Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nieznajomy

Rodzina szczęścia nie daje?

Polecane posty

Gość Nieznajomy

Cześć. 

Opiszę krótko swoją sytuację. Małżeństwo z 5 letnim stażem, 2,5 roczny syn. Mieszkamy w dużym mieście wojewódzkim. Przeprowadziliśmy się za pracą (w zasadzie to tylko ja pracuję), rodzina i wszyscy znajomi mieszkają daleko. Własne mieszkanie jeszcze nie ogarnięte.

Zarobki grubo powyżej średniej krajowej -na papierze, bo wszystko co zostaje po opłatach idzie na poczet wkładu własnego, więc realnie jestem goły i wesoły chodząc w jednych spodniach przez 3 lata "bo musimy oszczędzać". I to rodzi u mnie frustrację. Powiększyła się ona po urodzinach dziecka. To był jeszcze ten moment, gdy człowiek myślał że wszystko przed nami. Ale tak się nie stało. Co więcej - ta mityczna rodzina, która według badań daje poczucie szczęścia jest kolejnym źródłem frustracji. A właściwie jedno wynika z drugiego. Bez rodziny miałbym tą sporą sumkę wpływajacą na konto tylko dla siebie, mieszkania tak dużego bym nie potrzebował. Może ktoś powiedzieć, że jestem materialistą. Ale ja po prostu mam porównanie. Był okres w życiu, gdy miałem pieniądze tylko na swoje potrzeby. Był to mój najpiękniejszy czas. A teraz? Jestem odpowiedzialną osobą i właściwie wszystko co zarobię idzie na potrzeby rodziny. Brak nałogów, wyjść z kolegami itp. Zaczynam żałować, że podjąłem decyzję o ożenku, a przede wszystkim o posiadaniu dziecka. I teraz pytanie do Was.  Czy Wasi mężowie, partnerzy odrzucają swoje dziecko? Ja nie potrafię zmusić się do pokochania, uważam że to udręka. Mój stosunek do syna jest indyferentny, poprawny ale bez emocji. Był i jest trudnym dzieckiem. Nie wiążę czasu po jego urodzeniu z poczuciem szczęścia, ale raczej we wspomnieniach jako wieczną walkę, strach przed jego wrzaskiem po wybudzeniu z drzemki (teraz z histerią związaną z buntem dwulatka), totalnym zmęczeniem. Spotęgowane jest to też tym, że jesteśmy daleko od rodziny i nie mamy znikąd pomocy. Nie chcemy wracać, w rejonach rodzinnych nie ma bezrobocia, jest bezpłacie. O ile jeszcze pierwszy rok, półtora dawałem z siebie wszystko to teraz zacząłem się wycofywać z relacji rodzinnych. Najgorsze są dla mnie wyrzuty sumienia. Że nie poświęcam dziecku uwagi. Gdy wiem, że powinienem pomóc żonie sprzątającej po kolacji o 23, będąc w pokoju i chcąc te 10 minut poczytać (ja też pomagam w domu, ale jako typowy facet nie robię tego tak dokładnie i np. o tej godzinie dałbym sobie już z tym spokój i zostawił na jutro. A żona, jak typowa matka polka nie wrzuci na luz, MUSI być skończone dzisiaj.) Męczy mnie to. Zawsze uważałem, że wyświechtane hasełka usprawiedliwiające gównoarskie zakończenie związku pt. "potrzebuję więcej przestrzeni" są wyssane z placa. Ale ja naprawdr potrzebuję więcej przestrzeni! Choć tego jednego popołudnia dla siebie! Ale kiedy? Uważam, że coś w moim życiu poszło nie tak. Stałem się zrzędliwy, nie mam na nic czasu, nie mam pieniędzy (rozporządzalnych), nie kocham rodziny. Od dawna relacje z żoną są bardzo złe. Ja uważam, że stało się tak po urodzeniu dziecka, ona - że to ja się taki stałem i ciężko ze mną wytrzymać. Ma wiele w tym racji. Nawet przy typowym podziale biedny-bogaty, mitologizującym swoje położenie i pozwalającym poczuć się lepiej we własnej skórze w zależności od punktu siedzenia: "może i jestem biedny ale mam kochającą rodzinę, nie to co ci nowobogaccy, zepsucie i degrengolada" versus "może i nie ma mnie cały tydzień w domu bo prowadzę poważną firmę, ale za to moje dziecko ma zapewnioną najlepszą edukację/super wakacje" nie mogę się określić jako członek żadnej z grup. Nie mam ani pieniędzy, ani super rodziny. Co mam zrobić? Czy będzie kiedykolwiek łatwiej (chodzi o wychowanie dziecka)? Mam jemu i sobie fundować rozwód? Zniszczę mu życie na samym starcie a sobie też nie pomogę (alimenty). Ile kryzys małżeński może trwać? U mnie już ponad 2 lata a może i dłużej. Jestem załamany, nie widzę sensu w takiej egzystencji. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość styrana

Świetnie napisane, aż dziwne, ze to facet pisał... ja czuję dokładnie tak samo i ma dokładnie taką samą sytuacje, mimo, ze jestem kobietą. To chyba nawet gorzej, bo kobiecie nie wypada sie przyznawać, ze pojawienie sie dziecka zniszczyło szczęście małżeńskie i zawodowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

No myslę, ze na pewno bedzie znacznie lepiej za juz niedługi czas, jesli chodzi o to dziecko. Starsze staje sie fajniejsze, mozna pogadac, pobawic sie klockami, wziac na ryby, itp.

