Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Anna

Córka oblała aż 2 egzaminy na certyfikat z angielskiego

Polecane posty

Gość Aneta
11 minut temu, Gość Anna napisał:

.Próbowałam z córką przerobić cały angielski taką ,,drogą na skróty''.Czytałam taki artykuł w którym było że jak sie zna daną liczbę słów to sie osiągnęło taki poziom angielskiego.Przedstawiono to tak: Poziom A1-1500 słów,Poziom A2 - 3000 słów,Poziom B1 - 4500 słów,Poziom B2 - 6000 słów,Poziom C1 - 8000 słów i poziom C2 - 10 000 słów.

Według tego przelicznika córka zdawała maturę podstawową na poziomie B1 gdzie wymagali znajomość 4500 słów.Ona wtedy znała ponad 3000 i zdała mature.Po maturze wpadłyśmy na pomysł,że ona wykuje dodatkową liczbę słów tak aby zmieściła sie w tabeli poziomu pomiędzy B2 a C1.Córka znała 7 tysięcy słów (wiem bo ją odpytałam na wyrywki) a mimo tego nie zdała ani egzaminu ADVANCED ani egzaminu FCE.Byłam bardzo zła i w szoku bo wydałam na to ponad 1200zł a rezultat żaden.Córka uważa,że te egzaminy są tak skonstruowane że zda je tylko ktoś kto chodził na płatny kurs przygotowawczy - czyli trzeba płacić nauczycielom żeby nauczyli córke rozwiązywania łamigłówek (niepotrzebnych w życiu codziennym) i dopiero po odbyciu setek lekcji i skasowaniu za to kilku tysięcy złotych córka ma możliwość zdania egzaminu za który znowu płaci ale tym razem egzaminatorom

Niestety ale takie jest życie.Ciągle ktoś na kimś zarabia.Niech ona idzie na ten kurs.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

Co z tego, ze zna slowka jak nie mowi w danym jezyku? Nie rozumiala znaczenia zdan i nie potrafi zdan tworzyc. Znajac duza ilosc slowek moze najwyzej gaworzyc skoro nie rozumie sensu wypowiedzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że "native speaker" jednak poradziłby sobie ze składaniem zdań we własnym języku. Z tego co mówisz to córka po prostu nie zna angielskiego, nie potrafi się nim posługiwać. Sama przyznałaś, że tylko "duka" - to nie jest zaawansowany poziom angielskiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna

Do Jajko Pisanka

Kochana! Moja córka zna angielski bo zdała mature podstawową z angielskiego (69% pisemną i 40%ustną) i to świadczy o tym że ona umie angielski.Dodam jeszcze,że po maturze douczyła sie na pamięć 4 tysiące kolejnych nowych słów i w sumie zna już 7 tysięcy słów więc według ,,przelicznika poziomu zaawansowania'' moja córka zna tyle słów co poziom pomiędzy B2 a C1.

Przelicznik pochodzi ze strony internetowej GOOGLE: ,,Słówka angielskie - sprawdź ile ich znasz - Strefa angielskiego''.

Tam pisze,że poziom A1 - to znajomość 1500słów,poziom A2-3000 słów,poziom B1 - 4500 słów,poziom B2 - 6000 słów,poziomC1 - 8000 słów i poziom C2 - powyżej 8000 słów.

Amoja córka zna 7000 słów czyli według przelicznika ZNA angielski na poziomie B2-C1 a oblała egzamin ACE i FCE na certyfikat i ja osobiście uważam,że to jest niesprawiedliwe.Po prostu egzaminatorzy wymyślają bardzo zawiłe zadania i to tylko dlatego aby zmusić wszystkich do uczestnictwa w kursach przygotowawczych na których zarobią nauczycielki a potem zarobek przejdzie na egzaminatorów bo za egzamin kasują 609zł i to bez zwrotnie i wystarczy oblać połowę zdających i ci oblani znowu pójdą im zapłacić za kolejne podejście do egzaminu.To niesprawiedliwe i ten certyfikat to jest jakaś machina napędzająca dochody egzaminatorom i nauczycielom szkół językowych bo ONI DZIAŁAJĄ WSPÓLNIE.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, Gość Anna napisał:

Do Jajko Pisanka

Kochana! Moja córka zna angielski bo zdała mature podstawową z angielskiego (69% pisemną i 40%ustną) i to świadczy o tym że ona umie angielski.Dodam jeszcze,że po maturze douczyła sie na pamięć 4 tysiące kolejnych nowych słów i w sumie zna już 7 tysięcy słów więc według ,,przelicznika poziomu zaawansowania'' moja córka zna tyle słów co poziom pomiędzy B2 a C1.

Przelicznik pochodzi ze strony internetowej GOOGLE: ,,Słówka angielskie - sprawdź ile ich znasz - Strefa angielskiego''.

Tam pisze,że poziom A1 - to znajomość 1500słów,poziom A2-3000 słów,poziom B1 - 4500 słów,poziom B2 - 6000 słów,poziomC1 - 8000 słów i poziom C2 - powyżej 8000 słów.

