Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
1000mysli

Czy to zdrada? Co ze mną nie tak?!

Polecane posty

 

Casmus  czy Ty jesteś związany z 1000mysli. Z twojej wypowiedzi tak to brzmi. Już kiedys były takie sytuacje że mąż lub żona odkrywali portal na którym pisali partnerzy i uzupełniali historie jak to jet z ich strony widziane. Napisz coś więcej.

Mam nadzieję, że to tylko niezwykły zbieg okoliczności, chichot losu, jednak historia 1000mysli opowiada właśnie o moim związku (rożni się małymi detalami) z tym, że ja wiem jak ta historia się kończy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 17.03.2020 o 00:29, Casmus napisał:

Mam nadzieję, że to tylko niezwykły zbieg okoliczności, chichot losu, jednak historia 1000mysli opowiada właśnie o moim związku (rożni się małymi detalami) z tym, że ja wiem jak ta historia się kończy.

Nie, to nie Ty.

Dnia 17.03.2020 o 00:08, normalnyjestem napisał:

Casmus  czy Ty jesteś związany z 1000mysli. Z twojej wypowiedzi tak to brzmi. Już kiedys były takie sytuacje że mąż lub żona odkrywali portal na którym pisali partnerzy i uzupełniali historie jak to jet z ich strony widziane. Napisz coś więcej .

1000mysli - jak tam , co się dzieje czy już zdecydowałaś, spotkałaś się, powiedziałaś.

Sporo czasu minęło, zalogowałam się na starego maila a tam wiadomości stąd, dlatego tu weszłam, zapominając całkiem o tym, że się tu udzielałam w marcu. Cały tamten miesiąc - marzec, był dla mnie przeklęty. Kwiecień wciąż to ciągnęłam, aż w maju powiedziałam STOP. Zakończyłam tą chorą relację z typem z neta, ale bardzo to przeżyłam. Na początku czerwca niestety znów to wróciło. Nie potrafiłam bez niego funkcjonować. Niestety po jakimś czasie ZNÓW się pokłóciliśmy i od tego czasu przez kilka tygodni się do siebie nie odzywaliśmy. Te kilka tygodni przeżyłam jeszcze bardziej niż wyjście z tego gówna w maju. Nie jadłam, nie spałam, nie robiłam totalnie nic, bo nie potrafiłam ŻYĆ. W takim stanie nie byłam nigdy dotąd.

Mój partner nie wiedział co się dzieje ze mną, kazał mi iść do psychologa, bo ciągle widział jak płakałam. Gdyby wiedział, że to z powodu innego faceta.... Pytał mnie wiele razy czy go zdradziłam, czy jest jakiś inny, zaznaczał też wtedy, że jeśli tak, to on nie wie czy chce ze mną to ciągnąć. Domyślcie się co mu odpowiadałam. "Oczywiście, że nikogo nie mam". Wszyscy w koło widzieli że ze mną co raz gorzej, każdy próbował mi pomóc, ale nikt nie wiedział jak, bo jak można pomóc komuś, kto nawet o problemie powiedzieć nie chce? Tak to przeżywałam, że płakałam nawet mamie w ramię. Chore że 27 letnia dziewczyna ma tak pusto w głowie. 🙂 a zawsze uchodziłam za tą ogarniętą, rozważną, nie wierze sama, że ten człowiek mnie tak zmienił.

Można powiedzieć że od marca, co wtedy tu napisałam posta, do końca lipca kontaktowałam się z tym z neta przez jakieś 3 tygodnie łącznie. Tylko wtedy było "dobrze", tak to ciągle była walka z samą sobą, by zakończyć tamto, skupić się na swoim związku. 

