Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zero total

Czekając na śmierć

Polecane posty

Gość zero total

Mam 30 lat, ale moj koszmar zacząl sie wraz z przyjsciem na swiat. Urodzilam sie dzieckiem slabym fizycznie i psychicznie. Nadwrażliwym, neurotycznym a do tego schorowanym. Posiadam kilka wad rozwojowych i genetycznych, które sprawiły, że przypominam bardziej gnijące zwłoki niż żywego człowieka. A już na pewno nie kobietę. Nigdy nie czułam przynależności do swojej płci, nie mogłam się ubrać ani pomalować jak kobieta, nie mogłam się opalać w lecie, co zawsze owocowało przykrymi uwagami innych osób. Jestem ponoć osobą mądrą i inteligentną, mam nawet kilka talentów, dzięki którym mogłabym coś w życiu osiągnąć - gdyby nie moje zdrowie i wygląd zewnętrzny. Rozpoczynalam kilka kierunkow studiow, ale stres z powodu reakcji otoczenia zawsze wygrywał i rezygnowałam. Nie obawiam się konstruktywnej krytyki, ale tych uwag nt tego jak wyglądam, które są jak ciernie wbijane w samo serce. Przecież mam oczy, wiem jak wyglądam i wiem też, że nie zmienię tego ani dbaniem ani leczeniem; więc czemu co krok muszę być obrażana, poniżana, upokarzana. Rok temu poznalam męzczyzne, ktory postanowil ze mna byc mimo wszystko. Powiedzialam mu, że nie bedzie to latwe, że np. nigdy nie bede mogla urodzic dziecka, ze seks ze mną nie bedzie taki jak ze zdrową i atrakcyjną kobietą, bo zwyczajnie wstydze sie swojego ciala (nie nagosci jako takiej) i każda sytuacja intymna wiąze sie z ogromnym stresem i lękiem przed odrzuceniem. Po kilku miesiącach związku moja sytuacja ulegla pogorszeniu - jakby jakis pech czy zrządzenie - zapadłam na kolejną chorobę, tym razem z autoagresji. Jest ona nieuleczalna i powoli odbiera mi ciało oraz sprawność fizyczną. Tracę zęby, włosy, moja z natury szpetna skóra przestaje przypominać skórę. W związku z tym zaczęłam wpadać w depresję, a nawet okresowe szaleństwo. Po prostu ogrom cierpienia jest tak wielki, że szukam ulgi w rzucaniu przedmiotami, okaleczaniu ciała, wyzywaniu ludzi, jakby była to ich wina. Nie potrafię nabrać dystansu, przyjąć tego losu z pokorą. Widzę wokół kobiety w moim wieku, które mogą wyglądać dobrze, które są kochane i pożądane, które realizują się zawodowo i prywatnie, jako żony, matki. Im o wiele łatwiej być miłymi i uśmiechniętymi. Ja mam w sobie dużo zazdrości i zawiści. Wiecznie zadaję sobie pytanie: DLACZEGO? Nic mnie już nie czeka, nikomu do niczego nie jestem potrzebna. Przysparzam tylko problemów i negatywnych emocji. Może lepiej umrzeć? Próbowałam kilka razy na różne sposoby ale co tu dużo mówić, boję się cholernie. Zwłaszcza, że wierzę w reinkarnację i boję się trafić "za karę" w jeszcze gorsze ciało. Ale przecież nie mogę tak w kółko katować otoczenia swoimi żalami, ani zadręczać się sama bez sensu. Nie wiem, co począć. Czy są tu ludzie o podobnej sytuacji? Chodzi mi zwłaszcza o znalezienie takiej wirtualnej koleżanki, która znałaby problem z autopsji i potrafiła mnie zrozumieć. Z góry dziękuję za rady od ludzi zdrowych, bez urazy ale to dla mnie inna bajka, inny punkt siedzenia, a na ogól slyszę od takich osób "weź sie w garsc", "będzie dobrze", "przestan narzekać", "zacznij cos robić". Z całym szacunkiem ale takie teksty potrafią tylko dobić zamiast zmotywować, jestem przekonana, że każda młoda kobieta w podobnym położeniu przeklinałaby dzień swoich narodzin i raczej ciężko byłoby jej myśleć, że coś się zmieni na lepsze. U mnie na pewno nie zmieni, bo choroby postępują...a lekarze nie mają na nie metody. Dzięki z góry za uwagę, liczę na odzew kogoś, kto czuje podobnie i chciałby pogadać. Pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fgdgfhjh
