Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Zalamana profesorka z LO

Uczniowie-debile

Polecane posty

A tak na margnesie studiuje pedagogike i sama zaczynam obserwowac jak nasza kadra nauczycielska jest przygotowana na nauczanie naszych pociech, wniosek-jestem załamana na maxa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
a niby po czyjej stronie lezy wina za takie a nie inne przygotowanie kadry nauczycielskiej ??? :O system kuleje i tyle...a wszystko skupia sie na ostatnim ogniziwe, ale tym najlepiej dostepnym...czyli nauczycielu :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego czepiacie się uczniów ??? Ja jestem zatrwożona tym jaki poziom nauczania jest w naszych szkołach, czemu zwalacie to na dzieciaki, a od czego do cholery są nauczyciele , no proszę jestem czynnym obseratorem tego co dzieję sie w szkole podstawowej mojego syna .a to co sie tam dzieje woła o pomstwę do nieba. Przykłady proszę: Np: na lekcji języka polskiego non stopa pani nauczycielka do odp wywołuje św trójcę i zawsze te jedną, reszty nie bierze pod uwagę, wywołuje tylko tych najlepszych a co z resztą???? z tymi uczniami słabszymi???, kiedy jeden uczeń rozmawia karą jest to że reszta klasy musi wyjąć kartkę i napisać niezapowiedziany sprawdzian, tak było na owej lekcji j. polskiego kiedy to Pani kazała dzieciom z IV klasy napisać wiersz gramatyczny- no sorry ale dorosłemu ciężko na biegu jest coś składnego wymyśleć a co dopiero wiersz gramatyczny. Moim zdaniem nasze szkoły nie są dostosowane w taki sposób aby jeden anuczyciel danego przedmiotu potrafił zapanować nad 30-stoma uczniami, to nie realne .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
Moim zdaniem nasze szkoły nie są dostosowane w taki sposób aby jeden anuczyciel danego przedmiotu potrafił zapanować nad 30-stoma uczniami, to nie realne . zgadzam sie ale to znowu wina systemu a nie nauczyciela...i nie do nioego powinnas kierowac pretensje :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
i oczywisie sa nauczyciele i nauczyciele...jak w kazden profesji sa dobrzy i zli specjalisci... ale nie oszukujmy sie...uczniowie nie wykazuja ogolnie zadnej chceci do nauki :O olewaja nauczyciela... rodzicie tez nie sa bez winy :O takze jak zwykle wina lezy po kazxdej stronie ale obwinia sie o wszystko TYLKO nauczyciela

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nauczyciel a nauczyciel to wielka różnica, jeśli się jest nauczycielem z powołania i naprawdę takiemu nauczycielowi zależy na tym aby przekazać swoja wiedzę to tak zorganizuje swoja lekcję aby zainteresowac nią uczniów, i naprawdę wiem o czym mówię. W L.O miałam przesympatyczną nauczycielkę od chemii, jejku kiedy wspomnę sobie szkołę zasandniczą bądż podstawową to aż ciarki mnie przechodzą na samą myśl o tym, ale kiedy powracam myślami do L.O to aż mi się gorąco na serduchu robi i każdemu życzyłąbym takiej nauczycielki, wczesniej myślałam o sobie że jestem totalnym łąbem a u niej poprostu tak pokochałam chemię, że teraz udzielam z tego przedmiotu korepetycji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
pierniczenie o powolaniu jest juz nudne i oklepane...a przedstawiciele innych profesji nie powinni miec powolania? :O hipokryci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
