszcze, ale już dokładnie nie pamiętam. Nawet nie wzięłam pod uwagę wymiotowania, waga to chyba 73 kg wieczorem. Położyłam się i myślałam tylko o tym co dobre, że nie wymiotowałam i jestem zdrowa i że nie poleciałam dalej, bo na chlebie nie musiało się kończyć, poza tym byłam na siłowni, więc bilans kaloryczny nie był taki straszny. Oczywiście pojawiła się myśl "od jutra zaczynam bez wpadek", no i zaczęłam... We wtorek mało brakowało, a wsadziłabym palce w gardło. Nie pamiętam już jak wyglądał cały dzień, ale było w miarę dopóki nie okazało się, że przygotowanego jedzenia do zjedzenia poza domem wzięłam za mało, zjadłam coś robiąc zakupy, a wzrokiem pożerałam wszystko co widziałam w sklepie. Później już poszło. W domu byłam wcześniej, to zamiast zaplanowanego obiadu (bo nie chciało mi się już gotować, skoro dzień "stracony") było wszystko co kupiłam "na głodnego", a czego nie miałam tak od razu jeść, czyli chrupki i słodycze. Później zasnęłam, a jak sie obudziłam stwierdziłam, że nie chce mi się jechac na siłownię (wiadomo jak się czuję człowiek jak śpi w dzień), szczególnie, że miałam wtedy sporo do nauki. Ale postanowiłam sobie, że od tego tygodnia codziennie siłownia... Wahałam się co zrobić i co? Zeszłam na dół, a na stole czekoladowe cukierki - wsunęłam kilka i tylko dzięki temu, że siostra u nas była i zaoferowała, że podwiezie mnie na siłownię, pojechałam. Ale po powrocie była kontynuacja obżarstwa i wtedy myśli kompensacyjne, zważyłam się, było ponad 73 kg. Tylko dzięki temu, że z kimś pisałam, tego nie zrobiłam. Ale nie wiesz jaka była zła z jednej strony na siebie, a z drugiej zadowolona. Sama nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Następnego dnia jednak (środa) wstałam ok. 15, byłam rozbita, nie pojechałam na uczelnię, nie byłam w stanie zrobić czegokolwiek poza jedzeniem. I tak jak piszesz czułam bezsens wszystkiego (od dłuższego już czasu często takie uczucie rano miewam), ale w końcu znów dzięki tej osobie, która poniekąd pomogła mi dzień wcześniej wstałam i doprowadziłam do skutku mój mglisty plan z dnia poprzedniego, czyli głodówkę (zawsze jak jestem obżarta planuję głodówkę, ale zwykle nic z tego nie wychodzi, szczególnie jak budzę się z takim hm kacem moralnym). I tak w środę nic nie jadłam, była tylko kawa, woda i gumy. No i siłownia - wspaniale mi się ćwiczyło. tego też dnia zmieniłam moje dotychczasowe plany i czwartek ustaliłam jako dzień jabłkowy, a od dziś miała być normalna dieta. Z głodówką mi się udało (wczoraj rano ważyłam 70,8 kg więc dostałam dodatkowa motywację), bo wstałam dość późno, z dniem jabłkowym było gorzej, ale też dałam radę (zaliczyłam 12 jabłek i póki co mam ich dość). No i od dziś zaczęły sie schody - normalna dieta, ale nic zaplanowanego, czyli najgorsza opcja do wykonania dla mnie. Rygor, zakazy, nakazy, zmuszanie, sztywny plan, głodówka ok, ale wyśrodkowanie jedzenia i nie objadanie się? I tak śniadanie bez pośpiechu, nawet nie dojadłam czując sie najedzona (zwykle wciskałam na siłę rozpychając żołądek na nowo), później też, nawet głodna długo nie byłam. Obiad zjadłam tylko dlatego, żebym nie była głodna na siłowni, no ale po powrocie do domu klęska. Walczyłam z myślami o świeżutki chlebku, który widziałam, że mama kupiła i niestety myśli ze mną wygrały, a może 2 słowa za dużo z ust mamy? Bo po powrocie przygotowałam sobie twaróg i kilka ogórków konserwowych, już miałam iść na górę, ale nie... coś mnie tknęło, że wyjęłam chleb. 