Mój facet teraz w lipcu bardzo mnie wspierał i naprawdę dotarło do mnie jak bardzo wartościowy jest i jak bardzo na niego nie zasługuje. Uświadomił mi jak bardzo mnie kocha i robił wszystko bym wyszła z "dołka", mimo podejrzeń o coś grubego. Spędzał ze mną sporo czasu, zamiast kumpli wybierał mnie. A ja i tak w połowie lipca znów poleciałam za tamtym. Tydzień czasu minął, aż stwierdziłam że nie ma to sensu. To jest osoba, która dużo mówi, obiecuje góry, a mało robi. Ciekawe czy w ogóle do spotkania by doszło. Przy okazji, kiedy nie kontaktowaliśmy sie kilka tygodni, dowiedziałam się sporo rzeczy o nim. Związane z innymi laskami. Aż sama nie wierzę, że byłam tak głupia. Aktualnie mamy sierpień, a on do mnie pisze srednio raz na dwa dni grożąc że sobie coś zrobi. Dziecinada straszna. Ja sobie już powiedziałam, że to koniec. I nie, nie dlatego że przekonałam się jaki jest ten z neta nie kończę z obecnym. Obiecałam mu, że jak sie z tym wszystkim uporam, jak tylko odzyskam siły do życia to o wszystkim mu opowiem. Zaczęłam pisać "pamiętnik" bo tak sporo osób mi radziło. Mówili mi, że jeśli nie chcę iść do psychologa, ani nikomu o tym mówić, to dobrym sposobem będzie przelanie tego na papier. Ja piszę to w wersji elektronicznej, bym tylko ja miala do tego dostęp. Czuje sie jak dziecko, że robie coś takiego, ale skoro miało mi to pomóc.. Mój facet zapytal mnie ostatnio, czy dam mu to kiedyś do przeczytania. Powiedzialam, że tak. Może w ten sposób będzie latwiej ? Choć nie wiem czy się odważę, bo tam napisane jest także o moich uczuciach do tamtego z neta. A to by go zabolało. Wiem na pewno, że musi się dowiedzieć, bo nawet jesli faktycznie coś będzie dalej miedzy nami, to nie wyobrazam sobie ukrywac czegos takiego, mimo, iż zakonczylam pewien etap w swoim zyciu. Świeża sprawa wciąż, bo minęło kilka dni ledwie od tego ostatecznego zakończenia z typem z neta, ale jestem pewna że to już nie wróci. Dlaczego jestem pewna? Bo w końcu myślę trzeźwo. Jakby ktoś mną o ścianę rzucił i wszystko z powrotem się poukładało. Mam mega wyrzuty sumienia, że się tak zachowywalam i to dość sporo czasu, ale wiem że nie ominie mnie powiedzenie mu o tym wszystkim. Czy mi wybaczy? Nie wiem. Czy chcę z moim facetem być? Tak, chcę. Bo wiem, że lepszego w życiu bym nie znalazła mimo wielu jego wad.

Ja poszłam o ten krok za daleko, czego żałuję, bo gdyby nie to, możliwe że próbowałabym jakoś wcześniej naprawić to co sie psuło między mną a moim facetem. Może to faktycznie będzie przestroga dla innych, by doceniać to co się ma, bo w zadnym związku nie będzie WIECZNIE kolorowo. U nas ta rutyna nastąpiła dość szybko niestety, ale czegoś mnie nauczyła.

Dnia 16.03.2020 o 23:41, Malutka92 napisał:

I jak tam sytuacja? Spotkaliscie  się wkońcu?

Jak wyżej 🙂 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
23 minuty temu, 1000mysli napisał:

Nie, to nie Ty.

Sporo czasu minęło, zalogowałam się na starego maila a tam wiadomości stąd, dlatego tu weszłam, zapominając całkiem o tym, że się tu udzielałam w marcu. Cały tamten miesiąc - marzec, był dla mnie przeklęty. Kwiecień wciąż to ciągnęłam, aż w maju powiedziałam STOP. Zakończyłam tą chorą relację z typem z neta, ale bardzo to przeżyłam. Na początku czerwca niestety znów to wróciło. Nie potrafiłam bez niego funkcjonować. Niestety po jakimś czasie ZNÓW się pokłóciliśmy i od tego czasu przez kilka tygodni się do siebie nie odzywaliśmy. Te kilka tygodni przeżyłam jeszcze bardziej niż wyjście z tego gówna w maju. Nie jadłam, nie spałam, nie robiłam totalnie nic, bo nie potrafiłam ŻYĆ. W takim stanie nie byłam nigdy dotąd.

