Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Dziewczyny, zupelnie nie pisalam ostatnio, bo jelitowka rozlozyla nasza rodzine na lopatki. Jeszcze kilka dni temu zaczelam posta od slow: Ratunku! ale nie skonczylam go na szczescie, na szczescie bo teraz moge juz pisac o nim w czasie przeszlym, a wole to zdecydowanie. Teraz to chorobsko juz za nami. Jestem zywa! wszystko jest jak dawniej, dom stoi, slonce swieci, deszcz pada i jest normalnie, bo juz myslalam ze nigdy nie bedzie. Tylko stracilam doooobre dwa kilo, taki byl u nas stan wyjatkowy. Jaska i jego tate zlapalo okropnie i naprawde nie wiem, jakim cudem ja i Pola uniknelysmy tego paskudnego chorobska. Jednoczesnie Pola dolozyla swoja cegielke do mojego gigantycznego zmeczenia, bo spala bardzo zle ze wzgledu na zeby. Jej, gdybym tego wlasnie nie przezyla, to chyba nigdy nie zdawalabym sobie sprawy co oznacza takie chorobsko. Nawet salmonella nie rozlozyla Jaska w jednej czwartej jak ta zolza. Jeszcze teraz mam przed oczami obraz Jaska, bladziusienkiego i slabiutkiego, okreconego koldra, przytulonego do termofora, bo zimno mu bylo okropnie i sciskajacego miske obowiazkowo obecna obok niego na lozku. No mowie Wam az sie serce krajalo. Pszczola, pamietam o Twoim pytaniu, obiecuje ze skrobne cos, moze jeszcze dzisiaj :) musze leciec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla........... 🌻 10.11.2004 .... Anastazja. Nikii............. 🌻 21.11.2004 .... Nadia Alicja. Elfik..............🌻 28.11.2004.... Amelia Gabriela. Katrin............🌻 03.12.2004.... Jakub Kacper Mysh............. 🌻 07.12.2004 ... Jan...... 🌻 24.11.2007....Pola Lonka............ 🌻 08.12.2004.... Wiktor Maksymilian. Dynia............. 🌻 14.12.2004 ...Jagoda... 🌻 22.09.2007..Ziemowit Fisa............... 🌻 23.12.2004.... Stas. Kuk............... 🌻 23.12.2004.....Franio..... 🌻 12.07.2007..... Anna Logosm........... 🌻 28.12.2004.....Stas Pati............... 🌻 12.01.2005....Joanna Weronika Psikulec.......... 🌻 01.05.2007 ... Zuza Karen ka......... 🌻 29.09.2005.... Olek Pszczoła.......... 🌻 22.08.2005.....Tobiasz ... 🌻 20.08.2008 ....Lena Łucja Oczywiscie ze 2004!!! Wybaczcie te literowki. Czytam Was ale bede pisac po powrocie do Rzymu. Mysh wiem o czym piszesz. Gdy Olek zlapal to pierwszy raz skonczylo sie szpitalem, bo byl malenki i sie odwodnil. Okropne chorobsko. Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko - Biedne misie! trz4yamjcie sie cieplutko i dbajcie o siebie. U nas tez lazaret, tzn. Franek i Ania wciaz biora leki i kaszla, choc juz zdecydiowanie mniej, ja od soboty jestem na antybiotyku :( i chodze jednak do pracy, bo akurat musze, a moj malzonek rozlozyl sie wczoraj i dzis grzeje sie pod koldra... Pszczola - wracajac do Twojego pytania - ja na poczatku bardzo sie pilnowalam i staralam sie dopieszczac Frania na zapas. Bo to przeciez takie naturalne - niemowle jest malenkie, kruche, ma wielkie oczyska, od ktorych spojrzania serce matki topnieje w ulamku sekundy - no czujesz po prostu cala soba, ze musisz je wciaz glaskac, przytulac i calowac. A starsze dziecko - no coz - jest w trudnym wieku dwu -trzy latka, zachowuje sie okropnie i niezrozumiale - nic tylko dziala na nerwy albo budzi poczucie winy... ;):p I wlasnie dlatego na poczatku bardzo sie pilnowalam. Wyobrazilam sobie co czuje Franek i moc tego wyobazenia doslownie zbila mnie z nog. Pamietasz taki opis uczuc dziecka, ktoremu rodzi sie mlodsze rodzenstwo, ktory znalazlam gdzies i Wam cytowalam? Uczucia te porownane byly do uczuc uwielbianej zony, noszonej przez meza na rekach, ktorej po latach sielanki we dwoje maz oznajmia, ze ma dla niej niespodzianke, ktora, wbrew oczekiwaniom zony, nie jest miesiac na Karaibach, ale... nowa zona - mlodsza, ladniejsza, taka delikatna i slabiutka ze wszyscy - lacznie ze starsza zona powinni sie nia zachwycac i opiekowac. Starsza zona ma podzielic sie z nia swoimi kosmetykami i ubraniami, przedstawic ja swoim przyjaciolom, etc. A, starsza zona przeniesc sie musi na kanape, bo ta mlodsza jest na razie taka zagubiona, ze maz postanowil, ze bedzie spala z nim w lozku malzenskim. Pamietam, ze to porownanie podzilalo na mnie silniej niz jaki kolwiek \"opis uczuc dziecka\" zamieszczony w madrych ksiazkach psychologicznych ;) Tak wiec, jak napisalam, na poczatku staralam sie dopieszczac Frania troche na zapas i na sile. A potem... wszystko stalo sie calkiem naturalne. Ania podrosla, zaczela sie interakcja pomiedzy dziecmi i kazde z nich zajelo swoje, wlasne, rownozedne miejsce w rodzinie. Nie wiem jak to lepiej okreslic. Ciesze sie jednakowo, ze ich mam, ze sa tacy fajni - podobni i inni zarazem. Uwielbiam patrzec jak coraz lepiej dogaduja sie pomiedzy soba i moja milosc do kazdego z osobna i obojga razem rosnie z kazdym dniem. Nie dopieszczam juz Frania na sile, ale staram sie, by kazde z dzieci mialo codzien takie swoje chwile, kiedy czuje sie \"jedynakiem\", jest ze mna lub z tata sam na sam i uwaga koncentruje sie tylko na nim. Taki czas zadedykowany indywidualnie jednemu dziecku jest zreszta potrzebny takze mnie samej. Nie wiem czy to co napisalam jakos Ci pomoze, ale moze tak...