Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

MalinowyKotek

Jak cieszyć się życiem w samotności?

Polecane posty

Jeśli ktoś zamierza tutaj uwidaczniać swoje nieziemskie przyjaźnie z pozostałymi użytkownikami serwisu ("bo to takie słooodziaśne i wszystkich na pewno obchodzi ☺️ " 🤮), to uprzejmie informuję, że jest coś takiego jak priv - funkcja stworzona po to, żeby nie spamować innym swoimi prywatnymi sprawami. W skrócie - jeśli ktoś nie potrafi rzeczowo pisać na temat, to obejdę się bez obecności tego użytkownika w moim wpisie.

Sama nie wiem, od czego zacząć i jak ubrać w słowa tę sytuację tak, żeby wszystko było klarowne. Mam 22 lata i od zawsze stroniłam od ludzi. Nigdy nie miałam koleżanek czy kolegów. Nigdy nie wchodziłam w żadne głębsze relacje. Do końca gimnazjum było ok. Bardzo mi to odpowiadało. Miałam czas dla siebie, mogłam się poświęcić nauce. Między gimnazjum a liceum poznałam chłopaka. Na początku w ogóle nie byłam nim zainteresowana, ale w końcu coś zakiełkowało zwłaszcza, że jemu bardzo zależało. Był ode mnie starszy o dwa lata, to był związek na odległość (i to dość znaczną), bywało różnie, szczerze pisząc. Pojawił się ktoś trzeci i, choć było bardzo trudno, wybaczyłam mu jako tako i dalej byliśmy razem. Mimo to ta dziewczyna ciągle była między nami przez jakiś czas jeszcze, aż w końcu jej temat zniknął. Jakbym potrzebowała czasu na przetrawienie tego. Jasne, że do dzisiaj została jakaś blizna, ale nie jest już tak, że na wspomnienie o tym płaczę. Gdy wyjechałam na studia miałam do niego znacznie bliżej, więc widywaliśmy się częściej. Mimo to wcale nie było lepiej. Chłopak kompletnie nie chciał słuchać o moich problemach, w żaden sposób nie był dla mnie wsparciem. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy chyba tysiąc razy. Ostatnio jednak definitywnie skończyliśmy ze sobą zwłaszcza, że nieziemsko mnie zwyzywał (nie pierwszy raz niby, ale tym razem przesadził… Albo to ja osiągnęłam swój limit). Okropnie za nim tęsknię, nie wyobrażam sobie swojego życia bez niego. Wiem jednak, że o powrocie nie ma mowy, bo on nie będzie chciał. Próbowałam spotykać się z innymi chłopakami, ale wychodziło gorzej niż tragicznie. Ciągle mi coś nie pasowało w nich. Poza tym ciągle myślałam „mówi podobnie, jak mój były” albo „eee… W ogóle nie jest podobny do D.”. Na dodatek nie jestem też za bardzo wylewna i nie lubię mówić o sobie, więc średnio się ze mną rozmawia. Abstra...ąc od chłopaków… Ogólnie z ludźmi mi się nie układa. Nie mam w sumie żadnych relacji. Żadnych znajomych, o przyjaciołach nie wspominając. Może dlatego, że jestem skryta i nie ufam ludziom. Prawda jest też taka, że nie jestem jakoś szczególnie wartościową osobą. W sumie niczego nie mam, niczego nie osiągnęłam, nic nie umiem i jestem okropnie brzydka. Wychodzę z założenia, że KAŻDY człowiek jest z natury zły i prędzej czy później mnie zdradzi albo odejdzie albo mnie oszuka. To nie tyczy się tylko związków, ale relacji z ludźmi ogólnie. Unikam ludzi jak ognia, nie lubię ich i chyba się ich… boję? To dobre słowo. Wiadomo, że nie da się żyć bez nich (praca, studia, chociażby sklep), więc jakieś pozory zachowuję, ale okropnie mnie to męczy. Z drugiej jednak strony… Czasami, zupełnie niekontrolowanie nachodzi mnie myśl, że fajnie byłoby mieć jakichś przyjaciół czy nawet kolegów/koleżanki, z którymi mogłabym pójść do kina, na zakupy czy tak zwyczajnie pogadać zamiast chodzić wszędzie samej i pisać pamiętnik. Fajnie by też było mieć jakiegoś sensownego chłopaka przy sobie, wejść z nim w głębszą relację. Tylko zaraz pojawia się myśl, że ludzie są fałszywi i oszukują, więc „przyjaciele” mogą odejść i jeszcze namieszać w moim życiu, a chłopak i tak poleci do pierwszej lepszej, która pokaże mu kawałek ciała więcej. Nie można ufać ludziom i jeśli nie chce się cierpieć, to należy ich bezwzględnie unikać, ale tak, jak napisałam wyżej, czasem mnie coś zakłuje i chyba podświadomie brakuje mi tego w moim życiu. Jedyną osobą, której tak nie traktowałam był właśnie mój były - stąd dość długi fragment o nim. Może na początku było jak z innymi osobami, ale później "oswoił" mnie i teraz nie wyobrażam sobie mojego świata bez niego, a powoli muszę. W Internecie myślę sobie, że to tylko Internet. Że piszę z jakimiś chatbotami, a nie ludźmi. W innym wypadku nie mogłabym tutaj napisać. Zdarzało mi się jednak, że przez kilka dni w ogóle nie korzystałam z żadnych for, social mediów itd., bo „uświadamiałam” sobie, że po drugiej stronie jest osoba. Ciężko jest samej, to raczej oczywiste. Ostatecznie jednak nie chcę nikogo w moim życiu – wolę, żeby od czasu do czasu zrobiło mi się przykro niż żebym cierpiała. Zastanawiam się jednak, czy mogę cokolwiek zrobić, żeby iść przez życie z myślą „W OGÓLE nie potrzebuję jakichkolwiek relacji z innymi, samej jest mi cudownie”?