Ja mam nadzieję, ze to u ciebie głównie ze zmęczenia.

U Mnie z kolei zawsze powodowało brak szczescia takie wrazenie, ze osoby z którymi przebywałam, maja brak empatii. Byłam z meżem, a jednoczesnie miałam wrazenie, ze zupełnie go nie obchodzę. Syn jest taki sam, obecnie juz dorosły. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość styrana

Przez 5 lat małżeństwa rozwijałam sie zawodowo, pracowalam dużo i dużo odkładałam, praktycznie 4/5 wypłaty, przy takim tempie odkladania już dziś miałabym działkę i dom za gotówkę w fajnym miejscu nad morzem. Gdyby nie pojawiła się córka, trudna od samego początku. Podczas ciąży i przez pierwszy rok jej życia poszło ok 40 tys. z moich oszczędności. nie mam żadnej przestrzeni dla siebie, ona ma już 4 lata i jest coraz gorzej zamiast lepiej. Zasypianie nadal trwa 1,5 godz, wiecznie histerie o wszystko, wiecznie zaryczana i niezadowolona, choć daję jej 100% z siebie. Obłęd. Ani domu ani udanej rodziny, tylko kisimy sie w klitce tej samej co zaraz po ślubie. Odkładam kasę od nowa, ale co to za odkładanie z tą małą pijawką. Zaraz mnie tu zjadą od wyrodnych matek, ale kij wam w oko, gwarantuję, ze żadna z was nie robi z dzieckiem i dla dziecka tyle co ja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dąbrowianka

Zdecydowałeś się założyć rodzinę - to zrodziło określone konsekwencje. Pięknie, że zarabiasz i myślisz o żonie i dziecku, o mieszkaniu. Jednak gwarantuję, że dla żony i synka ważniejszy jesteś ty i czas z tobą, niż większe mieszkanie. Najlepiej, jakbyście ruszyli się z domu, bo żona ciągle w nim siedzi, ty czujesz wyrzuty sumienia, ze nie pomagasz. Wystarczy codzienny rodzinny spacer. Chociaż 20-30 minut. Czy jeździcie do rodziny w odwiedziny (np. teraz na święta), albo czy bliscy do was zajadą czasem? A może ciągle tylko liczysz, ile to by kosztowało? To chyba siostra Chmielewska powiedziała, a jest bardzo mądre: " Gdy masz ciągle zaciśnięte ręce (w sensie, aby nie wypuścić pieniędzy, dóbr materialnych), to nic też w nie samo nie wpadnie." Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że został ci miesiąc życia? Jak bliscy mieliby cię zapamiętać? Jakie relacje miałeś w dzieciństwie ze swoim ojcem? Dlaczego nie macie znajomych w nowym mieście? Należy znaleźć czas dla siebie. Porozmawiaj o tym z żoną. To nie musi być nic kosztownego. Może jogging raz w tygodniu? Ale ona też musi mieć raz w tygodniu czas dla siebie. Jej też jest trudno z tym wymagającym dwulatkiem, wiesz? Ciągle piszesz o pieniądzach - to bardzo smutne. One oczywiście są ważne, ale są tylko środkiem do życia Waszej rodziny i to ona powinna być najważniejsza. Zastanów się, co dla ciebie jest najistotniejsze. Jeśli jednak Ty i twoje potrzeby, to sorry - nie powinieneś zakładać rodziny. Ale założyłeś, a jak się powiedziało "a", to trzeba powiedzieć "b". Mam wrażenie, że jesteś bardzo rozsądny. Skoro nie umiesz okazać żonie i synowi zainteresowania z miłości, może spróbuj z rozsądku?

Okres, gdy dzieci są małe, dla wielu facetów (nie: mężczyzn) jest bardzo trudny. Sami nie mieli zwykle dobrego przykładu w swoim ojcu.  Mój wujek np. wcale nie zajmował się swoimi synami, gdy byli mali, ale jak podrośli był ojcem na 200% - wspaniały, troskliwy, budujący więź z nimi, wspierający, robił wszystko dla ich edukacji. Teraz obaj synowie studiują za granicą i jest z nich bardzo dumny, a oni dzwonią do niego codziennie 🙂

Tak mi się skojarzyło z Kabaretu Starszych Panów: "Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest, lecz kiedy jej nie masz - samotnyś jak pies."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Oglądacie plociucha (wideoprezentacje) na yt? Właśnie wypuścił nowy odcinek: Depopulacja Polaków i Wymiana Populacji Polski - Plociuch Spiskowe Teorie. Omawia właśnie ten temat 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Czy twoja żona nie może wrócić do pracy ? Myślę, że frustracja byłaby mniejsza, gdybyś miał poczucie, że nie jesteś jedynym żywicielem rodziny. Ile macie lat tak w ogóle? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dąbrowianka
4 minuty temu, Gość Gość napisał:

Czy twoja żona nie może wrócić do pracy ? Myślę, że frustracja byłaby mniejsza, gdybyś miał poczucie, że nie jesteś jedynym żywicielem rodziny. Ile macie lat tak w ogóle? 

