Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zdołowana życiem

rozczarowanie zyciem

Polecane posty

Gość Leknfkfdgdfgdf
Nie chcę tu bronić "rozczarowanych życiem", ale ja sama jestem ze wsi i tak - rozmawiało się ze wszystkimi, tylko że dla wszystkich to co poza wsią, w miasto było niczym podróż na księżyc. Pamiętam rozmowy typu "w sumie.. jakby mieszkał w mieście to może by coś osiągnął, a tak..." o moim koledze z klasy, który odnosił sukcesy w konkursach matematycznych, ale poza matematyczką, która naprawdę bardzo się starała podsuwać mu przynajmniej jakieś książki, to nikt się tym nie zainteresował. Mam porównanie choćby do gimnazjów czy szkół średnich akademickich, gdzie takie utalentowane dzieci wysyła się np. na zajęcia na uniwersytetach, trafiają pod opiekę pracowników naukowych i pomaga się im. Po drugie nie było i nie ma pieniędzy i możliwości "inwestycji w dzieci", tak jak to się dzieje choćby teraz, ale w miastach. Na wsi zresztą nadal widzę podejście "no słabo się uczy, słabo"/"no brzydkie ma zęby, brzydkie" no i co? i nic.. po prostu słabo i tyle.. Jak widzę teraz, co robią z dziećmi rówieśnicy-miastowi, basen zaczyna się prawie w wieku niemowlęcym, potem angielski, może ta muzyka, może sport, może to, może tamto mu się spodoba.. - nie mów, że nie ma różnicy. Z sksów się nie nabijam, po prostu moje sksy to było granie w piłkę na ulicy.. w szkole nie było. Jak rodzice mieli samochód, to mogli gdzieś zawieźć (autobus jeździł dwa razy dziennie - rano do miasta i wieczorem z miasta). Dla porównania: kuzyni(i kuzynki) "z miasta" chodzili na basen, kursy językowe, jazdę konną(!), a na wakacjach szlifowali język na koloniach językowych (bo ich było stać i nie - zbierając truskawki nie dało się tyle zarobić, przynajmniej nie u mnie, gdzie zwykle do roboty była własna rodzina, po co "obcym" płacić). Ja piszę dzisiaj na kafe z aparatem na zębach, który założyłam sobie w wieku 28 lat, a kuzynka nosiła go już mając lat 13 i teraz ma piękne ząbki (ale ja też będę mieć :P ). I potrafi powiedzieć "no tak, bo ciebie wtedy nie było na nic stać..". Może i kasa nie jest najważniejsza, ale nie dziwi mnie, że komuś żal. Nie wszyscy mamy równy start i nie każdy jest przebojowy, żeby w niesprzyjającym środowisku wywalczyć sobie to, co inni dostają tak po prostu. Inna sprawa, że nie ma sensu rozpamiętywać przyszłości, bo czasu się nie cofnie. Trzeba robić, to co można najlepszego w obecnych czasach, choćby po to, żeby za 10 lat znów nie żałować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja sie nauczylam plywac sama w wieku 23 lat a jestem z miasta. Po co te rozpamietywanie przeszlosci, tego czego rodzice nie zrobili i czego Ci nie dali? Po co te porownania z innymi? Przeciez to nic nie zmieni w Twoim zyciu a chodzi Ci o zmiane. Zeby isc do przodu trzeba tez patrzec do przodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kurcze, oglądam Mam talent i tam jest tyle ludzi samouków, pasjonatów. Czasami są ludzie którzy zaczeli cos robic będąc już dojrzałymi ludźmi. A Ty siedzisz i rozmyślasz że inni mają lepiej że 20 lat temu nikt ci nie wskazał drogi. Zrób coś ze sobą no chyba ze wolisz jeszcze okolo 50 lat rozpamietywac swoje dziecinstwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćJaTez
gościu, ale zarówno ja, jak i autorka staramy się robić coś ze swoim życiem - jak przejrzysz nasze posty, to zauważysz, że tak jest. Jest nam źle, smutno, jesteśmy rozczarowane, bo wszystko idzie strasznie ciężko, źle się walczy widząc wkoło osoby, które dostają to, bo po prostu mają więcej pieniędzy i nie muszą na nic pracować.. Czasami naprawdę przydałaby się jakaś pomocna dłoń, ułatwienie, ktoś, kto udzieli wsparcia. Ostatnio jak się nad tym zastanawiam, to mi nikt nigdy w niczym nie pomógł, nawet jak podpytywałam osoby, którym się coś udało (wyczytane w jakieś książce z cyklu 'jak odnieść sukces', żeby tak właśnie robić zamiast zazdrościć), jak to osiągnęły, co robiły, to zwykle dostaję wymijające odpowiedzi, z których nic nie wynika. Naprawdę, gdyby mi ktoś powiedział "musisz ćwiczyć dniami i nocami, oczywiście to nic nie gwarantuje, ale ja tak robiłam i się udało" byłoby na pewno milej niż "no, wiesz.. musisz sama coś wymyślić i się postarać". A dzieciństwo.. wiadomo, że trzeba je zamknąć za sobą i iść do przodu, ale to kolejna z rzeczy z cyklu "łatwo się mówi"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdolowana zyciem
gosc jatez tu autorka. myslimy baardzo ale to bardzo podobnie. wszystkim wokoło łatwo sie mówi a sami czesto gesto w zyciu nic nie zrobili by cos zmienic, tylko doradzaja wirtualnie. zastanawia mnie tylko fakt czy tylko my tak mamy czy takich "rozczarowanych" jest wiecej. wiekszosc z tych tu niby doradzajacych nie przeczytala naszych wpisow i pieprzy trzy po trzy. ja nie oskarzam wylacznie rodzicow za swoje niepowodzenia, ale sami macie dzieci i chcecie dla nich jak najlepiej, cieszycie sie z ich pierwszego kroku czy 2 zęba bardziej niz moja matka z moich wcale nie malych osiagniec w hafcie(wygrywalam ogolnopolskie konkursu czesto na podium, nawet w miedzynarodowych udalo mi sie zdobyc 2 nagrody)... kiedy tanczylam w zespole i zaprosilam ja na wystep z kazji dnia matki to nie przyszla i mowila ze nie ma czasu a nie pracowala bo byla juz na rencie.. nigdy nie przyszlaobejrzec wystawy z moimi pracami...taki zachowaniem nie zachecila mnie do kontynowania moich dzieciecych pasji z ktorych dzis moze by cos bylo ale sie za latwo poddalam wtedy, jako jedynaczce powinno byc mi latwiej w skupieniu uwagi rodzicow na mnie,ale bylo odwrotnie...a ze bylam niesmiala, zahukana to nie umialam bez pomocy i zachety sie przebic choc w duchu chcialam byc KIMS wiecej niz zwykla dziewczynka.ten brak wsparcia zaowocowal moja niepewnoscia i niewiarą we wlasne sily i umieejetnosci.i myslcie co chcecie ale mam o to żal do niej. zawsze trzzymala mnie krótko nie wiem czemu,nigdy nie rozpieszczala,nie okazywala zadnych wiekszych uczuc. kiedy poszlam do szkoly sredniej pasje przerwalam bo nie miaallam na nie czasu, a ona mi wiecznie glowe suszyla o oceny...ech zmarnowalam swoje zycie sluchajac jej i idac do ogolniaka.mialam miec zawód a tak skonczylam jakies studia dla swietego JEJ spokoju i tyle,nie mam nic,czuje sie bezuzyteczna.moja koleznka -ktorej bym o to nie podejrzewała-wlasnie zrobila doktorat....ech dobilo mnie to ale podziwiam ja bardzo i szczerze gratuluje. a ja tak silnie odcuwam ten swoj brak wartosci....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej to ja z wątku pt. "Czuje sie gorsza od innych i nie radzę sobie z zazdrościa". Widzę że jesteśmy do siebie podobne, tez mam 30 lat i tez miałam podobne dzieciństwo do Twojego... u mnie na roku była dziewczyna podobna do Twoich opisów, na imię Agata, nazwisko na literę L., też była w ludowym zespole o ile dobrze kojarzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nawet jak podpytywałam osoby, którym się coś udało (wyczytane w jakieś książce z cyklu 'jak odnieść sukces', żeby tak właśnie robić zamiast zazdrościć), jak to osiągnęły, co robiły, to zwykle dostaję wymijające odpowiedzi, z których nic nie wynika. Naprawdę, gdyby mi ktoś powiedział "musisz ćwiczyć dniami i nocami, oczywiście to nic nie gwarantuje, ale ja tak robiłam i się udało" byłoby na pewno milej niż "no, wiesz.. musisz sama coś wymyślić i się postarać". xxxxxxxxxxxxxx to ja z postu wyżej, dokładnie takie same mam doświadczenia, kiedyś jak chciałam wyjechać do Australii na studiach, weszłam na forum tematyczne i Polacy mieszkający w tym kraju zniechęcali mnie jak mogli abym nie przyjeżdżała, a argumenty były nawet takie że są tu niebezpieczne krokodyle... żenada, robili wszystko aby podciąć skrzydła i nie pomóc... Polak polakowi wilkiem, na zasadzie mnie się udało ale czemu tobie też ma się udać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdolowana zyciem
