Gość gośćiza Napisano Wrzesień 1, 2015 Witam. Dwa tygodnie temu urodziłam martwa córkę. Zmarła 13 sierpnia w dniu w którym wykonano zabieg kordocentezy, amniopunkcji i dolania wod płodowych. Byłam trzy tygodnie w trzech rożnych szpitalach. Wszędzie szukając pomocy. Zaczęło sie od zmniejszonej ilości wod płodowych, malowodzia, bezwodzia , głebokiej hipotrofii. Potem doszło ze cos z nerkami cos z serduszkiem. Do 23 tygodnia wszystko było dobrze i dobrze sie rozwijało. Dziecko jak pisałam zmarło 13 a po dwóch dniach naturalnego porodu przyszła na świat Zuzia ( dopiero wtedy poznaliśmy plec). Wczoraj odebrałam wynik ze triploidia 69,XXX . Ze względu na to ze było to dwa tygodnie temu do lekarza pójdę po połogu. Pisze bo szukam osób ktore przeżyły cos podobnego? Czy to prawda co piszą na forum ze to po prostu przypadek ze nie jest to zależne od naszych genów tylko po prostu jest to błąd przy podziale i ze nie powtarza sie to? Czy macie zdrowe dzieci po takich doświadczeniach ?? Czy długo czasu zajęło Wam ponowne zajście w ciąże. Bardzo bym chciała miec dziecko. Bardzo. I bardzo boje sie tego ale chęć posiadania dziecka jest silniejsza. Dziękuje za wszelkie odpowiedzi. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Napisano Wrzesień 1, 2015 Ja jestem po 3 wczesnych poronieniach, nie badano kariotypu płodu, ale badano nasze i u męża wykryto noestety problem. Dlatego bez względu na to, co doradza ginekolog radzę udać się do genetyka. Ta wada prawdopodobnie nigdy się u Was nie powtórzy, ale lepiej się przebadać, żeby wiedzieć, na czym się stoi. Czytałam o ludziach, którzy urodzili dziecko z wadą genetuczną, która miała być jednorazowa, a potem okazało się, że drugie dziecko też ją ma i wyvhowują 2 niepełnosprawnych dzieci :(. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 9, 2015 W ciągu tego tygodnia powinnam odebrać wyniki badań cytogenetycznych mojego maleństwa. Lekarze podejrzewają także triploidię. Też chciałabym nawiązać kontakt z mamami, które straciły dzieci z powodów genetycznych. Nie wiem dlaczego nas potkała taka tragedia, jesteśmy jeszcze młodzi, bez nałogów, bez obciążeń gen.- nie jesteśmy w żadnej grupie ryzyka. Lekarze twierdzą, że to w naszym przypadku była loteria, statystycznie na kogoś musiało trafić :( Mam już jednego zdrowego synka, ale myśl o kolejnej ciąży mnie przeraża. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 9, 2015 Moje maleństwo jeszcze żyło 6 sierpnia, a dzień później jego serduszko przestało bić. Ciąże od samego początku przechodziłam fatalnie, byłam w szpitalu z powodu zagrażającego poronienia, wymiotowałam jak kot- po kroplówkach troche przeszło. Całymi dniami nie podnosiłam głowy z łóżka, każdy zapach powodował torsje (pod koniec wymiotowałam żółcią z krwią). To okropne, ale mój organizm starał sie usunąć ciążę. Podświadomie czułam, że trace moje dziecko. Dziecinka słabo się rozwijała, była mniejsza niż powinna, ale jednak walczyła, biło serduszko. Na badaniu genetycznym w 12 tc usłyszałam, że jest bardzo źle, ledwo biło serduszko, do tego potworny uogulniony obrzęk płodu i NT 7.2 ! Podejrzenie zespołu Edwardsa, Turnera. Zdecydowaliśmy z męże opłacić badania mikromacierzy DNA (na ten wynik jeszcze czekam), aby wiedzieć co zabrało nam dziecko. Natomiast 2 tyg temu odebrałam wynik barań histopatologicznych- zaśniad groniasty częściowy! Po tym wyniku padło podejrzenie triploidii. Niecierpliwie czekam na wynik badań DNA. Nie da się opisać bólu matki po stracie dziecka... Dziewczyny ściskam Was z całych sił Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość69XXX Napisano Wrzesień 9, 2015 Dwa lata temu urodziłam dziecko z triploidią. Jakoś 3 miesiące temu zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko, wcześniej nie byłam gotowa. W ciąży jeszcze nie jestem. Genetyk mówił, że to przypadek. Pytajcie, jeśli będę potrafiła, odpowiem. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 10, 2015 Nawet nie wiecie jak sie cieszę, ze napisalyscie. Potrzebuje kontaktu z kimś kto tego doświadczył. Juz zamieszczałam pytanie na którymś forum i ciagle nic i nic. Tez bardzo mi przykro ze i Was to spotkało. Moze opowiem jak to wyglądało u mnie. Do 23 tygodnia wszystko było i rozwijało sie jak najlepiej. Wzorcowo. Nie miałam żadnych dolegliwości. Na wizycie kontrolnej w 23 tygodniu lekarz powiedział ze wyglada ze mam mniej wod płodowych zeby sie nie martwić wrócić do domu pic duzo wody i pokazać sie kontrolnie za dwa tygodnie. Cała ciąże bałam sie zeby wszystko było dobrze ale po tym czułam juz ze tak nie bedzie. Wróciłam i 4-5 litrów wody wypijalam. Cały czas czytając o malowodziu denerwując sie jeszcze bardziej ale weź tu nie czytaj. Na wodę patrzeć nie mogłam ale wiedziałam ze musze. Dwóch tygodni nie wytrzymałam. Po tygodniu umowilam sie kontrolnie do innego lekarza ktory powiedział ze ewidentne malowodzie i dziecko jest dwa tygodnie mniejsze niż wskazuje wiek ciazy .. Ze brak wod to słaby obraz i więcej nic nie powie choć nastraszył ze nie widzi tego tego ( np. Jednej komory mózgowej) tego samego dnia zadzwoniłam do swojego lekarza i byłam na drugiej wizycie i dał mi skierowanie do szpitala. W moim mieście .. W szpitalu przez cały dzien nikt nie zrobił usg pytając sie lekarza na dyżurze kiedy bede miec usg dowiedziałam sie ze on nie wie czemu tu jestem bo oni mi tu nie pomogą . Odchodziłam od zmysłów. Następnego dnia dowiedziałam sie ze za dwa dni zabiorą mnie do innego szpitala na badanie. Nie mogłam tyle czekać. Jeszcze tego samego dnia wypisałam sie i udałam sie do tego szpitala do którego mieli mnie wysłać i zostałam przyjęta. Tam odzyskałam nadzieje bo wykluczyli najgorsze dziecko miało nerki był uwidoczniony pecherz i mocz w pęcherzu. Wszystkie narządy na swoim miejscu. Tam przynajmniej 3 razy dziennie sprawdzali puls. Robili badania. Po tygodniu usg bezwodzie a dziecko nic nie przybrało. I po kilku dniach wypisali z bezwodziem do domu i miałam co tydzien stawiać sie na usg( zaznaczę ze miałam dwie wizyty pani psycholog choć ich nie chciałam. Psycholog na sali pełnej osób i ich gości , pani cos w moim wieku ( mam 27) sama nie wiedziała co mowić. W domu dwa dni ciągły płacz, dziecko kopało tylko czekałam na jakiś znak ze żyje. Dzięki innym dziewczyna z tego forum ktore pocieszały ze właśnie trzyma swoje dziecko z bezwodzia na rękach żebym sie nie poddawała pojechaliśmy do Krakowa. Zostałam przyjęta tez dziwili sie jak mogłam zostać z bezwodziem wypisana do domu. Tu znów badania. Każde kolejne usg coraz gorsze to cos nie tak nerki, serce. W końcu po tygodniu kordocentezy, amniopunkcja i amnioinfuzja. Było to 13 sierpnia rano. O 13 kontrolne usg w porządku. O 17 położne nie mogły znaleźć tętna. Wiedziałam. Usg brak akcji serca. Wyrzucałam sobie ze nie potrzebnie zgadzałam sie na to badanie ( kordocentezy 2% ryzyka poronienia, ze dolali wod ze to był szok) od razu na porodówkę. Tam dwa dni rodziłam. Ciagle skurcze. Bol. Jedne nie pozwalały mi sikać normalnie tylko basen. Inne pozwalały ale nie wolno mi było spuszczać wody albo zanim nasikam napchać papieru bo mogę urodzić do kibla. Tak sie tego bałam. Nie chciałam miec w pamięci ze moje dziecko urodziłam do toalety. Mój chłopak chodził ze mną. Co godzinę wkładali mi tam ręce zeby sprawdzić jak rozwarcie. 15 sierpnia o 9.35 na świat przyszła nasza córka. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy sie jaka plec choć od początku mówiłam ze bedzie Zuzia. Po łyżeczkowania trafiłam znów na patologie gdzie obok dziewczyna odciągali mleko dla synka a dwie inne przygotowywały sie do rodzenia co chwile podpięte do ktg. Minęło 4 tygodnie wciąż wydaje mi sie ze jestem za spokojna. Czesto powstrzymuje łzy. Najgorzej nocą. Ale funkcjonuje żyje. Zuzię pochowaliśmy. Uważam ze tyle mogłam dla niej zrobic. Nikomu nie życzę wybierania kocyka i zabawki do trumny, wożenia w aucie zniczy zamiast wózka.. Za tydzien wyjeżdżam za granice. Tam pracuje mój chłopak tam miałam z dzieckiem dojechać. Jade sama. Musze zmienić otoczenie. Dziś wizyta u lekarza. Boje sie i co powie i badania juz dość mnie bolało. Marże zeby powiedział ze to właśnie przypadek. I ze jak naszybciej pozwoli nam starać sie o dziecko. Bo choć potwornie sie boje chęć posiadania maleństwa jest silniejsza... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 10, 2015 Nawet nie wiecie jak sie cieszę, ze napisalyscie. Potrzebuje kontaktu z kimś kto tego doświadczył. Juz zamieszczałam pytanie na którymś forum i ciagle nic i nic. Tez bardzo mi przykro ze i Was to spotkało. Moze opowiem jak to wyglądało u mnie. Do 23 tygodnia wszystko było i rozwijało sie jak najlepiej. Wzorcowo. Nie miałam żadnych dolegliwości. Na wizycie kontrolnej w 23 tygodniu lekarz powiedział ze wyglada ze mam mniej wod płodowych zeby sie nie martwić wrócić do domu pic duzo wody i pokazać sie kontrolnie za dwa tygodnie. Cała ciąże bałam sie zeby wszystko było dobrze ale po tym czułam juz ze tak nie bedzie. Wróciłam i 4-5 litrów wody wypijalam. Cały czas czytając o malowodziu denerwując sie jeszcze bardziej ale weź tu nie czytaj. Na wodę patrzeć nie mogłam ale wiedziałam ze musze. Dwóch tygodni nie wytrzymałam. Po tygodniu umowilam sie kontrolnie do innego lekarza ktory powiedział ze ewidentne malowodzie i dziecko jest dwa tygodnie mniejsze niż wskazuje wiek ciazy .. Ze brak wod to słaby obraz i więcej nic nie powie choć nastraszył ze nie widzi tego tego ( np. Jednej komory mózgowej) tego samego dnia zadzwoniłam do swojego lekarza i byłam na drugiej wizycie i dał mi skierowanie do szpitala. W moim mieście .. W szpitalu przez cały dzien nikt nie zrobił usg pytając sie lekarza na dyżurze kiedy bede miec usg dowiedziałam sie ze on nie wie czemu tu jestem bo oni mi tu nie pomogą . Odchodziłam od zmysłów. Następnego dnia dowiedziałam sie ze za dwa dni zabiorą mnie do innego szpitala na badanie. Nie mogłam tyle czekać. Jeszcze tego samego dnia wypisałam sie i udałam sie do tego szpitala do którego mieli mnie wysłać i zostałam przyjęta. Tam odzyskałam nadzieje bo wykluczyli najgorsze dziecko miało nerki był uwidoczniony pecherz i mocz w pęcherzu. Wszystkie narządy na swoim miejscu. Tam przynajmniej 3 razy dziennie sprawdzali puls. Robili badania. Po tygodniu usg bezwodzie a dziecko nic nie przybrało. I po kilku dniach wypisali z bezwodziem do domu i miałam co tydzien stawiać sie na usg( zaznaczę ze miałam dwie wizyty pani psycholog choć ich nie chciałam. Psycholog na sali pełnej osób i ich gości , pani cos w moim wieku ( mam 27) sama nie wiedziała co mowić. W domu dwa dni ciągły płacz, dziecko kopało tylko czekałam na jakiś znak ze żyje. Dzięki innym dziewczyna z tego forum ktore pocieszały ze właśnie trzyma swoje dziecko z bezwodzia na rękach żebym sie nie poddawała pojechaliśmy do Krakowa. Zostałam przyjęta tez dziwili sie jak mogłam zostać z bezwodziem wypisana do domu. Tu znów badania. Każde kolejne usg coraz gorsze to cos nie tak nerki, serce. W końcu po tygodniu kordocentezy, amniopunkcja i amnioinfuzja. Było to 13 sierpnia rano. O 13 kontrolne usg w porządku. O 17 położne nie mogły znaleźć tętna. Wiedziałam. Usg brak akcji serca. Wyrzucałam sobie ze nie potrzebnie zgadzałam sie na to badanie ( kordocentezy 2% ryzyka poronienia, ze dolali wod ze to był szok) od razu na porodówkę. Tam dwa dni rodziłam. Ciagle skurcze. Bol. Jedne nie pozwalały mi sikać normalnie tylko basen. Inne pozwalały ale nie wolno mi było spuszczać wody albo zanim nasikam napchać papieru bo mogę urodzić do kibla. Tak sie tego bałam. Nie chciałam miec w pamięci ze moje dziecko urodziłam do toalety. Mój chłopak chodził ze mną. Co godzinę wkładali mi tam ręce zeby sprawdzić jak rozwarcie. 15 sierpnia o 9.35 na świat przyszła nasza córka. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy sie jaka plec choć od początku mówiłam ze bedzie Zuzia. Po łyżeczkowania trafiłam znów na patologie gdzie obok dziewczyna odciągali mleko dla synka a dwie inne przygotowywały sie do rodzenia co chwile podpięte do ktg. Minęło 4 tygodnie wciąż wydaje mi sie ze jestem za spokojna. Czesto powstrzymuje łzy. Najgorzej nocą. Ale funkcjonuje żyje. Zuzię pochowaliśmy. Uważam ze tyle mogłam dla niej zrobic. Nikomu nie życzę wybierania kocyka i zabawki do trumny, wożenia w aucie zniczy zamiast wózka.. Za tydzien wyjeżdżam za granice. Tam pracuje mój chłopak tam miałam z dzieckiem dojechać. Jade sama. Musze zmienić otoczenie. Dziś wizyta u lekarza. Boje sie i co powie i badania juz dość mnie bolało. Marże zeby powiedział ze to właśnie przypadek. I ze jak naszybciej pozwoli nam starać sie o dziecko. Bo choć potwornie sie boje chęć posiadania maleństwa jest silniejsza... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 10, 2015 Przepraszam ze tak sie rozpisałam. Potrzebowałam z kimś tym sie podzielić. Gosc69XXX twoja decyzja o tym ze po dwóch latach sie starasz to twoja decyzja wynikająca ze strachu? Czy decyzja lekarza? Życzę Ci z całego serca jak najlepiej, zeby sie udało i żebyś miała nudna wzorcowa ciąże. A tam życzę tego nam wszystkim. Powiedzcie mi jak sobie radzicie Ty 69,XXX po dłuższym czasie, jest choć troche lepiej? I ty Kasiu ? Jak u Ciebie chyba jesteśmy na podobnym etapie? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość69XXX Napisano Wrzesień 10, 2015 Bardzo Ci współczuję :( ja wiedziałam od 16 tyg, że coś jest nie tak - też zaczęło się od mniejszej ilości wód. A później wizyty, lekarze, amnio, czekanie na najgorsze.... Zarówno ginekolog, jak i genetyk zalecili odczekać 6 miesięcy z kolejną ciążą. Po połogu, po 6 tygodniach, ginekolog powiedział, że wszystko się ładnie zagoiło i w razie wpadki organizm powinien sobie poradzić. Ja się panicznie bałam i długi czas zabezpieczaliśmy się. Później trochę skomplikowały mi się różne sprawy i odroczyliśmy decyzję o dziecku, do której niedawno powróciliśmy ale jakoś specjalnie się nie staramy - co będzie to będzie. Czy jest lżej nie wiem, jest inaczej. Bardzo tęsknię i zdarza mi się płakać. Ale poukładałam sobie w głowie, że Jej nie będzie..... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 10, 2015 W obie ciążę zaszłam w pierwszym cyklu starań, a to podobno dobrze wróży na przyszłość (podobno jak są obciążenia gen u rodziców to trudno o ciąże, bo większość chorych zarodków nawet sie nie zagnieżdża). x Dziewczyny nie moge zrozumieć tego, dlaczego dzieci z chorobami gen zwykle niedożywają porodu. Ciągle mi to nie daje spokoju. Dziewczynki z zespołem Turnera mogą sie całkiem dobrze rozwijać jeśli bedzie dane im sie żywo narodzić, a mają na to 1% szansy. U mojej dzieciny też biło serce, miała rączki, brzuszek, głowkę - tylko ta opuchlizna. X Staram się żyć dalej dla synka, biore antydepresant... ale wieczory najgorsze. X Też miałam wywoływane poronienie i łyżeczkoanie w Krakowie na ul. Kopernika. Do amniopunkcji nie dotrwaliśmy :( wcześniej leżałam w Bochni Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Napisano Wrzesień 10, 2015 Autorko bardzo Ci współczuje i życzę powodzenia Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 10, 2015 podświadomie czuję, że nosiłam pod sercem córeczkę. Dziewczynki są silne, walczą... Chociaż była ze mną te 12 tc, mogłam jej tyle razy powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Synek przytulał sie do brzucha i mówił -kocham Cię dziedziusiu :( łzy cisną się do oczy, ale trzeba żyć dalej. Nie ma z kim o tym porozmawiać, nikt kto nie stracił dziecka mnie nie rozumie. Mówią żebym przestała rozmyśłać, ale jak to zrobić? W każdej chwili moje myśli uciekają do moich dzieci, do tego na ziemi i tego w niebie. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 10, 2015 Tez leżałam na Kopernika. Moje dziecko było ze mną 27 tygodni. Zuzia miała 30 cm i ok 350g. Miałam ta możliwość ze po porodzie położne zapytały sie czy chce zobaczyć dziecko i czy chce sie z nim pożegnać. To była taka malizna ale wszystko było na swoim miejscu. Cieszę sie ze dostałam ja na ręce i mogłam ja przytulić , popatrzeć na nia. Chyba pózniej noe wybaczyłabym sobie gdybym tego nie zrobiła a wiem ze w takim stresie , hormony i te sprawy wszystko robi swoje. Tak samo to ze ja pochowaliśmy ze była krótka msza z najbliższymi. Jest mi z tym łatwiej choć były osoby ktore odradzały mówiąc ze juz zawsze bedzie to miejsce na cmentarzu. Ale mogę isc, zanieść misia, zapalić znicz , porozmawiać z nia. Opowiedzieć cos. Z perspektywy czasu cieszę sie( jakolwiek to brzmi) ze sama umarła bo gdyby za kilka dni przyszły wyniki a wiadomo jest to wada letalna- śmiertelna i kazano by mi podjąć decyzje o terminacji ciazy. Powtarzałam ze nigdy bym takiej decyzji nie podjęła ale wtedy żyłam nadzieja ze moze bedzie dobrze, ze stanie sie cud. Ale tyle sie o tym naczytałam o osobach ktore musiały podjąć ta decyzje bo i to zagrażało matce. Noc wcześniej modliłam sie ze jeżeli jest faktycznie złe żebym nigdy nie musiała podjąć takiej decyzji .. I stało sie .. Modliłam sie tez ze jeżeli ma mi ja zabrać niech zabierze mnie razem z nia ... Wracając byłam u lekarza bałam sie tego ze moze jest tam cos nie tak , ze cos sie nie wygoily. Albo ze mi powie ze za wcześnie przyszłam bo byłam po 4 tygodniach a nie 6 i bałam sie samego badania po porodzie gdzie średnio co dwie godziny przez dwa dni ktoś wkładał mi tam co chwile ręce sprawdzając czy jest rozwarcie bałam sie bólu. Ale w końcu dobre wieści. Wszystko dobrze lekarz powiedział ze wyglada jakby nigdy nic. Wyniki mam dobre i pytałam kiedy mogę zacząć sie starać. Ze myślimy od nowego roku powiedział ze spokojnie na gwiazdkę możemy zacząć próbować. Chce choć boje sie. Tez jak pisałaś wcześniej czasem zastanawiam sie dlaczego. Człowiek sie starał, dbał o siebie, wie ze byłby dobrym rodzicem a inni .. Będąc jednym w szpitalu do dziewczyny obok przyszła w odwiedziny kolezanka tez ciężarna 26 tydzien i cała ciąże paliła i dziecko zdrowe wszystko dobrze a człowieka skręca bo tak bardzo by chciał tak kochał i robił wszystko zeby tylko żyło a inny ma gdzieś wypije, pali i ma zdrowe maleństwo .. Gosc69,XXX podejście jest dobre tez od gwiazdki przestaniemy sie zabezpieczać ale nie z nerwówka czy bedzie okres czy sie udało. Jeżeli bedzie nam dane to przyjdzie. Przynajmniej teraz tak mysle. A jak bedzie ... Oby wszystkim nam sie ułożyło. Obyśmy były spokojne wiedząc ze nasze maluszki nad nami czuwają ja wciąż sobie powtarzam ze moze tam była bardziej potrzebna. Nie jestem bardzo praktykująca ale teraz to mi pomaga ze ona tam gdzieś jest i ze nad nami czuwa. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 10, 2015 Nawet nie wiesz jak jesteś mi bliska... gdy dowiedziałam się jak bardzo jest źle z moim dzieckiem to cały dzień i noc przepłakałam, modliłam się abym nie musiała podejmować decyzji o terminacji, bo uważam że nie mam prawa odbierać nikomu życia a zwłaszcza bezbronnemu dziecku. Z drugiej strony myśl, że maleństwo może cierpieć, a ja nic nie bede mogła poradzić, ukoić cierpienia, była nie do zniesienia. Dziękuję Bogu, że zadecydował za mnie :( To straszne, ale skoro nie było mi dane cieszyć się tym dzieckiem to wiem, że na tak wczesnym etapie ciąży nie odczuwało jeszcze bólu. Też planowałam ciąże, wcześniej brałam witaminy, dbałam o siebie, wiekszość czasu przeleżałam. Jak słysze o matkach, które na własne życzenie rujnują zdrowie dzieci to mam ochote je udusic gołymi rękami Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 11, 2015 To wszystko jest bardzo ciężkie. Nigdy nie pomyślałabym ze przyjdzie mi sie z czymś takim zmierzyć. Narazie radzę sobie bez leków, co dziwi mnie sama bo psychicznie jestem bardzo słaba i kiedyś przechodziłam juz depresje. W po porodzie moja umowa o prace wygasła , chłopak pracuje za granica tam miałam z dzieckiem dojechać , teraz jade sama. Liczę ze zmiana otoczenia dobrze mi zrobi. Tu nie jestem gotowa na spotkania, jak ktoś zaczyna mnie pocieszać od razu łamie mi sie głos zaczynam płakać. Choć potrzebowałam sie z kimś tym podzielić i łatwiej mi pisać niż mowić o tym co czuje. Kasiu, jeśli mogę tak sie zwracać daj znać jak będziesz miec wyniki. Zazdrosne ci tez ze masz juz zdrowego maluszka. Ze masz dla kogo wstawać, sie uśmiechać. Tak bardzo bym chciała zeby i nam sie udało choć podejrzewam ze gdy to sie stanie każdego dnia bede sie modlić zeby było dobrze, każda wizyta w łazience bedzie napawać strachem nie mówiąc o usg i wizycie u lekarza... Dlaczego to wszystko musi byc takie ciężkie ... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 11, 2015 Kochana, też bedziesz mieś swojego kochanego maluszka! Wiadomo, że nasze utracone dzieci będą na zawsze w naszych sercach, ale to co się stało nie przekreśla Twoich szans na szczęśliwe macierzyństwo. Masz 27 lat tak? Ja mam prawie 28, nie jesteśmy w tzw grupie ryzyka, to musiał być przypadek. Po tym co sie stało biore lek przeciwdepresyjny, mysle że też powinnaś przez jakiś czas wspomagać się lekami. To, że jesteś "spokojna", nie oznacza, że jesteś w dobrym stanie psychicznym. Może powinnaś pomyśleć o terapii? Jeśli chcesz to zawsze możesz ze mną porozmawiać, jeśli łatwiej napisać Ci o swoich uczuciach. Moją forma terapii to teraz nowa praca, zajmuje mi myśli. Jeśli nie znalazłabym teraz pracy to też wyjechałabym do męża. Rozumiem Twoją potrzebę zmiany otoczenia, te pytania znajomych i rodziny... ps. Też, pamiętam ten strach, że urodzę do toalety, na szczęście położne nie pozwoliły mi wstać z łóżka... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 14, 2015 Wyszłam z założenia ze jeśli jakoś sobie radzę bez tabletek to nie chce nie potrzebnie przyzwyczajać do nich organizmu. I pamiętaj daj znać jak otrzymasz wyniki. Pozdrawiam. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Napisano Wrzesień 14, 2015 hej, moja coreczka marcelka urodzila sie zywa w 31tygodniu, amniopunkcja pokazala 69xxx , zmarla dwa dni pozniej w moje urodziny, bylo to prawie rok temu, dzis choc zostal mi tydzien do okresu wiem ze jestem znow w ciazy, sciskam serdecznie wszystkie mamy ktore przez to przechodzily Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Napisano Wrzesień 14, 2015 Dziewczyny tak ogromnie Wam współczuję. Czytam i płaczę bo nie potrafię sobie wyobrazić tego przez co musiałyście przejść. Tak bardzo chciałabym pomóc, zdjąć ciężar, dać odrobinę uśmiechu... cokolwiek, ale boli mnie to że nie mogę, nie wiem jak. Chciałabym mieć pewność że takie sytuacje już się Wam nie przydarzą i zapewnić Was o tym. Pozostaje wierzyć. Wszystkiego dobrego. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 14, 2015 Strasznie Ci współczuje. Z jednej strony Ci zazdroszczę ze mialas okazje troche z nia pobyć. Ze mogliście sie poznac( nawet nie wiem jak to nazwać). Początkowo byłam zła na to ze nie było mi dane usłyszeć choć jak zakwili. Ale teraz wiem ze chyba lepiej ze stało sie jak sie stało ze byłoby mi jeszcze trudniej sie z tym pogodzić. Ze dano mi szanse sie z nia zobaczyć, usłyszeć , wierzyć i zabrać. Dlatego podejrzewam ze jeszcze Ci trudniej i jeszcze ze to data twoich urodzin. Teraz zamiast obchodzić urodziny zawsze będziesz myslec o dziecku. To jest dopiero znów nie wiem jak to nazwać. Nie dość ze tyle bólu, strachu to jeszcze takie cos ... A teraz jeśli jesteś w ciazy to bardzo bardzo Ci gratuluje i musisz byc dzielna i silna. Wiem ze to bedą miesiące modlitw by wszystko było tym razem dobrze. Trzeba trzymać sie tego ze drugi raz to sie nie powtarza. Pomodlę sie zeby wszystko bylo dobrze i o spokoj dla Ciebie. U mnie wczoraj minął miesiąc odkąd jej serduszko przestało bic a jutro minie miesiąc odkąd sie urodziła. Póki mogę codziennie jestem na cmentarzu. Od soboty lecę za granice. Bałam sie ze nie bede potrafiła jej tu zostawić ale wiem ze to tylko miejsce a ona zawsze bedzie gdzieś blisko nas. Dziękuje tez za te dobre słowa. Tego ciężaru nie da sie zdjąć z nas. Nie da sie zapomnieć, chyba nawet nie da sie zrozumieć. Ja wole z kimś kto nie przechodził takiego doświadczenia nie rozmawiać. Mimo ze ktoś ma dobre chceci wole usłyszeć ze ktoś mi współczuje, ze chciałby pomoc ale wie ze nic nie pomoże i starać sie rozmawiać o czymś innym niż słuchać ze