2 kromki, nie - 3! I tak oto teraz jestem może nie obżarta, bo od tego się powstrzymuję, chociaż myśli mam różne, ale solidnie najedzona i boli mnei brzuch jakby mi się żołądek na nowo rozciągał ;/ No ale mimo chęci zjedzenia "czegoś" i mimo przeświadczenia, że "zawaliłam dzisiejszy dzień" wiem, że może być tylko gorzej, a przecież lepiej, że jest jak jest aniżeli miałoby bbyć gorzej. Na szczęście nie wiem ile ważę. Odkąd zobaczyłam 70,8 kg, czyli taką bezpieczną granicę i nie przeginam - nie ważę się. Na chwile obecną wystarczy mi, że płaszczyk nie wygląda już na mnie jakby miał eksplodować. Nie wiem jak to możliwe po kilku dniach, ale naprawdę czuję różnicę :) No i od poniedziałku codziennie ćwiczyłam na siłowni. Nie wiem, czy jutro dam radę, bo po wczorajszych zajęciach mam straszne zakwasy, że ledwo chodzę (to też mnie poniekąd demotywuje). No i dobrze zrobiłam zostawiając wszystko co do jedzenia w kuchni, a nie chowając po szafkach w pokoju, bo już dawno bym teraz siedziała obżarta albo nad kiblem, a tak nie chce mi się iść do kuchni, a że fizycznie głodna nie jestem to nie idę. Jeszcze słówko w kwestii W. - zdałam sobie sprawę, że jednak on nie był takim jednym z wielu i nie dlatego mi go brakuje, że jest "ostatnim". Poznałam kogoś, komu na mnie zależy, kogoś kto szuka poważnej relacji, kogoś kogo i ja szukałam i co? Na razie nic. Wciąż myślę o W., a wręcz momentami "nowy" mnie męczy... I tak wczoraj poprosiłam go, żeby dziś się do mnie nie odzywał i jakoś specjalnie mi go nie brakuje, wciąż W. nawet mi się czasem śni. Zastanawiam się dlaczego tak jest, że kręcą mnie nieodpowiedni mężczyźni, a odtrącam być może tych właściwych... No ale nie potrafię się zmusić. Owszem lubię tego "nowego", ale nie wyobrażam sobie bycia z nim, z kolei z W. jak najbardziej sobie wyobraża(ła)m, szkoda, że tylko ja. A zresztą gdyby od początku mi na nim zależało tak jak teraz to nie zepsułabym naszych relacji. Poniekąd celowo jak byliśmy w kinie zniechęciłam go do siebie. Może ja po prostu nie potrzebuję faceta? Jednak przyzwyczaiłam się już do samotności i poza małymi wyjątkami dobrze mi tak. Ciekawa tylko jestem czy W. myśli o mnie równie intensywnie jak ja o nim, czy już dawno zapomniał o moim ostnieniu. Mając pewne przesłanki, obstawiam to drugie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A teraz po krótce odpiszę na Twoje posty :) Pracą się nie przejmuj, na pewno w końcu jakąś znajdziesz. A wręcz przeciwnie postaraj się zrobić użytek z tego, że masz wolne (poza językiem oczywiście, bo to dobrze, że go szkolisz i w tej kwestii ruszyłaś) - wykorzystaj ten czas dla siebie. Ja zwykle zaczynałam od solidnych zakupów, ale to jednak nie jest dobry pomysł, najlepiej po prostu nie planować. Wyspać się porządnie nawet więcej niż potrzeba (szczególnie kiedy męczą się depresyjne myśli zarówno przed spaniem jak i po przebudzeniu), po prostu odpocząć psychicznie od wszystkiego i zacząć działać. Porządne śniadanie na początek (ja zawsze przed zwykle brałam prysznic, bo jak już dnia poprzedniego się obżarłam i miałam dolinę to nie byłam w stanie nawet makijażu zmyć), a później samo jakoś pójdzie. Może jakiś spacer? To niby nic, a zawsze coś :) A myśli o traceniu czasu? Mam dokładnie tak samo... że śpię za długo, że nie byłam na uczelni, że koło będę musiała zaliczać w przyszłym tygodniu z inną grupą, że to kosztem siłowni, że tyle dnni straciłam siedząc i jedząc, że moje ciało nie jest i nigdy nie będzie choćby przeciętne, że zajmuję sie głupotami, że bałagan w pokoju... Odrzuć to. Kto jak kto ale ja doskonale wiem jak trudno jest to zrobić. Nie dziś to jutro - przecież w końcu nadejdzie to właściwe "jutro". Najlepiej nie skupiać się na tym co nas niszczy. Ja np. staram się nie myśleć o jedzeniu, o tym co zjem, o tym co mam w domu do zjedzenia, o tym co kupić, o tym co przygotuję na obiad. Nie powiem, żeby to było łatwe, ale staram sie na tym łapać. Nawet teraz skupiając się na pisaniu tego posta przed oczyma widze chipsy bananowe, które mam w kuchni... Pamiętaj, że to my mamy wygrywać a nie nasz nałóg i nasze problemy. Święta Bożego Narodzenia to dość specyficzny czas. Sama