nie mam na imie Agata, nie tanczylam w zespole ludowym ale takim dzieciecym.. ;) widac sa obcy sobie ludzie a jednak z podobnymi doswiadczeniami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moja mama też mi ciągle podcinała skrzydła. Wiecznie mnie wysmiewała, poniżała. Jak się chciałam zapisać na taniec to "po co, przecież masz dwie lewe nogi", jak na pływanie to "daj spokój". W efekcie uprawiałam sport a ona nawet nie wiedziała, że chodzę na jakieś treningi. Jak zdałam maturę to żadnej reakcji, dumy, nic. Na studiach jak dostała zaproszenie na moje absolutorium to wyśmiała, że nie będzie cudować i jeździć. Jak obroniłam pracę magisterską na naprawdę trudnych studiach to też nic, zero gratulacji. Przepraszam, musiałam się wygadać. Też mam słabe życie, zero osiągnięć itp. Ale wiecie co? Ja jestem szczęśliwa, mam codownego syna, któremu ciągle mówię, że go kocham, że jestm dumna, którego wożę na zajęcia karate bo odkrył w sobie pasję do sportu. nie przelwewam na niego swoim ambicji ale wspieram go i pomagam mu realizować jego pasje. A ostatnio zapisałam się na kurs hiszpańskiego. Takie niby nic, ale cieszy :) I mam marzenie - przebiec maraton. Trenuję, uda mi się :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćJaTez
Gościu z 15:54, chyba mamy podobne mamy :) trzeba jednak przyznać, że moja cieszyła się z wszelkich osiągnięć w szkole czy na studiach. Wydaje mi się, że ludzie z jej pokolenia uważali, że jak się skończy studia, to będzie raj i zależało jej, żebym się tylko na tym skupiała. Cała reszta była właśnie na zasadzie "daj spokój", ewentualnie "byle to na naukę nie wpłynęło". Jak zmieniałam pracę, też mnie przed tym przestrzegała mówiąc, że lepszy wróbel w garści.. Na szczęście jej nie posłuchałam. Pewnie chciała dobrze, ustrzec mnie przed problemami i w ogóle, i ciężko mi mieć do niej żal, tylko że to nie było to, czego chciałam ja. Dlatego dziś jest mi źle i żałuję straconych bezpowrotnie szans i możliwości. Mimo, że próbuję różnych rzeczy i można powiedzieć, że jestem zadowolona, to często wraca do mnie myśl, że to nie jest TO i stąd ten smutek i rozczarowanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A autorka dalej swoje... że inni mają taką, a nie inną osobowość, ze dali sobie radę... Naprawdę, znam ludzi którzy na co dzień w domu słyszeli "a po co Ci to", obarczeni nadmiarem obowiązków chłopcy bo tatuś jakoś się z domu ulotnił, ludzie którzy mieli "pod górkę" z każdej strony. Nie mieli wspierającego super mentora, cudownego nauczyciela który wbrew rodzinie i środowisku ich zachęcał jak na filmach. Mieli w sobie pasję, zamiłowanie do czegoś dzięki czemu pokonywali wszelkie przeszkody. Tacy ludzie jak nie drzwiami, to oknem wejdą. Nie masz takiej pasji? Rozumiem, też chciałabym mieć, ale nie mam, więc widocznie nie to było moim przeznaczeniem. Ty, autorko, nie piszesz "nie mam talentu, pasji więc nie widzę celu w życiu". Piszesz że za brak zainteresowań, rozwijania talentów obarczasz rodziców. Ja jako dorosły człowiek wyprowadziłam się, rozwinęłam swoje zdolności co zawsze chciałam robić, i fakt- mimo "dorosłości" przykre stwierdzenia rodziców dalej bolały. Ze mnie nie byli dumni, nie chwalili się tym co robię, zajęcie nietypowe i