Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Agaaa-22

Dlaczego niektórzy są samotni całe życie a inni ciagle są w związkąch?

Polecane posty

Gość gość
porządni mężczyźni zwykle są samotni całe życie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też już sama nie wiem, jakie mogą być tego przyczyny. Mam prawie 24 lata i zerowe powodzenie, jeśli nie liczyć zainteresowania ze strony starszych panów lub facetów bez zębów, łysych- słowem nieatrakcyjnych. Ja myślę, że muszę być po prostu brzydka. Jestem zgrabna, wysoka i pod tym względem się podobam, ale twarz. Dbam o siebie, lekki makijaż, ładnych strój i co? Nic, żadnych poważnych związków, flirtów, romansów. Nawet na wesela nie mam z kim chodzić. Wiele osób piszę, że musi być coś nie tak z charakterem, ale skoro nikomu się nie podobam z wyglądu i nie chce mieć nawet poznać to skąd może wiedzieć jaki mam charakter?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to ja z 13:41 nie zauważyłam błędów, powinno być *ładny (strój) i pisze (dużo osób)*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też jestem sam. Dlaczego- sam nie wiem. Myślę, że trochę to też kwestia mojej choroby (mam jedną rękę niesprawną- praktycznie bezwładną). Też zacząłem przed tym uciekać w pracę. Mam ponad 30. Dotychczas kompleks braku kobiety, też nadrabiałem pracą. Ale u ludzi którzy wyznają taką filozofię groźne są sytuacje, gdy także sfera życia zawodowego się zaczyna gmatwać, a każdy od czasu do czasu ma na tym polu jakieś problemy. Tak było też ostatnio u mnie. U osób samotnych straszne jest to, że kiedy mają gorsze chwile, nie mają w kim znaleźć oparcia. A w czasie kryzysu każdy ma potrzebę po prostu porozmawiania z kimś, wyżalenia się. A ja takiej osoby nie mam. Moja mama nie żyje od kilku lat. A mój ojciec- zawsze mnie dołował. Zawsze powtarzał, że nigdy nie będę miał żadnej dziewczyny, bo jestem na to za słaby i za głupi. Często mówił że wstydzi się takiego nieudacznika jak ja. Kilkukrotnie po awanturach z nim myślałem o samobójstwie. Mieszkamy osobno, ale on jest jedyną moją rodziną- jestem skazany na kontakt z nim. Nigdy nie przejmowałem się tym co mówił, bo pomimo tej "głupoty" zawsze jakoś radziłem sobie zawodowo (jestem lekarzem). Ale kiedy masz świadomość, że zawsze byłeś i jesteś sam, a osoba od której oczekujesz oparcia mówi Ci, że jesteś nikim (to cytat z mojego ojca), to naprawdę boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość emme91
No i ja nigdy nie byłam w żadnym związku. Jestem 25-letnią kobietą i też mi trochę doskwiera ta moja samotność. Nigdy nie miałam parcia na to, że muszę mieć koniecznie faceta. Samej źle ale na siłę nie ma się co pakować w podejrzane relacje. Dwa razy byłam zakochana ale bez wzajemności niestety. W sumie to nie wiem co ze mną nie tak :) Podobnie jak inni energię poświęcałam na naukę, pracę itp. Owszem daje to satysfakcje, niby jest fajnie ale mimo wszystko brakuje czegoś. Tak jak ktoś wyżej napisał - najgorzej jest wtedy kiedy na tej płaszczyźnie zawodowej pojawiają się zawirowania. Nie ma się komu wyżalić, nie można liczyć na miłe słowo. W drugą stronę też - nie ma z kim się cieszyć z drobnych sukcesów. No i pojawia się odrobinę zazdrości kiedy wypada iść na śluby znajomych, kiedy wypada cieszyć się z razem z nimi z narodzin dziecka itp. Bardzo chciałabym poznać jakiegoś rozgarniętego faceta...ale nie wiem czy mi to będzie dane :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