nie mam najlepszych relacji z rodziną, dlatego ciężko mi akurat w święta udawać, dzieląc się opłatkiem, ale mimo wszystko chcę trochę odpocząć i po raz pierwszy przeżyć te święta dla świąt, a nie jedzenia... Zaoferowałam mamie pomoc w kuchni, bo po prostu to lubię, a dodatkowo chcę wprowadzić trochę niekonwencjonalnych potraw, żebym nie musiała wmuszać w siebie tradycyjnego karpia w tłustej panierce, a po kolacji całej masy słodkiego, po czym siedzieć z nadętym brzuchem jak reszta. Nie mniej jednak czasem też nie rozumiem ideai "rodzinnych spotkań", które zwykle są po prostu sztuczne. Nie lubię czegoś takiego, także wiem o czym mówisz. I pomyśl też o tym, czy nie brakuje Ci jakichś witamin lub minerałów, bo może to być powód złego samopoczucia i bólu głowy. Sama doskonale wiem, że w moim organizmie jest spustoszenie po bulimii, ale dopiero zajady w zaawansowanej postaci sprawiły, że zajęłam się tematem. Teraz jest już w miarę ok, ale jeszcze kilka dni temu ledwo otwierałam usta, a jedzenia jabłka było jak za karę tak mnie piekło. Co do Twojego chłopaka - może warto pogadać z nim tak na maksa szczerze? W końcu z nim spędzasz najwięcej czasu i to on powinien Cię wspierać i motywować do działania. Jeśli mu an Tobie faktycznie zależy zrozumie i pomoże. Ja np. chciałabym zakochać się w facecie pokroju tego "nowego". Dlaczego? Bo on zniósł już praktycznie wszystko - moje wahania nastrojów, moje ciagłe narzekanie, że jestem gruba, moje myśli samobójcze, moje porównywanie sie z innymi, szczere pisanie mu co czuję, co myślę, nawet co myśle o nim jeśli nie było to dla niego przyjemne. Nie wiem jak to możliwe, że jeszcze nie posłał mnie do diabła. Może Twój chłopak też okaże się niedocenianym i choćby świadomością, że jet obecny przy Tobie, postawi Cię na nogi? :) I jeszcze coś - może któregoś dnia rano się po prostu zważ? Niemożliwe, żebyś ważyła nagle 10 kg więcej, a może wcale nie jest tak źle i wbrew pozorom waga poprawi Ci humor i doda motywacji? Poza tym warto mieć jakiś punkt odniesienia i nei uciekać od prawdy, chociażby miała byc najgorsza. Ja się zmierzyłam z 74 kg czyli 10 kg więcej niż 1,5 roku temu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dzieki za slowa otuchy! Ojjj jak sie ciesze, ze nie ma juz tej torbieli!!! To najwazniejsze! Naprawde bardzo bardzo sie ciesze. W koncu zdrowie jest najwazniejsze i wazne, ze udalo sie jej pozbyc samymi lekami. I wspaniale, ze udaje Ci sie nie wymiotowac. Jeszce powrot na silownie. Jesli chodzi o jedzenie bez planu to mam podobnie. Jak wszystko sobie ustale to jest ok. Nawet moge miec jakas diete w ktorej jest cos czego za bardzo nie lubie, ale i tak zjem, bo "tak jest w diecie". Jednak jesli nie mam planu, rzeczy nakazanych lub zakazanych gubie sie w tym wszystkim. A jesli zjem chociazby jednego cukierka to juz w ogole wszystko szlag trafia. Mialam tak czesto w pracy. Kazdy czestowal cukierkami i jak juz zjadlam jednego (slowo "nie dziekuje" nie wchodzilo w gre) to wiedzialam, ze po powrocie do domu popyne z jedzniem. Co do W. Powiem Ci szczerze, ze ja mialam tak ze swoim ex-zimnym draniem. Bylam pozniej z jednym chlopakiem. Patrzac w perspektywy czasu sama nie wiem po co i daleczgo. Moze dlatego, ze bylam sama w obcym kraju i dobrze bylo miec kogos przy sobie. Moze bylo to troche egoistyczne, a w zasadzie bardzo, ale jakos tak w tym trwalam, pozniej sie przyzwyczailam, az w koncu stwierdzilam, ze musze to zakonczyc, bo mecze sie i ja i on. W czasie trwania tego drugiego zwiazku myslalam o ex caly czas. Nie mielismy wtedy zbyt dobrych relacji. Nie wiedzialam co sie z nim dzieje, czy jest z dziewczyna dla ktorej mnie zostawil, ale mimo wszystko caly czas o nim myslalam. Pozniej spotkalismy sie po 2 latach i teraz mamy calkiem dobry kontakt. Jednak co jest najdziwniejsze on sni