Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Madelline

Rozważania z ph:) ... cd.

Polecane posty

ale na pewno użytkownicy migdalkow doceniaja... a kotka chyba lubi dawac. w sumie... ja tez lubie byc dawca i slyszec te wdzięczność

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam ekipę weekendową.:-DOj mad ty nawet w niedzielę z tym twoim miękkim ale mężem czasu nie spędzasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To nic takki.Ja tutaj bez tego chętnie wpadam.Lubię patrzeć jak wam życie między linijkami pustych do tego postów ucieka,a wy udajecie,że to fajna zabawa jest.Taki układ-wasze ROZWAŻANA moje ph.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ha ha ha skoro wszystko wiesz to dlaczego nie zauważyłaś,że ten temat przez dwa tygodnie był nieczynny.My ze sobą rozmawiamy lub nie ale nie robimy sobie nawzajem uwag.A Ty wpadasz tylko aby pokazać jacy to my jesteśmy be a Ty z******ta.Pozdrawiam.:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gospodarz Akurat z ich repertuaru to pamiętam Agnieszkę i Zegarmistrz światła,ale to jest z repertuaru Woźniaka oni tylko to wykonywali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
takie rozne cytaty klebia mi sie w glowie, czasami nie pamiętam zrodla. zegarmistrza mlodziez nie pamięta moze i dobrze, caly czas powstaje nowa fajna muzyka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zegarmistrza mogą znać bo to trójka często puszcza.No ale kto teraz słucha trójki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tam radia praktycznie mie slucham, reklamy mnie męczą a poza tym mam lepszy muzyczny gust od nich, niech sie w d**e pocaluja, po całości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie no trója jeszcze trzyma jakoś poziom.Chociaż fakt ostatnio też ne słucham trójki,ale to raczej z przyczyn technicznych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja slucham q music ;) to jezeli chodzi o radio i jeszcze wprawiam kocieta w zachwyt, bo mama zna nowosci muzyczne :P :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak,to były wyjątkowe 2 tygodnie,ale urlop człowiekowi się należy.Nawet temu bez życia.I nie trzeba być z******tym,żeby to zrozumieć. A clostercellera to dziś ,w moim kraju, pasuje zagrać.;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obiad z rodziną zaliczony. To już mogę tu zbałamucić trochę czasu:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
az miloby bylo przylozyc do tego reke do balamucenia znaczy, lubie tak sobie czasami pobalamucić w roznych pozycjach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Łódź się budziła. Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach miasta zaczęły się zrywać coraz zgiełkliwiej inne i darły się chrapliwymi, niesfornymi głosami niby chór potwornych kogutów, piejących metalowymi gardzielami hasło do pracy. Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, w mgle i w deszczu - budziły się z wolna, buchały płomieniami ognisk, oddychały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię. Deszcz drobny, marcowy deszcz pomieszany ze śniegiem, padał wciąż i rozwłóczył nad Łodzią ciężki, lepki tuman; bębnił w blaszane dachy i spływał z nich prosto na trotuary, na ulice czarne i pełne grzęskiego błota, na nagie drzewa, przytulone do długich murów, drżące z zimna, targane wiatrem, co zrywał się gdzieś z pól przemiękłych i przewalał się ciężko błotnistymi ulicami miasta, wstrząsał parkanami, próbował dachów i opadał w błoto, i szumiał między gałęziami drzew, i bił nimi w szyby niskiego, parterowego domu, w którym nagle zabłysło światło. Borowiecki się obudził, zapalił świecę i równocześnie budzik zaczął dzwonić gwałtownie, wskazując piątą. - Mateusz, herbata! - krzyknął do wchodzącego lokaja. - Wszystko gotowe. - Panowie śpią jeszcze? - Zaraz będę budził, jeśli pan dyrektor każe, bo pan Moryc mówił wieczorem, że chce dzisiaj spać dłużej. - Idź, obudź. - Klucze już brali? - Sam Szwarc wstępował. - Telefonował kto w nocy? - Kunke był na dyżurze, ale odchodząc nic mi nie mówił. - Co słychać na mieście? - pytał prędko, prędzej jeszcze się ubierając. - A nic, ino zaś na Gajerowskim Rynku zażgali robotnika. - Dosyć, ruszaj. - Ale spaliła się też fabryka Goldberga, na Cegielnianej. Nasza straż jeździła, ale wszystko dobrze