Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Hej! Wczoraj troche polegalam. Najlepsze i jednoczesnie najgorsze jest to, ze nie mialam za bardzo ochoty na slodycze i bardziej zrobilam to "dla zasady". Niby byly to ogromne ilosci, bo tylko jakis 1% co zrobilabym normalnie, ale fakt pozostaje faktem. Na obiad zjadlam lasagne, a jakis czas pozniej komplentnie bez jakiekolwiek checi zjadlam mala paczke chipsow (ta malutka) i pol czekolady. Wiecej juz nawet nie moglam. I jaki to ma sens? Dzisiaj robie zdecydowanie lzejszy dzien, zamierzam wkoczyc na stepper i dolozyc chociaz 3-4 cwiczenia. W piatek i niedziele to samo. Oczywiscie weszlam na wage i zobaczylam 50,9kg, wiec nie jest zle. Jednak w tym tygodniu przesadzilam, bo za duzo zjadlam w sobote, niedziele i wlasnie wczoraj. No nic walki ciag dalszy. A co u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pisałam, bo ostatnio miałam napięty okres na uczelni. Codziennie koła, a do tego chciałam wykorzystać karnet an siłownię. Wczoraj mi się skończył, ale za to dziś biegałam :) Szału nie ma, bo 2 razy po ok. 3 km (z przerwą pomiędzy ok. 25 min), ale jeszcze miesiąc do maratonu (opłata już wpłynęła, więc jestem na liście). Poza tym bywa różnie. Początek tygodnia, a ja znów zaliczałam porażki, ale jakoś doszłam do ładu. Może tabletki zaczęły działać, a może to przypadek, bo akurat teraz w miarę mi się układa (niespodziewanie zostałam zaproszona na wesele jako osoba towarzysząca, w dodatku się okazało, że ten chłopak studiuje na tym samym wydziale co ja, tylko, że w trybie zaocznym). Dzisiaj zapomniałam nawet, że mam wizytę u psychologa, a to chyba dobry znak. Jeśli chodzi o jedzenie, przeszłam na zdrowe odżywianie, tzn. jem normalnie, ale pilnuję się, żeby nie jeść słodyczy w żadnej postaci, bo wiem, że to one najbardziej mnie uzależniają. Aha i staram się nie jeść chleba wieczorem, jak już to rano. Niestety taka "dieta" jest dosyć kosztowna, bo jedząc głównie owoce i warzywa (+ bakalie i orzechy) dość często muszę uzupełniać braki, a wiadomo, że do tanich takie przyjemności nie należą. Boję się, że właśnie po raz kolejny aspekt finansowy wygra z dobrymi chęciami. Wiadomo, że kupuję różne owoce i warzywa, żeby mi się nie znudziło, a chociażby takie mango to koszt 4 zł - niby niewiele (ale sporo jak na 1 część posiłku), ale jak dodać do tego ananasa, kilka bananów, pomidory, pomarańcze i jabłka to kwota rośnie w oczach. Poza tym kombinuję z różnymi potrawami, np. godny polecenia jest chleb żytni (ale 100% żytni, prawdziwy, a nie jakiś barwiony, czy mieszany, najlepiej pełnoziarnisty) z miodem i truskawkami (w końcu poczułam smak polskich truskawek!). Jeśli chodzi o miód tu też mam swoje wytyczne, smakuje mi tylko ten naturalny i uczulona jestem na napis "wyprodukowany dla krajów Unii Europejskie", czy coś takiego, bo znajomy taty, u którego czasem tata miód zamawia uświadomił mnie, że to wszystko jeden wielki badziew, w sumie miód polubiłam tylko dzięki temu miodomw, który mieliśmy od niego, prawdziwy z naturalnym skrzepłym osadem, a nie płynny i klarowny jak miód sztuczny - nie do końca wiem w czym rzecz, bo jeszcze na uczelni o miodzie mnie nie uczyli :D, ale wiem, że polski miód jest zdecydowanie lepszy. Poza tym wczoraj zrobiłam sobie ala zapiekankę z cukinii, nawet dobra była, tylko trochę za krótko w piekarniku trzymałam (cukinię przekroiłam wzdłuż na pół, żeby imitowała bułkę od zapiekanki, na to położyłam plasterki pomidorków koktajlowych, posypałam mozarellą i do piekarnika). Oprócz tego robię s=różnego rodzaju surówki i sałatki - trochę w życiu jadłam i kupowałam, a jak już coś kilka razy jadłam to potrafię odtworzyć smak. Naprawdę póki co odpowiada mi takie życie, a bajka to już w ogóle będzie jak wejdę w sukienkę od siostry, bo nie mam się w co ubrać na to wesele. Jak ważyłam 65 kg i przymierzałam tą sukienkę (w razie jakbym nie kupiła swojej na połowinki) to była mi nawet lekko luźna, ale teraz mam brzuszek i pewnie wciąż sporo ważę ;/ No nic - zobaczymy, jutro dam znać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pisałam, bo ostatnio miałam napięty okres na uczelni. Codziennie koła, a do tego chciałam wykorzystać karnet an siłownię. Wczoraj mi się skończył, ale za to dziś biegałam :) Szału nie ma, bo 2 razy po ok. 3 km (z przerwą pomiędzy ok. 25 min), ale jeszcze miesiąc do maratonu (opłata już wpłynęła, więc jestem na liście). Poza tym bywa różnie. Początek tygodnia, a ja znów zaliczałam porażki, ale jakoś doszłam do ładu. Może tabletki zaczęły działać, a może to przypadek, bo akurat teraz w miarę mi się układa (niespodziewanie zostałam zaproszona na wesele jako osoba towarzysząca, w dodatku się okazało, że ten chłopak studiuje na tym samym wydziale co ja, tylko, że w trybie zaocznym). Dzisiaj zapomniałam nawet, że mam wizytę u psychologa, a to chyba dobry znak. Jeśli chodzi o jedzenie, przeszłam na zdrowe odżywianie, tzn. jem normalnie, ale pilnuję się, żeby nie jeść słodyczy w żadnej postaci, bo wiem, że to one najbardziej mnie uzależniają. Aha i staram się nie jeść chleba wieczorem, jak już to rano. Niestety taka "dieta" jest dosyć kosztowna, bo jedząc głównie owoce i warzywa (+ bakalie i orzechy) dość często muszę uzupełniać braki, a wiadomo, że do tanich takie przyjemności nie należą. Boję się, że właśnie po raz kolejny aspekt finansowy wygra z dobrymi chęciami. Wiadomo, że kupuję różne owoce i warzywa, żeby mi się nie znudziło, a chociażby takie mango to koszt 4 zł - niby niewiele (ale sporo jak na 1 część posiłku), ale jak dodać do tego ananasa, kilka bananów, pomidory, pomarańcze i jabłka to kwota rośnie w oczach. Poza tym kombinuję z różnymi potrawami, np. godny polecenia jest chleb żytni (ale 100% żytni, prawdziwy, a nie jakiś barwiony, czy mieszany, najlepiej pełnoziarnisty) z miodem i truskawkami (w końcu poczułam smak polskich truskawek!). Jeśli chodzi o miód tu też mam swoje wytyczne, smakuje mi tylko ten naturalny i uczulona jestem na napis "wyprodukowany dla krajów Unii Europejskie", czy coś takiego, bo znajomy taty, u którego czasem tata miód zamawia uświadomił mnie, że to wszystko jeden wielki badziew, w sumie miód polubiłam tylko dzięki temu miodomw, który mieliśmy od niego, prawdziwy z naturalnym skrzepłym osadem, a nie płynny i klarowny jak miód sztuczny - nie do końca wiem w czym rzecz, bo jeszcze na uczelni o miodzie mnie nie uczyli :D, ale wiem, że polski miód jest zdecydowanie lepszy. Poza tym wczoraj zrobiłam sobie ala zapiekankę z cukinii, nawet dobra była, tylko trochę za krótko w piekarniku trzymałam (cukinię przekroiłam wzdłuż na pół, żeby imitowała bułkę od zapiekanki, na to położyłam