a tak na marginesie...do angielskiego sie chyba nie przykladalas:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nie zrzucam całej odpowiedzialności na nauczycieli, wiem jak trudno jest zapanowac na tyloma uczniami ale chyba do cholery ktoś musiał ich do tego przygotować, no sorry nie po to się uczyli studiowali mieli praktyki aby w takim momencie nie wiedzieć co robić. A tak na marginesie mogłabym wam tutaj opowiedzieć jak wielu nauczycieli i dzięki komu zalicza swoje praktyki aby dostać dyplom nauczyciela ,no a potem sie dziwimy że nasze dzieci uczą tacy ludzie . Porażka .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
tak sie sklada ze jestem na keirunku nauczycielskim, na 5 roku...praktyki odbylam cale bez krecenia, zalatwiania...wyrobilam nawet wiecej godzin niz trzeba bylo.. powiem tyle...program studiow nie przygotowuje do radzenia sobie z trudnymi sytuacjami w klasie...ucza nas jak uczyc ale poza tym niewiele :O taka jest prawda i znowu powtorze ze jest to wina systemu...nauczyciele sa tylko pionkami... poza tym nawet jesli nauczyciel na pocztaku jest oddany swojej pracy, poswieca sie, stara to jesli uczniowie tego nie docenia to szbko traci motywacje...wypala sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
Aaasdasda --jak się nie ma czego czepić to się czepia tego czego się można. ze co ??? :O jak sie nie ma poczucia humoru to sie nie ma poczucia humoru :P:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CZULA I WRAZŁIWA
uczniowie reprezentują analfabetyzm wtórny-DNO ,DNO I 3 METRY MUŁU

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Masz rację , tu się z Toba zgadzam, z tym że nauczyciel się wypala i że nie tylko wina lezy po jego stronie bo i winni jestesmy w sumie my rodzice, ale nie o to mi chodzi. Wiem że głowna odp ponosi Oświata bo jak mój wykładowaca mawia ich nie interesuje co pedagodzy mają do powiedzenia, nawet nie zadzwonią z zapytaniem co robić aby nie dopusćić do następnej tragedii takiej jaka się stała np: w Gdyni, oni maja to w dupie(sorki), siedza sobie wygonie i całą winę zwalaja na nauczycieli, nauczyciele na rodziców a rodzice na nauczycieli i kółko się zamyka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
no wlasnie...dlatego ja bron Boze nie bronie nauczycieli bo jak powiedzialam sa dobrzy i zli...ale uwazam jeszcze w miare obiektywnie gdyz w zawodzie nie pracuje ze za wiele sie od nauczyclei wymaga...maja uczyc, wychowywac, interesowac sie sytuacja ucznia, reagowac w sytuacjach trudnych i co raz czesciej niebezpiecznych...nie majac do tego przygotowania... bo niby co mi moze dac roczny kurs pedagogiki? poswiecony byl glownie roznym dysfunkcjom uczniow, ADHD ale nikt nie powiedzial jak utzymac dyscypline, jak reagowac gdy uczen wyziwe cie od kurew...itp :O a poza tym nawet jak nauczyciel chce wychowac, chce zeby uczen poniosl konsekwencje swoich zlychg czynow to okazuje sie ze rodzice bagatelizuja prolem...potem taki uczen wie ze nauczyciel nic mu nie zrobi bo matka stanie w jego obronie... ehhh szkoda gadac :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I w gruncie rzeczy nikt nie wie jak to kólko zamknąć. Nauczyciel dziś nie ma autorytetu wśród uczniów i w gruncie rzeczy odpowiedzialni są za to rodzice, bo kiedy nauczyciel nakrzyczy na dziecko to mamusia bądź taatuś leci zaraz z pyskówka do szkoły, bo niby jak to owy nauczyciel mógł tak się zachować, no ale skoro tak zrobił to widocznie miał ku temu powód.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
no wlasnie...brak poworuzmienia i wspolpracy z rodzicami to tez duzy problem...nauczyciel wymaga, karze a rodzice odpuszczaja...brak konsekwencji jest ma oplakane skutki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agucha brr
Oto artykuł: Autentyczne wspomnienie absolwentki polonistyki, która postanowiła uczyć w szkole. Wystarczyło kilka miesięcy, by zrozumiała, że szkoła w zakazanej dzielnicy nie jest miejscem dla młodych, naiwnych polonistek. Sierpień. Mianownik: Dobre chęci Dałam sobie rok na sprawdzenie, co znaczy być nauczycielem. Mniemałam, że sprawa jest prosta: trzeba wejść w rolę dostępnego autorytetu. Być w pobliżu, ale ciut wyżej – z racji większej wiedzy i doświadczenia. Imponować i budzić respekt, ale nie onieśmielać. Wspierać i rozumieć, ale stawiać wyzwania. A w szczególności: doprowadzić do licznych młodzieńczych zakochań w literaturze, filmie i teatrze. Żeby nigdy w życiu nie próbowali na polskim przysypiać, bo – do licha, klnę się na ducha Morsztyna! – polski to prawdziwie odjazdowa rzecz. Na uniwerku utarło się, że specjalizacja pedagogiczna to zabezpieczenie na wyjątkowo czarną godzinę. Nikt z młodych, zdolnych, pełnych życia nie tęsknił do roli podpory oświaty. A szkoda. Mogło z nas być paru porywających Mr Keatonów wodzących młodzież po dzikich ostępach, by czytać wiersze Byrona. Bo są otwarci, ambitni, pełni pasji. Najlepsi sprzedawcy cudów nauki, najlepsi starsi bracia do dawania wzoru i mówienia: „Dasz radę!”, najlepsi mediatorzy w delikatnych sytuacjach. Pomyślałam więc: Czemu nie ja? Ruszyłam na misję, a ponieważ nie miałam znajomości, efekt poszukiwań mógł być jeden: zespół szkół. Dzielnica zakazana. Wrzesień–październik. Teorie prawie legły w gruzach Istnieje coś takiego jak fenomen klasy. Niektóre są czarujące, jak maturalna o profilu mechanicznym. Sami mężczyźni. W dobrym, starym stylu. Zawsze dbają o kredę, podsuwają krzesło. Ciekawi świata, sympatyczni, inteligentni. Szkoda wielka, że mają alergię na losy Cezarego Baryki, które nie wydają im się równie pasjonujące jak przygody Spidermana. Baryka mało kogo zachwyca, ale co poradzić na lekturę obowiązkową? Panowie mają i na to sposób – chronicznie wagarują. Potem tłumaczą się z wdziękiem. Mimo drobnych wad są moją jedyną osłodą. W trzech innych klasach jakoś wytrzymuję, choć nie tak miało wyglądać moje zarabianie na chleb – bo o misji po kilku tygodniach wolę nie wspominać. Lodowaty dreszcz biegnie mi po plecach, gdy mam iść na lekcję w jednej z dwóch pierwszych klas. Nie wiem, której z nich bardziej nie cierpię. Chyba tej, gdzie wszyscy się nienawidzą i na wyścigi podają długopisy, kiedy mam komuś postawić jedynkę. Nie pojmuję! Czy jestem z innej epoki, z mitycznej arkadii, kiedy to w podobnych okolicznościach pojękiwało się gremialnie: Pani profesor, proszę dać mu szansę, on się nauczy? To było normą, a tu wydaje się frajerstwem. Nikt nie pamięta o koleżeństwie w tej klasie, gdzie niewyględne dziewczynki ustawicznie obrzucane są inwektywami przez zjarane w solariach koleżanki. Gdzie jeden chłopiec o zaburzonej psychice nie może usiedzieć w miejscu, mamrocze pod nosem przekleństwa, wali pięściami w blat albo znienacka bije przygodne ofiary, a drugi spluwa pod stół, patrzy wyzywająco, a po zwróconej uwadze chwyta teczkę i z hukiem wychodzi z klasy. A reszta się śmieje. Jak hieny zadowolone, że wkrótce będą mogły skonsumować trupa. Tam nie jest potrzebny polonista i sonety Petrarki, lecz pedagog, psycholog, a nawet psychiatra. Co robić, Siłaczko? Rozmawiam z wychowawcą. Poczciwy starszy pan patrzy na mnie jak na głupią. O co mi chodzi? Przecież to normalne. Przez wzgląd na mą młodość i brak doświadczenia wybacza gafę, którą właśnie popełniłam. Bo przecież chciałam zamieszać w bagnie – a tego się nie robi! – Kto ma miękkie serce, musi mieć twardy tyłek – wyłuszcza po mentorsku. Rozumiem. Zapisuję w pamięci maksymę. Wiem, że naszą rozmowę pochłonie martwa cisza. Nad uczniami nie warto się rozczulać, bo się oberwie od dyrekcji. Heroldów złych wieści rozwala się w szkołach na miejscu. Boscy dzierżyciele gabinetu z sekretarką nie lubią wszak, by im zakłócać spokój. Niech więc bagienko stoi zaizolowane naturalną, śliską błonką – w ten sposób prawie wcale nie śmierdzi! A kto wrażliwy, niech wsadzi nos w pokrzywy! A może bardziej nie lubię tej klasy, w której przydałby się seksuolog? Tej złożonej z 30 chłopa w epicentrum burzy hormonalnej, którzy pytają, czy mam chłopaka i czy uprawiamy seks. Hormonalni porozumiewają się hieroglifami wulgaryzmów, oglądają pisma porno, grają w karty z wizerunkami biuściastych pań. Nieliczna frakcja Niewiniątek też się nie uczy, lecz umila sobie czas lekcji pokopywaniem piłki. Są szalikowcami i kibicami Legii. Podczas zajęć o antyku głośno przeklinają, roztrząsając wiadomości sportowe. Muszę więc krzyczeć: – Achilles! Odyseusz! Prometeusz! – zawodzę niczym dworcowy sekciarz usiłujący skłonić podróżnych do dywagacji o życiu pozagrobowym. Klapa, widać towar niechodliwy. Samej z siebie chce mi się śmiać. Ale właściwie na co się skarżę? Przecież nie włożyli mi kubła na głowę, nie zadarli spódnicy, nawet nie tknęli celowo wulgarnym słowem. Nie jest źle! Warto raczej rozważyć, czemu zawdzięczam zaszczyt przetrwania? Może darowano mi, bo nie odpowiadam na durne pytania, tylko jak zacięta płyta wykrzykuję te swoje rozpaczliwe hasła? Trzymam się planu jak trener przyjętej strategii. Kibic docenia zaś determinację zawodnika, który sam jeden w 90. minucie sprzedanego meczu uparcie szarżuje na bramkę. Odyseusz moją piłką! Prometeusz drybluje, choć bez wątroby, do ostatniego gwizdka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agucha brr
Listopad–grudzień. Rozejrzyjmy się dookoła Zwątpiłam z kretesem we własne powołanie. Nie mam podstawowego atrybutu nauczyciela – konformizmu. Nie umiem siedzieć cicho i merdać ogonem do przechadzającej się dufnie dyrekcji. Nie zamierzam też wyuczać się bezradności, bo podobno od tego łapie się depresję. Nauczycielstwu mówię „nie”. Nie pasuję i mi nie pasuje. „Kto zwariował: Ja czy świat?” – dręczę się dylematem z Szekspira. Usiłuję wybadać, jak rzecz ma się u innych. Rozglądam się po pokoju nauczycielskim, nasłuchuję wieści, wdaję się w rozmowy i poznaję „ciało”. Ciało owo nie jest już pierwszej młodości. Najwięcej nauczycieli reprezentuje wiek okołoemerycki. Nie brakuje też emerytów zatrudnionych na pełen etat, naturalnie dobrych przyjaciół dyrekcji. Jak twierdzą psychologowie, sześćdziesiątka rzadko bywa synonimem entuzjazmu, ścigania nowości i elastycznego myślenia. To czas upodobania do status quo i podatności na silne przywództwo. Z dziesiątków ludzi zatrudnionych w szkole tych, którzy są bliscy trzydziestki lub czterdziestki, można zliczyć na palcach. Podobnie zaburzona jest proporcja płci – niemal nie ma tu mężczyzn. Oświata to dominium starszych pań o tubalnych głosach i starganych nerwach. Udaję się po pociechę do młodej koleżanki – biolożki. Ładna, uśmiechnięta i uczy. Widocznie powołanie istnieje. Zagaduję, wyciągam na zwierzenia. Prawda nie jest prosta. Ania ma lat trzydzieści parę i pochodzi z małego miasteczka. Jest sama. Zależy jej na stabilnej pracy w Warszawie. Chce czuć, że nie grozi jej powrót na prowincję, do plotek i marazmu. Jest oddana szkole z rozsądku, nie z miłości. Odeszłaby, gdyby tylko zaoferowano jej coś równie pewnego, ale spokojniejszego i bardziej intratnego. Podobnie rozczarowuje mnie kolega informatyk, który właśnie załatwia sobie pracę w firmie, oraz kolega matematyk zatykający szkołą lukę zawodową, w jakiej znalazł się po rozpadzie swego zakładu pracy. Dwie sympatyczne nauczycielki, mamy małych dzieci, przyznają wprost, że są w tym zawodzie, bo nie ma żadnej innej pełnoetatowej pracy, w której spędza się zaledwie 18 godzin tygodniowo i ma się trzy miesiące płatnego urlopu. Jestem młoda, nie mam dzieci, mieszkam w stolicy i żując bułkę w pokoju nauczycielskim, próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie: co ja tutaj robię? W sukurs przychodzi mi uroczysta rada pedagogiczna. Nagrodą pieniężną i odznaką zasłużonego pracownika oświaty wyróżniony zostaje siwowłosy nauczyciel techniki. Może to jest powołany? – myślę i podpytuję ulubioną klasę, kto zacz. Słyszę zwięzłą odpowiedź: – To dureń. Dlaczego? Podsłuchuje pod drzwiami i donosi dyrektorce. Jego lekcje to żałosna parodia. Dyktuje godzinami bzdurne teksty, co prowokuje, by wejść na katedrę i głośno zaśpiewać głupią piosenkę. Albo przyszpilić mu do płaszcza fotografię z „Playboya”. Tyle chłopcy. A dziewczęta? Pierwszoklasistki przytaczają mi kilka sprośnych aluzji staruszka do kwestii ich dziewiczej cnoty. Robi mi się niedobrze. Czy mam donieść dyrektorce na jej pupila? Czy dolać dziadkowi bromu do herbaty? Pomna, że bagna nie należy ruszać, póki samo nie eksploduje, dochodzę tylko, skąd się wzięła wspomniana nagroda. Odkrywam, że dziadzio premię dostał dokładnie za to, za co chciałam go postponować: epatuje swą seksualnością na prawo i lewo. Czołową jego zdobyczą jest pewna ważna działaczka związkowa. Czymże wobec jej delikatnego ego jest uraza nagabywanej pierwszoklasistki? I jak śmiałaby bezczelna stażystka wywlekać na światło dzienne niemoralne szkolne obrazki? To wstyd domowy, to żenada – niech się wstydzi, kto wygada! Styczeń–luty. Kto jest największą gorszycielką Podpadam po raz pierwszy. Niewinnie. Obarczona rolą nadzorczyni na szkolnej dyskotece niebacznie przywdziewam swobodny strój. Mam lat 25, a nie 125, więc nie widzę nic zdrożnego w spódnicy przed kolano i bluzce o odkrytych ramionach. Lubię tańczyć, więc mam na wszystko oko i przy okazji się bawię. Nie zawsze sama, ale zawsze w przyzwoitym stylu. W życiu pozaszkolnym planuję właśnie ślub z ukochanym mężczyzną. Nagle zostaję gwałtownie odciągnięta do kantorka. O co chodzi? Otóż nie wolno tańczyć i śmiać się z uczniami. – Trzeba się szanować! – strofuje mnie leciwa historyczka. Spuszczam nos na kwintę i do końca imprezy tkwię w kantorku. Ale szkolna plotka jest szybka jak wiatr. Gorszycielka! O tempora, o mores! Szkolna plotka jest także jak miecz obosieczny. Wkrótce dowiaduję się, że pani od historii, największa pogromczyni mej niemoralności, przed laty wyszła za mąż właśnie za jednego ze swych uczniów, a powodem była ciąża panny młodej. Po raz drugi podpadam chyba gorzej, bo chodzi o kradzież. Z pracowni lubieżnego beneficjenta kuratoryjnej nagrody zginął bezcenny komplet slajdów części maszyn. Podejrzenie padło na rozpasaną młódź. Komisja złożona z dyrektorki, poszkodowanego oraz grona przybocznych podjęła dochodzenie. Ponieważ rozmawianie męczy, z miejsca zaaresztowano podejrzanych i przeszukano im teczki. Ku memu zdumieniu i ja znalazłam się w gronie wyjętych spod prawa. Zostałam uwięziona z chłopcami i poddana rewizji. Przeszukanie niczego nie wykazało, zwrócono nam wolność oraz plecaki – ale czy zwrócono nam honor i szacunek? Nikt nas nie przeprosił. Naburmuszona komisja wycofała się bez żenady, być może nawet zadowolona, że sprowadziła do parteru niepokorną stażystkę. Jeśli jednak ktoś liczył, że poniżając mnie na oczach uczniów, sprawi, że oni przestaną mnie szanować – mylił się. 15-latkowie okazali się dojrzalsi niż mamuty edukacji. Nigdy nie zapomnę ich wielkości, kiedy zaczęli mnie rozśmieszać i obracać całe zdarzenie w parodię, którą rzeczywiście było. Jak myślicie, po co polonistce slajdy maszyn? Bo to jest młoda polonistka, co zgorszenie sieje! Taka to sobie wieczorem puszcza te slajdy niczym hard porno! Widzi korbę od imadła – musi wypić coś zimnego! Ich fantazja biegła tradycyjną ścieżką, lecz nie zabiegła za daleko, co warto docenić. Szacunek i lojalność okazały się ważniejsze niż hormony i zły przykład. Ale jak długo takie cuda mogą się zdarzać? Jak może uczeń szanować nauczyciela, kiedy jego przełożeni otwarcie go poniżają? Nauczycielu, uszanuj się sam: rzuć dziennikiem i uciekaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pozwolcie ze dodam cos
od siebie. fakt, ze uczniowie zachowuja sie jak sie zachowuja w wiekszosci (podkreslam w wiekszosci) przypadkow jest wina nauczycieli. zaczelam w tym roku studia dla nauczycieli - podyplomowo, bo jestem po innym kierunku - jak zorientowalam sie jak zenujaco niski tam jest poziom, wzielam nogi za pas i zwialam. najbradziej zaskakaujace bylo to, ze 90% sluchaczy to byly wlasnie doksztalcajace sie nauczycielki, ktore, o zgrozo, byly totalnie zidiociale! myslenie typu - i tak tych glabow niczego nie naucze, na pewno nie uzdrowi polskiego systemu szkolnictwa! brakuje ludzi z powolaniem - takich ktorzy kochaja uczyc, a nie dlatego ze robia to, bo nic innego w zyciu im nie wyszlo, i cale zycie wspominaja ile to szans ich minelo. selekca - przede wszystkim selekcja, tych ktorzy chca uczyc - dzisiaj na pedagogike naprawe nie jest trudno sie dostac, nie mowiac juz o prywatnych szkolach tego typu. moim skromnym zdaniem, nauczyciele powinni byc poddawani testom psychologicznym - pod katem predyspozycji do zawodu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agucha brr
Marzec–kwiecień. Robię porządki. Porządek robią ze mną Szkolny pedagog to instytucja stworzona dla skomplikowanych sytuacji wychowawczych. Tam posyłam ucznia obrażalskiego i ucznia furiata. Uważam, że w życiu tych chłopców dzieje się coś złego, co przeszkadza im normalnie funkcjonować. Może powinni porozmawiać z psychologiem? Może nie tylko oni, lecz także rodzice? Dostaję wezwanie do dyrektorki. Znów podpadłam! Podobno nie radzę sobie z uczniami. Jak śmiałam fatygować panią pedagog? Powinnam raczej zadbać o ciszę na moich lekcjach. Niedawno słychać było głośną awanturę! – Tak, to był sąd nad Antygoną. Dziewczyny się przekrzykiwały, bo były przejęte. – Nieważne, czy były przejęte, ważne, żeby było cicho! – kwituje sprawę dyrektorka, także niegdyś polonistka, i dodaje: – I proszę nie stawiać takich wysokich ocen. Więcej się uczą, kiedy nie wiedzą, czy dostaną promocję! Tu niemal wszyscy są zagrożeni. Zagrożenie zdaniem grona to jedyny stan stymulujący do nauki. Żadne tam premiowania, rozróżniania, nagradzania… Pała za pałą, a na koniec semestru i tak naciągamy, najgorszym na mierny – bo przecież zależy nam, żeby uczniowie zdawali i żeby szkoła miała dobrą opinię. I rzeczywiście, coś w tym jest. Kto na moim polskim złapie trójkę, a potem czwórkę – nagle dziwnie przestaje się uczyć. No tak, przecież z innych przedmiotów ma same pały i musi ratować tyłek, a nie ambitnie gonić piątkę! Piątka jest tu widziana równie źle jak ożywiona lekcja i ambicje wychowawcze. Żadnych fantazji i eksperymentów. Trzeba zejść na ziemię i mieć na względzie fakty. A one są na przykład takie, że nietykalna pedagog to żona ważnego urzędnika. Dlatego nie należy zakłócać jej homeostazy prośbą o odwiedzenie domu chłopaka z problemami. Odpowie z oburzeniem, że po takich dzielnicach nie zwykła chadzać i nie obchodzi jej ta sprawa. Nie zadzwoni również do wychowawców domu dziecka, gdzie mieszka inny dzieciak – kiedyś dobry uczeń, teraz od miesiąca na wagarach. Po co się męczyć? Maj–czerwiec itd. Narzędnik: Dobrymi chęciami Z wolna sposobię się do złożenia wymówienia. Zdaniem dyrektorki obniżam poziom szkoły. Sama czuję coś podobnego, ale w odwrotnej wersji: szkoła obniża mój poziom. Coraz częściej po pracy, zamiast poćwiczyć albo czytać książkę, włączam durną telenowelę i gapię się jak sroka w telewizor, który mogę opanować jednym ruchem pilota. Staram się trzymać fason i realizuję program. Zrobię do końca to, czego się podjęłam. Po drodze do wolności zahaczam jeszcze o problem celowego gnębienia na ustnej maturze nielubianej abiturientki, oblewanie uczniów starannych, acz niezdolnych, i promowanie takich, którzy zagościli na lekcjach zaledwie kilka razy. Cud to i interwencja boska czy ludzka rzecz poparta pokątnie przekazanym argumentem? Sama już nie wiem i nie dociekam. Moją klasę ma przejąć nietypowy nauczyciel. Dyrekcja go nie lubi, uczniowie się boją. Rubaszny, głośny, konfliktowy – nie budzi szybkiej sympatii. Ale ja wiem, że moje dzieciaki lepiej trafić nie mogły. Bo właśnie ten awanturnik bez szumu i autoreklamy wyręczył gnuśną pedagog i zajął się sprawą chłopaka z domu dziecka. Sprowadził go do szkoły, choć ten nie był nawet jego uczniem. Gorszyciel o podejrzanie rumianym obliczu organizuje też za darmo rajdy, gdy inni biorą pieniądze za prowadzenie nieistniejących kółek brydżowych. Szkolny Wyatt Earp wymierza sprawiedliwość w mieście bezprawia i budzi głównie respekt – sympatia przychodzi z czasem. I coś mi mówi, że tak ma być. Przynajmniej w takiej szkole. Facet jest tu na miejscu. Pewnie nie dywaguje: „Co ja tutaj robię?”, ale po prostu robi, co trzeba. Podejrzewam zatem, że na finiszu objawił mi się Powołany. Ostatni ze wszystkich, których bym o to posądzała. Tylko czy przetrwa? Mogłam być gorszycielką tak samo jak on. Nawet się nieźle zapowiadałam. Ale nie jestem kowbojką. Nie lubię zapachu rodeo. Nie jestem z socrealistycznego kryminału, by cierpieć za skradzione części maszyn. Lubię koronkowe formy poezji barokowej. Szkolna stajnia to robota dla Augiasza, nie dla zwiewnej Melpomeny. Rubaszny gorszyciel przeszedł ciężki zawał – ja się do tego nie kwapię. A tym bardziej do tej drugiej rzeczy. Bo zdradzono nam na polonistyce starannie skrywaną tajemnicę wywracającą wspak narodową mitologię posłanniczą. Otóż w pierwszej wersji opowiadania Stefana Żeromskiego niejaka Stanisława Bozowska, znana powszechnie jako Siłaczka i prezentowana pod szyldem „Nauczyciel z powołania”, wcale nie zmarła na tyfus. Ona popełniła samobójstwo. Tym samym pierwotny charakter powiastki absolutnie nie zachęcał młodych do niesienia kaganka oświaty via bagna Obrzydłówka. To było raczej memento, życzliwa przestroga! I co z tym zrobić? Zmilczeć i utopić w stawie? Bo jakoś wstyd, a nawet smutno ujawnić: Siłaczka nie wytrzymała! Hela Biernacka 47/2006 KONIEC źródło : "Przekrój"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ehmm..ze sie tak wtrace. Moje drogie panie jestem w glebokim szoku ze ktoras z was powiedziala cos w stylu \"po co wkuwac co to jest trojpodzial wladzy\". Matko Boska! Sa rzeczy ktorych sie raz nauczysz i juz wiesz trojpodzial wladzy to nie jest definicja do wkucia. Podobnie jest z data drugiej wojny i innymi podobnymi rzeczami. No chyba ze dla kogos nauka to tylko zakuc zdac zapomniec-takim wspolczuje. Papierowe nozyczki masz racje ze wielu rzeczy szkola uczy bez sensu. Ja nie pamietam 90% dat jakich mnie w szkole uczono ale wiem co to jest rewolucja francuska i czym bylo powstanie listopadowe i styczniowe lub rewolucja pazdziernikowa. I to nie sa rzeczy ktore kuje sie na pamiec a ktore sie wie (powinno wiedziec). Niestety jestem pewna ze nawet czesc z pan tu sie madrujacych tego nie wie. I prosze mi nie tlumaczyc ze ktos nie lubi historii czy wosu bo sa rzeczy ktore sie poprostu wie i ktore trzeba wiedziec jesli chce sie by czlowiekiem o szerokich choryzontach interesujacym sie czyms wiecej niz serialami w tv.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaasdasda
w koncu polonistka to pisala ;) takze powolanie powolaniem ale dzisiejsza mlodziez jest w stanie szybko je zabic :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
plyna ryby plyna --hm ja akurat w historii to ja się orientuje i to naprawdę dobrze zdawałam mature z tego przedmiotu tak więc jeśli to była aluzja do mnie to myslę że był to nietrafiony strzał. A tak się złożyło że mój historyk był historykiem z prawdziwego zdarzenia , hm jak on pięknie potrafił mówic o historii:), o Napoleonie, i wogóle o Sejmie itp..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poprawnie winno być
Honey and Pepper debilko! Nie popisuj się swoją angielszczyzną z Kaczej Wólki i nie wyskakuj mi ze swoim dyplomem pedagogiki, który pewnie wygrałaś w totka :P Polski system edukacji już dawno umarł - teraz gnije i się rozkłada, a smród tegoż gnicia zatruwa życie całego kraju :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie lubiłem kiedyś Giertycha
bo byłem zmanipulowany przez GW, Politykę i NIE, ale teraz widzę, że to mądry kolo jest. W TV jenteligenty nazywają go "oszołomem", "faszystą", ale gościu dobrze robi, pierwszy normalny minister edukacji od 1989 roku :) Za komuny było dobrze, po 68 zaczęło się to psuć, zaczęła młodzież brykać, starszym się stawiać, a w 89 po już w ogóle się wszystko rypło :( Nie widzę powodu pytania o zgodę osób nieletnich ani ich zarażonych konsumeryzmem, burżujskim liberalizmem i trockistoskimi bredniami rodziców czy im się mundurki albo godzina milicyjna dla gówniarzerii podoba czy nie. Tak samo można by się pytać: - bandytę czy jest za pobytem wpierdlu - szweja czy chciałby może wcześniej do cywila - robola czy jest za dyscypliną pracy. Od początku świata podwładni i niepełnoletni musieli słuchać szefostwa i dorosłych a szefostwo miało w zamian za posłuszeństwo obowiązek nimi się opiekować i świat był normalny. Zupełnie mnie nie obchodzi co gnoje i ich zwyrodniali rodziciele myślą na ten temat. W dupie mam łobuzów opinię i tyle!!! Czas wrócić do normalnego trybu życia społeczeństwa! Oby nie było za późno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×