Amoja córka zna 7000 słów czyli według przelicznika ZNA angielski na poziomie B2-C1 a oblała egzamin ACE i FCE na certyfikat i ja osobiście uważam,że to jest niesprawiedliwe.Po prostu egzaminatorzy wymyślają bardzo zawiłe zadania i to tylko dlatego aby zmusić wszystkich do uczestnictwa w kursach przygotowawczych na których zarobią nauczycielki a potem zarobek przejdzie na egzaminatorów bo za egzamin kasują 609zł i to bez zwrotnie i wystarczy oblać połowę zdających i ci oblani znowu pójdą im zapłacić za kolejne podejście do egzaminu.To niesprawiedliwe i ten certyfikat to jest jakaś machina napędzająca dochody egzaminatorom i nauczycielom szkół językowych bo ONI DZIAŁAJĄ WSPÓLNIE.

40% z ustnej sugeruje, że jednak nie potrafi posługiwać się angielskim. 69% z pisemnej to niezły wynik (jej znajomość słówek na pewno pomogła), ale 40% z ustnej oznacza, że nie potrafi mówić po angielsku, a już na pewno nie jest to poziom zaawansowany. Osoba na poziomie "advanced" mówi płynnie i nie ma problemów z tworzeniem i rozumieniem zdań. Zastanów się, wysłałaś córkę na bardzo ciężki egzamin który wymaga bardzo dobrej znajomości języka, a jednocześnie wiesz, że po angielsku tylko "duka" (Twoje słowa). Jak ta biedna dziewczyna miała zdać profesjonalny test kiedy na ustnej maturze nie dostała nawet połowy punktów?

Ten przelicznik ma sens tylko wtedy kiedy ktoś zna zasady języka. Inaczej to tylko słówka które są bezużyteczne jeżeli dana osoba nie potrafi składac zdań - a na tym poległa twoja córka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jula-ula

a co cie obchodzi machina? jakby ona znała angielski na zaawansowanym poziomie to by zdała egzamin.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna

Do Jajko Pisanka

W zeszłym roku rozmawiałam na wywiadówce z jej nauczycielką angielskiego.Ta kobieta uważa,że córka nauczy sie płynności jak wyjedzie za granicę i zacznie tam rozmawiać z ludźmi CODZIENNIE PRZEZ WIELE GODZIN  a nie tak jak w Polsce kursanci rozmawiają  z nauczycielką tylko 3 razy razy w tygodniu.Na kursie językowym grupowym w cenie 300zł miesięcznie nie ma codziennych konwersacji a to podobno trzeba codziennie ćwiczyć rozmowę z kimś anglojęzycznym na różne tematy żeby wyrobić w sobie płynność.Niestety mnie nie stać na to żeby opłacić córce codzienne konwersacje z nauczycielką (godzina rozmowy kosztuje 60zł - połowa mojej dniówki) Nie wyobrażam sobie płacić tak po 50zł przez 30 dni.To mnie wyniesie 15 tysięcy za miesiąc.Zresztą jej anglistka uważała,że godzina rozmowy codziennie to i tak jest za mało bo za granicą ludzie rozmawiają kilka godzin codziennie i dopiero po kilku miesiącach takich codziennych wielogodzinnych rozmów osiągają płynność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Gość Anna napisał:

Do Jajko Pisanka

W zeszłym roku rozmawiałam na wywiadówce z jej nauczycielką angielskiego.Ta kobieta uważa,że córka nauczy sie płynności jak wyjedzie za granicę i zacznie tam rozmawiać z ludźmi CODZIENNIE PRZEZ WIELE GODZIN  a nie tak jak w Polsce kursanci rozmawiają  z nauczycielką tylko 3 razy razy w tygodniu.Na kursie językowym grupowym w cenie 300zł miesięcznie nie ma codziennych konwersacji a to podobno trzeba codziennie ćwiczyć rozmowę z kimś anglojęzycznym na różne tematy żeby wyrobić w sobie płynność.Niestety mnie nie stać na to żeby opłacić córce codzienne konwersacje z nauczycielką (godzina rozmowy kosztuje 60zł - połowa mojej dniówki) Nie wyobrażam sobie płacić tak po 50zł przez 30 dni.To mnie wyniesie 15 tysięcy za miesiąc.Zresztą jej anglistka uważała,że godzina rozmowy codziennie to i tak jest za mało bo za granicą ludzie rozmawiają kilka godzin codziennie i dopiero po kilku miesiącach takich codziennych wielogodzinnych rozmów osiągają płynność.

ja nie mówię, że na kursie się nauczy - po prostu zwracamn uwagę, że postawiłaś przed nią niewykonalne zadanie. Wydałaś bardzo dużo pieniędzy i wywarłaś ogromną presje na córce, a ona nie miała szans zdać tego egzaminu. Ani jej oceny z matury, ani słowa jej nauczycielki nie sugerowały, że może się jej udać. 

Niektórym wystarczy kilka godzin na tydzień, inni muszą rozmawiać po parę godzin codziennie. Jeżeli Twoja córka musiałaby codziennie z kimś rozmawiać w danym języku (najlepszy sposób!) to po co w ogóle ją na ten ten egzamin pchałaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ...

Kurczę, jak można być tak ograniczonym?

Nie mówię, że nauczone słówka się córce nie przydadzą – bo, jak sama mówisz, to podstawa znajomości języka. Szczególnie na poziomie podstawowym. Tak więc córka nic nie straciła (poza twoją kasą niepotrzebnie wydaną na drogie egzaminy).

Ale:

1. CAE (jak sama nazwa wskazuje – Certificate in Advanced English) to poziom zaawansowany. Na takim poziomie znajomość słówek zdecydowanie nie wystarcza! Na egzaminie wymagana jest dosyć zaawansowana znajomość gramatyki, a także różnego rodzaju związków frazeologicznych/idiomów (to też jest część słownictwa, ale zakładam, że tego córka się nie uczyła).