Tak, niech idzie zarobić na nianię - super pomysł. Autor zarabia na utrzymanie i wkład własny, a żona wychowuje syna i dyla w domu. Z chęci pokazania mu, że też bardzo się stara, o 23 jeszcze dom ogarnia. Nie ma co tutaj zmieniać. Jak mały pójdzie za rok do przedszkola, to odetchną oboje (albo i troje 😉 ). Na szczęście nic nie trwa wiecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris

Jak duże masz mieszkanie? Może jak nie wyrabiasz się finansowo to trzeba je sprzedać i kupić mniejsze. Przeinwestowałeś się i teraz rodzina twoja ma cierpieć?

Dąbrowianka daje dobre rady, w zasadzie mogę się pod nimi podpisać 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
8 minut temu, Gość Dąbrowianka napisał:

Mój wujek np. wcale nie zajmował się swoimi synami, gdy byli mali, ale jak podrośli był ojcem na 200% - wspaniały, troskliwy, budujący więź z nimi, wspierający, robił wszystko dla ich edukacji. Teraz obaj synowie studiują za granicą i jest z nich bardzo dumny, a oni dzwonią do niego codziennie

a do matki która wycierała tyłki i wypruwała sobie żyły gdy byli mali też dzwonią codziennie? czy to się nie liczy bo tego nie pamietają? pytam z ciekawości a nie ze złośliwosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
8 minut temu, Gość Gość napisał:

Czy twoja żona nie może wrócić do pracy ? Myślę, że frustracja byłaby mniejsza, gdybyś miał poczucie, że nie jesteś jedynym żywicielem rodziny. Ile macie lat tak w ogóle? 

 

1 minutę temu, Gość Dąbrowianka napisał:

Tak, niech idzie zarobić na nianię - super pomysł. Autor zarabia na utrzymanie i wkład własny, a żona wychowuje syna i dyla w domu. Z chęci pokazania mu, że też bardzo się stara, o 23 jeszcze dom ogarnia. Nie ma co tutaj zmieniać. Jak mały pójdzie za rok do przedszkola, to odetchną oboje (albo i troje 😉 ). Na szczęście nic nie trwa wiecznie.

Przecież dziecko może iść do żłobka. 2,5 roku siedzieć w domu z dzieckiem? W postu autora wynika, że mimo zmiany pracy na lepsze czuje się jak w kołowrotku i nic z tych pieniędzy nie ma. Też bym była w takiej sytuacji nieszczęśliwa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
8 minut temu, Gość Gość napisał:

Czy twoja żona nie może wrócić do pracy ? Myślę, że frustracja byłaby mniejsza, gdybyś miał poczucie, że nie jesteś jedynym żywicielem rodziny. Ile macie lat tak w ogóle? 

 

1 minutę temu, Gość Dąbrowianka napisał:

Tak, niech idzie zarobić na nianię - super pomysł. Autor zarabia na utrzymanie i wkład własny, a żona wychowuje syna i dyla w domu. Z chęci pokazania mu, że też bardzo się stara, o 23 jeszcze dom ogarnia. Nie ma co tutaj zmieniać. Jak mały pójdzie za rok do przedszkola, to odetchną oboje (albo i troje 😉 ). Na szczęście nic nie trwa wiecznie.

Przecież dziecko może iść do żłobka. 2,5 roku siedzieć w domu z dzieckiem? W postu autora wynika, że mimo zmiany pracy na lepsze czuje się jak w kołowrotku i nic z tych pieniędzy nie ma. Też bym była w takiej sytuacji nieszczęśliwa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama

Ja byłam załamana po urodzeniu oczekiwanego dziecka. Wywrót życia totalny. Dopiero jak syn miał 5 lat pomyślałam pierwszy raz, że go kocham i że fajnie że jest. Dziś ma 13 lat i jest ogarniętym gościem, uwielbianym przez kolegów. A ja odpoczywam... 😜 więcej dzieci już nie mam 😉 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
3 minuty temu, Gość paris napisał:

Jak duże masz mieszkanie? Może jak nie wyrabiasz się finansowo to trzeba je sprzedać i kupić mniejsze. Przeinwestowałeś się i teraz rodzina twoja ma cierpieć?