przeczytalam ale nie wiem jak ci pomoc... a ja przejmuję sie kazdym pryszczem jaki mi wyskoczy a ty naprawde musisz cierpiec :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dfdfdfdffd
No więc ci powiem że będzie coraz gorzej. Sama nie przerwiesz tego błędnego koła potrzebujesz leków które wzmocnią ci psychikę i stępią wrażliwość na krytykę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj! Nie, nie jestem osobą, której szukasz jako koleżanki... ale Twój temat przywołuje łzy do oczu, jakie to życie niesprawiedliwe! Przytulam Cię mocno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nierozumiemm
a moge wiedzieć co jest w twoim wyglądzie nie tak? jakie masz wady które ci tak uprzykrzają zycie??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Napiszę w ten sposób : z natury nie jestem osobą pozbawioną jakiejkolwiek urody, tzn dopóki dolegliwości fizyczne nie zaczęły się nasilać, miałam dosyć ładną twarz i uchodziłam za osobę o zgrabnej sylwetce. W tej chwili mam bardzo nasiloną skazę krwotoczną, dokładnie skazę naczyniową, tzn zapalenie w obrębie drobnych naczyń krwionośnych na całym ciele. Wygląda to tak, że rozmaite czynniki zewnętrzne (np. słońce, temperatura, uszkodzenia mechaniczne) oraz wewnętrzne (np. stres, stan organów wewn.) wpływają na zaognianie się zmian na skórze. Te zmiany to takie rozlane czerwone plamy, które są w gruncie rzeczy siecią rozszerzonych bardzo drobnych naczyń krwionośnych, są tego tysiące. Im cieplej, tym bardziej to czerwienieje, im zimniej tym bardziej sinieje. Dodatkowym mankamentem jest to, że moja skóra pozbawiona jest pigmentacji ( mam ten sam fototyp co albinosi), przez co zmiany są naprawdę widoczne. Jeszcze parę lat temu była to po prostu biała skóra naczyniowa, ale od kiedy rozwinął się u mnie tzw. Zespół Sjoegrena, przekształciło się to w permanentne zapalenie naczyń. O ile ręce i nogi ukryję pod ubraniem, o tyle twarzy nie. Fluidu niestety nie mogę używać, tak jak i większości kosmetyków. Jeśli chodzi o wady wrodzone to należy do nich niewydolność krążeniowa ( w tej chwili po prostu rozległe żylaki na kończynach), oraz nieprawidłowy rozwój narządów płciowych (piersi i sromu). Wszystko to do tej pory jakoś znosiłam, dopóki nie rozwinął się Sjoegren. Lekarze do tej pory nie są pewnie, czy nie współistnieje on z toczniem. Mam problemy z dermatozami skórnymi - skóra sucha jak papier, cienka, nieelastyczna i pomarszczona, suchość błon śluzowych (czerwone białka oczu, brak śliny). Z powodu braku śliny zaczęłam tracić zęby na skutek szybko postępującej próchnicy. Z braku wody straciłam w pewnym sensie włosy - były w takim stanie, że musiałam je ściąć zupełnie. Odrosły takie same, więc nie ma sensu się upierać przy zapuszczaniu, tylko zdrowe i zadbane są tego warte. Zastanawiam sie, czy nie latwiej byloby mi jednak być samej. Jest tyle zdrowych kobiet, samodzielnych ( ja nie pracuję bo choroba upośledza mi również mięśnie i oddychanie). I tak jestem skazana na porażkę, a patrzeć jak moj partner zostawia mnie dla normalnej kobiety- to byłby chyba ostateczny gwóźdź do trumny. Z kolei nie wiem czy sobie poradzę w pojedynkę. Często nigdzie nie wychodzę, nawet do sklepu. Nie mam właściwie nikogo, nawet specjalnie rodziny ani znajomych. Ludzie, którzy czytają o moim życiu i zdrowiu zwykle nie chcą wierzyć, że młodą osobę mogło tak totalnie przytłoczyć wszystko. Ktoś wspomniał w komentarzu, że powinnam wspomagać się lekami. Hmmm wydaje mi się, że chodzi o psychotropy - niestety ze względu na moje przypadłości nie mogę ich używać; oczywiście probowalam, i to kilkanascie roznych rodzajów, dlatego wiem, że to tylko pogarsza moj stan. Byłam również na psychoterapiach, grupowych , indywidualnych itd. Nic to nie dało, bo