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, dziękuję...JA tez dopieszczam Bączka na zapas, ale boję się, ze widać w moich oczach, że to trochę ..mało spontaniczne. Że widac, ze małą zjadłabym z miłości, a jego juz niekoniecznie...Wiem, ze dzieci świetnie odczytują pozawerbalny przekaz, i nie chce, by Tobiasz poczuł się oszukiwany przeze mnie....Może wyolbrzymiam, ale pocieszyły mnie Twoje słowa, że wszystko sie unormowało samo. To mnie będzie trzymać przy nadziei ku lepszemu:) To, co jest na pewno niedobre, to podział, który mimowolnie się stworzył: tata jest od Tobiasza, mama od Leny. Próbujemy z tym walczyć, ale nie zawsze wychodzi..Zresztą po całym dniu pracy Trutnia Tobiasz tak się go dopomina, ze nie sposób dac tacie córkę i zrobić sobie popołudnie mamy z synkiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No ja mam nadzieje, ze i my za jakis czas dojdziemy do takiej harmonii jak w rodzinie Kukow. Na razie jednak mam poczucie... hm... poczucie ze poswiecam Jaskowi o wiele mniej czasu niz przed pojawieniem sie Poli i to mnie strasznie meczy. Oczywiscie to jest zupelnie normalne zjawisko, bo przy dwojce dzieci ten czas sila rzeczy dzieli sie na pol albo nawet na cwiartki, wiem, wiem, ale jednak np. rytual wspolnego czytania przy sniadaniu zniknal praktycznie od kiedy Pola podrosla i przestala przesypiac cale dnie i zle mi z tym. Charakter i temperament Poli nieco przerosly moje wyobrazenia w temacie :p Ona jest czasami bardzo absorbujaca i lapie sie na tym, ze Jasiek mowi do mnie, a ja go nie slucham, bo pilnuje Poli Akrobatki. Ja tez na poczatku zaprogramowalam sie tak, zeby nie zapominac o Jasku, nie odsuwac go, nie zalowac pieszczot i buziakow (nie zaluje i dzisiaj, rowniez czulych slow) i jeszcze na dlugo przed porodem wyobrazalam sobie dokladnie scene pierwszego przyjscia Jaska do szpitala, jak tylko Pola sie urodzi, z detalami, ze ja oddam tacie, zeby zajac sie tylko nim itp. itd. I tak bylo. Jednoczesnie kiedy przez pierwszy miesiac Myszon codziennie zabieral gdzies Jaska po poludniu, zebym mogla odpoczywac, to bylam naprawde wdzieczna za ten spokoj. A czy mialam rozne odczucia wobec dzieci? Bo tego przeciez dotyczy Twoje pytanie, Pszczola... Na pewno oszalalam na punkcie tamtej malenkiej Poli, bylam w siodmym niebie kiedy tulilam ja do siebie (jeszcze bardziej kiedy ona zaczela sie tulic do mnie) i kiedy wisiala na cycku, tylko moja, wiesz o co chodzi, nie? ale to nie zmniejszylo mojej milosci do Jaska. Ona byla czasami na pierwszym miejscu, tez dlatego ze wymagala natychmiastowych reakcji, i pielegnowanie jej zabieralo mi duzo czasu, ale to wcale nie znaczy ze byla wazniejsza. Tak, to chyba jest wlasnie odpowiedz na Twoje pytanie. Moim zdaniem nie mozesz Tobiasza skrzywdzic nadmiarem milosci do Lenki, mozesz go natomiast skrzywdzic jedynie \"niedomiarem\" milosci do niego. Dlatego traktuj Lenke jak cud, a za chwile traktuj jak cud i jego :) Bo on jest Twoim cudem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczola, wysylajac, nie widzialam ze napisalas, wiec teraz jeszcze dodam, ze u nas tez taki podzial byl przez jakis czas (trudno tego uniknac, bo przeciez piers moglam dac tylko ja) i pamietam ze w ktoregos dnia Jasiek ostro zaprotestowal i w pewnych momentach chcial tylko mnie, czym dal mi do zrozumienia, ze jednak odczul moj brak. W tamtym okresie najpierw usypialam Pole przy cycku, a potem szlam do lozka z Jaskiem na wieczorne pogaduchy i opowiadanie historii. Wtedy tez pamietam ze za kazdym razem kiedy Myszon proponowal Jaskowi wyjscie, pierqwsze pytanie bylo: " a czy mama tez idzie?". Zbieralam wtedy wszystkie resztki sil, ubieralam Pole i szlam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, Mysh, kiedy Was czytam aż się łza w oku kręci. Czy ja zdołam być taka mamą? Kiedykolwiek.