Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zona naukowca

kurcze, pomozcie prosze!

Polecane posty

hahaha ale ja przecież napisałem że nie należy przerzucać winy, ze samemu obiektywnie popatrzeć na siebie i na to co i jak robię ....szukanie winy w partnerze jest najłatwiej, trudniej w sobie (coś o belce w oku). Doskonale wiem do czego to prowadzi, to eskalacje. Dlatego mówię o rozmowie nie o winie a o problemach i ich źródłach ... przekonałem się jednak że do tego trzeba dorosnąć, wcześniej każda rozmowa o problemie jest przyjmowana jako atak na osobę i prowadzi właśnie do eskalacji, zaczyna się werbalna wymiana ciosów i wzajemne coraz silniejsze ranienie się, a kiedy przeniesie się to do działań to zaczyna się skoro on/ona może to dlaczego nie ja ... a z tej drogi zawrócić już trudno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o wlasnie mat no bo jak to..kochasz mnie a mnie nie rozumiesz ? bez slow.... no ja akuratnie jestem zwolenniczka rozmow..ale z drugiej strony wy mezczyzni(bez urazy) wy nie lubicie mowic..wolicie zdecydowanie sluchac..a pozniej klops! to bylo ujete zartem poniekad balans..i faktycznie doroslosc w wymianie pogladow opini..nawet jak ktos sie rozni to moze to byc zacheta w milosci i zaufaniu a nie przeszkoda.. no ale to juz glebsza filozofia. czasem widze jak u znajomych jest taka sytuacja... no jest raz dol raz gora..parabola uczuc-to zrozumiale..ale kiedy pojawia sie pretensja ze no jak to?do dzis wszystko bylo ok a juz ci nie pasuje?a ona na to..pasuje ale ty nie chcesz rozmawiac-wiecznie jestes zmeczony-a on-przeciez ciezko pracuje-a ty bys tylko chciala gadac i gadac a ona na to...a jak mam ci przekazac ze potrzebuje czegos..nie rozumiem..? i cisza.... zabojcza..bo sie okazuje ze sie w ogole nie znaja...ze kochaja wyobrazenie polowicy nie czlowieka zywego. i na odwrot tez.... kiedys taka ksiazke czytalam-hm chyba mam ja jeszcze w domu-dosc dobra-uuu z czasow prl-u? napisal ja socjolog i psycholog-znany wykladowca jednego z pl uniwerkow-tytul MALZENSTWO DOSKONALE. moge ci podac wiecej szczegolow -moze bys poczytal.. ale do czego zmierzam-jest tam wiele madrych opinii,porad..etc. i jedna mi akuratnie utkwila w pamieci: autor opisuje sytuacje z filmu--kochankowie-ciezkie poczatki-ale uff wszystko sie konczy ok..slub dzieci i zyli dlugo i szczesliwie-- riposta autora jest taka... cyt co sie konczy?>nic..tak naprawde to sie dopiero zaczyna! zycie zaczyna sie tam...gdzie konczy sie romans.:) mozna by rzec ze ksiazki to niezdrowe teorie-niebywale jak sie one powielaja w realnym swiecie...bedac juz praktyka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hahaha o tym że życie zaczyna tam gdzie kończy się "miłość" już też gdzieś napisałem i to nie czytając tej książki :) ...acha już wiem w komentarzach na blogu jednego gościa :) W każdym razie to 100% racji, na początku człowiek żyje na haju endorfin, ma różowe okulary i wszystko jest cacy, akceptuje partnera jakim jest (a raczej jakim go postrzega) życie zaczyna się kiedy endorfiny się wypalają :) szczęście maja Ci którzy wybrali tak ze mimo endorfinowego zauroczenia partner im osobowościowo odpowiada, wtedy mimo wypalenia endorfin jest łatwiej bo autentycznie się dopasowali :) ...gorzej jak okaże się że związaliśmy się z zupełnie obcym nieznanym i niedopasowanym człowiekiem z którym nie umiemy złapać wspólnego