plasterki pomidorków koktajlowych, posypałam mozarellą i do piekarnika). Oprócz tego robię s=różnego rodzaju surówki i sałatki - trochę w życiu jadłam i kupowałam, a jak już coś kilka razy jadłam to potrafię odtworzyć smak. Naprawdę póki co odpowiada mi takie życie, a bajka to już w ogóle będzie jak wejdę w sukienkę od siostry, bo nie mam się w co ubrać na to wesele. Jak ważyłam 65 kg i przymierzałam tą sukienkę (w razie jakbym nie kupiła swojej na połowinki) to była mi nawet lekko luźna, ale teraz mam brzuszek i pewnie wciąż sporo ważę ;/ No nic - zobaczymy, jutro dam znać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Mnie tez zdziwila nowa kafeteria i na poczatku nie dzialala ich wyszukiwarka tematow. Super, ze idziesz na wesele. To bedziemy sie w tym roku obydwie bawic na weselach :) Ojj powiem Ci szczerze, ze tez stwierdzilam, ze zdrowe odzywianie sporo kosztuje. Same owoce i warzywa moze pojedynczo drogie nie sa, ale jesli chcemy jesc ich wiecej to troche sie uzbiera. Ja akurat jadam malo miodu, ale jesli jest mi potrzebny tez staram sie wybrac ten najbardziej naturalny. I zazdroszcze truskawek. Tutaj niestety truskawki nie pachna i nie smakuja, ale te polskie. Tak samo z malinami i jagodami. Nie dosc, ze sa drogie i jest ich doslownie kilka to jeszcze oprocz wygladu nie maja nic wspolnego z polskimi owocami. U mnie ostatni tydzien tak srednio. Troche za duzo jadlam niezdrowych rzeczy i slodyczy, ale przypomnialam sobie, ze za tydzien mam okres, wiec ta nagla ochota byla spowodowana wlasnie tym i jeszcze przyzycznil sie do tego fakt, ze bylam sama. Wczoraj myslalam, ze dostane szalu, bo mialam skonczyc prace o 12,30, a okazalo sie, ze jednak trzeba zostac do 17!!! Oczywiscie wtedy sa najwieksze korki i bylam w domu o 18.30. Musialam tez przelozyc lekcje i sms nie doszedl do tej kobitki. Ona czekala na mnie na skypie. Nie znosze takich sytuacji, ale napisala, ze nic nie szkodzi i mam sie nie przejmowac. Jednak ta sytuacja zdenerwowala mnie do konca i musialam w koncu wybuchnac. "Ofiara" byl oczywisisce moj chlopak, ktory olal to calkowicie :) Jutro znow ruszam ze stepperem. Poki co uciekam, bo musze leciec do sklepu. Pozniej jestem umowiona na skypie z rodzina, bo sa urodziny babci, wiec musze wypic z nia jakies piwko przez skypa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie doliny ciąg dalszy ;/ Wczoraj wesele. Bawiłam się średnio, bo przez leki nie mogłam nic pić, tzn. wolałam nie ryzykować, bo jednak to nie takie zwykłe leki, a psychotropy. Poza tym nikogo tam nie znałam, więc czułam się obco. Ale mniejsza z tym. Jedzenia było sporo, ale oczywiści jak to w towarzystwie bywa nie przeginałam, wiedząc jak to się skończy... Dzień dzisiejszy na przemian jadłam i spałam, nie ruszyłam tyłka by pobiegać, ba nawet olałam naukę na jutro, nie zaglądając nawet w notatki. Do tego pewnie będę miała problem z zaśnięciem, bo pół godziny temu się obudziłam po małej "drzemeczce". Obiecałam sobie, że od jutra wracam do zdrowego jedzenia, szczególnie, że nie tylko psychicznie lepiej się wtedy czuję, ale zdecydowanie lepiej funkcjonuje moje ciało. Wcześniej tego jakoś nie zauważałam, a teraz widzę różnicę, Oczywiście warzyw i owoców nie zostało mi już wiele, więc znów będę musiała lecieć na zakupy, no ale moja waga mnie wciąż przeraża. Teraz nawet wolę nie sprawdzać ile jest, ale z pewnością oscyluje w okolicach 70 kg. Tak więc, jak widzisz, nie tylko Ty masz za sobą gorsze dni ;) Najważniejsze jednak to się pozbierać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie doliny ciąg dalszy ;/ Wczoraj wesele. Bawiłam się średnio, bo przez leki nie mogłam nic pić, tzn. wolałam nie ryzykować, bo jednak to nie takie zwykłe leki, a psychotropy. Poza tym nikogo tam nie znałam, więc czułam się obco. Ale mniejsza z tym. Jedzenia było sporo, ale oczywiści jak to w towarzystwie bywa nie przeginałam, wiedząc jak to się skończy... Dzień dzisiejszy na przemian jadłam i spałam, nie ruszyłam tyłka by pobiegać, ba nawet olałam naukę na jutro, nie zaglądając nawet w notatki. Do tego pewnie będę miała problem z zaśnięciem, bo pół godziny temu się obudziłam po małej "drzemeczce". Obiecałam sobie, że od jutra wracam do zdrowego jedzenia, szczególnie, że nie tylko psychicznie lepiej się wtedy czuję, ale zdecydowanie lepiej funkcjonuje moje ciało. Wcześniej tego jakoś nie zauważałam, a teraz widzę różnicę, Oczywiście warzyw i owoców nie zostało mi już wiele, więc znów będę musiała lecieć na zakupy, no ale moja waga mnie wciąż przeraża. Teraz nawet wolę nie sprawdzać ile jest, ale z pewnością oscyluje w okolicach 70 kg. Tak więc, jak widzisz, nie tylko Ty masz za sobą gorsze dni ;) Najważniejsze jednak to się pozbierać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Kurcze nie dziala mi powiadomienie na maila i dopiero dzis tu weszlam i zobaczylam, ze napisalas. Chyba musze zrobic to jeszcze raz, bo moze z tej starej kafe nie dziala. Ojj wiem, ze wesle na ktorym niekogo nie znasz jest troche srednie, ale zawsze choc troche mozna sie pobawic. Z jedzeniem doskonale Cie rozumiem, bo ja zawsze na tego typu imprezach nie jem praktycznie nic, bo w glowie siedzi mi, zeby ktos sobie przypadkiem nie pomyslal o tym ile jem, zeby mnie kamera albo fotograf nie zlapali itp. Papryczk jesli chodzi o samopoczucie to dokladnie w niedziele o tym myslalam. Jak jem zdrowo czuje sie lzej, lepiej, nie mam zaparc, a wczoraj nie dosc, ze czulam sie jak czolg to jeszcze doszly zaparcia (na szczescie juz przeszly). U mnie weekend byl straszny. Zaczelo sie od tego, ze w piatek mialam skonczyc o 12.30 i dokladnie o 12.20 dowiedzialam sie, ze musze zostac do 17!!!!!! Bylam wkurzona po pierwsze tym, ze juz sie nastawilam, ze wychodze, a po drugie tym, ze zjadlam wszystko na pierwszej przerwie i do 17 nie mialam nic, wiec od razu moje myslenie dietowe sie zmienilo (bo przeciez musze jesc cos co 3h). Wrocilam wsciekla i poszlam kupic sobie pizze (wrocilam do domu o 19 przez korki) i piwo :) Pozniej zadzwonilam do babci na skypie, bo miala urodziny, wiec wypilam sobie te piwa a babcia szampana po drugiej stronie i tak swietowalysmy. W sobote mialam sie polaczyc na skypie z rodzina, bo byla wlasnie impreza urodzinowa babci, wiec nawet nie zaczynalam od nieczego normalnego do jedzenia, bo wiedzialam, ze i tak w ramach toastu wypije cos z nimi. W niedziele byl dzien matki, wiec znow to samo, a w poniedzialek czulam sie tak ciezka, ze najadlam sie juz do konca, zeby sie czuc jak zwodnik sumo. Dzisiaj jako tako chociaz tez bez szalu, bo zaczelo mi sie myslenie, ze przeciez nie zaczne sie odchudzac od wtorku i to jeszcze 28, jakby to mialo jakiekolwiek