Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
pata234

Mój chłopak chce się wyprowadzić przez moje problemy, ale być nadal w związku

Polecane posty

Hej. Piszę do Was z prośbą o doradzenie, bo już sama nie wiem, co o tym myśleć. Zaczynam tracić "grunt" pod nogami i wątpić w swoje przemyślenia. Chociaż intuicja podpowiada mi, że dobrze zrobiłam. Mam nadzieję na Wasze wsparcie mentalne...

Ostatnimi czasy przechodzę kryzys związany z błędnie wybraną ścieżką edukacyjną. Po latach odzywa się moje wewnętrzne dziecko, które skutecznie tłumiłam w sobie przez lata. W momencie, kiedy zostało mi 1,5 roku studiów inżynierskich dotarło do mnie, że sztuka jest tym, czym chce się zajmować, co daje mi szczęście. Niestety nie mogę się jej w pełni poświęcić teraz, bo mam strasznie dużo nauki, co mnie okropnie frustruje i sprawia, że czuję się jak usychający kwiat... Dosłownie... Mam straszne poczucie winy, że "odkryłam" swój sens dopiero po latach i czasem myślę, że chyba wolałabym żyć w tym marazmie do końca życia. Myślę, że nie sprawiałabym tylu problemów nikomu... Przez naukę straciłam dosłownie wszystkich, bo ciągle siedziałam w książkach i nie miałam czasu na budowanie relacji z innymi... Z drugiej też strony zawsze czułam, że jakoś nie pasuje do innych ludzi, że jakoś tak inaczej na mnie patrzą. Za każdym razem, gdy przychodziło do poznania nowych osób, po prostu czułam, że nie ma drugiej osoby, która chciałaby się ze mną tak kolegować, jak ja... No to trochę wstydliwy dla mnie temat, ale chcę przedstawić fakty. Pogodziłam się z myślą, że widocznie jestem dziwolągiem i stwierdziłam, że muszę nauczyć się żyć bez przyjaciół, co jest mega ciężkie... Pojawił się na mojej drodze pewien mężczyzna. Przelałam całą swoją miłość jemu. Pomogłam, gdy miał swoje problemy i można powiedzieć, że wyciągnęłam go z beznadziejnej sytuacji, kiedy to nie miał obronionych studiów, zaniedbał swoje pasje i w dodatku pracował w miejscu, którego nienawidził. Gdy się poznaliśmy od razu wiedziałam jak to rozwiązać i skończyło się na tym, że założył swoją drużynę, znalazł świetną pracę, w której bardzo go doceniają i pnie się wyżej, a w dodatku ukończył studia z wyróżnieniem. Niedługo po tym pojawił się ten kryzys, o którym wspomniałam. Nie radziłam sobie ze stresem związanym z ilością nauki i stopniem trudności. Doszło do ciemnych myśli, płakałam praktycznie codziennie, nie miałam siły... najchętniej ciągle bym spała... Nie chciałam z nikim rozmawiać. Jedyne czego potrzebowałam to przytulenia, jakiejś uwagi, zrozumienia. Nie potrzebowałam "złotych rad", tylko po prostu ciepła... Najbardziej od niego. Lecz zamiast tego, z czasem dostawałam "reprymendę", żebym się wzięło w garść i zajęła się w końcu życiem... Udałam się więc do psychologa, bo widziałam, że jestem strasznym ciężarem dla innych, szczególnie dla mojego faceta. Tam dowiedziałam się, że faktycznie jest problem w pewnych sprawach. Kiedy wracałam do domu, chciałam jak najszybciej podzielić się tą informacją z moim facetem. Jednak kiedy tylko weszłam do mieszkania, on wychodził na trening... Strasznie mnie to zabolało, bo jednak pierwsza wizyta to jest taki wyjątkowy dzień. Człowiek przełamał swój lęk i zaczął faktycznie coś robić, aby rozwiązać problem... Powiedziałam mu, że jak wybierze trening zamiast rozmowę, to ja nie chcę się do niego odzywać, no i wybrał przyjemność... Potem oczywiście przeprosił, ale i tak zawód pozostał... To tak w wielkim skrócie, ale wydaje mi się, że mniej więcej nakreśliłam obraz naszej sytuacji...Trwało to łącznie od początku pandemii, kiedy