Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

DrRock

Temat dla pradcodawcy - jak cię okrada pracownik

Polecane posty

Wiele się słyszy, niestety, o nieuczciwych praktykach firm, w których pracowników źle się traktuje, nie wypłaca należnych pieniędzy, zmusza do kłamstw i innych niegodnych zachowań bądź pracy w okrutnych warunkach. Sztandarowym przykładem jest tu choćby słynna Biedronka (czyli sieć sklepów portugalskiej firmy Jeronimo Martins). ALE TEN TOPIC NIE JEST O TYM. Znacznie mniej popularny temat, to nieuczciwe praktyki pracowników wobec pracodawcy. Zazwyczaj robi się głośno o tym dopiero w skrajnych przypadkach, gdy dochodzi do jawnego przestępstwa - jak choćby telewizyjny przykład z Banku BPH S.A., w którym pracownica zabierała (przeksięgowywała?) pieniądze z kont klientów na swoje własne. Ale ile jest sytuacji mniej doniosłych i nie aż tak wymownych, jakie mają miejsce na codzień i bardzo szkodzą pracodawcom, a więc tym, którzy mogą nam dać pracę. Zachęcam do dyskusji. Piszcie o znanych sobie przypadkach, o tym co sądzicie na ten temat... Ja na początek wrzucam temat nadgodzin. Gdy rozpocząłem pracę, moja koleżanka opuszczała biuro najczęściej ponad godzinę przede mną (jakoś 10 minut przed szesnastą). Gdy w końcu sam kończyłem i podchodziłem do listy, aby wpisać godzinę wyjścia, naiwnie dziwiłem się, czemu wpisywała 17:30. Ja wpisywałem zawsze zgodnie z prawdą \"swoją\" 17:00 i po pewnym czasie dość rzucającym się w oczy było, iż osoba wcześniej wychodząca (pozycja przede mną) ma wpisaną późniejszą godzinę wyjścia niż ja. Moja sumieność doprowadziła do tego, że owa koleżanka z czasem ograniczyła swój fikcyjny \"overtime\", ale jakiś niesmak pozostał... Z problemem tym spotkałem się kilka lat później jako manager, już w innej firmie. Awansowałem i do moich obowiązków należało m.in. rozliczanie kart czasu pracy. Miałem jedną koleżankę, która notorycznie się spóźniała, a o 16:30 (formalny finisz) stała już jedną nogą w windzie. Pierwszy miesiąc na nowym stanowisku - i dyrektor wręczył mi otrzymane karty czasu pracy. - Marku - zwrócił się do mnie - dostałem to od twoich ludzi, ale od teraz zatwierdzasz to ty - mówiąc to wręczył pliczek arkuszy. Skinąłem głową, wziąłem to, usiadłem przy biurku i zacząłem podpisywać. Przy owej koleżance zatrzymałem się jednak i nie wierzyłem swoim oczom. Z karty dowiedziałem się, iż nie dość, że przychodzi często pół godziny przed czasem (sic!), to do tego zazwyczaj zostaje około godziny dłużej. Niezłe! Nie wiedziałem początkowo jak to załatwić. Oczywiście podpisanie karty nie wchodziło w grę, ale jak z tą dziewczyną postąpić? W końcu wezwałem Beatę na rozmowę i zakomunikowałem, że odtąd karty trafiają do mnie, a dopiero ja je wręczam dyrektorowi. Następnie poprosiłem, aby przypomniała mi jakikolwiek dzień, w którym przyszła do pracy przede mną albo wyszla później niż ja. W odpowiedzi - milczenie, i ten cielęcy wzrok. - A więc chyba pomyliłaś się przy wypisywaniu karty - przerwałem tę zbyt długo trwającą ciszę. I znowu cielecy wzrok skierowany na mnie, i oczy mówiące, że chętnie by cofnęła czas. - Wiesz, to nie bylo fair - powiedzialem. - Ale zapomnijmy o tym. Weź tę kartę i daj mi dobrą. I nie pomyl się tym razem. Po kilku minutach miałem nową kartę. Z dwudziestu kilku nadodzin (pod względem czasu jest to ponad trzy dni pracy!) nie została ani jedna. Od tamtej pory Beata nie wręczyła mi już nigdy naciąganej karty... Tyle na pierwszy rzut. Opisane sytuacje są prawdziwe, natomiast zmieniłem imiona bohaterów - niech prawdziwe zostaną spowite tajemnicą :) Zachęcam do podawania innych przykładów oraz wymiany opinii - niech to będzie topic prezentujący problemy \"tej drugiej strony\". Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tym razem na poważnie
:) Są także sytuacje "podbierania" biurówki: kopert, koszulek, długopisów, ryz papieru komputerowego, spinaczy, zszywek, teczek, segregatorów, nożyczek, linijek .... :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pracownik222
jak ktoś dostaje te 800 zł, czy nawet i 1300 zł na rękę to się nie ma co dziwić że kombinuje, ma na utrzymaniu rodzinę i dom

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość patataj patataj
tak - po godzinach handluje na rynku spinaczami i papierem do xero. a poważnie - znam przypadek gdzie pracownicy dużej firmy zoologicznej podkradali towar i sprzedawali na allegro. co w tym śmiesznego - ano to że właściciel firmy miał na niektóre towary wyłączność handlową w naszym pięknym kraju. nawet podkradać trzeba umieć :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość te linijki dlugopisy i inne
duperele to trącą kleptomanią. Ale lepiej tego nie mowic glosno bo taki pracownik moglby wziasc sobie L4 - w koncu to choroba :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja znam inny przypadek
mój znajomy jest kierownikiem w firmie budowlanej sprzedającej beton.... jeden pracownik włamał się do systemu ewidencjonującego ilość materiałów (było to proste, bo program był zabezpieczony ledwie 3 znakowym hasłem )..... i sprzedawał beton po godzinach na lewo, było to trudne do wykrycia, bo beton wydaje się przez całą dobę- zależy kupującemu pasuje, a że zmniejszał ilość surowców w programie komputerowym.... to w papierach też wyglądało ok..... dodam tylko że jedna taka sprzedaż, to conajmniej 1000zł w kieszeni.... wpadł przez programik do robienia screenshotów.... ale firma straciła kilkanaście tysięcy złotych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiedyś RER
DrRock --> hmm... ale moment, czy Ty jesteś pracodawcą? Dwie rzeczy: jedna to zwykła, ludzka uczciwość. A może powinnam rzec: moralność :) Obowiązuje obie strony. Druga to paranoiczne pomysły w relacjach pracodawca - pracownik. Autorze topicu, szczerze Ci współczuję takiego obowiązku jak rozliczanie kart czasu pracy! Rozumiem, że przy maszynie to się jakoś tłumaczy, ale pracy umysłowej nie sposób liczyć na czas. Uwaga! Niniejszym nie uniewinniam "Beaty" - czynię winnym "system" :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, Dzięki za wpisy z historyjkami, niezłe :) Mam nadzieje, że topic nie umrze i będą pojawiać się nowe :) Może też sprowokuje jakąś ożywioną dyskusję? :) Króciutka odpowiedź dla dwóch osób: --------> pracownik222 > jak ktoś dostaje te 800 zł, czy nawet i 1300 zł na rękę to się > nie ma co dziwić że kombinuje, ma na utrzymaniu rodzinę i dom Hmm, taka pensja to zaiste czarna rozpacz, natomiast pytanie: czy taki stan rzeczy rzeczywiście uprawnia pracownika do okradania pracodawcy? :) --------> kiedyś RER Czy ja jestem pracodawcą? Wiesz, to bardziej złożone, na swój sposób schizofreniczne ;-) Otóż sam jestem pracownikiem, czyli pracobiorcą. Ale jako kadra zarządzająca reprezentuję w stosunkach z pracownikami pracodawcę i z tego jestem rozliczany :) Na owo zagdanienie można spojrzeć jeszcze inaczej: prawdziwym pracodawcą jest ten, kto oferuje swoją pracę (pracownik), a pracobiorcą - ten, kto ją przyjmuje (czyli firma, przedsiębiorca, właściciel, kapitalista...) - tak to przynajmniej sformułował kiedyś ś.p. Karol Marks, z tym że jego ideologia wybitnie si nie sprawdziła :D Uważasz, że pracy umysłowej nie możesz liczyć na czas? Ależ to bardzo proste: pracownik ma zadanie np. obsługiwać swoich klientów w godzinach, załóżmy, od 8:00 do 16:30 z półgodzinną przerwą, a matematyka podpowiada, że wychodzi z tego osiem godzin pracy i 30 minut przerwy. To raczej bardzo łatwo zmierzyć :) Może masz na myśli, że ciężko jest zmierzyć to, co pracownik \"zrobił\" podczas owych ośmiu godzin, skoro nie wytwarza niczego, co mogłabyś dotknąć? To też dość proste, rozliczasz go np. z liczby odebranych telefonów (call center), ilości wykonanych transakcji (jakiś księgujący), wartości sprzedaży (sprzedaż realizowana z biura), etc. - w zależności od tego, czym się zajmuje :) \"System\" jest zły? A to jest jakiś powszechnie obowiązujący \"system\"? Każdy pracodawca sam ustala warunki, na jakich zatrudnia ludzi. Ktoś, kto będzie miał zadaniowy, nienormowany czas pracy, będzie rozliczany z wyników, a ktoś inny po prostu ma być przez określoną ilość czasu w określonym miejscu i wykonywać ustalone czynności. Uważasz, że np. makler papierów wartościowych mógłby sobie wpaść na godzinkę do swojego biura, bo w głębi duszy nie zgadza się z ośmiogodzinnym \"systemem\" i według niego jest to zły system? \"Beata\" miała być w pracy w określonych godzinach i miała to nawet wpisane w swojej umowie. Tymczasem nie dość, że nie była (codzienne spóźnienia), to jeszcze dopisała sobie fikcyjne nadgodziny. To nie \"system był zły\", tylko \"Beata\" nie wywiązała się ze swojego kontraktu, który dobrowolnie podpisała godząc się na określone warunki, a do tego próbowała wyłudzić pieniądze za coś, co nie miało miejsca. Co tu usprawiedliwiać? Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobrze, po powyższej dyskusji jeszcze jeden zasłyszany case, tym razem z pizzerii. Pewien właściciel takiego lokalu postanowił, iż zapewni swoim pracownikom darmowy obiad składający się z wyrobów firmowych, i obwieścił, że każdemu z nich przysługuje codziennie jedna dowolna pizza. Kreatywni pracownicy pizzerii szybko wpadli na pomysł, żeby... sprzedawać swoje pizze klientom. Odbywało się to w ten sposób, że kelner przyjmował zamówienie, po czym prosił kucharza o przysługującą darmową pizzę - oczywiście wybierał jej rodzaj zgodnie z zamówieniem - a następnie podawał ją do stolika. Pizzę wpisywano później do odrębnego rachunku, który nie był wprowadzany do ewidencji, a kelner bądź inny umówiony z nim pracownik inkasował pieniądze. Właściciel pizzerii nie miał nawet pojecia, że w jego własnym lokalu działa tyle \"konkurencyjnych\" firm z tak dobrze zorganizowaną \"siecią sprzedaży\"... Finał był smutny: ostatecznie, niezadowolony z zysków, zamknął lokal i wszystkich pozwalniał :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No to jeszcze jedna historia, tym razem przenoszę się z Państwem do sklepu sportowego :) Właściciele tegoż postanowili podpromować swój biznes, i w jednym z ogólnodostępnych dzienników umieścili kupon rabatowy, za okazaniem którego klient zyskiwał 5% rabatu. Sprzedaż nieco zwiększyła się, owszem, natomiast zastanawiającym był fakt, iż właściwie wszystkie transakcje powyżej określonej kwoty były realizowane z kuponami. Podejrzewający przekręt właściciele poprosili swojego znajomego o dokonanie w ich sklepie zakupu drogiej kurtki, bez kuponu. Sprzedawcy oczywiście ani nie znali tego człowieka, ani nie wiedzieli o tej umówionej transakcji. Gdy rozliczali się z niej i przekazali 95% wartości towaru oraz kupon rabatowy \"wręczony przez klienta\", wszystko stało się jasne... Sami wycinali kupony i dołączali do każdej wyższej transakcji, zachowując 5% pieniędzy dla siebie. Własciciele szybciutko zorganizowali spotkanie, na którym okazało się, że wszyscy sprzedawcy tak robią, i wywalili z miejsca całą trójkę dyscyplinarnie, z odpowiednim wpisem do świadectwa pracy. Nieuczciwi pracownicy przywłaszczyli sobie kilka tysięcy złotych. I weź tu człowieku spróbuj otworzyć własny biznes... Twoje ciężko odłożone pieniądze, do tego kredyt w banku i pożyczka od starych rodziców będą regularnie rozkradane przez złodziejaszków - ludzi, którzy jeszcze niedawno przekonywali cię z uśmiechem lizusa, że to właśnie ich powinieneś zatrudnić... Pracodawca postrzegany zaś jest jako cwaniak i wyzyskiwacz, którego należy skubać ile się da, bo \"on i tak ma\"... :( No, mamy ładne słońce za oknem, przynajmniej w Warszawie, tedy miłego dnia Wszystkim życzę :) Wasz Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość małe pytanko mam
Czy w kartę pracy Rocku wpiszesz dziś godzinę o której przestąpiłeś próg biura czy tę sama godzinę pomniejszoną o czas jaki spędzasz na forach internetowych? Bo wszak wypisywanie postów na kafeterii chyba nie należy do twoich słuzbowych obowiązków? I za ten czas wynagrodzenie ci się nie należy? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość flanelowe prześcieradło
Dr. Rock wpisał post o 7.53, domniemam, że pracuje od 8.00 więc ma jeszcze 7 minut na buszowanie po Kafeterii. Ponadto wydaj mi się, ze kadra zarzadzająca jest rozliczana z wyników pracy a nie z czasu pracy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość małe pytanko mam
Poczytaj dokładnie - wypełnia karty pracy, które są podstawą do wypłaty nadgodzin :P A jako przełozony powinien dawać dobry przykład, czyż nie? Ryba psuje się od głowy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość warszawianka jak boga kocham
up, up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koszmaer
witam prowadze biuro rachunkowe. teraz jest goraczy okres rozliczen rocznych, za których biore 35 zł, oczywiscie za pokwitowaniem moze by sie nic nie wydało, gdyby nie moja znajoma, która wpadła z pitami, a ze mnie nie było, zostawiła pracownicy: moge zostawic pity do rozliczenia? to ile płace? 30? to ja płace i wpadne po odbiór w piatek. dzwoni do mnie w czwartek i mówi, ze po odbiór przyjdzie w poniedziałek, bo w piatek ma umowione spotkanie i raczej nie zdazy.od słowo do słowo zrozumiałam,ze pracownica rozlicza klientów a kase inkasuje dla siebie za kazdy pit który rozlicza po godzinach, dostaje 60%, uzywa mojego sprzetu i energie za która ja płace. wiec dlatego sie zdenerwowałam. dla upewnienia sie wysłałam jeszcze pare osób podstawionych finał: wmawiała, mi ze sie myle, ze ja podpusciłam itp. zwolniłam ja dyscyplinarnie, a do zawodu w bólach i mekach przyuczyłam siostrzenice.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiedyś RER
Ponieważ odpowiedź dla mnie nie była króciutka, odpowiem dłużej: 1. nadal Ci współczuję zajęcia ;) buforowanie między jedną stroną a drugą jest nie do pozazdroszczenia. W ogóle przeraża mnie istnienie stanowiska pracy typu ekonom :o 2. fakt, pominęłam przypadek pracy w usługach. Zgadza się, tę się da wyliczyć na czas, na ilość telefonów itp. Na całe szczęście od zawsze pracowałam w branży, gdzie płacą za myślenie. A tego się nie da przeliczyc na godziny. Nie da się równiez ująć tego w sztywne ramy czasowe. Piszesz: Uważasz, że np. makler papierów wartościowych mógłby sobie wpaść na godzinkę do swojego biura, bo w głębi duszy nie zgadza się z ośmiogodzinnym "systemem" i według niego jest to zły system? --> Nie mogę mówić akurat o tym zawodzie, bo za mało o nim wiem, ale podstaw w to miejsce art directora w agencji reklamowej - jasne, że tak. Piszesz: "Beata" miała być w pracy w określonych godzinach i miała to nawet wpisane w swojej umowie. --> oczywiście, człowiek podpisuje umowę dobrowolnie (i miejmy nadzieję, że ją wcześniej uważnie czyta). Tyle że zdarzyło mi się usłyszeć wyrazy oburzenia, kiedy odmówiłam podpisania umowy zawierającej niekorzystną dla mnie klauzulę o zakazie konkurencji po ustaniu stosunku pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budrys
Moja koleżanka pracuje w tym dla idiotów na dziale muzycznym, mam wszystkie nowości zapisane na nośnikach DVD i audio , fajna koleżanka :) Jutro na giełdzie będę handlował prawie oryginałami :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
=======> małe pytanko mam > Czy w kartę pracy Rocku wpiszesz dziś godzinę o której przestąpiłeś próg biura > czy tę sama godzinę pomniejszoną o czas jaki spędzasz na forach internetowych? (...) > Poczytaj dokładnie - wypełnia karty pracy, które są podstawą do wypłaty nadgodzin > A jako przełozony powinien dawać dobry przykład, czyż nie? Ryba psuje się od głowy Też poczytaj dokładnie :) Dr Rock nie pisał o tym, że sam wypełnia karty pracy :classic_cool: tylko wspomniał o zatwierdzaniu kart podległych mu pracowników. Do tego przytaczał pewien przypadek sprzed wielu lat, kiedy to po raz pierwszy zyskał możliwość zarządzania zespołem ludzi... 💤 Może i jest zepsuty, może nawet na wskroś :P - do szpiku kości (ości? :D - tak pytam, bo zaczęliśmy coś o rybach ;-) ) - ale co do tego nie mamy jednak pewności i pozostawmy jego ocenę osobom, które choć trochę go znają i mają jakąś wiedzę na temat tego, co robi 🌼 Tymczasem zostawmy tego typka w spokoju - wszak to nie o nim jest topic 😭 - i wracajmy, wracajmy do tematu. Za mną! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
=======> kiedyś RER > (...) W ogóle przeraża mnie istnienie stanowiska pracy typu ekonom Ależ ekonomia jest jedną z najpiękniejszych dziedzin. To ona mówi o użyteczności i efektywności, udzieli ci odpowiedzi co jest opłacalne, a gdzie dzieje się źle. Zaś z punktu widzenia \"głównozarządzającego\" posiadanie swoich ludzi jest nieodzowne, bo sam nie da rady być wszędzie i nad wszystkim mieć kontrolę (z resztą nie taka jest jego rola). Wstawia więc w różne obszary takich ludzi i potem ich rozlicza z funkcjonowania podległych jednostek. Ci ludzie nie mają łatwego życia, fakt :). Jak nie będą efektywnie zarządzać, to się im podziękuje. Nikt nikomu nie płaci za piękne oczy (no, z tym niekiedy bywa różnie, zwłaszcza na tzw. \"posadach\"). Ale to właśnie przyjęcie na siebie pełnej odpowiedzialności za to, co robisz, wydaje mi się najwłaściwszą rzeczą :). Ktoś taki działa w dużym stopniu podobnie, jak właściciel małej firmy, który ponosi ryzyko za swoje decyzje, sam określa co i jak będzie robił, aby osiągnąć zamierzony efekt (czytaj: zysk - bo, przypomnijmy, to on jest celem), a w przypadku niepowodzenia może mieć pretensje raczej wyłącznie do siebie (choć z tym też bywa różnie - np. fiskus i w ogóle \"państwowa opiekuńczość\" mogą często zniweczyć Twoje wysiłki, i niejeden \"Kluska\" jeszcze się o tym przekona). Kilkadziesiąt lat socjalizmu odzwyczaiło ludzi od wiązania swojej pracy z rachunkiem zysków i strat. Ale to niewybaczalny błąd - bo i tak na rynku to ostatecznie klient decyduje o tym, co jest dla niego dobre, a co nie (jak będzie złe albo za drogie, to po prostu tego nie kupi), zaś my wszyscy - począwszy od robotnika przy taśmie, a skończywszy na samym zarządzie firmy - próbujemy temu klientowi jak najlepiej służyć. Skończyły się czasy, gdy człowiek (a raczej homo sovieticus) robił cokolwiek, i nie bacząc na użyteczność swojej pracy domagał się \"należnej\" wypłaty. Ja bubli nie kupię, a ich producenci szybko pójdą w odstawkę, zastąpieni przez innych, lepiej zaspokajających moje - I TWOJE, RER - potrzeby. I co, czy nadal przeraża Cię ekonomia? Toż to czyste piękno :D > Na całe szczęście od zawsze pracowałam w branży, gdzie płacą za myślenie. > A tego się nie da przeliczyc na godziny. Nie da się równiez ująć tego w > sztywne ramy czasowe. Ojojojojoj, no to pojechałaś teraz pewnie po kilkunastu milionach \"ziomali\" :) A, przepraszam, czy Twoim zdaniem dziewczyna z wydziału obsługi klienta nie myśli? Albo taki przytoczony przeze mnie makler? Albo doradca finansowy? Albo zarządca biurowca czy nawet pracownik ochrony - też musi pogimnastykować swoje zwoje, zwłaszcza że odpowiada za bezpieczeństwo wielu ludzi. No nie, nie mogę... A czy widziałaś kiedyś jakąś fakturę z kancelarii prawnej? Ja widziałem dziesiątki, i najczęściej wyglądają w ten sposób, że jest to iloczyn stawki godzinowej za myślenie razy ilosć przemyślanych godzin :D No i oczywiście na koniec razy 1,22 - bo rolnicy, górnicy i Zyta też muszą coś z tego mieć ;-) Ale OK, zgadzam się z jednym :) - wielu zajęć rzeczywiście nie ujmuje się w sztywne ramy czasowe, bo nie da rady. Z tym że tych ludzi też rozlicza się z pracy :) - tylko że stosuje się inne faktory :) Zaś co do klauzul o zakazie konkurencji - to one, niestety, jeszcze u nas nie istnieją, przynajmniej w tej \"normalnej\" postaci. Na całym cywilizowanym świecie stosuje się je, ale wygladają ciut inaczej - otóż dotychczasowy pracodawca regularnie PŁACI byłemu pracownikowi pieniądze za to, aby nie podjął pracy w konkurencji. To mu się i tak opłaca, bo w ten sposób zachowuje know how, klientów, itd. - majątek niematerialny, który mógłby powędrować wraz z odchodzącym człowiekiem do innej firmy. Ale w naszym nadwiślańskim kraju wymyślono to inaczej: były pracodawca po prostu ZABRANIA pracy w konkurencji, i... i już. To jest chore - bo czym się ma odtąd taka osoba zajmować? Dla przykładu: jeśli ktoś jest fryzjerką i nie może przejsć do konkurencji (znam taki case), to czym się, do kroćset, ma po odejściu z firmy zająć? Ogrodnictwem? (tam niby też modeluje się nożycami...)? Cóż, mam nadzieję, że to z czasem się zmieni. Póki co, takich klauzul nie należy w żadnym wypadku podpisywać. Miłego weekendu :) Wasz Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zwisający przydatek
"Na całym cywilizowanym świecie stosuje się je, ale wygladają ciut inaczej - otóż dotychczasowy pracodawca regularnie PŁACI byłemu pracownikowi pieniądze za to, aby nie podjął pracy w konkurencji. To mu się i tak opłaca, bo w ten sposób zachowuje know how, klientów, itd. - majątek niematerialny, który mógłby powędrować wraz z odchodzącym człowiekiem do innej firmy. Ale w naszym nadwiślańskim kraju wymyślono to inaczej: były pracodawca po prostu ZABRANIA pracy w konkurencji" Otóż tutaj - mówiąc oględnie - jesteś daleko od prawdy :-) Obowiązujące w Polsce prawo wymaga określenia w umowie o zakazie konkurencji kwoty którą (były) pracodawca będzie wypłacał (byłemu) pracownikowi w zamian za powstrzymanie się od pracy dla konkurencji. W przeciwnym razie umowa nie ma mocy wiążącej. Zgadzam się, że Polsce daleko jeszcze do wielu krajów jeśli chodzi o logikę i ekonomiczne uzasadnienie obowiązujących przepisów. W tym jednak przypadku (umowa o zakazie konkurencji) sprawy uregulowane są jednak tak jakbyś chciał. Mówisz - masz :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ups, chylę w takim razie czoła, widziałem klauzule jedynie wzbraniające pracy (sic!) i przyznaję otwarcie, iż nie byłem świadom tego zapisu :) No to... witajcie w cywilizacji :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No, zarzucę jeszcze jednym \"kejsem\". Pewna firma ubezpieczeniowa urządza imprezę gwiazdkową dla personelu. Party z wielką pompą, duży znany lokal w centrum miasta, szampan, mnogość frykasów i przedniej klasy catering, na estradzie chałturzy jakaś całkiem znana gwiazdka polskiego rocka, ludzie cieszą się z sukcesu firmy, jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanki, swawola, a w łazience jakaś likwidatorka szkód puszcza olbrzymiego, kolorowego pawia ;-)... Zabawa do rana, więc zarząd firmy zaszalał i firma będzie wszystkim zwracał kasę za powrotne taryfy. No i tu zaczyna się kombinacja. Acha, niniejsze story pochodzi z czasów, gdy taksówkarze nie podlegali obowiązkowi posiadania kas fiskalnych - istotne! Po jakimś czasie pracownicy rozjeżdżają się do domów. Po niektórych ktoś przyjeżdża, inni wsiadają po kilka osób do taksówek (jadą np. we wspólnym kierunku, a może bedą się dalej integrować ;-), nieważne)... Zaś w ciągu najbliższych dni w firmie dość często poszukiwanym towarem stają się taksówkarskie rachunki \"in blanco\". Ci, którzy zabrali się z kimś innym, bez skrupułów zdobywają je i wypisują sobie, po czym przedstawiają do wypłaty. Korzystają z tego nawet niektórzy spośród posiadających autentyczne rachunki - bo \"opłaca im się\" wpisać większą kwotę... Z tego, co mi wiadomo, firma do dziś urządza co roku gwiazdkowe imprezy, ale nie refunduje już taksówek... Jak Wam się to podoba? Po prostu \"Polactwo\"... A skoro o tym mowa, czy ktoś czytał tę książkę (Ziemkiewicz)? Pozdrowienia, (i chyba na trochę będę musiał umilknąć) Wasz Dr Rock :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiedyś RER
Autorze, ekonomia (i ekonomista) to jedno, ekonom to coś zupełnie innego :) zwisający przydatek - otóż to :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja znam goscia....
ktory najpierw zatrudnia sie w danej firmie jako ochroniarz, poznaje wszystkie systemy zabezpieczen, po czym po kilku tygodniach rzuca prace i wlamuje sie ze znajomymi do swojego bylego miejsca pracy i kradnie co bardziej wartosciowe rzeczy :/ i jeszcze uznaje ze mu sie to nalezy bo wszyscy pracodawcy to zlodzieje to i jemu sie nalezy. Nawet chlopaka wkopac nie moge bo mieszka on w zupelnie innej czesci Polski ale jak mi o tym opowiada to normalnie w szoku jestem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-----> kiedyś RER Czyżbyś rzeczywiście miała na myśli ekonoma - nadzorcę? Czy mam przez to rozumieć, że manager czy właściciel małej firmy (obaj zarządzają zasobami ludzkimi) kojarzy ci się wyłącznie z jakimś nadzorcą rodem z czasów feudalnych? Wybacz (zwłaszcza że sympatycznie mi się z Tobą gaworzy :)), ale jeśli tak, no to teraz ja Ci współczuję. Współczuję Ci spojrzenia na rzeczywistość...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-----> a ja znam goscia.... Tak, to co opisałeś, to właśnie dokładnie ten typ postawy - \"bo mi się należy\" (pomijając fakt, iż jest to już jawne przestępstwo). Gdyby wszyscy się kierowali taką dewizą (no bo przecież każdy może kiedyś stwierdzić sobie, że się mu należy), zapewne daleko byśmy zaszli ;-) Swoją drogą cóż za paradoks, że w katolickiej Polsce postawa taka, choć może nie w tak skrajnej postaci, tak często występuje... A może to nie jest paradkos? Może do takiego postrzegania przedsiębiorczości i chęci osiągnięcia sukcesu kościół też się przyłożył? Co sądzicie? :) Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pracodawca.
Ciesze sie ze powstal taki watek. Mialem kiedys taka sytuacje: Chcialem zatrudnic kuriera doi roznoszenia przesylek. Mialem w planach po blizszym poznaniu tej nowej osoby powierzyc jej rowniez obowiazki biurowe. Zglosilo sie kilka mlodych osob. Poniewaz mialem juz przykre doswiadczenia z pracownikami, ktorzy sie nie nadaja,chcialem najpierw przetestowac w praktyce kandydatow. Kazdy otrzymal po 10szt przesylek do doreczenia w miejscu swojego zamieszkania.Mieli na to dwa dni. Ustalilismy termin nastepnego spotkania i wynagrodzenie za rozniesienie przesylek. Gdy jedna z osob nie przyszla na ponowne spotkanie, zadzwonilem do niej. Usłyszalem tekst: "nie roznioslem bo domy w mojej miejscowosci sa oddalone od siebie i musialbym jezdzic samochodem(mogl wsiasc na rower mi bylo obojetne).Poprosilem w takim razie o zwrot nie doreczonych przesylek. Odpowiedzial, ze szkoda mu przyjezdzac i ma gdzies taka prace a jesli chce to sobie moge sam przyjechac po owe przesylki. Od tamtej pory wogole nie zatrudniam mlodych ludzi po szkole. Szkoda slow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Heh, pozostaje pytanie czemu ów człowiek w ogóle brał pakunki... Potem będzie taki rozgłaszał wszem, że \"w Polsce nie ma pracy\", i rozglądał się za zasiłkiem, becikowym i innymi giftami fundowanymi z podatków tych, którzy postanowili jednak sami popracować na swoje utrzymanie... Tymczasem jeszcze jeden przykład, może banalny - ale czy na pewno? Zasłyszany od kolegi przypadek, będzie środowisko wielkich finansów, nieco nowej technologii oraz gorący romans - zapowiada się więc atrakcyjnie ;-) Pewna młoda i atrakcyjna mężatka, nazwijmy ją umownie Ewą, pracująca w dużej, szacownej instytucji finansowej, zaczęła romansować z pewnym młodzieńcem - umownie Piotrem. Ich spotkania były rzadkie, więc kochankowie często do siebie dzwonili, praktycznie codziennie. Piotr często był \"w terenie\", toteż Ewa dzwoniła na jego komórkę, a że nie za bardzo miała możliwość dzwonić z domu (mąż, dzieci), robiła to najczęściej w godzinach pracy - z biura, ze służbowego telefonu. Szefowa ich wydziału była odpowiedzialna za koszty swojej jednostki (dość napięty budżet) i regularnie przeglądała m.in. zestawienia kosztów połączeń swoich podwładnych. Prędko zauważyła, iż bardzo znaczącą pozycję zaczęły stanowić połączenia z telefonu Ewy. Zainteresowała się tym i przejrzała billingi, z których wynikało, że Ewa regularnie wydzwania na jeden numer GSM. Miesięczny koszt tych połączeń był niemal równy ówczesnej średniej krajowej pensji! Na rozmowie Ewa przyznała się, że są to połączenia prywatne. Finał był taki, że musiała zwrócić wszystko co do grosza - zostało to bodaj potrącone z jej pensji... Co najciekawsze, Ewa była zdziwiona, wręcz oburzona, że tak \"ingeruje się w jej sferę prywatności\" - tak, jakby nie zdawała sobie sprawy, że de facto wykrada pieniądze pracodawcy na opłacenie własnych rachunków... Najlepszy jednak był przypadek dwóch urzędniczek jakiejś państwowej instytucji, które zrobiły sobie megazabawę i wydzwoniły jakąś gigantyczną kwotę w konkursie audio-tele. Chyba zostały zwolnione z pracy, zaś rachunki... no cóż, zapłacił podatnik. Dr Rock

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znałem barmanów
Znalem barmanów, którzy brali do własnej kieszeni pieniądze ze sprzedaży wódki, na której była wysoka marża, a później odkupowali sprzedany alkohol w sklepie, żeby właściciel się nie kapnął, że czegoś brakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupup=

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×