Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Witajcie biesiadniczki!~~~@~~@~~@~ (((((»*¯*«♥♥»*¯*«))))) 08. MARCA DZISIAJ `**NASZ DZIEN •.¸ ¸.¸.•`´) «´¨ •DZIEN KOBIET .¸¸. *.¸¸.•´¨`» :) ¸.•:)¸.•`´ ``•.¸:)``•.¸:) Dzien zaczyna sie od switu. Milosc od spojrzenia , a ja zaczynam dzionek od goracego pozdrowienia:):):) : `*´ :) `•.¸.•´ ¸.•´ ¸.•´¨) ¸.•*¨) (¸.•´ (¸\'Marzen o które warto walczyc! Radosci,ktorymi warto się dzielic! Przyjaciol, z ktorymi warto byc i nadziei, bez ktorej nie da sie zyc --------(¯`°v°´¯) ----------(_.^._)--(¯`°v°´¯) --------------)-------(_.^._) (¯`°v°´¯)--((---------)(¯`°v°´¯) -(_.^._)---))--------((--(_.^._) ------((------((------))-)) --------))-----))----(( ---------((---((---)) -----------().\"\".() ------------( \'o\', ) -----------()(\"♥\")() -----------(\"\')\'v\'(\"\') __(((_»*-:¦:-*«_))) (((((»*¯*«♥♥»*¯*«))))) Pozdrawiam milutko \"Kobietki w dniu Kobiet:) (((((»*¯*«♥♥»*¯*«)))))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA👄🌻 cd. opowiadania....... Demony przeszlosci......... Resztę wieczoru spędzili przed telewizorem. Zjedli górę lodów, a potem oglądali film z Tomem Hanksem. Okazało się, że oboje kochają go bezgranicznie. Podobnie jak Meg Ryan. Dlatego ubawili się po pachy. Howie był szczęśliwy. Od dawna się tak dobrze nie bawił i nie czuł się tak spokojnie. Wiedział, że wszystko jest tak, jak być powinno. Że ma obok siebie odpowiednią osobę i to dawało mu poczucie bezpieczeństwa. A Jane? Też wyglądała na szczęśliwą… Siedziała obok niego i zaśmiewała się do łez. Pozwoliła się objąć, więc był pewny, że zrobili następny krok, żeby zbudować coś wspólnego… Dlatego nie mógł się z nią rozstać. A, kiedy już poszła do swojego mieszkania, to zadzwonił, żeby jeszcze raz powiedzieć dobranoc. A potem do późna w nocy czytał jej książkę. I, jak już zamknął oczy, to miał przed sobą jej postać… Jane zrobiła listę zakupów. Nie chciała o niczym zapomnieć. Postanowiła zrewanżować się Howiemu i zaprosiła go na obiad do siebie. A potem starannie wszystko przygotowywała. Miała nadzieję, że on zachwyci się jej obiadem tak, jak ona wczoraj zachwyciła się jego potrawą. Zamyśliła się. Nie dość, że niesamowicie przystojny, nie dość, że z ogromnym poczuciem humoru, to jeszcze fantastycznie gotuje! Roześmiała się na tę myśl. Podeszła do drzwi, bo usłyszała pukanie. - Jestem – Howie uśmiechnął się i wyciągnął zza pleców czerwoną różę. – To dla ciebie. - Dziękuję. Jest śliczna – cmoknęła go w policzek i otworzyła szerzej drzwi. – Wejdź. Howie usiadł i patrzył jak dziewczyna się krząta. Powąchała różę i wstawiła ją do wazonu. - Jesteś jedyną osobą, która daje mi kwiaty – powiedziała cicho. Chciała powiedzieć \"jedynym mężczyzną\", ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. - Będę to robił tak często, jak tylko się da – odpowiedział i pomógł jej przynieść jedzenie z kuchni. Usiedli przy stole. - Mam nadzieję, że będzie ci smakowało – powiedziała i nałożyła mu porcję na talerz. - Na pewno – uśmiechnął się. – Jeżeli gotujesz tak dobrze jak piszesz, to będzie to wspaniała uczta. - Czytałeś książkę? – zapytała nieśmiało. - Jest super – powiedział z zachwytem. – A jedzenie wyśmienite. Szturchnęła go łokciem, zawstydzona i w milczeniu zjedli obiad. - Było przepyszne – powiedział i odłożył sztućce. – Jesteś idealną kandydatką na żonę. - To samo myślałam o tobie, kiedy przygotowywałam jedzenie – odpowiedziała i roześmiali się radośnie. A wtedy zadzwonił telefon. Jane rozglądnęła się po pokoju. - Nie pamiętam, gdzie odłożyłam słuchawkę – powiedziała, zaniepokojona. – Od samego rana nie mogę jej znaleźć – zrezygnowana podeszła do aparatu i włączyła głośnik. – Słucham? - \"Jane? Kochanie, tu Miles\" – rozległ się miły męski głos. Jane momentalnie zesztywniała. Miles rzadko do niej dzwonił. Robił to tylko wtedy, kiedy działo się niedobrego… - Witaj wujku – do wszystkich przyjaciół swoich dziadków od zawsze zwracała się w ten sposób. I jak na ironię właśnie ci obcy ludzie byli jej rodziną. – Czy coś się stało? - \"Mamy mały problem. Dlatego postanowiliśmy, że na jakiś czas opuścisz Los Angeles.\" Jane zaschło w gardle. Howie patrzył na nią i widział jak powoli uchodzi z niej powietrze. - Coś się stało? – zapytała cicho. - \"Mamy informacje, że pojawili się w pobliżu, dlatego będziesz bezpieczniejsza, jeśli stamtąd wyjedziesz.\" Nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i zagryzła wargi. Wiedziała, że to się tak skończy. Jak mogła być tak lekkomyślna i dać się przyłapać jakiemuś fotoreporterowi?! - \"Jane, jesteś tam?\" – zaniepokojony głos wyrwał ją z zamyślenia. - Jestem – głos jej drżał. – Dokąd mam wyjechać? - \"Tego jeszcze nie wiemy. Zadzwonię do ciebie wieczorem i wtedy ustalimy szczegóły. Proszę cię, żebyś się spakowała i czekała na mój telefon. Jutro cię stamtąd zabierzemy. I nie martw się kochanie. Wszystko się dobrze skończy. Jesteśmy już bardzo blisko, ale nie możemy cię narażać. Dlatego uważaj na siebie i absolutnie nikomu nie mów dokąd lecisz, dobrze?\" - Dobrze – odpowiedziała cicho. - \"I nie martw się o nic\" – Miles był stanowczy. – \"Wszystko będzie w porządku\" – odłożył słuchawkę. Jane oparła się o szafkę. Czuła jak serce jej zamiera. Już zaczęła osiągać wewnętrzny spokój i znowu zostało jej to odebrane… Howie podszedł do dziewczyny powoli. Chciał ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedział, jak to zrobić. Odwróciła się do niego. Widział w jej oczach strach, ale twarz miała zupełnie bez wyrazu. Jakby była wykuta z kamienia. Pogłaskał ją po policzku. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszystko będzie dobrze – powiedział cicho. – Zobaczysz… - Przytul mnie – szepnęła drżącym głosem. – Przytul mnie mocno… Otoczył ją ramionami, a ona z ulgą oparła mu głowę na piersi. Stali w milczeniu. Howie tulił ją do siebie i marzył, żeby rozwiały się czarne chmury, które zebrały się nad jej głową. Niczego bardziej nie pragnął niż to, żeby śmiała się i była szczęśliwa. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Wiedział, że pod maską, którą przywdziała, kryje się głęboka rana. I dopiero teraz przekonał się, jak trudno będzie ją wyleczyć. To, co do tej pory osiągnęli, zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I nie mógł na to nic poradzić. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezsilny. Nawet wtedy, gdy umierała Caroline. Jedyne co mógł zrobić, to przytulić ją do siebie, żeby wiedziała, że może na niego liczyć… Jane usiadła na łóżku. Otworzyła walizkę. Ile jeszcze będzie musiała uciekać? Czy kiedyś zniknie ten strach, który stał się nieodłączną częścią jej życia? Nie potrafiła sobie sama z tym poradzić, a nie chciała narażać innych. Dlatego, jak już trochę ochłonęła, poprosiła Howiego, żeby zostawił ją samą. Cieszyła się, że nie utrudniał jej niczego. Wiedziała, że może na niego liczyć, ale on nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które czaiło się za rogiem. Dlatego musiała przejść przez to sama… Westchnęła. Może Miles miał rację? Może to naprawdę ma się ku końcowi?… Wrzucała ubrania, nie zastanawiając się nad tym co robi. Z tego stanu wyrwał ją dźwięk telefonu. Rozglądnęła się w poszukiwaniu słuchawki. Wyszła na balkon. Słuchawka leżała na stoliku, czyli dokładnie tam, gdzie ją zostawiła. Usiadła na fotelu. Słońce już zachodziło, ale nadal było bardzo ciepło, a ona w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Dźwięk świdrował jej w uszach, więc podniosła słuchawkę. - Halo? – powiedziała cicho. - "To ja, kochanie" – usłyszała spokojny głos Milesa. – "Jak się czujesz?" - Boję się – odpowiedziała. Przed nim nie potrafiła udawać, że jest silna. - "Niepotrzebnie" - próbował ją pocieszyć. – "Wiem, że wszystko dobrze się skończy. Jesteś spakowana?" - Prawie. - "To dobrze. Jutro o wpół do dwunastej bądź na lotnisku. Wyczarterowaliśmy samolot i polecisz na Bahamy. Nie chcemy wzbudzać zbytniego zainteresowania, więc Dick i David będą czekać na ciebie dopiero przy samolocie. Bądź spokojna, obiecuję ci, że wszystko pójdzie zgodnie z planem" – powiedział ciepło. – "Za dwa tygodnie będziesz mogła nareszcie o wszystkim zapomnieć." - Chciałabym ci wierzyć – uśmiechnęła się smutno. Zauważyła Howiego, jak wyszedł na taras. Usiadł przy stoliku ze szklanką napoju w ręce. Pomachał do niej, kiedy odwróciła głowę w jego stronę. Odłożyła słuchawkę. Poczuła burczenie w żołądku. Zawsze, kiedy żyła w stresie, dużo jadła. Postanowiła wyjść z tej swojej samotni. Wstała. - Coś się stało? – zapytał Howie. - Jestem głodna. Pójdziesz ze mną coś zjeść? – zaproponowała. - Oczywiście. Spotkali się na korytarzu i zjechali windą na dół. - Jak się czujesz? – zapytał Howie. - Będę udawać, że to są prawdziwe wakacje i może uda mi się z tego cieszyć – powiedziała. – Ale nie chciałabym rozmawiać na ten temat. Możemy po prostu posiedzieć i zjeść kolację? – poprosiła. - Dla ciebie wszystko – chciał jej powiedzieć, że wie o wszystkim i jest pewien, że wszystko dobrze się skończy, ale nie chciał jej dodatkowo denerwować. - Dziękuję, że jesteś przy mnie – uśmiechnęła się. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - Będę przy tobie zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować – powiedział, kiedy wysiadali z windy. Do restauracji weszli trzymając się za ręce. Zjedli w milczeniu. Howie patrzył na dziewczynę ze smutkiem. To miał być ich ostatni wspólny posiłek przez najbliższe tygodnie. Jego czekała przygoda z chłopakami, a ją walka z przeszłością. Ale był pewny, że wygra tę wojnę. I miał nadzieję, że kiedy już nadejdzie ten dzień, będzie przy niej i będą mogli zacząć żyć normalnie… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jane weszła do windy. Nie mogła się wyrobić i wyszła prawie na ostatnią chwilę. Miała jeszcze problemy z ujarzmieniem włosów i nałożeniem czapeczki. Ale efekt końcowy był zadowalający. Ciemne okulary dopełniły całości i mogła spokojnie pokazać się światu. Wyszła na korytarz. Przy recepcji stał Howie. Pożegnali się wczoraj wieczorem, ale ucieszyła się na jego widok. On też przywitał ją uśmiechem. - Chyba nie możemy się rozstać – powiedział i uścisnął ją serdecznie. - Nie mogę się wyrobić – powiedziała. – Czy taksówka już jest? – zwróciła się do recepcjonisty. - Jeszcze nie przyjechała – mężczyzna wziął od niej klucz. - Jeśli za dziesięć minut nie znajdę się na lotnisku, to będę miała kłopoty – rozglądnęła się po sali. - Na mnie czeka samochód. Mogę cię podrzucić, jeśli chcesz – zaproponował. - Naprawdę? Dziękuję – uśmiechnęła się. - Dzięki temu dłużej będziemy razem – powiedział i wziął od niej walizkę. Zauważył, że wzięła ze sobą laptopa, więc wiedział, że zamierza coś napisać. Wczoraj wieczorem skończył jedną książkę, a na wyjazd zabrał ze sobą drugą. Spróbuje zrekompensować sobie w ten sposób jej nieobecność… Ale – póki co – postanowił się nią nacieszyć. Dlatego przytulił ją do siebie i był zadowolony, że pozwoliła mu na taką bliskość. Chciał wtulić twarz w jej włosy, ale czapka skutecznie mu to uniemożliwiła. Dobrze, że chociaż zdjęła okulary i mógł spojrzeć jej w oczy. I tu czekała go kolejna niespodzianka: jej oczy nie były zielone! Odsunął ją od siebie. - Co się stało z twoimi oczami? – zapytał wpatrując się w błękit, jakiego jeszcze nie widział. - W paszporcie mam wpisane "niebieskie", więc musiałam zdjąć szkła – powiedziała, zakłopotana. - Śliczne – powiedział cicho. – Zielone też były piękne, ale ten błękit… Mógłbym w nim utonąć… - Howie – szturchnęła go lekko. – Zawstydzasz mnie. - To moje najprzyjemniejsze chwile – uśmiechnął się szeroko i przytulił ją do siebie. Teraz już wiedział, że nosiła szkła, żeby nie zostać rozpoznaną, bo bez nich wyglądała zupełnie inaczej. Nie wiedział, że może być jeszcze piękniejsza, ale właśnie miał okazję się o tym przekonać. Westchnął, a duma rozpierała mu serce. Dojechali na lotnisko w błyskawicznym tempie. Szczęśliwym zrządzeniem losu w mieście nie było korków, dlatego zajęło to im tak niewiele czasu. Szofer pomógł im wypakować walizki. I razem weszli do budynku. Bez problemów odebrali bilety i oddali bagaże. Od razu też pojawiła się przed nimi kobieta i powiedziała, że do samolotów podjadą jednym autobusem, żeby uniknąć zamieszania, więc szli za nią do bramki wyjściowej. A stało tam już kilka osób. Największą uwagę przyciągali czterej barczyści Murzyni, najwyżsi z całej grupy. - To nasi ochroniarze – powiedział Howie. - A ci pozostali? – spytała niepewnie. - To moi koledzy z zespołu – odparł. – Nie musisz się bać – objął ją ramieniem i podeszli do grupy. - No, no, no – Alex pokiwał głową ze zrozumieniem. – To miała być męska wyprawa, ale taką osóbkę też bym ze sobą zabrał… Roześmiali się głośno. - Poznajcie się – Howie klepnął kolegę po ramieniu. – To jest Alex, ten wysoki przystojniak to Kevin, to jest Brian, a ten okularnik to Nick. Poznajcie moją przyjaciółkę, Jane. - Przyjaciółkę, dobre sobie – Alex pstryknął w daszek czapki Jane. – Czy ty lecisz z nami? - Nie – uśmiechnęła się, zakłopotana. - Bo wiesz, my będziemy tam robić dużo brzydkich rzeczy… – Alex mrugnął porozumiewawczo okiem, co wszystkich rozbawiło. Po chwili wsiedli do autobusu i tam Howie dokonał prezentacji ochroniarzy. Chłopcy wesoło się przekomarzali, ale Howie czuł, że jest pod ich czujną obserwacją. Jane niewiele się odzywała. Stała i patrzyła za okno. Zastanawiała się, jak zakończy się ta podróż i co ze sobą przyniesie… - Centa za twoje myśli – powiedział Howie. - Zastanawiałam się, co mnie czeka – odpowiedziała. – Jak się to wszystko skończy. - Na pewno wszystko dobrze się potoczy – uśmiechnął się. – Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - Co? - Jak już dojedziesz, zadzwoń, że wszystko jest w porządku. Zakoduj sobie mój numer w komórce – poprosił. - Będziesz miał czas, żeby ze mną rozmawiać? Alex mówił, że… - Nie zwracaj na niego uwagi – przerwał jej. – On gada różne głupoty. Dla ciebie zawsze znajdę czas. Zaplanowaliśmy, że to będzie męska impreza, dlatego wyłączymy telefony i zupełnie odetniemy się od świata, ale zaczekam, aż zadzwonisz nim to zrobię. Nie chciałbym się martwić, że coś ci się stało… Wiem, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ale zadzwoń do mnie, dobrze? Uśmiechnęła się i wyjęła telefon. Howie odetchnął z ulgą. Ale właśnie podjechali do jej samolotu i musiała wysiąść. Howie uścisnął ją na pożegnanie. - Uważaj na siebie – powiedział. - Ty też bądź ostrożny – odpowiedziała. Zauważyła obok samolotu Dicka i Davida, a to jej uświadomiło, że teraz będzie już całkowicie bezpieczna. - Bawcie się dobrze – powiedziała na pożegnanie. - Na pewno będziemy – uśmiechnął się Alex. Jane wysiadła, oddała bagaże ochroniarzom i zdjęła czapkę. Burza loków, niczym teraz nie skrępowana, opadła swobodnie na plecy. - Wygląda… hm… nieziemsko – Alex szturchnął Howiego łokciem. – I mówisz, że to tylko przyjaciółka? - Daj mu spokój – strofował go Mike, najwyższy z ochroniarzy. – Kim jest ta dziewczyna, że potrzebuje ochroniarzy? - Skąd wiecie, że to ochroniarze? – zdziwił się Howie. - To Dick i David. Byli z nami w kilku miastach na Millennium Tour. Wiem, że od kilku zajmują się ochroną Madonny – odpowiedział Marcus, brat Mike’a. Howie patrzył, jak dziewczyna wita się z mężczyznami, a po chwili znika we wnętrzu samolotu. Dopiero teraz zaczynał się o nią bać. Jeśli potrzebowała ochroniarzy, to znaczyło, że grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy z takiego zagrożenia. Chyba nigdy nie był tak blisko… - To Lara More – powiedział cicho. - Kto? – zdziwił się Nick. – Mówiłeś, że to Jane… - Ta pisarka? – spytał Kevin. Howie skinął głową. - Moje dzieci zaczytują się w jej książkach – powiedział Mike. – O niczym innym nie potrafią rozmawiać. - Nie, ona pisze romanse dla kobiet – zaprotestował Kevin. – Kristin ostatnio mi jakąś zachwalała. Popatrzyli na Howiego zdezorientowani. - I dla dzieci, i dla kobiet – wyjaśnił. – Też miałem okazję przeczytać jedną. Ale mnie wciągnęła… Drugą zabrałem ze sobą na tę wyprawę. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dasz poczytać? – Brian popatrzył na kolegę pytająco. - To książka dla dzieci – odpowiedział Howie. - Dzieciom też będę czytał – uśmiechnął się Brian. - To sobie znalazłeś kobietę… – Alex popatrzył na Howiego z uznaniem. - Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? – Nick szturchnął go z dezaprobatą. – Mieliśmy cię za niewiniątko, a tu taka historia… Howie roześmiał się, zakłopotany. Pamiętał, jak jeszcze kilka tygodni temu mówił mamie, że nie jest pewien, czy to wszystko mu się tylko nie śni. Dzisiaj był już przekonany, że to nie jest sen. Jane była kobietą z krwi i kości, a zachwyt przyjaciół dodatkowo to potwierdził. Głęboko wierzył, że po tych dwóch tygodniach, wszystko nadal będzie się tak dobrze układać. Że znikną wszystkie bariery i będą mogli cieszyć się swoją obecnością. Oczyma wyobraźni widział, jak robi furorę w jego rodzinnym domu. Wiedział, że wszyscy pokochają ją tak mocno jak on. No, może nie do końca… Jane weszła do domu. Lot był dosyć męczący i marzyła o ciepłej kąpieli. Dick i David byli jak zawsze wspaniałymi towarzyszami. Umieli rozbawić ją do łez. Cieszyła się, że właśnie ich Miles wybrał, żeby byli przy niej w tych chwilach. Wiedziała, że z nimi nie będzie się nudzić. Westchnęła i otworzyła drzwi na taras. Po horyzont była woda. Ciepły piasek delikatnie masował jej stopy, a ona wdychała świeże powietrze. Właśnie tego potrzebowała. Piasku i wody. Spokoju. Tu będzie mogła skończyć następną książkę. W takich okolicznościach będzie się wspaniale pracowało. Z daleka od wszystkiego i wszystkich… Howie. Miała do niego zadzwonić. Wróciła do domu i wyciągnęła telefon. Odebrał po dwóch sygnałach. - To ja – powiedziała. - "Cieszę się, że cię słyszę" – odpowiedział. – "Już zaczynałem się martwić. Bardzo długo to trwało." - Bo jestem po długiej podróży. Właśnie dotarliśmy na miejsce – usiadła na sofie. - "A my wylądowaliśmy. Zaraz odbieramy bagaże" – powiedział. – "Chciałbym wiedzieć, gdzie jesteś, ale wiem, że nie możesz mi powiedzieć. Opowiedz chociaż, jaki masz widok z okna." - Woda – odparła. – Po sam horyzont woda. Widok jest przepiękny – chciała mu też powiedzieć, że byłby idealny, gdyby on był obok, ale się powstrzymała. Za to on nie wytrzymał. - "Chciałbym być tam z tobą" – powiedział. – "Już mi ciebie brakuje. Nie wiem, co się ze mną dzieje" – skłamał. Dokładnie wiedział, co się dzieje, ale wiedział, że ona nie jest gotowa na takie deklaracje. Nieodpowiednia chwila i nieodpowiedni sposób. Chciał, żeby wszystko było na najwyższym poziomie i tak, jak to sobie wymyślił. Choć marzył, żeby stało się to jak najszybciej. – "Za dwa tygodnie się zobaczymy i wtedy poszalejemy" – dodał, żeby poczuła się raźniej. Wiedział, że myślała o tym niebezpieczeństwie, które ją czekało, gdyby nie wyjechała z Los Angeles. - Za dwa tygodnie… – westchnęła. – Dużo się może zdarzyć – dodała cicho. - "Jesteś daleko od wszystkiego" – powiedział. – "Szkoda, że też ode mnie. Nie pozwoliłbym, żeby stało ci się coś złego" – wiedział, że nie może nic zrobić, ale za wszelką cenę próbował ją pocieszyć. - Potrafisz mnie rozbawić – odpowiedziała. – I tego będzie mi najbardziej brakowało. - "Tylko tego?" – zapytał urażony. - Howie… – roześmiała się. - "No dobrze, dobrze" – zawtórował jej radośnie. – "Zobaczymy się za dwa tygodnie i wtedy sobie porozmawiamy" – powiedział. – "Jakbyś miała ochotę porozmawiać, to zadzwoń. Nie wyłączę telefonu." - Nie wygłupiaj się – zaprotestowała. – Pomyśl czasem o mnie, ale baw się dobrze z chłopakami. Nie chciałabym, żebyś miał jakieś problemy z mojego powodu. - "Nic się nie stanie…" – nie zdążył dokończyć, bo Alex wyrwał mu słuchawkę. - "Co to za pogawędki?" – zapytał. – "My tu mamy pewien plan do zrealizowania, a wy tu sobie urządzacie 'I love you' . Co to ma znaczyć, Jane?" Roześmiała się na te słowa. - Daj mi się z nim pożegnać i wyłącz telefon – powiedziała. – Bawcie się dobrze. - "My to będziemy tu ciężko pracować" – oburzył się Alex. – "Ale i o zabawie nie zapomnimy" – oddał słuchawkę Howiemu. - Chyba czas się pożegnać – powiedziała Jane. - "Do zobaczenia wkrótce" – powiedział Howie. - Trzymaj się – odłożyła słuchawkę. Dick i David zeszli do salonu z pizzą. - Masz ochotę? – zapytał David. - Chętnie – przysiadła się do stołu. I zjedli ją szybko. Słońce powoli znikało już za horyzontem i czuli, że podróż nieźle ich wymęczyła. - Zaraz się położę – powiedział Dick. – Mam zamiar porządnie odpocząć. Jutro urządzimy sobie spacer po plaży, co wy na to? - Chętnie – odpowiedziała Jane. – Musimy się zaaklimatyzować. Wrócimy do domu z piękną opalenizną. - My mamy naturalną opaleniznę – powiedział David. – Ale ty będziesz wyglądać bardzo atrakcyjnie… Roześmiali się. Jane zastanawiała się, co jeszcze zmieni się w jej życiu, kiedy po dwóch tygodniach wróci do domu… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Już piąty dzień siedziała przy komputerze. Prawie bez wytchnienia. Przez pierwszy tydzień niewiele do niego zaglądała, a teraz dopadło ją natchnienie, więc chciała wykorzystać je maksymalnie. I nawet nie przeszkadzały jej hałasy, które dochodziły z rezydencji obok. Chwilami były dość intensywne, ale w gruncie rzeczy, pas zieleni dość skutecznie wszystko tłumił. Dlatego, zamiast siedzieć na plaży, pisała, pisała i pisała. A jej towarzysze nie mogli się z tym pogodzić. Odciągali ją od komputera wszelkimi możliwymi sposobami. Zazwyczaj były to frytki… I, właśnie, kiedy David przemknął z talerzem pełnym jej smakołyków przez salon, na taras, musiała zaprotestować. - Wracaj tu z tymi frytkami. Natychmiast – zażądała. - Jeśli masz ochotę, przyjdź do nas – uśmiechnął się przebiegle. - Chcecie mnie wykończyć, prawda? – westchnęła, ale wstała. Wyszła na taras i usiadła przy stole. - Czujemy się zaniedbani – powiedział Dick z wyrzutem. - Mam takie dobre natchnienie, że nie mogę się oderwać – powiedziała i posoliła swoją porcję. - Znów będzie 'happy end'? – zapytał Dick. - A to źle? – popatrzyła na niego pytająco. - Skądże! – uśmiechnął się. - Dalej podrywacie dziewczyny na moje książki? – zapytała i uśmiechnęli się do siebie. - Już nie – odpowiedział David. – Teraz, dzięki twoim książkom, ciągle z nami są – wyjaśnił. - Więc mogę liczyć, że następnym razem nie wyminiesz mnie z takim pełnym talerzem? - Jesteś niesamowita – zaśmiał się. – Wszystko zawsze umiesz przekręcić na swoją stronę… - Jestem w końcu kobietą, nie? – mrugnęła wesoło okiem i wróciła do salonu. – Przez najbliższą godzinę proszę mi nie przeszkadzać. Zbliżam się do końca i nie mogę wypaść z rytmu. - Tak jest – zasalutował Dick i razem z Davidem spałaszowali resztę frytek. - Może poszlibyśmy dzisiaj pomoczyć się w wodzie? – zapytał Dick. Zaczynał się ich przedostatni dzień na wyspie. - Tylko skończę tę scenę, dobrze? – zapytała. - Oby była krótka – odpowiedział. Razem z Davidem wyszli na taras. – Spokojnie, prawda? - Czasem wydaje mi się, że aż za spokojnie – odpowiedział David. – Miles nie dzwoni… - To chyba dobrze, co? – popatrzył na kolegę uważnie, a ten wzruszył ramionami. - Chciałbym, żeby to wszystko było już za nami – powiedział cicho. - Pojutrze wracamy do domu i nareszcie będzie można żyć normalnie – powiedział Dick. – Tęsknię już za Mary… - Ja za Tiną też, ale taka nasza praca – odpowiedział David. – Pójdę sprawdzić plażę – dodał i zszedł schodami w dół. Rozglądał się uważnie, ale plaża była pusta. Jakież było jego zdumienie, kiedy z przeciwnej strony zobaczył znajomą sylwetkę. - Mike? – zapytał z niedowierzaniem. – Co ty tu robisz? - Przyjechałem z chłopcami, bo pracują nad nowym albumem – odpowiedział Murzyn z uśmiechem. – A ty chronisz Larę More, prawda? David popatrzył na niego zdziwiony. - Widziałem was na lotnisku – wyjaśnił Mike. – Potrzebuje ochrony? David skinął głową. - Grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? David znów skinął głową. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nic mi nie powiesz? – zapytał Mike. - Mogę ci tylko powiedzieć, że to niezłe bagno – westchnął David. - Jakbyś potrzebował naszej pomocy, to mieszkamy tutaj – Mike wskazał na okazałą rezydencję. - A my w tym domu obok – odpowiedział David. Odetchnął z ulgą, bo obecność Mike'a jakoś dodała mu otuchy. – I mam nadzieję, że nie będę musiał korzystać z waszej pomocy. - Jakby co, to mój numer telefonu się nie zmienił – powiedział Mike. - Mój też – odpowiedział David. – Cieszę się, że tu jesteś. - Mam nadzieję, że po wakacjach spotkamy się przy jakimś piwie. - Masz to jak w banku – uśmiechnął się David. – A jak młody? - Bardzo za nią tęskni – odparł Mike. - Dlatego nie może się dowiedzieć, że tu jesteśmy – powiedział David. – To może być bardzo niebezpieczne. I dla niego i dla was wszystkich. - Aż tak? – zdziwił się Mike. - Lepiej, żebyś nie wiedział – odpowiedział David. Uśmiechnął się. – Ona też bardzo za nim tęskni… Kiedy o nim mówi, od razu się uśmiecha… Mam nadzieję, że kiedy to się skończy, stworzą coś razem. - Czas pokaże – powiedział Mike i uśmiechnął się. - Planujemy posiedzieć dziś na plaży – David spojrzał na spokojny ocean. - Jedziemy z chłopakami do miasta, więc nie będzie nas cały dzień – odpowiedział Mike. - Dzięki – uśmiechnął się David i wrócił do rezydencji. Dick dalej stał na tarasie. - Kto to był? – zapytał. David zaglądnął do salonu, żeby mieć pewność, że Jane nie ma w pobliżu. - Mike – odpowiedział. – Jest tu razem z Backstreetami. - Pozostali też tu są? – skrzywił się Dick. David uśmiechnął się i skinął głową. - Nie wiem, ale wydaje mi się, że poczułem się jakoś bezpieczniej – odpowiedział. - Dlaczego? – nagle pojawiła się Jane i nie mogli już dalej rozmawiać. David popatrzył na nią z uśmiechem. - Śniło mi się, że wszystko dobrze się skończyło i odetchnąłem z ulgą – skłamał. - Dobrze, że chociaż ty masz dobre sny – uśmiechnęła się smutno i stanęła na schodach. – Chodźcie. Mam w sobie ducha walki. Zaśmiali się i wyszli na plażę. - Żądam podwójnej porcji frytek! – powiedziała Jane i stanęła na brzegu. – Rozmokłam do szpiku kości! - My też rozmokliśmy – powiedział David. – I ciekaw jestem, kto ci te frytki przygotuje. - Jak to kto? – uśmiechnęła się. – Oczywiście, że wy! Roześmiali się głośno i weszli do domu. Stanął na tarasie, a chłodna bryza oceanu studziła jego rozpaloną twarz. Zamknął oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy śmiech Jane, ale zaraz zganił się za te myśli. Tak bardzo za nią tęsknił, że chwilami wydawało mu się, że jest obok niego i razem świetnie się bawią… Zastanawiał się, czy jest bezpieczna, czy wszystko już się skończyło… Wiele razy chciał do niej zadzwonić, ale Marcus zabrał wszystkie telefony i powiedział, że odda dopiero w samolocie. Właściwie nie miał mu tego za złe, bo tak się umówili, ale chciał usłyszeć jej głos, chciał, żeby rozjaśniła mu tę samotność… Hałas przy drzwiach wyrwał go z zamyślenia. Na tarasie stanął Mike i z niepokojem rozglądnął się wkoło. - Kogo szukasz? – uśmiechnął się Howie. – Fani nie wiedzą, gdzie jesteśmy… - Tego nie możesz być pewny – odpowiedział Mike, ale odetchnął z ulgą. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obudził go dzwonek telefonu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza. Przekręcił się na drugi bok i sięgnął po słuchawkę. - Słucham? – powiedział zaspany. - "To ja" – usłyszał cichy głos Milesa. Od razu oprzytomniał. - Co się dzieje? - "Są na naszym tropie. Wysłałem posiłki, ale nie wiem, czy zdążymy na czas" – wyjaśnił rzeczowo Miles. David zerwał się na równe nogi. - Co mam robić? – zapytał. - "Wiem, że to zabrzmi idiotycznie, ale czy możesz sprawdzić, czy Dick śpi w swoim pokoju?" - Już idę – odpowiedział Murzyn i wyszedł z pokoju. Przeszedł do końca korytarza i uchylił drzwi do pokoju kolegi. Zdębiał. Łóżko było nietknięte. – N-nie ma go tu – wykrztusił. - "Tak jak przypuszczałem" – odpowiedział spokojnie Miles. – "Podejrzewaliśmy, że to on może być ich wtyczką, ale ja jakoś nie mogłem w to uwierzyć…" – wyjaśnił cicho. – "Posłuchaj mnie teraz uważnie. Musisz wyprowadzić stamtąd Jane. Ukryć ją gdzieś, gdzie będzie bezpieczna. Rozumiesz? Natychmiast." - Rozumiem – odpowiedział David. – W domu obok… – zaczął niepewnie. - "Wiem, kto jest w domu obok" – Miles nie dał mu dokończyć. – "Nie chciałbym nikogo narażać, ale wiem, że przy pomocy Mike'a i pozostałych, doskonale sobie ze wszystkim poradzisz." - Co mam zrobić? – zapytał David. - "Idź obudzić Jane, ale działaj cicho. Wiem, że oni gdzieś tam są, ale nie możemy tego teraz zepsuć." - Już się robi – odpowiedział David i rozłączył się. Wystukał numer do Mike'a. Odebrał po pierwszym sygnale i obaj cicho ustalili szczegóły. A potem wszedł do pokoju Jane. Spała spokojnie. Uśmiechnął się. - Jane… – powiedział cicho i delikatnie nią potrząsnął. Otworzyła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnie. - Co się stało? – spytała, zaspana. - Wstawaj, musisz się ukryć – odpowiedział. Usiadła na łóżku. Oprzytomniała w jednej sekundzie. - Gdzie jest Dick? – zapytała, zaniepokojona. - Nie ma czasu na wyjaśnienia – powiedział. – Zabieraj laptopa, plecak i zbiegaj na dół. Tam czeka Mike i zabierze cię w bezpieczniejsze miejsce. Przystanęła w pół kroku i popatrzyła na niego przestraszona. - Nigdzie nie pójdę – powiedziała. – Gdzie jest Dick? - Jane, proszę cię – powiedział błagalnie. Widział jej przerażenie i nie wiedział, co ma zrobić. Bała się, że chce ją skrzywdzić, myślała, że on jest w zmowie z jej rodziną… - Nigdzie nie pójdę – powtórzyła. – Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to od razu, bo nie pozwolę się gdzieś wywieźć. - Nie chcę cię nigdzie wywozić – odpowiedział. – Chcę ci pomóc. - Chcesz mnie skrzywdzić! – w jej oczach lśniły łzy. – Dlaczego?! Co ja ci takiego zrobiłam?! Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić?! – w panice rozglądała się po pokoju. Nie chciał jej straszyć, ale przecież nie mógł jej teraz powiedzieć prawdy… Oboje podskoczyli na odgłos pukania do drzwi. Jane popatrzyła na niego i pobladła z przerażenia. - Proszę!… – powiedziała cicho. – Nie rób mi krzywdy!… Proszę!… - Musisz mi zaufać – odpowiedział. Podał jej laptopa, a na ramiona nałożył szlafrok. – Nie mamy czasu do stracenia… Szła obok i powtarzała swoje prośby jak mantrę. Nie mógł tego słuchać. Chciało mu się płakać, kiedy widział, jak ona cierpi. Ale musiał ją chronić, nawet gdyby miało go to kosztować życie. Ona nie zasługiwała na to, żeby żyć w strachu. Już dość się w życiu nacierpiała… Dlatego musiał zrobić wszystko, żeby wyszła z tego cało… Zeszli do salonu. Na tarasie stał Mike. - Możesz ją ukryć u siebie? – zapytał David. – Ci, którzy jej szukają, wpadli na nasz trop i mogą tu być lada chwila… - Nie ma sprawy – odpowiedział Mike i spojrzał na dziewczynę. W niczym nie przypominała tej kobiety, którą widział na lotnisku. Była teraz zapłakana, skulona ze strachu i cała się trzęsła. - Nie róbcie mi krzywdy… Proszę!… – patrzyła na nich błagalnie. – Nie róbcie mi krzywdy… - Macie w domu coś na uspokojenie? – zapytał David. – Trzeba ją jakoś uśpić, nim całkiem oszaleje… Tak mi jej szkoda, ale nie mam czasu na żadne wyjaśnienia… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaopiekujemy się nią – powiedział Mike. Wziął dziewczynę na ręce. Nerwowo ściskała laptopa. - Nie róbcie mi krzywdy, proszę… – powtarzała. - Cii… – powiedział uspokajająco. – Nie bój się… Nic ci się nie stanie… A ty bądź ze mną w kontakcie, jakby coś się działo – powiedział do Davida. - Czekam na posiłki, ale nie wiem czy zdążą przed nimi – odparł David. – Policja już zawiadomiona, ale nie zrobią niczego, żeby ich nie spłoszyć. - Okay – odpowiedział Mike i wyszedł. Po kilku chwilach był już w drugim domu. Jane cały czas płakała i bezustannie prosiła, by nie robili jej krzywdy… - Cii… – powtarzał raz po raz. – Nie bój się… Pozostali ochroniarze weszli do salonu, a hałasy obudziły Howiego. Pojawił się w salonie po chwili. Przecierał oczy ze snu. - Co się stało? – zapytał, zaspany i stanął jak wryty na widok Mike'a z Jane na rękach. Przez moment nie wiedział, co powiedzieć. - Przynieście proszki nasenne z kuchni – powiedział Mike do pozostałych ochroniarzy. Marcus wyszedł z salonu. - Jane?! – Howie podbiegł do dziewczyny. Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Nie róbcie mi krzywdy… Proszę… – mówiła coraz ciszej. Płakała i czuł, jak serce mu się kraje. - Co się stało?! – popatrzył przerażony na Mike'a. - Za dużo by wyjaśniać – odpowiedział Murzyn i ułożył dziewczynę na sofie. Howie usiadł obok niej. - Jane? – powiedział cicho. – To ja, Howie… Nie poznawała go. Wyglądała, jakby była w transie. Cała się trzęsła. Była przerażona. Dała się przytulić, ale siedziała sztywno i kurczowo ściskała laptopa. Marcus przyniósł tabletki i szklankę z wodą. Howie podał je dziewczynie. - Połknij, od razu poczujesz się lepiej – powiedział. Popatrzyła na niego błagalnie. - Nie rób mi krzywdy… Proszę… – powiedziała cicho. Czuł, że sam ma wilgotne oczy. Uśmiechnął się smutno. - Nikt cię nie skrzywdzi – odpowiedział. Nie mógł patrzeć, kiedy tak cierpi, a on nie wie, co się stało. Ale nie mógł stracić zimnej krwi. Musiał pokazać jej, że jest obok, bez względu na wszystko… Połknęła tabletki i zamknęła oczy. Próbowała się uspokoić. W dalszym ciągu nerwowo zaciskała dłonie na laptopie, a łzy płynęły po jej policzkach. - Zaraz zaśnie – powiedział Marcus. – To bardzo silne tabletki. - Co się stało? – Howie popatrzył pytająco na Mike'a. – Skąd ona się tu wzięła? - Razem z ochroniarzami mieszkają w domu obok – odpowiedział Murzyn. – Spotkałem Davida wczoraj i coś niecoś mi opowiedział. Okazało się, że Dick jest w kontakcie z tymi, którzy ją szukają i właśnie zniknął, więc David stwierdził, że wszystko rozstrzygnie się dziś i poprosił, żebym ją ukrył – wyjaśnił spokojnie Mike, choć cały był wzburzony. Nie mógł nie pomóc przyjacielowi, ale jednocześnie bał się o bezpieczeństwo swoich podopiecznych… - Była tu przez cały czas? – zdziwił się Howie. Jane zamknęła oczy i położyła głowę na oparciu sofy. Powoli się rozluźniała, więc wiedział, że tabletki zaczęły działać. - Tak – odpowiedział Mike. – I teraz wdepnęliśmy w to bagno, tak samo, jak David… Czy pozostali też się obudzili? - Raczej nie – odparł Donald. - Więc nie możemy pozwolić, żeby się obudzili. Im mniej będą świadomi tego, co się dzieje, tym lepiej dla nich – powiedział Mike. – Pogaśmy światła, żeby tamci się nie domyślili, że nie śpimy. Będziemy w pogotowiu, gdyby coś się działo. Ochroniarze rozeszli się po domu, żeby spuścić rolety i pogasić światła. Howie popatrzył na dziewczynę. Oddychała spokojnie, więc wiedział, że śpi. Położył laptopa na stoliku obok i ułożył ją wygodnie. Dotknął dłonią jej czoła. Była cała rozpalona. Włosy miała splątane i mokre od łez. Okrył ją kocem. - Śpij spokojnie – powiedział cicho. – Nikt cię tu nie skrzywdzi… - Co robimy? – zapytał Eddie. Mike podszedł do okna. - Czekamy – odpowiedział. – Wiem, że w tych ciemnościach niewiele widać, ale musimy być czujni. Może powinieneś zabrać ją w jakieś bardziej ustronne miejsce – zwrócił się do Howiego. Backstreet skinął głową. - Zabiorę ją do siebie – odparł. Wziął dziewczynę na ręce i powoli wyszedł z salonu. Na korytarzu paliło się słabe światło, więc udało mu się bez problemów dojść do sypialni. - Grozi nam jakieś niebezpieczeństwo? – zapytał Donald. - Mam nadzieję, że nie, ale nie będę was oszukiwał. Ci, którzy jej szukają, nie cofną się przed niczym – odpowiedział Mike. – Liczę tylko na to, że posiłki nie dotrą za późno. - W takim razie musimy czekać – powiedział Marcus i usiedli przy stole. Zapowiadała się długa noc… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Usłyszeli jakiś hałas za oknem. Eddie podszedł do okna. - Ktoś przyjechał – powiedział cicho. Po chwili z samochodu wysiadło trzech mężczyzn. Byli uzbrojeni. Z drugiego auta, które pojawiło się po chwili, wysiadła kolejna trójka. - Szykuje się niezła jazda – zażartował Marcus, sprawdzając, czy ma nabitą broń. Nieznajomi mężczyźni weszli do domu obok, a po chwili rozległy się strzały. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przed domem pojawiły się samochody policyjne i kilka innych aut. Padły kolejne strzały, a w radiowozach zostały włączone światła, żeby oświetlić ciemność. Ochroniarze usłyszeli głośne krzyki, a po chwili policjanci wyprowadzili kilku mężczyzn, skutych kajdankami. Na sygnale przyjechała karetka i zrobiło się wielkie zamieszanie. - Wychodzimy – powiedział Mike i uchylił drzwi. Stanęli na schodach. Zobaczyli Davida na noszach. Mike podbiegł do niego szybko. Był już przy nim inny mężczyzna. - Co z Jane?! – powtarzał, zaniepokojony. – Gdzie ona jest?! David uśmiechnął się smutno. Ramię krwawiło, ale nie był to groźny postrzał i Mike odetchnął z ulgą. - Wyjdziesz z tego, brachu – powiedział. – Liczę na piwo po powrocie. - Masz u mnie całą skrzynkę – odpowiedział David. – Co z nią? - Wszystko ok. – odparł Mike i zwrócił się do starszego mężczyzny. – Jane jest u nas. Śpi. - Dzięki Bogu – mężczyzna odetchnął z ulgą. – Bałem się, że nie zdążymy… Jak to zniosła? - Nienajlepiej – odpowiedział Mike i patrzyli, jak Davida zabiera karetka. – Bała się, że chcemy zrobić jej krzywdę… - Biedactwo… – westchnął mężczyzna. – Dobrze, że to już koniec. Tyle wycierpiała, że nie wiem, czy byłaby w stanie znieść więcej… Mogę ją zobaczyć? - Oczywiście – odpowiedział Marcus. – Tędy, proszę. Weszli do domu. Eddie zapalił światło. - Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić – uśmiechnął się starszy pan. – Nazywam się Miles Davis, jestem jednym z opiekunów Jane. Ochroniarze uśmiechnęli się i po kolei wymienili uściski dłoni. Stanęli przed drzwiami sypialni Howiego. Donald uchylił drzwi. W kącie pokoju paliła się mała lampka, dzięki czemu panował tam lekki półmrok. Jane spała, wtulona w Howiego. Oboje oddychali spokojnie, spali, nieświadomi tego, co się właśnie wydarzyło. Miles uśmiechnął się. - Mają się ku sobie, prawda? – zapytał. - Mają – potwierdził Donald. - Ona jest dla mnie jak wnuczka. Nie mam własnych, więc kocham ją, jak swoją – powiedział cicho Miles. – Anna i Filip tak bardzo ją kochali… Była ich promyczkiem, ich słoneczkiem… Smutne, że po ich śmierci nawet nie mogła odwiedzić ich grobu… – westchnął. – Ale teraz będzie mogła bez obaw robić wszystko, na co tylko będzie miała ochotę. Kochać, cieszyć się życiem, bez obaw chodzić po ulicy… Powoli otworzył oczy. Za oknem był już jasny dzień. Obok niego leżała Jane. Spała. Uśmiechnął się. Wydawała się taka spokojna, taka odprężona… Odgarnął włosy z jej czoła. Od razu się poruszyła. Otworzyła oczy. Powieki miała spuchnięte od płaczu, ale wyglądała znacznie lepiej, niż wcześniejszego wieczora. Patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, jakby usiłowała sobie przypomnieć, co się stało i gdzie się znajduje. - Naprawdę tu jesteś? – zapytała po chwili. - Jeśli przysuniesz się bliżej, to sama się przekonasz – odpowiedział z uśmiechem. Wyciągnęła rękę i dotknęła dłonią jego policzka. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesteś tu – powiedziała cicho, a oczy znów zaszły jej łzami. – I byłeś tu w nocy, kiedy… Kiedy oni chcieli mnie skrzywdzić… - Nikt cię już nie skrzywdzi – odpowiedział i przytulił ją do siebie. – Wszystko się skończyło, nie będziesz musiała żyć w ukryciu… - Tak bardzo się bałam… – powiedziała. – Tak bardzo chciałam, żebyś był przy mnie, bo tylko wtedy czułam się naprawdę bezpieczna… Ale nie mogłam cię narażać… To nie było bezpieczne… Bałam się, że cię stracę. Tak, jak Paula… Oni go zabili… Zabili, bo nie chcieli, żebym była szczęśliwa… – mówiła cicho. – Tylko moi dziadkowie naprawdę chcieli, żebym była szczęśliwa… To na ich grobie kładłeś kwiaty, wiesz? – odsunęła się i popatrzyła na niego uważnie. – Ja nie mogłam tego zrobić… Tak bardzo mi ich brakuje… Brakuje mi ich uśmiechu, tych dobrych rad i tej dobroci… Lara More to był pomysł babci… W dzieciństwie miała przyjaciółkę, która się tak nazywała… – uśmiechnęła się przez łzy. – To babcia chciała, żebym była tym, kim jestem dziś… To ona i dziadek pokazali mi, że świat jest piękny… Pokazali mi, czym jest miłość, podczas, gdy wszyscy inni okazywali mi tylko nienawiść… Wiesz, jakie to smutne, kiedy nie ma się do kogo odezwać, kiedy inni tylko czekają, kiedy noga ci się powinie?