też byliśmy "zmuszeni" przebywać ze sobą non stop w jednym pomieszczeniu. Nie było to dla nas problemem, bo wydawało mi się, że fajnie nam się żyje razem... Wiem, że jak druga osoba przeżywa coś takiego, to dla tej bez problemów może to być strasznie męczące... Jednak myślałam, że można "wymagać" troszkę więcej od partnerów i być dla siebie wsparciem nie tylko, gdy jest wszystko pięknie, ale też kiedy pojawiają się ciemne chmury... Ostatecznie w dniu, w którym znowu złapał mnie ponownie kryzys postanowił, że się wyprowadzi na jakiś czas, bo od miesiąca czuje spięcie przy mnie. Boi się na przykład, że zaraz wybuchnę, bo coś źle przestawił, więc musi odpocząć... To była druga taka sytuacja, kiedy wymyślił osobne mieszkanie, jednak przy pierwszej doszliśmy do kompromisu, że będę panować nad nerwami. Przy drugiej coś we mnie pękło i momentalnie doszło do mnie, że to problem jest ze mną i on tak naprawdę chce ze mną zakończyć relacje.... Kazałam mu się wyprowadzić jak najszybciej, bo nie mogę po prostu przebywać z nim pod jednym dachem. Czułam wstyd, będąc we własnej skórze... Jeszcze mając w głowie ostatnie dni, kiedy to padały z jego ust zdania w stylu "...a bo ty to jesteś wch*j niepewna siebie" albo "czy Ty w ogóle masz jakieś zainteresowania" lub "nie znam drugiej aż tak wrażliwej osoby" lub też zdarzyły się kłótnie kiedy mówił, że jestem dziwna, bo za dużo analizuje... Może to i nic, może to słowa w nerwach jednak one ciągle są w mojej głowie i strasznie boli, gdy ludzie wokół wmawiają Ci że jesteś dziwna, że nie masz nic ciekawego do zaoferowania albo, że jesteś nudna, bo nic Cię nie interesuje... Najgorsze w tym wszystkim, że ja doskonale wiem, co lubię... Coraz lepiej znam siebie, mam zasady moralne i tą dziecięcą ciekawość świata.. Łatwo nawiązuje kontakt i jestem otwartą osobą. Często przejmuje inicjatywę, szczerze pomagam drugiej osobie, często myślę o bliźnim, kiedy opowie mi o swoich problemach... Chociażby przykład tego jaki był, kiedy się poznawaliśmy... a jaki jest teraz. W życiu nie powiedziałam mu jaki to on jest beznadziejny, nawet jeśli widziałam pewne wady, a wręcz kibicowałam w sukcesach, a nawet je współodczuwałam i z całego serca w niego wierzyłam.... Minął tydzień od wyprowadzki, a ja nawet nie płaczę... Tak bardzo boli mnie ta myśl, że gdybym była w pełni "normalna", nie robiła problemów to pewnie byśmy sobie żyli szczęśliwie, a w momencie kiedy pojawiły się mniejsze, czy większe problemy on po prostu mnie zostawił... Naprawdę nie wiem, czy to szok tak działa, czy zawód, ale nadal nie mogę uwierzyć, że się zabrał i wyszedł... Jeszcze osoba, o której w życiu nie pomyślałabym... Jedynie mam momenty, szczególnie w nocy, kiedy myślę sobie, że to wszystko moja wina, że jestem po prostu beznadziejna i nie umiem budować relacji z innymi... Moja rodzina uznała, że go "zamęczyłam" swoimi problemami, bo jestem męcząca, szczególnie w sytuacjach stresujących, czyli czasy egzaminów i tak dalej. Najlepiej, jakbym obniżyła swoje wymagania, że rozłąka dobrze nam zrobi, że powinien odpocząć... Ale czy, gdybym nie daj Boże chorowała na inne choroby to też by miał "prawo" mnie zostawić, bo jestem męcząca? Przecież właśnie o to w tym wszystkim chodzi... W momencie, kiedy tak naprawdę najbardziej potrzebowałam jego wsparcia, on stwierdził, ze się zmęczył i musi odpocząć... Nie na tym chyba polega miłość, tak mi się wydaje przynajmniej... Przez takie zachowanie, nie wiem, czy znowu mu zaufam. Czy w ogóle jest sens... Nawet w przysięgach obiecuje się trwać przy sobie, w zdrowiu i chorobie...