nie "na świeczniku". Tylko jako dorosła kobieta rozumiałam że mam uszczęśliwiać najpierw siebie, potem najbliższą rodzinę (czyli męża i dziecko, już nie rodziców). I za nikogo innego nie jestem już odpowiedzialna. To że mnie czasem zakłuje w sercu jak coś przykrego usłyszę- trudno, z tym sobie poradzę. I dodam że nie jestem super- towarzyska, przebojowa i pewna siebie. Wprost przeciwnie- raczej pełna kompleksów i również mam w głowie to, co mówili rodzice. Ale jako dorosły, dojrzały człowiek rozumiem że rozgrzebywanie tego co było i co mogło być, nic dobrego mi nie przyniesie, a na sytuację obecną pracuję sama- nie ma obok mnie mamy i taty ktorzy coś nakażą i czegoś zabronią, którzy nie skierują w dobrą stronę i nie sprowadzą ze złej. PO CO, naprawdę- po co, zastanów się, w jakim celu, dla osiągnięcia czego- rozpamiętywać co było, rozżalać się? Było, minęło, zostawiło ślad jak każde inne doświadczenie, teraz jesteśmy w dniu dzisiejszym i z niego korzystamy. Co zrobiłaś dzisiaj żeby twoje życie było bardziej szczęśliwe, lepsze, skoro z wczorajszego byłaś niezadowolona? Wczoraj już ani rodziców, ani dziecięcego poczucia zagubienia nie było... Jeśli nie potrafisz wyjść z pozycji dziecka które wymaga wsparcia i poklasku, idź do psychologa, na terapię, i piszę to bez cienia złośliwości. Może ktoś kompetentny pomoże Ci uporać się z poczuciem krzywdy, żalu, zmarnowanego czasu, bo najwyraźniej nie potrafisz uporać się z nim sama. Otrząśnij się odrobinę i zauważ że ludzie w twoim otoczeniu żyją na własny rachunek. Piszesz, wymieniasz, co byś chciała... jakie działania podejmujesz? Chcesz mieć podróż marzeń- fajnie. Dokąd? Ile ona kosztuje? Jak długo musisz na nią oszczędzać, jaka jest trasa, jakie trudności Cię spotkają, co koniecznie chcesz zobaczyć? Chcesz mieć nowy samochód? Super, jaki konkretnie, gdzie można taki kupić i za ile, co musisz zrobić żeby go mieć? Nie masz super urządzonego mieszkania? A w jakim stylu chciałabyś mieć, gdzie wyszukałaś dodatki, jaki masz plan?? Generalnie- co robisz żeby spełnić marzenia? Nic? To nie marzenia do spełnienia, tylko twoja własna frustracja wynikająca z tego że inni mają, a Ty nie. Faktycznie jakbyś czekała na dobrą wróżkę- kogoś kto Ci powie: proszę, to twoja podróż marzeń, tu jesteś spakowana, tu masz bilety, tu trasę z obszernym opisem, baw się dobrze. Chcesz samochód? Proszę, tu twój wymarzony model, kupiłam go przez ogłoszenie, tu musisz go zarejestrować, tu podpisać umowę. Naprawdę uważasz że prawdziwe szczęście (oprócz przypadków znalezienia super- partnera) przychodzi do kogoś ot tak, puka do drzwi? Że to nie jest coś na co trzeba zapracować? Owszem, bywa charakter taki jak u Ciebie, że ktoś potrzebuje "kopa", motywacji, wsparcia. Czemu nie poszukasz tego u specjalisty, skoro u męża nie masz? Czemu rozkładasz ręce wołając "taką mnie Boże stworzyłeś, taką mnie masz"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćJaTez
A Ty naprawdę nie widzisz różnicy między ludźmi zamożnymi, którzy mają wszystko na tacy, czy tylko udajesz? Nie każdy jest super przebojowy i potrafi wszystko załatwić, ale jeśli ma dobrze sytuowanych rodziców, to już wystarczy. Przynajmniej ma możliwości, z których może korzystać. I choćby właśnie dlatego ma lepiej i łatwiej. Zresztą, z punktu widzenia mojego dawnego środowiska, ja jestem osobą, której się udało. Mieszkam w mieście, mam pracę, rodzinę, pieniądze na wakacje, nie jestem bogata, ale starcza mi do pierwszego. Mogłam być zoną rolnika, siedzieć w domu i zajmować się dziećmi, podczas gdy on opijałby żniwa, kupienie nowej krowy, czy inne tego typu sprawy (u mnie na wsi powód do picia zawsze był). Nie jestem przebojowa, ale jakoś mi się to wszystko