2. Znajomość języka na tak zaawansowanym poziomie jak najbardziej się przydaje – bo zapewne kiedyś córka będzie chciała przeczytać tekst, w którym ta zaawansowana gramatyka się pojawi. A idiomy to w zasadzie język codzienny... Czy "it's raining cats and dogs" przetłumaczysz na polski jako "pada kotami i psami"? Chyba nie. A takich wyrażeń się używa. To jest akurat dosyć oczywisty przykład, można się łatwo domyślić znaczenia – ale nie wszystkie takie są...

3. Slangu (czyli języka ulicy) akurat na certyfikatach nie ma i w szkole (ani zwykłej, ani językowej) się go nie uczy – a trochę szkoda... Bo to też język codzienny. Ale tu jest chyba za duża różnorodność w różnych rejonach różnych anglojęzycznych krajów, by tego z sensem nauczać. No i spora część slangu to słowa niecenzuralne – moim zdaniem jak najbardziej powinno się je znać (by wiedzieć, co ktoś do ciebie mówi, nie po to, by ich używać), ale trochę głupio byłoby używać takich słów podczas lekcji w szkole... A jakby wszedł dyrektor czy inny nauczyciel, jeszcze trudniej byłoby się z tego wytłumaczyć.

4. Matura – szczególnie ta podstawowa – jest na drastycznie niskim poziomie i 70% z podstawowej to nie jest żaden super wynik. 70% z rozszerzonej faktycznie by świadczyło o tym, że córka w miarę sensownie zna angielski. Choć niekoniecznie na poziomie takim, by z marszu zdawać CAE. Matura nie pokrywa się zakresem materiału z żadnym z egzaminów cambridge'owskich. Pod pewnymi względami to poziom CAE, pod pewnymi FCE. Na rozszerzeniu.

5. Rozwiązywania zadań pod te egzaminy jak najbardziej można się nauczyć z książek, są w sprzedaży całe zbiory testów identycznych z arkuszami egzaminacyjnymi...

6. Jeśli chodzi o umiejętność swobodnego rozmawiania w języku obcym – tutaj trzeba po prostu to praktykować, a żeby to praktykować, trzeba mieć z kim. Faktycznie wyjeżdżając do kraju, w którym mówi się w danym języku (o ile nie zamknie się w enklawie Polaków) najłatwiej to osiągnąć. Ale to nie jedyny sposób, szczególnie dziś, w XXI wieku, gdy mamy cały świat na wyciągnięcie ręki poprzez taką globalną sieć komputerową (za pośrednictwem której zadałaś, zresztą, to pytanie)... Można się też np. umawiać z inną osobą, która też uczy się angielskiego na podobnym poziomie, i organizować sobie takie konwersacje na własną rękę (dodatkowy plus – można wymieniać się słówkami, które akurat się zna). Obecność nauczyciela ma tutaj taki plus, że poprawi on ewentualne błędy, które będziemy popełniać (zresztą w ogóle przy różnych obszarach nauki języka nauczyciel najbardziej się przydaje właśnie do poprawiania błędów), ale i tutaj jest jakaś szansa, że druga osoba będzie wiedziała, że wyrażenie, którego użyliśmy, jest błędne i nam to powie (lub odwrotnie, my jej powiemy, że zrobiła błąd, gdy akurat coś takiego zauważymy i wiemy, że coś jest niepoprawne). A w tym aspekcie ważniejsze, niż poprawność, jest wyrobienie sobie tej umiejętności płynnego rozmawiania po angielsku, a do tego po prostu trzeba rozmawiać... Wszystko jedno, z kim, ważne, by to było po angielsku, i z osobą znającą ten język na poziomie co najmniej zbliżonym do naszego (a najlepiej na wyższym). Jeśli przez Internet, to oczywiście koniecznie ustnie (przez mikrofon), a nie na czacie. Jest naprawdę dużo możliwości, trzeba tylko chcieć i się trochę wysilić... Nie brakuje ludzi, którzy sobie tę umiejętność wyrobili drogą naturalną, w sposób analogiczny do przebywania po prostu w kraju anglojęzycznym,  po prostu... grając w pewne specyficzne rodzaje gier online, które po prostu akurat wymagały rozmawiania przez mikrofon z współgraczami.

Co ciekawe, ta rzecz przychodzi dużo, dużo łatwiej, gdy jakiś język obcy się zna (taki, którego samemu się uczyło – pomijam przypadki, gdy ktoś od urodzenia wychowywał się w środowisku dwujęzycznym i stąd zna dwa języki). Dlaczego? Bo tu chodzi nie tyle o samą naukę (oczywiście znajomość wymowy jest ważna, ale jej powinniśmy się uczyć wraz z poszczególnymi słówkami), co o wyrobienie sobie pewnych nawyków. Które są uniwersalne dla wielu języków obcych, a w nowym języku to już tylko kwestia nauczenia się paru zwrotów przydatnych przy prowadzeniu konwersacji (typu "nie zrozumiałem, mogę prosić o powtórzenie?" albo "przepraszam, zapomniałem, jak na to się mówi po angielsku, ale chodzi mi o ten taki ..., co służy do ... i jest podobny do ..., ale ...").