niby co mogłoby dać? Wyleczyć mnie fizycznie? Zdystansować? Hmmm.... ciężko się zdystansować do swojego ciała i organizmu, chyba że ci na sobie nie zależy, a chyba nie tędy droga. Mimo woli widzisz na co dzień ludzi, którzy mają zupełnie inne życie i zadajesz sobie pytanie: jakie ty masz życie? Naturalnie, można wegetować ale z życiem nie ma to wiele wspólnego. Ciężko też "wypiąć" się totalnie na swój wygląd. I nie chodzi o próżność, ale o funkcjonowanie społeczne, zwłaszcza w dobie kultu ciała. Co strona internetowa to reklama poświęcona wyglądowi, zawsze z piękną kobietą w tle. Za granicą spotykałam się z większą tolerancją, ale w Polsce ludzie "inni" z powodu wyglądu czy choroby są po prostu piętnowani i wolą siedzieć cicho w domu. A przecież każdy ma uczucia, każdy chce mieć prawo do miłości, akceptacji, samorealizacji. Ja np. pięknie śpiewam, ludzie którzy mnie nie widzieli a słyszeli mówią - dziewczyno, czemu nic z tym nie robisz, idź do jakiegoś programu, marnujesz się. Cokolwiek im nie odpowiadam słyszę "co tam wygląd, liczy się głos". Sorry, ale to czysta hipokryzja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Atwap
karma?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ikdidji
Jestes inteligentna,ale jak widzisz zycia takiego jak zdrowi nie bedziesz miala chocby nie wiem co. Wiec jedyna droga jest samoakceptacja, nie wiem moze jakas oaza, szukaj rozrywek odpowiednich dla Ciebie. Ja mam zeza, krzywe przednie zeby, i do tego jeszcze przebarwienia kolo ust, musze nakladac pelno tapety zeby to zakryc ale nie da sie,a zaraz sie tez pojawiaja uwagi,szczegolnie w lato. I niby mam tylko kilka wad( juz innymi sie nie przejmuje bo bym sie totaLNIE zalamala-cienkie oklapniete wlosy,nadwaga,krzywy nos,szeroka szczeka) a tez nie jestem traktowana jak inni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Hmm co do tej karmy.. faktem jest, że urodziłam się z długiem karmicznym (16 dzień m-ca) w skali radiestezyjnej -5. Został on już właściwie odrobiony, więc myślę że moje dolegliwości niewiele z nim mają wspólnego. Prędzej jakaś klątwa rodzinna, bo w mojej rodzinie wszyscy ciężko chorowali i większość osób już niestety zmarła, niektórzy w bardzo młodym wieku. Czuję, że niebawem i ja dołączę do ich grona...Mnie w tym wszystkim bardzo boli taka bezcelowość cierpienia. Mówi się, że każde cierpienie ma sens, każde czegoś uczy i jest sygnałem do zmian, do spojrzenia na życie pod innym kątem. Nie widzę, aby moje cierpienie wiązało się z jakimś "wyższym celem", miało swoje głębsze znaczenie. Taka "sztuka dla sztuki". Niekiedy ludzi spotykają tragedie, które w dalszej perspektywie odsłaniają im nową wizję rzeczywistości. Tacy ludzie zaczynają czuć, że ich ciężki los to nie przypadek a "boski plan". Chwytają się tego, bo daje im to motywację i znajdują ścieżkę samorealizacji. Moja ścieżka musiałaby chyba polegać na wyrzeczeniu się siebie i swojego życia całkowicie. Pewnie jest to możliwe dla kogoś, kto czuje w sobie jakieś specjalne powołanie. Ja czuję, że jestem zmarnowanym materiałem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cyyda
Naprawdę nie wiem co napisać...myślałam, że to ja mam problemy przez własne ciało. Wiem, że pocieszanie nic nie da, mówienie że będzie dobrze to głupota. Może to cierpienie to kolejna lekcja do przerobienia na tym świecie? Może to ostatnia do zrobienia, a w następnym życiu będzie lepiej? Czy te wszystkie choroby, o których piszesz są całkowicie nie do wyleczenia? Może warto by popracować nad duszą. Poznałam kiedyś kobiete, która wyleczyła się z raka dzięki afirmacjom, głębokiej wierze i modlitwie, może warto spróbować, przynajmniej dla komfortu psychicznego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