znaczenie i wybor daty lub dnia tygodnia byl dla mnie super wazny i w czymkolwiek mi pomagal. No nic. A w piatek jeszcze bylam wkurzona, bo musialam dowolac holenderski, napisalam smsa, a okazalo sie, ze nie doszedl i ta babka czekala. Przeprosilam ja ze 100 razy i mowila, ze nic nie sie stalo i ze tak sie zdarza, ale ja nie znosze takich sytuacji, kiedy zawale i ktos na mnie czeka i czulam sie z tym dodatkowo zle i jak zwykle przezywalam. Tak jak widzisz szalu nie bylo. Jedyne co to jestem zadowolona, bo babcia byla przeszczesliwa. Wyslalam jej kwiaty na urodziny, pozniej "uczestniczylam" w imprezie, wiec nie zaluje tego zmarnowanego weekendu, bo najwazniejsze, ze babcia zadowlona. Jutro podejscie ciag dalszy. Aaa w ogole mam nowa motywacje i musze koniecznie sie zabrac za siebie, bo 6 lipca mam grilla firmowego (normalnie byl we wrzesniu). Wpadlam juz wiec w poploch jak bede wygladac i w co sie ubiore. Marzy mi sie zalozenie legginsow (na chwile obecna nie wchodzi to w gre) lub chociaz obcislych jeansow i jakis koturnow. Mam w sumie niecale 6 tygodni no i jakie 4-5 kg do zrzucenia. Na upartego zdarze, ale tylko jesli nie wyskoczy mi po drodze jakas zachcianka, ktora przerodzi sie w tydzien zachcianek jak ostatnio. Od jutra walka od nowa. Postaram sie pisac codziennie co jadlam, bo musze przyznac, ze jak mam napisane co jadlam przez kilka dni to pozniej mi szkoda tego wszystkiego zmarnowac. Bede pojawiac sie wiec czesciej. Do jutra!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Nie miałam ostatnio jakoś ani czasu, ani ochoty, by cokolwiek pisać... Nadal nie jest najlepiej. Dzisiaj rano ciąg dalszy totalnej doliny, ale jakoś się pozbierałam jak to zwykle bywa. Niestety wciąż jestem przybita, leki niespecjalnie pomagają, wizyty u psychologa dobiegają końca, a do tego różnie bywa z jedzeniem. Oczywiście jem ze zdecydowaną przewagą owoce, warzywa i bakalie, ale czasem do tego dochodzi sporo zakazanych "owoców", czyli słodycze, chleb w dużych ilościach, makaron. Wtedy moje wysiłki idą na marne. Staram się też biegać, ale codziennie nie jest to możliwe. Czyli generalnie u mnie żadnych nowości a jak tam u Ciebie? Aha mi też nie działają powiadomienia na maila niestety, mimo, że ponownie zaznaczyłam tą opcję, w nowej szacie graficznej ;/ Zaznaczę tą opcję jeszcze raz i zobaczymy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i pięknie... Udało mi się wyjść pobiegać, ale za wiele nie pobiegałam, bo na środku ulicy zaatakowały mnie dziki! Jedyne czego chciałam, to jak najszybciej znaleźć się w domu. I teraz już nie wychodzę. Never again! Teraz będę musiała robić kółeczka wokół domu, żeby w razie co mieć blisko do domu, bo te dziki były na ulicy, na której mieszkam buu :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Napisze wszystko jutro, bo od czwartku pracowalam do pozna i nawet dzis musialam isc do pracy i zostac sporo dluzej niz zwykle i padam. Ogolnie rozpoczecie diety przesunelo sie wlasnie przez prace, ale o tym jutro :P Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! W koncu w miare sie wyspalam. Diete szlag trafil, bo od czwartku pracowalam do 17, wiec w domu bylam ok.18.30. Wczoraj tez skonczylam po 14. Jedyne na co mialam czas to szybkie zakupy i padalam. Musze jeszcze przezyc ten tydzien, ktory moze byc podobny. U mnie papryczka podobnie jak u Ciebie. Staram sie jesc wiecej owocow, warzyw, ale przez ostatnie dni zero cwiczen i obiady byly srednie. No nie dziwie Ci sie, ze bylas przestraszona. Gdybym zobaczyla dziki na drodze tez pewnie ucikalabym ile sil w nogach i nie biegalabym juz ta trasa. Nie wazylam sie przez te ostatnie kilka dni i nawet nie chce. Co prawda waga raczej mi w gore nie poszla, ale tez pewnie za duzo nie zlecialo. Poza tym bylam przed okresem i stwierdzilam, ze waga i tak pokaze wiecej, wiec nie bede sie denerwowac. Planuje zwazyc sie dopiero za 2 tygodnie- moze ujrze mniej niz 50. Za chwile musze isc do sklepu, bo wczoraj zrobilam tylko zakupy na obiad, wiec dzis zaopatrze sie w owoce. Planowalam dzisiaj pochodzic na stepperze i pocwiczyc, ale wczoraj spadlam z metalowych schodow i mam poobijany caly prawy bok i reke. Nawet nie moglam za bardzo spac na tym boku, wiec dam sobie spokoj z cwiczeniami, bo i tak nie dam rady. Za 2-3 dni pewnie mi przejdzie. To w sumie tyle jesli chodzi o mnie i diete. Postaram sie napisac jutro!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie póki co w miarę :) Wczoraj zrobiłam 10 km, dziś również, mimo późnego powrotu do domu i masy nauki. Nie uczyłam się jeszcze na nic, ale czuję się wspaniale, mimo tego, że solidny obiad, 2 kawałki ciasta i jakieś drobne słodycze za mną. Plus dodatkowo wczoraj w nocy cała tabliczka czekolady (sama już raczej nie kupuję, ale dostałam od mamy). Ważę wciąż ok. 70 kg, ale okres tuż tuż, więc nie oczekuję, że teraz waga spadnie. Poza tym byłam dziś u fryzjera, obcięłam i pofarbowałam i włosy i jestem zadowolona, bo jak na mnie to naprawdę wielka zmiana! W nowej fryzurze wyglądam i czuję się świetnie, jak nowo narodzona. Od razu dostałam sił, by walczyć. Stare życie już za mną, zamknęłam za sobą drzwi, a teraz jestem na drodze ku lepszemu. Nawet akurat tak się złożyło, że wczoraj ostatecznie zakończyła się moja znajomość z tym chłopakiem od wesela. A wiadomo, zawsze lepiej się odchudza jak nie ma żadnego faceta w pobliżu i wtedy mam pewność, że to co robię robię dla siebie :) To tyle, uciekam brać się za naukę. Pisz co u Ciebie, ja też postaram się pisać w miarę często. Współczuję Ci tylko tych nadgodzin w pracy, wiem jak bardzo może to popsuć wszystkie plany ;/ A te powiadomienia mailowe chyba nie działają, bo wciąż zaznaczam, żeby mi wysyłali powiadomienie jak pojawi się post i nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja napisze w sobote, bo niestety nie mam czasu. Jestem w domu dopiero po 18. Obiad, prysznic i reszta rzeczy do zrobienia, a pozniej padam. Musialam nawet przelozyc lekcje, bo nie jestem w stanie fukncjonowac i myslec jakos konstruktywnie. Do soboty!