7. Jeśli chodzi o kursy – wszystko zależy od nauczyciela. Mnie udało się trafić na takiego, który – na kursie przygotowującym do egzaminu – nie przerabiał w bezsensowny sposób tematów, za to zajęcia składały się przede wszystkim z rozwiązywania arkuszy egzaminacyjnych oraz z konwersacji. Oczywiście od czasu do czasu pojawiały się też jakieś kserówki z ćwiczeniami wprowadzającymi nowe słownictwo czy jakieś zagadnienia gramatyczne, ale to było dużo mniej ważne. A rozwiązując tylko same arkusze też dużo można się nauczyć (pewna wada jest taka, że to w pewnym sensie uczenie się pod egzamin... ale z drugiej strony, ten egzamin sprawdza przecież jakąś konkretną wiedzę, którą chcemy posiąść, więc teoretycznie nauka pod egzamin powinna gwarantować jej zdobycie, przynajmniej w jakimś zakresie). Co do konwersacji – na każdych zajęciach dwa razy w tygodniu rozmawialiśmy przez kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt minut, w parach lub trójkach, na zadane przez nauczyciela tematy – a często bywało i "teraz rozmawiajcie po angielsku o czymkolwiek tylko chcecie".

8. Bez względu na jakość danego kursu, mają one jedną bardzo dużą zaletę (dotyczy to zresztą nie tylko nauki języków). Wymusza systematyczność. Nie zrobisz pracy domowej – nikt ci co prawda (na płatnym kursie) za to jedynki nie wystawi, ale będzie miał do ciebie o to pretensję. Źle ci pójdzie okresowy test (taki w ramach kursu) – masz pretensje do siebie, że się nie nauczyłaś tego, co powinnaś. Uczenie się w pełni na własną rękę wymaga, niestety, samozaparcia. Nauka języka obcego nie przychodzi szybko i łatwo, to mozolny proces, a efekty widać dopiero po kilku latach nauki. Łatwo się zniechęcić i rozleniwić.

9. Jeszcze raz powtórzę, bo to jest dla ciebie bardzo ważne – znajomość słownictwa oczywiście jest ważna, ale to nie wszystko! Ktoś ci powie: "I have been to Warsaw". "Ja miałem byłem do Warszawy"? Co on, za przeproszeniem, gada? A to całkowicie normalne i bardzo podstawowe zdanie, znaczące "Byłem (kiedyś – nieistotne, kiedy) w Warszawie". Oczywiście zakładam, że coś takiego, jak czas Present Perfect córka zna, ale to przykład pokazujący, że gramatyka też jest ważna. Bardziej zaawansowane zagadnienia gramatyczne – prawda, w życiu przydają się rzadziej – ale to tak samo, jak bardziej zaawansowane słownictwo. Częściej przyda nam się wiedza, jak jest po angielsku "autobus", "jajko" czy "chleb", niż "zapalenie płuc", " bocznica kolejowa" czy "sala wykładowa". 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna

Do Jajko Pisanka

Bardzo chciałam żeby córka zdobyła ten certyfikat bo podobno dostanie lepiej płatną pracę.U nas nawet do recepcji w solarium wymagają certyfikatu FCE (taka jest wymagająca szefowa gabinetu odnowy biologicznej  połączonego z solarium).

Ja myślę sobie,że te certyfikaty i egzaminy są machiną napędzającą szmal egzaminatorom i nauczycielom szkół językowych i to jest jedna wielka klika.

Może faktycznie lepiej wysłać córke na kurs ale do Anglii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna

Do Gość

Z tego co wiem córka czyta oryginalne książki angielskie.Ostatnio przeczytała książke ,,Harry Potter and the philosopher's stone'' J.K.Rowling.Córka twierdzi,że wszystko zrozumiała co tam było napisane.Ona zna 7 tysięcy słów więc to jej wystarczyło do rozszyfrowania tekstu w książce.A przecież ta książka jest napisana dla osób zaawansowanych.

Skoro moja córka znając tak dużo słów potrafi rozumieć książke Harry Potter bez zaglądania do słownika to ona zna angielski na zaawansowanym poziomie.Mnie sie wydaje,że umiejętność czytania książki w oryginale jest dużym sukcesem  i świadczy o dużej znajomości języka tylko,że czytanie książki to rozszyfrowywanie wypowiedzi autora książki i to córka umie zrobić,natomiast transformacje zdań na egzaminie to jakby inna umiejętność - to jakieś kombinacje zdań no i tu ona poległa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anusa
Dnia 7.06.2019 o 01:26, Gość Anna napisał:

ja z córką nie skupiałyśmy sie 

Tym sposobem przepadło 1238z, a Ty możesz wysłać córkę na egzamin A2, z którym dostanie się na pomoc na budowie, aby targać cegły za £8 za godzinę -porobi tydzień i odrobi. Pote jak pozna jak się mówi na budowie to przystąpi do B1.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Annonymus dolphin

Droga pani, 

Pisze to z perspektywy osoby która również zdawała egzamin advanced, i zdała go bardzo dobrze. 

Z mojego doświadczenia znajomość słówek  minimalnie mogłaby pomóc w zdaniu egzaminu pani córce. Żeby dobrze znać jakikolwiek egzamin obecnie trzeba znać technikę egzaminacyjna której niestety najlepiej nauczy się na bardzo drogim kursie językowym.

Dodatkowo Cambridge advanced jest testem bardzo długim i wyczerpującym. I tutaj również można u się upatrywać porażki córki - ja biegle posługuje się angielskim, uczęszczam na studia w tym języku ale pod koniec egzaminu z powodu stresu i zmęczenia również zrobiłam parę głupich błędów. 