Dąbrowianka daje dobre rady, w zasadzie mogę się pod nimi podpisać 🙂

no nie rozumiem tych porad, bo jak gosc sie czuje strasznie przytłoczony rodzina, to ma jeszcze sie zmuszac do wspólnych spacerów, czy o zgrozo, wyjsc, jak on chce odpoczac od rodziny? W takiej sytuacji lepsze byłoby jakby co dzien wychodził sam na np. ryby czy gdzies, na kilka godzin. chociaz fakt, ze jest przykre, ze facet mimo ze i tak pewnie znacznie mniej sie zajmuje dzieckiem, to go jeszcze to az tak męczy? To co ma powiedziec ta kobita? Chyba ze on ma az taka mega stresująca prace. czy co. Jak dla mnie wyjsciem jest jednak duza ilosc odpoczynku, a po nim staranie sie zadbac o rodzine, jak juz sie ten humor poprawi. Cos na zasadzie "szczęsliwa mama- szczęsliwe dzieci",ale w wersji męskiej. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nieznajomy
28 minut temu, Gość styrana napisał:

Przez 5 lat małżeństwa rozwijałam sie zawodowo, pracowalam dużo i dużo odkładałam, praktycznie 4/5 wypłaty, przy takim tempie odkladania już dziś miałabym działkę i dom za gotówkę w fajnym miejscu nad morzem. Gdyby nie pojawiła się córka, trudna od samego początku. Podczas ciąży i przez pierwszy rok jej życia poszło ok 40 tys. z moich oszczędności. nie mam żadnej przestrzeni dla siebie, ona ma już 4 lata i jest coraz gorzej zamiast lepiej. Zasypianie nadal trwa 1,5 godz, wiecznie histerie o wszystko, wiecznie zaryczana i niezadowolona, choć daję jej 100% z siebie. Obłęd. Ani domu ani udanej rodziny, tylko kisimy sie w klitce tej samej co zaraz po ślubie. Odkładam kasę od nowa, ale co to za odkładanie z tą małą pijawką. Zaraz mnie tu zjadą od wyrodnych matek, ale kij wam w oko, gwarantuję, ze żadna z was nie robi z dzieckiem i dla dziecka tyle co ja.

Mam podobne odczucia. Tylko u mnie zaczęło się od decyzji o przebranżowieniu. Byłem wtedy na etapie śmieciówek i musiałem znosić gadanie żony o przyszłości, zakupie mieszkania itd. Męska decyzja, nowy początek, przeprowadzka ( i to nie jedna), dokształcanie. W międzyczasie dziecko. Z pracą się udało, ale co z tego jak nie mogę się cieszyć z jej owoców? Jak teraz na to patrzę to kompletnie nie ta kolejność. O ile łatwiej by było gdybym dopiero teraz zdecydował się na dziecko. Żona twierdzi, że gdyby nie wtedy to już pewnie nigdy bo zawsze jest coś na co brakuje a latka lecą. Z drugiej strony teraz raczej bym się na nie nie zdecydował. Ba! Nie zdecydowałbym się na ślub. Potrzeba bliskości stała się dla mnie największym przekleństwem. Czemu tak wcześniej dążyłem do związku? Teraz dopiero poczułem co to samotność. Na dodatek nie ma odwrotu. To jest załamujące.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dąbrowianka
19 minut temu, Gość gosc napisał:

a do matki która wycierała tyłki i wypruwała sobie żyły gdy byli mali też dzwonią codziennie? czy to się nie liczy bo tego nie pamietają? pytam z ciekawości a nie ze złośliwosci

Dzwonią i bardzo ją kochają. Chociaż nie ukrywam, że po odchowaniu chłopaków (gdy urodziła była już pod 40) i braku codziennego wsparcia miała problemy ze zdrowiem psychicznym no i wtedy on dopiero miał hardcore. Ale stanął na wysokości zadania. Zajął się nią, dziećmi i pracą. Ta rodzina bardzo się kocha i szanuje, wiele trudnych chwil zbudowało w nich tę wspólnotę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
15 minut temu, Gość Nieznajomy napisał:

Mam podobne odczucia. Tylko u mnie zaczęło się od decyzji o przebranżowieniu. Byłem wtedy na etapie śmieciówek i musiałem znosić gadanie żony o przyszłości, zakupie mieszkania itd. Męska decyzja, nowy początek, przeprowadzka ( i to nie jedna), dokształcanie. W międzyczasie dziecko. Z pracą się udało, ale co z tego jak nie mogę się cieszyć z jej owoców? Jak teraz na to patrzę to kompletnie nie ta kolejność. O ile łatwiej by było gdybym dopiero teraz zdecydował się na dziecko. Żona twierdzi, że gdyby nie wtedy to już pewnie nigdy bo zawsze jest coś na co brakuje a latka lecą. Z drugiej strony teraz raczej bym się na nie nie zdecydował. Ba! Nie zdecydowałbym się na ślub. Potrzeba bliskości stała się dla mnie największym przekleństwem. Czemu tak wcześniej dążyłem do związku? Teraz dopiero poczułem co to samotność. Na dodatek nie ma odwrotu. To jest załamujące.

