Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kitkitka

bronię się przed romansem z żonatym

Polecane posty

Gość nozyczkiiiii
tak mi się ckni za kochankiem buuuuuuuuuuuuuuuuu😭

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
TAKITAM... tak jakby moja historia... ktora sie pisze... ja ta kobiete rozumiem... tez weszlam w romans ze swiadomoscia ze to nic wiecej nie bedzie i nie chcac mieszac w jego zyciu. Wlasciwie jakbys pisal o mnie... z wyjatkiem zakonczenia, u mnie sie ono pisze... On o swej zonie nie mowi nic, a jesli to nie zle, tylko tyle ze wiem ze jest ze czasem cos tma wspolnie robia i wiem jak zyja, obok siebie aczkolwiek maja wspolne cele, ktore realizuja jakby z automatu. Ja tez nie bardzo chce cokolwiek o niej wiedziec. Zaczelo sie od zwyklej przyjazni, ale poszlo torszke dalej bo oboje tego potrzebowalismy. Skupilam sie raczej na potrzebie niz uczuciu, bo sparzona poprzednim zwiazkiem nie chcialam uczuc zle lokowac, ani wogole z kimkowiek sie wiazac, on wiedziel to taka jak ja wiedzialam ze jego rodzinna sytuacja nie pozwala na rozejscie sie (kredyty, dom, dziecko) nie ma tez motywu poza brakiem uczuc do odejscia (czesto takim motywem sa awantury i niezgodnosc charakterow) wiec po co w takiej sytuacji odchodzic skoro panuje spokoj... niestety po seksie z nim po bliskosci, wiekszej niz byla bez, zaczelam do tego tesknic. A poniewaz sie swietnie rozumiemy i dobrze nam sie rozmawia t abliskosc jest utrzymywana. Jestem w stanie byc w seksualnej hibernacji przez lata, ale jak sie z nim spotkam, nie mam ochoty sie rozstawac a rozstanie powoduje cierpienie. za kazdym razem tesknie do tej swoistej bliskosci. musze ta tesknate tlumic by normalnie funkcjonowac, mam swiadomosc ze nie byloby tej potrzeby gdybysmy zyli razem. ale... jednoczesnie sie uodparniam na niego. ciagle wypieranie czyni mnie w tym bardziej wprawna. i pewnie to samo stalo sie z twoja partnerka. To nie jest dobre dla zwiazku. Dlatego zgadzam sie z przedmowcami ze do nowych zwizkow powinno sie podchodzic bedac wolnym.... No tak... ale czy taki poczatek zwiazku zaczynajacy sie od wypierania albo pohamowania uczuc, i popedu seksualnego, rozpoczety wejsciem swiadomym w uklad bylby mozliwy gdyby mezczyzna byl wolny??? taki poczatek zwiazku ktore niektore kobiety lubia? zwiazek zaczety porozumieniem i przyjaznia? Smiem watpic... jestem samotna matka, wolna, w kazdej chwili mogaca podobnie jak i twoja partnerka zostawic romans gdy znajdzie sie odpowiedni facet lub gdy bede miala po prostu dosc hustawki. Mam profile na portalach randkowych, spotykam sie czasem... I niestety dochodze do wniosku ze samotnym facetom obojetne z kim beda byle byc z kims, kto... zapewni seks (wystarczy takiego krecic seksualnie, a przyjmie wszystko co sie w opakowaniu kryje... tyle ze potem reszte oleje i nie bedzie chcial pracowac nad zwiazkiem, a niektore kobiety lubia sie czuc czlowiekiem a nie wylacznie obiektem seksualnym- to moze dzialac chwilke,ale potem potrzebuja czegos wiecej), lub ugotuje w razie potrzeby, by byl ktos obok byleby nie byc samemu. Potem nie wiedza czemu sa problemy. Jak sie rozmawia z nimi, zawsze sa problemem byle partnerki, zawsze o nich opowiedza, nawet nie pytani, a ciebie zas z czasem chca ustawic podlug wlasnej koncepcji. Nie ma mowy o milosci, uczuciu przyjazni, porozumieniu. Zrozumienia i pelnej akceptacji. Mozliwe to jest dopiero z facetami ktorzy nie sa w desperacji, i brak seksu nie zacmiewa im mozgow. Ktorzy juz sa swiadomi ze seks w zyciu to nie wszystko. Takie sa moje spostrzezenia na moim zyciowym etapie. Czemu wiec nie samotni nie podejda do teo wlasnie tak... nic nie musi byc, poznajmy sie, zobaczmy jak nam sie rozmawia, czy nasze charaktery sa zgodne, a potem sprobujmy jak jest w seksie. A prawda taka jak w seksie tak w zyciu... A to dziala w obie strony... jak w zyciu tak i w seksie, jesi wiec w zyciu jest prawdopodobienstwo ze bedzie ok to i w seksie sie ulozy. Dlaczego nie byc wiec wobec siebie szczerym i dac sobie na wstrzymanie? wyznanie ze sie nie odejdzie na danym etapie od zony i ze nie obiecuje sie niczego jest wlasnie szczerym wyznaniem. szczerosc postawowym elementem kazdego zwiazku, jesli jej nie ma, to o czym my mowimy? Tak wlasnie... o fikcji...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
