Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Rudowłosy talent,,, Daniel Olbrychski dostawał propozycję za propozycją, kręcił kilka filmów rocznie. Po tragicznej śmierci Cybulskiego właściwie nie miał w Polsce konkurencji. – Popularność Daniela była masowa, ale on nie był typem gwiazdora. To prawda, że lubi o sobie mówić, zawsze chce być w centrum uwagi, ale dla widzów był na wyciągnięcie ręki. Można było do niego podejść, zawsze porozmawiał, był otwarty. Przyjaciół zbierał na ulicy. To kolegował się z koniarzem, to z bokserem, innym razem z kaskaderem – zdradza „Party” pierwsza dama polskiego kina. Azja Tuhaj-bejowicz w „Panu Wołodyjowskim”, Pan Młody z „Wesela”, Kmicic w „Potopie”, Karol Borowiecki w „Ziemi obiecanej”, Wiktor Ruben w „Pannach z Wilka” – to tylko niektóre z jego wielkich ról. – Daniel w sztuce aktorskiej prześcignął swoje pokolenie o ponad 30 lat. Jego fenomen polega na tym, że w jednym czasie grał boksera, szlachcica i inteligenta. I w tych rolach był zupełnie inny, autentyczny. Taki aktor zdarza się raz na pół wieku – mówi „Party” Michał Żebrowski. Jak nikt inny zawładnął wyobraźnią polskich widzów. Został amantem w nowym stylu: był dziki, nieokiełznany, zawadiacki, tajemniczy. Mężczyźni chcieli być tacy jak on, kobiety chciały być z nim. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potrzeba muzy,,, Ale Daniel Olbrychski szybko zakochał się w jednej. Pięknej, rudowłosej... mężatce. Starsza od niego o sześć lat Monika Dzienisiewicz była wówczas żoną Wowo Bielickiego. Spotkali się na przyjęciu, zatańczyli i Daniel oszalał na jej punkcie. Zdobywał ją długo. Uległa po dwóch latach. Świadkami na ich ślubie byli Tadeusz Łomnicki i Leszek Drogosz. Kochali się na zabój, ale to była trudna miłość. Sceny zazdrości zdarzały się im równie często, co namiętności. Nawet narodziny syna Rafała nie pomogły. Kiedy dziecko miało trzy lata, ich związek stał się fikcją. Z czasem ona poznała i zakochała się w Andrzeju Kopiczyńskim, a Daniel zaczął być widywany u boku Maryli Rodowicz. – To była bardzo kolorowa para, zachłysnęli się sobą – mówi Beata Tyszkiewicz. Dla piosenkarki Olbrychski zrezygnował nawet z filmu. Chciał być ciągle przy niej, dlatego jeździł z nią w trasy koncertowe, złośliwi wypominali mu, że nosi za ukochaną gitarę. Ale i to miłosne szaleństwo skończyło się dość szybko. Któregoś dnia Maryla powiedziała: „Koniec!”. Najpopularniejszy amant polskiego kina został porzucony. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A miało być na zawsze Odrzucony i załamany Daniel Olbrychski próbował utopić smutki w alkoholu, popadał w depresję, miał ciągle romanse. I wtedy jak dobra wróżka w jego życiu pojawiła się 10 lat młodsza Zuzanna Łapicka. To dla niej Olbrychski zdecydował się na ślub kościelny. Zamieszkali we Francji, bo aktor dostał tam angaż. Grał dużo w zagranicznych produkcjach. Urodziła się im córka Weronika. Wydawało się, że trafiły na siebie dwie połówki jabłka, że ta miłość przetrwa wieki. Tak się jednak nie stało. Coraz częściej do żony aktora dochodziły informacje o jego romansach. Z czasem ogłosili separację, rozwód był pół roku później. Wtedy m.in. w czasie kręcenia filmu „Róża Luksemburg” Daniel poznał niemiecką aktorkę