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Widzę, że nie było Cię wczoraj... To ja pokrótce napiszę co u mnie. Temat "dieta" akurat w tej chwili jest najmniej ważny. Ostatni tydzień był wyjątkowo ciężki. Miałam myśli samobójcze, a na dodatek prawdopodobnie leki zaczęły działać. Zawalam na sam koniec semestr, kiedy jest najwięcej zaliczeń, ale nie jestem w stanie się uczyć. Nic nie ma sensu. W środę (dzień po tych wzmożonych myślach samobójczych, do których na pewno przyczyniły się wcześniejsze koszmary senne, głównie o tematyce śmierci) pojechałam na uczelnię, nie dałam rady udawać, że wszystko jest ok. Siedziałam sama gapiąc się w 1 punkt, trzęsły mi się ręce, było mi zimno, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie panowałam nad swoją psychiką w pełni. Na kole oczywiście nic nie napisałam, zresztą ciężko było mi pisać w takim stanie. Później wróciłam jakby do "żywych", ale niemieckiego nie zaliczyłam. Później była szczera rozmowa z mamą, która nic nie zmieniła. I tak oto każdy dzień jest taki sam, a może nawet gorszy od poprzedniego. Skończyły mi się wizyty u psychologa, do psychiatry idę dopiero w piątek i szczerze powiedziawszy zaczęłam zastanawiać się nad pójściem do szpitala psychiatrycznego... Poza tym chyba odkryłam zagadkę moich problemów. To wcale nie zaburzenia odżywiania, czy problemy z nadwagą, a co za tym idzie samoakceptacją... To się nazywa borderline, czyli graniczne zaburzenia osobowości. Gdyby było mało tego, kiedy już ze wszystkich sił staram się żyć na nowo i mam malutką iskierkę nadziei, ona gaśnie. Wczoraj czułam, że dam radę. Obudziłam się dziś rano i jeszcze wierzyłam, że będzie inaczej, ale najpierw zobaczyłam zdjęcie dziecka tego faceta, o którym tu nieraz pisałam, tego tzw. "zimnego drania". Wiesz on dla mnie, szczególnie po ostatnich odwiedzinach (w zeszłe wakacje) niewiele znaczył, nie mieliśmy kontaktu, udało mi się zapomnieć i znienawidzić go, ale jednak nie byłam przygotowana na to, że on ma kogoś na poważnie i będzie miał dziecko! Oczywiście, że nie chciałam już z nim być, ani nie jest dla mnie nikim ważnym, ale mimo wszystko nie było to dla mnie obojętne. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jestem tak bardzo samotna? Ale to nie wszystko... Chwilę później dostałam informację od mojej najbliższej bądź co bądź koleżanki, że jej tata zmarł. No i jak tu cieszyć się życiem? Załamana jestem niewyobrażalnie, nie potrafię się na niczym skupić, nie mogę się uczyć. Chyba potrzebuję najzwyczajniej w świecie z kimś porozmawiać, z kimś kto dobrze mi życzy i potrafi wesprzeć. Niestety nikogo takiego nie ma. Zastanawiam się tylko, czy te leki kiedyś zaczną działać, bo na razie poza działaniami niepożądanymi i pogorszeniem mojego stanu nie widzę nic więcej. Jestem w połowie drugiego opakowania, a zamiast czuć się lepiej czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej. Chociaż fakt totalnego obżarstwa nie zaliczyłam już dawno. Owszem, zdarzały się dni, kiedy napchałam się konkretnie, ale nie tak jak bywało kiedyś. Co więcej stopniowo zmieniam też nawyki, np. niektóre niezdrowe rzeczy już mi tak nie smakują, odzwyczaiłam się od niektórych smaków (szczególnie tych wysoko przetworzonych jak np. ketchup) i normalnym powoli staje się jedzenie owoców i warzyw w przeważającej części, ale nie wiem czy nie jest to zasługą sezonu na owoce. Przecież zimą niewiele możliwości mi zostanie. Zobaczymy co będzie, póki co nie wiem co będzie za godzinę czy jutro, a co dopiero w przyszłości. W miarę możliwości będę pisać, ale sesja już za 2 tygodnie, więc nic nie obiecuję. Na pewno odezwę się po wizycie u lekarza, tak naprawdę tylko na to teraz czekam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka nie napisalam wczoraj, bo bylam w pracy do 18. Po powrocie wykapalam sie, zjadlam obiad i poszlam spac. Dzisiaj niby wstalam pozniej, ale nie da sie odespac calego tygodnia jednej nocy. Cholera Papryczka musisz koniecznie isc do lekarza. On musi Ci pomoc zrozumiec skad biora sie takie mysli i przede wszystkim zajac sie tym jak sie ich pozbyc. A co Twoja mama na to wszystko? Wspiera Cie, probuje zrozumiec? Domyslam sie, ze dziecko bylego Cie troche podlamalo. Wydaje mi sie, ze masz racje piszac, ze to glownie przez samotnosc. Widzisz ja ze swoim ex rozmawiam normalnie. Kiedy powiedzial mi, ze chce dziecko to zyczylam mu szczescia i kibicuje, zeby je mial. Jednak ja tez jestem w szczesliwym zwiazku i normalnie sobie rozmawiamy o wszystkim. Sytuacja pewnie bylaby inna gdyby ktores z nas bylo samo Dobrze, ze przestawilas sie na inne jedzenie. Zawsze to sukces. Ja w tym tygodniu nie przejmowalam sie tym co jem. W zasadzie duzo bylo jedzenia smiecioego i na szybko, ale mimo to zwazylam sie dzis i waze 50.8kg. Dzisiaj zrobilam lzejszy dzien i planuje pociagnac tak tydzien. Moze potrzebujesz po prostu innych lekow? Mam nadzieje, ze do piatku szybko i w miare neutralnie zleci Ci czas i wizyta cos da. Ten psycholog i tak nic nie pomogl i widac, ze bylo malo kompetenty skoro nic nie zauwazyl. Moze postaraj sie porozmawiac szczerze z tym lekarzem, bo takie mysli to nie sa zarty. Zaluje, ze nie moge Ci pomoc w jakikolwiek sposob, ale niestety to tylko forum. Trzymam za Ciebie mocno kciuki! Poki co musze sie chwile przespac, zeby jakos funkcjonowac w przyszlym tygodniu, ktory tez moze byc ciezki. Jednak to tylko 2-3 takie tygodnie i jakos przezyje. Do nastepnego, bo ja tez nie wiem kiedy napisze. Czekam z niecierpliwoscia na wiesci od Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przez to, że nie mam powiadomień na maila, zapominam tu zajrzeć ;/ Teraz tak krótko, bo czas mnie goni. Jeszcze do rodziny dziś jadę, a sesja już za tydzień. Do tego masa zaliczeń. Na szczęście z uczelnią powoli wychodzę na prostą. Byłam wczoraj u lekarza. Kazał mi zrobić podstawowe badania i iść do ginekologa, bo z tymi miesiączkami u mnie różnie bywa. Akurat powinnam teraz złożyć mu wizytację, ale jakoś wciąż coś ważniejszego jest (na szczęście wczoraj wieczorem dostałam okres). Psychiatra zwiększył mi też dawkę fluoksetyny i dodatkowo przepisał jakiś lek stosowany głównie na padaczkę, a u mnie miałby normalizować nastrój. Ale zdecydowałam, że go nie kupię, jak przeczytałam, że skutkiem ubocznym jest "wzrost masy ciała". Na to nie mogę sobie pozwolić, bo to na pewno mi nie pomoże. Póki co wciąż krążę wokół 70 kg, raz w górę, raz w dół. Nasiliła mi się też bulimia, ale walczę z tym. Wczoraj po przerwie poszłam biegać. Przebiegłam 10 km :) A maraton już za tydzień. Poza tym żadnych zmian w moim samopoczuciu nie widzę, wciąż jest skrajnie i zmiennie. Dzisiaj miłe zaskoczenie, bo rano na wadze 69,2 kg, a wczoraj rano 71,5 kg! Pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Mi tez nie przychodza powiadomienia na maila. Super, ze wychodzisz na prosta z nauka. Jeszcze tylko troche i beda wakacje, wiec dasz sobie rade :) Mam nadzieje, ze ta zwiekszona dawka pomoze. Kurcze wlasnie te skutki uboczne niektrych lekow w postaci tycia sa demotywujace. Rozmawialam ostatnio z kolezanka. Mowila, ze miala depresje popordowa i lekarz tez jej zapisal leki psychotropowe. Niestety, ale po miesiacu odstawila, bo zaczela strasznie tyc, mimo, ze nie jadla zbyt duzo, bo nie interesowalo ja nic co