… – zamknęła oczy, żeby oddalić bolesne wspomnienia. - Cii… Nie musisz nic mówić – kciukiem osuszył jej łzy. - Nie. Chcę, żebyś wiedział wszystko – powiedziała stanowczo. – Kiedy zrobili nam to zdjęcie, bałam się, że mnie odnajdą, że będą chcieli zrobić mi krzywdę… Ale najbardziej bałam się, że skrzywdzą ciebie. Nie potrafiłabym przejść przez to wszystko po raz drugi… Nie chciałam się angażować. Nie chciałam narażać cię na niebezpieczeństwo, ale nie chciałam też narażać siebie… Bałam się, że mnie skrzywdzisz… – dodała już całkiem cicho. Odsunął ją od siebie i spojrzał jej uważnie w oczy. - Nigdy cię nie skrzywdzę – powiedział. – Nawet tak nie myśl. Nigdy, rozumiesz? - Wiem, że mnie nie skrzywdzisz – uśmiechnęła się. – Czuję to tutaj – położyła dłoń na swoim sercu. – I tutaj – dodała i położyła dłoń na jego piersi. Czuła, jak jego serce bije spokojnym rytmem. – Teraz już to wiem. - Cieszę się – odpowiedział. Ujął ją pod brodę i zbliżył twarz do jej twarzy. Patrzyła na niego odważnie. - To dobrze, że się cieszysz – powiedziała. – Lubię, kiedy się cieszysz, bo wtedy ja też się cieszę… - Czy, jeśli cię teraz pocałuję, to ty też mnie pocałujesz? – zapytał. - Jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz – odpowiedziała figlarnie. Uśmiechnął się i jeszcze bardziej zbliżył twarz. Po chwili usta ich spotkały się w delikatnym pocałunku. Uśmiechnęli się do siebie. - Spróbowałem – powiedział. - I co? – spytała. - Nie czuję się przekonany – odparł. - Nie? – udała zdziwienie i przysunęła się bliżej. - Nie – uśmiechnął się i dostrzegła w jego oczach wyzwanie. Powoli zbliżała swoją twarz do jego. Pocałowała go delikatnie. Właśnie zamierzał odpowiedzieć na pocałunek, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Alex. - Hej, D.! Wstawaj na śnia… – urwał w pół słowa. – A niech mnie! - Co się stało? – usłyszeli głos Nicka na korytarzu. - Nie wiem, ale Howie ma w łóżku kobietę! Prawdziwą! – Alex podszedł bliżej i popatrzył na nich wyczekująco. A oni tylko się uśmiechali. Leżeli przytuleni, jakby spędzali tak każdy ranek i uśmiechali się promiennie. - Ja się tak nie bawię! – zawył Nick. – Umawialiśmy się, że będziemy tu całkiem sami, a ty sobie kogoś przygruchałeś! - To jest Jane – odpowiedział spokojnie Howie. – Pamiętacie ją? Nie zdążyli odpowiedzieć, bo na górze pojawili się ochroniarze, zaniepokojeni hałasem. - Dobrze spaliście? – zapytał Mike. - Nie tak dobrze, jak Howie – odpowiedział znacząco Alex. - Nie chciałbyś spać tak, jak on – powiedział Marcus. Zaglądnął do pokoju. – Już wszystko dobrze? - Dobrze – odpowiedział Howie. - To już koniec, prawda? – zapytała cicho Jane. Murzyn uśmiechnął się. Cieszył się, że widział ją w lepszym stanie, niż w nocy. Oczy miała podkrążone, ale nie było już w nich strachu. Była ulga. I radość. Że to wszystko już się skończyło. - Koniec – odpowiedział. – Masz gościa. Czeka na dole. - Kto to? – zdziwiła się. Marcus nonszalancko wzruszył ramionami. - Pan w średnim wieku, ze śmieszną bródką… - Miles?! – krzyknęła radośnie. Wyskoczyła z łóżka, kiedy Mike skinął głową. Narzuciła na siebie szlafrok i szybko wybiegła z pokoju. Wszyscy patrzyli za nią z uśmiechem. Backstreeci nie wiedzieli co się dzieje, więc stali z szeroko otwartymi ustami i nic nie rozumieli. - Chyba należy nam się jakieś wyjaśnienie – powiedział Kevin i popatrzył pytająco na Mike'a. - Wszystko w swoim czasie – odpowiedział ochroniarz. – A teraz chodźcie. Śniadanie stygnie – dodał i zszedł schodami w dół. Pozostali podążyli za nim. - Co się stało? – Alex objął Howiego ramieniem. - Dużo rzeczy – odpowiedział zagadkowo Howie i razem weszli do salonu. Spojrzał na taras. Była tam Jane i jakiś mężczyzna. Przytulał ją mocno. A ona płakała. Ale Howie wiedział, że tym razem są to łzy szczęścia. Wiedział, że tym razem słowo koniec oznacza początek. Początek radości… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stanęli przy bramie. - Może wolisz pójść tam sama? – zapytał. Mocniej ścisnęła jego dłoń. - Chcę, żebyś był przy mnie – odpowiedziała. Cieszyła się, że nareszcie tu jest. Że po tych wszystkich miesiącach może przyjść i odwiedzić groby dziadków. Tak bardzo za nimi tęskniła… - Zawsze będę przy tobie – powiedział cicho, kiedy już znaleźli się na miejscu. - Wiem – odpowiedziała. – Na pewno byś ich pokochał… I oni pokochaliby ciebie – uśmiechnęła się lekko. – Zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej… - Teraz ja przejmę ich rolę – powiedział i objął ją ramieniem. Stali w milczeniu. Jane patrzyła na nagrobki i czuła w sercu radość. Że jest tu z nimi, że jest tu z nim. Choć długo się przed tym broniła, wiedziała, że z nim będzie szczęśliwa… Dziadkowie na pewno chcieliby, żeby była z kimś takim, jak Howie… - Jesteś pewien, że chcesz mnie tam zabrać? – zapytała Jane, stając przed lustrem. Howie popatrzył na nią i uśmiechnął się szeroko. - Wszyscy na nas czekają! – powiedział. – Chyba nie chcesz się teraz wycofać? - Boję się, że się im nie spodobam – odpowiedziała szczerze. – Jak wyglądam? - Ślicznie – podszedł bliżej i cmoknął ją w nos. – A łapówka w postaci twojej najnowszej książki przekona ich do ciebie zupełnie. - Myślisz, że bez tego by mnie nie polubili? – popatrzyła na niego niepewnie. - Jane! – uśmiechnął się. – Nie potrzebujesz żadnych łapówek. Zażartowałem sobie – powiedział. – Podbiłaś ich serca już dawno. Jako Lara More. Cieszą się, że poznają prawdziwą Jane. - A jak im się nie spodobam? – zapytała. Westchnął. Położył jej dłonie na ramionach i popatrzył prosto w oczy. - Co mam zrobić, żebyś uwierzyła, że wszystko będzie idealne? – spytał. - Przytul mnie – odparła cicho. – Mocno. - Z największą przyjemnością – uśmiechnął się i otoczył ją ramionami. Przytulił do siebie, a ona odetchnęła z ulgą. Wdychała zapach jego perfum i stała, z głową na jego ramieniu. Czuła się… szczęśliwa. Że może bez obaw wyjść na dwór, że może bez obaw planować jutro… Że ma przy sobie wspaniałego mężczyznę, który ofiarowałby gwiazdkę z nieba, żeby tylko zobaczyć jej uśmiech… - Już dobrze? – zapytał. - Nie całkiem – odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się figlarnie. Wiedział, co ten uśmiech oznacza. Nachylił się nad nią i pocałował ją delikatnie. - Lepiej? Skinęła głową i uśmiechnęli się do siebie. Howie wziął ją za rękę i wyszli z domu. Podróż na miejsce zajęła im kilka minut. Zatrzymali się przed dużym wiktoriańskim domem. Howie od razu zauważył jakieś ruchy za firanką. Uśmiechnął się i wysiedli. - Gotowa? – zapytał, kiedy podszedł do Jane. - Prowadź – wsunęła dłoń w jego i stanęli na ganku. Kiedy drzwi się otworzyły, zostali otoczeni gromadą wesołych i roześmianych ludzi. Każdy chciał być jak najbliżej, każdy chciał zostać wysłuchany i każdy chciał przytulić nowego członka rodziny. A Jane? Czuła się wspaniale. Czuła łzy w oczach, kiedy patrzyła na ich wszystkich. Całe życie marzyła o takiej rodzinie, marzyła, żeby ktoś ją kochał. Howie pojawił się znikąd i najpierw podarował jej siebie, a potem podarował jej całą swoją rodzinę… Czy mogła marzyć o czymś więcej?… Mogła. I, kiedy patrzyła w szczere oczy Howiego, była pewna, że kiedyś razem zrealizują te marzenia… koniec. Zycze milej leturki i👄 pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA____________witajcie🖐️ Dziekuje👄 Z okazji NASZEGO SWIETA____dla WAS moja dedykacja \"Kwiaty przyjazni\" Phila Bosmansa Kwiaty nie zakwitną bez ciepła słońca. Ludzie nie mogą stać się ludźmi bez ciepła przyjaźni. Tak jak rozwój rośliny uzależniony jest od korzystnego klimatu, tak rozwój człowieka zależy od duchowej atmosfery, w której żyje. Ludzkie zachowanie zależy od tego, co inni otwarcie czy też skrycie, świadomie czy nieświadomie sądzą i odczuwają. Obojętność i nieufność rozdzielają ludzi. Atmosfera ochładza się, czasem nawet do temperatury poniżej zera. Zgoda i zaufanie ludzi jednoczy. Na świecie robi się cieplej. Inni nie staną się lepsi od tego, że będziesz o nich źle mówił czy myślał. Jeśli dobrze myślisz o ludziach, dajesz im do zrozumienia, że nie są ci obojętni, że znaczą dla ciebie wiele, godni są twojego zachodu i że dadzą się lubić. Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️👄🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻 Przyjaźń to najwspanialszy i najbardziej kosztowny dar.🌻 To sens i znaczenie wszystkich darów, ilekroć ludzie ich obdarowują. Dar przyjaźni nigdy nie jest ciężarem. On nie obciąża, albowiem jest unoszony strumieniami sympatii, które płyną bez skrytych zamiarów z serca do serca. Jeżeli ten dar jest znakiem prawdziwej przyjaźni, możemy go śmiało owinąć nawet w jaskrawobarwny papier i kolorowymi wstążkami przewiązać. Nasza przyjaźń pozostanie niezapakowana, spontaniczna i wolna. Nie samo darowanie, ale przyjaźń jest najważniejsza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego tak wielu ludzi nic z tego życia nie ma? Ponieważ nie mają żadnych przyjaciół. Nie znają żadnej bratniej duszy. Nie zauważają żadnych odznak, że ktoś ich lubi. Ponieważ nie ma nawet kwiatka który by kwitł dla nich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życzenia na Dzień Kobiet Kobieto Kobieto - tajemnicą jesteś Z księgi słów zaklętą W swojej wielkości do końca niepojętą Pokonujesz trudy, wbrew swojej słabości Dźwigasz ciężary świata dzięki swej miłości Kobieto - puchu marny Tak niedoceniany Często los swój łzami okupiony Przez zapomnienie o sobie Trudami dnia przytłoczona Żyjesz dla innych I budząc się, co rano Mimo swej słabości Stajesz się oparciem dla męskiej ludzkości Kto cię dostrzegnie, coś miłego powie? Kobieto - ile w tym jednym słowie - piękna, miłości i życia... Andrzej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dla BIESIADY