poszło, ostały tylko mury. Z suszarni poszedł ogień. - Cóż więcej? - A nic, wszystko poszło fein, na glanc - zaśmiał się rechocząco. - Nalewaj herbatę, ja sam obudzę pana Moryca. Ubrał się i poszedł do sąsiednich pokojów przechodząc przez stołowy, w którym wisząca u sufitu lampa rozrzucała ostre, białe światło na stół okrągły, nakryty obrusem i zastawiony filiżankami, i na samowar błyszczący. - Maks, piąta godzina, wstawaj! - zawołał otwierając drzwi do ciemnego pokoju, z którego buchnęło duszne, przesycone zapachem fiołków powietrze. Maks się nie odezwał, tylko łóżko zaczęło trzeszczeć i skrzypieć. - Moryc! - zawołał do drugiego pokoju. - Nie śpię. Nie spałem całą noc. - Dlaczego? - Myślałem o tym naszym interesie, trochę sobie obliczałem i tak zeszło. - Wiesz, Goldberg się spalił dzisiaj w nocy, i to zupełnie, "na glanc", jak Mateusz mówi... - Dla mnie to nie nowina - odpowiedział ziewając. - Skąd wiedziałeś? - Ja miesiąc temu wiedziałem, że on się potrzebuje spalić. Dziwiłem się nawet, że tak długo zwleka, przecież procentów mu nie dadzą od asekuracji. - Miał dużo towaru? - Miał dużo zaasekurowane... - Bilans sobie wyrównał. Roześmiali się obaj szczerze. Borowiecki wrócił do stołowego i pil herbatę, a Moryc, jak zwykle, szukał po całym pokoju różnych części garderoby i wymyślał Mateuszowi. - Ja tobie zbiję ładny kawałek pyska, ja ci z niego czerwony barchan zrobię, jak mi nie będziesz składał wszystkiego porządnie. - Morgen! - krzyknął przebudzony wreszcie Maks. - Nie wstajesz? Już po piątej. Odpowiedź zagłuszyły świstawki, które się rozległy jakby tuż nad domem i ryczały przez kilkanaście sekund z taką siłą, aż szyby brzęczały w oknach. Moryc w bieliźnie tylko, z paltem na ramionach, usiadł przed piecem, w którym wesoło trzaskały szczapy smolne. - Nie wychodzisz? - Nie. Miałem jechać do Tomaszowa, bo Weis pisał do mnie, aby mu sprowadzić nowe gręple, ale teraz nie pojadę. Zimno mi i nie chce mi się. - Maks, także zostajesz w domu? - Gdzie się będę spieszył? Do tej parszywej budy? A zresztą wczoraj się z fatrem pożarłem. - Maks, ty źle skończysz przez to żarcie się ciągłe i ze wszystkimi! - mruknął niechętnie i surowo Moryc rozgrzebując pogrzebaczem ogień. - Co cię to obchodzi! - krzyknął głos z drugiego pokoju. Łóżko zatrzeszczało gwałtownie i w drzwiach ukazała się wielka figura Maksa, w bieliźnie tylko i pantoflach. - A właśnie, że mnie to bardzo obchodzi. - Daj mi spokój, nie irytuj mnie. Karol mnie obudził diabli wiedzą po co, a ten znowu pyskować zaczyna. Gadał głośno, niskim, silnie brzmiącym głosem. Cofnął się do swojego pokoju i po chwili wyniósł całą garderobę, rzucił ją na dywan i z wolna się ubierał. - Ty nam psujesz interes tym swoim żarciem -zaczął znowu Moryc wciskając złote binokle na swój suchy, semicki nos, bo mu się ciągle zsuwały, - Gdzie? co? jak? - Wszędzie. Wczoraj u Blumentalów powiedziałeś głośno, że większość naszych fabrykantów to prości złodzieje i oszuści. - Powiedziałem, a jakże, i zawsze to będę mówił. Jakiś niechętny, pogardliwy uśmiech przeleciał mu po twarzy, gdy patrzył na Moryca. - Ty, Maks Baum, mówić tego nie będziesz, mówić ci tego nie wolno, to ja ci powiadam. - Dlaczego? - zapytał cicho i oparł się o stół. - Ja ci powiem, jeśli tego nie rozumiesz. Przede wszystkim, co ci do tego? Co cię to obchodzi, czy oni są złodzieje, czy porządni ludzie? My wszyscy razem jesteśmy tu po to w Łodzi, żeby zrobić geszeft, żeby zarobić dobrze. Nikt z nas tutaj wiekować nie będzie. A każdy robi pieniądze, jak może i jak umie. Ty jesteś czerwony, ty jesteś radykał pąs nr 4. - Ja jestem uczciwy człowiek - burknął tamten nalewając sobie herbatę. Borowiecki oparty o stół łokciami, utopił twarz w dłoniach i słuchał. Moryc na odpowiedz usłyszaną odwrócił się gwałtownie, aż binokle mu spadły i uderzyły w poręcz krzesła, popatrzył się na Maksa z uśmiechem gryzącej ironii na wąskich ustach, pogładził cienkimi palcami, na których skrzyły się brylantowe pierścionki, rzadką, - Nie gadaj, Maks głupstw. Tu chodzi o pieniądze. Tu chodzi, żebyś nie wyjeżdżał z tymi oskarżeniami publicznie, bo to naszemu kredytowi może zaszkodzić. My mamy założyć fabrykę we trzech; my nic nie mamy, to my potrzebujemy mieć kredyt i zaufanie u tych, co go nam dadzą. My teraz potrzebujemy być porządni