Dodam jeszcze, że NIENAWIDZĘ dotyku innych osób. Nienawidzę, gdy ludzie mnie dotykają. To jest obrzydliwe i okropne. Ludzie są obrzydliwi i okropni. Jedyne, co akceptuje to uścisk dłoni, ale czasami zdarzają się osoby wylewne aż nadto (i chyba słabo odczytujące innych), które chcą mnie przytulać (miałam tak kilka razy w życiu, istny koszmar, nie mam pojęcia, skąd ta dziwna moda się wzięła). Z automatu sztywnieję, denerwuję się i czuję się (wiem, jak to zabrzmi), że została naruszona moja godność.

Sama nie wiem, czego chcę. Z jednej strony chcę mieć kogoś, z drugiej na samą myśl o tym, gdy tak porządnie się nad tym zastanowię i jakby "przetrawię" taką znajomość i uświadomię sobie, co jest z tym związane i jakie mogą być tego przykre konsekwencje, to mi się absolutnie odechciewa. Tak było z jednym chłopakiem i wieloma znajomymi - dopóki pisaliśmy smsy było cudownie, a gdy przechodziliśmy na rozmowę tel albo, nie daj losie, na spotkanie (na co trzeba mnie namawiać tygodniami, a i tak trzy razy "coś mi wypadnie" i dopiero za czwartym się pojawię na godzinę, zestresowana, zdenerwowana i milcząca) - klapa. Totalna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Znowu ten sam temat założyłaś? Przecież dostałaś odpowiedź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
46 minut temu, maq84 napisał:

Znowu ten sam temat założyłaś? Przecież dostałaś odpowiedź.

Nie, odpowiedzi nie dostałam. Za to dostałam kółko wzajemnej adoracji dwóch użytkowniczek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No jak nie dostałaś? Napisałem co należy zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Da się żyć 

 

zmień nastawienie do ludzi . Są dziwni ludzie to fakt.... ale wierz mi są też bardzo fajni i serdeczni ludzie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, alewybredzicie napisał:

masz ewidentnie syndrom ofiary, masakryczna osobowość, wyjdź z tego, zmień to. Ja nie mam i DLATEGO czuję się ze sobą świetnie. niczego mi nie brak.