podnoszę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bo jedni idą na jakość, a inni na ilość

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tez jestem z tych która raczej miała trochę facetów w swoim życiu, mam 23 lata i jakoś zawsze gdy kończyłam związek po czasie pojawiał się ktoś następny. Jeśli chodzi o mój wygląd to jest przeciętny. Wiadomo faceci z którymi byłam zawsze mi powtarzali jaka to jestem śliczna ale ja mam lustro i koleżanki które są o wiele ładniejsze. Choć za brzydka się nie uważam, raczej przeciętna. Jeśli chodzi o charakter to jestem raczej cicha i nie jakaś super towarzyska,ale wydaje mi się ze porządni faceci lubią dziewczyny skromne. Gorzej jak facet jest nieśmiały, wiem ze z takim bym się niedogadała bo dwa nieśmiałe i spokojne charaktery to trochę słabo. Zawsze miałam raczej towarzyskich facetów. I to jak ich poznawałam to kwestia tylko i wyłącznie szczęścia/przypadku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość emme91
czasami zazdroszczę takim dziewczynom jak koleżanka wyżej :) Ja się czuję jakby wokół mnie był mur, który nie wiem kto zbudował?! Staram się być otwarta na nowe znajomości, pracuję nad sobą, staram się żeby faceci widzieli we mnie kobietę a nie tylko koleżankę ale na nic to wszystko... Często nasuwają się myśli, że jest coś nie tak, że coś mnie dyskwalifikuje jako potencjalną partnerkę. Ja wiem, że idealna nie jestem, mam swoje wady, mam kompleksy związane z wyglądem, nie jestem przebojowa...ba - trochę nawet jestem nieśmiała. No ale...jak widzę kobiety bardzo odbiegające od ideałów, czasem nawet od norm to już całkiem się w tym gubię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
podnoszę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stare powiedzenie: jeśli chcesz być kochany - kochaj. Mam teorię, że te osoby, które często się z kimś wiążą (niezależnie od ich urody, intelektu, charakteru itp.) po prostu mają tę cechę, że szybko otwierają się na miłość, nie ukrywają zauroczenia, nie boją się odrzucenia (które nieraz je spotyka, jak wszystkich) i po prostu prędzej trafiają na swego. Osoby długotrwale samotne to te, które potrzebują więcej czasu by komuś zaufać, chcą bliżej poznać nową osobę, nie okazują wylewnie dobrych ani złych uczuć - toteż trafienie na odpowiednią osobę trwa dłużej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chyba coś w tym jest...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mam na razie bardziej prozaiczny problem. Skąd w ogóle wytrzasnąć dziewczynę. W sklepie nie chce gadać ze mną, na ulicy laska też nie. No to kuźwa skąd wydobyć laskę żeby mi dała numer i chociaż na jedną randkę się spotkała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A zagadujesz do jakichś czy czekasz aż one to zrobią? Jeśli tak to moze nieodpowiednio. Samo się nic nie wydarzy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wprawdzie jestem starszy od średniej wieku forumowiczów (40 lat), ale chyba mogę wypowiedzieć się na ten temat. Wiem czym jest samotność, ale mogę wam dać nadzieję na jej pokonanie, bo mnie się to udało. Ale od początku: Zawsze byłem typem mizantropa. Moje grono znajomych było bardzo wąskie, czas wolny z reguły wolałem spędzać sam. Myślę, że duży wpływ na to miały moje kompleksy związane z wyglądem- niski, chorobliwie otyły. Szkoła podstawowa i liceum były moim koszmarem- grupa uczniów wręcz znęcała się nade mną. Miałem dość wyzwisk typu „parówa”. I tak stałem się odludkiem. Już