Trzeba przyznać jednak ze wyniki z matury z angielskiego pani córki są dość niskie (jak na osobę porywającą się na tak trudny egzamin) , i powinna ona udać się na kurs do szkoły językowej lub mieć prywatne lekcje z native speakerem (chociaż jest to niezwykle drogie) 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że to duży sukces. Tylko to jest co innego czytać ze zrozumiem, a co innego samodzielnie tworzyć zdania zdania.

Transformacja zdań to nie jest inna umiejętność - to jest coś co powinien zrobić każdy na średnio-zaawansowanym poziomie. Jeżeli nie potrafi tego robić to znaczy, że tak naprawdę nie potrafi mówić po angielsku. Może język rozumieć (czego dowodzi fakt, że po angielsku czyta - i powinna robić to jak najczęściej!), ale sama nie potrafi tej wiedzy zastosować. Nie możesz powiedzieć, że ktoś zna język jeżeli zwyczajnie nie potrafi mówić z danym języku. 

Czytając wypowiedź na papierze może rozumieć o co chodzi, ale jeżli nie potrafi płynnie składać zdań (a transformacje są łatwiejsze niż pisanie całych wypowiedzi od zera), to znaczy, że tak naprawdę słabo zna język. 

Biorąc pod uwagę wszystko co napisałaś, to myślę, że wysyłanie córki na kurs angielskiego za granicę to kiepska inwestycja. Ona zwyczajnie za mało zna angielski żeby coś wynieść z tego kursu. Zwyczajnie się nie dogada. Już większy sens miałoby gdyby po prostu pojechała do pracy czy nawet na wakacje za granicę, bo póki co wydaje mi się, że ona ma problem z podstawami języka. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
5 minut temu, Gość Anusa napisał:

Tym sposobem przepadło 1238z, a Ty możesz wysłać córkę na egzamin A2, z którym dostanie się na pomoc na budowie, aby targać cegły za £8 za godzinę -porobi tydzień i odrobi. Pote jak pozna jak się mówi na budowie to przystąpi do B1.

Moja córka bez problemu przeczytała oryginalną książke ,,Harry Potter and philosopher's stone''.A to książka dla osób zaawansowanych - nie dla osób na poziomie B1.

Córka nie zdała egzaminów ale NIE z powodu nie zrozumienia tekstów pisanych na poziomie advanced tylko z powodu:

- braku umiejętności transformowania zdań (chodzi o jakieś przekształcenia zdań z użyciem idiomów)

- braku osłuchania sie z wiadomościami BBC bo na tych egzaminach trafiła na typowe wiadomości z radia (nie było odsłuchu czytanek).

- barku umiejętności płynnego mówienia (córka rozumiała co do niej mówi egzaminator i umiała mu odpowiedzieć ale dukała bo nie miała z kim ćwiczyć rozmów)

- nie znajomości idiomów ( a na co jej idiomy?)

Córka zna ANGIELSKI PISANY perfect.Ona czyta oryginalnego Harry Pottera bez zaglądania do słownika więc to mi mówi,że jej angielski jest naprawde dobry tylko że ona nie przećwiczyła techniki rozwiązywania zadań-łamigłówek typowych pod egzamin,za mało słuchała radia i nie uczyła sie idiomów i nie miała z kim ćwiczyć rozmawiania.Ale słów zna multum i oryginalne książki czyta bez problemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
38 minut temu, Gość Annonymus dolphin napisał:

Droga pani, 

Pisze to z perspektywy osoby która również zdawała egzamin advanced, i zdała go bardzo dobrze. 

Z mojego doświadczenia znajomość słówek  minimalnie mogłaby pomóc w zdaniu egzaminu pani córce. Żeby dobrze znać jakikolwiek egzamin obecnie trzeba znać technikę egzaminacyjna której niestety najlepiej nauczy się na bardzo drogim kursie językowym.

Dodatkowo Cambridge advanced jest testem bardzo długim i wyczerpującym. I tutaj również można u się upatrywać porażki córki - ja biegle posługuje się angielskim, uczęszczam na studia w tym języku ale pod koniec egzaminu z powodu stresu i zmęczenia również zrobiłam parę głupich błędów. 

Trzeba przyznać jednak ze wyniki z matury z angielskiego pani córki są dość niskie (jak na osobę porywającą się na tak trudny egzamin) , i powinna ona udać się na kurs do szkoły językowej lub mieć prywatne lekcje z native speakerem (chociaż jest to niezwykle drogie) 

Napisała pani,że ,,znajomość słówek minimalnie mogłaby pomóc w zdaniu egzaminu''.Czytałam w internetowym artykule,że ilość słownictwa jaką należy opanować do egzaminu FCE-B2 to 6000 słów a już do egzaminu ACE-C1 to 8000 słów - czyli 2000 słów więcej.Wynika z tego,że pomiędzy egzaminem FCE a ACE istnieje duża przepaść jeśli chodzi o poziom słownictwa jaki należy posiadać.Z tego powodu tuż przed egzaminem córka wykuła 7000 najczęściej używanych angielskich słów.Znajomość tych słów pozwoliła jej zrozumieć wszystkie pisane teksty w arkuszu.Córka stwierdziła,że nie zaskoczyło  jej ani jedno obce słowo - znała wszystkie słowa ze wszystkich tekstów na arkuszu.To oznacza,że ona zna pisany angielski bardzo dobrze.