udało. Tylko, że to nie jest wszystko to, o czym marzyłam, a na to, o czym marzyłam jest i już dawno było za późno. Zawodowo też już chyba nic więcej nie osiągnę, bo jakoś mnie omijają awanse i lepsze stanowiska, i nie jest to pierwsza moja praca, w poprzednich też tak było. Pewnie coś robię źle, ale nie wiem co, może jakby znalazł się mentor, to by mi powiedział. Jakby tata kupił nam lepszy samochód albo zapłacił za wakacje, też bym się nie obraziła. A tak muszę codziennie sama walczyć o wszystko i wiem, że nikt mi nie pomoże. A już na pewno nie porady typu "weź się w garść", "w d***e ci się poprzewracało", "nudzisz się i wymyślasz", "jakbyś chciała to byś znalazła sposób" (ta ostatnia to mój hit!)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko fakt, przeczytałam tylko kilka ostatnich twoich wypowiedzi zazdrościsz w sensie pozytywnym koleżance doktoratu nie możesz sama go zrobić? zakręcić się? miałas beznadziejną matkę to też fakt, ale teraz sama jesteś dorosła, przełam się i zrób doktorat, czy idź do szkoły językowej, naucz się języka porządnie, zrób coś żebys z siebie byą zadowolona i żeby to miało wpływ na przyszłość twoja najlepiej to się użalać większość ludzi żyje tak jak ty jeśli nie jesteś na tyle odważna, bo piszesz, ze byłaś zahukana to już tak będzie cały czas, chyba, ze weźmiesz się w garść i przełamiesz wstyd czy panikę, a jakie studia skończyłaś chciałaś mieć zawód, ale jaki zawód? teraz jest ciężko w każdym zawodzie może jedynie informatyka i pochodne, ale tu trzeba mieć łeb jak go masz zrób sobie taki kierunek, znajdź świetną prace po tym no trzeba myśleć, a nie prosić ludzi o prosty przepis na zycie takich przepisów nie ma i myślisz, ze ktoś inny powie ci jak doszedł do czegoś? nie, nie powie, a to z prostych powodów bo doszedł do tego sam, albo z czyjaś pomocą, np. właśnie rodziców czy znajomych, ale znajomi musieli chcieć i mieć możliwości pomocy i nikt nie będzie ci zdradzał jak do tego doszło, do ich lepszego zycia, bo może nie może, może nie chce każdy jest kowalem swojego losu i nic nikomu innemu do tego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdolowana zyciem
ale ty chyba nie rozumiesz jednego-doktorat to nie pstrykniecie palcem...nie kazdy nadaje sie do jego napisania, a nawte gdyby jakims cudem mi sie to udalo to co napisze i postawie sobie na polke? ja nie mam czasu na kurs jezykowy, ba!, nawet przeczytac ksiazki w domu nie mam kiedy, probuje cos znow haftowac, uszyc, nie mam kiedy. ciagle pranie sprzatanie, zakupy gotowanie, mam zywiołowe i absorbujace dziecko, nie mam chwili wytchnienia, rano wstaje o 6 wracam przed 17, “siadam” o 22 kiedy dziecko zasnie, a w zasadzie czesto zasypiam z nia i koniec.... jestem zmeczona zwyczajnie zmeczona.. nie rozumiem waszego zarzucania mi ze mam pretensje o wszystko do wsyzstkich-syty glodnego nie zrozumie jednak. chodzi mi o to ze mam zal do SEIBIE ze inaczej nie pokierowalam swoim zyciem ze nie mialam sily i odwagi by przeciwstawic sie matce gdy gonila mnie na te durne studia... to nie bylo dla mnie, majac 18lat nie umialam wybrac swej przyszlosci i co bedzie dla mnie dobre... powinnam miec zawod a tak nie mam nic, jestem NIKIM i nie potrafie sie otrzasnac, zebrac do kupy.... zazdroszcze innym nawet nie tego co maja tylko wlasnie tej odwagi, tego ze potrafili juz jako dzieci rozpychac sie lokciami i z pomoca wieksza lub mniejsza rodzicow albo i bez niej osiagali swoje cele, zawse, ale ja taka nie jestem niestety i to jest moj problem, zawse bylam strachliwa, nie wierzaca w swe umiejetnosc****esymistka, i krytycznie ocenialam siebie...tak jest do dzis, nie umiem w siebie uwierzyc, zaraz pisze czarne scenariusze, ze sie nie uda, ze nie wyjdzie. Nie