wtedy uciekałem w naukę, a że moi rodzice byli dobrze sytuowani, nigdy nie brakowało mi możliwość i środków żeby pogłębiać wiedzę. Po liceum dostałem się na medycynę- trochę taki rodzaj rodzinnej tradycji. W takcie studiów wprawdzie nikt się nade mną nie znęcał, ale lęk przed kontaktami z ludźmi pozostał. Miałem wprawdzie wąskie grono znajomych, ale wieczorami częściej siedziałem nad książkami, niż imprezowałem. Wszyscy byli już jakoś sprawowani, i zacząłem odczuwać czym jest samotność. Na drugim roku poznałem jednak kobietę- studentkę medycyny Olgę. Też była dziewczyną z problemami. Wiele nas łączyło: oboje byliśmy cichymi, spokojnymi, dość flegmatycznymi (), i troszkę nieśmiałymi ludźmi, którzy woleli spędzać czas w bibliotece nad książkami niż na dyskotekach. Nasz związek nie był typowy- na randki umawialiśmy się w bibliotece, a jak już szliśmy do któregoś z nas, to potrafiliśmy po prostu przegadać długie godziny. Dużo razem uczyliśmy się. To nie był szał emocji, tylko związek dwóch cichych, spokojnych ludzi, i przede wszystkim jakaś alternatywa dla poczucia samotności, którzy uciekali w naukę przed swoimi kompleksami. Po jakimś czasie pojawił się między nami rodzaj więzi- po prostu przywiązanie. Jak to mawiają, rozumieliśmy się „bez słów”. Wszystko to skończyło się w jednej chwili. Gdy byliśmy tuż po studiach, na moich oczach potrącił ją samochód. Dwa dni później zmarła w szpitalu. Długo nie mogłem przeboleć tego zdarzenia. Znałem tylko jeden sposób- ucieczka w pracę. Mogłem zawsze liczyć na oparcie w rodzicach, bardzo mi wtedy pomogli. Ale summa-summarum zostałem sam. Trzymałem się w kupie, dopóki żyli moi rodzice. Ale kiedy byłem w trakcie specjalizacji, oni też nagle zmarli. Dopiero wtedy poczułem czym jest samotność (jestem jedynakiem). Na nią znałem tylko jedną receptę- praca. Zawód medyka daje tutaj nieograniczone wręcz możliwości- można wziąć tyle dyżurów w weekendy, ile dusza zapragnie. Zawsze byłem pierwszy do dyżurowania we wszystkie popularne imieniny oraz święta- co moim kolegom było na rękę. Przez kilka lat każda myśl o związku przywracała mi pamięć o Oldze- to było bardzo bolesne. Po jakimś czasie po prostu pogodziłem się ze swoją samotnością. I tutaj pojawiła się Kinga. Miałem już 35 lat. Poznałem ją w trakcie dyżuru w andrzejki. Wszyscy moi znajomi z pracy poszli się bawić, a ja żeby nie siedzieć samotnie w domu, w ten wieczór wziąłem dyżur. W bufecie zauważyłem siedzącą samotnie lekarkę- znałem ją z widzenia. Przysiadłem się do niej. Obserwując ją, zacząłem sobie wyobrażać Olgę, 10 lat po ukończeniu studiów. Miały wiele cech wspólnych. Obie były spokojne, troszkę nieśmiałe, i wolały siedzieć w książkach (pracy) niż się bawić, i oboje miały swoje problemy. Szybko znaleźliśmy wspólny język- nad kawą przegadaliśmy ponad godzinę (rozmawialibyśmy do rana, gdybyśmy nie musieli wracać na oddziały). Zaproponowałem jej, że skoro obaj spędzamy dyżury samotnie w gabinetach lekarskich, to może w wolnej chwili wpadnie do mnie na kolejną kawę. W trakcie tego dyżuru nie mieliśmy czasu, ale parę dni później ponownie zauważyłem ją na dyżurze, i ponowiłem zaproszenie. Dyżur był spokojny, i przesiedzieliśmy w pokoju lekarskim praktycznie cały wieczór. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, szybko znaleźliśmy wspólny język. Byliśmy swoim wzajemnym lekarstwem na samotne dyżury. Okazało się też, że wiele nas łączy. Ona też była sama (była rozwódką), i także uciekała przed samotnością na dyżury. Zaczęliśmy uzgadniać dni naszych dyżurów, w trakcie których wypiliśmy hektolitry kawy (całe szczęście obaj mamy spokojne specjalizacje). W trakcie wigilijnego dyżuru, Kinga zaproponowała żebym wpadł do niej, w pierwszy dzień świąt bożego narodzenia (obaj mieliśmy pierwotnie spędzić je sami). Trwało to ponad rok. Zaczął się rodzić miedzy nami jakiś rodzaj więzi. Po roku, oboje doszliśmy do wniosku, że nam ze sobą dobrze, więc może zrobić by krok dalej. Zamieszkaliśmy razem- i to był koniec naszej samotności. Jesteśmy razem do tej pory. Pamiętajcie, że na związek nigdy nie jest za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
fajnie, że Ci się udało :) Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tez jestem sama wszystkie zwiazki przelotne byly ,bo poznawalam tylko cwaniakow, rozwodnikow ,maminsynkow, kryminalistow, ktorzy patrzyli tylko mnie wykorzystac w seksie i z pieniedzy. Nie mam wogole szczescia ,nigdy nie mialam a ja sie ciagle staralam, zeby kogos zatrzymac .Nikt nie chce mnie do prawdziwego zwiazku, tylko do przelecenia ladne kobiety to sa chyba na jeden raz.Doszlam do wniosku, jesli w realnym swiecie sie kogos nie pozna ,to przez portale randkowe trzeba miec cholerne szczescie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
standard kobiety leca na debili i z nimi maja seks a mezczyzni sa porzadni i nie sypiaja z nikim bez zwiazku i sa naprawde sami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie przejmujcie sie. Predzej czy pozniej poznacie kogos fajnego i stworzycie udany zwiazek. Ale w miedzycasie zyjcie swoje zycie tak, zeby byc z niego na maxa zadolonym. Mam na mysli to, ze wiazek powinien byc tylko jedna czescia szczescia w zyciu. Reszta to zdrowie, udana kariera zawodowa (nie chodzi o kase tylko o to zeby robic co sie lubi), pewna stabilnosc finansowa, znajomi z ktorymi fajnie sie spedza czas, sport, hobby, podroze.itd. Kazdy musi sobie sam zdefiniowac co daje mu przyjemnosc w zyciu. Poznawajcie nowych udzi ale nie pod katem partnera czy partnerki tylko tak z ciekawosci, jacy sa, co ich interesuja. Kazdy moze wniesc cos nowego do Waszego zycia. Ludzie, ktorzy cale swoje szczescie opieraja na zwiazku badz jego braku zazwyczaj zle na tym wychodza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dodam jeszcze, ze w wieku 22-25 lat zamartwiac sie barkiem "zwiazku" to mozna chyba tylko w Polsce i jakis tradycjonalnych krajach Afrykanskich :D W tym wieku to powinno sie uzywac zycia w jego najrozniejszych formach. Skonczyc studia czy postarac sie o jakis dobry zawod, zdobyc doswiadczenie w swojej dziedzinie, zaczac troche odkladac, pojedzic po swiecie czy nawet spedzic rok w Nowej Zelandii pracujac tak dla poznanaia innej kultury i nauki jezyka, nawiazac*****elegnowac kontakty po calym swiecie itd. itp. A nie zaraz slub, dwoje dzieci i kredyt na 30 lat :O Ludzie, ktorzy sa atrakcyjni sami dla siebie, ktorzy sa ciekawi, potrafia na rozne tematy sie wypowiadac i umieja spedzac cas sami ze soba bez nudy sa rowniez dla innych atrakcyjni. Z czym sie tak spieszyc? Zyje sie teraz o wiele dluzej, nie ma sensu sie wiazac w ogole przynajmniej do 30 tki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10;35 Jak można przyrównać kobietę do standartu przecież kobieta to nie przedmiot ,ta osoba która to pisze to chyba jest tak prosta ze nie sposób to powiedzic, ty uważasz ze wy nie sypiacie z byle kim ,wy to włazicie na każdą tak