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, nie wyglupiaj sie! Chyba mialas jakis gorszy dzien, zeby tak napisac. A co Ty masz sobie do zarzucenia? Czy Ty wiesz ile razy, czytajac Twoje posty (np. o teatrzyku albo rozmowach rekinow), mowilam sobie: kurcze, ile ta Shalla ma fantazji, a ja? biedny zuczek... bez polotu... Slowko jeszcze na temat tracenia cierpliwosci i zrzedzenia... Generalnie teraz wymagam od Jaska wiecej... kiedys mogl rozlac mleko, stluc kubek czy nasikac obok nocnika, ja patrzylam na to ze stoickim spokojem, a nawet usmiechem, mowiac: nic nie szkodzi, zdarza sie. Teraz juz nie, bo chce zeby uwazal. Wiec go upominam. No i z jednej strony musze, bo przeciez chce zeby nauczyl sie \"ladnie\" jesc, itp. a z drugiej strony fatalnie czuje sie w roli zandarma. To samo w kwestii sprzatania zabawek. Instynkt samozachowawczy kaze mi uczyc go tego, wymagac absolutnie, zeby to robil, a jednoczesnie nie lubie siebie w roli zrzedy, ktora powtarza jak zacieta plyta: pozbieraj to, odloz tamto na miejsce, nie rzucaj na podloge itp. Jak sobie z tym radzicie? Oczywiscie staram sie zeby kazda zabawka miala swoje miejsce, do ktorego mozna (i trzeba) ja odlozyc, intrumenty tu, przebieranki tam, samochody oddzielnie, dinozaury odzielnie i tak dalej, ale i tak ciagle slysze: mamo, gdzie jest moj kowbojski kapelusz? Za kazdym razem odpowiadam z szerokim usmiechem: tam gdzie go zostawiles, kochanie. I Jasiek szuka, najczesciej zupelnie bezskutecznie, a jednak taka lekcja na razie nieczemu nie sluzy. Czesto wieczorem odkladamy razem kapelusz na JEGO miejsce, ale i tak na drugi dzien kiedy Jasiek przestaje sie nim bawic rzuca go gdzie popadnie. Najczesciej, kiedy prosze go o pozbieranie rozrzuconych zabawek, mowi nie, wiec nie nalegam, omijam zabawki oprzez pol dnia i staram sie ich nie widziec i dopiero w momencie kiedy Jaskowi na czyms zalezy, mowie mu: nie zaczniemy razem gotowac/piec/ogladac filmu jesli nie pozbierasz zabawek. Wtedy sa pozbierane w 30 sekund. A nastepnego dnia znowu leza i tak dalej i tak dalej :) Chyba musze poczekac jeszcze kilka lat, zanim sam zauwazy dobre strony utrzymywania porzadku i bedzie zbieral sam z siebie......... dobrego dnia i niech ktos wreszcie zrobi cos z ta pogoda!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taaa, inwencję to się ma. Ale cierpliwości to za grosz :( Tak bardzo tego u siebie nienawidzę, że po każdym takim wybuchu złości mam nieodparta chęć sama otłuc się kijem i jeszcze wymyślić jakąś karę długą i uciążliwą. Bo taki wybuch trwa parę sekund, a skutki jego w psychice dziecka ( i mojej ) zostają na długo..... oby nie na zawsze. Czasem myślę, ze moje dziecko jest w porządku, za to ja potrzebuję super niani i karnego jeżyka :( Staram się jej to zrekompensować wymyślając zajęcia dla niej, które będą ją interesować, wciągać i uczyć czegoś. Wiem z własnego doświadczenia z dzieciństwa, że nie istnieje lepsza metoda do nauki niz rozbudzenie niezdrowej ciekawości w dziecku :D Czy jest coś nudniejszego od wielkiej mapy, gdzie małymi robaczkami jest milion dwieście nazw nie wiadomo czego? Ale że mój tata był marynarzem i całe dzieciństwo słuchałam opowieści jakie to przygody spotkały tatę na Tampie na Florydzie, a ilu ciekawych ludzi poznał w Panamie, a jak ciężko było w Lagosie, a jakie krowy pasą się na pampasach w Argentynie itd, tak więc dla mnie od dziecka mapa była ciekawsza od najciekawszej książki, a podróże palcem po globusie do dziś uważam za fantastyczną zabawę ( na zasadzie zgadnij bez czytania gdzie Twój palec utknął ). Ten czas spędzony z tatą był bezcenny, bo choć wcale nie nauczyłam się mapy świata na pamięć, to miłość do geografii i podróży zostanie mi pewnie do śmierci, a przypuszczam, że wystarczy jej również na dwa kolejne wcielenia. Pytanie skąd się u mnie wzięła miłość do biologii, skoro w całej rodzinie na wiele pokoleń wstecz nikt nie miał żadnych skłonności ku niej? :) Widać, wykreował mi się w kodzie jeden niesubordynowany gen :) Wracając do tematu - jakże to wszystko mogłoby być piękne, gdyby jakoś poskromić nerwy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla - a ja tam bym chciala byc Twoja corka! :):):):) Zreszta - jak mysli, ze ja sie na Franka nie zloszcze, to grubo sie mylisz. Ja sie zloszcze jak cholera i ostatnio zdazylo mi sie nawet pare razy klepnac go w pupe :( Czuje sie potem podle, ale to nie zmienia faktu. Chocby wczoraj - wrocilam do domu skonana (wyszlam z pracy o 20.30). Docieram do domu i widze dwoje dzieci nieumytych i nie przebranych w pizamy, rozbrykanych do granic mozliwosci i pobojowisko wokol. Zabieram sie za przebieranie maluchow, jestem glodna, zla i zmeczona, a Franek bryka jak koziolek na sterydach, ucieka, gryzie mnie, nie chce rozebrac sie z ubrania i zasmiewa sie przy tym do rozpuku. Po 15 minutach takiej walki, w czasie ktorej Ania plakala caly czas nie mogac doczekac sie kiedy wreszcie wezme ja na rece, dalam w koncu Frankowi klapsa, ktory natychmiast zmienilo brykajacego koziolka w beczaca owce - jeszcze trudniejsza do ubrania w pizame. Zapewniam Cie, ze moja cierpliwosc nie wytrzymuje takich prob i musze sie potem niezle nagimnastykowac, zeby dac sobie rade z nimi, sama soba, etc... To co staram sie jednak zawsze robic, to obgadac z Frankiem kazda taka sytuacje na swierzo. Przepraszam go, ze go uderzylam, tlumacze co mnie sprowokowalo i mowie, ze nie powinnam i ze mi przykro. On obiecuje poprawe, godzimy sie i przepraszamy na biezaco i to jest jedyna madrosc, ktora sama wypracowalam. - Nie