I tu do niektorych pan z tematu... Pokochalyscie fikcje. W dodatku taka jaka on stworzyl na wlasne potrzeby. By znac prawde trzeba by znac zone a nie jego na tle zony, tej zlej i niedobrej, przy ktorej on to ideal. nie dowiecie sie czym on sobie naskrobal, bo on sie nie przyzna, nie ma cywilnej odwagi. on nawet nie chce widziec tej swojej kobiety taka jaka jest. Dbajaca o dom, dzieci martwiaca sie o jutro. strzezcie sie takich co mowia zle o swoich partnerkach, obecnych lub bylych. Ja np. osoba bezinteresowna, wspierajaca, swiadomie oddajaca pole do popisu mezowi w przeszlosci bo wiedzialm ze go to uszczesliwia, stalam sie na jego potrzeby dobrego samopoczucia... materialistka myslaca o pieniadzach, a tylko dlatego bo go chcialam swego czasu, gdy sie zalamal po nieudanej karierze zmotywowac do wziecia sie w garsc i pojscia do pracy, by wiecej nie musiec brac od rodzicow, bym nie musiala sama harowac na utrzymanie calej rodziny. Ukul sobie bajeczke nie majaca nic wspolnego z rzeczywistoscia i sam w nia uwierzyl potem powtarzal. Taka ze mnie materialistka ze jak po wykopaniu go z domu wzial sie w garsc w koncu wrocil po roku sypnal kasa chcial zaczac od nowa, a ja powiedzialam nie... taka to materialistka bylam :) najgorsze ze on jeszcze w to wierzy pomimo oczywistych zaprzeczajacych tezie dowodow. Nie chcialam go z powrotem i nie bede chciala... w koncu po kilku latach pogodzil sie z tym i juz mi tu nie swieci swoim supermenstwem. Gdyby mnie dobrze sluchal wtedy wiedzialby naprawde dlaczego. Tymczasem sluchal wylacznie siebie. I dalej to robi i nie ma szans na normalny zwiazek, chyba ze z materialistka. Prawdziwa. Czasem panowie poza soba samym i swymi potrzebami nie potrafia dojrzec nikogo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
ja wpadlam na chwilke... z ciekawosci... nie mam problemu z poradzeniem sobie w swieta bez niego. jest to normalne biorac pod uwage uklad w jaki weszlam... mimo ze pozniej cierpie, ciesze sie wspolnymi chwilami ile moge. Ale mysle realnie. I tego zycze wszystkim kobietom tutaj z okazji swiat i Nowego Roku. Realnego myslenia. jesli godzicie sie na bycie kochankami, podejdzcie do tego realnie i cieszcie sie tym co macie. Jesli wam to emocjonalnie nie odpowiada a tak jest bo jednak powstal ten temat, dajcie sobie spokoj, zajmijcie sie jakas pasja, zadbajcie o siebie, skupcie swe mysli na czym innym niz on. Idzcie na odwyk od waszej wybujalej wyobrazni. bo to wyobrazenia o tym jak mogloby byc trzymaja was przy nich. A gdyby doszlo do zmierzenia sie z rzeczywistoscia, byc moze myslalybyscie o nich to co mysla o nich ich zony, i byc moze z czasem postepowalybyscie podbnie, nawet jesli teraz potepiacie postepowanie ich zon. Dlatego ze panowie ktorzy zle o swoich zonach mowia, po prostu sie nie zmieniaja, bo zmiana wymaga cywilnej odwagi przynania sie do win i bledow. Nie moga wiec ich naprawic. Chocby po to by tych bledow nie powielac. Oni bedac z Wami poprawiaja soebie wizerunek w oczach wlasnych, to tyle. W zwiazkach zas wina jest podzielona. Nigdy nie lezy po jednej stronie. Zwiazek to ciagla praca nad soba i nad zwiazkiem ktorej oni nie chca podejmowac, dlatego szukaja cos na boku, niezobowiazujacego dla dowartosciowania sie. Nie mowie ze zawsze tak jest, ale czesto. Pozdrawiam i zycze powodzenia w uporaniu sie z emocjami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość królowa salomona