Fakt,że gorzej u niej z płynnym mówieniem ale takim na poziomie advanced  (egzaminator stwierdził,że córka nie używa struktur typowych do poziomu ACE tylko jej mowa to poziom pre-intermediate).

Ale jakby nie było ona czyta Harry Potter w oryginale bez zaglądania do słownika i to oznacza,że ona zna angielski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
44 minuty temu, Jajko Pisanka napisał:

Oczywiście, że to duży sukces. Tylko to jest co innego czytać ze zrozumiem, a co innego samodzielnie tworzyć zdania zdania.

Transformacja zdań to nie jest inna umiejętność - to jest coś co powinien zrobić każdy na średnio-zaawansowanym poziomie. Jeżeli nie potrafi tego robić to znaczy, że tak naprawdę nie potrafi mówić po angielsku. Może język rozumieć (czego dowodzi fakt, że po angielsku czyta - i powinna robić to jak najczęściej!), ale sama nie potrafi tej wiedzy zastosować. Nie możesz powiedzieć, że ktoś zna język jeżeli zwyczajnie nie potrafi mówić z danym języku. 

Czytając wypowiedź na papierze może rozumieć o co chodzi, ale jeżli nie potrafi płynnie składać zdań (a transformacje są łatwiejsze niż pisanie całych wypowiedzi od zera), to znaczy, że tak naprawdę słabo zna język. 

Biorąc pod uwagę wszystko co napisałaś, to myślę, że wysyłanie córki na kurs angielskiego za granicę to kiepska inwestycja. Ona zwyczajnie za mało zna angielski żeby coś wynieść z tego kursu. Zwyczajnie się nie dogada. Już większy sens miałoby gdyby po prostu pojechała do pracy czy nawet na wakacje za granicę, bo póki co wydaje mi się, że ona ma problem z podstawami języka

Moja córka zna biegle 7 tysięcy najpopularniejszych angielskich słów które dostała od swojej anglistki przed maturą.Dzięki tym słowom przeczytała oryginalną książke ,,Harry Potter and philosopher's stone'' bez zaglądania do słownika.

Ta książka jest dla osób zaawansowanych - nie dla początkujących.

Skoro córka swobodnie czyta angielskie książki to oznacza,że ona zna angielski pisany bardzo dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, Gość Anna napisał:

Moja córka zna biegle 7 tysięcy najpopularniejszych angielskich słów które dostała od swojej anglistki przed maturą.Dzięki tym słowom przeczytała oryginalną książke ,,Harry Potter and philosopher's stone'' bez zaglądania do słownika.

Ta książka jest dla osób zaawansowanych - nie dla początkujących.

Skoro córka swobodnie czyta angielskie książki to oznacza,że ona zna angielski pisany bardzo dobrze.

nie, to znaczy, że potrafi czytać bardzo dobrze. Żeby bardzo dobrze znać pisemny angielski musiałaby jeszcze umieć pisać na tym samym poziomie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
2 godziny temu, Jajko Pisanka napisał:

nie, to znaczy, że potrafi czytać bardzo dobrze. Żeby bardzo dobrze znać pisemny angielski musiałaby jeszcze umieć pisać na tym samym poziomie

Z tego co mówiła jej anglistka,to córka umie czytać biegle oryginalne książki angielskie które są książkami dla natives - nie dla uczących sie angielskiego,i według anglistki to oznacza,że córka zna słownictwo na bardzo zaawansowanym poziomie.Natomiast anglistka zaznaczyła,że umiejętność pisania od siebie,mówienia i rozumienia ze słuchu zaawansowanych tekstów są już innymi umiejętnościami które córka wykształciła  ale na poziomie pre-intermediate.Czyli moja córka przeczyta i zrozumie książke,ale sama od siebie nie napisze  takich wypowiedzi.Anglistka przyznała,że ona sama jako anglistka też nie umie od siebie pisać tekstów takich jak angielski pisarz piszący swoją książke i ona jako anglistka też nie umie sama od siebie wypowiadać sie na takim poziomie jak aktorzy na filmach,bo życie to nie książka i nie film.

Ta pani uważa,że córka nie nauczy sie pisania siedząc w Polsce,bo córka musiałaby znaleźć w internecie osobę anglojęzyczną która umie pisać teksty na poziomie advanced i w taki sposób zacznie pisać z moją córką a takich osób chętnych do pisania na takim poziomie jest mało.Wszyscy którzy piszą cokolwiek DLA ROZRYWKI w internecie posługują sie językiem podstawowym a nie zaawansowanym.

Anglistka uważa,że córka siedząc w Polsce nigdy nie nauczy sie rozumienia  angielskiego ze słuchu tak żeby rozumieć WSZYSTKICH  LUDZI Z CAŁEGO ŚWIATA.Tego nie nauczy jej ani korepetytor w Polsce ani rozmowy na skype (bo to są rozmowy za proste a chodzi o mówienie zaawansowane),ani nie nauczą jej odsłuchiwane audiobooki lub podcasty (te nagrania na audiobookach są zbyt wyraźne (są czytane przez ludzi z piękną dykcją a w realu trzeba umieć zrozumieć bełkot więc audiobooki nie nauczą córki rozumienia takiego żywego języka mówionego przez ludzi w realnych sytuacjach).

Według tej pani córka musi wyjechać za granicę i tam otoczyć sie ludźmi anglojęzycznymi - Brytyjczykami,Amerykanami i Obcokrajowcami aby nauczyć sie rozumieć WSZYSTKICH LUDZI ( a jak na razie to ona rozumie tylko nauczycielkę i audiobooki czytane przez ludzi z wyraźną wymową - co jest nierealne).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co...za taką rurą jak ja anglistka to wcale nie dziwię się, że dziewczyna która czyta ksiązki po angielsku dostała 40% ze słownej matury. Ta nauczycielka to jakiś żart!