żeby sie tylko spuścić o to wam tylko chodzi ,a nie o uczucia i ty do tych osób należysz. Debil leci na kasę i dupę a wartosciowy na to nie leci, bo jest niezalezny i jakby było duzo facetów wartościowych wolnych, to bym nie poznawała debili którzy szukają utrzymanki, sponsorki, bo takich to mam w dupie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ps Wogole to podczas związku wychodzi ze ten ktos jest debilem i nikt na pierwszej randce nie wchodzi do łózka, chyba ze ty bo dymasz wszystko, co sie rusza i nieważne czy brzydkie, czy ładne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Nie martwcie się, kogoś znajdziecie?" Nie jak masz trzydziestkę na karku, jesteś chory/ niepełnosprawny, i masz poczucie że jesteś nikim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kto ma być nieszczęśliwy, to będzie , ogarnietośc życiową widać od dziecka .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rację ma ten, kto napisał, że naprawdę porządni mężczyźni żyją sami. Tak to już jest, kobietom imponuje siła, tupet, atrakcyjność fizyczna (traktują ją jako synonim siły), cwaniactwo. Mam 35 lat, i żyję sam. W swoim życiu kochałem jedną kobietę. Byliśmy parę lat razem. Ale po kilku latach wybrała innego. Był przystojniejszy ode mnie, silniejszy. Typ cwaniaczka. My nasz pierwszy raz przeżyliśmy po dwóch latach związku, a wiem, że z nim sypiała po miesiącu znajomości. Ja nigdy najprzystojniejszy nie byłem. Byłem pracowity, lojalny, lepiej wykształcony. Zawsze ceniłem sobie takie wartości jako uczciwość. Ale kochać jej, mimo wszystko, nie byłem w stanie przestać. Długo zadawałem sobie pytanie dlaczego on, a nie ja. Do tej pory nie znam na nie odpowiedzi. Ale jej wybór zaakceptowałem. Miała do niego prawo. Pomimo jej małżeństwa nadal zostaliśmy przyjaciółmi. Po ślubie okazało się, że jej mąż jest uzależniony od alkoholu. Swoją siłę, coraz częściej kierował przeciwko niej, ale ona cały czas z nim była. Nigdy nie był pracowity, a jak dodać jego wykształcenie i alkohol, większość życia spędził na zasiłku dla bezrobotnych. Poza tym zdradzał ją przy byle okazji. Dlaczego ona wybrała jego. Przecież ja byłem jej w stanie zagwarantować lojalność, uczciwość, bezpieczeństwo emocjonalne i materialne. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że kobiety po prostu nie szanują takich wartości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
HEHE HE gdybys byl fajny porzadny to by cie nie zostawila dla innego, to proste poszla w p**du bo moze nie czula przy tobie bezpieczenstwa, wy to zawsze robicie z siebie swietych a kobiety macie za najgorsze, wyj****e mam na was!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Taa lubimy cwaniaków, siłaczy ,to jakoś z zadnym z takich typów sie nie związałam, wartościowi to sa zajęci albo pochowani z wypowiedzi jesteś idiota i dlatego cie zostawiła, nic nie dzieje się bez przyczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
PS Najlepiej za rozpad związku obwiniać tylko kobietę a ty kim jesteś, świętym k*****m?pewnie ja okłamywałeś, zdradzałeś, wykorzystywałeś do pieniędzy, seksu i nawet do tego sie nie przyznasz bo i po co, wstydu bys sobie narobił?,zawsze jesteście nie wyżyci i palemka bije wam do głów.Ktos by na mnie raz rękę podniósł i juz bym z kimś takim nie była.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Poparz na to z drugiej strony. Może ta kobieta nie była ciebie warta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×