mam kasy na ryzyko, zreszta tego ryzyka najzwyczajniej sie boje... a majac rodzine ciezko mi tak ot po prostu wszystko rzucic i zmieniac swoj swiat, nie jestem egoistka patrzaca tylko na siebie, zrozumcie to. tak jak napisal goscJaTez: A tak muszę codziennie sama walczyć o wszystko i wiem, że nikt mi nie pomoże. A już na pewno nie porady typu "weź się w garść", "w d***e ci się poprzewracało", "nudzisz się i wymyślasz", "jakbyś chciała to byś znalazła sposób" (ta ostatnia to mój hit!) >> wlasnie tez bym chciala zeby bylo mi choc troche latwiej w zyciu, latwiej a nie cciagle pod gorke. chcialabym tak jak napisala dostac cos, tesciom dobrze sie powodzi maz jedynak-niegdy nie dali nam np 1000zl i nie powiedzili macie wydajcie na co chcecie...wnuczce nic nie kupuja, a to jedyna wnuczka...i nawet oni wypominaja nam ze pojechalismy na wakacje na ktorych nie bylismy 5lat a oszczedzalismy caly rok...jak sie tu nie dolowac??????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 2015.10.01 Ja sie nauczylam plywac sama w wieku 23 lat a jestem z miasta. Po co te rozpamietywanie przeszlosci, tego czego rodzice nie zrobili i czego Ci nie dali? Po co te porownania z innymi? Przeciez to nic nie zmieni w Twoim zyciu a chodzi Ci o zmiane. Zeby isc do przodu trzeba tez patrzec do przodu.\*** ale polecialas po bandzie!!! nauczylam sie pływac..hahaha i ty to porownujesz z opisanymi tu rzeczami???no nie rozsmieszaj mnie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dla jednego wyczynem jest nauczyc się pływać dla innego założyc firmę. ja nie rozumiem żalów autorki - to nie czasy komuny że nawet za granicę NIE WOLNO BYŁO wyjechać albo założyć firmę. Teraz to jeszcze dają 20tys na start, a bilet lotniczy możesz nawet za parę złotych wychaaczyć i lecieć na kawę do paryża i wrócić ;) i INTERNET - czyli pełno informacji za darmo - mozna nawet za darmo się uczyć języka włoskiego online, wystarczy chcieć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jakby tata kupił nam lepszy samochód alebo zapłacił za wakacje, też bym się nie obraziła. A tak muszę codziennie sama walczyć o wszystko i wiem, że nikt mi nie pomoże xxx tutaj cię popieram autorko. dużo zależy od rodziców. moi mi bardzo pomogli. kupili mieszkanie na start i wyprawili wesele. to bardzo, bardzo dużo. ja sama równiez dobrze zarabiam i to bez ich pleców itp. ale mniejsza o to. może miałam większy luz bo wiedziałam że mi zawsze pomogą i dlatego nie bałam się zaryzykować w pracy? mam bardzo dobrze zarabiającego męża, mogłabym nie pracować ale sama dalej pracuje bo chce tez kupić dzieciom mieszkania na start, chce im pomóc tak jak mi rodzice pomogli. właśnie widze że te osoby które nic nie dostały, maja kredyt na 30 lat obgaduja mnie że jestem karierowiczka, że mamy tyle kasy to powinnam w domu siedzieć, a nie widza tego że potem TO JA kupię mieszkanie dzieciom na start, wyprawię wesele, wyślę na studia itp. Nie chce polegac tylko na jednym źródle dochodu, moi rodzice zawsze oboje pracowali, i to dużo. Teraz widzę że najbiedniejsi są ci co ich matki były tzw "gospodyniami domowymi"... nie mam nic do gospodyń ale sorry pieniądze są ważne, a pranie, sprzątanie, gotowanie nie jest wybitnie ambitnym zajęciem... ci którym rodzice nie moga pomóc finansowo na start mają prz/e/j/e/b/a/ne takie są fakty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