języka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no widzisz... ale przyznaj ze tez chodzi o to by czasem zalozyc we dwoje te smieszne rozowe okulary-jak niebieskie ptaki pofrunac razem..razem zaznaczam spontanicznosc i wariacja tez wazna...jednak ludzie sie wstydza ukrytych pragnien..nowosci w sobie czesto tez w dziedzinie sex..i to rozbija na czesci ente. dojrzalosc emocjonalna to mysle najw w zwiazku-nawet jak sie cos sypie to mimo tego potrafia dosjsc do porozumienia. tak czy inaczej-ile czlowiek by nie mowil i rozumial wciaz sie uczy drugiego czlowieka..;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oczywiście, masz rację, ...od tego przegięcia jakie nam się zdarzyło w końcu rozmowy zaczynają przypominać rozmowy, a nie monologi gdzie słowa odbijają się jak od ściany... zdarza się tez zakładać różowe okulary, ważne żeby jedno starało się myśleć o drugim, ale starało się go rozumieć a nie tak że robimy coś dla drugiej osoby, często bardzo dużo, nawet na zewnątrz ludzie się dziwią ... tylko to wcale nie jest to to o co drugiej osobie chodzi :) ...o tym tez trzeba mówić ...nie ma tam "nie bo go urażę" ...jak jest mądry i kocha to nie urazisz ... a sprawy trzeba wyjaśniac bo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
ciesze sie ze tak szczerze i otwarcie piszecie w moim temacie. impulsy od was jak najbardziej do mnie docieraja. w wiekszosci opini sie z wami zgadzam ale...kazdy przpadek jest indywidualny. u nas chyba nadrzednym problemem jest to, ze sie po prostu nie dobralismy a to w zwiazku jest najnajnajwazniejsze. im jestem starsza tym bardziej jestem o tym przekonana. i w sumie to cud, ze tyle lat ze soba wytrzymalismy. za mlodu byly krzyki, trzaskanie drzwiami, ciche tygodnie. nawet raz wynioslam sie na pare dni do hotelu. niestety moj maz nie rozumie (badz nie chce) gdzie jest problem. bo on jest przeciez dla mnie dobry, odczytuje mi z oczu zyczenia, nie marudzi jak za duzo wydaje. jest wspanialym ojcem (to wielkie szczescie miec takiego ojca). jest naprawde swietnym czlowiekiem...zeby nie to skrzywienie. ale tak bylo od poczatku, ale ja zanim zrozumialam ze to jest po prostu jego "ulomnosc" nabawilam sie nerwicy. teraz "na starosc" przyjelam filozofie rezygnacyjnej dojrzalosci i nie wale glowa w mur bo jesli juz to powinnam to zrobic 30-20 lat temu. pytanie do was jak trzeba traktowac takiego czlowieka? ja w zaleznosci od dnia traktuje go albo jak chorego konia albo wchodzi we mnie energia rebelanta i chce wskoczyc na barykady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
traktowac zmieniac oczekiwac....... a powiedz mi kochana co ty chcesz?potrzebujesz.....czego brak?co bylo a hm zasnelo?poobserwuj sama siebie..bez emocji-choc krtycznie-i meza tez. my nie wiemy-raptem przypuszczamy.ups ja niewiem..przepraszam;) idealy to juz nawet w filmach kiepsko wygladaja...w ksiazkach ich ogolem brak..nawet animacje dla dziei pokazuja wyscig pomiedzy- pomysl sobie taka rzecz......on ma inna i odchodzi..pomysl choc na chwile-co dalej?rozwod?ty sama ? chyba wtedy klarownie sie znajdzie odpowiedz.... taka to stara prawda-dopiero jak sie cos straci to sie to docenia.. u was to juz grom czasu razem-dorosla corka-moglabym nia byc-wiek praktycznie ten sam.;) wiesz czasem to trzeba usiasc sie wyciszyc...madre odpowiedzi przychodza z czasem..kosztownie wypracowane. :)razem....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