Pewnie, że powinna rozmawiać z obcokrajowcami, ale ludzie jak najbardziej mogą nauczyć się mówić i pisać w języku obcym - nawet jak będą mówić z akcentem. 

Moim zdaniem ta parodia nauczycielki nawciskała wam kitu żeby zakryć swoją niekompetencję. Twoja córka po prostu nie mówi po angielsku, nie potrafi w tym języku tworzyć wypowiedzi nawet jeżeli rozumie tekst kiedy go czyta. Dlatego nie zdała tego egzaminu i miała kiepskie wyniki z matury.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
1 godzinę temu, Jajko Pisanka napisał:

Wiesz co...za taką rurą jak ja anglistka to wcale nie dziwię się, że dziewczyna która czyta ksiązki po angielsku dostała 40% ze słownej matury. Ta nauczycielka to jakiś żart!

Pewnie, że powinna rozmawiać z obcokrajowcami, ale ludzie jak najbardziej mogą nauczyć się mówić i pisać w języku obcym - nawet jak będą mówić z akcentem. 

Moim zdaniem ta parodia nauczycielki nawciskała wam kitu żeby zakryć swoją niekompetencję. Twoja córka po prostu nie mówi po angielsku, nie potrafi w tym języku tworzyć wypowiedzi nawet jeżeli rozumie tekst kiedy go czyta. Dlatego nie zdała tego egzaminu i miała kiepskie wyniki z matury.

Z tego co wiem anglistka ukończyła pięcioletnią filologię angielską na studiach dziennych UW.

Na lekcjach kazała uczniom czytać na głos czytanki i wypisywać z nich nieznane słówka.

Rzadko kiedy rozmawiała z uczniami po angielsku.Uczyła ich bardzo podstawowej gramatyki (6 czasów podczas całej nauki w liceum).

Ta nauczycielka nie popierała nauki gramatyki,bo ona była turystycznie w Stanach i podobno przekonała sie że gramatyka jest nikomu nie potrzebna do tego żeby sie dogadać z ludźmi.

Ona stawiała na intensywną naukę słownictwa i to wszelakiego słownictwa.

Dzięki niej moja córka znała dużo słów do matury i na arkuszach nie zaskoczyło jej żadne obce słowo.

Córka dostała od anglistki w prezencie 7 tysięcy fiszek (najpopularniejszych słówek).

Dzięki tym fiszkom córka rozumiała teksty na egzaminach FCE i ACE,których nie zdała ale nie z powodu nie znajomości słownictwa tylko z powodu nie znajomości PHRASAL VERBS I IDIOMS.

Poza tym córka nie umiała przekształcić tych zdań w których znała wszystkie słówka.

Anglistka uważa,że egzaminy na certyfikat są BARDZO TRUDNE i są dużo trudniejsze niż określa je komisja.

Według niej część tekstów z egzaminu FCE i ADVANCED są pod kątem słownictwa na poziomie PROFICIENCY ( czyli wyższym niż egzamin).

Niektóre czytanki (oczywiście nie wszystkie) są naszpikowane bardzo wysoko wyspecjalizowanym słownictwem które jest wymagane na poziomie C2 a nie na egzaminie FCE.-B2.

Poza tym anglistka uważa,że Polak mieszkający w Polsce i nie podróżujący za granicę NIGDY NIE NAUCZY SIE mówić po angielsku tak aby używać w mowie języka zaawansowanego.Owszem Polak nauczy sie płynności ale będzie używał języka prostego.

Jedynie polscy wykładowcy wykładający anglistyke na uniwersytecie są w stanie używać angielskiego w mowie w stopniu zaawansowanym,bo oni opowiadają studentom  historię Anglii po angielsku.ale nawet wykładowcy przygotowują sie w domu do takiego wykładu,bo inaczej nie daliby rady.

Anglistka każe wyjechać córce za granice (nie koniecznie do Anglii) i chodzić na roczny kurs codziennych konwersacji (bo córka zna bogatą bazę słów i ona nie potrzebuje płacić za lekcje nauki słownictwa).

Podobno po dwóch latach córka nauczy sie rozumieć ze słuchu WSZYSTKICH i nauczy sie wypowiadać na wyższym poziomie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Z tych studiów chyba tylko zostały jej stare notatki skoro twierdzi, że gramatyka nie ma znaczenia. Angielski to akurat jeden z tych języków gdzie zła odmiana/poprzestawianie słów w zdaniu zmienia jego sens

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna
5 godzin temu, Jajko Pisanka napisał:

Z tych studiów chyba tylko zostały jej stare notatki skoro twierdzi, że gramatyka nie ma znaczenia. Angielski to akurat jeden z tych języków gdzie zła odmiana/poprzestawianie słów w zdaniu zmienia jego sens

Nauczycielka córki była jakiś czas w Stanach i opowiadała,że  rzadko który Amerykanin dba o gramatykę tak jak dbają Polacy w polskiej szkole.

Ludzie w Ameryce używają języka na milion sposobów i uczenie sie tej całej poprawności jest fajne tylko wtedy gdy ktoś naprawde chce zabłysnąć swoim stylem mówienia (czego Amerykanie nie znoszą).