dusic i nie przechowywac w sobie zlosci i negatywnych uczuc. Juz raczej zrobic awanture, obgadac ja i pogodzic sie od razu tak, zeby bylo wiadomo, ze kochamy sie pomimo wszystko. Myshko -no calkiem jakbym widziala sama siebie. Kazde z Twoich slow mogloby wyjsc ode mnie. Te same sceny i te same mysli ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, no proszę Cię! W takiej sytuacji chyba nawet kamień sczerwieniałby ze złości. Ale masz rację, ze po tych naszych wybuchach trzeba bezwzględnie znaleźć czas na rozmowę. Na wyjaśnienia. Więc i ja tak robię. Przytulam , tłumaczę co mnie wkurzyło, próbuję jakoś najklarowniej wyjasnić. Co i tak nie zmienia faktu, że zła jestem najbardziej na siebie, bo to moja porażka wychowawcza i tyle. Dziś Nastunia miała w przedszkolu gorszy dzień. Najpierw wyrywała sie niego jak wiatr, ale kiedy już dotarłyśmy wcale nie chciała zostać. Płakała, nie chciała mnie wypuścić, mówiła, ze już ma dość i więcej nie chodzić do przedszkola i ze chce wracać do domu. I tu KUK, wielki ukłon w Twoją stronę za opis sytuacji, gdy Franio nie chciał zostać na angielskim. DZIĘKUJĘ!!!! Przywołałam w pamięci opisane przez Ciebie sceny i pomyślałam sobie, cholera, ja też mogę tak spokojnie i ze zrozumieniem. Ja też mogę się opanować ( choc spieszyłam sie potwornie ), ja też mogę spróbować po dobroci. I choć krew we mnie wrzała, zdobyłam się nadludzkim chyba wysiłkiem na to, żeby małą cały czas przytulać i zapewniać, że nie złoszczę się, że zostanę z nią tak długo jak zechce, choć wolałabym, żeby została grzecznie itd itd. I, o Alleluja! Została wreszcie i oczywiście kiedy po nią przyjechałam była cała w skowronkach i szczęśliwa, namalowała dwa prześliczne portrety tatusia i opowiadała jak wspaniale się bawiła. Kuk, pisz więcej :) Działasz jak balsam. Na mnie. dzięki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojej dziewczyny jak dobrze,że to napisalyscie wszystko.My też na etapie borykania się z wybrykami panny Jagody,ujarzmianie ekstremalnie szybkiego i cikawskiego Ziemka etc. Czasem mam ochotę wyjsć sobie z psem na spacer albo jeszcze lepiej sama i zostawić wszystko samemu sobie ... Czytam Was regularnie ale też jesteśmy na etapie organizowania sobie hiszpanskiego życia i tak jakoś dużo i mało jednocześnie by pisać .Za tydzien przylatuje moja mama i mam nadzieję,że trochę sobie odsapnę:P Jaga wariuje z chęci pójscia do tutejszego przedszkola ale jeszcze musimy przebrnąć przez rząd biurokratycznych spraw i zawsze to odkładamy na dalszy tor.Z ciekawostek powiem Wam,że akty urodzenia dzieciaków idą pocztą nie jak uprzedziła przemiła pani na poczcie 3 dni ale już 3 tygodnie ni widu ni słychu !!Generalnie jakoś odnajduję się w tutejszej rzeczywistości czerpię dużą radość z obacowania z castilliano bo z katalońskim niestety nie mam przyjemności coś w tym języku jest zniechęcającego jak dla mnie . Kochane Moje dziękuję Wam serdecznie za wszystkie zdjęcia !!!Mam nadzieję w niedługim czasie zrewanżować się tym samym bo póki co aparat leży w czelusciach którejś z szaf i tak naprawdę nikt nie może lub raczej nie chce mu się go zlokalizować;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oj o may włos zapomniała... Nastusiu Kochana, wór serdeczności urodzinowych od zakręconej ostatnio cioteczki dyni i jej kompanii!!!❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dynia, miło Cię czytac:) DZiewczyny, piszcie, piszcie! Bo ja tu czuje się czasem nie na miejscu, wydajecie się wzorami nie do doścignięcia dla mnie. Piszecie o tym, jakie sa Wasze relacje z dziecmi, rózne zachowania, reakcje..i ja czasem wymiękam, bo nie potrafię w ten sposób. Ale kiedy czytam, tak jak dziś, że ręka poleci, ze ciągłe napominanie etc., czuję się podniesiona na duchu...Bo ja, jak Mysh, jestem żandarmem. I wstydze się tego. I tez czuję, jak Shalla, ze często gęsto należy mi się karny jeżyk. A to, ze ręka mi nie leci, to niekoniecznie takie osiągnięcie, bo złość wychodzi w szpilach słownych wsadzanych Bączkowi przy nadarzającej sie okazji-sama nie wiem, co lepsze.. Ale, jak pisze Kuk, tez nauczyłam się, że ZAWSZE przepraszam, gdy zareaguję nieadekwatnie. Gdy krzyknę, ukarzę bez sensu etc. Zawsze tłumaczę, przepraszam..Nie wiem, ile on z tego rozumie, ale ja uczę się szacunku do niego, jako czlowieka posiadającego godność, a nie rozkapryszonego, złośliwego bachora. Dobranoc:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dynia, super że jesteś! Umieramy z ciekawości co u Ciebie??? Macie dom, mieszkanie, schron atomowy, bungalow na plaży???? PISZ!!!! Jak dzieciaki? Jak pogoda? Nie, tego lepiej nie pisz.... Jak rodzina przyjęła Wasz wyjazd? No i dzięki za życzenia! ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dawno temu, kiedy chcialam zamknac ten topik, nie przypuszczalam w ogole, ze moze jeszcze stac sie taki pomocny wlasnie w radzeniu sobie z zadziornymi czterolatkami :) Pszczola, ja podobnie jak Ty, potrafie Jaskowi dopiec slownie, za sie bardzo nie lubie. Bardzo staram sie, zeby w moich reprymendach nie bylo zlosliwosci uderzajacych bezposrednio w niego, ale roznie to wychodzi. Klapsa natomiast nie dalam nadal nigdy. Kiedy naprawde przesadza, wariuje, nie slucha, wyglupia sie i trudno polozyc temu kres, zamiast dawac klapsa, po prostu wychodze z pokoju i wierzcie mi ze czesto jest naprawde wielka kara i dziala na zasadzie szoku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh, naprawde byl taki czas, ze chcialas zamknac ten topik? Kiedy? Jak to dobrze, ze tego nie zrobilas! ;) Pszczola, ja mysle, ze my w ogole mamy ciut tendencje do idealizowania na Kaffeterii. Nie jest to tendencja do opowiadania nieprawdy ale raczej tendencja do skupiania sie na tym co dobre, co nam wychodzi, etc... Mysle, ze to dosc ludzkie i przy tym - fajne jest to, ze dzielimy sie wlasnymi metodami, wynalazkami, doswiadczeniami etc., ktore moga sie przydac innym :) Ja czasem wole nie napisac nic, niz po raz kolejny marudzic, opisywac, ze cos mi nie wypalilo, nawalilo, opuscily mi nerwy, etc... Co rzecz jasna nie znaczy, ze to sie nie zdarza. Chcialam Wam jeszcze opisac to, co spotkalo mnie dzis rano i przyprawilo o ogromne wzruszenie. Czuje sie ostatnio nieszczegolnie, bo wirus, ktory Franio przywlekl z przedszkola nie poddaje sie nawet pod wplywem antybiotyku, ktory biore od tygodnia. Nie wiem czemu najmocniej uderzyl we mnie, ale fakt faktem, ze kaszle jak opetana dzien i noc, co druga noc z rzedu skutecznie uniemozliwia mi sen. Dzis rano poczulam, ze \"juz dluzej nie moge\" i lezalam w lozku z mina z cyklu - niech mnie ktos przytuli, bo sie rozplacze. Moj maz bral prysznic w lazience, a Ania, jak zwykle rano harcowala po naszym lozku. W ktoryms momencie poczulam, jak ktos delikatnie caluje mnie we wlosy i ... czule glaszcze reka po glowie. Bylo to tak niespodziewane i ...takie bardzo trafiione zarazem, ze gdy otworzykam oczy i zobaczylam pochylona nade mna Anie, o malo nie peklam od zalewu milosci i wzruszenia... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rany, Kuk, potrafisz wzruszyć do łez. Wyobraziłam sobie tę scenę! U mnie po wczorajszym dniu totalnej katastrofy ( chyba nie pisałam na forum o tym? ) dziś mam drugi dzień katastrof.... Wczoraj Nastusia nie chciała zostać w przedszkolu ( to wiecie ), więc przez to zawaliłam cały plan dnia ( bo gdy ona jest w przedszkolu, ja załatwiam milion spraw ), nie zrobiłam zakupów na obiad, nie odebrałam mamy ze sklepu, nie załatwiłam nic u lekarza, hydraulik nie miał dla mnie czasu. Po powrocie do domu rozpadał się deszcz, chciałam poprawić niedokładnie przylegającą wycieraczkę - i kompletnie ją rozwaliłam. Cudem złapałam znajomego, który mnie zabrał do przedszkola i przywiózł nas z powrotem do domu. Wycieraczka poszła do śmietnika, nie mogłam kupić drugiej, bo sklep już był zamknięty. Samochód więc nie do użytku. Potem przyjechał szanowny małżonek i przedzieraliśmy się jego samochodem przez całe miasto w ulewie do architekta , który WRESZCIE skończył robotę i.... na miejscu okazało się, że nie wzięliśmy ze sobą pieniędzy... Jeśli myślicie, że dzisiejszy dzień był lepszy to się mylicie. Jeśli wczoraj była powódź, to dziś mam Tsunami :( Buuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!! Ale o tym później.cdn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I oto ciąg dalszy, ale nie wiem czy mam siłę to opisać. Otóż o świcie miał przybyć hydraulik. Przybył przed południem, bo coś tam. Potem oznajmił, z ekibel mam nie do naprawy, tylko do wyrzucenia ( tego się niestety spodziewałam, więc przyjęłam to z honorem ). Bateria kupiona w tym samym sklepie co wanna okazała sie totalnie do niej nie dopasowana i mająca diametralnie różny rozstaw dziur i rur ( nie wiem czy ja to klarownie pisze, ale dziś już nie jestem w stanie pisać jaśniej ). Przyszedł czas zakręcić zawór wody i spróbować podejść przynajmniej do tematu. I wtedy okazało się, ze w domu nie ma zaworu do zakręcania wody..... możecie sobie wyobrazić moją minę. Czyli, ze w razie zalewania domu przez wodę z pękniętej rury - mam siedzieć i patrzeć i podziwiać widok, bo ratować nie ma jak. FANTASTYCZNIE. Okazało się jednak szczęśliwie, że dom posiada zawór wody na zewnątrz. Alleluja! Radość mi jednak przeszła, gdy wyszło na jaw, że zawór jest jakiś metr pod ziemią.... o ile w ogóle jest. Hydraulik zaczął kopać. Kopał i kopał i kopał i kopał..... połamał mi przy tym sztućce, które mu udostępniłam, jako że hydraulik nie spodziewał się robót górniczych i nie miał na wyposażeniu łopaty..... Upieprzył się przy tym w glinie i błocie, że aż mi go było żal. Dokopał się wreszcie do czegoś.... czegoś bliżej nie znanego. I wtedy się okazało, że