maz stwierdzil wczoraj jak spytalam jakie widzi rozwiazanie naszego odwiecznego dylematu (on uwaza ze przeciez nic zlego nie robi ...ale mnie boli to co on robi) ...ze powinnismy bardziej sie o siebie starac. no Boze, po 30 latach razem mam moze sobie kupic koronkowa bielizne (wiem, nie o to chodzi)...wiec o co chodzi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
on jest facetem, ktory chce slyszec pochwaly min. 3 razy dziennie a ja nie mam na to ochoty bo on mnie tez 3 razy dziennie nie chwali. to chyba jednak jest choroba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
traktowac zmieniac oczekiwac....... a powiedz mi kochana co ty chcesz? czego ja chce? zeby w koncu stal sie lojalny wobec mnie. nie "rozkochiwal" kobiet bawiac sie ich kosztem (tez moim), jeden model zastepuje nastepnym bo nie potrafi zyc bez ciaglego nim zachwytu - a wiadomo, ze nawet taka kobieta z netu po paru latach przejrzy na oczy i zaczyna mu marudzic. ale jak ja jemu tak mowie to on mi sie smieje w oczy i mowi: ty chyba zartujesz, juz nawet z kobietami porozmawiac nie moge. on sobie chyba naprawde nie zdaje sprawy co jego zachowanie wywoluje w zyciu emocjonalnym tych kobiet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...no i co poradzisz ? ...czy gdyby miał nie daj borze zapalenie płuc to byś je olała ? ...skoro uważasz że to choroba to chorego nie odrzucaj tylko przy nim bądź :) a z drugiej strony widzisz co się dzieje .... Ty nie będziesz go 3 racy dziennie chwalić bo on Ciebie nie chwali .... to jest ta spirala :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
czasem to mi wrecz szkoda tych kobiet, moze ja tez jestem chora, haha zaraz wyobrazam sobie ze mnie by sie cos takiego przytrafilo. manieruje cie latami taki profesorek nigdy nie nazywajac rzeczy po imieniu, ty dorabiasz sobie do rzeczywistosci 200 % iluzji i trach...w pewnym momencie swiat ci sie wali na glowe. mysle ze ta z Ciechocinka to go juz miala za pol-Boga. taki przecudowny facet sie nia zainteresowal, pisze w ukryciu przed zona do niej sms-y, codziennie rozmawia z nia na gg, radzi jej we wszystkich codziennych problemach (poradnictwo rodzinne), na pewno kiedys zapragnie ja poznac bo ona tez jest pewnie wspaniala inaczej by sie nia nie zainteresowal. i co teraz? po ptokach...teraz radzi juz innej. czasem mi jej szkoda a czasem mysle: ty glupia babo, masz za swoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
matu... wiec mam go zaczac chwalic? i bedzie myslisz po problemie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
skoro uważasz że to choroba a jak wy (ty) uwazasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to co ja myślę to nieważne, nie jestem miedzy wami i nie wiem jak jest na prawdę. Skoro uważasz że z tym żyć nie możesz to mu to powiedz i że tak dalej być nie może. O Panie się nie martw bo myślę że jest na tyle fair że nikomu niczego nie obiecuje i stawia sprawy jasno, to tylko netowa znajomość i nic ponadto więc jeśli panie się zauroczają to już na własną odpowiedzialność :) Moja żona stwierdziła że nie pogodzi się z tym co było i miała rację, ale też zmieniła swój stosunek do mnie i teraz jest ok, sporo rozmawiamy szczerze o wszystkim i nie "szpachlujemy gówna" za przeproszeniem i jest na prawdę ok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