Ludzie w Ameryce mówią skrótami,slangiem,czasami przekręcają czasy,czasowniki nieregularne mieszają z regularnymi np: niektórzy Amerykanie zamiast: ,, I've already gone - oni gadają: I already went.

Zamiast powiedzieć poprawnie ,,Tomorrow I will go west'' oni sobie skracają i mówią ,,Tomorrow I go west''.

Robią to notorycznie.Dlatego nauczycielka córki postawiła na naukę uczniów obszernego słownictwa i minimalne podstawy gramatyki.

Według tej anglistki gramatyka która była w Stanach poprawne używanie gramatyki jest przydatne tylko na egzaminach do zdobycia certyfikatu językowego a w realnym życiu i w realnej rozmowie z kimś wszystkie chwyty są dozwolone i każdy mówi jak mu sie podoba a nie tak jak podręcznik mu każe.

My Polacy często mówimy słowo POSZEDŁ jako poszet i też nie przestrzegamy zasad polszczyzny tylko gadamy tak jak nam jest wygodnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość UlaBrzyDula

Ja tam sie uczyłam poprawnej gramatyki.Nie obchodzi mnie że Amerykanie kaleczą gramatyke.Ja nie chce kaleczyć angielskiego.

Trzeba patrzeć na siebie a nie na innych.Jak oni kradną to ja też mam kraść? No sorry!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, Gość Anna napisał:

Nauczycielka córki była jakiś czas w Stanach i opowiadała,że  rzadko który Amerykanin dba o gramatykę tak jak dbają Polacy w polskiej szkole.

Ludzie w Ameryce używają języka na milion sposobów i uczenie sie tej całej poprawności jest fajne tylko wtedy gdy ktoś naprawde chce zabłysnąć swoim stylem mówienia (czego Amerykanie nie znoszą).

Ludzie w Ameryce mówią skrótami,slangiem,czasami przekręcają czasy,czasowniki nieregularne mieszają z regularnymi np: niektórzy Amerykanie zamiast: ,, I've already gone - oni gadają: I already went.

Zamiast powiedzieć poprawnie ,,Tomorrow I will go west'' oni sobie skracają i mówią ,,Tomorrow I go west''.

Robią to notorycznie.Dlatego nauczycielka córki postawiła na naukę uczniów obszernego słownictwa i minimalne podstawy gramatyki.

Według tej anglistki gramatyka która była w Stanach poprawne używanie gramatyki jest przydatne tylko na egzaminach do zdobycia certyfikatu językowego a w realnym życiu i w realnej rozmowie z kimś wszystkie chwyty są dozwolone i każdy mówi jak mu sie podoba a nie tak jak podręcznik mu każe.

My Polacy często mówimy słowo POSZEDŁ jako poszet i też nie przestrzegamy zasad polszczyzny tylko gadamy tak jak nam jest wygodnie.

Tak, ale jak nie dodasz tego tomorrow to z "jutro jadę na zachód" robi ci się "jężdzę na zachód" albo "jadę na zachód (w czasie teraźniejszym)". Nauczycielka twojej córki to idi.o.tka, a fakt, że pojechała do stanów na wakacje nie robi z niej eksperta. Prawdopodobnie z jej kiepską znajomością języka (sama przyznała, że nie mówi płynnie, tak?) po prostu nie rozumiała co ludzie do niej mówią i musiała się domyślać.

Wybacz, ale to jest po prostu przerażające, że ktoś tak głupi może prowadzić zajęcia. Jeżeli ona podała przykład "I've already gone/I already went" to nie jest to do końca to samo. Pierwszego użyjesz raczej żeby powiedzieć, że już Cię nie ma w danym miejscu (np. że już wyszłaś z domu), w  drugiej w sytuacji kiedyś chcesz powiedzieć, że gdzieś już byłaś. Oczywiście są ludzie którzy zamieniają niepoprawnie, tak jak są ludzie którym myli się przynajmniej z bynajmniej, ale nie oczekuj, że ktoś da Twojej córce certyfikat za takie kaleczenie języka. 

Inna sprawa, zastanów się kto w Polce mówi "poszet" - zazwyczaj ludzie którzy walą błędy na prawo i lewo, ucząc się języka polskiego chyba nie uczyłabyś się od faceta bez skończonej podstawówki, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś

Tak beznadziejnej rozmowy dawno nie czytałem kolega nie zdał matury z matematyki a umiał liczyć do 7000 i nawet od tyłu potrafił. Nawet na wyrywki jak zapytać jaka jest następna liczba 4526 to wiedział. Lepiej sprzątaj te domy i to razem z córką,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

MOJA CÓRKA

MOJA CÓRKA ZNA

MOJEJ CÓRCE SIĘ NALEŻY!!!

Nie zna i nic się nie należy. Składać zdań nie umie, mówić nie umie, ze słuchu nic nie rozumie... ALE ZNA 7000 SŁÓWEK, JEJ SIĘ NALEŻY!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

A ja myślę że ten temat to jakas prowokacja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Stonoga

Też mi się tak wydaje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesienny blues

A po co Twojej córce ten certyfikat? Ja swoj egzamin CAE zdałam 6 lat temu. Też płaciłam słono za kurs, dojazdy do szkoły językowej, materiały no i oczywiście sam egzamin. Łącznie wyszło ładnych kilka tysięcy. I co? Certyfikat kurzy się do tej pory w szufladzie, nigdy do niczego nie przydał mi się. Strata czasu, energii, pieniędzy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×