i niech mi ktoś powie że pieniądze szczęścia nie dają... właśnie że dają. można być szczęśliwym bez wielkich pieniędzy ale jakiś tam dobry poziom musi być zapewniony. nikt mnie nie przekona że jest inaczej. byłam osobą biedną jak i w miare zamożna i zawsze wybiorę bycie zamożną, nie ma szlechetności w byciu biednym, w byciu biednym jest się po prostu biedakiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale zawsze pozostaje się człowiekiem. Ale nie każdy ma rozum aby zrozumieć co to znaczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziewczyno od tych awansów co Cię omijają - po cholerę Ci mentor? Nie masz zwierzchnika? ktos o tych awansach decyduje przecież? Idź i porozmawiaj z tymi osobami - ale nie z rożaleniem, tylko co mozesz poprawić w swojej pracy, określ się wobec nich jakie masz ambicje, zapytaj, czy jakos nie możesz podnieśc kwalifikacji. Przecież oni beda wiedzieć najlepiej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"dają 20tys na start, " jasne, pójde i mi dadzą.... czytałas warunki, trzeba być bezrobotnym co najmniej 12 mcy i miec mniej niż 25 lub więcej niż 45 lat... ciekawe która matka rzuci pracę, aby być tak długo bezrobotną, albo kogo pośredniak będzie trzymał na kuroniówce cały rok... prędzej wypchną cie do jakiejkolwiek roboty albo skreslą z listy:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
najbiedniejsi są ci co ich matki były tzw "gospodyniami domowymi"... xxxxxx mam inne doświadczenia patrząc po rówieśnikach, w czasach wczesnych lat 90 kiedy szłam do szkoły podst., najlepiej właśnie były sytuowane rodziny tych dzieci, gdzie matka była w domu (na płatnym wówczas wychowawczym lub odeszła z upadającego zakładu biorąc odprawę, siedziała w domu dzieci zaopiekowane, dopilnowane, wożone na języki baseny balety szkoły muzyczne zupełnie tak jak teraz), a ojciec był "biznesmenem" typu przedstawiciel ubezpieczeń, budowlaniec. Najgorzej miały dzieci z kluczem na szyi tzw. świetlicowe, gdzie oboje rodzice zaiwaniali na zmiany i nocki w zdychających zakładach, albo dzieci rozwodników, gdzie matka zapiepprzała a tatuś się ulotnił i nie płacił alimentów. Ja byłam dzieckiem tych ostatnich, matka nie miała czasu zabezpieczać mi czasu wolnego czy organizowac wakacji, przez co czuję się zaniedbana intelektualnie do tej pory. Mam 30 lat i podpisuję się w całej rozciągłości pod autorką i popierającymi ją osobami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czasy komuny że nawet za granicę NIE WOLNO BYŁO wyjechać xxxxxxx kolejna bzdura, np do stanów ludzie wyjeżdzali jako azylanci powołując się na solidarność lub kościół, dostawali od reki zieloną kartę jak juz tam dotarli, można było napisac ckliwą historię do ambasady jaki to ja jestem bierny prześladowany i dostałaś wize.... to teraz jest trudniej i nie ma miejsca na manipulacje i przekręty, wypełniasz formularz i albo cie wylosują albo nie... to za komuny wyjeżdzali z dnia na dzień, a teraz ja czekam 5 lat i mnie nie wylosowali :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
12:47 racja 100%, weż teraz sobie wyjedź z dnia na dzien do Australii, a za komuny było to możliwe bo sama znam takie osoby... wtedy my byliśmy traktowani ulgowo i wszystko nam państwa przyjmujące organizowały, jak teraz te arabusy co mamy ich przyjąć za rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czasy komuny że nawet za granicę NIE WOLNO BYŁO wyjechać xxxxxxx kolejna bzdura, np do stanów ludzie wyjeżdzali jako azylanci powołując się na solidarność lub kościół, dostawali od reki zieloną kartę jak juz tam dotarli, można było napisac ckliwą historię do ambasady jaki to ja jestem bierny prześladowany i dostałaś wize.... to teraz jest trudniej i nie ma miejsca na manipulacje i przekręty, wypełniasz formularz i albo cie wylosują albo nie... to za komuny wyjeżdzali z dnia na dzień, a teraz ja czekam 5 lat i mnie nie wylosowali :/ xxx ja z mężem dostałam wizę turystyczna na 10 lat bez problemu, wiele osób tak wyjeżdża i już tam zostaje, więc się da.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość z dziś i autorka - czyli nie da sie poprawić waszego stanu życia, same to piszecie i potwierdzacie po stokroć, musicie dalej być w tym dole i zazdrościć innym - nie ma innego wyjścia dla was na polepszenie... więc co teraz zrobicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćJaTez
gosc_12_10, właśnie o to mi chodzi, o czym ty piszesz. i zazdroszczę ci.. ale nie życzę ci źle, tylko chciałabym chociaż w jakimś stopniu mieć tak jak ty.. ja nie miałam wesela w ogóle, bo nie mieliśmy z mężem pieniędzy na nie. moi rodzice strasznie narzekali, bo co ludzie powiedzą (jego jakoś to przełknęli), ale sami nie mieli jak wspomóc, więc nie było. ale za to mieliśmy większy wkład na mieszkanie, coś za coś.. gdybym miała bogatych rodziców, też bym pracowała na większym luzie, właśnie dlatego, że wiedziałabym, ze w razie czego mam "poduszkę", szczególnie teraz gdy jest rodzina, no i kredyt. właśnie tak jest, że każda decyzja finansowa jest okupiona wielkim stresem, bo wiem, że w razie czego nikt mi finansowo nie pomoże :( po wzięciu kredytu kilka nocy nie przespałam, ale potem się uspokoiło, bo mamy go parę lat i jakoś żyjemy jak tysiące innych Polaków.. co do pracy, tu do gościa z 12_19, kwalifikacje mam dobre i ze zwierzchnikami wiele razy rozmawiałam, zawsze kończy się na obietnicach bez pokrycia, zawsze jak jest coś ciekawego, to dostaje to ktoś inny. wiem, że powinnam zmienić tą pracę, ale teraz się boję ze względu na dziecko i kredyt, bo mamy trochę oszczędności, ale bez przesady.. może rzeczywiście trzeba by z jakiejś terapii skorzystać, żeby pójść do przodu, zapomnieć o przeszłości i nie martwić się tak bardzo o teraźniejszość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćJaTez
z tym pływaniem w wieku 23 lat, nie uważam tego za śmieszne, gratuluję. ja mam problem z rzeczami, na które jest już za późno (tak wiem, jako kilkulatka mieszkająca na wsi miałam sobie zorganizować szkołę muzyczną lub sama się uczyć nie wiem skąd). ja zrobiłam niedawno prawo jazdy, i pewnie to głupie, ale boję się jeździć samochodem, bo znów.. mamy teraz inne wydatki, jakbym miała stłuczkę, czy go rozbiła, to nie bardzo moglibyśmy sobie kupić nowy, a jest nam jednak potrzebny (mamy 1). czasami, jak męża nie ma i muszę, to gdzieś jadę, ale jeżdżę bardziej zachowawczo i ostrożnie niż wszystkie dziadki za kierownicą, bo tak się boję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Generalnie- co robisz żeby spełnić marzenia?" - Ty zupełnie nie rozumiesz problemu, ludzie którzy tutaj piszą mają własnie problem zeby "cokolwiek" zrobic, bo tak mają zryta psychę że zwyczajnie nie sa wstanie podjąć jakichkolwiek działań. To jest sedno problemu. Sama należę do takich ludzi:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja z mężem dostałam wizę turystyczna na 10 lat bez problemu, wiele osób tak wyjeżdża i już tam zostaje, więc się da. xxxxxxx no i przez takich jak ty, co jadą na turystycznej i pracuja na czarno, a potem siedzą nielegalnie czyli jednym słowem łamią prawo imigracyjne, nigdy USA nie zniesie wiz dla Polaków!!!!!!!!! módl się, żeby cię urząd imigracyjny nie złapał, bo grozi ci areszt i deportacja. Słyszałam o takiej jednej co miała wizę turyst. na 3 lata, po 8 latach pobytu poczuła sie na tyle pewnie że wybrała się do Polski na święta, na lotnisku ją zaaresztowali, deportowali i dostała misia do paszportu na zawsze, a jej majątek spieniężyli jej znajomi. Nie wiesz, że na turystycznej nie można legalnie podjąc zatrudnienia, wiele osób później pracuje na czarno najczęściej u Polaków ze starej polonii, którzy często nie płacą, bo i tak nic z tym nie możesz zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×