sie dzieje dookola. Papryczka podziwiam Cie za przebiegniecie 10km!! U mnie poki co bez zmian. Ten tydzien tez byl ciezki, bo konczylam pozniej, ale chyba juz ten okres sie skonczyl. Nie mialam lekcji juz 2 tygodnie, bo albo bylam za bardzo zmeczona i zasypialam na stojaco albo nie mialam czasu. Od tego tygodnia wszystko musi sie ruszyc. Z jedzeniem tak jak w tymatym tygodniu tylko niestety bylo tego troche wiecej i juz czuje sie grubsza i ociezala. Zaraz ide do sklepu zaopatrzyc sie w jakies zdrowsze rzeczy. Na wage wejde chyba dopiero w lipcu, bo teraz nie chce sie przerazic tym bardziej, ze za tydzien idziemy na urodziny do znajomego. Z gory juz wiem, ze jak wejde na wage i zobacze wiecej kg to zawale caly tydzien, bo stwierdze, ze w sobote i tak bede pic i jesc. A tak to moze jakos ogarne ten tydzien jedzeniowo i w sobote bedzie po prostu taki "wiekszy dzien". Wazenie planuje wiec na 1 lipca. Postaram sie pisac czesciej, chociaz roznie to wychodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja tylko na chwilkę, bo wiem, że w najbliższym czasie nie dam rady tu napisać. Teraz w zasadzie dopiero niedawno wstałam (byłam tak padnięta po tym całym ostatnim przedsesyjnym tygodniu, że niemalże od razu po powrocie do domu położyłam się spać), a zaraz znów idę spać. Rano planuję wstać i pobiegać, bo maraton już w niedzielę, a ja w ostatnim tygodniu w ogóle nie trenowałam. Do tego jeszcze te masakryczne upały... Ale wierzę, że jakoś dam radę :) Poza tym waga bez większych zmian, ale za to z samopoczuciem lepiej. Może to kwestia leków, a może zdanych pozytywnie egzaminów i dobrego wstępu do sesji. A może ładnej pogody i braku czasu na myślenie? Sama nie wiem. W każdym razie chce mi się teraz żyć (w porównaniu z tym co było ostatnio) i nie muszę przed wszystkimi udawać, że jest ok, tylko tak po prostu jest. Potrafię cieszyć się każdym dniem, więcej się uśmiecham, przebywam dużo z ludźmi na uczelni. Owszem, nie jest aż tak kolorowo, bo miewam gorsze momenty, czy chore myśli, nadal nie akceptuję swojego wyglądu i wydaje mi się, że jestem potwornie gruba, ale to już raczej odczucia na normalnym poziomie. Przyznaję, że ten mój żonaty półprzyjaciel (tak go teraz nazywam, bo z definicji przyjacielem nie jest, a jednak to ktoś więcej niż znajomy) też nie jest bez wpływu na poprawę mojego stanu. To on mnie wspiera w najgorszych momentach, wierzy we mnie i motywuje do działania. Teraz jestem zmotywowana, by przebiec maraton, pozaliczać wszystkie egzaminy i w międzyczasie troszkę schudnąć. Rozmawiałam jeszcze dziś z koleżanką i wyrażała chęci wyskoczenia ze mną gdzieś nad morze na kilka dni po moich praktykach :) Co jeszcze? Może to kwestia upałów, ale zauważyłam, że aż tak dużo nie jem i aż tak często nie zdarza mi się jedzenie dla samego jedzenia (z nerwów, stresu, czy zmęczenia). Poza tym potrafię już przejść obojętnie w sklepie obok słodyczy, czy niezdrowych przekąsek. Czasem jest to trudne, ale się da. Później i tak zapominam o tym na co tak bardzo miałam ochotę w sklepie i pseudoochota mija, a ja jestem zadowolona, że jej nie uległam. Obym tylko nie przytyła po tych drugich tabletkach, które teraz zaczęłam brać. Póki co kontroluję swoją wagę i jest ok. Wiem też, że po sesji będę miała więcej czasu, może wrócę na siłownię, a na pewno będę ćwiczyć, tak jak rok temu. Pamiętam, że motywacji mi nie brakowało, ale wtedy nie byłam aż tak wyniszczona psychicznie. Pociesza mnie fakt, że siostra koleżanki też brała ten lek i ponoć sporo po nich schudła, a niby też ma tendencję do tycia. No zobaczymy jak to będzie. Po sesji będę pewnie częściej pisać :) Czekam na info od Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aaa i jeszcze o jednej, bardzo ważnej rzeczy zapomniałam. Robiłam ostatnio badania podstawowe krwi i moczu (psychiatra kazał zrobić zanim zacznę brać ten drugi lek) i się przestraszyłam, bo tak jak zawsze wszystko było w normie tak teraz jakiś procentów gdzieś miałam za dużo. Poszłam najpierw do lekarza rodzinnego, ale na szczęście mnie uspokoił. Bo tak wszystkie wartości miałam w normie, a ten procentowy odsetek podobno może wyjść ciut większy niż norma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Jestem już po biegu - dałam radę :) Mój czas jest całkiem przyzwoity jak na pierwszy raz (i na fakt, że wczoraj dorobiłam się mega odcisków pod stopami, które jeszcze wczoraj wieczorem uniemożliwiały mi normalne chodzenie) - 1:05. Ale co najważniejsze - już wczoraj jak pojechałam odebrać numer startowy i koszulkę spotkałam się z byłym, tzn. na chwilę. On tam pracuje i był akurat, więc spytałam go tylko, gdzie mogą wydawać te numery. Zamieniliśmy raptem 2 słowa, ale byłam zadowolona, że w większym stopniu mnie to spotkanie nie ruszyło. Niestety nie mogłam przestać o nim myśleć, ale chociaż widzę, że leki działają, bo jakiejś strasznej zmiany nastroju nie zauważyłam. Dzisiaj byłam zaskoczona, bo był na trasie maratonu i mi kibicował... Nie musiał tego robić, szczególnie, że ma dziewczynę, z którą z tego co wiem układa mu się bardzo dobrze. Znów miesza mi w głowie. Teraz już nie jestem w tak dobrym nastroju (wiem, że on już dawno o mnie zapomniał i kibicował mi tylko po koleżeńsku, ale mimo tych pewnych faktów, moja psychika nie przestaje mnie dręczyć różnymi irracjonalnymi myślami), w związku z czym zaraz wezmę lek i zabieram się za naukę na jutrzejszy egzamin, bo póki co jeszcze nic nie umiem. Muszę przestać myśleć o byłym i żyć własnym życiem... Nie ukrywam, że jest ciężko, bo nadal nie jest mi obojętny, pomimo tych wszystkich wad, tego jak mnie potraktował ponad 2 lata temu i wmawiania sobie, że wcale jakimś fenomenem nie jest. Bo nie jest. Ale ja nadal coś do niego czuję. A wracając jeszcze do tego "zimnego drania", co ma dziecko - on nigdy nie był moim chłopakiem. Po prostu się spotykaliśmy, ja naiwna myślałam, że coś z tego będzie, ale niestety potraktował mnie dość przedmiotowo. Na szczęście odzyskałam już jakoś wewnętrzny spokój po tej szokującej wieści o jego dziecku, ale za to teraz pewnie jeszcze jakiś czas będzie chodził mi po głowie były. Całe szczęście, że mieszka na drugim końcu miasta, a studiuje na innej uczelni i nie jest nam dane przypadkiem się gdzieś spotkać. Co do diety na razie sama nie wiem, waga stoi w miejscu, ale to akurat jest raczej dobrym znakiem, biorąc pod uwagę fakt, że zażywam już te leki, po których bardzo prawdopodobny jest wzrost wagi. Oczywiście zaraz po sesji postaram się zabrać za siebie porządnie - regularna aktywność fizyczna i większy rygor w diecie. Dzisiaj to już w ogóle poszalałam. Mimo, iż nie byłam zbytnio głodna po tym maratonie, bo straszny upał się zrobił, to wydawali dla biegaczy posiłek, więc skorzystałam (kaszanka lub kiełbasa plus biała bułka - samo zło), a do tego były różne degustacje no i dostałam jakieś upominki od sponsorów. Teraz za to świętujemy dzień ojca i jestem już po połowie drożdżówki, połowie jagodzianki i kawałku placka drożdżowego, a do tego zaliczyłam całą miseczkę czereśni. Stresuję się trochę tym jutrzejszym egzaminem i tym, że jeszcze na niego nic nie umiem, a to naprawdę najgorszy egzamin w tej sesji. A co u Ciebie? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka gratuluje przebiegniecia maratonu!!!!!!!!! Wielki uklon w Twoja strone!!! Naprawde jestem pelna podziwu!!!!!!!!! Ojj Papryczka wiem jak to jest z bylymi facetami. Co prawda wyleczylam sie juz z nich, a raczej z jednego, bo drugi mi wisial totalnie. Jednak wyleczenie sie z tego "zimnego drania" trwalo i trwalo. Nawet jak bylam w drugim zwiazku to czesto o nim myslalam. Dopiero przy moim chlopaku zapomnialam. W zeszlym tygodniu mojemu bylemu chlopakowi (temu ktory srednio mnie interesowal) urodzil sie syn. Wyslalam mu zyczenia, ale nie odpisal :) Pewnie sobie pomyslal, ze napisalam nie wiadomo z jakiego powodu, a ja naprawde sie ucieszylam, ze jest szczesliwy, bo ze mna nie byl, z reszta ja z nim tez nie bylam. Ciesze sie, ze Twoje samopoczucie jest dobre!!!!! Tak trzymac!!!! Malymi kroczkami osiagniemy wszystko co chcemy! U mnie poki co w miare. Ostatnio sie zwazylam, bo nie moglam wytrzymac i waga pokazala 50.5kg. Przyznam, ze bylam w szoku, ale uciszylam sie. W sobote bylam na urodzinach u znajomego. Powiem Ci, ze tez jadlam normalnie i w ogole sie tym nie przejmowalam. Normalnie zjadlam cieple danie i pozniej jakies przekaski. Jednak zdziwilo mnie to, ze chetniej niz chipsy czy slodkie rzeczy jadlam ogorki, jajko, pomidory i tego typu rzeczy. Zazwyczaj podjadalam same slone rzeczy, a teraz bylo inaczej. Ale to chyba dlatego, ze nie pilam piwa tylko drinki i wtedy slone rzeczy jakos mi nie podchodza. Poza tym jem troche mniej, staram sie nie jest wszystkich zapychaczy i jakos to wszystko sie kreci. Dzisiaj rozpoczelam przygotowanie do miesiecznych przysiadow. Znalazlam jakas tabelke z rozpisanymi przysiadami na 30 dni. Komentarze byly oczywiscie rozne, bo jedni pisali, ze mozna sobie rozwalic kolana, inni, ze wyprobowali i sa super efekty. Przyznam, ze rozpoczynam ten cykl z czystej ciekawosci. Jutro zmierze sobie uda, lydki i tylek i zobaczymy co bedzie za miesiac. Oczywiscie jak pojawia sie jakies bole kolan to zrezgnuje, ale czytalam gdzies, ze robiac "polprzysiady" nie obciazamy kolan tak jak przy pelnych. Poza tym te polowki sa lepsze na figure, bo praktycznie caly czas napisany nogi i tylek. Pozostaje jeszcze kwestia moje brzucha. W sumie sam brzuch nie jest tak tragiczny, ale zrobily mi sie straszne boczki. W sumie dziwnie to wyglada, bo one nie "lacza" sie z brzuchem tylko sa tak troche z tylu. Mam nadzieje, ze stepper cos z nimi zrobi, bo wlasnie dzis ponownie sie z nim zaprzyjaznilam :) W sumie na chwile obecna to tyle. Trzymam kciuki za jak najszybszy koniec Twojej sesji :) I pisz co u Ciebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli chodzi o moje samopoczucie na razie jest ok. Z dietą też powoli dochodzę do pionu, wstępnie chciałabym przejść na wegetarianizm, a do tego staram się w miarę regularnie trenować biegi. Ważę nadal ok. 70 kg (+/- 1 kg), ale grunt, że pozmieniało mi się myślenie. Chyba 2 dni temu postanowiłam znów wrócić do mojej diety "śniadaniowej". Zjadłam obfite śniadanie (z tym, że w wersji zdrowej, ale takiej, że się na zapas napchałam) i co? Wcale nie czułam się dobrze! Czułam się zwyczajnie jak przejedzony człowiek, czego kiedyś nie było. Czułam się źle i wiedziałam, że tak nie chcę. Ale mało tego później nie udało mi się kupić stroju kąpielowego, bo standardowo w obwodzie był mi za luźny, więc"na poprawę humoru" pozwoliłam sobie kupić to na co mam ochotę. Długo chodziłam po sklepie, w końcu kupiłam donuta, pączka, krakersy i 2 bułki, a zaraz jak wyszłam ze sklepu poszłam na pizzę (1 kawałek). I nażarłam się konkretnie - inaczej nazwać tego nie idzie. Później zjadłam jeszcze nerkowce i sporo bakalii. Po powrocie do domu poszłam spać. Od razu. Byłam zła na siebie, a mało tego fizycznie czułam się baaardzo źle (do tego miałam mdłości i w ogóle nie chciało mi się jeść) i uznałam, że odzwyczaiłam się już od takiego jedzenia, w związku z czym nie mogę już takiego jeść, żeby sobie nie szkodzić. I tak teraz, mimo pokus, się pilnuję. Nie tylko ze względu na dietę, ale i zdrowie i samopoczucie. W ogóle zauważyłam, że teraz jakoś mniej chce mi się jeść (może kwestia leków, może pogody, a może kończącej się sesji?), ale czuję, kiedy jestem najedzona i nie mam wtedy ochoty jeść dalej. Tak naprawdę to pewnie kwestia tego, że jem inaczej i w większej części zaspokajam potrzeby mojego organizmu na poszczególne składniki. Dziękuję za gratulacje - bieganie to naprawdę wspaniała rzecz, polecam :) Swoją drogą mam nadzieję, że najpóźniej we wrześniu wrócę na siłownię, bo samemu czasem ciężko się zmobilizować, chociaż ostatnio biegałam nawet w deszczu. Wróciłam cała mokra, ale i zadowolona. I trzymam kciuki za powodzenie Twoich ćwiczeń - zawsze najgorzej zacząć. Pamiętam jak miałam z 6 Weidera. A co poza tym? Sesja jeszcze trwa, nie mam póki co wyników egzaminów, które dotąd pisałam, a jeszcze 1 przede mną. Do tego dziś miałam wypadek... Jakaś baba w nas wjechała, a że ja siedziałam z tyłu najwięcej ucierpiałam, tzn. Bogu dzięki nic mi nie jest, bo miałam zapięty pas (inaczej pewnie wyleciałabym przez przednią szybę). Prawdopodobnie w chwili uderzenia musiałam uderzyć głową w przednie siedzenia, zupełnie tego nie pamiętam... Pamiętam tylko uderzenie i mamę, która myślała, że to tata coś zrobił, że tak nami trzasnęło. Później się jakby ocknęłam i pokojarzyłam, że to ktoś w nas uderzył, ale byłam w niemałym szoku. Całe szczęście, że tylna szyba się nie zbiła, bo nawet nie chcę myśleć co by było... Generalnie jestem wykończona, więc zmykam zaraz do kąpieli i spać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Najwazniejsze, ze z samopoczuciem jest ok. Doskonale wiem jak nasze samopoczucie wplywa na diete i wszystko. Jak jest wszystko ok to mam chec do robienia wszystkiego, energie, jestesm zadowolona i mam pozytywne myslenie! Papryczka doskonale rozumiem Twoja zlosc. Ja tez mam czasem tak, ze jak czegos nie kupie to na poprawe humoru kupuje cos do jedzenia. JEdnak tak jak u Ciebie, u mnie tez skutek jest zawsze odwrotny. Wydaje mi sie, ze to dobrze, ze dzieki temu same wiemy, ze takie cos nam nie sluzy- psychicznie i