bedzie dobrze, ze lepiej ze tak sie stało niz( i tu przykłady) , ze jeszcze będziemy miec zdrowe dziecko, ze tak miało byc lub przytaczanie historii innych.. Od razu mam w głowie ze juz mamy dziecko, ze tak nie powinno byc , ze nie jesteśmy kimś innym. Tak sie nie powinno zdarzyć koniec kropka. Gdy po otrzymaniu informacji ze serduszko przestało bic trafiłam na porodówkę i tam do sali przyszła położna mówiąc ze przyszła tylko pocieszyć. Opowiedziała ze ma sześcioro dzieci w niebie ze sie nie poddała i za siódmym razem sie udało. Ze zawsze jest nadzieje. Z jednej strony to pocieszające, z drugiej 6 razy?? I powiedziała ze ponoć bóg doświadcza najbardziej tych którzy sa w stanie to udźwignąć .. To chce żebyś ten ktoś na gorze jeśli jest zrozumiał ze ja jyz więcej nie udźwignie?? Zastanawiam sie Kasiu czy tez mialas z nia styczność?? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 15, 2015 Mamo Marcelki, ściskam Cię mocno. Trzymam mocno kciuki za Twoją ciąże, tym razem bedzie wszytko dobrze. x Jestem strasznie zła na laboratorium. Za badanie zapłaciliśy 1690zł a o wynik nie mogę sie doprosić! Po mojej dzisiejszej interwencji dokończyli analizę DNA, ale musze czekać na opis genetyka. To już 6 tydzień... Ja tak bardzo chce wiedzieć co się stało ;( tak bardzo... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość Kaśka Napisano Wrzesień 15, 2015 Jak chodzi o położne na oddziale to byłam im bardzo wdzięczna, za każde dobre słowo, za opiekę. Nawet jak im dziękowałam to usłyszałam, że to ich praca i obowiązek i nie mam za ch dziękować. Jak czułam, że mam bóle parte i rodze moją kruszyne, to wspaniała położna siedziała przy mnie cały czas, tez mówiła, że urodziła martwą córeczkę w 31tc. i mnie rozumie. Mówiła, że teraz jest najgorszy moment, ale musze być silna i przez to przejść. Dla mojego męża też były bardzo miłe, był ze mną cały czas (wychodził w środku nocy). Za to nie powiem nic dobrego o położnej, która mnie przyjęła, potraktowała mnie w obrzydliwy i chamski sposób. Była arogancka, czułam sie jak intruz na izbie przyjęć. Skoro nie krwawiła to nie powinnam jej głowy zawracać, bo są poważniejsze przypadki... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Wrzesień 25, 2015 Dziewczyny co u Was?? Mamo Marcelki czy potwierdziły sie Twoje przypuszczenia?? Kasiu a jak wyniki? Udało sie je w końcu odebrać? Wiesz juz co było maleństwu?? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość brownie111 Napisano Październik 23, 2015 Witam, ja właśnie czekam na wyniki amnio z podejrzeniem triploidii. To jakis kompletny koszmar. We poniedzialek wyniki. Jestem w 23 tygodniu nawet nie chce myslec, że bede musiała podjac decyzje, czy zakonczyc ciaze czy czekac az Córcia sama umrze... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Październik 24, 2015 Witaj browni111. Chciałabym Cie jakoś uspokoić, pocieszyć ale wiem ze żadne słowa tego nie zrobią, ze strach jest większy. Nic nie jest jeszcze przesadzone wciąż czekasz na wyniki, trzeba wierzyć ze bedzie dobrze. Wciąż masz taka szanse. Trzeba wierzyć. Ze swojej strony obiecuje, ze pomodlę sie za Ciebie i Twoje maleństwo. Mogę wiedziec dlaczego podejrzewają triploidie ?? Pojawiło sie malowodzie, bezwodzie , dzidziuś nie rośnie ?? Narazie nie myśl o tym ze będziesz musiała podejmować taka decyzje. Mi nie mówili ze podejrzewają triploidie czyli wadę śmiertelna tylko ze genetyczna. Mimo to leżąc w szpitalu przeczytałam tyle ilości forów gdzie wypowiadały sie kobiety ktore podjęły ta decyzje i były i takie ktore wciąż były utwierdzone w tej decyzji i takie ktore po kilkunastu latach wciąż miały wyrzuty sumienia. Ja ciagle płakałam i powtarzałam ze gdyby tak było nigdy tego nie zrobię, ze znam siebie i wiem ze zadręczać bede sie całe życie. W końcu modlilalam sie ze jeśli jest śmiertelnie chora niech nie każe mi podejmować tej decyzji. Następnego dnia serce przestało bic. Teraz gdy wiem ze to była triploidia to wiem ze dobrze sie stało .. Modlitwa mi pomagała choć w ciagu