Moja żona stwierdziła że nie pogodzi się z tym co było i miała rację a co bylo, jesli moge zapytac? moze i mnie to cos pomoze jak napiszesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
Jak każda akcja budzi reakcję ... "skoro ja mam do kitu, dlaczego on ma mieć lepiej, odbierzmy mu zatem zabawki którymi rekompensuje sobie swoje deficyty... cos w tym jest, jesli zaprzecze to skamie...ale to chyba lezy w naszej naturze, czy to tylko ja taka wynaturzona?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
"po prostu zdaję sobie sprawę z tego co może się stać kiedy ktoś ma jakieś deficyty w "domowym" życiu i ucieka do netu kiedy próby rozwiązania problemów w realu nie dają rezultatu" nie wiem panie matu... czy to nie jest wygodne upraszczanie sprawy. bo tak naprawde to chyba nie istnieja zwiazki gdzie nie ma zadnych deficytow - ja przynajmniej takowych nie znam. a ze sie zapytam, co robili w takich sytuacjach nasi przodkowie? znosili godnie niedopasowanie, rodzily sie nastepne i kolejne dzieci i glowa byla zajeta problemami egzystencjoalnymi. a co jest teraz? teraz internet "rozwiazuje" nasze problemy. mam czasami wrecz nieodparte wrazenie ze monogamia w zwiazkach staje sie juz zabytkiem, czyms prawie archaicznym. jestesmy tacy nieszczesliwi i co tu zrobic? wchodzimy na czat...oczywiscie zeby tylko z kims porozmawiac i nawet niekoniecznie o naszych problemach. od slowa do slowa...z kazda nastepna wystukana linijka jestesmy coraz przekonani ze znalezlismy wreszcie bratnia dusze...i kolko zaczyna sie krecic. kontakt przybiera wlasna dynamike i swiat jest znowu cacy. nawet himery zony (meza) znosi sie z usmiechem bo juz jutro od rana bedzie na antenie inna osoba i inny bardziej sympatyczny temat. czy to powoli koniec klasycznego dwu-osobowego malzenstwa? w domu mamy swoja baze a w swiecie to "cos" co pozwala nam sie od rana usmiechac juz na sama mysl. jako ze na ogol nasza bratnia dusza mieszka gdzies daleko nie ma zadnego zagrozenia ze stanie przed naszymi drzwiami. wszystko wiec jest bezpieczne, urocze i tak naprawde dobre dla kazdego bo skad wiadomo, ze nasz partner nie czuje tak samo...i robi to samo. w takim konteksie rozumiem, ze ktos mi kiedys powiedzial: zrob to samo co twoj maz. moze wtedy jego zachowanie bedzie dla ciebie bardziej zrozumiale. i tak tez kilka lat temu zrobilam. fakt, lepiej wtedy znosilam zachowania meza, ale jestem na takie zabawy za racjonalna, do tego w pewnym momencie zaczynaja sie same powtorki a to mnie niestety nudzi. niektorzy do dzis mnie jeszcze atakuja. wystarczylby jeden sms. ale mnie to na dluzsza mete nie bawi i nie moge zrozumiec jak moze bawic innych. ile mozna sie slinic do ekranu. poza tym jesli zasypiam myslac o innym mezczyznie to po co do jasnej ch....mam byc z mezem. a tak przez jakis czas mialam. dzis nie trzeba wychodzic z domu, zeby zdradzic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam z rana .... zono naukowca: 1) nie, nie jesteś wynaturzona :) 2) były nocne rozmowy na necie i lightowe (moim zdaniem) próby szukania na necie tego czego brakowało mi w domu 3) dlaczego wygodne uproszczenie - oczywiście że nie istnieją związki bez deficytów, istnieją i co się z nimi dzieje ? ...jedni się rozwodzą, inni żyją obok siebie, inni próbują ratować co się da, ...ile par tyle sposobów 4) hmmm co było w erze preinternetowej ? :) ...jak to mówią dla kobiety kolejne dziecko na lato a na zimę trampki :P - żartuję aż tak męską szowinistyczną świnią