do ikdidji ----> wszystko fajnie, ale gdybym nie upierała się przy tym "normalnym życiu", to byłabym skazana wyłącznie na siebie. Nie sądzę bym była w stanie utrzymać się w pojedynkę, zwłaszcza że moje leczenie pochłania niemałe pieniądze. W tej chwili żyję dzięki dobremu sercu mojego partnera. Osobie zdrowej ciężko znaleźć pracę, z której mogłaby wyżyć a co dopiero chorej. Wcześniej pracowalam przez internet, ale niestety dobre czasy minęly i od tamtej pory nie udalo mi sie znalezc podobnego zajecia. Zajęcia typu ekspedientka czy sekretarka odpadają, to chyba oczywiste ( piszę z doświadczenia). Z zajęć fizycznych pozostaje mi pewnie zmiatanie ulicy, ale wątpię czy z tego opłacę i mieszkanie i jedzenie i leczenie. W polskich realiach naprawdę trudno funkcjonować w pojedynkę, chyba że ma się zdrowie albo zabezpieczenie finansowe od rodziców. Ludzie, z ktorymi chodzilam do LO albo założyli rodziny i pracują na życie wspolnymi siłami albo są sami lecz mieszkają z rodzicami bo inaczej byłoby kiepsko. Zakładając wariant samotności, musiałabym się przygotować na całkowitą rezygnację ze zdrowia na rzecz przetrwania - brzmi jak dla mnie niedorzecznie, bo przecież im człowiek bardziej chory, tym szybciej padnie. W dodatku jeśli zdrowie pojdzie w odstawkę to najprawdopodobniej szybko odpadnie możliwośc pracowania, czy w ogole robienia czegokolwiek. Dlatego bez drugiej osoby nie mam za wielkich szans na jakiekolwiek, nawet najbardziej ograniczone życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
cyyda---> tak, są to choroby uznawane za nieuleczalne. Medytuję, afirmuję, modlę się dużo.. jeżdżę do uzdrowicieli. No i dbam, na ile mogę , dietą itd. Niestety niewiele to daje. Praktycznie nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jeśli masz faceta
to nie jest z tobą aż tak źle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Hmm poznaliśmy się nim moj stan sie pogorszył, ale wątpię że ten zwiazek dlugo pociągnie. W zasadzie juz sie sypie. Brak zrozumienia, same ograniczenia, seks to jedna wielka porażka...na czym ma się opierać ten układ? On - matka Teresa, ja - pasożyt. Kłócimy się dzień w dzień, obrzucamy wyzwiskami, dochodzi do rękoczynów. To już patologia bez szans na zdrową relację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość l;mpmmp
w przyszlym zyciu bedzie lepiej odpekasz to co mialas odpekac;) wierzysz w reinkarnacje przeciez

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lonty
szczerze wspolczuje Ci tej trudnej sytuacji, ja z kolei nie widze sensu ludzkiego zycia, cierpienie nie ma sensu, nikt tak naprawde nie wie po co istnieje zycie ludzkie, na wiele pytan nie ma odpowiedzi, nie wiemy jaki jest cel ludzkiego zycia, do czego ono zmierza,do czego ma zmierzac i po co ma zmierzac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maliny i witaminy
czytam cię jak piszesz i jest jest mi cię strasznie żal... widzisz, znam parę osób z cięzkimi chorobami, w tym przykutych do wózka czy łóżka ale nikt z nich nie jest wyznawcą reinkarnacji czy hinduizmu i nie to cierpienie jest im łatwiej znieść, zwłaszcza jak mają - tak jak ty - kogoś obok siebie. Jestes pewna, że droga jaką obrałaś jest słuszna? ( reinkarnacja itp) te zachowania jakie masz/prezentujesz są dość dobrze opisane w ksiażce "smierć guru" autorstwa hindusa R, Maharaj poczytaj, sądzę, że warto

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Co mi z przyszlego zycia, i tak stracę świadomosc poprzedniego. Na razie zadaje sobie pytanie co z tym życiem zrobić. Może umrę szybko, a może bede sie męczyć jeszcze długie lata. Każdy ma swoją wytrzymałość, nie ma ludzi totalnie obojętnych na swój los.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maszkaronn