Przepraszam, że takie przydługie to, co opisałam, ale nie umiałam tego napisać w większym skrócie... Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu zobrazowałam całą sytuację. Z góry dziękuję za Waszą uwagę i czas...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Możesz dokończyć obecne studia i pójść na kolejne : ) co do reszty to ciężko przebrnąć przez tą gęstwinę myśli... przepraszam : )

Edytowano przez marawstala

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, marawstala napisał:

Możesz dokończyć obecne studia i pójść na kolejne : ) co do reszty to ciężko przebrnąć przez tą gęstwinę myśli... przepraszam : )

Dzięki za odpowiedź... Wyobrażam sobie, że ciężko przebrnąć komuś zupełnie obcemu, ale nasuwa mi się pytanie, czy możemy oczekiwać, że nasz partner będzie przy nas kiedy pojawiają się kryzysy w naszym życiu, czy to załamanie, czy depresyjne epizody... ? Zdaje sobie sprawę z ciężaru, jaki nosi na sobie nasz partner będąc z taką osobą w związku, ale czy osoba, która kocha zostawia ją w tak zwanym dole...? Czy właśnie w takim momencie wychodzi ile znaczy dla nich ta relacja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
16 minut temu, pata234 napisał:

Dzięki za odpowiedź... Wyobrażam sobie, że ciężko przebrnąć komuś zupełnie obcemu, ale nasuwa mi się pytanie, czy możemy oczekiwać, że nasz partner będzie przy nas kiedy pojawiają się kryzysy w naszym życiu, czy to załamanie, czy depresyjne epizody... ? Zdaje sobie sprawę z ciężaru, jaki nosi na sobie nasz partner będąc z taką osobą w związku, ale czy osoba, która kocha zostawia ją w tak zwanym dole...? Czy właśnie w takim momencie wychodzi ile znaczy dla nich ta relacja...

Jesteś trochę egocentryczna a mówiąc tamte słowa raczej chodziło mu o to, żebyś przestała myśleć tylko o sobie... ja ja ja... kreując wylacznie same problemu które obowiązkowo trzeba obgadać... a czy jego problemy równie mocno Cię interesowały... może pod tym względem trochę zawiniłas  

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, marawstala napisał:

Jesteś trochę egocentryczna a mówiąc tamte słowa raczej chodziło mu o to, żebyś przestała myśleć tylko o sobie... ja ja ja... kreując wylacznie same problemu które obowiązkowo trzeba obgadać... a czy jego problemy równie mocno Cię interesowały... może pod tym względem trochę zawiniłas  

Oczywiście, że mnie interesowały... Napisałam wyżej, że kiedy to on miał swój kryzys ja byłam przy nim i pomogłam wyjść z dołka, przy okazji osiągnął to, co chciał, a na co nie miał motywacji przed naszą relacją... To nie fair, że uznałaś mnie za egocentryczną, ponieważ jeżeli chodzi o ciągłe mówienie "ja ja ja" to właśnie dlatego, że opisałam problem, z którym przyszło nam się zmierzyć ostatnimi czasy... Czyli wychodzi na to, że już nie mogę mieć problemu, bo będę uznana za egocentryczną osobę, skupioną tylko na sobie... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, pata234 napisał:

Oczywiście, że mnie interesowały... Napisałam wyżej, że kiedy to on miał swój kryzys ja byłam przy nim i pomogłam wyjść z dołka, przy okazji osiągnął to, co chciał, a na co nie miał motywacji przed naszą relacją... To nie fair, że uznałaś mnie za egocentryczną, ponieważ jeżeli chodzi o ciągłe mówienie "ja ja ja" to właśnie dlatego, że opisałam problem, z którym przyszło nam się zmierzyć ostatnimi czasy... Czyli wychodzi na to, że już nie mogę mieć problemu, bo będę uznana za egocentryczną osobę, skupioną tylko na sobie... 

Jeśli tak napisałaś to zwracam honor, ciężko mi było przebrnąć przez całość tekstu wiec widocznie ten fragment ominęlam... Nie wiem co tu Ci napisać, widocznie nie był Ciebie wart... : )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zdaje się że takich, jak to określiłaś Dziwolągów jest więcej... 

Osobiście nie chciałabym być z człowiekiem, który widzi we mnie tylko problem i zawija się jak tylko się jakieś pojawią... Życie niesie ich mnóstwo... Jak ludzie są razem to się wspierają.. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pari
1 godzinę temu, pata234 napisał:

Hej. Piszę do Was z prośbą o doradzenie, bo już sama nie wiem, co o tym myśleć. Zaczynam tracić "grunt" pod nogami i wątpić w swoje przemyślenia. Chociaż intuicja podpowiada mi, że dobrze zrobiłam. Mam nadzieję na Wasze wsparcie mentalne...