Szczerze? Musisz przełknąć żabę. Możesz się tu wyżalić, ale jakiegoś konkretnego rozwiązania tu nie widzę. Za szybko podjęliście decyzję o dziecku, nie mając zaplecza finansowego. Jest dokładnie tak jak piszesz, mając pewną/dobrze płatną pracę, dopiero teraz zdecydowałbyś się na dziecko. 
Mieszkam w Niemczech i tutaj średnio kobiety rodzą mając 35 lat, a mężczyźni często zostają ojcami po 40- stce i naprawdę widzę w tym logikę. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
1 minutę temu, Gość Gość napisał:

Szczerze? Musisz przełknąć żabę. Możesz się tu wyżalić, ale jakiegoś konkretnego rozwiązania tu nie widzę. Za szybko podjęliście decyzję o dziecku, nie mając zaplecza finansowego. Jest dokładnie tak jak piszesz, mając pewną/dobrze płatną pracę, dopiero teraz zdecydowałbyś się na dziecko. 
Mieszkam w Niemczech i tutaj średnio kobiety rodzą mając 35 lat, a mężczyźni często zostają ojcami po 40- stce i naprawdę widzę w tym logikę. 

a ja mysle, ze to nie miałaby kompletnie zadnego znaczenia. Autor chyba po prostu nie przepada za dziecmi, nei kazdy jest do tego stworzony. im czlowiek starszy, tym gorzej znosi zmiany, ryki, krzyki, płacze, i potrzebuje wiecej spokoju

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dąbrowianka
29 minut temu, Gość Gość napisał:

 

Przecież dziecko może iść do żłobka. 2,5 roku siedzieć w domu z dzieckiem? W postu autora wynika, że mimo zmiany pracy na lepsze czuje się jak w kołowrotku i nic z tych pieniędzy nie ma. Też bym była w takiej sytuacji nieszczęśliwa. 

Nikt nie każe im mieć większego mieszkania. Tylko teraz każdy chce kłuć w oczy sąsiadom swoim powodzeniem, zamiast skupić swą życiową energię na tym, co najważniejsze. Ja byłam z dziećmi w domu, dopóki najmłodsze poszło do zerówki. Żyliśmy skromnie, ale są w życiu "inwestycje" ważne i ważniejsze. Dla mnie, żłobek to jest dla samotnego rodzica, co musi się sam utrzymywać, albo w innych tragicznych życiowych okolicznościach. Zarabianie na większe mieszkanie wg mnie taką nie jest.

Generalnie, żal mi autora wątku, a także żony i dziecka. "Co by było, gdyby...?" Nie ma co gdybać, trzeba brać życie, jakie jest. Niejeden by się zamienił. Facet ma dobrą pracę, jest inteligentny, wykształcony, zdrowy, ma rodzinę. Ale życie go boli, bo ma żonę, dziecko i odkłada na mieszkanie - MASAKRA.

Weź chłopie tydzień urlopu. Wyśpij się i odpocznij (może u mamusi, żeby ci dziecko nie przeszkadzało) i będzie dobrze. A jak to nie pomoże, to mogę tylko współczuć twojej rodzinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Zawsze jak czytam takie coś to się cieszę, że jestem bezdzietnym lambadziarzem,a swój ciężko zarobiony hajs wydaje tylko na siebie. Trzymaj się stary. Musisz trochę wrzucić na luz, mieć coś z tego życia bo do głowy można dostać od samego czytania, a co dopiero żyć w czymś takim. Pzdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Biała Dama

Współczuję bardzo żonie i dziecku że mają takiego ...a za męża i ojca. Człowieku ogarnij się. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, autorze, że oboje z żoną gdzieś zgubiliście swoje własne ja. Ty stałeś się tylko mężem i ojcem, twoja kobieta tylko żoną i matką. I to budzi waszą frustrację. Ty skupiłeś się na zarabianiu na rodzinę, Twoja żona na opiece nad dzieckiem i, chyba trochę za bardzo, na byciu panią domu. Tak się nie da na dłuższą metę. Ustalcie może, że każdy powinien mieć czas tylko dla siebie, na swoje pasje, zainteresowania. Może zacznijcie od jednego popołudnia/wieczoru w tygodniu kiedy to każde z Was ma czas tylko dla siebie. Bo póki co u Was wygląda to tak, że Ty praca, żona dom, a Ty po pracy dom. Kiedy będzie łatwiej? Może za chwilę, a może wcale, dużo zależy od Waszego podejścia. I od tego czy oboje wyjdziecie z ustalonych ról, wyluzujecie i pozwolicie sobie być nie tylko zoną/mężem, matką/ojcem ale też człowiekiem. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
12 minut temu, Gość Biała Dama napisał:

Współczuję bardzo żonie i dziecku że mają takiego ...a za męża i ojca. Człowieku ogarnij się. 

Ale jakiego? Facet nie ma prawa powiedzieć co myśli? Ma udawać, że jest dobrze, a w środku gotować się ze wściekłości? Tylko kobieta może okazać słabość? Ja współczuję im obojgu. Bo gdzieś się OBOJE pogubili. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nieznajomy

Dzięki za odpowiedzi, są bardzo sensowne. 