zawór jest, ale nie używany od czasów Henryka II chyba, w dodatku uszkodzony mechanicznie przez jakąś żeliwną tubę nasadzoną nierówno, wskutek czego zawór jest zgięty, nie do ruszenia, nie ma do niego dostępu, a teren wokoło jest wyłożony płytami chodnikowymi..... Hydraulik się załamał i poprosił, żeby go wezwać, jak sami to odkopiemy, bo to robota na dłużej, a on ma na dziś kolejne zlecenia i musi być na czas ( no w sumie to go rozumiem ). No więc jak poszedł - ja rodzinę biegiem w samochód ( z jedną sprawną wycieraczką ... ) i na zakupy. Z zakupów jak rakieta do domu - wysadzić mamę i mrożonki i biegiem do przedszkola. Dotarłyśmy tylko 5 minut spóźnione, więc w sumie nieźle. Ba, ale niestety kolejne 1,5 godziny spędziłam ocierając łzy Nastusi, która znów za nic nie chciała mnie wypuścić :( Te dwa tygodnie przerwy ( np. ferie, potem choroba ) były katastrofalne i wszystko zaczynamy od nowa :( Wreszcie jakoś sie porozumiałyśmy i jakimś cudem wyszłam. Gazem do domu usunać hałdę ziemi z podjazdu ( którą hydraulik stworzył przy użyciu łyżki do lodów i łyżeczki od herbaty ), zebym miała gdzie zaparkować... Zaraz po przybyciu radośnie powiadomiłam małżonka, ze jutrzejszą wolną sobotę rozpoczynamy o 8:00 rano wykopaliskami przed domem, bo wieczorem hydraulik ma czas, zeby przyjść i dokończyć dzieła. A małżonek nie mniej radośnie mnie powiadomił, że niestety ale nie posiada jutro wolnej soboty i od 7:30 jest w pracy do późnego wieczora.... To oznacza konieczność przesunięcia wizyty u naszego lekarza z jutra na \"niewiadomokiedy.\" i zaraz się rozpłaczę. A dziś jeszcze nas czeka powrót do architekta z pieniędzmi tym razem, oraz wizyta w sklepie.... bez odbioru. Odezwę się jak przeżyję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jennnny tyle się napisalam i mi zeżarło tak się wsciekłam,że nie wiem !!! Wkurzona jestem i nie będę improwizować raz kolejny tego postu zapodam Wam tylko uwczesniej skopiowane kwiatki Jagodowe ;) Zrobiony obiad ,Jaga siedzi przy stole i pałaszuje -Smakuje Ci Jadziu?pytam -pychota mamusiu ,tak dobry ,że gdybym miała ogon to bym nim zamerdała! Jaga smutna siedzi nad książeczką zniszczoną przez ukochanego brata ;-) Przekłada porwane kartki i nagle mówi -No i po Reksiu.. Mamo,mamo,maaaamooo! Podchodzę do pokoju kontrolnie zapytać się o co chodzi -Nie mogę coś spać... Połóż się Jaguś przytul do króliczka etc Jaga mi na to -coś mi się pod mózgiem wyobraża dziwnego i się boję... A co ci się wyobraża? -takie przedmioty odwrócone narysowane różową kredką... Wychodzimy z zakupów i Jag z dumą -No widzisz i wcale cie na nic nie namówiłam Pochwaliłam tą postawę, Jag dodaje -upilnowałam tą wstrętną małpę w głowie i na nic mnie nie naciągnęłą,ciągle ją trzymam jeszcze za ogon popatrz... Roooodziceee!!! Niesłyszycie wasz Ziemek płacze,trzeba się nim zając nie wiecie?! No dobra dopiszę tylko ,że rano mnie dziś spotkalo to samo co Kuk ze strony małego Ziemka ,osłodził mi chwilę zaraz po tym jak wyprowadził mnie z równowagi ,ot prawdziwy facet :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobra jeszcze słów parę o naszym lokum.Otóż jest to dom nad samym morzem z widokiem z tarasu na nie własnie z palmami i z agawami w niewielkim ogródku.Nie jest to oczywiscie południowa rezydencja moich marzeń bo nader skąpy kataloński landlord zostawil chawirę w stylu późnego Franco :P ale jest tu wszystko co potrzeba.Mamy jedną współlokatorkę wraz z psem i nie jest to póki co najgorsze rozwiązanie bo w domu bywa niezmiernie rzadko :P Dogadaliśmy się jakoś ale nie powiem ,że nie marzę o czymś na wylącznośc ale jak na razie to musiałabym iśc do pracy jakiejś ,ceny mieszkań bardzo wysokie ,kryzys też ich niestety dotknął za co wielu płaci słone ceny :( Jestem optymistką ,nie narzekam na brak słońca także generalnie nie narzekam :) Miłego łikendu !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, masz calkowita racje! Jesli chodzi o mnie, to wiem, ze mam tendecje... moze nie tyle do idealizowania, ile do skupiania sie na rzeczach pozytywnych wlasnie. I to niemal notorycznie. Kiedy cos nie idzie dobrze, to zdarza mi sie o tym pisac na goraco, ale jednak duzo czesciej nie mam wtedy ochoty marudzic... nie chce mi sie pisac... grzebac w tym... albo rozzalac nad soba... Czesto pisze dopiero po fakcie, kiedy problem zostal rozwiazany. To wynika chyba bezposrednio w mojego charakteru, ktory nakazuje mi skupic sie na pelnej polowce szklanki, a nie na pustej :) Shalla, cholera! Jesli kiedykolwiek bede kupowac dom, to pierwsza rzecz o jaka zapytam bedzie umiejscowienie i stan glownego zaworu wody ! Zyjesz? Dynia, dom nad samym morzem... Jezu! Ale swietna sprawa! A Jaga jest niesamowita po prostu! Prosze Cie, dawaj wszystko co masz w kwestii powiedzonek. A wiecie ze i mnie moja Polka zasypuje buziaczkami i moje serce w takich chwilach