fizycznie. Cale szczescie, ze nic Wam sie nie stalo! Lepiej juz nie myslec "co by bylo gdyby". Najwazniejsze, ze jestescie cali i zdrowi. Ja niestety przerwalam swoje cwiczenia, bo bylam chora i to calkiem konkretnie. Musialam nawet wziac 3 dni wolnego, bo nie mialam sily wstac. Wydaje mi sie, ze mialam bardzo oslabiony orgaznim, bo chora, jednoczesnie zrobila mi sie opryszczka i jakies syfy na twarzy (a musze przyznac, ze rzadko cos mi sie robi"). Poza tym jeszcze walcze z odciskiem. Nabawilam sie go co prawda pare tygodni temu, ale teraz tak mnie zaczal bolec, ze nie moglam stawiac normalnie stopy- chodzilam jak kaczka. Dzisiaj jest juz ze wszystkim ok i od jutra zaczynam do nowa. :) Wczoraj bylam na targu i zaopatrzylam sie w sporo zdrowych i dobrych rzeczy. Nie jestem zadowolona jedynie z owocow, bo mimo, ze jest lipiec, to wszystkie owoce byly jakies takie nie za bardzo. Moze to przez pogode, bo byly moze 4 cieplejsze dni. Caly czas albo wieje albo pada i generalnie aura jest pazdziernikowa. Dokladnie za miesiac i 4 dni jade do Polski, wiec musze sie za siebie wziac. Nie chce co prawda schudnac za wszelka cene do jakiejs wagi ze wzgledu na wyjazd, ale zawsze mnie to motywuje. Poza tym nie wiadomo co z weselem. Moj chlopak szuka pracy i nie sadze, zeby mogl wziac od razu tydzien wolnego. Jesli sie nie uda to i tak lece sama. To tylko tydzien, a rodzina juz pytala mnie o urodziny, wiec bede musiala zrobic mala imprezke :) Co prawda troche spozniona, bo urodziny mam w lipcu, ale fajnie bedzie ze wszsytkimi posiedziec. Poki co to tyle. Czekam na kabel do mojego komputera, bo rozpadl sie na dwie czesci. Musze uzywac komputera chlopaka, a ze on uzywa go praktycznie caly czas mam ograniczony dostep i musimy sie jakos dzielic. W zwiazku z tym troche bardziej aktywna bede za pare dni :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dawno nie pisałam, bo nie mam o czym... Użalanie się nad sobą niczego nie zmieni. Daję tylko znak, że jestem. Wczoraj ostatecznie porzuciłam wszelkie leki, ale za to teraz mam problemy ze snem jak nigdy, oby minęło. Stwierdziłam, że nie ma sensu faszerować się psychotropami i eksperymentować na własnej psychice, skoro nawet żadnego pozytywnego efektu po tych lekach nie widzę. Bulimia przejęła nade mną kontrolę, ale nieustannie staram się z nią walczyć. Jutro idę jeszcze do tego "starego" psychologa, bo zwolniło się miejsce, ale na przyszły tydzień jestem już zapisana do jakiejś kobiety. Waga bez zmian. W kwestii jedzenie ciągle jakieś eksperymenty, ograniczenia, diety... Sesja na szczęście w większej części zaliczona - czekam jeszcze tylko na wyniki z jednego egzaminu. Cieszę się, że jakoś dałam radę, bo przez jeden z leków, które do niedawna brałam nie byłam w stanie się uczyć, a większość dnia spędzałam w łóżku (podobno to normalne podczas stosowania tego leku). Póki co mam tydzień wolnego i masę spraw do załatwienia (dziś po nieprzespanej nocy spasowałam i nie zrobiłam nic poza jedzeniem, wymiotowaniem i obsesyjnym ważeniem się...), a od poniedziałku ruszam z praktykami :) A co u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja tez jak cos jestem. Tez u mnie szalu nie ma. Ostatnio to w ogole jakos tak podchodze do zycia bez energii. Sama nie wiem co sie ze mna dzieje. Niby waga trzyma sie na 50kg, ale czuje sie jakas taka "rozlazla", ciezka, brzuch odstaje pod koszulka i szlag mnie trafia. U nas jest w miare ladna pogoda, ale oczywiscie zamiast zalozyc materialowe spodnie chodze w jeansach, bo w tamtych zle sie czuje. Dzisiaj jeszcze robie urodziny, ktore sa jutro i powiem Ci szczerze, ze jakos specjalnie mi sie nie chce, ale skoro juz ma byc cos malego to wypada cos zrobic. Napisze wiecej jutro lub w poniedzialek, bo musze jeszcze ogarnac dom i czekam, az ciasto wystygnie zeby zobaczyc czy wyszlo, bo dzis jakos wszystko na nie. Jeszcze musze isc do sklepu po tunczyka, bo chcialam zrobic salatke z tunczykiem, a zapomnialam go kupic... Papryczka odezwe sie w ciagu kilku dni i odpisze cos dluzej, bo teraz to tak na szybko chcialam napisac, zebys wiedziala, ze jestem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! W koncu mam chwile czasu, a przede wszystkim sily, zeby napisac. Fajnie, ze jestes juz po sesji i najwazniejsze, ze wszystko do przodu. A gdzie bedziesz miec praktyki, jesli moge spytac? Papryczka widze, ze stan psychiczny u Ciebie tez jest malo ciekawy. Jak wizyta u tego psychologa? Impreze urodzinowa sie udala. Nie chcialo mi sie jej robic, ale po fakcie stwierdzilam, ze jednak dobrze, ze ja zorganiozowalam. Co do mojej psychiki. Nie wiem co mi jest. Niby jest wszystko ok, ale od tamtego tygodnia po prostu jest jakos tak dziwnie. Waze sie co kilka dni i w sumie waga waha sie od 50 do 51 kg. Powinno mnie to cieszyc, bo jednak jem sporo, a ona caly czas sie utrzymuje. W zasadzie nigdy tak nie bylo, bo jak juz doszlam do 50 kg to przybieralam w kilka tygodni do 56. Jednak w ogole mnie to nie cieszy. Patrze w lustro widze grube uda, szerokie lydki, boczki, brzuch, a teraz to nawet ramiona mi nie pasuja. Ostatnio rozmawialam z rodzicami na skypie. Siostra mi powiedziala, ze jak przyjade to zrobimy grilla u jej chlopaka, pokapiemy sie w basenie (takim duzym, dmuchanym chyba) na co ja stwierdzilam, ze nie wyjde w kostiumie kapielowym. Oczywisie cala rodzina stwierdzila, ze przesadzam i ze dlaczego tak mowie itp. Zaczelam sie zastanawiac nad tym i ja po prostu nie dalabym rady psychicznie tak wyjsc. W koncu okazalo sie, ze z grilla nic nie wyjdzie, bo jej chlopak jedzie do pracy, a ja ucieszylam sie jakbym wygrala milion. Z jednej strony nie moge powiedziec, ze wygladam jakos tragicznie, z drugiej kompletnie nie akceptuje tego jak wygladam. Nie podoba mi sie moje cialo, a nawet skora, wlosy itp. Najchetniej wychodzilabym ubrana w cos luznego. Od kilku dni nie chce mi sie robic nic, nawet pozmywac. Jak juz sie za cos zabiore to z musu, zeby zrobic to i miec juz za soba. Kompletnie nie chce mi sie robic czegokolwiek ze soba, bo wiem, ze i tak nie poczuje sie lepiej. Najchetniej caly dzien siedzialabym w lozku i przegladala po 100 razy dziennie te same strony. W tamtym tygodniu siedzialam dluzej w pracy, wiec nie mialam sily sie uczyc. Zaczelam myslec o tym, ze tyle juz planuje zeby sie uczyc. Od stycznie minelo ponad pol roku, a ja nadal nie zrobilam jakis super postepow. Planuje wszystko od "jutra" a i tak nie mam na to sily. Nie mam sily chodzic do pracy, mam jej dosc i wiem, ze nic nie robiac nie zmienie swojej sytuacji, ale na chwile obecna nie potrafie. Nie mam pojecia jak moglabym zaakceptowac siebie, a przede wszystkim zmusic sie do jakis dzialan. W