@dąbrowianka - nie jestem pewien czy zależy im bardziej na mnie. Tzn synowi na pewno tak, kocha dziecięcą miłością. Żona natomiast często mi mówi, że nie może na mnie patrzeć. Dostałem jakiejś fiksacji na punkcie pieniędzy, doszło do tego porównywanie się ze znajomymi, którzy np. dostali coś na start i główny problem (czyli nieunikniony kredyt, a przede wszystkim zebranie wkładu) u nich nie wystąpił. Mogli zostać w mieście rodzinnym, zarabiać przysłowiowe 2k/mies. bo nie muszą wyskoczyć z 50-100k na wymagany wkład własny. A co za tym idzie, pielęgnować rodzinę, spotykać się z babciami itd. 

My z domu wychodzimy, ale wszystko jest zrobione pod młodego. Place zabaw, atrakcje itp. Ale ja nie czuję w tym przyjemności. Ubrać go. Złożyć wózek. Wpiąć do fotelika. Włożyć wózek do bagażnika. Siku. Płacz w samochodzie. Zebranie tego do kupy trwa dłużej niż sam wyjazd. Człowiek spocony jak świnia od schylania się i dźwigania. Jakoś się tak zdarzyło, że w tamtym tygodniu mieliśmy czas z żoną dla siebie. Poszliśmy do kina. Pierwszy raz od 3 lat. Poczułem się tak niesamowicie dobrze, nikt nas nie gonił, nie trzeba było cyrklować wszystkiego pod jego drzemkę/głód/niewiadomoco. Potem pochodziliśmy po sklepach. Chciałem się na dłużej gdzieś zatrzymać? Nie ma problemu, po prostu się zatrzymywałem. Bez hasła "wracamy bo za 45 minut powinien dostać zupkę". To było jak piękny sen, ale po tym dniu poczułem co straciłem. I co nigdy (?) nie wróci. 

Do rodziny mamy 400km. Czasem ich odwiedzamy, ale znów - podróż z młodym to udręka. No i fakt - przeliczam koszt podróży. Przy świątecznym ruchu na drogach taka podróż zajmuje nawet i 10 godzin (kto zna A4 ten wie). Dziadkowie od czasu do czasu przyjeżdżają, ale od momentu gdy zaczeliśmy być nieszczęśliwi odczuwam do nich pewien żal - że nie zapewnili nam nic na start, chociaż do bardzo biednych nie należą.  Drudzy natomiast zapewnili - mając 3 córki dla najmłodszej i jej męża (czyli mnie) rolę dożywotnich opiekunów w zamian za wątpliwą przyjemność mieszkania a w końcu przejęcia rozwalającego się domu na wsi. Pozostała latorośl dostała działki na budowę/sprzedaż. Ich prawo, ale nasze prawo nie zaakceptować tej propozycji. Do dzisiaj chyba nie dociera do nich, że nie wrócimy. Dorzucając przy każdej porażce hasła w stylu "jakbyście tutaj mieszkali to młody by na pewno do żłobka się dostał".

Piszę o pieniądzach, bo bez nich nie można nic. Tak jak mówiłem, mam porównanie i wiem, że w moim przypadku one dają szczęście. 

W tym momencie jestem w tym małżeństwie właśnie z rozsądku, nie chcę wykonywać gwałtownych ruchów bo wciąż się łudzę, że to się zmieni jak młody podrośnie.

Co bym zrobił gdybym dowiedział się, że został mi miesiąc życia? Szczerze - ucieszył bym się. Nie widzę sensu w takim życiu, na dodatek nie chcę być stary. Jestem tak wyzbyty uczuć po tych kilku latach, że kompletnie nie wzrusza mnie kto jak by mnie zapamiętał.  

Z ojcem zawsze miałem chłodne relacje. Ostre wychowanie. Do dzisiaj mam dystans. Niech za przykład służy scena, która się często w dzieciństwie pojawiała. Z racji zawodu wyjeżdżał raz, dwa razy w miesiącu na weekendzie na delegacje. Wstawałem rano w sobotę i przez drzwi wołałem do mamy "jest tato?". Odpowiedź przecząca oznaczała niepohamowaną radość w moim sercu. Dodam tylko, że nie było alkoholu w naszym domu. Kary fizyczne owszem, ale nie patologicznie.

Mam 33 lata, żona 30. To już najwyższy czas, żeby zacząć się cieszyć życiem. Studentem gołodupcem już dawno nie jestem. Rówieśnicy już drugie lokum kupują/jeżdżą na wakacje/mają dobre samochody.

Paris - ja nie przeinwestowałem. Ja chcę dopiero zainwestować. Mieszkanie wynajmujemy. Cała moja aktywność od kilku lat polega na osiągnięciu zdolności kredytowej (już mam) + odłożeniu na wkład własny.

Dziecko poszło do żłobka od tego roku. Tylko na razie dużo z tego nie wynika bo co drugi tydzień chore.