rozplywa sie jak czekoladka. Zaczela kilka dni temu, budzac mnie buziaczkami, a teraz podchodzi i caluje mnie przy kazdej okazji. I jak jej wtedy nie wziac na rece? I wyobrazcie sobie, ze ona probuje wysmarkac nos i dwa na trzy razy robi to calkiem poprawnie, a ze nie zawsze ma cos do wydmuchania to juz inna sprawa. Chodzi glownie o to, ze bezblednie kojarzy chusteczke z czyszczeniem nosa i "smarka" w kazda znaleziona na swojej drodze :) Wielkie Deszczyska odpuscily na chwile, wyszlo piekne slonce i dzisiaj po raz pierwszy bylismy pohasac na sniegu. Buty wytrzymaly ten chrzest sezonowy, ale spodnie przemokly nam wszystkim, bo brodzilismy w sniegu po kolana :) Tylko Pole trzymalam na wysokosciach nosidelka, zaluje bardzo ze nie mam jakiegos kombinezonu dla niej, nie pomyslalam o tym do tej pory, bo u nas takie ubranie nie jest potrzebne i zaklada sie to kilka razy tylko przy okazji jakis wiekszych wypraw wyzej... Kurcze, mysle ze bylaby szczesliwa lazac na czworaka po sniegu....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żyje żyje..... wy takie w skowronkach, że ja już lepiej nic nie napiszę.... Mysh, śnieg???? Super. U nas nadal złota jesień, dziś nawet bardzo ciepło, te durne ludzie chodza tu w bluzkach z krótkim rękawem.... Acha, zawór wspólnym wysiłkiem odkopaliśmy i po zużyciu dwóch litrów coca coli udało się lekko poruszyć nim..... Co zastaliśmy po wydrążeniu gigantycznej dziury w ziemi - nie mam na razie sił opisać. Moja łazienka wygląda jak po przejściu huraganu.... Może jutro będzie lepszy dzień....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Mysh,Zuza tez jest "smarkaczem". Smarka we wszystko juz od dawna. Uwielbia tez bawic sie mokra chusteczka taka "do pupy" i oczywiscie jak juz wszystko nia wyczysci (meble, podloga) to w nia usiluje smarkac. Jezeli jest to w porze kiedy jej Tata jeszcze spi wchodzi do lozka i wyciera Tacie taka mokra chustka nos smarkajac (a raczej fuczac bo nie miewa kataru) w powietrze aby dac sygnal co Tata powinien zrobic. Od malenstwa tez uwielbia kichac. Jezeli zdarzy jej sie kichniecie zasmiewa sie wnieboglosy a nastepnie kilkanascie razy pod rzad symuluje kichanie :) Ostatnio tez prowadzi dlugie monologi w tylko sobie znanym jezyku. Nie wiem czy Wam juz to opowiadalam ale smiejemy se, ze Zuza ma dwoch ojcow. Doskonale wie kto to jest mama ale samego slowa mama raczej nie wypowiada. Za to Tata to jest pierwsze i najczestsze slowo przy czym ja rowniez wedlug niej jestem Tata. To chyba taki zamiennik slowa "rodzice", obojetnie kogo z nas wola to zawsze krzyczy wlasnie Tata. :) Shalla, wspieram Cie mocno w walce z angielska hydraulika. Brak mi slow nad pomyslowoscia lub raczej jej brakiem u angielskich budowniczych. Kuk, jezeli chodzi o calusy jakie daje Zuza to do tej pory poprostu przykladala do naszych twarzy taki nieruchomy osliniony buziak "mowiac" przy tym "mmmmmmm" od niedawna zmienila taktyke - zbliza sie z szeroko otwarta paszcza wydajac mlasniecia. Nie musze chyba dodawac, ze obiektem calusow jest glownie Tata... W ogole Tata jest jej rycerzem pod kazdym wzgledem, a mama to jedynie osoba, ktora sie gdzies tam plata po domu :) :) :) Kuk, Mysh, jak tam Wasze zdrowie i Dzieciakow - mam nadzieje, ze ma sie ku lepszemu? Dynia, taaaa widok z okna na morze i palmy... Ale narobilas smaka :) Teksy Jagi swietne. Dla mnie to niesamowite, ze Wasze dzieci sa tak komunikatywne. Chyba troche zapominam, ze to juz czterolatki a Zuza jest jeszcze maluszkiem. Chociaz jak slysze o popisach Ani czy Poli to tez jestem pelna uznania. Mysh, jak to snieg!!! Chyba byliscie na jakiejs wyprawie? Bo chyba nie tak poprostu pod domem, w ogrodzie... Jak wiesz zawsze przed zima odczuwam ogromna obawe jak to bedzie... A jak przeczytalam slowo "snieg" to poczulam jakby jakis potwor sie na mnie czail. Dzisiaj walczylismy z proba kupna samochodu. Ogladalismy trzy sztuki. Nie zdecydowalismy sie na zaden bo kazdy przy dokladniejszych ogledzinach okazywal sie "po przejsciach"... Nie wyobrazam sobie kolejnej zimy bez wlasnego auta. Jedna przezylam i nie chce tego powtarzac. Stanowczo! A Mojego nie bede pozbawiac auta bo ma naprawde daleko do pracy. Pozdrawiam was serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnia wypowiedź Bączka,która zwaliła mnie z nóg: \"Przepraszam, czy może mi pani popilnowac mojego syna Abrahama, bo musze sprawdzić gulasz?