Ostatnimi czasy przechodzę kryzys związany z błędnie wybraną ścieżką edukacyjną. Po latach odzywa się moje wewnętrzne dziecko, które skutecznie tłumiłam w sobie przez lata. W momencie, kiedy zostało mi 1,5 roku studiów inżynierskich dotarło do mnie, że sztuka jest tym, czym chce się zajmować, co daje mi szczęście. Niestety nie mogę się jej w pełni poświęcić teraz, bo mam strasznie dużo nauki, co mnie okropnie frustruje i sprawia, że czuję się jak usychający kwiat... Dosłownie... Mam straszne poczucie winy, że "odkryłam" swój sens dopiero po latach i czasem myślę, że chyba wolałabym żyć w tym marazmie do końca życia. Myślę, że nie sprawiałabym tylu problemów nikomu... Przez naukę straciłam dosłownie wszystkich, bo ciągle siedziałam w książkach i nie miałam czasu na budowanie relacji z innymi... Z drugiej też strony zawsze czułam, że jakoś nie pasuje do innych ludzi, że jakoś tak inaczej na mnie patrzą. Za każdym razem, gdy przychodziło do poznania nowych osób, po prostu czułam, że nie ma drugiej osoby, która chciałaby się ze mną tak kolegować, jak ja... No to trochę wstydliwy dla mnie temat, ale chcę przedstawić fakty. Pogodziłam się z myślą, że widocznie jestem dziwolągiem i stwierdziłam, że muszę nauczyć się żyć bez przyjaciół, co jest mega ciężkie... Pojawił się na mojej drodze pewien mężczyzna. Przelałam całą swoją miłość jemu. Pomogłam, gdy miał swoje problemy i można powiedzieć, że wyciągnęłam go z beznadziejnej sytuacji, kiedy to nie miał obronionych studiów, zaniedbał swoje pasje i w dodatku pracował w miejscu, którego nienawidził. Gdy się poznaliśmy od razu wiedziałam jak to rozwiązać i skończyło się na tym, że założył swoją drużynę, znalazł świetną pracę, w której bardzo go doceniają i pnie się wyżej, a w dodatku ukończył studia z wyróżnieniem. Niedługo po tym pojawił się ten kryzys, o którym wspomniałam. Nie radziłam sobie ze stresem związanym z ilością nauki i stopniem trudności. Doszło do ciemnych myśli, płakałam praktycznie codziennie, nie miałam siły... najchętniej ciągle bym spała... Nie chciałam z nikim rozmawiać. Jedyne czego potrzebowałam to przytulenia, jakiejś uwagi, zrozumienia. Nie potrzebowałam "złotych rad", tylko po prostu ciepła... Najbardziej od niego. Lecz zamiast tego, z czasem dostawałam "reprymendę", żebym się wzięło w garść i zajęła się w końcu życiem... Udałam się więc do psychologa, bo widziałam, że jestem strasznym ciężarem dla innych, szczególnie dla mojego faceta. Tam dowiedziałam się, że faktycznie jest problem w pewnych sprawach. Kiedy wracałam do domu, chciałam jak najszybciej podzielić się tą informacją z moim facetem. Jednak kiedy tylko weszłam do mieszkania, on wychodził na trening... Strasznie mnie to zabolało, bo jednak pierwsza wizyta to jest taki wyjątkowy dzień. Człowiek przełamał swój lęk i zaczął faktycznie coś robić, aby rozwiązać problem... Powiedziałam mu, że jak wybierze trening zamiast rozmowę, to ja nie chcę się do niego odzywać, no i wybrał przyjemność... Potem oczywiście przeprosił, ale i tak zawód pozostał... To tak w wielkim skrócie, ale wydaje mi się, że mniej więcej nakreśliłam obraz naszej sytuacji...Trwało to łącznie od początku pandemii, kiedy też byliśmy "zmuszeni" przebywać ze sobą non stop w jednym pomieszczeniu. Nie było to dla nas problemem, bo wydawało mi się, że fajnie nam się żyje razem... Wiem, że jak druga osoba przeżywa coś takiego, to dla tej bez problemów może to być strasznie męczące... Jednak myślałam, że można "wymagać" troszkę więcej od partnerów i być dla siebie wsparciem nie tylko, gdy jest wszystko pięknie, ale też kiedy pojawiają się ciemne chmury... Ostatecznie w dniu, w którym znowu złapał mnie ponownie kryzys postanowił, że się wyprowadzi na jakiś czas, bo od miesiąca czuje spięcie przy mnie. Boi się na przykład, że zaraz wybuchnę, bo coś źle przestawił, więc musi odpocząć... To była druga taka sytuacja, kiedy wymyślił osobne mieszkanie, jednak przy pierwszej doszliśmy do kompromisu, że będę panować nad nerwami. Przy drugiej coś we mnie pękło i momentalnie doszło do mnie, że to problem jest ze mną i on tak naprawdę chce ze mną zakończyć relacje.... Kazałam mu się wyprowadzić jak najszybciej, bo nie mogę po prostu przebywać z nim pod jednym dachem. Czułam wstyd, będąc we własnej skórze... Jeszcze mając w głowie ostatnie dni, kiedy to padały z jego ust zdania w stylu "...a bo ty to jesteś wch*j niepewna siebie" albo "czy Ty w ogóle masz jakieś zainteresowania" lub "nie znam drugiej aż tak wrażliwej osoby" lub też zdarzyły się kłótnie kiedy mówił, że jestem dziwna, bo za dużo analizuje... Może to i nic, może to słowa w nerwach jednak one ciągle są w mojej głowie i strasznie boli, gdy ludzie wokół wmawiają Ci że jesteś dziwna, że nie masz nic ciekawego do zaoferowania albo, że jesteś nudna, bo nic Cię nie interesuje... Najgorsze w tym wszystkim, że ja doskonale wiem, co lubię... Coraz lepiej znam siebie, mam zasady moralne i tą dziecięcą ciekawość świata.. Łatwo nawiązuje kontakt i jestem otwartą osobą. Często przejmuje inicjatywę, szczerze pomagam drugiej osobie, często myślę o bliźnim, kiedy opowie mi o swoich problemach... Chociażby przykład tego jaki był, kiedy się poznawaliśmy... a jaki jest teraz. W życiu nie powiedziałam mu jaki to on jest beznadziejny, nawet jeśli widziałam pewne wady, a wręcz kibicowałam w sukcesach, a nawet je współodczuwałam i z całego serca w niego wierzyłam.... Minął tydzień od wyprowadzki, a ja nawet nie płaczę... Tak bardzo boli mnie ta myśl, że gdybym była w pełni "normalna", nie robiła problemów to pewnie byśmy sobie żyli szczęśliwie, a w momencie kiedy pojawiły się mniejsze, czy większe problemy on po prostu mnie zostawił... Naprawdę nie wiem, czy to szok tak działa, czy zawód, ale nadal nie mogę uwierzyć, że się zabrał i wyszedł... Jeszcze osoba, o której w życiu nie pomyślałabym... Jedynie mam momenty, szczególnie w nocy, kiedy myślę sobie, że to wszystko moja wina, że jestem po prostu beznadziejna i nie umiem budować relacji z innymi... Moja rodzina uznała, że go "zamęczyłam" swoimi problemami, bo jestem męcząca, szczególnie w sytuacjach stresujących, czyli czasy egzaminów i tak dalej. Najlepiej, jakbym obniżyła swoje wymagania, że rozłąka dobrze nam zrobi, że powinien odpocząć... Ale czy, gdybym nie daj Boże chorowała na inne choroby to też by miał "prawo" mnie zostawić, bo jestem męcząca? Przecież właśnie o to w tym wszystkim chodzi... W momencie, kiedy tak naprawdę najbardziej potrzebowałam jego wsparcia, on stwierdził, ze się zmęczył i musi odpocząć... Nie na tym chyba polega miłość, tak mi się wydaje przynajmniej... Przez takie zachowanie, nie wiem, czy znowu mu zaufam. Czy w ogóle jest sens... Nawet w przysięgach obiecuje się trwać przy sobie, w zdrowiu i chorobie...