mi sie czasem do tej pory. Mimo, ze jestem ze swoim chlopakiem ponad 3 lata i o ex juz w ogole nie mysle w takich "kategoriach" to zdarza mi sie, ze snic wlasnie o nim. Zastanawialam sie kiedys dlaczego i wydaje mi sie, ze on po prostu byl taka moja pierwsza (nazwijmy) miloscia. Bylam wtedy malolata, wiec niezle namieszal mi w glowie, wywolywal silne emocje to chyba gdzie tam zostalo i czasem sie "ujawni". I tak samo zastanawialam sie czy o mnie myslal, wspominal itp. Tego niestety sie nie dowiem, bo nie zamierzam pytac, ale wydaje mi sie, ze czasem cos tam sobie o mnie pomysli. Moze sie myle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, a moze podswiadomie porownujesz go do tamtego i wypada po prostu gorzej. JEdyne co moge napisac to, ze tez wydawalo mi sie, ze juz nigdy nie doznam takiego uczucia jakie mialam przy ex. Kazdy wydwal mi sie "gorsz" w porownaniu do niego. W moim przypadku nawet czas nie pomogl, bo nie potrafilam zapomniec, tylko wlasnie moj chlopak. Teraz o moim samopoczuciu. Ostatnie dwa dni spedzilam na generalnym sprzataniu mieszkania. Matko jeszcze nigdy nie bylo tu chyba tak czysto. Nie mialam wiec, czasu na myslenie i dolowanie sie, a wrecz przeciwnie. Pomagal mi moj chlopak, wiec caly czas o czyms gadalismy i naprawde o wszystkim zapomnialam. Wieczorem bylam tak zmeczona, ze po prostu padlam nie majac sily zeby nawet zaczac o czyms myslec. Jesli chodzi o mojego chlopaka to on mnie rozumie. Znosi to, ze nagle sie rozplacze, mowi, ze gadam glupoty kiedy mowie o sobie w samych negatywach. Az mu sie dziwie, ze ma tyle cierpliwosci i sily na to aby mnie wspierac. Tylko wiesz jak to jest. Czasem to po prostu nie pomaga. Pokiwam glowa, ze jest juz ok, a za dwie minuty mysle o tym samym. Ostatnio nawet wymyslil nowe hobby i powoli mnie w nie wciaga, wiec nie moge powiedziec zlego slowa. Tak jak pisalas zwazylam sie dzisiaj. I ja nie wiem czy waga mi sie zepsula czy jednak troche schudlam. Wydaje mi sie to niemozliwe, bo mam teraz widoczna falde na brzuchu, ktora laczy sie z boczkami z tylu, a jeszcze niedawno jej nie bylo. Zastanawiam sie jednak czy nie ma na to wplywu fakt, ze nie pracuje. Jednak w pracy musialam sie troche nachodzic, wiec mialam wiecej miesni i wazylam wiecej, a teraz moze i rzeczywiscie waze mniej, ale mam sam tluszcz. Dziekuje C***apryczka za wsparcie. Naprawde milo bylo przeczytac Twoje sugeste i miec swiadomosc, ze mimo iz sie nie znamy i dzieli nas kwalek drogi to jednak jest ktos kto mi odpisze :) Postaram sie podchodzic do wszystkiego troche bardziej pozytywnie. To sprzatanie sporo mi pomoglo i nie chce dopuscic do powrotu stanu poprzedniego. Trzymaj sie cieplo i pisz co u Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Papryczka Wesloych Swiat! Czytalam bloga, wiec odpisze Ci jutro lub pojutrze, bo latam jak poparzona. Trzymaj sie cieplutko!!! Zycze Ci wszystkiego co najlepsze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hm to już pewnie domyślasz się dlaczego nie piszę... Ale niebawem napiszę, tylko jakoś brak mi ostatnio sił na wszystko. Zaraz po świętach idę do pracy na pro,mocję (pt-pon), a we wt sylwester no i trzeba by jaką sukienkę kupić, więc nie obiecuję, że w tym roku napiszę jeszcze coś dłuższego. Może na blogu. Poza tym wiesz co u mnie - jak zwykle. Aż mi głupio. Mimo wszystko życzę Ci udanych świąt i zadowolenia z przetrwania wszelkich pokus podczas nich (chyba, że takich nie masz, to zazdroszczę). Mnie się nie udało - wigilia i już jest 2:0 dla bulimii ehh ;/ Ale jutro pierwszy dzień świąt, pierwszy wyjazd do rodziny. Łudzę się, że dam radę, chociaż zwykle jak jestem niewyspana jest kiepsko, a jutro niewyspana z pewnością będę, bo już prawie 3 a ja jeszcze nie spię. Nadal ciężko mi się przestawić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×