Ehh mozna powiedziec ze cie rozumiem ;( ja od 2 lat siedze w domu na utrzymaniu rodzicow, bardzo rzadko wychodze a to z powodu tradziku i dziur jakie pozostawil, mam oszpecona twarz i nawet tapeta tego nie ukryje. najbardziej mnie boli ze nikt mnie nie rozumie np jest lato i gdzies ide to sie pytaja po co mi ta tapeta na taki upal albo panikuja z powodu 1 pryszcza nie myslac nawet jak ja sie musze czuc :( chlopaka nigdy nie mialam i napewno miec nie bede bo nie wyobrazam sobie nawet pokazac sie z rana bez tapety z taka twarza przeciez by odrazu uciekl poza tym z moja psychika tez nie jest dobrze. ostatnio rodzice sie czepiaja zebym sie wziela do jakiejs roboty ale ja sobie tego nie wyobrazam zeby codziennie mnie ktos ogladal, czuje sie jak gowno a moje poczucie wlasnej wartosci wynosi 0. nie iwem co bedzie dalej boje sie przyszlosci i wole o tym nie myslec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość franiaaaaaa
zero total - skąd jesteś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lonty
ja szukam odpowiedzi na pytanie czemu ma sluzyc ludzkie zycie, moze po prostu żyj po to by doczekac dnia kiedy ten koszmar sie skonczy(moze skonczy sie pozytywnie,czyli bedziesz zyla cieszac sie zyciem i zdrowiem)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mentaI cut
"Rok temu poznalam męzczyzne, ktory postanowil ze mna byc mimo wszystko." no to już wiadomo, że nie jesteś beznadziejna z wyglądu. temat bez sensu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lonty
temat ma sens, mozna byc z kims i nie byc szczesliwym , poza tym autorka ma inne problemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość franiaaaaaa
Autorka chyba sobie poszła...szkoda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Jeszcze raz tłumaczę - nie jestem brzydka z natury, tylko przez chorobę. Możliwe że trudno sobie wyobrazić, że w przeciągu roku wygląd zewnętrzny może ulec tak drastycznej zmianie. No więc owszem, może. Nigdy nie było łatwo, bo zawsze mój wygląd odstawał znacznie i od dziecka wyśmiewano mnie i obrażano. Mysle, że moj chlopak juz nic do mnie nie czuje, po prostu jest mu mnie szkoda a wie, że nie mam dokąd pójść i za co żyć. Maliny----> Chyba wiem, o którą książkę chodzi. Ja tak naprawdę nie siedzę w żadnej religii, ani w hinduizmie ani w chrześcijaństwie. Doświadczyłam w życiu rzeczy, które zbliżyły mnie do reinkarnacji, co nie znaczy, że uważam ją za jedyną możliwość.. człowiek chyba całe życie poszukuje najbardziej sensownego wyjaśnienia, dlaczego żyje, dlaczego spotyka go to, lub tamto.. Prawo karmy to jedna z odpowiedzi, niekoniecznie najwłaściwsza. Bardzo długo byłam chrześcijanką, studiowałam historię Jezusa, Pismo Święte, Ewangelie, historię Kościoła. Nie czuję, by była to dla mnie właściwa droga. To, że ktoś nawrócił się z hinduizmu na chrześcijaństwo nie oznacza jeszcze, że obrał najsłuszniejszą drogę. Czuję, że istotniejsze w życiu jest szukać samemu swojej prawdy, niż polegać na cudzych. Czytanie książek ok, ale traktowanie czyjejś teorii jako prawdy ostatecznej - chyba nie.. Dzięki niemniej za polecenie lektury ! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
franiaa - jestem z Wrocławia, ale od dawna tam nie mieszkam. Obecnie warmińsko-mazurskie, ale kto wie co dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jkzs
jak to nie masz do kogo iśc a rodziców, rodziny nie masz to gdzie byłaś rok temu przed poznaniem faceta?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zero total
Mniej więcej rok temu mieszkalam w domu matki, ale stracilam pracę więc mama kazała mi się spakować i wynieść. Nie mam więcej rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×