Przepraszam, że takie przydługie to, co opisałam, ale nie umiałam tego napisać w większym skrócie... Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu zobrazowałam całą sytuację. Z góry dziękuję za Waszą uwagę i czas...

Niech się wyprowadza, ale jak chce być w związku, to niech cię wspiera na ile może - niech się nie odsuwa. Mało to ludzi, jest w związku a jednak mieszka osobno? W Polsce jest tak, że musisz mieć papierek, żeby coś znaczyć przy poszukiwaniach pracy. Już nie zostało ci wiele, to na zdrowy rozum powinnaś studia dokończyć. Jednak z drugiej strony trochę się męczysz na tych studiach- może zrób sobie roczna przerwę i spróbuj co innego, coś co cię interesuje🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, Cisza napisał:

Zdaje się że takich, jak to określiłaś Dziwolągów jest więcej... 

Osobiście nie chciałabym być z człowiekiem, który widzi we mnie tylko problem i zawija się jak tylko się jakieś pojawią... Życie niesie ich mnóstwo... Jak ludzie są razem to się wspierają.. 

Bardzo dziękuję za odpowiedź... Jak potem zaufać takiej osobie... Zawód chyba pozostanie na długo... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, pari napisał:

Niech się wyprowadza, ale jak chce być w związku, to niech cię wspiera na ile może - niech się nie odsuwa. Mało to ludzi, jest w związku a jednak mieszka osobno? W Polsce jest tak, że musisz mieć papierek, żeby coś znaczyć przy poszukiwaniach pracy. Już nie zostało ci wiele, to na zdrowy rozum powinnaś studia dokończyć. Jednak z drugiej strony trochę się męczysz na tych studiach- może zrób sobie roczna przerwę i spróbuj co innego, coś co cię interesuje🙂

Właśnie tutaj kwestia jest taka, że dla mnie chęć wyprowadzki ze wspólnego mieszkania to już delikatna forma oddalania się. Nie robi się kroku wstecz... Szczególnie, kiedy pojawiają się problemy... I dlatego też postanowiłam zakończyć związek, choć z biegiem czasu zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pari
Przed chwilą, pata234 napisał:

Właśnie tutaj kwestia jest taka, że dla mnie chęć wyprowadzki ze wspólnego mieszkania to już delikatna forma oddalania się. Nie robi się kroku wstecz... Szczególnie, kiedy pojawiają się problemy... I dlatego też postanowiłam zakończyć związek, choć z biegiem czasu zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie... 