 

dorośniesz,z rozumiesz. Na razie to żyjesz jakimiś ideami, ideałami, pogubiona jesteś. Nie wiadomo czego ty sama chcesz, i ja nie wierzę, ze nie masz i nie miałaś koleżanek, nie szłaś na disco, na studniówkę, na bal gimnazjalny, nigdzie nie bywałaś i się całkowicie zatomizowałaś. przecież dzisiaj studia, praca, to dzięki znajomosciom wsyztsko. sama sobie nie dasz rady, nie umiesz wszystkiego i potrzebujesz znajomości, by mieć naprawione auto, nauczyć się jeździć, mieć rpace i forse na życie itd.

Syndrom ofiary? Nie sądzę. Nie użalam się nad sobą, gdy nie mam powodu (a gdy mam - jasne, że to robię, kto nie? Ale zawsze staram się znaleźć rozwiązanie z sytuacji).

No nie, nie miałam I nie mam koleżanek. Na dyskoteki nie chodziłam, do kina tylko sama (no chyba że z tym byłym chłopakiem), na imprezie żadnej nigdy nie byłam, na studniówce też nie. Czy żałuję tego wszystkiego? Tak jak wyżej - na ogół nie, ale czasem pojawi się myśl, że może byłoby fajnie. Tylko zaraz potem znów to samo - ludzie są fałszywi, źli I tak jest faktycznie, bo CODZIENNIE (dosłownie każdego dnia) mam na to dowody. Czy to poprzez zachowanie bezpośrednio wobec mnie, czy wobec innych osób. Ludzie są źli, taka ich natura I ich nie zmienię, a narażać się sama nie zamierzam. Chciałabym jednak cieszyć się zyciem bez nich, bez tego podswiadomego pragnienia (? Nie wiem, jak to uczucie w sumie określić. Bo to właśnie nie są tylko myśli, ale uczucie braku) bliższego kontaktu z innymi, które czasem się pojawia. Nie wierzę, że nie mogę być bez tego szczęśliwa, skoro jestem przekonana, że ludzie są źli I prędzej czy później mnie skrzywdzą. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób mam to zrobić. Jak mam dotrzeć do samej siebie.

Co do pracy I studiów... studia już prawie kończę (bez znajomości), pracę w zawodzie mam (szok - także bez znajomości). Znajomości pomagają w życiu, nie przeczę, ale jakoś do tej pory radziłam sobie doskonale sama I nigdy nie potrzebowałam niczyjej pomocy. No... Chyba, że tej pomocy nie zauważam, to też może być opcja. 

Co do tzw. fachowców, czyli Twój przykład auta. To są formalne kontakty. Mam je, bo muszę. Ale przecież to nie jest głębokie. Jasne, że mnie to wkurza, bo zazwyczaj tego nie lubię. Ale muszę to robić, bo faktycznie mechanikiem nie jestem. Podobnie jak lekarzem I prawnikiem.


Bardziej niż pomocy brakuje mi tego kontaktu z drugim człowiekiem. Głębszego niż tylko pani w sklepie albo jakieś formalne spotkania czy rozmowy gdziekolwiek indziej. I znów... Pisząc to stwierdziłam, że mi tego brakuje, bo tak mi podyktowała podświadomość. Tylko że dobrze nie skończyłam zdania, a świadomość znowu "ej, stop. Ludzie są fałszywi, oszukują I zdradzają. Pamiętasz tę x, co wtedy zrobiła tobie/komuś innemu to I to specjalnie. Widzisz? Trzymaj się od nich z daleka I nie wchodź w głębsze relacje, bo będziesz cierpieć. Samej ci będzie lepiej, oszczędzisz łzy". Strasznie obrazowo to ujmuję, ale chcę to jasno zarysować. To jest mój problem. Jakaś maleńka cząstka wewnątrz mnie pragnie tych kontaktów międzyludzkich, pójść z kimś do kina, na herbatę, pośmiać się, wyżalić. Kogoś do spędzania wolnego czasu razem. Tylko głowa mówi trzeźwo coś zupełnie innego I to głowy wolałabym się słuchać, bo zwyczajnie ma rację. Dlatego chciałabym tę cząsteczkę z siebie wyrzucić I żyć bez żalu z tym, co podsuwa mi głowa, bo to jedyna dobra rzecz dla mnie. I tego jestem absolutnie pewna.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najchętniej wróciłabym do swojego byłego. Zapewniał mi wszystko (albo prawie wszystko, bo czasem czegoś brakowało, jasne). On jednak nie będzie chciał. Gdy byłam z nim, nie odczuwałam żadnej potrzeby głębszej relacji z innymi ludźmi (no ok, może czasami, ale to chyba raz na rok myślałam, że fajnie byłoby mieć oprócz D. Jeszcze jakaś fajną przyjaciółkę do gadania I zakupów bliżej mnie, nie na odległość. Albo jakąś paczkę znajomych na jakieś wyjścia). To było jednak tak rzadkie, że aż niezauważalne. A teraz, gdy go nie ma, to faktycznie jestem sama. Bez kogokolwiek do pogadania, posmiania się czy wyzalenia. Jasne, że wiem, że on też jest człowiekiem, więc jest fałszywy, oszukuje I prędzej czy później by mnie zdradził z jakąś szmatą. Wtedy oczywiście deklaracja powrotu do niego idzie sobie w las I znów myślę, że lepiej mi samej. I tak w kółko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, MalinowyKotek napisał:

Najchętniej wróciłabym do swojego byłego. Jasne, że wiem, że on też jest człowiekiem, więc jest fałszywy, oszukuje I prędzej czy później by mnie zdradził z jakąś szmatą. Wtedy oczywiście deklaracja powrotu do niego idzie sobie w las I znów myślę, że lepiej mi samej. I tak w kółko.

Mam rozumieć że Ty nie jesteś człowiekiem i nigdy go nie oszukasz, nie skrzywdzisz, nie zdradzisz. Zgadza się?

Z jakiej planety do nas przybyłaś nieludzka istoto? xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
33 minuty temu, maq84 napisał:

Mam rozumieć że Ty nie jesteś człowiekiem i nigdy go nie oszukasz, nie skrzywdzisz, nie zdradzisz. Zgadza się?

Z jakiej planety do nas przybyłaś nieludzka istoto? xD

Jeszcze nie została odkryta. A na poważnie: ja taka nie jestem. Może właśnie dlatego, że nienawidzę fałszu I zdrad, które reprezentują inni ludzie. Więc skoro ja nikogo nie oszukam, nie skrzywdzę I nie zdradzę, to czemu mam cierpieć przez innych ludzi, którzy na pewno to zrobią, bo taka jest ich natura?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To chyba pomyliłaś światy aniołku bo tu same diabły mieszkają xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Masz zawyżone poczucie wartości które ukrywasz w niższych szczeblach, taki prawie narcyzm ale nie do końca. W sumie to mi bardzo znajome, a nawet dość mocno. Też nie znoszę ludzi, ale ten świat tak działa.. Jest to hmm przymusowa cząstka wewnątrz każdego, chyba że jest się psychopatą wtedy się pozbędziesz poczucia człowieczeństwa i nie będziesz totalnie potrzebować tego. Ja to rozwiązuje tak że idę na imprezę gdy chce zapełnić potrzebę towarzystwa, najciezej było zapełnić potrzebę bliskości, i tego porozumienia że "mam z kim coś" ale się udało. Jednocześnie mam już dość i znów chce być sama, bo już zapełniłam potrzebę, egoistycznie 🙂 jednak on o tym nie wie, jest super we wszystkim i wiem że jak go zranie to stracę kogoś kto pomaga mi a ja mu zapełnić potrzebę. Żyjemy dla potrzeb, musisz ustalić sobie rangi swoich potrzeb, co one mogą znaczyć. I gdzie można ją zapełnić, co do chęci kogoś mienia, koleżanki na ten jakiś wypad może forum jakieś, co do kogoś do wygadania się najbezpieczniej to zapełnić u terapeuty bo musi być zawsze posłuszny zasadom i nie rani, nie może. Hmm co do chłopaka, szukać - takiego co miałaś, czemu nie? Musisz pozwolić sobie na to, albo lekko przymusic na pewien czas. Ja teraz to bym chciała spokój, ciszę, nikogo wokół, zero potrzeb, i relaks. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×