Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Smutenka

KOBIETY A PROBLEMY W ZWIAZKU

Polecane posty

Renta11 - dziekuje! Na tamtym drugim temacie, pisz - wiadomo, ze za duzo stron by czytac. Dolacz sie i tyle!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja dopiero teraz zajrzałam tutaj. Ostatnio tylko czytam \"tamte\" topiki. Miło mi się zrobilo, że komuś się do czegoś ptrzydały moje wypociny :) Właśnie wróciłam z imprezy firmowej (wigilia). Około 100 osób, z różnych miast, poznajemy się stopniowo właśnie na takich imprezach. I jest coraz fajniej. Na poprzednich byłam dokładnie taka, jak piszesz, renta, wyalienowana. Szef sie pytał z niepokojem, dlaczego się alienuję (zna mnie dobrze, ale dlatego, że sam jest bardzo szlachetnym człowiekiem. I ceni mnie. Zawsze wobec niego byłam szczera. Ale innych się trochę bałam, to znaczy bałam się, że mnie nie zrozumieją, a zatem osądzą i wstawią na margines i bedą okazywać niechęć przy każdym problemie). Na ostatniej imprezie ( miesiąc temu), była to impreza bez okazji, to znaczy taka kolejna \"integracyjna\", lało się mnóstwo alkoholu...ale jakoś nie działo się nic strasznego, wytańczylismy to wszystko. Na prawdę podziałało to na nas dobrze, wszyscy sie wyluzowali i okazało się, że ludzie są sobie nawzajem życzliwi. A szef powitał nas słowami - żebyście dzisiaj na tym parkiecie wyrazili siebie i swoją radość z życia, i pokazali, jacy jesteście na prawdę. I zabawa była doskonała. Zresztą zawsze wszystkie orkiestry i didżeje sa zachwyceni, że się ludzie tak świetnie bawią. Imprezy do 5-6 rano :D Rozmawiałam z szefem wtedy - powiedział tak : \"wiesz, ja lubię ludzi. Lubię, patrzeć, jak się bawią, mnie to cieszy\". Jest bardzo religijnym człowiekiem, ale nie na pokaz. Właściwie nawet chyba niewielu z nas o tym wie. On ma \"to coś\", duchowość, z której sobie nie zdaje sprawy, bo nie musiał szukać, tak, jak my tutaj. Chyba dlatego takie znaczenie ma dla niego firmowa wigilia. Najpierw byłam zdziwiona trochę, ale teraz już wszyscy się przyzwyczaili do dzielenia się opłatkiem z tymi 100 osobami. Myślę, że przykład idzie z góry. To jest fajne poczuć wspólnotę z innymi ludźmi. Na imprezie miesiąc temu, zauważyłam, że tańczę (zawsze lubiłam tańczyć)...i w ogóle nie zwracam uwagi na innych...wisi mi, jak wyglądam, co ktoś pomyśli...a widziałam, że inni mimo wszystko, są bardziej spięci, spogladają na sąsiadów, albo w lustra (były na sali). Myślałam, że taka jestem luźna po alkoholu. Ale dzisiaj nic nie piłam (były tańce, dostaliśmy dyspensę od biskupa :) ) i było tak samo. A jak składaliśmy sobie życzenia, większość życzyła mi , całkiem szczerze, szczęścia. A część pytała, czego mi życzyć - mówiłam, że niczego - ja wszystko mam. Jeden się zdziwił - jak to- nie masz pragnień? Ja - że nie - wszystko mi się podoba i mam wszystko, czego potrzebuję. I Tobie tego też życzę. -\"Jak to zrobić?\"- \"Być zadowolonym z siebie, nie krzyczeć na siebie, że coś Ci się nie udało\"- \"Spróbuję\". Poza tym, na prawdę SZCZERE życzenia od ludzi...wiesz, dlaczego? Ludzie nie lubią, nie cenią słabych, uległych...dziwne może trochę. Wydawałoby się, że nic prostszego, niż życzyć życiowej kalece szczęścia i zdrowia...ale...wcale nie. Wolą życzyć komuś silnemu, kto, w razie potrzeby, im samym da oparcie. Piszę to specjalnie dla \"renty\". 2 lata temu, w tym samym czasie, przechodziłam depresję...z powodu \"odrzucenia\". Teraz ludzie czują moją siłę...to się czuje 6 zmysłem, i to na prawdę przyciąga innych. Nie, żeby coś dla Ciebie robili, nie. Po części, przestajesz być ofiarą, najłatwiejszym celem do poniżenia, wyładowania swoich frustracji. TY się nie nadajesz. (Chcą Ciebie użyć nieświadomie). Po drugie - jesteś osobą godną powierzenia trudniejszych zadań, bo jesteś stabilna. I rzeczywiście jesteś. To nie jest błąd \"kierownictwa\", że nie daje poważnych zadań komuś niestabilnemu, tylko normalna logika. Spokojnie, można dojść do tego. Z uczucia wyalienowania, po głębokiej lekturze \"Rozmów z Bogiem\"... zrozumiałam, że jesteśmy jednym...i te