Wypisz sobie na kartce wady i zalety chłopaka i będziesz bardziej pewna🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, pata234 napisał:

[...] W momencie, kiedy tak naprawdę najbardziej potrzebowałam jego wsparcia, on stwierdził, ze się zmęczył i musi odpocząć... Nie na tym chyba polega miłość, tak mi się wydaje przynajmniej... Przez takie zachowanie, nie wiem, czy znowu mu zaufam. Czy w ogóle jest sens... [...]

Wsparcie swoją drogą, ale trzeba też rozumieć, że inni również mają swoje samopoczucie, emocje i wytrzymałość. Partner, to nie terapeuta, warto czasem się powstrzymać i nauczyć radzić ze sobą bardziej we własnym zakresie, zamiast zbytnio wisieć na kimś. Facet mógł zwyczajnie poczuć się przytłoczony i sobie nie poradził, ostatecznie jest tylko człowiekiem. Na pewno lepiej było wspólnie poszukać konkretnego rozwiązania problemu, zamiast się stresować, frustrować i wywierać z tego powodu presję na innych. Abstrah.ując od reszty perspektyw, myślę, ta właśnie jest dobra dla wciągnięcia pewnych wniosków na przyszłość.

Edytowano przez Nenesh
  • Like 1
  • Thanks 1
  • Confused 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, Nenesh napisał:

Wsparcie swoją drogą, ale trzeba też rozumieć, że inni również mają swoje samopoczucie, emocje i wytrzymałość. Partner, to nie terapeuta, warto czasem się powstrzymać i nauczyć radzić ze sobą bardziej we własnym zakresie, zamiast zbytnio wisieć na kimś. Facet mógł zwyczajnie poczuć się przytłoczony i sobie nie poradził, ostatecznie jest tylko człowiekiem. Na pewno lepiej było wspólnie poszukać konkretnego rozwiązania problemu, zamiast się stresować, frustrować i wywierać z tego powodu presję na innych. Abstrah.ując od reszty perspektyw, myślę, ta właśnie jest dobra dla wciągnięcia pewnych wniosków na przyszłość.

W punkt.

Prawdopodobnie po prostu przekroczony został "punkt wytrzymałości" faceta. Każdy ma jakiś, a takie codzienne "tłuczando" potrafi przełamać odporność.

  • Thanks 1
  • Confused 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Autorko, nigdy nie oglądaj się na faceta!

Zawsze najpierw pomyśl o sobie.

Z resztą już ci pokazał jak wygląda życie - jak on ma problemy to z twojej pomocy będzie korzystał bez skrępowania, a jak ty masz problem to usłyszysz że jesteś dziwna, nadwrażliwa, zawracasz mu tyłek i bidulekz się stresuje więc będzie przychodził tylko na bzykanie.

Tak na przyszłość ostrzegam - prawie każdy  facet w Polsce tak robi.

 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
28 minut temu, Bimba napisał:

Autorko, nigdy nie oglądaj się na faceta!

Zawsze najpierw pomyśl o sobie.

Z resztą już ci pokazał jak wygląda życie - jak on ma problemy to z twojej pomocy będzie korzystał bez skrępowania, a jak ty masz problem to usłyszysz że jesteś dziwna, nadwrażliwa, zawracasz mu tyłek i bidulekz się stresuje więc będzie przychodził tylko na bzykanie.

Tak na przyszłość ostrzegam - prawie każdy  facet w Polsce tak robi.

 

Zawsze masz "zerojedynkowo"?

Nie. NIE KAŻDY, co widać nawet na tym forum.

I nawet nie większość, biorąc pod uwagę to, co widzę i z czym mam do czynienia.

Tak że teges..

Feminazi to nie dobra droga dla KOBIET.

 

Edytowano przez Santee

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
56 minut temu, Santee napisał:

Zawsze masz "zerojedynkowo"?

Nie. NIE KAŻDY, co widać nawet na tym forum.

I nawet nie większość, biorąc pod uwagę to, co widzę i z czym mam do czynienia.

Nie napisałam że każdy.

Napisałam " prawie każdy".

Nie wiem z jakimi facetami masz do czynienia i niecimteresuje mnie to.

Opisuje własne doświadczenia i doświadczenia moich licznych

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przed chwilą, Bimba napisał:

Nie napisałam że każdy.

Napisałam " prawie każdy".

Nie wiem z jakimi facetami masz do czynienia i nie interesuje mnie to.