jednego dnia potrafiłam sie modlić zeby za chwile stwierdzić ze Boga nie ma ... Trzymaj sie :** dawaj znać. Gdybys chciała pogadać .. Zawsze jestem Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość bezradna triplii Napisano Październik 27, 2015 Dziewczyny, niestety musze dołączyć do Waszego wątku.. Tydzień temu dowiedziałam się że nasz synuś ma triploidie. Jestem w 31 tygodniu i nadal czuję ruchy.. Nie mogę się z tym pogodzić aczkolwiek cieszę się że żyję z ta świadomością 'tylko' tydzień inaczej nasz synek od kilku miesięcy czułby moją rozpacz. Kilka dni temu byliśmy u psychologa i on uświadomił nam że powinniśmy teraz jeszcze więcej uwagi i czasu poświęcić naszemu maleństwu. Zrozumiałam ze bylam straszną egoistka płacząc w poduszkę podczas gdy ON wciąż z nami jest...Teraz wykorzystujemy każdy moment na rozmowę, zabawę, oglądanie bajek tak aby pamiętał ze zawsze będzie naszym pierwszym wyczekiwanym kochanym dzieckiem.. Jednak caly czas umieram ze strachu przed dniem w ktorym bede się musiała z Nim pożegnać.. Nie boję się bólu fizycznego porodu ale tego ze psychicznie nie dam rady... Wiem ze każdy musi nieść swój krzyż ale myślę że cięższego jak bezradnie czekać na śmierć swojego dziecka juz nie ma.. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość bezradna triploidia Napisano Październik 27, 2015 Dziewczyny, niestety musze dołączyć do Waszego wątku.. Tydzień temu dowiedziałam się że nasz synuś ma triploidie. Jestem w 31 tygodniu i nadal czuję ruchy.. Nie mogę się z tym pogodzić aczkolwiek cieszę się że żyję z ta świadomością 'tylko' tydzień inaczej nasz synek od kilku miesięcy czułby moją rozpacz. Kilka dni temu byliśmy u psychologa i on uświadomił nam że powinniśmy teraz jeszcze więcej uwagi i czasu poświęcić naszemu maleństwu. Zrozumiałam ze bylam straszną egoistka płacząc w poduszkę podczas gdy ON wciąż z nami jest...Teraz wykorzystujemy każdy moment na rozmowę, zabawę, oglądanie bajek tak aby pamiętał ze zawsze będzie naszym pierwszym wyczekiwanym kochanym dzieckiem.. Jednak caly czas umieram ze strachu przed dniem w ktorym bede się musiała z Nim pożegnać.. Nie boję się bólu fizycznego porodu ale tego ze psychicznie nie dam rady... Wiem ze każdy musi nieść swój krzyż ale myślę że cięższego jak bezradnie czekać na śmierć swojego dziecka juz nie ma.. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Październik 27, 2015 Niestety witamy Cie w naszym wątku. Od dłuższego czasu zastanawiam sie co Ci napisac. I wiem, ze nic nie pomoże. Kazdej z nas przypadek jest inny. Bardzo Ci wspolczuje. Ja do końca mialam nadzieje, że moze jeszcze bedzie dobrze. Ty znasz juz ten wyrok. Gratuluje spotkania dobrego psychologa, zgadzam sie z jego radą, choć wiem że musi Ci byc bardzo ciezko. Naprawde nie wiem co napisac. Z bolem fizycznym sobie poradzisz. To zawsze mija. A psychiczny..do końca zycia bedziemy pamietac co sie stalo i choc u mnie to dopiero dwa miesiace to wciaz prawie kazdego dnia płacze i zastanawiam sie dlaczego ja? Czym sobie na to zasłuzyłam. Ciesz sie teraz na tyle na ile mozesz każda chwila. Ono na pewno to czuje. Pozdrawiam. Iza. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gość bezradna Napisano Październik 27, 2015 Dziękuję Iza za dobre słowo. Wiem ze pocieszyć w takiej chwili nikt nie potrafi ale sama rozmowa z osoba która przeżyła coś podobnego bardzo pomaga. Staram się cieszyć synkiem dopóki mogę ale chyba jest juz bardzo slaby bo z dnia na dzień coraz rzadziej i słabiej czuję jego ruchy...ale serduszko jeszcze bije mocno.. W życiu niczego nie da się zaplanować.. Dwa tygodnie temu martwiłam się tylko tym ze troche za wolno rośnie a teraz wiem ze w kazdej chwili mogę się z nim rozstać Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość gośćiza Napisano Październik 27, 2015 Musisz byc silna. Tyle mogę powiedzieć. Dasz rade! Wszystkie tu dałyśmy to i Ty sobie poradzisz. Trzymaj sie. I gdybys potrzebowała pomocy, porady .. Pisz .. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach