Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Przygnebiony

Jak odzyskać straconą miłość??

Polecane posty

LISTONOSZ Tylko się tak zastanawiam,czy on całkiem nie zrezygnuje jak na maksa odpuszczę...? W sumie kobiety w życiu kierują się emocjami,a mężczyźni rozumem,ale też są z natury waleczni. Pozatym ja jeszcze jestem niecały mc w Polsce i nie chce potem żałować,że nic nie zrobiłam.Jak narazie nie kontaktuje się z nim w żaden sposób ;p niech się zastanawia o co,chodzi :D Już sobie powoli obieram plan jaki wobec niego zastosuję i myślę,że będzie skuteczny,bo znam mojego byłego bardzo dobrze.Mi już się prawie udało stanąć na nogi i zaczynam myśleć racjonalnie i wierzę w siebie ;) Wpełnie się z Tobą zgodzę,że :\"to od nich musi wychodzić KAŻDORAZOWA propozycja spotkania\".Książka z pewnością nam pomoże w tej tzw.\"wojnie\",ale wcześniej muszą opaść emocje największe.Tak na marginesie to wszystkie osoby porzucone są już \"ZWYCIĘZCAMI\",ponieważ samo podniesienie się po takim ciosie prosto w serce to już zwycięstwo :) Życzę wszystkim powodzenia i nie dajmy się ponieść emocjom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MALA26
bezimienna5 zgadzam sie z Toba całkowicie. tez moge teraz powiedziec ze to ja jestem zwyciezca. nie odzywam sie do niego juz chyba kolo miesiaca. byly gorsze chwile, ze juz sms byl napisany tylko czekal na wyslanie ale nigdy go nie wyslalam. nawet teraz sobie nie wyobrazam jak mialabym zaczac "hej, co słychac" , "czesc co u Ciebie". SORRY ale to chyba jakas żenada. a za zwyciezce nie uwazam sie dlatego ze to juz tyle dni nie pisze, ze tyle dni zaciskam zeby zeby sie nie odezwac tylko dlatego, ze jak przypomne sobie co wyrabialam po rozstaniu to jestem dumna z siebie, że jednak jakos potrafie bez niego. ciesze sie ze robie tak a nie inaczej, ze juz nie prosze, placze sobie cichutko ale tak zeby on tego nie widzial i nie slyszal i juz NIGDY nie uslyszy. ludzie czas naprawde jest naszym sprzymiezencem.i niech leci szybciej. nadal Go kocham i niesamowicie tesknie ale nie moze sie starac tylko jedna strona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochani wiecie co mi z głowy nie może wyjść!!!??? Popatrzcie się na NAS wszystkich… My aż płoniemy z miłości do naszych EX partnerów, dalibyśmy im teraz i już zawsze „wszystko”!!! Bezpieczeństwo, pewność że będziemy przy ich boku, i naszą prawdziwą wieczną miłość której każdy szuka i tak bardzo potrzebuje!!! To powiedzcie mi jedno dlaczego ONA/ON tego nie chcą…!!!??? Czego się boją!!!??? Czy nie udowodniliśmy im że nie ma dla NAS rzeczy niemożliwych!!!??? Dlaczego wszyscy widzą w NAS zmianę na lepsze i pozbycie się tego co psuło nasze związki i że wiemy co zrobić żeby było już zawsze cudownie… dlaczego wszyscy tylko nie ONI!!!??? Przecież staliśmy się ANIOŁAMI O KTÓRYCH ONI CAŁE ZYCIE MARZYLI!!! To dlaczego !!!??? :/ ku..a tak trudno mi to zrozumieć, mimo iż wszyscy mówią żebym nie starał się tego zrozumieć to JA jednak chcę… przez co sam się katuje odwiecznym pytaniem „DLACZEGO”!!! Gdyby oni wiedzieli albo chociaż dopuścili do siebie choć w części co my teraz czujemy i jak bardzo ich kochamy mimo wszystko!!! Sorki kochani dzisiaj mam dziwny dzień :p i troszkę się nakręciłem :p ale wierzcie mi czas wszystko może zmienić ale musimy też sami sobie pomóc a co do pytania „DLACZEGO” to wydaje mi się że w nich wygasło uczucie coś się skończyło i mimo naszych usilnych starań sami nie damy rady tego reaktywować jeżeli oni tego też nie będą chcieli!!!! Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bedoego
star_dust To ze sie wylał bracie ale zgadzam sie z toba. Co racja to racja ONI musza teaz chciec nas bo Miłosc z jednej strony nie da rady chocby była najsliniejsza na swiecie:P Ale walczyc trzebac nadzieja umrze ostatnia w nas :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bedoego
star_dust To ze sie wylał bracie ale zgadzam sie z toba. Co racja to racja ONI musza darzyc tez nas uczuciem bo Miłosc z jednej strony nie da rady chocby była najsliniejsza na swiecie:P Ale walczyc trzebac nadzieja umrze ostatnia w nas :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ŻABA1982 Wiecie co mi się wydaje,że My wszyscy nigdy nie będziemy obojętni dla naszych byłych,bo nikt tak naprawdę nie jest w stanie do końca zapomnieć o przeszłości z czasem ludzie po prostu godzą z tym,co ich spotkało,ale napewno NIE ZAPOMINAJĄ,bo wkońcu byliśmy częścią ich życia,a tych wspomnień nie można usunąć jak kartki z kalendarza.Mnie mój ex nie prosił,żebym dała mu spokój nawet nie powiedział mi,że mnie nie kocha,ale ja sobie postanowiłam,że skoro NAPRWDĘ GO KOCHAM i to bardzo,to uszanuję jego decyzję,bo chcę żeby był najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i jeśli będzie szczęśliwy beze mnie to będę się cieszyła jego szczęściem.Moje serce też wewnątrz krzyczy,chce się z nim skontaktować,ale nie robię tego ponieważ nie chcę dodatkowo się ranić ani jego. 3maj się,wierzę,że Ci się uda w pełni zrealizować swoje postanowienie :)pozdrawiam INNABAJKA26 Rozumiem,co czujesz też mam taki czas,że myśli o nim nie dają mi spokoju,ale staram się od nich uciekać jak najdalej.Wiesz,co robiłam kiedy zaczynałam o nim myśleć...Jak zaczynam o nim myśleć,to szybko po cichu zaczynałam liczyć do 50 i bardzo się na tym skupilam i zaczeło mi to pomagać,a jak nie to powtarzałam sobie,że jestem silną kobietą i mówiłam to do tego momentu,aż myśli nie zniknęły i o dziwo na mnie zaczęło to działać.Myślę,że każdy sam powinien sobie wymyślić coś na zasadzie manrty i w pełni skupić się na niej w najtrudniejszych chwilach. Mam nadzieję,że każdego dnia będziesz coraz mniej myśleć o nim i nie będziesz się katować psychicznie.Powodzenia :) Pozdrawiam. KRYTERIUM 0 Mi na początku zapychanie czasu również w żaden sposób nie pomogło i teraz też mam raz na jakiś czas chwile słabości,ale z czasem tych myśli będzie coraz mniej.Napisałeś;\"nawet jak spotykam sie z innymi dziewczynami, nie potrafie skoncentrować uwagi wlasnie na nich\"i jest to błąd,bo właśnie wtedy powinieneś się starać skupić uwagę na nich,bo w ten sposób ranisz i siebie i osoby z zewnątrz.Rozumiem,że nie jest to łatwe zadnanie,ale pamiętaj NIE MA RZECZY NIE MOŻLIWYCH :) Wierzę,że dasz radę. 3maj się.Pozdrawiam. MALA26 Ja też niejednokrotnie miałam napisanego sms-a do mojego ex,ale go nie wysyłałam a przelanie własnych uczuć i myśli mi pomagało,bo po części mnie uwalniało od nich i nie kłębiłam ich w sobie na dnie :)Bądź silna i jeśli przypadkiem się spotkacie lub będzie to spotkanie umuwione,to pokaż mu się jeszcze lepszą kobietą i że jesteś jeszcze silniejsza.W końcu bez naszych exów świat idzie do przodu tylko my chwilowo stoimy w miejscu,ale z czasem i nam się uda iść do przodu. \"...NIE OGLĄDAJ SIĘ ZA SIEBIE W SMUTKI,KTÓRE ZGASNĄ...\" Powodzenia ;) STAR_DUST Czasami na niektóre pytania nigdy nie poznamy odpowiedzi,a niektóre poznamy odpowiedź z czasem i mi się wydajęm,że to pytanie,które Cię nurtuje należy do tego 2 typu pytań i odpowiedź przyjdzie z czasem :) Teraz nie warto się nad tym zastanawiać a odpowiedź z nienacka.Napisałeś;\"wydaje mi się że w nich wygasło uczucie\"a moim zdaniem uczucie nie jest czymś żeby mogło wygasnąć tak jak np.umowa o pracę.To uczucie po prostu ludzie mogą sami w sobie zabić,bo się pogubili i nie chcą już tracic czasu na ratowanie tego i lepiej iść w nieznane,albo wydaje im się,że uczucie wygasło a rzeczywistość może być całkiem inna ;) Wszyscy jednak musimy pamiętać,że NIE MOŻNA KOCHAĆ ZA DWÓCH i ile jestesmy warci tyle od życia dostaniemy i nie potrzebny bagaż zmartwień ani smutków ;) A My jesteśmy bardzo wartościowymi ludźmi ;) Miłego dnia wszystkim życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BEZIMIENNA5 Notatka dla każdego w jednym poście to moja domena:) Ale na poważnie - masz dużo racji w tym co piszesz. Zaskoczyłaś mnie cytatem z piosenki S. Krajewskiego - nie wiem dlaczego, ale mi jego słowa i muzyka pomagają. Sądze, że każdemu z nas teraz by pomogły... Zauwazcie pewną prawidłowość. Na początku my byliśmy tymi pobitymi a inni (stali bywalcy forum) pomagali nam, udzieklali odpowiedzi na setki naszych pytań. Z czasem gorycz i rozpacz trochę przeszła i ustapiła miejsca tęsknocie i jednak już RACJONALNEMU myśleniu. Teraz to my jesteśmy po to, aby pomagać. Pojawiają się nowi \"przegrani-wygrani\" a naszym zadaniem jest udowodnić każdemu z Was, że najgorsze jest pierwsze kilka tygodni po utracie partnera. Później choć trudno w to uwierzyć jest lepiej, dużo lepiej. W pewnym monecie poczujemy jakiś rodzaj ulgi... przynajmniej tak jest u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BEZIMIENNA5 Notatka dla każdego w jednym poście to moja domena:) Ale na poważnie - masz dużo racji w tym co piszesz. Zaskoczyłaś mnie cytatem z piosenki S. Krajewskiego - nie wiem dlaczego, ale mi jego słowa i muzyka pomagają. Sądze, że każdemu z nas teraz by pomogły... Zauwazcie pewną prawidłowość. Na początku my byliśmy tymi pobitymi a inni (stali bywalcy forum) pomagali nam, udzieklali odpowiedzi na setki naszych pytań. Z czasem gorycz i rozpacz trochę przeszła i ustapiła miejsca tęsknocie i jednak już RACJONALNEMU myśleniu. Teraz to my jesteśmy po to, aby pomagać. Pojawiają się nowi \"przegrani-wygrani\" a naszym zadaniem jest udowodnić każdemu z Was, że najgorsze jest pierwsze kilka tygodni po utracie partnera. Później choć trudno w to uwierzyć jest lepiej, dużo lepiej. W pewnym monecie poczujemy jakiś rodzaj ulgi... przynajmniej tak jest u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BEZIMIENNA5 Notatka dla każdego w jednym poście to moja domena:) Ale na poważnie - masz dużo racji w tym co piszesz. Zaskoczyłaś mnie cytatem z piosenki S. Krajewskiego - nie wiem dlaczego, ale mi jego słowa i muzyka pomagają. Sądze, że każdemu z nas teraz by pomogły... Zauwazcie pewną prawidłowość. Na początku my byliśmy tymi pobitymi a inni (stali bywalcy forum) pomagali nam, udzieklali odpowiedzi na setki naszych pytań. Z czasem gorycz i rozpacz trochę przeszła i ustapiła miejsca tęsknocie i jednak już RACJONALNEMU myśleniu. Teraz to my jesteśmy po to, aby pomagać. Pojawiają się nowi "przegrani-wygrani" a naszym zadaniem jest udowodnić każdemu z Was, że najgorsze jest pierwsze kilka tygodni po utracie partnera. Później choć trudno w to uwierzyć jest lepiej, dużo lepiej. W pewnym monecie poczujemy jakiś rodzaj ulgi... przynajmniej tak jest u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
INNABAJKA26 Zapychanie czasu nie pomaga a jeżeli to tylko trochę i na chwilkę. Miałam lepszy dzień w piątek, rozmawiałam z Nim chwilę przez telefon normalnie, tak jak kiedyś, przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko jest ok. W sobotę kolega mi uświadomił, że żebym dała Mu spokój. Był pierwszą osobą która mi to powiedziała, która przestała mi mówić, że On wróci. W sobotę po raz pierwszy gdzieś wyszłam, wieczór był lepszy ale było to spowodowane niestety dawka alkoholu jaką spożyłam. To niestety żaden sposób. Od niedzieli jest tylko gorzej :( z każdym dniem, to już prawie 2 miesiące a ja mam wrażenie jakby to było wczoraj :( czas się zatrzymał całkowicie. Ja już nie mam pretekstu żeby się z Nim spotkać oddałam Mu wszystko co miałam. Chociaż te spotkania wcale nie są miłe, po nich jest znacznie gorzej zbieram się kilka dni. To tak jakbyś wszystkie rany rozdrapywała na nowo i robiła sama sobie nowe. Chociaż stare jeszcze wcale się nie zaleczyły nawet odrobinę. To tak jakbyś sama skazywała się na wykrwawienie. Ja też już pozbawiłam się wszelkich złudzeń a raczej to On mnie ich pozbawił. Nadzieja podobno umiera ostatnia, moja już leży na łożu śmierci, tylko ja jej nie umie dobić. Ale mam dziś dzień :(. Mam nadzieje, że u Ciebie się wszystko lepiej poukłada, bo u mnie nie ma już na to szans, nie da się niestety nic zrobić samemu, chcieć za dwoje, walczyć za dwoje i KOCHAĆ za dwoje. STAR_DUST Masz rację my się strasznie zmieniliśmy, jesteśmy w stanie zrobić wszystko żeby tylko Oni byli szczęśliwi. Wszyscy to zauważyli, mnie ludzie nie poznają, ja nigdy nie mówiłam głośno o swoich uczuciach teraz nie stanowi to dla mnie problemu. Próbowałam na wszystkie sposoby udowodnić Mu jaki jest ważny, ile dla mnie znaczy, że jest jedyny, wyjątkowy, nadzwyczajny i to jak bardzo Go KOCHAM. Ja też ciągle zadaje sobie jedno pytanie - dlaczego? Tylko niestety ja znalazłam odpowiedź, zbyt wiele razy Go krzywdziłam, nie zasługuję na to żeby dać mi szansę, nie mogę już naprawić swoich błędów, chociaż teraz mam pełną świadomość tego co robiłam. Niestety późno, zbyt późno dla Niego. Chociaż pytanie dlaczego dalej mnie prześladuje. Piszesz, że masz dziwny dzień ja rzadko kiedy mam ostatnio normalne dni, przez te 2 miesiące mogłabym policzyć je na palcach jednej ręki. Wszyscy wiemy to samo, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić sami jeżeli Oni nie będą chcieli pomóc choć troszkę. BEZIMIENNA5 Masz rację jeżeli naprawdę kochali to nie są w stanie tak zwyczajnie przestać o nas myśleć, nie da się zapomnieć. Nie da się usunąć, wymazać z pamięci wspomnień. Szczególnie jeżeli było ich tak dużo. Jeżeli spędziło się z kimś tyle lat. Jeżeli całkiem niedawno miało się tyle wspólnych planów na przyszłość. Ja też jedyne czego chce to żeby był szczęśliwy, bo jest najważniejszą dla mnie osoba na świecie. Choć boli bardzo, że nie może być szczęśliwy właśnie ze mną, nie wierzy w to, nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Czy my chcemy aż tak dużo, czy oczekujemy zbyt wiele, czy naszych marzeń nie można zrealizować? Przecież ja nie oczekuje gwiazdki z nieba, jedyne o czym marzę to żeby był przy mnie już na zawsze, żeby dał się kochać tak jak na to zasługuje. Też mam nadzieję, że uda się nam wszystkim zrealizować swoje postanowienia. 3majcie się. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
INNABAJKA26 Zapychanie czasu nie pomaga a jeżeli to tylko trochę i na chwilkę. Miałam lepszy dzień w piątek, rozmawiałam z Nim chwilę przez telefon normalnie, tak jak kiedyś, przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko jest ok. W sobotę kolega mi uświadomił, że żebym dała Mu spokój. Był pierwszą osobą która mi to powiedziała, która przestała mi mówić, że On wróci. W sobotę po raz pierwszy gdzieś wyszłam, wieczór był lepszy ale było to spowodowane niestety dawka alkoholu jaką spożyłam. To niestety żaden sposób. Od niedzieli jest tylko gorzej :( z każdym dniem, to już prawie 2 miesiące a ja mam wrażenie jakby to było wczoraj :( czas się zatrzymał całkowicie. Ja już nie mam pretekstu żeby się z Nim spotkać oddałam Mu wszystko co miałam. Chociaż te spotkania wcale nie są miłe, po nich jest znacznie gorzej zbieram się kilka dni. To tak jakbyś wszystkie rany rozdrapywała na nowo i robiła sama sobie nowe. Chociaż stare jeszcze wcale się nie zaleczyły nawet odrobinę. To tak jakbyś sama skazywała się na wykrwawienie. Ja też już pozbawiłam się wszelkich złudzeń a raczej to On mnie ich pozbawił. Nadzieja podobno umiera ostatnia, moja już leży na łożu śmierci, tylko ja jej nie umie dobić. Ale mam dziś dzień :(. Mam nadzieje, że u Ciebie się wszystko lepiej poukłada, bo u mnie nie ma już na to szans, nie da się niestety nic zrobić samemu, chcieć za dwoje, walczyć za dwoje i KOCHAĆ za dwoje. STAR_DUST Masz rację my się strasznie zmieniliśmy, jesteśmy w stanie zrobić wszystko żeby tylko Oni byli szczęśliwi. Wszyscy to zauważyli, mnie ludzie nie poznają, ja nigdy nie mówiłam głośno o swoich uczuciach teraz nie stanowi to dla mnie problemu. Próbowałam na wszystkie sposoby udowodnić Mu jaki jest ważny, ile dla mnie znaczy, że jest jedyny, wyjątkowy, nadzwyczajny i to jak bardzo Go KOCHAM. Ja też ciągle zadaje sobie jedno pytanie - dlaczego? Tylko niestety ja znalazłam odpowiedź, zbyt wiele razy Go krzywdziłam, nie zasługuję na to żeby dać mi szansę, nie mogę już naprawić swoich błędów, chociaż teraz mam pełną świadomość tego co robiłam. Niestety późno, zbyt późno dla Niego. Chociaż pytanie dlaczego dalej mnie prześladuje. Piszesz, że masz dziwny dzień ja rzadko kiedy mam ostatnio normalne dni, przez te 2 miesiące mogłabym policzyć je na palcach jednej ręki. Wszyscy wiemy to samo, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić sami jeżeli Oni nie będą chcieli pomóc choć troszkę. BEZIMIENNA5 Masz rację jeżeli naprawdę kochali to nie są w stanie tak zwyczajnie przestać o nas myśleć, nie da się zapomnieć. Nie da się usunąć, wymazać z pamięci wspomnień. Szczególnie jeżeli było ich tak dużo. Jeżeli spędziło się z kimś tyle lat. Jeżeli całkiem niedawno miało się tyle wspólnych planów na przyszłość. Ja też jedyne czego chce to żeby był szczęśliwy, bo jest najważniejszą dla mnie osoba na świecie. Choć boli bardzo, że nie może być szczęśliwy właśnie ze mną, nie wierzy w to, nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Czy my chcemy aż tak dużo, czy oczekujemy zbyt wiele, czy naszych marzeń nie można zrealizować? Przecież ja nie oczekuje gwiazdki z nieba, jedyne o czym marzę to żeby był przy mnie już na zawsze, żeby dał się kochać tak jak na to zasługuje. Też mam nadzieję, że uda się nam wszystkim zrealizować swoje postanowienia. 3majcie się. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wandapanda
żaba... widzę, że mamy identyczny problem... to tak straszliwie boli ;( ja sie ze swoim kontaktowałam , dzwoniłam to powiedział ze się narzucam...poczułam się jak... ze po to się rozstalismy zeby od siebie odpocząc ;( boli...masakrycznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BEZIMIENNA5 Notatka dla każdego w jednym poście to moja domena:) Ale na poważnie - masz dużo racji w tym co piszesz. Zaskoczyłaś mnie cytatem z piosenki S. Krajewskiego - nie wiem dlaczego, ale mi jego słowa i muzyka pomagają. Sądzę, że każdemu z nas teraz by pomogły... Zauważcie pewną prawidłowość. Na początku my byliśmy tymi pobitymi a inni (stali bywalcy forum) pomagali nam, udzielali odpowiedzi na setki naszych pytań. Z czasem gorycz i rozpacz trochę przeszła i ustapiła miejsca tęsknocie i jednak już RACJONALNEMU myśleniu. Teraz to my jesteśmy po to, aby pomagać. Pojawiają się nowi \"przegrani-wygrani\" a naszym zadaniem jest udowodnić każdemu z Was, że najgorsze jest pierwsze kilka tygodni po utracie partnera. Później choć trudno w to uwierzyć jest lepiej, dużo lepiej. W pewnym monecie poczujemy jakiś rodzaj ulgi... przynajmniej tak jest u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wandapanda
żaba... widzę, że mamy identyczny problem... to tak straszliwie boli ;( ja sie ze swoim kontaktowałam , dzwoniłam to powiedział ze się narzucam...poczułam się jak... ze po to się rozstalismy zeby od siebie odpocząc ;( boli...masakrycznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BEZIMIENNA5 Notatka dla każdego w jednym poście to moja domena:) Ale na poważnie - masz dużo racji w tym co piszesz. Zaskoczyłaś mnie cytatem z piosenki S. Krajewskiego - nie wiem dlaczego, ale mi jego słowa i muzyka pomagają. Sądzę, że każdemu z nas teraz by pomogły... Zauważcie pewną prawidłowość. Na początku my byliśmy tymi pobitymi a inni (stali bywalcy forum) pomagali nam, udzielali odpowiedzi na setki naszych pytań. Z czasem gorycz i rozpacz trochę przeszła i ustapiła miejsca tęsknocie i jednak już RACJONALNEMU myśleniu. Teraz to my jesteśmy po to, aby pomagać. Pojawiają się nowi \"przegrani-wygrani\" a naszym zadaniem jest udowodnić każdemu z Was, że najgorsze jest pierwsze kilka tygodni po utracie partnera. Później choć trudno w to uwierzyć jest lepiej, dużo lepiej. W pewnym monecie poczujemy jakiś rodzaj ulgi... przynajmniej tak jest u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego do cholery od kilku dni są problemy z umieszczeniem posta na cafe? ŻABA1982 Nie chodzi o zapychanie czasu, tylko o kreatywność. Rób coś ,co sprawia Ci przyjemność. Niech to będzie taniec, fotografia, cokolwiek i jakiekolwiek zainteresowania, które zawsze miałaś. Rób to 2 razy częściej. Dobrze jest również popracować ma swoją kondycją - zmęczone fizycznie ciało i umysł nie pozwalają myśleć o głupotach i szybciej się zasypia. Natomiast na to, co nam się śni niestety wpływu wielkiego nie mamy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego do cholery od kilku dni są problemy z umieszczeniem posta na cafe? ŻABA1982 Nie chodzi o zapychanie czasu, tylko o kreatywność. Rób coś ,co sprawia Ci przyjemność. Niech to będzie taniec, fotografia, cokolwiek i jakiekolwiek zainteresowania, które zawsze miałaś. Rób to 2 razy częściej. Dobrze jest również popracować ma swoją kondycją - zmęczone fizycznie ciało i umysł nie pozwalają myśleć o głupotach i szybciej się zasypia. Natomiast na to, co nam się śni niestety wpływu wielkiego nie mamy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MALA26
Listonosz nadal jak czytam swoje pierwsze posty sciska mi serce, ale widze duza poprawe i jestem z tego dumna bo wtedy kiedy zaczynalam tu pisac nawet przez chwile nie pomyslalam ze z tym da sie jakos zyc. i widze po nwych osobach, ktore tylko co zostaly zostawione ze tez do konca w to nie wierza. wstalam dzis rano i kurcze jestem jakos dziwnie spokojna, dawno nie bylo tego spokoju a to sie po prostu chyba jakos uklada. mysle o nim bardzo duzo no i o tej sytuacji i wiem ze to te przemyslenia mi tak pomagaja. zreszta poszlam za rada mojego EXa sam kiedys mi powiedzial ze najwazniejsze to dobrze poukladac sobie w glowie. i ja tak zrobilam Czas i Rozsadek to jest chyba najlepsze rozwiazanie. a serce....nie slucham juz go bo w nim jest ciagle tesknota i milosc do EXa a Jego juz przeciez nie ma. To po co zaprzatac sobie glowe. Kocham Go i nie wiem co bym zrobila gdyby nagle sie odezwal ale nie moge codziennie sie nad tym zastanawiac bo jest duza szansa ze to sie nigdy nie stanie. Wiec po co???? Żaba1982 mysle ze duzo i to bardzo duzo daje mi brak kontaktu z moim EX, ja mam o tyle dobrze ze mieszka 600km ode mnie. wiec go nie widze, nie slysze, nie wiem co u niego bo nawet nie ma mi kto tego przekazac. popelnilam wielki blad, kiedy po tych calych ekscesach kiedy to Ja prosilam, Ja dzwonilam, Ja chcialam jeszcze cos naprawiac w koncu sie zawzielam i przestalam sie odzywac on zadzwonil po 2 tyg ciszy.moim bledem bylo to ze zmieklam, ze myslalam ze cos sie zmienilo skoro dzwonil i znow zaczelam go meczyc tzn. raz zadzwonilam ale zaczelam znow naciskac i rozmawiac o Nas czego on tak naprawde nie chcial. i wtedy w ciagu kilku dni przezylam wielka radosc (bo sie odezwa) i znow wielkie rozczarowanie bo po raz kolejny podcial mi skrzydla. i to byl moj ogromny blad, po tej akcji bylo mi jeszcze gorzej. niby sie troche uspokojilam a tu znow powtorka z rozrywki, znow placz i rozpacz. tak sie teraz zastanawiam ze to byl moj wybor. zamiast wbic se do glowy ze to naprawde koniec ciagle czekalam na jakikolwiek znak od niego i przezylam po raz kolejny ogromne rozczarowanie. teraz milczymy ponad miesiac i Ja na bank sie nie odezwe bo nie chce serwowac sobie znow cierpienia. teraz wiem ze skoro on sie nie odzywa tzn. ze nie chce i nie ma sensu zebym ja cokolwiek robila w tym kierunku bo skrzywdze sama siebie. a to nie o to juz chodzi. Jestem teraz dla siebie najwazniejsza. a azdy dzien w ciszy daje mi tylko wiecej sily ze potrafie byc bez niego. takze w moim przypadku warto sie nie kontaktowac. jest po prostu lzej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MALA26 Kocham Ją i co z tego? Wybaczyłbym, Jej wszystko gdyby tylko choć w połowie tak bardzo wierzyła w ten związek, jak ja ciągle wierzę. I co? I nic. Moje podejście nie zmienia niczego. Próbuję się z tego wyleczyć, ale wiem, że to nie jest kwestia tygodni czy miesięcy. Fakt - jest dużo lepiej, potrafię się śmiać, potrafię jeść i spać. Ale serce dalej krwawi - może już nie tak obficie, ale jednak. Wiem też, że najgorszy szok i ból już minął, teraz są tylko \"przerzuty\", z którymi nauczyłem się jakoś sobie radzić. Teraz staram sie przekonać innych do tego, że mimo, ze ich świat się zawalil, to możliwa jest odbudowa własnego nowego życia. Tak, jak pożary w Australii - czasem coś musi zostać doszcżętnie zniszczone, aby na gruzach i zgliszczach powstało nowe życie... a to, co piszę w listach niedostarczonych, to dalej prawda, to dalej aktualne i ciągle \"stara część mnie\" wierzy, że pewnego dnia Ona się obudzi, a wtedy to ja zadecyduję o wszystkim. Nie tylko o swoim życiu, ale także i o JEJ życiu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja stosowalam te sama polityke. ale wiecie co? moj ex odezwal sie do mnie we wtorek, a przypomne,ze rzucil mnie w niedziele twierdzac,ze definitywnie. nie wiem, czego chcial. zapytal co slychac u mnie i takie tam dyrdymaly. moze ktos swiatly mi to wytlumaczy, bo w moim skkromnym rozumie to sie po prostu nie miesci... sluchajcie, moja logika jest taka - zrywam z kims, to znaczy, ze nie chce z nim byc, nie chce jego towarzystwa. w zwiazku z tym, zrywam kontakty calkiem, nie odzywam sie wcale. a jego zachowania po prostu nie umiem zrozumiec. i staram sie o tym nie myslec za bardzo,zeby w sercu znowu nie obudzila sie nadzieja. ja sie pierwsza nie odzywam. jesli w ogole sie odzywam, to tylko sprowokowana przez niego. nie wiem czy to mi pomoze, ale wiecie, jestem pelna wiary w to, ze dam sobie jakos rade. nie mysle juz o naszym rozstaniu w kategoriach powrotu (chociaz oczywiscie kolacze mi sie po glowie mysl, ze a moze jednak...). mysle o tym raczej jako o czyms, co sie skonczylo i juz nie wroci. tak jest lepiej niz wbijac sobie do glowy, ze na pewno wroci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mariusz 85
znalazłem taki artykuł. "Miłość jest procesem, który zachodzi w naszej podświadomości. Świadomość nie ma tutaj nic do powiedzenia. Najpierw dociera do nas to jak druga osoba wygląda, jak jest zbudowana, jaki ma kolor oczu, a jaką barwę głosu. Dopiero gdy to wszystko nastąpi –zaczynają działać feromony. Serce bije nam szybciej a oczy zaczynają błyszczeć. Także oddech staje się szybszy niż w normalnych sytuacjach. Dzięki „miłosnym hormonom” mamy zaróżowione policzki, gładką cerę i większe źrenice. Zakochani patrzą na świat przez „różowe okulary”. Za miłosną chemię odpowiedzialna jest fenyloetyloamina. Substancja ta (a właściwie hormon) wytwarzana jest przez mózg - w przysadce mózgowej. Odpowiada ona za nasze uczucia, emocje i wszystkie fizyczne objawy miłości. Jest ona bardzo bliską, chemiczną „kuzynką” syntetycznej amfetaminy. To właśnie fenyloetyloamina daje zakochanym w sobie ludziom uczucie absolutnego szczęścia, zadowolenia i harmonii. Niestety substancja ta jest wytwarzana bardzo intensywnie jedynie przez pierwsze trzy miesiące znajomości, a więc dokładnie przez tyle czasu ile trwa pierwsza faza zakochania (tak zwane zauroczenie). Hormonem odgrywającym ważną rolę w budzącej się miłości jest także noradrenalina. Jest ona jest swoistym środkiem dopingującym. Wywołuje euforię i niezwykły przypływ energii. Sprawia, że zakochani chodzą jak na lekkim rauszu. Są podekscytowani i podnieceni. To dzięki niej pamiętają najdrobniejsze szczegóły zachowania kochanej osoby i wspólnie spędzonych chwil. Jednakże stan zakochania to nie tylko pozytywne podekscytowanie. To także rozmaitość nastrojów oraz obsesyjne myśli na temat ukochanej osoby. Gdy ukochany nie dzwoni – zaczynamy się denerwować, martwić i irytować. Dzieje się tak za sprawą gwałtownego spadku poziomu serotoniny w mózgu, który powoduje totalny chaos w komunikacji komórek nerwowych. Mniej serotoniny to większy niepokój. I gdy coś się nie układa - łatwo popaść w stany depresyjne. REKLAMA Czytaj dalej Przy pierwszym spotkaniu dwójka zauroczonych sobą ludzi wymienia się feromonami, które są niczym innym jak sposobem przekazywania informacji. I bez znaczenia jest czy dzieje się to na romantycznej kolacji przy świecach czy w przedziale drugiej klasy pociągu pospiesznego. To feromony sprawiają, że decydujemy się na związek z drugim człowiekiem. To one także są odpowiedzialne kim będzie ten drugi człowiek. Rozum w takich momentach zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia, bo