Opisuje własne doświadczenia i doświadczenia moich koleżanek, przyjaciółek i znajomych

 

Edytowano przez Bimba

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, pata234 napisał:

Właśnie tutaj kwestia jest taka, że dla mnie chęć wyprowadzki ze wspólnego mieszkania to już delikatna forma oddalania się. Nie robi się kroku wstecz... Szczególnie, kiedy pojawiają się problemy... I dlatego też postanowiłam zakończyć związek, choć z biegiem czasu zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie... 

Postąpiłaś jak najbardziej słusznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, Bimba napisał:

Nie napisałam że każdy.

Napisałam " prawie każdy".

Nie wiem z jakimi facetami masz do czynienia i niecimteresuje mnie to.

Opisuje własne doświadczenia i doświadczenia moich licznych

A ja poprawiałem na "prawie" ale nie przeszło już.

To co piszesz to bzdury.

WIĘKSZOŚĆ takk nie ma, więc teza "prawie każdy" to zwykłe generalizowanie WŁASNYCH doświadczeń.

TY miałaś takie, ja inne, ktoś inny jeszcze inne.

Skrzxywdzono Cię?

Jeśli tak, nie obrzucaj błotem WIĘKSZOŚCI, lecz WINNYCH tego.

Tych konkretnych.

Nawet sytemu, który nie uczy poszanowania i zrozumienia.

Ale nie każdego, tylko dlatego ze jest innej płci.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Bimba napisał:

Autorko, nigdy nie oglądaj się na faceta!

Zawsze najpierw pomyśl o sobie.

Z resztą już ci pokazał jak wygląda życie - jak on ma problemy to z twojej pomocy będzie korzystał bez skrępowania, a jak ty masz problem to usłyszysz że jesteś dziwna, nadwrażliwa, zawracasz mu tyłek i bidulekz się stresuje więc będzie przychodził tylko na bzykanie.

Tak na przyszłość ostrzegam - prawie każdy  facet w Polsce tak robi.

 

Właśnie o to mi najbardziej chodzi. Kiedy on był w swoim dole, ja go z niego wyciągałam. Kiedy ja się załamałam niektórzy piszą i sugerują, że "zmęczyłam" partnera... To jest dla mnie niepojęte, że w dzisiejszych czasach nie można już nawet liczyć na swoich partnerów, tylko zawsze trzeba! na siebie... To po co jest związek? Chyba tylko dla przyjemności... Nie wierzę w ten świat.. Chyba do niego nie pasuję...

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, Santee napisał:

A ja poprawiałem na "prawie" ale nie przeszło już.

To co piszesz to bzdury.

WIĘKSZOŚĆ takk nie ma, więc teza "prawie każdy" to zwykłe generalizowanie WŁASNYCH doświadczeń.

TY miałaś takie, ja inne, ktoś inny jeszcze inne.

Skrzxywdzono Cię?

Jeśli tak, nie obrzucaj błotem WIĘKSZOŚCI, lecz WINNYCH tego.

Tych konkretnych.

Nawet sytemu, który nie uczy poszanowania i zrozumienia.

Ale nie każdego, tylko dlatego ze jest innej płci.

 

Masz jakiś problem?

Nie zgadzasz się z moim podejściem do tematu to trudno, ale nie baw się na siłę w mojego psychoanalityka bo kiepsko Ci to wychodzi.

I jeszcze jedno - stwierdzanie faktu "obrzucaniem błotem".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cóż, to są właśnie dzisiejsi "faceci". Ja też aktualnie przez takie coś przechodzę. Miłość jest na dobre i na złe, czyż nie? Moja firma prawie upadła, bo przez 5 miesięcy nie mogłam zarabiać (wirus oczywiście). Tak sumując w tym roku zarobiłam jakieś 80% mniej niż w poprzednim. Dopiero teraz jest trochę lepiej, zobaczymy jak to będzie. Też mi powiedział, że "możemy się spotykać, kto wie może za rok odpoczniemy od siebie i znów zamieszkamy razem" 😂 

Zapytany o to, czemu mi nie pomógł widząc że miałam depresję odpowiedział tylko "nadal masz". 

Wyprowadziłam się i tyle. Myślę że szkoda czasu na takich facetów. To oni jako 1si powinni wyciągnąć do nas pomocna dłoń, będąc najbliżej 🙂 A nie uciekać i "jak się poprawi może wróci". Wszyscy by chcieli tylko być jak jest dobrze... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Bimba napisał:

Masz jakiś problem?

Nie zgadzasz się z moim podejściem do tematu to trudno, ale nie baw się na siłę w mojego psychoanalityka bo kiepsko Ci to wychodzi.

I jeszcze jedno - stwierdzanie faktu "obrzucaniem błotem".

Skąś sie Ci te uprzedzenia, uogólnienia wzięły. Z mlekiem matki je wyssałaś?

Nie ja sie nie zgadzam, tylko WIĘKSZOŚĆ normalnie funkcjonujących ( i kobiety, i mężczyźni ). Bo tak skrajne poglądy jak Twoje są po prostu..zbyt skrajne?