zasadzie nie zmusic tylko robic to wszystko dla siebie, wiedzac, ze chce poprawic swoje samopoczucie, zycie, wszystko. W zwiazku z urodzinami prawie caly tamten tydzien myslalam o swoim zyciu, podejsciu do wszystkiego itp. To zalamuje mnie chyba jeszcze bardziej. Niby nie jest najgorzej, ale wiem, ze robie praktycznie minimum. Gdybym sie wziala moglabym zrobic 4 razy wiecej i szybciej, ale jak skoro siedze, przegladam cos po 100 razy, nudzi mi sie, a gdy mam wziac sie za cos konstruktywnego stwierdzam, ze to i tak nie ma sensu... Moja pewnosc siebie jest na poziomie zerowym. W pracy wszyscy mysla, ze mam takie super podejscie do zycia, wiecznie zadowolona, ze tyle robie, zawsze z kims pogadam itp, a ja wracam do domu i mysle o tym jak beznadziejna jestem, bo kolezanki z pracy chodza na silownie, jedna oprocz tego codziennie wychodzi gdzies z dzieckiem, jest caly czas zajeta, cos robi, a mi nie chce sie wstac i wypakowac zakupow... Jest dopiero lipiec, mysle o tym, zeby sie zabrac skoro zmarnowalam juz pol roku i przycisnac ta druga polowe i znelazc w koncu lepsza prace. Musialabym tylko przycisnac, tak jak w tamtym roku do egzaminow i coz... na moim uzalaniu sie nad soba sie konczy. Nie mam ochoty sie z nikim spotykac, jechac do Polski itp. No nic koniec juz o mnie, bo nie napisze dzis niczego pozytywnego. Papryczka trzymaj sie cieplo i pisz co u Ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze zapomnialam o jednym. Moja walka ze soba trwa juz 10 lat. Od 15 roku zycia przestalam calkowicie sie akceptowac. Minelo wiec 10 lat ciaglych diet, wzlotow, upadkow, ale tez pewnego radzaju upokorzen, wciskanie sie w jeansy w 30 stopniowy upal, rezygnowanie z niektorych wyjazdow gdzie trzeba bylo soe rozebrac itp. A ponoc to najpiekniejsze lata... Tylko jak maja takie byc skoro nie akceptujesz sie w 100%. Nawet jesli jest ktos z gorsza figura niz Twoja to myslisz o tym jak wygladasz, ze tu rozstep, tam sie cos wylewa, cellulit jest widoczny... Naprawde podziwiam kobiety, ktore sie tym nie przejmuja i akceptuja siebie takimi jakimi sa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja od poniedziałku mam praktyki (w mleczarni), więc będę pisała tylko w weekendy. Dzisiaj zrobiłam sobie wolne, bo troszkę zaspałam i stwierdziłam, że nie ma sensu wstawać i się spieszyć, a jako, że haruję tam za darmo, a pracy za wiele nie ma (sporo praktykantów jest i potem wymyślają nam zadania - wczoraj zamiatanie ulicy ;/), to uznałam, że 1 dzień mojej nieobecności ich nie zbawi. Podobno nikt nie zauważył nawet, że mnie nie ma :) A za to ja się wyspałam, zregenerowałam i w końcu pomyślałam... Ostatnie dni były okropne. Musiałam przestawić się na inny system, totalnie poleciałam z dietą, przesunęłam siłownię o tydzień, bo nie mogłam się wyrobić. Teraz muszę wstawać o 4, w związku z czym kłaść powinnam się już ok. 20, a zazwyczaj nie wracałam do domu prosto z pracy, bo zawsze coś... A to musiałam czekać na wizytę i psychologa, a to trzeba było obejść całe miasto w poszukiwaniu butów na te praktyki... Ostatecznie jak po raz trzeci miałam całe przemoczone skarpetki poszłam do kierownictwa i powiedziałam im jak sprawa wygląda. W końcu kupiłam żółte kalosze, bo białych nigdzie nie mieli (a jak mają w profesjonalnych sklepach to pewnie drogie, a mam ważniejsze wydatki na głowie niż kalosze za 100 zł w dodatku tylko na miesiąc). Niby inne mogą być, ale zaznaczyła, że tylko do mycia, a tak mam mieć białe buty, ale nie zamierzam nosić codziennie 2 pary, szczególnie, że od przystanku jeszcze kawał drogi idę tam pieszo. W kwestii diety zmian nie ma, w kwestii wagi pewnie w górę. Od jutra już zaczynam działać normalnie. Dziś zrobię większe zakupy, bo wszystko mi się pokończyło. Zacznę planować co zjem no i siłownia od poniedziałku. Koniec z gadaniem, że nie jestem na diecie, bo mi to nie pomaga. Jestem na diecie, ale zdrowej. Są rzeczy, których jeść nie powinnam i nie ma sensu bym wmawiała sobie, że skoro nie jestem na diecie, a tylko zmieniam nawyki, to mogę jeść co mi się podoba. Oczywiście nie zamierzam jakoś rygorystycznie się ograniczać, ale przynajmniej pilnować regularności posiłków (w pracy to trudne, bo tam na 8h pracy jest jedna półgodzinna przerwa - źle się czuję, jedząc na raz wszystko co ze sobą wzięłam, a później głodując, więc zaczęłam to zmieniać i co 2-3h robię sobie krótką przerwę chociaż na jakiś owoc) i zwracać uwagę na to co jem. Ostatnio wymknęło mi się to spod kontroli, a gdy tylko zdarzyło się niekontrolowane obżarstwo - od razu wymioty. Dziś byłoby podobnie, ale wszyscy kręcą się po domu, więc nie miałam takiej możliwości poza tym wiem, że to niezdrowe. ostatnio pierwszy raz byłam u innego psychologa - kobiety. Jeszcze niewiele mogę powiedzieć. Póki co wizyty mam u niej nieregularnie, ale lepsze to niż nic. Do tego mojego pierwszego psychologa kolejne zapisy są dopiero pod koniec sierpnia i jeśli ta babka nie okaże się lepsza wrócę do niego. Byłam zresztą ostatnio u niego 2 razy, bo zwolniło się miejsce i wydaje mi się, że to może mieć sens. On już mnie zna, sporo wie i zaczyna rozumieć, a tamtej kobiecie będę musiała opowiadać wszystko od nowa. Póki co niech będzie jak jest. Cieszę się, że nie biorę już żadnych leków, bylebym tylko dała radę uporać się z bulimią i dodatkowymi kilogramami. Przynajmniej w końcu zaczęłam myśleć normalnie i za cel stawiam sobie 65 kg, a nie wymarzone powiedzmy 50 kg. Wiem, że 65 kg sprawia, że czuję się dobrze i to dobry początek do zdrowienia w każdym aspekcie :) Dopiero teraz doczytałam Twojego przedostatniego posta, jakoś mi umknął... I powiem Ci, że mam podobnie, np. dziś mam wolne a nadal siedzę w piżamie, nigdzie nie wyszłam, nic nie zrobiłam. Ostatni tydzień to w ogóle była masakra, bo codziennie siedziałam w domu, z nudów oglądałam jakieś badziewne programy, leżałam w łóżku cały dzień i jadłam, do tego jak miałam okazję wymiotowałam, ważyłam się kilka razy dziennie, a jednego dnia chciałam się nawet zabić. Leżałam w łóżku, płakałam i zastanawiałam się, czy powinnam wziąć leki. Bałam się jednak, że mogłabym przeżyć i narobić sobie tylko szkody. Poza tym w gruncie rzeczy nie chciałabym się zabić, a tylko zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Mój zły stan zapewne miał związek z chłopakiem, z którym się ostatnio spotykałam. Pewnie coś tam o nim pisałam, to ten, z którym byłam na weselu. Totalny idiota, nie nadajemy na tych samych falach, on mnie strasznie irytuje, a i ja dla niego nie jestem nikim więcej niż atrakcyjną dziewczyną. Postanowiłam zakończyć tą chorą znajomość, ale zobaczymy jak będzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×