Mój partner nie wiedział co się dzieje ze mną, kazał mi iść do psychologa, bo ciągle widział jak płakałam. Gdyby wiedział, że to z powodu innego faceta.... Pytał mnie wiele razy czy go zdradziłam, czy jest jakiś inny, zaznaczał też wtedy, że jeśli tak, to on nie wie czy chce ze mną to ciągnąć. Domyślcie się co mu odpowiadałam. "Oczywiście, że nikogo nie mam". Wszyscy w koło widzieli że ze mną co raz gorzej, każdy próbował mi pomóc, ale nikt nie wiedział jak, bo jak można pomóc komuś, kto nawet o problemie powiedzieć nie chce? Tak to przeżywałam, że płakałam nawet mamie w ramię. Chore że 27 letnia dziewczyna ma tak pusto w głowie. 🙂 a zawsze uchodziłam za tą ogarniętą, rozważną, nie wierze sama, że ten człowiek mnie tak zmienił.

Można powiedzieć że od marca, co wtedy tu napisałam posta, do końca lipca kontaktowałam się z tym z neta przez jakieś 3 tygodnie łącznie. Tylko wtedy było "dobrze", tak to ciągle była walka z samą sobą, by zakończyć tamto, skupić się na swoim związku. 

Mój facet teraz w lipcu bardzo mnie wspierał i naprawdę dotarło do mnie jak bardzo wartościowy jest i jak bardzo na niego nie zasługuje. Uświadomił mi jak bardzo mnie kocha i robił wszystko bym wyszła z "dołka", mimo podejrzeń o coś grubego. Spędzał ze mną sporo czasu, zamiast kumpli wybierał mnie. A ja i tak w połowie lipca znów poleciałam za tamtym. Tydzień czasu minął, aż stwierdziłam że nie ma to sensu. To jest osoba, która dużo mówi, obiecuje góry, a mało robi. Ciekawe czy w ogóle do spotkania by doszło. Przy okazji, kiedy nie kontaktowaliśmy sie kilka tygodni, dowiedziałam się sporo rzeczy o nim. Związane z innymi laskami. Aż sama nie wierzę, że byłam tak głupia. Aktualnie mamy sierpień, a on do mnie pisze srednio raz na dwa dni grożąc że sobie coś zrobi. Dziecinada straszna. Ja sobie już powiedziałam, że to koniec. I nie, nie dlatego że przekonałam się jaki jest ten z neta nie kończę z obecnym. Obiecałam mu, że jak sie z tym wszystkim uporam, jak tylko odzyskam siły do życia to o wszystkim mu opowiem. Zaczęłam pisać "pamiętnik" bo tak sporo osób mi radziło. Mówili mi, że jeśli nie chcę iść do psychologa, ani nikomu o tym mówić, to dobrym sposobem będzie przelanie tego na papier. Ja piszę to w wersji elektronicznej, bym tylko ja miala do tego dostęp. Czuje sie jak dziecko, że robie coś takiego, ale skoro miało mi to pomóc.. Mój facet zapytal mnie ostatnio, czy dam mu to kiedyś do przeczytania. Powiedzialam, że tak. Może w ten sposób będzie latwiej ? Choć nie wiem czy się odważę, bo tam napisane jest także o moich uczuciach do tamtego z neta. A to by go zabolało. Wiem na pewno, że musi się dowiedzieć, bo nawet jesli faktycznie coś będzie dalej miedzy nami, to nie wyobrazam sobie ukrywac czegos takiego, mimo, iż zakonczylam pewien etap w swoim zyciu. Świeża sprawa wciąż, bo minęło kilka dni ledwie od tego ostatecznego zakończenia z typem z neta, ale jestem pewna że to już nie wróci. Dlaczego jestem pewna? Bo w końcu myślę trzeźwo. Jakby ktoś mną o ścianę rzucił i wszystko z powrotem się poukładało. Mam mega wyrzuty sumienia, że się tak zachowywalam i to dość sporo czasu, ale wiem że nie ominie mnie powiedzenie mu o tym wszystkim. Czy mi wybaczy? Nie wiem. Czy chcę z moim facetem być? Tak, chcę. Bo wiem, że lepszego w życiu bym nie znalazła mimo wielu jego wad.