Jeśli chodzi o żonę to są sprzeczne uczucia. Z jednej strony żal, że rzuciła studia na ostatnim semestrze 1 stopnia (kompletnie ją nie ciekawiły), czego skutki odczuwamy do teraz - po prostu bez papierka ma zamknięte 90% sensownych stanowisk, nawet w innym zawodzie. Z drugiej strony poświęciła się pod moją karierę - wyprowadzki itd. Dopiero teraz nadrabia przerwę i poszła na studia. Nie poszła do pracy w dalszym ciągu bo nie chcemy na razie ryzykować, że znowu ich nie skończy przez nadmiar obowiązków (praca, dom, dziecko).  Wolimy jeszcze ten rok, nawet dwa poczekać. 

Idę, spać, jutro odpowiem na resztę odpowiedzi. Dzięki wszystkim za dyskusję. Dobranoc.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szkoda

A ja obawiam sie,że problem jest dużo poważniejszy. Autor pisał o tym. On po prostu nie kocha swojej rodziny, ani żony ani dziecka i tu się zaczyna i kończy problem. Widzę dwa rozwiązania , przy obu zacznij regularnie brać duże dawki witaminy D3, piszę to całkiem poważnie. Mamy taką porę roku i tryb życia,że trzeba. Tylko z dobrego źródła, nie pierwszy lepszy suplement z apteki. (Ja bore 8000 mg + wit K2 - polecam, objawy tragedii życiowej przeszły po 5 dniach) Chodzę też 2 razy w tyg. na solariu dosłownie 10 min naświetlania, nie wiecej! Czas tylko dla siebie: Ja proponuje 2 wieczory w tygodniu dla autora i osobne dwa dla zony, weekendy razem.  Zaprosić do siebie na miesiąc którąś mamę, która sie bardziej nadaje do dziecka i w ogóle jest fajna albo jakąś kuzynkę, kuzyna, ciotkę. Taki gość nie dość,że pomoże w domu i przy dziecku to jeszcze ożywi trochę atmosferę. Może jednak obiżyć wkład własny i kupić sobie te nowe spodnie czy cokolwiek. Planować sobie wieczory spędzane z dzieckiem. Czy wyjście na spacer czy do salonu zabaw czy rowerek, fryzjer, zaproszenie kolegi czy koleżanki do zabawy czyli 100% czasu dla dziecka. Drugie rozwiązanie: rozwód. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szkoda

A ja obawiam sie,że problem jest dużo poważniejszy. Autor pisał o tym. On po prostu nie kocha swojej rodziny, ani żony ani dziecka i tu się zaczyna i kończy problem. Widzę dwa rozwiązania , przy obu zacznij regularnie brać duże dawki witaminy D3, piszę to całkiem poważnie. Mamy taką porę roku i tryb życia,że trzeba. Tylko z dobrego źródła, nie pierwszy lepszy suplement z apteki. (Ja bore 8000 mg + wit K2 - polecam, objawy tragedii życiowej przeszły po 5 dniach) Chodzę też 2 razy w tyg. na solariu dosłownie 10 min naświetlania, nie wiecej! Czas tylko dla siebie: Ja proponuje 2 wieczory w tygodniu dla autora i osobne dwa dla zony, weekendy razem.  Zaprosić do siebie na miesiąc którąś mamę, która sie bardziej nadaje do dziecka i w ogóle jest fajna albo jakąś kuzynkę, kuzyna, ciotkę. Taki gość nie dość,że pomoże w domu i przy dziecku to jeszcze ożywi trochę atmosferę. Może jednak obiżyć wkład własny i kupić sobie te nowe spodnie czy cokolwiek. Planować sobie wieczory spędzane z dzieckiem. Czy wyjście na spacer czy do salonu zabaw czy rowerek, fryzjer, zaproszenie kolegi czy koleżanki do zabawy czyli 100% czasu dla dziecka. Drugie rozwiązanie: rozwód. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
6 godzin temu, Gość Szkoda napisał:

A ja obawiam sie,że problem jest dużo poważniejszy. Autor pisał o tym. On po prostu nie kocha swojej rodziny, ani żony ani dziecka i tu się zaczyna i kończy problem. Widzę dwa rozwiązania , przy obu zacznij regularnie brać duże dawki witaminy D3, piszę to całkiem poważnie. Mamy taką porę roku i tryb życia,że trzeba. Tylko z dobrego źródła, nie pierwszy lepszy suplement z apteki. (Ja bore 8000 mg + wit K2 - polecam, objawy tragedii życiowej przeszły po 5 dniach) Chodzę też 2 razy w tyg. na solariu dosłownie 10 min naświetlania, nie wiecej! Czas tylko dla siebie: Ja proponuje 2 wieczory w tygodniu dla autora i osobne dwa dla zony, weekendy razem.  Zaprosić do siebie na miesiąc którąś mamę, która sie bardziej nadaje do dziecka i w ogóle jest fajna albo jakąś kuzynkę, kuzyna, ciotkę. Taki gość nie dość,że pomoże w domu i przy dziecku to jeszcze ożywi trochę atmosferę. Może jednak obiżyć wkład własny i kupić sobie te nowe spodnie czy cokolwiek. Planować sobie wieczory spędzane z dzieckiem. Czy wyjście na spacer czy do salonu zabaw czy rowerek, fryzjer, zaproszenie kolegi czy koleżanki do zabawy czyli 100% czasu dla dziecka. Drugie rozwiązanie: rozwód. 