jak mówi stare powiedzenie: „serce nie sługa…”. Niestety ludzki mózg wytworzył sobie mechanizmy obronne przeciwko fenyloetyloaminie i po około pięciu latach zakochania, całkowicie uodparnia się na jej działanie. Stąd biorą się kryzysy w długich związkach i rozwody w małżeństwach. Przestajemy czuć do partnera to „coś” a naszą uwagę przyciągają inni ludzie. Wówczas trzeba włożyć dużo pracy i serca, aby związek przetrwał. Na szczęście w tym czasie organizm zaczyna wytwarzać inny hormon – endorfinę, która działaniem przypomina morfinę: łagodzi ból, koi emocje, zmniejsza napięcie. Dzięki tej substancji ludzie mogą przetrwać zarówno w małżeńskich jak i partnerskich związkach wiele lat. I choć prawie wszystkie motylki wylecą już z brzucha, to pozostanie szacunek, zaufanie, przyjaźń oraz dojrzała miłość. Każdy z nas wytwarza inne dawki hormonów miłosnych i dlatego na uczucie miłości reagujemy tak różnie jak różnymi jesteśmy ludźmi. Stężenie i współpraca hormonów zmieniają się też w miarę, jak przeżywamy wzloty i upadki miłości. Miłości czy chemii? Na to pytanie odpowiedzmy już sobie sami…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mariusz 85
znalazłem taki artykuł. "Miłość jest procesem, który zachodzi w naszej podświadomości. Świadomość nie ma tutaj nic do powiedzenia. Najpierw dociera do nas to jak druga osoba wygląda, jak jest zbudowana, jaki ma kolor oczu, a jaką barwę głosu. Dopiero gdy to wszystko nastąpi –zaczynają działać feromony. Serce bije nam szybciej a oczy zaczynają błyszczeć. Także oddech staje się szybszy niż w normalnych sytuacjach. Dzięki „miłosnym hormonom” mamy zaróżowione policzki, gładką cerę i większe źrenice. Zakochani patrzą na świat przez „różowe okulary”. Za miłosną chemię odpowiedzialna jest fenyloetyloamina. Substancja ta (a właściwie hormon) wytwarzana jest przez mózg - w przysadce mózgowej. Odpowiada ona za nasze uczucia, emocje i wszystkie fizyczne objawy miłości. Jest ona bardzo bliską, chemiczną „kuzynką” syntetycznej amfetaminy. To właśnie fenyloetyloamina daje zakochanym w sobie ludziom uczucie absolutnego szczęścia, zadowolenia i harmonii. Niestety substancja ta jest wytwarzana bardzo intensywnie jedynie przez pierwsze trzy miesiące znajomości, a więc dokładnie przez tyle czasu ile trwa pierwsza faza zakochania (tak zwane zauroczenie). Hormonem odgrywającym ważną rolę w budzącej się miłości jest także noradrenalina. Jest ona jest swoistym środkiem dopingującym. Wywołuje euforię i niezwykły przypływ energii. Sprawia, że zakochani chodzą jak na lekkim rauszu. Są podekscytowani i podnieceni. To dzięki niej pamiętają najdrobniejsze szczegóły zachowania kochanej osoby i wspólnie spędzonych chwil. Jednakże stan zakochania to nie tylko pozytywne podekscytowanie. To także rozmaitość nastrojów oraz obsesyjne myśli na temat ukochanej osoby. Gdy ukochany nie dzwoni – zaczynamy się denerwować, martwić i irytować. Dzieje się tak za sprawą gwałtownego spadku poziomu serotoniny w mózgu, który powoduje totalny chaos w komunikacji komórek nerwowych. Mniej serotoniny to większy niepokój. I gdy coś się nie układa - łatwo popaść w stany depresyjne. REKLAMA Czytaj dalej Przy pierwszym spotkaniu dwójka zauroczonych sobą ludzi wymienia się feromonami, które są niczym innym jak sposobem przekazywania informacji. I bez znaczenia jest czy dzieje się to na romantycznej kolacji przy świecach czy w przedziale drugiej klasy pociągu pospiesznego. To feromony sprawiają, że decydujemy się na związek z drugim człowiekiem. To one także są odpowiedzialne kim będzie ten drugi człowiek. Rozum w takich momentach zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia, bo jak mówi stare powiedzenie: „serce nie sługa…”. Niestety ludzki mózg wytworzył sobie mechanizmy obronne przeciwko fenyloetyloaminie i po około pięciu latach zakochania, całkowicie uodparnia się na jej działanie. Stąd biorą się kryzysy w długich związkach i rozwody w małżeństwach. Przestajemy czuć do partnera to „coś” a naszą uwagę przyciągają inni ludzie. Wówczas trzeba włożyć dużo pracy i serca, aby związek przetrwał. Na szczęście w tym czasie organizm zaczyna wytwarzać inny hormon – endorfinę, która działaniem przypomina morfinę: łagodzi ból, koi emocje, zmniejsza napięcie. Dzięki tej substancji ludzie mogą przetrwać zarówno w małżeńskich jak i partnerskich związkach wiele lat. I choć prawie wszystkie motylki wylecą już z brzucha, to pozostanie szacunek, zaufanie, przyjaźń oraz dojrzała miłość. Każdy z nas wytwarza inne dawki hormonów miłosnych i dlatego na uczucie miłości reagujemy tak różnie jak różnymi jesteśmy ludźmi. Stężenie i współpraca hormonów zmieniają się też w miarę, jak przeżywamy wzloty i upadki miłości. Miłości czy chemii? Na to pytanie odpowiedzmy już sobie sami…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MALA26