08 MARCA 2009 DZIEN KOBIET _____♥▒♥________♥▒♥ _____♥▒▒▒♥_____♥▒▒▒♥ ____♥▒▒♥▒▒▒♥▒▒▒▒♥▒▒♥ ___♥▒▒▒▒▒♥♥♥♥♥▒▒▒▒▒♥ ____♥▒▒▒♥▓▓▓▓▓♥▒▒▒♥ _♥▒▒▒▒♥▓▓▓▓▓▓▓♥▒▒▒▒♥ ♥▒▒♥▒▒♥▓▓▓♥▓▓▓▓♥▒♥▒▒♥ _♥▒▒▒▒♥▓▓▓▓▓▓▓♥▒▒▒▒♥ ____♥▒▒▒♥▓▓▓▓▓♥▒▒▒♥ ___♥▒▒▒▒▒♥♥♥♥♥▒▒▒▒▒♥ ____♥▒▒♥▒▒▒_▓♥▒▒♥▒▒♥ _____♥▒▒▒♥_▓____♥▒▒▒♥ ______♥▒♥__▓_____♥▒♥ _____________▓ ______________▓___ _______________▓ ________ஞ۩♣___▓___ஞ۩♣ _____ஞ۩♣ஞ۩♣__▓_ஞ۩♣ஞ۩♣ __ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣__ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ __ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣__ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ _____ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ _______ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ _________ஞ۩♣ஞ۩♣ஞ۩♣ __________ஞ۩♣ஞ♣ஞ♣ ___________ஞ۩♣ஞ۩♣ RAZ DO ROKU JEST TAKI DZIEŃ. KTÓRY PRZEMIJA JAK PIĘKNY SEN, WSZYSTKIE KOBIETY,PANIE I MATKI, W DNIU TYM DOSTAJĄ PACHNĄCE KWIATKI. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W TYM, JAKŻE PIĘKNYM DNIU !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM I POZDRAWIAM! Być kobietą znaczy po prostu nie być mężczyzną. Być kobietą to rąbać drewno, tak by nie połamać paznokci. Z lękiem obserwować nowe zmarszczki i zamiast mięsa kupić krem do twarzy. Wiosną zrywać kwiaty. Płakać z bezsilności, gdy śruba nie chce się odkręcić. Lepić pierogi i gipsować ściany. Utrzymywać dom z różnym skutkiem. Pilniczkiem do paznokci rozkręcać toster. Wierzyć, że nowy szampon poprawi wygląd włosów. Kląć i czytać poezję. Z poczuciem winy zjadać tabliczkę czekolady i systematycznie podejmować decyzje o odchudzaniu. W butach na obcasach nieść dziesięć kilo zakupów, odpowiadając na piętnaste pytanie typu: „Dlaczego szambowóz ma rurę?” Czytać jednocześnie „Excel dla opornych” i „Jak być piękną i szczęśliwą”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wraz z pozdrowieniami
i życzeniami wielu wspaniałych chwil z okazji Dnia Kobiet :) Musi być do wyboru, Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby. Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez. Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie. Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno. Naiwna, ale najlepiej doradzi. Słaba, ale udźwignie. Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała. Czyta Jaspera i pisma kobiece. Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most. Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda. Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem, własne pieniądze na podróż daleką i długą, tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej. Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona. Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. Albo go kocha albo się uparła. Na dobre, na niedobre i na litość boską. [W. Szymborska "Portret kobiety"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! ***(bez ciebie jak) Halina Poświatowska bez ciebie jak bez uśmiechu niebo pochmurnieje słońce wstaje tak wolno przeciera oczy zaspanymi dłońmi dzień - szeptem modlę się do uśpionego nieba o zwykły chleb miłości Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Świat jest jak jeden z takich starych, starych sztychów, czarnych i pełnych grozy, wojny, moru, głodu - brudny, krzykliwy przy tym - jak dworzec kolei, a przecież patrzysz w niego z dziękczynną słodyczą, jak na pałac bzów białych, w którym wróble krzyczą, na Toporową Cyrhlę w krokusów rozkwicie lub na płynący rzeką ametyst zachodu, lub jak w misteria głuchych, opuszczonych strychów i chciałbyś ulżyć sercu płaczącej dziewczyny, kulawej babie rękę podać z dobrym słowem i pochwycić w objęcia dziecko przechodzące, i robić inne, śmieszne, niedorzeczne czyny, i iść w osamotnieniu pięknym i wichrowem niosąc dalej swój ciężki, słodki obłęd: Słońce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Robota Anioła Stróża Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Gonił cię mój stróż anioł po świecie, o mój Drogi, biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany, potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie, ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi - o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie, pachniał jak wytężone białe nikotiany.. Siedzący noc całą przy tobie na warcie krzyczał głosem jak trąby złote i waltornie, to znów o łaskę twoją modlił się pokornie, - zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! - Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnego zawiódł przemocą do mego pokoju, gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego, jak to się zdarza czasami.- Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami, zatańczył w tryumfie taniec jakiś boski - potem twarz zakrył szatą srebrno białą, zamyślił się pełen troski - - - i jęknął z przerażena ia nad tym, co się stało - - -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA__________--witajcie! Dziekuje 🖐️👄 Kolejny weekend za mna____sama nie wiem,kiedy mi zlecial??????? Na szczescie pogoda jest cudna.Moglabym tu mieszkac cale zycie.Jest przepieknie. Moi Przyjaciele Moi przyjaciele Skrzydlaci przyjaciele Aniołowie w ludzkim ciele Nadlatują w mej potrzebie Kiedy wzrok wznoszę ku niebie Kiedy ból czuje Kiedy wstać próbuję Kiedy nie mam do życia ochoty Rozpościerają skrzydła miłości Jak promyk słońca, co ziemie złoci Tak mnie otulają w swojej dobroci I podmuchem swych skrzydeł Ocierają łzy płynące Jak krople rosy na zielonej łące Które wiatr zdmuchuje Tak, i z mej twarzy smutek odlatuje W nadziei radość budzi się do życia Promyczek światła wychodzący z ukrycia Rozjaśniając mą ciemność I mogę żyć znowu I cieszyć się z chwili I marzyć byście zawsze przy mnie byli Moi przyjaciele Andrzej Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo wazne
***** BARDZO WAŻNE.Proszę przeczytajcie i wyciągnijcie wnioski !!! ***** Oszczędności trzymajmy w Polskich bankach tj. Bank Pocztowy, PKO BP, BOŚ, BGK, Banki Spółdzielcze ! OSZCZĘDNOŚCI Z "OBCYCH" BANKÓW DO POLSKICH PO TO BY WZMOCNIĆ ZŁOTEGO, PRZECIWSTAWIĆ SIĘ TRANSFEROWANIU WALUT ORAZ GRĄ SPEKULACYJNĄ ZAGRANICZNYCH INSTYTUCJI FINANSOWYCH NA ZŁOTYM POLSKIM. NIE POZWÓLMY BY NASZE OSZCZĘDNOŚCI PRACOWAŁY I WZMACNIAŁY CENTRALE BANKÓW-CÓREK ZA GRANICĄ I INNE INSTYTUCJE FINANSOWE,GDZIE PRACUJĄ NIE DLA NAS, A PRZECIWKO NAM POLAKOM I POLSCE !!! Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻🌻🌻 Edyta Górniak: \"Wierzę w przeznaczenie\"___Paweł Płaczek Zadebiutowała 20 lat temu w Opolu. Już wtedy nikt nie miał wątpliwości, że Edyta Górniak będzie gwiazdą. Dziś jest także spełnioną żoną i matką. A muzyka? W tej sprawie artystka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! Szare bolerko, pomarańczowy golf, botki na wysokim obcasie, delikatny makijaż... Gdy spotykamy się na lunchu w popularnej restauracji na warszawskim Mokotowie, Edyta Górniak zwierza się, że ma za sobą kilka nieprzespanych nocy. Mimo to nie wygląda na zmęczoną (ach, te kobiece sztuczki). Często się uśmiecha, nawet gdy porusza trudne tematy. W tym roku mija 20 lat od jej scenicznego debiutu. Od tego czasu przeżyła niejedną życiową zawieruchę. Jak twierdzi, pomogło jej to dojrzeć – artystycznie i życiowo. Nabrała dystansu do siebie, zmieniła życiowe priorytety... Teraz nie dba już (za bardzo) o diamentowe płyty. Najważniejsze w jej życiu jest bycie mamą i żoną. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– Jaka jest Edyta Górniak po tylu latach na scenie? Edyta Górniak: Nie potrafię ocenić tego sama. Moi fani twierdzą, że jestem taka jak moje piosenki. Traktuję to jak wielki komplement. – O ostatnim krążku „E.K.G.” krytycy pisali, że to Twoja najbardziej dojrzała emocjonalnie płyta. Rozumiem więc, że i Ty dojrzałaś? Edyta Górniak: Każda moja płyta zawsze jest podsumowaniem jakiegoś etapu mojego życia i rozwoju emocjonalno-artystycznego. Pod koniec lutego chcę wejść do studia i zmierzyć się z nowym materiałem. Zobaczymy, co urodzi się tym razem… – Na „E.K.G.” po raz pierwszy sama napisałaś teksty. Czy w ten sposób chciałaś się bardziej otworzyć przed publicznością? Edyta Górniak: Zawsze pielęgnowałam swoje relacje z fanami i chciałam dawać im jak najwięcej siebie. Nigdy nie planowałam jednak, że będę pisać teksty. Kiedy wsłuchiwałam się w piosenki Edyty Bartosiewicz, Anity Lipnickiej czy Kayah, ich talent zawsze mnie onieśmielał. Gdy zaczynałam pracę nad „E.K.G.”, planowałam spotkać się z Jackiem Cyganem. Zapisywałam dla niego sugestie i myśli, które po prostu złożyły się w całość. Swoją drogą Darek jako mój producent muzyczny systematycznie namawiał mnie do pisania tekstów – może więc zrobiłam to po prostu pod presją (śmiech). cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– Skąd czerpiesz inspirację? Edyta Górniak: Główną inspiracją są dla mnie uczucia i przeżycia innych ludzi. Muzyka ma tę moc, że potrafi „fotografować” emocje, zapachy, kolory. Potrafi też przywołać wspomnienia. Mam świadomość tej siły, dlatego tak długo wszystko przygotowuję. Dobrej płyty nie da się zrobić w miesiąc czy dwa. Dla mnie to złożony proces. Moi przyjaciele i współpracownicy wiedzą, że kiedy coś tworzę, staję się... mniej towarzyska. Po prostu zamykam się w swoim świecie. A żeby tam dotrzeć, muszę się odizolować od świata. Nie lubię, kiedy coś nie udaje mi się od razu. Jestem niecierpliwa. Zdarza mi się boksować ze swoimi słabościami. Potrafię być dla samej siebie okropna. – Jesteś optymistką czy z góry zakładasz, że coś się nie uda? Edyta Górniak: Dzisiaj zdecydowanie jestem realistką. Najbardziej lubię sytuacje, kiedy wszyscy wokół przekonują mnie, że coś się nie uda, a ja podwijam rękawy i udowadniam, że się mylą. Teraz mam mniej szans na takie „wykazanie się”. Od momentu pojawienia się Allana mój czas na pracę skurczył się do tego stopnia, że jestem w stanie rocznie zrealizować zaledwie jedną trzecią zawodowych propozycji. Z drugiej strony, wyznaję zasadę, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji i pewnie mogłabym robić więcej, ale dość szybko się rozpraszam. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– Słyszałem jednak, że mamą jesteś zorganizowaną i konsekwentną... Edyta Górniak: Masz złe źródła informacji (śmiech). Staram się, ale niestety różnie to bywa… Obiecuję sobie na przykład, że nie kupię kolejnych klocków lego. Kiedy jednak wchodzimy do sklepu, Allan patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami, kokietuje mnie dwa razy dłuższymi rzęsami niż moje i mówi: „Mamo, tak bardzo, bardzo, bardzo proszę. Już zawsze będę sprzątał wszystkie klocki, obiecuję. Tylko chciałbym mieć ten jeden zestaw, bo tego właśnie nie mam”. No i co? I mama się łamie. Darek jest bardziej konsekwentny i utrzymuje większą dyscyplinę w domu. Tak chyba powinno być. Mama jest od przytulania, a tata od wychowania. – Przeciwstawiasz się czasem Darkowi w sprawach wychowania syna? Edyta Górniak: Nigdy w obecności Allana. Jeśli Darek zadecyduje, że mały musi ponieść konsekwencje, nigdy nie mówię, że ja sądzę inaczej, nawet jeśli czasem mam odmienne zdanie. Decyzja taty musi w nim budzić respekt. Nie chcę też, aby w takich sytuacjach biegł do mnie i chował się pod swetrem. Uważam, że dzieci muszą jak najwcześniej mieć wytyczone granice. Jeżeli z miłości pozwolimy im na wszystko, w przyszłości obróci się to przeciwko nam. Na szczęście mądrości użyczają nam dziadkowie i rodzice. No i, o dziwo, wszystkie metody Superniani też się sprawdzają (śmiech). – Allan wychowuje się w rodzinie artystycznej. Myślisz, że będzie to miało wpływ na jego przyszłość? Edyta Górniak: Trudno wyrokować. Kiedy Allan się urodził, wszyscy dookoła mówili: „Pamiętajcie, że dziecko musi mieć rutynę”. Wzięłam to sobie do serca i dlatego za każdym razem, kiedy wyjeżdżaliśmy na koncert, a on zostawał u dziadków, stresowałam się. Po pewnym czasie wytłumaczyłam sobie jednak, że przecież Allan urodził się w rodzinie artystycznej. W naszym życiu nigdy nie będzie rutyny. Poza tym zawsze zostaje z kimś, kto go kocha. Przyzwyczaił się do podróżowania tak bardzo, że sam pyta czasem: „Mama, kiedy masz koncert, bo chciałem jechać do babci Wiechy”. Nudzi się, gdy jest zbyt długo w jednym miejscu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– Czyli jednak tryb życia Twój i Darka kształtuje jego osobowość… Edyta Górniak: Na pewno. Choćby dlatego, że nie wychowuje się tylko z nami, rozwija się szybciej. Jedna babcia uczy go wierszyków, druga – modlitw. Dziadek uczy go łowić ryby i rozpoznawać grzyby, a ciocia pokazuje mu gry komputerowe. Dużo z nim rozmawiamy. Jak na niespełna pięciolatka Allan ma bardzo duży zasób słów. Często zaskakuje nas, pytając na przykład: „Tata, a jaki kolor ma dusza?” albo „Mama, jak narysować prąd?”. – Co odpowiadasz? Edyta Górniak: Jeśli czegoś nie wiem, przyznaję się do tego. I proponuję: „Zapytaj dziadka, on na pewno będzie wiedział”. – Na jakiego człowieka chciałabyś go wychować? Edyta Górniak: Chciałabym, aby był wartościowym człowiekiem. Żeby był lubiany, szanowany, miał poczucie humoru po swoim tacie. Żeby umiał sobie radzić ze stresem i był przedsiębiorczy w życiowych działaniach. – Allan pojawił się z miłości do Darka i pewności, że to ten jedyny? Edyta Górniak: Życie nie pozwala być do końca pewnym uczuć drugiego człowieka. Dopiero kolejne doświadczenia ostatecznie udowadniają, czy ludzie są sobie przeznaczeni. Poznaliśmy się z Darkiem przypadkowo, w Stanach. Nie planowałam wtedy związku. Nie chciałam nawet wracać do kraju, przygotowywałam się do przeprowadzki do San Francisco. Jednak każda wizyta w Polsce zbliżała nas z Darkiem do siebie, aż w końcu podjęłam decyzję, że zostaję z nim tutaj. – Kto bardziej walczył o ten związek? Ty czy Darek? Edyta Górniak: Darek. On walczył o mnie, a ja… z nim. W tamtym okresie czułam, że nie jestem w stanie przeżyć kolejnego rozczarowania, wydawało mi się, że mój limit cierpliwości do budowania jakichkolwiek relacji po prostu już się wyczerpał. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– A jaki jest Wasz związek po pięciu latach? Edyta Górniak: Myślę, że bardzo mocny. Mamy świadomość tego, co udało nam się wspólnymi siłami zbudować, i tego, co możemy stracić. Dostałam od Darka w prezencie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Darek wie, jaki jest mój tryb życia, bo jego życie toczy się podobnym, zna moje przyzwyczajenia i umie je uszanować, a kiedy trzeba, potrafi się dystansować, przejść do porządku dziennego nad moimi kaprysami. No i mam do niego stuprocentowe zaufanie! To podstawa, zresztą nie tylko w miłości, ale również w przyjaźni. – W show-biznesie niezwykle trudno komuś zaufać. Przyjaźnisz się z ludźmi z tzw. branży? Edyta Górniak: Znam kilka serdecznych osób, ale najdłuższe i najcieplejsze relacje mam z Justyną Steczkowską. W jej przypadku nigdy nie boję się, że coś, co jej powiedziałam, wypłynie dalej. To bardzo inteligentna, rodzinna i dyskretna osoba. – Wytrychem do kolejnego pytania będzie więc tytuł ostatniej piosenki Justyny „Daj mi chwilę…”. Co robisz, kiedy masz ową chwilę tylko dla siebie? Nie musisz być ani artystką, ani mamą… Edyta Górniak: Myję zęby i idę spać (śmiech). Serio. Staram się radzić sobie ze wszystkim sama, bo nie mamy niani, dlatego największym rarytasem jest dla mnie możliwość wyspania się. Najszybciej regeneruje mnie również cisza i obcowanie z przyrodą. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×