Wojujący fundamentalizm w jakiejkolwiek postaci jest po prostu postrzegany tak, jak na to zasługuje.

Wzruszeniem ramion i ignorowaniem, gdy nieszkodliwy, oburzeniem gdy staje się nachalny, pacyfikacją gdy staje się brutalny.

ISIS też myślało, że cos ugra, Dzis chowają się po jaskiniach i na wypisstouwiach.

Bo nikt NORMALNY fanatyzmu w JAKIEJKOLWIEK postaci NIE TRAWI i nie będzie pozwalał mu się rozprzestrzeniać nadmiernie.

Comprende?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, pata234 napisał:

Właśnie o to mi najbardziej chodzi. Kiedy on był w swoim dole, ja go z niego wyciągałam. Kiedy ja się załamałam niektórzy piszą i sugerują, że "zmęczyłam" partnera... To jest dla mnie niepojęte, że w dzisiejszych czasach nie można już nawet liczyć na swoich partnerów, tylko zawsze trzeba! na siebie... To po co jest związek? Chyba tylko dla przyjemności... Nie wierzę w ten świat.. Chyba do niego nie pasuję...

Nie ma znaczenia jak bardzo i ile pomogłaś.

TY dałaś radę.

Może dlatego, że on NIE BYŁ w tym taki jak TY, gdy miałaś załam?

Nikt tu wróżem nie jest, ocena wynika z tego co napisalaś i JAK napisałaś.

A napisałaś tak, ze widać wręcz, jak bardzo potrafisz...

Miesiące takiego czegoś potrafią wykończyć niejednego.

Nie wypowiadam się o POWINNOŚCI w związku, lecz o MOŻLIWOŚCIACH kogokolwiek.

taka odnośnia jest TU:

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Emiiiilka napisał:

Cóż, to są właśnie dzisiejsi "faceci".

Wyprowadziłam się i tyle. Myślę że szkoda czasu na takich facetów. To oni jako 1si powinni wyciągnąć do nas pomocna dłoń, będąc najbliżej 🙂 A nie uciekać i "jak się poprawi może wróci". Wszyscy by chcieli tylko być jak jest dobrze... 

Hmmmmmmm...

Tak niestety kończy się destrukcja wartosci, które stanowiły o "męskosci" samców humani.

Sprowadzanie ich do funkcji "metro", nadmierne folgowanie zachciankom, pozwalanie na egoizm, brak dyscypliny wychowawczej, odpowiednich wzorców.

Z drugiej strony masz nacisk formacji typu feminazi, zmuszanie kobiet do przejmowania obowiązków de facto "męskich"

Bo macie być "silne i niezależne".

Tyle, że biologii nie oszukasz,

Nie jesteście " większe i silniejsze"

Wciąż buzuja w Was hormony chcące cos zupełnie innego nisz codzienny zapp..dol po 12h, byle wyjść na swoje, być " niezależną"

Coś się porozjeżdzało, ciekawe co...i dlaczego..

Myśl..

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
33 minuty temu, Santee napisał:

Skąś sie Ci te uprzedzenia, uogólnienia wzięły. Z mlekiem matki je wyssałaś?

Nie ja sie nie zgadzam, tylko WIĘKSZOŚĆ normalnie funkcjonujących ( i kobiety, i mężczyźni ). Bo tak skrajne poglądy jak Twoje są po prostu..zbyt skrajne?

Wojujący fundamentalizm w jakiejkolwiek postaci jest po prostu postrzegany tak, jak na to zasługuje.

Wzruszeniem ramion i ignorowaniem, gdy nieszkodliwy, oburzeniem gdy staje się nachalny, pacyfikacją gdy staje się brutalny.

ISIS też myślało, że cos ugra, Dzis chowają się po jaskiniach i na wypisstouwiach.

Bo nikt NORMALNY fanatyzmu w JAKIEJKOLWIEK postaci NIE TRAWI i nie będzie pozwalał mu się rozprzestrzeniać nadmiernie.

Comprende?

Lecz się człowieku. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Bimba napisał:

Lecz się człowieku. 

tja..

zabrakło argumentów LOGICZNYCH to ad personam..

typikal oszołoma fundamentali.

przeniesienie NIE ZMIENIA rzeczywistości Wonska..

Edytowano przez Santee

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mam prawo nie chcieć kontynuować konwersacji z odlecianym facetem.

Bez odbioru.

Na zawsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, Bimba napisał:

Mam prawo nie chcieć kontynuować konwersacji z odlecianym facetem.

Bez odbioru.

Na zawsze.

"odleciani" są wszyscy fundamentali.

niektórzy wręcz dosłownie,w kawałkach,po detonacji pasu szahida

tak że teges..

bez odbioru

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×