wszystkie dusze, z którymi mam styczność, są częścią całości, na którą i ja się składam :). Spojrzenie w ten sposób na różnych \"wojujących\" ze światem, dało mi wielki spokój i zrozumienie, że \"wojujący\" muszą najwyraźniej czegoś doświadczyć. Ale to, jak ja się wobec tego zachowam, zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Jeżeli ktoś chce mnie obrazić, liczy na to, że zadziała znany mu schemat. On coś powie, a ja się obrażę. I tu może go czekać niespodzianka. Bo ja wiem, że zawsze mam wybór. Mogę się obrazić, a mogę nie. Skutek - mój bezpośredni szef, kolega z pracy, młodszy o 4 lata.........życzył mi dzisiaj..żebym znormalniała..........:) Nie radzi sobie ze mną konwencjonalnymi metodami........W dodatku nie może ścierpieć, że porozmawiam z głównym szefem i szef mówi: \"jesteś dobrą kobietą\"........i na pewno nie zmieni zdania.....:D Zostawiam Wam do przemyślenia. Zawsze warto wyrażać siebie. Mnie się nic złego nie stało, kiedy to robiłam. Nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jest grudzień...pisałam, na podstawie Deepaka Chopry, żeby napisać \"podanie do milości\"...czego chcesz...(pisałam o tym we wrześniu) i odłożyć na półkę...a po kilku miesiącach sprawdzić. I dzisiaj, co mogę powiedzieć - ja nie chcę niczego...Jestem sobą. I nie potrzebuję nikogo do stwierdzenia faktu /potwierdzenia/uznania ...kim jestem. Ja jestem. Ja po prostu jestem. Koniec stwierdzenia. Nie obchodzi mnie to, kto co o mnie myśli... jeżeli myśli źle. Jeżeli myśli dobrze - to lubię i akceptuję bez problemu. Na razie nie doszłam do tego, że, jeżeli ktoś o mnie myśli źle, ja to akceptuję bez problemu. Chociaż jestem tego bliska. Raczej myślę sobie, że to ktoś ma problem i rzutuje na mnie swój problem. Ale od tego widzę cienką granicę z tym, że staję się nieprzystosowalna do otoczenia ( w skrócie, nienormalna). Na razie pracuję nad tym. Okazuje się, że nienormalność według jednego szefa, nie jest rozumiana przez drugiego szefa, według którego jestem całkiem normalna :D W tym momencie mój bezpośredni szef się spina...i mówi, że i tak moje \"wpływy\" u głównego szefa są nic nie warte, bo on ma możliwość wpływania w inny sposób.... Nie wiem, o co mu chodzi. W tłumaczeniu myślę, że wygląda to tak. \" Nie myśl sobie, że przez łóżko załatwisz sobie podwyżkę\". Bo idiota nie potrafi sobie inaczej wytłumaczyć tego, że ja sobie rozmawiam z szefem na zupełnie innych zasadach...bo nie spotkał kogoś, kto tak bardzo odstaje od schematu......eeeeeeeeee, szkoda gadać.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\" Na razie nie doszłam do tego, że, jeżeli ktoś o mnie myśli źle, ja to akceptuję bez problemu. Chociaż jestem tego bliska. Raczej myślę sobie, że to ktoś ma problem i rzutuje na mnie swój problem.\" Pięknie to ujęłaś Szklaneczko, ja właśnie tak myślę. Jednak problem odrzucenia jest w mnie od najwcześniejszego dzieciństwa. Zaczęłam sobie ostatnio go rozpracowywać. I chyba dobrze się zaczyna. Na razie jednak odstawiłam się od mojego \"emocjonalnego wampira\" i........chyba radzę sobie nie najgorzej. Wydaje mi się, że jednak jest konflikt pomiędzy tym, że akceptuję, że ktoś ma problem, a wyznaczeniem granicy nie pozwalania na atakowanie mnie. Wszystko przede mną. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BAZYLKOOO !!!!! Bardzo dziekuje Ci ja i wszystkie dziewczyny z forum \" Przemoc w rodzinie\" na portalu gazeta.pl Wszystkie Ci dziekujemy - Ty dobrze wiesz za co :) ❤️ Dobro Dawane i ofiarowane bezinteresownie - POWRACA ZE ZDWOJONA SILA ❤️❤️❤️👄❤️❤️❤️ Pozdrawiam wszystkie dziewczymy i zycze Wesolych Swiat i Szczesliwego Roku... na Nowej drodze....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta :) A niech sobie atakuje, jak mu to do czegoś potrzebne. Ważne, co Ty z tym zrobisz. To, o czym ja pisałam, to jest tak, że na zewnątrz nie widać po mnie śladu reakcji na atak, jednak w środku jest jakaś tam smuga...coś, jakby smutek, że ktoś JESZCZE myśli, że JESZCZE zareaguję standardowo. Tutaj muszę jeszcze się posiłkować trochę udawaniem, że mnie to nie rusza, aczkolwiek do prawdziwego braku reakcji, nawet w moim wnętrzu, już jest niedaleko. I widzę znaczną poprawę, w ciągu tych 2 lat, o których pisałam. Wcześniej też na zewnątrz byłam \"twarda\", ale w środku jednak się gotowałam. A teraz widzę, że im bardziej rozumiem te mechanizmy rzutowania na innych własnych problemów, tym mi jest łatwiej zachować harmonię. Czyli - da się! Dotyczy to też mojego rzutowania. Ja już nie rzutuję! I to jest najważniejsze w tym wszystkim!!!! Nie istnieje w tej chwili żadna osoba, o której mogłabym powiedzieć, że \"mnie krzywdzi\". Nie masz pojęcia, jaka to jest ulga. Ale pod warunkiem, że tak czujesz na prawdę. Być może (nawet na pewno) na początku też musisz trochę udawać. Ale tylko po to, żeby powstrzymac się przed reakcją natychmiastową i dać sobie czas na uspokojenie i przyswojenie, wchłonięcie tej emocji. Jeżeli już ja wchłoniesz, to musisz ją potem \"wydalić\". A jedyną drogą do \"wydalenia\" bez szkody dla Ciebie, jest uruchomienie uczucia miłości...przede wszystkim, miłości do siebie. Tego się można nauczyć, a ja potwierdzam, że warto. Nie chodzi o to, żeby być obojętnym głazem, którego nic nie rusza. Chodzi o to, żeby odpowiadać miłością na zadawane (w zamierzeniu) rany, na zasadzie, że każdy atak jest wołaniem o miłość. Jeżeli ktoś Cię zaatakuje, a Ty spojrzysz mu w oczy, i się uśmiechniesz, z miłością, która wypływa z Ciebie...to dasz mu w prosty sposób to, o co ten ktoś na prawdę woła. Dlatego to jest \"krótka piłka\" i skrócenie zawiłej drogi uczuć między wami. Ale....... czasami wyrazem Twojej miłości, do siebie i innej osoby, jest postawienie granic. Nie ma w tym nic z agresji, a działa niesamowicie. Postawienie granic wobec drugiej osoby jest jednocześnie wyrazem zaufania dla tej osoby, że sobie poradzi z reakcją!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość renra11
Jak zawsze Szklaneczko z ust mi wyjmujesz. To, co napisałaś jest po prostu moim celem, a cale moje przyszle zycie będzie droga do tego celu. Jestem na etapie udawania, choć musze powiedzieć, że często już nie udaję. Gorzej sobie radzę po tym, bo zamiast zaakceptować to uczucie odrzucenia i pozwolić mu odejść, wkręcam się i babrzę w nim. Radzę sobie już z agresją w moim kierunku i do innych (kiedyś mi się wydawało, że muszę ludzi bronić i reagować), nie radzę sobie jednak z .....panienkami, bo tu się odzywa moj problem, problem odrzucenia. Wierzę, że sobie jednak z nim poradzę. Czasami jednak, pomimo wyznaczania wyrażnych granic, ktoś nas atakuje i pewnie nie pozostaje nic innego, jak się odciąć. Szczególnie, gdy to najbliższa osoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta...tak sobie tu piszemy...ale może komuś się przyda... Może lepiej by było na \"życiu po toksycznym związku\"? Nie wiem, o co chodzi z \"tymi panienkami\"... Ja, w pewnym sensie, też jestem taką \"panienką\"...ale chyba nie do końca. Jestem \"panienką\", byc może w oczach pewnej żony (zresztą ona o mnie nie wie). Może tak mnie będzie widzieć, jeżeli się dowie...Ale to nie jest takie proste. Jestem związana z kimś, kto w ogóle nie zakładał takiej opcji w swoim życiu, bo uważa się za człowieka bardzo odpowiedzialnego za siebie i rodzinę. Dlaczego tak mu wyszło - On sam nie wie. Ale na pewno nie jest \"Piotrusiem Panem\". Chciał o mnie zapomnieć te 2 lata temu...i mu się nie udało. Wiesz, to jest przykre, przyznać się samemu sobie, że \"mój związek przestał się sprawdzać\". To oznacza bardzo wiele rzeczy. Świadczy nie tylko koniecznie źle o partnerze. Świadczy raczej o źle ulokowanych uczuciach (?), oczekiwaniach (?) o tym, że sam mam braki, które chciałem wyrównać kimś innym. Po prostu trzeba kiedyś w końcu dorosnąć, żeby umieć spojrzeć krytycznie, ale z miłością, na siebie, i na partnera...Nie wiem, ile czytałaś z tych tutaj wspólnych topików. Ja się z moim mężem ciągle nie rozwiodłam, bo nie mamy czasu, ani potrzeby się szarpać po sądach. W dodatku ciągle mamy razem możliwość zaciągania kolejnych kredytów, z czego ciągle korzystamy...W poprzednim roku On zaciągnął kredyt, który