nie jestem :) Kiedyś, ...kiedyś wcale nie było lepiej, przynajmniej kobietom. Inaczej były wychowywane, niejako od dziecka programowane na dom i chowanie dzieci. Jeżeli źle trafiły, często męczyły się do końca życia ...swojego lub partnera. Z drugiej strony związki były chyba trwalsze, nie było życia ze sobą "na próbę". Dzisiaj - jak się tak przyglądam - bycie z partnerem wygląda jak z pracą, młodzi znajdują pracę, i jak tylko jako tako się zagnieżdżą rozglądają się po necie za lepszą :) ...w związkach podobnie, jak tylko poczują się pewnie zaczynają znajdować dziury w całym i rozglądają się za czymś lepszym ...nie starają się łatać związku, czegoś zmienić, poprawić, gdy tylko znajdą coś lepszego, ciekawszego - odchodzą. Dla mnie zawsze "lepsze było wrogiem dobrego". 5) dobre pytanie - po co być z mężem jeśli zasypiając myśli się o innym. ....a tak na koniec, na prawdę bardzo trudno mi z Tobą prowadzić dyskusję bo nigdy nie byłem kobietą i pojęcia nie mam jak można się czuć w związku w którym nie ma sexu i to nie z braku chęci ale z przyczyn obiektywnych. W moim przypadku długo go nie było (ponad 3 lata) i to nie z przyczyn obiektywnych a co dla mnie gorsze nie umiałem dotrzeć dlaczego przez cały ten czas bo ciągle powtarzane "...bo nie mam ochoty i nie umiem Ci wytłumaczyć dlaczego" jakoś mnie nie przekonywało. Wiesz jak męczy szukanie przyczyn w sobie takiego stanu rzeczy ... Można sobie tłumaczyć że sex nie jest w związku najważniejszy (bo tak na prawdę nie jest) ale nieświadomość jego braku może zatruć życie. Poza tym nawet jednak i sam brak nie jest zdrowy, powoduje napięcia, frustracje a to związkowi nie służy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
wiem, ze nie jestes kobieta. jestes za to mezczyzna i twoje wypowiedzi pomagaja mi zrozumiec wypowiedzi mojego meza. jesli chodzi o sex, to jest to bardzo indywidualna i bardzo delikatna sprawa. tak jak juz pisalam nie dobralismy sie z mezem...i ujmujac to bez przesady, roznimy sie pod kazdym wzgledem. zaczynajac od jedzenia, poprzez zainteresowania, spedzanie wolnego czasu, stosunku do ludzi, norm etyczno-moralnych, powaznosci zwiazku...na seksie skonczywszy. moj maz ma do seksu stosunek transcendentalny (juz zawsze), ja natomiast mam (tez od zawsze) bardzo duzy temerament. i to nie z wyboru, a chyba glownie z pamieci genetycznej (sic! - mea culpa). wiec mozesz sobie wyobrazic jak to u nas z tym seksem bylo. nie bylam nigdy fanatyczka czegokolwiek ale (moze z racji matematycznego wyksztalcenia) mam ciagotki do okultyzmu i incydentalnie czytam cos o gwiazdach, ukladzie planet, wplywu, itp. ja jestem klasycznym koziorozcem, moj maz klasyczna waga i wszedzie pisza o nas: Ta para co najwyżej może liczyć na jako taką znajomość. Nawet coś w rodzaju romansu nie może się zdarzyć ...a my juz wytrzymujemy ze soba prawie 35 lat. przez wiele lat wlasnie seks rownowazyl mi wszystkie inne niedobrania sie. w momencie jak to runelo...wpadlam w depresje, nabawilam sie nerwicy. mialam mega ciezkie lata. rozmowa z mezem nie wnosila nic nowego bo wedlug niego seks nie jest w zyciu najwazniejszy...a mnie sie swiat zawalil. wtedy tez ucieklam w internet. ale o tym juz pisalam. oczywiscie mozesz napisac: bylo wtedy odejsc od meza. ale sam piszesz jak to teraz zwiazki szybko sie rozpadaja o nic nie walczac. pomijajac fakt, ze nie bylam wtedy zdolna do zadnych wiekszych akcji, bylam jednak caly czas swiadoma, ze mam wyjatkowego meza (poza tym nieszczesnym seksem). mysle, ze nie jedna kobieta wrecz mi zazdrosci... jak patrze jakie on ma rwanie w necie, haha. ale tam wiekszosc rzeczy rozgrywa sie na plaszczyznie intelektualnej. cala reszta jest domyslem, nadzieja, iluzja, oszukiwaniem samego siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