\":D Z tym idealizowaniem natomiast, to faktycznie, ja jestem marudaa....Zawsze widzę tą połowę pustą, bo to, co dobre, wydaje mi się takie oczywiste, ze niewarte wspominania-a błąd! Poza tym, ja po prostu będąc nie szczęśliwa, czy chociaz smutna, potzrbuję to od razu wyrzucać z siebie, przegadać. I zapomnieć. Dlatego tak brzmie pesymistycznie, ale ogólnie, to jestem szczęśliwa:) Shalla, próbuję sobie wyobrazić tę łazienkę...i wiem, że klęłabym jak szewc, nienawidze, jak głupi kran sie psuje i jest to coś bardziej skomplikowanego niz 5 minutowa wymiana uszczelki.... Dynia, co to jest póxny Franco?? Nie umiem sobie wyobrazić tego domu:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, a wiesz, ze Tobiasz tez zaczął od słowa TATA, i oznaczało ono dla niego wszystko-pluszowego kotka, mnie, psa sąsiadów:))) Tata byl widocznie całym światem:) DZiewczyny, hip hip, udało mi sie wysłac Wam zdjęcia!!! A teraz koniec obijania sie, zabieram sie do pracy własciwej:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczola, a co to jest ta Twoja praca wlasciwa ? Dzieki za zdjecia! Nareszcie! Jak dla mnie, mozesz ich przyslac jeszcze 10 razy tyle :) Dzieciaki sa wspaniale. Psikulcu, zdecydowanie za rzadko rozpisujesz sie o Zuzie, o tym jaka jest, co lubi... Ostatnim postem nareszcie troszke zaspokoilas moja ciekawosc... Czasami obserwuje Pole, jak bawi sie \"doroslymi\" zabawkami brata i mysle sobie, ze przeciez gdyby to Pola byla pierwsza, nigdy nie mialaby okazji, bo nie mielibysmy takich zabawek JESZCZE. U Jaska pojawily sie duzo pozniej, wiec on jako taki maly szkrab nie mial jeszcze okazji sprobowac. Sila rzeczy drugie dziecko ma dookola duuuuzo wiecej bodzcow, a pierwszym i najwazniejszym z nich jest chec nasladowania starszego brata oczywiscie. Stad tez Pola dzielnie buduje z klockow lego, pisze dlugopisem, maluje pedzelkiem czy tez jezdzi (po podlodze) samochodem ;) Normalna rzecz ;) (Oczywiscie kiedy pisze "buduje", "pisze", "maluje", to oznacza ze bardzo dzielnie probuje to robic i niesamowite jest to ze probuje dotad az tego klocka przylepi) Natomiast kompletnie zaskoczyla mnie kiedy wystarczylo ze pokazalam jej jeden raz, jak wlozyc okragly klocek do okraglego otworu (w takim pudelku z otworami o roznych ksztaltach) i ona natychmiast powtorzyla to sama kilkakrotnie. Jasiek w jej wieku nie mial jeszcze tej zabawki, kupilam mu ja na pewno pare miesiecy pozniej... i na dodatek niewiele go ona interesowala, a juz na pewno nie probowal wkladac do niej klockow. Oj, czas minal, dziecko mnie wola. Milej niedzieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja nie dostałam zdjęć od Pszczółki. Czuję się dodatkowo poszkodowana przez los :( Sprawa z zaworem została pozytywnie zakończona za bardzo niepozytywną sumę. Ale wreszcie na mojej wannie jest taka bateria jak sobie wymarzyłam. Psikulcu Twój opis wyczynów Zuzy jest świetny! Uśmiałam się. Mysh - o właśnie - tu się potwierdza teoria, że dziecko im młodsze tym bardziej chłonne i wystarczy jest bombardować odpowiednio dużą ilościa bodźców, żeby przekonać się na własne oczy, że mały człowiek to bardzo inteligentna istota i już od maleńkości zdolna do o wielu więcej rzeczy niż się powszechnie uważa. 3 dni temu oglądałam świetny program o pamięci krótkotrwałej ( to tak nieco z innej beczki ) i doświadczenia pokazały niezbicie, że małpy mają ja doskonałą, a ludzie zazwyczaj nie.... Dzieci z podstawówki nie były w stanie poprawnie wykonać \"matematycznego\" zadania, które małpa wykonywała w 100% z sukcesem. Ech... a krokodyle mają lepsze zęby od nas, a fokom nie jest zimno. Cholera, nie wszystko się Panu Bogu w nas udało. Mam nadzieję, że już pracuje nad jakimś lepszy modelem człeka. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
My dzisiaj korzystając z pięknej pogody zabraliśmy się za porządkowanbie ogrodu ,kurcze jakoś mi to energii dodało :) Psczółka ,późny Franco to trochę tak jak u nas późny Gierek :) Niektóre sprzęty domowe zachowane są z epoki jego panowania czyli tak do ok 1975 roku to teraz możesz sobie wyobraźić co mam na mīśli.Tak sobie teraz kombinuję,że może np łaźienkowej szafki tak łątwo się nie pozbędę i za jakiś czas nabierze ona jakiejś wartości :P Pozdrawiam Was serdecznie u nas slonecznie ,pędzę zmiatać opadłe daktyle palmowe,doprawić zupę z cieciorki i smigamy na plażkę pa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj, porzadkowanie ogrodu, a scislej mozliwosc porzadkowania go w tych jesiennych dniach, to jest to co lubie najbardziej. Kiedy po kilku dniach szarugi i wietrzyska wychodzi wreszcie slonce i mozna z przyjemnoscia spedzic popoludnie w ogrodzie bez przesadnego okrywania sie cieplymi kurtkami, to jest wlasnie szczescie. Nigdy nie brakuje lisci do grabienia albo krzaczkow do podcinania. Dzieciaki zajete sa wtedy wlasnymi sprawami, Jasiek najczesciej kroluje na samym szczycie drawnianej gory, jako rycerz, pilot badz spider-man, a Pola wedruje z uporem przez caly ogrod bawiac sie czym popadnie. A ja sie relaksuje maksymalnie bo przez godzine nikt nic ode mnie nie chce :) A w tym roku wlasnie posadzilam kilka nowych krzaczkow i zamierzam dokupic jeszcze kilka w przyszlym tygodniu. To taka mala rzecz, a cieszy mnie ogromnie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×