razem spłacamy, ostatnio ja, mamy zamiar ten mój znowu podzielić, żeby spłacać po równo, a spłacić tamten - bo ten jest lepiej oprocentowany. Moja (nasza) córka jest wzorem dziecka z rozbitej rodziny - nie ma żadnego problemu, żeby nocowała u ojca, czy jechała z nim na wakacje. Ale za swój dom uważa mój dom :). Ja stwierdziłam, że przez ostatni rok nie miałam konfliktu z nikim. Wyobraź sobie, że spędziłam błogie wakacje, bez żadnej kłótni! Byłam z córką na nartach, potem w Egipcie (na święta), a potem w Chorwacji (w wakacje). I nie zdenerwowałam się ani razu!. Z mężem miałbym zapewnione zatargi i kompromisy, co najmniej po kilka razy w tym czasie. Właściwie - nie jest źle być samotną matką...pod warunkiem, że się nie użera z ojcem dziecka. Dla mojego i jej (mojej córki) dobra. Mąż ostatnio zajął się wywiadówkami w szkole. Powiedział (zgodnie z prawdą), że jak bylismy razem, to zwalał całą odpowiedzialność na mnie, a od kiedy nie mieszkamy razem, zaczął się czuć odpowiedzialny bardziej za edukację córki. Jak ma się nauczyć historii, to jedzie do niego. Jak mieszkaliśmy razem, to mąż nie wiedział, w której córka jest klasie...:) No, może wiedział, ale nic poza tym. A ten mój - wręcz przewciwnie - przelał na swoją córkę (obecnie studentkę 1 roku) całą miłość, która się należy żonie...są zbyt mocno związani, według mnie. Ze szkodą dla nich obojga. Ale tak się czasami układa życie, ja nic na to nie poradzę. Akceptuję to...bo kocham tego mojego...Miłość, w tym przypadku, jest dla mnie miłością czystą. Niezależnie od tego, jak to widzą inni. I mam parę znajomych dziewczyn, z firmy. Spotykamy się na imprezach firmowych. Jedna ma taką historię, że rany boskie...Żarła się z mężem, rozwiodła się. Mąż miał inna kobietę. Ta moja koleżanka mówiła, że mąż odszedł, ale wracał...i seks był wtedy dużo lepszy....a potem ten mąż (po rozwodzie) umarł...Na pogrzebie były one dwie - kobiety tego samego faceta. Zaprzyjaźniły się. Potem się nagle okazało, że syn tej mojej koleżanki potrzebował być CODZIENNIE na grobie ojca, przez jakieś 2 lata...W międzyczasie ona miała jakichś facetów...i teraz nie może...nie interesują jej. Z mężem , po rozwodzie, było jej najlepiej. Według mnie - superbabka, nie wygląda na swoje lata, \"mogłaby miec każdego\". Ale nie ma, bo nie chce...Według innych, ja też tak wyglądam...i też nie chcę...chcę tylko tego jednego, albo nikogo...nie wiem, czy to jest chore, czy nie. Poza tym.......ja już byłam z kimś \"w celach rozpłodowych\" i teraz mnie to już nie interesuje. Renta :( chyba masz inne problemy :) :) :) To nie pisz nic.....ja sobie napisałam, raczej dla siebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szklaneczko Rzeczywiście to trochę inne problemy, pisałam o nich na topiku Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie?.(chyba dzisiaj). Mój mąż chyba mnie nie zdradza w sensie fizycznym, choć właściwie to nie wiem, bo straciłam zaufanie do tego co mówi, i do jego lojalności. Wiem jedno, to chory związek i czas go zakończyć. Jednak mój mąż jest z rodzinnego domu, gdzie ojciec miał kochankę i zostawił rodzinę, a matka poszła w alkohol i w sumie też zostawiła psychicznie dzieci. Pewnie sobie założył, że tego co ojciec nie zrobi. A ja chcę się rozstać w spokoju i chcę, by dzieci przy mnie zostały. Muszę więc go zostawić emocjonalnie i nie tylko, a kiedy nie będzie mial mamusi (jak pisał ktoś o niemowlaku) to sobie znajdzie inną. A przecież do innej nie weżmie dzieci. Myślę, że jesteś w bardzo trudnym związku i bardzo Ci współczuję ambiwalencji uczuć. Chyba nie potrafiłabym się tak komuś oddać i bardzo bym tego nie chciała. Bliskie są mi uwagi Hellingera na temat związku: -Kto daje za dużo niszczy związek -W szczęśliwym związku \"Taki jaki jesteś, jesteś dla mnie właściwy\" -Tak zwane przebaczenie ma złe skutki -Pojednanie jest wartością, przebaczenie nie -Pojęcie zdrady malżeńskiej jest niebezpieczne -Kochać można tylko niedoskonałe -Podstawą związku jest równość w dawaniu i braniu -Kto czuje, że ma racje, już przegral. Kto wygrał, ten przegrał -Szczęście znajdzie ten, kto potrafi się schylić - Tak, gdzie ktoś czuje się niewinny, jest więcej złego niż było -Jeśli kogoś odrzucasz, upodabniasz się do niego -Uwalnia nas tylko to, co kochamy naprawdę -Chciwość znaczy: chcieć mieć, ale nie brać -Pokora jest braniem z miłością -Niewinność, w przeciwieństwie do tego, co jest naprawdę, bywa tylko wymyślona -Pojednanie oznacza:zostawiam cię w pokoju -Czcząc drugiego człowieka, ocalam siebie samego \"Bez korzeni nie ma skrzydeł\" Bertolda Ulsamera Co do Twoich rozwarzaniach o uczuciach kocham \"Uzdrowienie emocjonalne\" Ruskana, choć trudna pozycja Bardzo mi pomagasz swoim pisaniem. Podaj, gdzie topik \"życie po toksycznym związku\", może to trochę wcześniej, ale co tam -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3186430&start=2940 Renta - to mam w \"ulubionych\" - pisałam tam wcześniej, ale od tego momentu dodałam do \"ulubionych\". Nawet nie sprawdzałam, co tam jest :) Wiem, że mam trudny związek. Nigdy bym się nie podejrzewała o tyle cierpliwości, tyle Ci mogę powiedzieć. Przez te 2 lata przerobiłam topik \"kochanki\", \"sposoby zdradzonych żon\" (bo sama byłam zdradzoną żoną). Ale to, co czuję...jest ciągle \"ponad\"...Ja sobie doskonale radzę sama. Nie potrzebuję \"jakiegośtam faceta\", żeby się czuć pełnowartościową kobietą. Ostatnio mieliśmy z mężem śmieszną sytuację. Powiedział, że nasz wspólny znajomy wyjeżdża za granicę, do pracy, i robi pożegnalną imprezę. Spytał mojego męża, czy ja przyjdę (bo znaliśmy się zawodowo oboje, i ten kolega bardzo mnie lubił). Ja spytałam męża, czy się tam wybiera sam. Mąż powiedział, że nie, bo TERAZ chodzi ze swoją kobietą na imprezy (to był jeden z jego argumentów za byciem z nią). Nie mogłam się powstrzymać od złośliwości - i spytałam - \"to już nie potrzebujesz wolności??????????\" Ze mną, jak był, to ciągle potrzebował takiej \"wolności\", żeby chodzić na imprezy samemu, a ja miałam być z dzieckiem. :) Inaczej dziecko musiałoby lądować u moich rodziców. A mąż, teraz: .....\"no wiesz........byłem głupi....mężczyzna podobno dojrzewa po 40-stce\"......Aż się moja córka śmiała ... Mąż już jakiś czas temu powiedział, że \"chyba do mnie nie dojrzał\". Za to jest dojrzały wobec laski o 11 lat młodszej :D. Ale, niestety, to wcale nie jest śmieszne.......Swego czasu mówiłam mu, że ja go nauczyłam żyć w związku, a on z tego teraz korzysta...Ale niech mu bedzie na zdrowie...(i jej) :D. Wiesz, renta...ten \"mój\", jest też tchórzem, wiem o tym. Tchórzostwo w jego wykonaniu to jest to, że coś komuś obiecywał (że Cię nie opuszczę, aż do śmierci)...a pokochał mnie. I nie chce się z tym pogodzić. To znaczy nie umie. Chciałby sobie nakazać sterowanie uczuciami, ale...tak się nie da...Chciałby na powrót pokochać swoja żonę, wiem, że próbował...ale eeeeeeeeeeeeeeeee......... No co mogę więcej powiedzieć.........nie jest dupkiem........i wciąż się dziwi, że ja się nie zniechęciłam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hłeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
dobre! życzeniowe myślenie... facet wolał młodsza, a ta sobie tłumcaczy, że do niej nie dojrzał a teraz inny jej nie kocha i nie chce z nią być, a ta sobie tłumaczy, że nie chce się z tym pogodzić......... facet się dziwi, że się nie zniechęciła (jakby mu zależało, sam dbałby, żeby się nie zniechęciła), a ta się uczepiła jak rzep psiego ogona

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żenua..............
wszystko, co ktoś ci powie miłego dla zbycia bierzesz szklanko za dobra monetę, kompleks niższości przerobiłaś sobie na kompleks wyższości, co miał ci facet powiedzieć, że tamtej się nie wstydzi, albo że z nią się dobrze bawi??? powiedział byle pierdołę, a ty już się cieszysz i popadasz w samozachwyt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta Zwróciłam uwagę na jedno Twoje zdanie (...) chcę, by dzieci ze mną pozostały(...) Ja miałam taki ciężki czas, czułam się tak wypalona...i tak winna wobec mojej córki...że pogodziłam się z tym, że ona zostanie przy mężu. Czułam się tak źle, kiedy, na moje żądanie, moja miłośc została...formalnie odrzucona. A ja byłam zaskoczona swoją reakcją. Kompletnie przestałam panować nad życiem moim i moimi elementarnymi obowiązkami wobec córki. Córka dopiero co przeszła rozejście się rodziców, mieszkała ze mną...a ja zamieniłam się w ducha, cieleśnie mnie z nią nie było :(. Czułam się tak niewyobrażalnie złą matką, a jednocześnie głupią kobietą...że sama poprosiłam męża o zapewnienie mojej córce życia w pełnej rodzinie. Wyglądało to na tyle poważnie z każdej strony, że mąż zaczął szukać większego mieszkania do wynajęcia (tak, żeby córka miała swój własny pokój). Córka mieszkała z mężem i jego kobietą przez 2 tygodnie. Potem zjawiła się u mnie w domu...tak sobie...bez tłumaczenia. Ale wiesz...ona doskonale wiedziała, jaka jest moja sytuacja. Że się zakochałam w żonatym...i właśnie zerwaliśmy. Raz przy niej miałam głuchy telefon po zerwaniu...Ona powiedziała, że \"pewnie żona\"., a ja, że nie, to on..A moja córka na to: To on Cię kocha :) Niby głupia smarkula, wtedy 11-letnia :D Ale, co Ci powiem, renta - nie ukrywaj przed dziećmi tego, co się z Tobą dzieje. Moja córka i tak się domyślała, że się kłócimy i między nami jest źle. W końcu poczuła ulgę, jak to się wyjaśniło. Trochę to trwało, ale, wierz mi, to jest zupełnie inne dziecko teraz. Ostatnio pani wychowawczyni w szkole (córka jest w I klasie gimnazjum) powiedziała, że cieszy się, że ma moją córkę w klasie. W każdym razie - jeżeli kochasz swoje dzieci - daj im mozliwość wyboru, z kim chcą mieszkać. Oni mają do tego prawo. jeżeli syn czuje się bardziej związany z ojcem - uszanuj to. Nic na tym nie tracisz, zapewniam Cię. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
P.S. Mówiłam ostatnio córce o tych życzeniach...\"żebym znormalniała...\" mówię jej - wiesz to chodzi o to, żebym była \"sterowalna\". Żebym się dała zastarszyć, albo obrazić. A mnie się nie da obrazić. Nagle moja córka mówi - wiesz, mnie się też nie da obrazić. Ja się nie obrażam na nikogo. Ludzie są sfrustrowani. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Pelna Szklanka: Stale mnie zachwycasz:):) Pozdrawiam Cie. Przyjdzie czas ze napisze..na razie za duzo...za duzy metlik. Ale jestem szczesliwa. ;) I caluje w czolko.❤️ Ale wiesz co? Dziwne to wszystko - to co mnie spotyka...tak jak by tym ktos sterowal...ktos wiekszy niz my wszyscy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szklaneczko! Może nie powinnam sie wtrącać, ale......... czy nie wydaje Ci się, że dokonanie przez Ciebie wyboru dwóch mężczyzn, ktorzy nie chcą stworzyć zdrowego związku nie jest jakoś wyborem Twojej podświadomości? Czy to są jakieś Twoje projekcje? Jakie? Jaki problem był w Twoim dzieciństwie? Może to nie tak, a może.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hmmm... Po moim byłym małżeństwie widzę, że to była dłuuuga próba, która wniosła w nas wieeele dobrego... Cóż dziwna próba :) Tzn. dziwna dla osób, które opieraja swoje zycie na stałym, bezpiecznym podeście... a nagle okazuje, że najwięcej w tym było zyczeniowych pragnień niz faktycznych pragnień, które odnosza się do wewnętrznych pragnień bycia szczęsliwym... tak po prostu szczęęęśliwym. Bezpiecznym podestem może być tylko wlasna niezależność emocjonalna (kierowanie się własnymi emocjami, na które nie mają wpływu osoby postronne) i wiara we własne możliwości. Ja tez, podobnie jak u Szklanki uważam, że nasze małżeństwo nauczyło nas tego co jest najważniejsze w życiu... Eksika przygotowało do roli faceta kobiety, która kocha (i z którą mam nadzieję, że łączy TA MIŁOŚĆ... a nie życzeniowość) A mnie wyniosło ponad własne słabości, pozwoliło odnaleźć siebie, w sposób w miarę łagodny... mozna powiedzić , że miałam szczęście :) Dało mi możliwość odróznienia miłości braterskiej od miłości czysto partnerskiej, duchowej... i nie musiałam sobie udowadniać (tzn. na poczatku zareagowałam stereotypowo, ale prawdziwa miłość z obu stron obroni się sama..obroniła się :) ), że męzczyzna, którego pokochałam jest własnie tym, który pasuje do moich pargnień, być może zakodowanych dużo wczesniej niz sama jestem w stanie sobie to przypomnieć, a nawet myslę, że się z tym juz urodziłam ❤️ No i znów miałam szczęście :) Ten męzczyzna potrafił to w taki sposób okazać, że oboje nie mamy watpliwosci. Nie ma w Nim zaborczości, nachalności, nie ma w Nim zawiści, zazdrości... nie ma w nim chęci odwetu, nie ma w Nim niczego co sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać, iz może zostać kiedyś wykorzystany. Oczywiście w Eksiuku tez tych cech nie było... no moze ma troche mniej cierpliwości dla ludzkich słabości... :) Nie potrzebuję mężczyzny dla samego faktu posiadania go... myślę, że tą myśl niosłam w sobie przez cały okres małżeństwa... ale zakorzenione w wychowaniu stereotypy, ciązyły we mnie tworząc coś na kształt buntu... Jesli to ma być Miłość... to musi być On :) Z innymi mogę sobie najwyżej pograć w butelkę dla zabicia czasu :P :D Nie musze własnej atrakcyjności potwierdzac w męskich oczach, nie musze sobie niczego udowadniać... Nie musze też siłą utrzymywać uczuć, które w nas są, nie musze o nie zabiegać, nie musze się wykazywać, nie muszę nic robić... A to uczucie będzie trwać... tak jak trwa przyjaźń stworzona w sposób spontaniczny, tak jak trwa miłość do własnego dziecka... Wiem, że jesli np. odejdę... i znów spostkamy się za X lat... to w nas się nic nie zmieni... oprócz zmian, które niesie ciągłe dążenie do wewnętrznej harmonii. Nie robiąc w sprawie tak naprawde nic, robię dużo więcej... bo daję i otrzymuję jakis rodzaj więzi duchowej... która sprawia, ze każde z nas dąży do szczescia niezależnego od okoliczności... bo tylko takie szczęścia można połączyć w szczęście... Tylko takie szczęscie może być stałą wartością własnego udanego życia... I taki rodzaj więzi duchowej mam z Eksikiem, mam z przyjaciólką... to jest coś co ciągnie w góre i nie pozwala na czarnowidztwo... coś niesamowitego :) Jestem w czepku urodzona :) (zreszta wszyscy są w czepku urodzeni, tylko nie każdemu jest dane go odnaleźć za pierwszym razem) choc był długi czas gdy wciąż zjeżdżałam w dół, rozpaczliwie chwytając się sliskich ścian ... zjechałam popatrzyłam jak jest na dole, otrzepałam się z większości trudnych problemów, które pobrałam świadomie lub nieswiadomie od innych i juz spokojnie mogłam wyjść na powierzchnię.... \"nie ma gorszego ciepienia niz myslą szczescia zapełniać rozpacze\" Rozpacz trzeba odnaleźć, zrozumieć, wytrzepać, odkurzyć zaprzyjaźnić się z nią... cokolwiek :) ale trzeba zrozumieć skąd się wzięła i dlaczego dalismy sie tak długo jej poniewierać. Jeszcze tylko mój *Drań* szuka swojego czepka... ale widze, że już odnalazł jego kształt... ;) Renata... 🌻 Jesteś na dobrej drodze... dązysz... krok po kroku, szukasz... zadajesz pytania, dziwisz się, nie zgadzasz, powątpiewasz... ale sie nie poddajesz, ja nie miałam tyle cierpliwości, rzuciłam wszystko na jedną szalę... i jakimś cudem udało mi sie złapać równowagę... Tak jak Present napisala, jakby Ktoś nade mna czuwał... Present jest juz weteranka ;) jesli chodzi o łapanie szczescia w każdych okolicznościach :) Present ❤️ 👄 Szklanka ❤️ 👄 Radosnka ❤️ 👄 ..... (ostatnio bojowo nastawiona jesteś ;) ) i taka tez Cię lubię :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa❤️ Napisals: \"A mnie wyniosło ponad własne słabości, pozwoliło odnaleźć siebie, w sposób w miarę łagodny... mozna powiedzić , że miałam szczęście\". NAJWIEKSZE SZCZESCIE EWA, TO JEST TO, ZE TY TO WIDZISZ. Ponad wlasne slabosci moze wyniesc wlasnie trudnosc. Im wieksza trudnosc, tym czlowiek ma wieksze mozliwosci sprawdzenia siebie i odkrycia wlasnych slabosci. Niektorzy nie maja szans ich zobaczyc , choc zyja dlugo. Niektorzy odkrywaja i sie wycofuja. A sa i tacy, ktorzy odkrywaja i nad nimi pracuja. A celem czlowieka na ziemi (moje zdanie) jest stale doskonalenie swojego wyzszego ja. Poprzez kazde doswiadczenie jestesmy w stanie to robic, zakladajac oczywiscie, ze jestesmy ludzmi swiadomymi. Caluje. Zycze dorych Swiat Bozego narodzenia!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tigra.
odnosze sie do pierwszego tematu. musze to przeczytać ,. pozdro dla wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta Chciałabym Ci odpisać w miarę sensownie...ale na razie nie mogę. Chyba Cię nie zdziwi to, że nad tym zagadnieniem usilnie pracowałam przez ostatni czas :)...ale na razie nie mam wyrobionego zdania. Mąż chciał stworzyć zdrowy związek...ale chyba sam był zbyt niedojrzały dla mnie. Sam tak kiedyś się określił. Ja też miałam ciągnące się problemy z poczuciem niskiej wartości, pochodzące z dzieciństwa. To też analizowałam. Mąż, w zasadzie, też miał podobne problemy. Rozmawialiśmy o tym bardzo dużo, i wyjaśniliśmy sobie. My żyjemy w przyjaźni. A co do tego drugiego...ja się bardzo zmieniłam przez ten czas, od kiedy go poznałam. I On też. Jesteśmy nawzajem dla siebie jakimiś katalizatorami zmian. Ja nie mam żadnej wątpliwości, po lekturze \"Wędrówki dusz\" i \"Przeznaczenia dusz\" Nortona, oraz \"Rozmów z Bogiem\" Walcha, że nasze spotkanie było zaplanowane przez nasze dusze w okresie \"pomiędzy wcieleniami\". Nie wiem tylko...w jakim celu... Jak mówię, ja na tym spotkaniu bardzo dużo zyskałam. Właściwie, całkowicie zmieniłam swoje życie wewnętrzne. Które wcześniej było zalążkiem tylko, mimo tego, że i tak uważałam się za osobę, słuchającą głosu intuicji (jestem spod znaku ryb, które podobno mają najbardziej rozwiniętą intuicję :)). W tej chwili, nie martwię się o siebie. Wiem, że, jeżeli bedę miała poznać kogoś innego, znaczącego w moim życiu, to go poznam, kurczę, potykając się na chodniku przed sklepem :D. Albo na stacji benzynowej. Albo... w innym, najmniej spodziewanym momencie. Natomiast uczucie, że \"ten - oto - jest mi przeznaczony\"...towarzyszyło mi, mniej więcej po 3 godzinach od pierwszego spojrzenia...Przez jakiś czas poddawałam to uczucie w wątpliwość, ale w końcu dałam za wygraną. Ale rozum zrobił swoje, zerwaliśmy, kierując się rozumem...i pisałam, co było dalej...W tej chwili jestem cierpliwa i wyrozumiała. Też pisałam na \"molestowanych\". Jestem przygotowana na to, że mój ukochany nie zniesie presji swojej i otoczenia, i nie przerwie swojego małżeństwa, ponieważ dał słowo kiedyś. Powiedziałam mu......że i tak się spotkamy \"potem\"...wiesz, że wcale tego nie negował? Tzn, nie miał mnie za kompletną idiotkę, że mu mówię takie rzeczy...On też czuje \"coś więcej\" między nami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem Cie Pelna Szklano. Rozumiem. I wzbogacenie wewnetrzne tymi przezyciami tez rozumiem. W moim wmetrzu tez nastapily zmiany. Staje sie lepsza. Ale lepsza w zupelnie innym znaczeniu niz sadzilam ze \"lepsza\" znaczy. Pewnie madrzejsza - ot co! Sciskam naprawde serdecznie. W przyszlym roku wybieram sie do Polski.Moze jakas kawe sie zalatwi? co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No wlasnie :D:D Ja sie przymierzam. Moze pomiedzy swietami sie uda. Duuuuzo pisania...a malo czasu. napisze.❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pelna Szklanko - stalam sie innym czlowiekiem. Ty zrszta sama wiesz o czym pisze. Bo sama znajdujesz w sobie cechy, o ktorych nie mialas pojecia, ze istnialy w Tobie. Mnie sie wydaje, ze one sa...tylko spia....I cos sie musi wydarzyc... cos musi nami potrzasnac.. Czasem boli, ale to wkalkulowane w przesylke. Zmiany nastepuja w bolach. U mnie tak. Nie wiem jak u innych....Ale pisza ze trwale zmiany musza bolec. Trudno tu mowic o bolu. czasem mnie zlapie cos na ksztalt tchozostwa lub strachu przed strata. I wtedy na moment bym zwiala w to, co znam. Ale ja sie nie dam strachowi Pelna Szklanko. Przytulam. Krotko!D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze napiszę... \"Lepsza\", znaczy kochająca innych. Ja też myślałam, że kochać bezwarunkowo można tylko jedną osobę (partnera w związku). I dziecko. Ale teraz uważam inaczej. Można i obcych ludzi. To nie ma nic wspólnego z naiwnością. To jest...pozwolenie tym ludziom na \"krzywdzenie\" nas, na ataki, na przyglądanie się ich szarpaniu z życiem, z wyrozumiałością. Na pozwolenie SOBIE uleczenia tych ludzi własną miłością. Przynajmniej, na próbę uleczenia. Mało kto nie zareaguje. Nawet nie chodzi o spektakularne efekty. Chodzi o własną harmonię. Ja nie oceniam, każdego dnia, że \"ja mu dałam miłośc, a on, mimo wszystko, był zły na cały swiat\". Ja widzę, że ktoś \"jest zły na cały świat\"...ale, kiedy pracuje razem ze mną, to o tym \"zapomina\". Mam takiego wspólpracownika (podległego mi). Wszyscy na niego narzekają. A ja nie. Bo, jak pracuję z nim, to On się momentalnie uspokaja i robi rzeczy ponadplanowe ze spokojem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
buahahaaaa Życze Ci spokojnych i pogodnych Świąt... Życzę Ci tego czego najbardziej pragniesz dla SIEBIE... Żeby się spełniło to co dobre i to co daje radość... Żebyś wypowiadając słowa... czuła ich moc.. i żeby nikt nigdy Ciebie nie ranił... Żebyś nawet w chwili zwątpienia... nie zwątpił/a w ludzka dobroć i ludzka miłość... Żeby to co trudne i niezrozumiałe, było dla Ciebie czymś więcej niż złością i żalem. Żebyś nigdy nie musiał/a zmagać się z samym sobą... żebyś SCZĘŚCIE I DOBRO widział/a w kazdym człowieku, a przede wszystkim żebyś był/a szczera wobec tego co jest dla Ciebie trudne i sprawia ból... bo tylko w ten sposób poznasz smak i radość życia... bez \"ale\"... 🌻 ❤️ 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×