listonosz w moim sercu też jest miłość, moje serce też tęski i krwawi ale co ja na to poradze skoro jego serce tego nie robi. musze jakos to zaszufladkowac i myśleć rozsądnie.nadzieji też nie strace, i tak zawsze jak wracam do domu to pierwsza rzecza jaka robie to szukam jego samochodu na parkingu...głupie wiem...ale tak jest. ale nie moge pozwolić sobie zeby poświecac wszystko komus kto tego nie chce, nie czuje i nie docenia. co innego gdyby byla jakas szansa, zeby pozwolil mi coś naprawić, żeby patrzał jak sie zmieniam a tu nic. Jego juz nie ma. kocham Go bardzo, nie zapomnę nigdy, był...jest czyms najlepszym co od życia dostałam. nadzieja też bedzie ale schowam ja głeboko tak samo jak miłość do niego:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakBytom
Witam, przeryłem cały wątek, bardzo mi pomógł. Trochę mi lepiej. Opowiem więc moją historyjkę (opisalem ja w jakims poscie prare di temu, bez odpowiedzi) Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają/odnoszą mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji. Teraz wiem, że wszelkiego rodzaju naciski nie są dobre i dam jej czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakBytom
Witam, przeryłem cały wątek, bardzo mi pomógł. Trochę mi lepiej. Opowiem więc moją historyjkę (opisalem ja w jakims poscie prare di temu, bez odpowiedzi) Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają/odnoszą mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji. Teraz wiem, że wszelkiego rodzaju naciski nie są dobre i dam jej czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakBytom
Witam, przeryłem cały wątek, bardzo mi pomógł. Trochę mi lepiej. Opowiem więc moją historyjkę (opisałem ja w jakimś poście parę di temu, bez odpowiedzi) Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają/odnoszą mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji. Teraz wiem, że wszelkiego rodzaju naciski nie są dobre i dam jej czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakBytom
Temat ten bardzo mi pomógł, czuję się znacznie lepiej. Oto moja historia. Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakByt
Temat ten bardzo mi pomógł, czuję się znacznie lepiej. Oto moja historia. Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakByt
Temat ten bardzo mi pomógł, czuję się znacznie lepiej. Oto moja historia. Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WiatrakByt
Temat ten bardzo mi pomógł, czuję się znacznie lepiej. Oto moja historia. Układało nam się dobrze. Myślałem o zaręczynach (4 lata razem), wspólnym życiu, robiłem już pewne kroki. 3 tyg temu, na spotkaniu, oświadczyła, że nie wie, czy jestem tym jedynym, nie wie, czy to miłość, czy rutyna, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Powiedziała, że nie wie, czy mam dzwonić. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". Usunęła wspólne zdjęcia z Naszej K. (parę dni przed spotkaniem chyba). Tydzień po tej informacji napisalem SMSa, jak się czuje. Powiedziała, że źle, że cierpi po tym, co mi zrobiła. Parę dni później odwiozłem ją do pracy, trzymała mnie nieco na dystans, powiedziała przy wysiadaniu, że niedługo się spotkamy. Zadzwoniłem parę dni później, miło pogadaliśmy, co u Ciebie itd. Wszystko zaczynało wracać na dobry tor. Po kilku dniach zadzwoniłem, nie mogła akurat rozmawiać (porządki), powiedziałem więc, że zadzwonię wieczorem o konkretnej godzinie. Nie odebrała. Na SMSa nie odpisała. Przez parę następnych dni nie odbierała telefonów. Zero kontaktu. Poleciałem do niej do pracy, spytała, dlaczego po prostu nie zadzwoniłem, by się z nią umówić (???!!!). Odpowiedziałem, że nie odbiera. Ona na to, że spotkamy się wieczorem, da jeszcze znać. Wieczorem dostałem SMSa - nie spotkamy się, ale obiecuję, że wkrótce się odezwę. Od tygodnia cisza. Co jakiś czas podrzucam jej bukiet pod drzwi - bez skutku. Czuję się fatalnie. Jadę na tabletach uspokajających (przeważnie przekraczam dzienną dawkę dwukrotnie), chodzę jak ćpun, wieczorami chleje a kumple doprowadzają mnie do domu. Pracuję 10-12h dziennie, by nie myśleć. Co jakiś czas zaczepiam dresów, ale na razie nie dostałem (chyba biorą mnie za idiotę). W weekendy jadę rowerem przed siebie, ale zawsze kończy się wałęsaniem wokół jej domu. Bez celu i planu. Strasznie ją kocham. Zawsze byłem dla niej bardzo dobry. Nie wiem, co robić. Większość czasu myślałem, jak jej sprawić przyjemność. Czuję teraz straszną pustkę. Ciężko mi się skupić. Nie byłem jeszcze w takiej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×