ludzie, gładcy, mili, dobrzy. Jak ci Borman powie: "Podła Łódź", to mu powiedz, że jest cztery razy podłą - jemu trzeba przytakiwać, bo to gruba fisz. A coś ty o nim powiedział do Knolla? Ze jest głupi cham. Człowieku, on nie jest głupi, bo on ze swojej mózgownicy wyciągnął miliony, on te miliony ma, a my je także chcemy mieć. Będziemy mówić o nich wtedy, jak będziemy mieli pieniądze, a teraz trzeba siedzieć cicho, oni są nam potrzebni; no, niech Karol powie, czy ja nie mam racji - mnie idzie przecież o przyszłość nas trzech. - Moryc ma zupełną prawie słuszność - powiedział twardo Borowiecki podnosząc zimne, szare oczy na wzburzonego Maksa. - Ja wiem, że wy macie rację, łódzką rację, ale nie zapominajcie, że jestem uczciwy człowiek. - Frazes! stary, wytarty frazes! - Moryc, ty jesteś podły Żydziak! - wykrzyknął gwałtownie Baum. - A ty jesteś głupi, sentymentalny Niemiec. - Kłócicie się o wyrazy - ozwał się chłodno Borowiecki i zaczął wdziewać palto. - Żałuję, że nie mogę zostać z wami, ale puszczam w *****nową drukarnię. - Nasza wczorajsza rozmowa na czym stanęła? - zapytał spokojnie już Baum. - Zakładamy fabrykę. - Tak, ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic - zaśmiał się głośno. - To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można - dorzucił po chwili. - Zresztą, albo robimy interes, albo interesu nie robimy. Powiedzcie raz jeszcze. - Robimy, robimy! - powtórzyli obaj. - Co to, Goldberg się spalił? - zapytał Baum. - Tak, zrobił sobie bilans. Mądry chłop, zrobi miliony. - Albo skończy w kryminale. - Głupie słowo! - żachnął się niecierpliwie Moryc. - Ty sobie takie rzeczy gadaj w Berlinie, w Paryżu, w Warszawie, ale w Łodzi nie gadaj. To nieprzyjemne słowa, nam oszczędź ich. Maks się nie odezwał. Swistawki znowu zaczęły podnosić swoje przenikliwe, denerwujące głosy i śpiewały coraz potężniej hejnał poranny. - No, muszę już iść. Do widzenia, spólnicy, nie kłóćcie się, idźcie spać i śnijcie o tych milionach, jakie zrobimy. - Zrobimy! - Zrobimy! - powiedzieli razem. Uścisnęli sobie mocno, po przyjacielsku dłonie. - Zapisać trzeba dzisiejszą datę; będzie ona dla nas bardzo pamiętną. - Dodaj tam, Maksie, taki nawias, kto z nas najpierw zechce okpić drugich. - Ty, Borowiecki, jesteś szlachcic, masz na biletach wizytowych herb, kładłeś nawet na prokurze swoje von, a jesteś największym z nas wszystkich Lodzermenschem - szepnął Moryc. - A ty nim nie jesteś? - Ja przede wszystkim mówić o tym nie potrzebuję, bo ja potrzebuję zrobić pieniądze. Wy i Niemcy - to dobre narody, ale do gadania. Borowiecki podniósł kołnierz, pozapinał się starannie i wyszedł. Deszcz mżył bezustannie i zacinał skośnie, aż do pół okien małych domków, co w tym końcu Piotrkowskiej ulicy stały gęsto przy sobie, gdzieniegdzie tylko jakby rozepchnięte olbrzymem fabrycznym lub wspaniałym pałacem fabrykanta. Szeregi niskich lip na trotuarze gięły się automatycznie pod uderzeniem wiatru, który hulał po błotnistej, prawie czarnej ulicy, bo rzadkie latarnie rozsiewały tylko koła niewielkie żółtego światła, w którym błyszczało czarne, lepkie błoto na ulicy i migały setki ludzi, w ciszy wielkiej a z pośpiechem szalonym biegnących na głos tych świstawek, co teraz coraz rzadziej odzywały się dokoła. - Zrobimy? - powtórzył Borowiecki, przystając i topiąc spojrzenie w tym chaosie kominów, majaczących w ciemności; w tej masie czarnej, nieruchomej, dzikiej jakimś kamiennym spokojem fabryk, co stały wszędzie i ze wszystkich stron zdały się wyrastać przed nim czerwonymi, potężnymi murami. - Morgen! - rzucił ktoś stojącemu, biegnąc dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mad jest o.k zwykła polka jak wiekszosc......wiec o co kaman

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gospodarz sciągne stringi :-) pomasujesz mi cipke?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gospodarz Ja za to lubię i bałamucenie i różne pozycje:) chociaż z tym bałamuceniem to różnie bywa albo ja kogoś albo ktoś mnie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gospodarz wypiąć ci się? Zrobię to lepiej niż twoja żona

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jacek 81 Może właśnie chodzi o to, że zwykła. Jakbym była niezwykła to by wszystkim pasowało;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×