wiem, ze nie jestes kobieta. jestes za to mezczyzna i twoje wypowiedzi pomagaja mi zrozumiec wypowiedzi mojego meza. jesli chodzi o sex, to jest to bardzo indywidualna i bardzo delikatna sprawa. tak jak juz pisalam nie dobralismy sie z mezem...i ujmujac to bez przesady, roznimy sie pod kazdym wzgledem. zaczynajac od jedzenia, poprzez zainteresowania, spedzanie wolnego czasu, stosunku do ludzi, norm etyczno-moralnych, powaznosci zwiazku...na seksie skonczywszy. moj maz ma do seksu stosunek transcendentalny (juz zawsze), ja natomiast mam (tez od zawsze) bardzo duzy temerament. i to nie z wyboru, a chyba glownie z pamieci genetycznej (sic! - mea culpa). wiec mozesz sobie wyobrazic jak to u nas z tym seksem bylo. nie bylam nigdy fanatyczka czegokolwiek ale (moze z racji matematycznego wyksztalcenia) mam ciagotki do okultyzmu i incydentalnie czytam cos o gwiazdach, ukladzie planet, wplywu, itp. ja jestem klasycznym koziorozcem, moj maz klasyczna waga i wszedzie pisza o nas: Ta para co najwyżej może liczyć na jako taką znajomość. Nawet coś w rodzaju romansu nie może się zdarzyć ...a my juz wytrzymujemy ze soba prawie 35 lat. przez wiele lat wlasnie seks rownowazyl mi wszystkie inne niedobrania sie. w momencie jak to runelo...wpadlam w depresje, nabawilam sie nerwicy. mialam mega ciezkie lata. rozmowa z mezem nie wnosila nic nowego bo wedlug niego seks nie jest w zyciu najwazniejszy...a mnie sie swiat zawalil. wtedy tez ucieklam w internet. ale o tym juz pisalam. oczywiscie mozesz napisac: bylo wtedy odejsc od meza. ale sam piszesz jak to teraz zwiazki szybko sie rozpadaja o nic nie walczac. pomijajac fakt, ze nie bylam wtedy zdolna do zadnych wiekszych akcji, bylam jednak caly czas swiadoma, ze mam wyjatkowego meza (poza tym nieszczesnym seksem). mysle, ze nie jedna kobieta wrecz mi zazdrosci... jak patrze jakie on ma rwanie w necie, haha. ale tam wiekszosc rzeczy rozgrywa sie na plaszczyznie intelektualnej. cala reszta jest domyslem, nadzieja, iluzja, oszukiwaniem samego siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...czoła chylę, mój staż jest mniejszy, jesteśmy razem dopiero 27 lat, i powiem Ci że choć już bardzo rożnie bywało najszczęśliwsze lata były kiedy było obiektywnie najciężej, sami z dala od domów rodzinnych z małymi dziećmi, kiedy wszystkiego w domu brakowało. Jak napisałaś problemy egzystencjalne nie tylko kobietom spędzały sen z powiek ale i facetom, ale wbrew tym kłopotom było się bliżej siebie i to w każdej płaszczyźnie. Mimo zmęczenia, zagonienia, byliśmy szczęśliwsi i znajdowali czas i siły na wszystko, w tym na sex. Dzisiaj zdarza się żonie na tamte lata narzekać że była głupia, że "ciągnęła cały dom" (z racji fachu wychodziłem do pracy jak dzieci jeszcze spały, wracałem kiedy już spały). Wydaje mi się jednak, że to jej spojrzenie na tamte lata z dzisiejszej perspektywy jest nieuprawnione, że wtedy była autentycznie szczęśliwsza, a to dzisiejsze narzekanie wypływa z zupełnie innej optyki, bogatszej o prawie 30 lat doświadczeń i wiedzy