Do tego dodałabym witaminy z grupy b, ale bez TiO2 (E 171)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Figa

A ja „ widzę” ze autor kocha żonę...opisuje wspólne wyjście do kina i swoją radość z tego wspólnego wieczora. Problemem jest to o czym wyraźnie pisze a mianowicie płynność finansowa. 
taki stan to kwestia czasu, nie wiem czy to pocieszające ale będzie coraz lepiej i warto wytrzymać. Dziecko rośnie, zona skończy studia, znajdzie prace. Rozumiem brak kontaktu z dzieckiem ale i to się zmieni, jesteś emocjonalnie związany z tym małym krzykaczem ale nie przekonujesz się o tym bo jest każdego dnia w twoim życiu ( jak to dziecko w pełnej rodzinie ). Piszesz, ze brakuje ci przestrzeni, wolnego czasu dla siebie i nad tym można by już zacząć popracować tzn pogadać z zona. Brak komunikacji jest największym problemem... oboje jesteście sfrustrowani stad wzajemne pretensje. Pomyśl ... daliście radę wyprowadzić się od teściów, podjęliście decyzje aby wyjechać i daliście sobie szanse -  ale na efekt zawsze trzeba poczekać. Wypalasz się a jesteś dopiero na starcie wiec skoro zdiagnozowałes przyczynę popracuj nad rozwiązaniem, oczywiście żonie nie mów prawdy bo w emocjach może zle zrozumieć problem. Dzieciak z każdym rokiem będzie „ lepszy” ale musisz uczestniczyć w jego życiu aby zbudować swój autorytet i abyś nie był tylko bankomatem. Z zona będzie lepiej jeżeli od czasu do czasu kupisz choćby w lidlu bukiecik kwiatów (9,90 zł ) tak po prosu bez okazji. Zobacz w niej e kobietę w której się zakochałeś i pamiętaj , dużo rozmawiaj nie tylko o tym co trzeba zrobić ale o tym co wokół , tak po prostu. Nie tylko sex ale i rozmowa i śmiech wiąże ludzi z sobą. Jesteście ciagle na starcie jakkolwiek banalnie to brzmi daj czasowi czas, niektóre sprawy nie są warte nerwów i zazwyczaj dowiadujemy się o tym z dystansu. Wszystkiego doberego młoda rodzinko, wiedz, ze nawet u tych których postrzegasz jako szczęśliwców nie wszystko dzieje się tak jak myślisz. 
 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pfffff

"Poczułem się tak niesamowicie dobrze, nikt nas nie gonił, nie trzeba było cyrklować wszystkiego pod jego drzemkę/głód/niewiadomoco. Potem pochodziliśmy po sklepach. Chciałem się na dłużej gdzieś zatrzymać? Nie ma problemu, po prostu się zatrzymywałem. Bez hasła "wracamy bo za 45 minut powinien dostać zupkę". "

Czy ty się dobrze czujesz ? To decydujac się na dziecko nie zdawałeś sobie królewiczu sprawy, że noworodek i niemowlak sam sobie jeść nie weźmie i dooopy nie podetrze? Zrobił dziecko i wielce zdziwiony, przemęczony, że trzeba się nim zająć i o zgrozo wydać "pieniążki" i utrzymać. I ta roszczeniowość, że dziadkowie nie zapewnili nic na start ! Chłopie wyjmij *ooooya z oczu ! Nikt czy dziadkowie czy rodzice nie ma obowiązku zapewniać Ci startu! Może zacznij wymagać więcej od siebie, a nie szukać problemu w innych. Dla Ciebie wszystko jest problemem: żona, dziecko, rodzice, dziadkowie. Szkoda, że nie widzisz ile jest go w tobie. A innym lepiej się wiedzie, mają domy, samochody, wakacje i rodzinę. Prawdopodobnie są zaradniejsi, więcej zarabiają bo zamiast szukać winy we wszystkich dookoła i wylewać żale po forach dla bab ciężko na to pracują. Tak jak ktoś już tu napisał współczuję żonie( bo z tego co napisałeś całkowicie się poświęciła dla hrabiego) i dziecku. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość

No i tak właśnie wygląda malzenstwo "partnerskie", wymarzone przez feminazistki 😝😝😝. Facet zapieprza na rodzinę w pracy, a później zapieprza w domu, a to i tak za malo, bo perfekcyjna pani domu, znajdzie robotę do późnych godzin wieczornych. To żona jest twoim problemem. Jeśli nie pracuje i nie dokłada do domowej kasy, to niech przynajmniej sama ogarnie chałupę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×