Ja poszłam o ten krok za daleko, czego żałuję, bo gdyby nie to, możliwe że próbowałabym jakoś wcześniej naprawić to co sie psuło między mną a moim facetem. Może to faktycznie będzie przestroga dla innych, by doceniać to co się ma, bo w zadnym związku nie będzie WIECZNIE kolorowo. U nas ta rutyna nastąpiła dość szybko niestety, ale czegoś mnie nauczyła.

Jak wyżej 🙂 

Wiesz co, ja ogólnie nie lubię facetów, mam do nich uraz, ale Twojego jest mi naprawdę szkoda. Jeszcze sam fakt jak Cię wspierał naprawdę boli. To już chyba tak musi być, że fajni faceci siedzą z zakłamanymi zołzami, a uczciwe kobiety trafiają na dupków. A Ty jeśli masz trochę przyzwoitości to uwolnij swojego faceta od siebie, bo jesteś toksyczna. Niech znajdziemy sobie jakąś fajną i ułożoną dziewczynę. Ale ty tego nie zrobisz, nie przyznasz mu się nawet do tej znajomości z innym, bo to ty chcesz rozdawać karty w tym związku 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy temat i fajnie, że zdecydowałaś się dopisać dalszą część historii. Nasuwa mi się parę obserwacji.

Po pierwsze przechodziłaś/przechodzisz przez jakiś rodzaj załamania, posypałaś się psychicznie. Żal patrzeć. No więc ja zapytuję po co Wy ludzie teraz tak bardzo chcecie być w tych nieformalnych związkach bez dzieci, bez małżeństwa, bez wspólnych zobowiązań? Wydawało mi się, że właśnie po to, żeby aż tak bardzo nie przejmować się takimi sytuacjami. Bo macie w ten model relacji wplecioną łatwą możliwość zerwania tej relacji i wejścia w drugą. Zrozumiałbym Twoją reakcję bardziej gdybyście byli prawdziwą rodziną ale tak de facto to mieszkasz z własnym tylko "chłopakiem", na którego nie masz ochoty i któremu jasno dajesz do zrozumienia, żeby na nic więcej niż ten luźny układ nie liczył.

Po drugie coś szybko dopadł Cię ten niefajny syndrom nie-mania ochoty na własnego faceta. Przypadłość jest powszechna ale częściej to przychodzi na Panie jak urodzą dzieci, jak przez długie lata mają (bo ja wiem) cholernie stresującą pracę itd. U Ciebie w tak młodym wieku to bardzo źle wróży jeśli czegoś z tym nie zrobisz. Własnego "samca" musisz zaspokajać "albo się nie dziwić" (jak śpiewa jeden przaśny zespół). Jest to zagrożenie tym większe im luźniejszą macie relację. Kochający ojciec, dla przykładu, może mieć większy emocjonalny problem ze skokiem w bok.... co oczywiście nie znaczy, że jest tu jakaś gwarancja. Raczej mówimy o obniżeniu prawdopodobieństwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

no to była ,,jazda bez trzymanki" . Dużą krzywdę emocjonalną wyrządził Ci kochaś , będziesz to pamiętała i przeżywała do końca życia. Zdajesz sobie sprawę że to wpłynie na twój jeszcze związek , tego pod dywan nie zamieciesz i niesie to zagrożenie o ile wezmiecie ślub rozwodu. Aby coś było z ewentualnego aktualnego związku musisz mu o wszystkim powiedzieć ( bez małych kłamstewek) a i psycholog będzie miał dużo roboty. Pamiętaj jedno za dwóch nie jest wstanie kochać a ty swojego chłopaka od dłuższego czasu nie kochasz (nie da się kochać dwóch , to tylko tłumaczenie zdradzających). Może tak jak ktoś wcześniej napisał lepiej byłoby się rozstać , pobyć samemu a czas zdecyduje czy będziecie razem jeszcze = czy znowu wybuchnie NOWE uczucie do niego a nie tylko przyzwyczajenie i obawa samotności. Jak wy kobiety emocjonalnie potraficie skomplikować sobie życie, narobić bagna, zrobić ruinę z związku aby po czasie stanąć i chwycić się za głowę wrzeszcząc : CO JA NAROBIŁAM !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×