nabytej po drodze .... naukowcem nie jestem inie byłem nigdy choć kilka szkół pokończyłem, bardziej dla własnej satysfakcji niż zawodowej konieczności, ale nie mam pojęcia co to transcendentalny stosunek do seksu :) Dla mnie to konieczność fizycznej bliskości osoby z którą jestem na wszelkie akceptowane przez obie strony sposoby, pozwalające obu stronom na pełne "odsłonięcie się" bez obaw o wykorzystanie tego do manipulacji drugą osobą:) Jak wspomniałem spory czas tego nie było i było ciężko, ale przez myśl mi nie przeszło żeby odejść. Rozmowom nie było końca, ale nic nie wnosiły, załatwiały czasem sprawę doraźnie i było to jak ja to nazywam "szpachlowanie gówna". Wtedy utonąłem w necie, jak mi się wydawało obu stronom to odpowiadało... do czasu. Kiedy kiedyś żona zauważyła na ile ten świat może wciągnąć i choć nie wiąże się z realem, na ile jej mąż jest atrakcyjny dla innych, powiedziała dość. Fakt, że i inne sprawy wpłynęły na jej fizyczne i psychiczne samopoczucie (na plus) w sumie wszystko razem złożyło się na to, że zaczęła chyba dostrzegać moje odczucia i emocje związane z tym co się miedzy nami działo. Dotarło do niej że moje odczucia odnośnie naszych stosunków mogą być inne niż jej i niż sobie myślała. Przyjęła, że ucieczka w net nie była jedynie moim wymysłem a skutkiem tego co się działo. Tym razem rozmowa była rozmową nie monologiem z mojej strony. Stwierdziła nawet, że straciliśmy parę lat życia bo ona nie umiała ze mną rozmawiać o swoich odczuciach. To już nie było szpachlowanie gówna, mówiliśmy o wszystkim co i kiedy kogo bolało, nie oglądając się już na to ze możemy sprawić tym co mówimy ból. Sprawy po prostu dojrzały do tego że dalsze przemilczanie spraw dla dobra drugiej osoby zaczyna bardziej szkodzić niż pomagać. Teraz jesteśmy już sami w domu, dzieci praktycznie na swoim, oboje nadal pracujemy choć ja już nie muszę, i spędzamy razem każdą wolną chwilę nadrabiając zaległości. Również różnimy się zainteresowaniami ale staramy się wzajemnie sprawiać sobie w związku z tym przyjemność ... nie jest łatwo, ale za to przyjemnie widzieć zadowolenie drugiej strony :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...czoła chylę, mój staż jest mniejszy, jesteśmy razem dopiero 27 lat, i powiem Ci że choć już bardzo rożnie bywało najszczęśliwsze lata były kiedy było obiektywnie najciężej, sami z dala od domów rodzinnych z małymi dziećmi, kiedy wszystkiego w domu brakowało. Jak napisałaś problemy egzystencjalne nie tylko kobietom spędzały sen z powiek ale i facetom, ale wbrew tym kłopotom było się bliżej siebie i to w każdej płaszczyźnie. Mimo zmęczenia, zagonienia, byliśmy szczęśliwsi i znajdowali czas i siły na wszystko, w tym na sex. Dzisiaj zdarza się żonie na tamte lata narzekać że była głupia, że "ciągnęła cały dom" (z racji fachu wychodziłem do pracy jak dzieci jeszcze spały, wracałem kiedy już spały). Wydaje mi się jednak, że to jej spojrzenie na tamte lata z dzisiejszej perspektywy jest nieuprawnione, że wtedy była autentycznie szczęśliwsza, a to dzisiejsze narzekanie wypływa z zupełnie innej optyki, bogatszej o prawie 30 lat doświadczeń i wiedzy nabytej po drodze .... naukowcem nie jestem inie byłem nigdy choć kilka szkół pokończyłem, bardziej dla własnej satysfakcji niż zawodowej konieczności, ale nie mam pojęcia co to transcendentalny stosunek do seksu :) Dla mnie to konieczność fizycznej bliskości