swego czasu na kafeterii brylował pewien pan. Pan był po przejściach i szukał spokojnego portu, do którego mógłby zawinąć. Pod różnymi nickami opowiadał o swoich kolejnych życiowych partnerkach, które były złe i niedobre, które go skrzywdziły i poraniły. Pierwsza żona to potwór, druga rozchwiana emocjonalnie neurotyczka. Kolejne kochanki także. Zwłaszcza te, które oczekiwały czegoś więcej. Kochanki mężatki też się trafiały, choć były ukrywane, bo pan miał mocno rozwinięte poczucie publicznej moralności. Sielanka trwała póki panie się nie zgadały i nie wyjaśniły sobie pewnych kwestii. Okazało się, że wszystkie odchodziły od niego z tego samego powodu: pan był nieprzystosowanym do życia w związku narcyzem. ­ Tak więc drogie panie warto poznać ową złą żonę, która nie rozumie biedaka i krzywdzi go w życiu okrutnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
Ja wpadlam na chwilke na ten temat... z ciekawosci... Ja nie mam problemu z poradzeniem sobie w swieta bez niego. Wiec nie obiecuje ze jeszcze tu zajrze. Ja akceptuje taki stan rzeczy, dlatego takie tematy ani ich zakladanie nie jest mi do niczego potrzebne, ale mialam ochote wyrazic tu swoj poglad skoro juz tu weszlam... Ja mysle realnie i ciesze sie chwilami jakie z nim spedzam czy to na rozmowie czy na czyms wiecej... I tego zycze wszystkim kobietom tutaj z okazji swiat i Nowego Roku. Realnego myslenia. jesli godzicie sie na bycie kochankami, podejdzcie do tego realnie i cieszcie sie tym co macie. Jesli wam to emocjonalnie nie odpowiada a tak jest bo jednak powstal ten temat, dajcie sobie spokoj, zajmijcie sie jakas pasja, zadbajcie o siebie, skupcie swe mysli na czym innym niz on. Idzcie na odwyk od waszej wybujalej wyobrazni. bo to wyobrazenia o tym jak mogloby byc trzymaja was przy nich. A gdyby doszlo do zmierzenia sie z rzeczywistoscia, byc moze myslalybyscie o nich to co mysla o nich ich zony, i byc moze z czasem postepowalybyscie podbnie, nawet jesli teraz potepiacie postepowanie ich zon. Dlatego ze panowie ktorzy zle o swoich zonach mowia, po prostu sie nie zmieniaja, bo zmiana wymaga cywilnej odwagi przynania sie do win i bledow. Nie moga wiec ich naprawic. Chocby po to by tych bledow nie powielac. Oni bedac z Wami poprawiaja soebie wizerunek w oczach wlasnych, to tyle. W zwiazkach zas wina jest podzielona. Nigdy nie lezy po jednej stronie. Zwiazek to ciagla praca nad soba i nad zwiazkiem ktorej oni nie chca podejmowac, dlatego szukaja cos na boku, niezobowiazujacego dla dowartosciowania sie. Nie mowie ze zawsze tak jest, ale czesto. Pozdrawiam i zycze powodzenia w uporaniu sie z emocjami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
dokladnie tak krolowo salomono :) A najlepiej rokuje ten ktory nie mowi nic o bylych ani aktualnych ;) bo w sumie po co to robic? Po co wnosic do nowego zwiazku jakies subiektywne oceny? mnie to od razu odrzuca jak slysze cos na temat innych kobiet od facetow (ale moze tylko ja tak mam) Czasem robi sie to po to by wyleczyc sie ze zwiazku, ale nowy zwiazek gdy jedno jest w trakcie leczenia tez dobrze nie rokuje... wowczas sie jest lekiem. Po wyleczeniu taki delikwent idzie do innej. Wyleczony zas nie czuje potrzeby mowienia o bylych. Mowi taki jestem, odkrywam sie przed toba, bo nie boje sie siebie (akceptuje siebie jakim jestem) ani ciebie ani twoich ocen, bo sa cenna wskazowka dla mnie. Nie mam nic do ukrycia, mam wady, jak kazdy a ty jak chcesz byc ze mna musisz je poznac by zobaczyc czy ci nie beda przeszkadzac. Obejrzyj mnie ze wszystkich stron i sama ocen, bo jestes dla mnie wazna i chetnie cie wyslucham. Bez potrzeby obrony, bo jestem dobrym czlowiekiem i robie wszystko co w mojej mocy by zyc godnie i w zgodzie ze swymi priorytetami na danym etapie. Oto caly ja nagi, taki jakim mnie pan Bog stworzyl... Nie boje sie otworzyc na nowe (jesli jestem sam)... (mniej wiecej cos w tym stylu)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Koch_anka, "W zwiazkach zas wina jest podzielona. Nigdy nie lezy po jednej stronie. Zwiazek to ciagla praca nad soba i nad zwiazkiem ktorej oni nie chca podejmowac, dlatego szukaja cos na boku, niezobowiazujacego dla dowartosciowania sie. Nie mowie ze zawsze tak jest, ale często" Zgadzam się z tym całkowicie. Ja poznałam trochę żonę "mojego" (nie osobiście, ale wiem wystarczająco) i wiem, że jest to normalna kochająca dziewczyna. Sama powiedziała, że jej mąż jest trudny i niereformowalny- zdawała sobie z tego sprawę. Ja też zauważyłam, że ma ciężki charakter. Więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że to on nie stara się budować relacji, on chyba nie umie po prostu!! Zastanawiam się, co teraz kiedy dalej sa małżeństwem... czy podjął starania o ratowanie tej relacji... Czy można w ogóle zmienić nastawienie, jeżeli wcześniej nie potrafiło się dbać o związek...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Koch_anka, "W zwiazkach zas wina jest podzielona. Nigdy nie lezy po jednej stronie. Zwiazek to ciagla praca nad soba i nad zwiazkiem ktorej oni nie chca podejmowac, dlatego szukaja cos na boku, niezobowiazujacego dla dowartosciowania sie. Nie mowie ze zawsze tak jest, ale często" Zgadzam się z tym całkowicie. Ja poznałam trochę żonę "mojego" (nie osobiście, ale wiem wystarczająco) i wiem, że jest to normalna kochająca dziewczyna. Sama powiedziała, że jej mąż jest trudny i niereformowalny- zdawała sobie z tego sprawę. Ja też zauważyłam, że ma ciężki charakter. Więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że to on nie stara się budować relacji, on chyba nie umie po prostu!! Zastanawiam się, co teraz kiedy dalej sa małżeństwem... czy podjął starania o ratowanie tej relacji... Czy można w ogóle zmienić nastawienie, jeżeli wcześniej nie potrafiło się dbać o związek...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Koch_anka, "W zwiazkach zas wina jest podzielona. Nigdy nie lezy po jednej stronie. Zwiazek to ciagla praca nad soba i nad zwiazkiem ktorej oni nie chca podejmowac, dlatego szukaja cos na boku, niezobowiazujacego dla dowartosciowania sie. Nie mowie ze zawsze tak jest, ale często" Zgadzam się z tym całkowicie. Ja poznałam trochę żonę "mojego" (nie osobiście, ale wiem wystarczająco) i wiem, że jest to normalna kochająca dziewczyna. Sama powiedziała, że jej mąż jest trudny i niereformowalny- zdawała sobie z tego sprawę. Ja też zauważyłam, że ma ciężki charakter. Więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że to on nie stara się budować relacji, on chyba nie umie po prostu!! Zastanawiam się, co teraz kiedy dalej sa małżeństwem... czy podjął starania o ratowanie tej relacji... Czy można w ogóle zmienić nastawienie, jeżeli wcześniej nie potrafiło się dbać o związek...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jhgfjgfjfg
powtarzasz sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MORDECZKAMORDKA
zawsze przegrasz....-)nie angażuj się bo tylko Ty stracisz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
nie sadze... ten typ tak ma i nic nie zrobisz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koch_anka
a co do umienia lub nie umienia ratowania relacji... tu nie ma czegos takiego... albo sie chce albo nie, albo sie czlowiek angazuje w cos albo nie wtedy sie stara i albo wychodzi albo nie i sie rozchodzi... Niestety duzo panow wiele by chcialo a niewiele by z siebie dalo... sa po prostu wygodni. Wygodniej kogos obwinic niz zakasac rekawy i wziac sie do pracy nad soba i relacja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kitkitka
przegrałam bitwę ale może nie wojnę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Niestety duzo panow wiele by chcialo a niewiele by z siebie dalo... sa po prostu wygodni. " Święte słowa..... Kitkitka, to znaczy, że "stało się"?;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kitkitka
no stało się.. jeden jedyny raz, więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji. Przynajmniej tak sobie obiecuję ;) wymazuję to z pamięci, traktuję jak sen..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oby Ci się udało, choć z własnego doświadczenia wiem, że jak już raz się stanie to później ciężko jest z tego wyjść... Szczególnie jeśli w grę wchodzą uczucia :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cocolino1982!