osoby z którą jestem na wszelkie akceptowane przez obie strony sposoby, pozwalające obu stronom na pełne "odsłonięcie się" bez obaw o wykorzystanie tego do manipulacji drugą osobą:) Jak wspomniałem spory czas tego nie było i było ciężko, ale przez myśl mi nie przeszło żeby odejść. Rozmowom nie było końca, ale nic nie wnosiły, załatwiały czasem sprawę doraźnie i było to jak ja to nazywam "szpachlowanie gówna". Wtedy utonąłem w necie, jak mi się wydawało obu stronom to odpowiadało... do czasu. Kiedy kiedyś żona zauważyła na ile ten świat może wciągnąć i choć nie wiąże się z realem, na ile jej mąż jest atrakcyjny dla innych, powiedziała dość. Fakt, że i inne sprawy wpłynęły na jej fizyczne i psychiczne samopoczucie (na plus) w sumie wszystko razem złożyło się na to, że zaczęła chyba dostrzegać moje odczucia i emocje związane z tym co się miedzy nami działo. Dotarło do niej że moje odczucia odnośnie naszych stosunków mogą być inne niż jej i niż sobie myślała. Przyjęła, że ucieczka w net nie była jedynie moim wymysłem a skutkiem tego co się działo. Tym razem rozmowa była rozmową nie monologiem z mojej strony. Stwierdziła nawet, że straciliśmy parę lat życia bo ona nie umiała ze mną rozmawiać o swoich odczuciach. To już nie było szpachlowanie gówna, mówiliśmy o wszystkim co i kiedy kogo bolało, nie oglądając się już na to ze możemy sprawić tym co mówimy ból. Sprawy po prostu dojrzały do tego że dalsze przemilczanie spraw dla dobra drugiej osoby zaczyna bardziej szkodzić niż pomagać. Teraz jesteśmy już sami w domu, dzieci praktycznie na swoim, oboje nadal pracujemy choć ja już nie muszę, i spędzamy razem każdą wolną chwilę nadrabiając zaległości. Również różnimy się zainteresowaniami ale staramy się wzajemnie sprawiać sobie w związku z tym przyjemność ... nie jest łatwo, ale za to przyjemnie widzieć zadowolenie drugiej strony :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
P.S. ... co do oszukiwania samego siebie ... zbyt twardo stąpam po ziemi abym miał oszukiwać siebie, mam dystans, znam siebie stąd jakoś nie umiem zrozumieć tych którzy w necie budują sobie jakąś drugą osobowość, dla mnie to rozdwojenie jaźni, paranoja .... nigdy też nie oszukiwałem innych nawet w netowych znajomościach, nie obiecywałem, nie uładniałem, nie robiłem nadziei na cokolwiek ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
tez zauwazylam, ze serwer jakos fiksuje, moj ostatni wpis tez jest dwa razy. piszesz, ze nie oszukiwales w necie, ze niczego nie obiecywales, ale jak myslisz - ile osob aktywnych w necie potrafi w intensywnym kontakcie z kims, wylaczyc w swej glowie myslenie zyczeniowe?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przestańn widziwiać.Tez rozmwiałem przez skype z dziewczynami ok.30 lat i świat się nie zawalił.Nadal kocham żonę co ma 65 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona naukowca
Papsik i tez sie chowales i zamykales wszystko jak zona sie zblizala? pisales w ukryciu sms-y bedac na urlopie z zona? albo w ukryciu pod stolem, zeby zona nie widziala? tez to wszystko robiles? ja ze swoim sasiadem tez rozmawiam od 30 lat. co prawda nie w necie a na klatce schodowej. i co z tego wynika?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żono zawsze było do wglądu moje zachownie na kafeterii.Była zazdrosna lecz nie odpuściłem sobie aby zrezygnować

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×