mój żonaty kolega z pracy patrzy mi głęboko w oczy, rozbiera mnie wzrokiem kiedy jesteśmy sami, ostatnio podczas konfwrencji przy wzystkich powiedział że będzie mi pomagał do końca zycia, nie wiem co mam o tym mysleć ani jak się zachować

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cocolino, Twój kolega Cię ewidentnie podrywa. Tylko nic dobrego to nie wróży... :/ Podobasz mu się... ale pamiętaj, że ma żonę, a póki ja ma to ignoruj wszystko, żeby potem nie bolało.. Kinga, dostałaś życzenia na Święta od "swojego"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mango, nie dostałam...frajer siedzi cicho od tamtej pory :/ Jedyne z czego się cieszę (chociaż nie wiem jak długo to jeszcze potrwa) to to, że już nie chce mi się wyć kiedy o nim myślę, nie tęsknię..Powoli zaczyna do mnie docierać, że się mną bawił, ale nie pałam do niego nienawiścią..przecież tak naprawdę niczego mi nie obiecywać, ja sama chyba chciałam wierzyć w wielką, romantyczną miłość, której nie było od samego początku :/ Mogę być wściekła, ale tylko na siebie :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy romantyczna miłość była, czy nie- mówił, że Cię kocha. Miałaś prawo w to uwierzyć. To on oszukiwał... :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A niby czyja to jest wina, ze nie pogoniłam dziada na starcie..?;/ Tylko i wyłącznie moja, mojej głupoty ;/ Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że między nami może coś być ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bokiem mi wyszła krzywda jego żony...mimo, że nie była zapewne świadoma, że przyprawia jej rogi :/ Nie miałam prawa pomyśleć, że ze mną będzie, nie powinnam w ogóle dopuścić do spotkań, nawet tych jak się wydawało na początku- niewinnych :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie powinnaś do nich dopuścić, ale uwierzyłaś w to co Ci mówił... wina jest 50:50. On oszukał Żonę i Ciebie, a Ty kogoś oszukałaś...uwodziłaś go, manipulowałaś nim, prowokowałaś go??? Ja brałam wine na siebie, żlę zrobiłam wchodząc w romans, ale na 100% by go nie było gdyby mnie 2 lata do niego nie prowokował!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość głupia pindzia
eh.. ja też jestem po romansie, już nie tęsknie, nie płacze, ale teraz trzymaja mnie straszne wyrzuty sumienia. Dzisiaj strasznie mnie to dreczy, żałuje, wiem, że źle zrobiłam, ale nie radze sobie z ty,... pomóżcie:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja jestem niemoralna, bo nie mam wyrzutów sumienia, dlatego nie wiem co Ci poradzić... Jestem jedynie na siebie wściekła... Nie prowokowałam go, nie ja zaczęłam, ale od początku to przyciąganie...:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość głupia pindzia
wiem, ja jestem i byłam sama, zawrócił mi w głowie, bo nigdy by mi do glowy nie przyszlo, że mogłoby być między nami coś więcej. Jego czułe słówka, gesty, ciągłe telefony... brakowało mi bliskości, miłości i udało mu się mnie uwieść. Mi jest o tyle ciężko, ze moi rodzice sie rozstali i ojciec ma inna kobietę, a mama tego nie akceptuje i ma negatywny stosunek to tego i nie mówie tu tylko o romansach, ale nawet o tym, ze jak kobieta z mężczyzną sie poznają to maja być zawsze ze sobą. Oczywiście o tym romansie nikt nie wie, ale mam wyrzuty sumienia. Pewnie przez święta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość głupia pindzia
Lubiłąm go, kochałam, chciałam być z nim, jednak to społeczne potępienie nie dawało mi żyć. Żałuję, że za późno sie poznaliśmy, gdyby nie to że jest żonaty bylibyśmy ze sobą. Dlatego ja Cie rozumiem i rozumiem co masz na mśli mówiąc "przyciąganie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×