Barbarę Sukovą. Na planie zaiskrzyło i... aktorka urodziła jego trzecie dziecko – syna Viktora. Jednak nie zdecydowali się zostać parą. Po latach Olbrychski wrócił do Zuzanny. Byli razem przez 20 lat. Nie zawsze mieszkali wspólnie, żyli razem, a jednak oddzielnie. W końcu i ta miłość wygasła. – Jestem prawdziwym mężczyzną i nie chcę mówić o moich związkach. Jedno tylko mogę zdradzić: wszystkie moje dzieci są wynikiem fascynacji i wielkiej miłości – mówi „Party” aktor. I dodaje, że kobiety jego życia były różne, ale łączyły je dwie cechy: inteligencja i silny charakter. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Siła legendy O trudnym charakterze Daniela Olbrychskiego krążą już legendy. Bywa wybuchowy, impulsywny, często nieprzewidywalny. To on wjechał konno do hotelu Victoria, spoliczkował syna premiera Jaroszewicza, zniszczył szablą Kmicica wystawę „Naziści” w warszawskiej Zachęcie i bił się na ulicy ze swoim przyjacielem bokserem u boku, aż trafił do aresztu. – Daniel to sama spontaniczność. Każdy, kto taki jest, popełnia też mnóstwo błędów. On jest żywiołem, który trzeba chwytać pazurami, bo się wymyka – mówi Beata Tyszkiewicz. Zuzanna Łapicka wyznała w jednym z wywiadów, że gdy Olbrychski ćwiczył jakąś rolę, stawał się bohaterem, którego grał. „Gdy gra ciemne charaktery, jest w domu ponuro i strasznie. Promiennie i słodko, gdy postacie łagodne”, zdradziła przed laty. On sam o sobie mówi, że jest jak Kmicic. – W jednej chwili chciałbym kogoś posiekać na kawałki, a potem w sekundę bym zszywał. To cecha dobra do mojego zawodu, natomiast bywa to trudne do wytrzymania dla osób obcujących ze mną na co dzień – wyznaje „Party” aktor. Bo Olbrychski zawsze jest szczery. Potwierdzają to jego znajomi, aktorzy, z którymi współpracował. A Beata Tyszkiewicz dodaje jeszcze dwie cechy jego charakteru. – Jest bardzo odważny i czuły na krzywdę innych. Silny i kruchy zarazem – mówi. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W nowej roli Dziś Daniel Olbrychski ma 63 lata. I wciąż trzy miesiące w roku spędza na planach filmowych, najczęściej za granicą. W Polsce przez kilka ostatnich lat nie dostawał ról na miarę swojego talentu, pojawiał się czasem w serialach. Czy w najnowszym filmie duetu Saramonowicz i Konecki będzie miał okazję znów zabłysnąć? W produkcji „Idealny facet dla mojej dziewczyny” gra tajemniczą postać doktora Gebauera, który ma kilka wcieleń, choćby... męskiej manikiurzystki. Dlaczego to właśnie on dostał tę rolę? – Powody są dwa – mówi „Party” Andrzej Saramonowicz. – Po pierwsze, Daniel jest fantastycznym aktorem, jednym z niewielu w Polsce o formacie europejskim. Po drugie, on był idolem mojego dzieciństwa. Jego role zapadły we mnie na długo – zdradza scenarzysta. I podkreśla, że praca z nim była wielką przyjemnością. – Dawno nie pracowałem z aktorem tak zdyscyplinowanym i dokładnym. A poza tym stworzył świetną atmosferę na planie. Sypał anegdotami jak z rękawa – opowiada. Olbrychski nie pozostaje dłużny. – Saramonowicz i Konecki doszli do ścisłego grona wybitnych twórców kina. Mam do nich absolutne zaufanie – tłumaczy aktor. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W pracy jest bardzo wymagający. Dzięki temu właśnie osiągnął międzynarodowy sukces. – W tym zawodzie trzeba umieć połączyć dwie wykluczające się wzajemnie cechy. Pierwsza to pewność siebie. Aktorstwo jest podobne do pracy boksera. Kiedy wychodzisz na ring, podobnie jak w przypadku wyjścia na scenę czy przed kamerę, musisz wierzyć, że jesteś najlepszy na świecie. Wtedy masz szansę na sukces. Z drugiej strony, trzeba mieć w sobie pokorę. Trzeba umieć ciężko i pokornie pracować. Aktor musi wiedzieć, że nie umie wszystkiego. Reżyser, tak jak na ringu sekundant, patrzy z boku i widzi wiele rzeczy, których aktor nie zauważa. Aktor musi wiedzieć, że reżyser ma rację – tłumaczy. A Michał Żebrowski, który z nim współpracował przy kilku filmach, dodaje: – Dla niego kamera jest żoną, kochanką i matką. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dwa w jednym I pewnie dlatego Daniel Olbrychski dziś znalazł szczęście u boku kobiety, która umiała uporządkować dwie sfery jego życia: prywatną i zawodową. Krystyna Demska, trzecia żona aktora, była przez lata jego menedżerką, potem połączyło ich uczucie. – Krysia jest zabawna, inteligentna, zna się na teatrze, można z nią o wszystkim porozmawiać. Ona jest dla niego taką żoną, której potrzebuje: troskliwą, zaradną – mówi Beata Tyszkiewicz. Przy niej zrezygnował z alkoholu, rzucił papierosy, stara się układać dobre kontakty z synami, wspólnie spędzają czas z ukochanymi wnukami aktora. Nowy rok witają w domu w Kazimierzu, na wakacje wyjeżdżają do ich posiadłości w Drohiczynie. I cały czas wspólnie pracują. Pani Krystyna dba o wszystkie sprawy zawodowe męża. I dzięki temu on może mieć czas na to, by robić to co najbardziej kocha – jeździć konno. – Wsiadam na mojego araba o imieniu Cudny i galopuję przez lasy – mówi „Party” aktor. Bo Daniel Olbrychski przez te wszystkie lata w jednym na pewno się nie zmienił: wciąż jest nie do uchwycenia. Marta Tabiś / Party

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiado🖐️ KOCHANE DRZEWKA 👄 i dziekuje🌻 KALINKO BIESIADNA❤️ cd. opowiadania... .Szukajac szczescia..... Minął tydzień od ich ostatniego spotkania, a Jenny wydawało się, że to już cała wieczność. Dzieci wyjechały i zabrały ze sobą Oskara, więc została sama. Lada dzień miał wrócić Steven i Angie planowała gdzieś wyjechać. Jenny nie bała się samotności, ale tego lata przebywanie we własnym towarzystwie nie sprawiało jej radości. Nie potrafiła sobie poradzić z sytuacją w pracy, atmosfera stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Jack zupełnie się nie krępował innymi pracownikami i otwarcie dawał jej do zrozumienia, czego od niej oczekuje. Rozglądała się za czymś innym, ale jeszcze nic nie postanowiła. Dobrze, że Angie zawsze znalazła czas, żeby jej wysłuchać. Potrzebowała takiej przyjaciółki, bo nie miała z kim porozmawiać o problemach… Zapłakana wysiadła z samochodu. Angie, która właśnie wyszła z garażu, od razu do niej podbiegła. - Co się stało? – zaniepokoiła się. - Rzuciłam pracę!… – wykrztusiła Jenny. – Przez Jacka!…Dzisiaj w biurze próbował!… Dotykał mnie!… – popatrzyła zrozpaczona na przyjaciółkę. – Nie mogłam zostać tam ani chwili dłużej!… - Chodź, zrobię ci herbaty – zaproponowała Angie. - Dziękuję, ale muszę się stąd wyrwać – odpowiedziała Jenny. – Pojadę na Wzgórze Wiatrów. Może to mnie uspokoi. Mam straszny mętlik w głowie… – miotała się bezsilnie. - Jak będziesz chciała pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedziała Angie. - Dzięki – uścisnęła przyjaciółkę i wsiadła z powrotem do samochodu. Odjechała z piskiem opon. Angie jeszcze nie zdążyła ochłonąć, kiedy na podjeździe pojawił się Howie. - Co ty tu robisz? – zdziwiła się. - Zawiesiliśmy trasę, bo Alex ma problemy – odpowiedział. - To coś poważnego? - Ma problem z alkoholem, a przez to nie może śpiewać, więc postanowiliśmy, że najpierw dojdzie do siebie, a potem będziemy myśleć, co dalej – wyjaśnił. – Przyjechałem do Jenny. Byłem w redakcji, ale tam jej nie było. Już wróciła z pracy? - Kilka minut temu odjechała w Kierunku Wzgórza Wiatrów. Pamiętasz, gdzie to jest? – zapytała. - Oczywiście – uśmiechnął się na wspomnienie polany na skarpie, gdzie przesiedział wiele godzin i rozmyślał o ważnych sprawach. - Rzuciła pracę – powiedziała Angie. Howie popatrzył na nią zaskoczony. - Nie układało jej się z Jackiem. Już wcześniej mówiła, że ma z nim problemy, ale nie sądziłam, że to posunie się aż tak daleko. Oczekiwał od niej czegoś, czego nie chciała mu dać – wyjaśniła. - To znaczy seksu?! – był oburzony. Skinęła głową. Zaklął cicho i zacisnął dłonie w pięści. - To teraz już wiem, dlaczego, jak kiedyś skomentowałem jej wygląd odnośnie pracy, miałem wrażenie, że było to coś przykrego, choć wydawało mi się, że powiedziałem komplement… – powiedział. – Pojadę do niej – wsiadł do samochodu. – Jestem jej potrzebny. Dojechał na miejsce w ciągu kilku minut. Na skarpie stał tylko jeden samochód. Drzwi miał otwarte, a ze środka dochodziła jakaś straszna muzyka. Jenny stała blisko krawędzi, z dumnie uniesioną głową i szeroko rozłożonymi ramionami. Wiatr rozwiewał jej włosy i targał koszulę, którą na sobie miała. A ona stała, niewzruszona. Patrzył na nią w milczeniu. Wyglądała jak jakieś nieziemskie zjawisko i nie mógł oderwać od niej oczu. Powoli wysiadł i podszedł do samochodu. Już chciał wyłączyć muzykę, kiedy usłyszał, że ona śpiewa razem z tym krzyczącym głosem w magnetofonie. Było w tym tyle złości i gniewu, że nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować. Podszedł do niej powoli. Nie zauważyła go, bo miała zamknięte oczy, więc żeby zwrócić jej uwagę na siebie, pocałował dłoń, która znajdowała się na wysokości jego ust. Zareagowała natychmiast i odskoczyła. - Nie chciałem cię przestraszyć – powiedział, kiedy na niego spojrzała. - Howie… – uśmiechnęła się. Na jej twarzy zobaczył ślady łez. – Co ty tu robisz? - Przełożyliśmy trasę – odpowiedział. – I cieszę się, że tu przyjechałem. - Dobrze, że tu przyjechałeś – podeszła do niego powoli i z ufnością wtuliła się w jego ramiona. – Bardzo mi ciebie brakowało. A teraz jeszcze wpakowałam się w kłopoty, bo zostałam bez pracy, więc przyda mi się jakaś przyjazna dusza. - Czy Jack nic ci nie zrobił? – zaniepokoił się, bo widział w jej oczach ból. - Nie – powiedziała cicho, a oczy znów zaszły jej łzami. – Powinnam już dawno rzucić tę pracę, ale łudziłam się, że z czasem wszystko się zmieni… Myślałam, że jestem dobra w tym, co robię, a tymczasem okazało się, że moja praca jest nic nie warta!… – zacisnęła dłonie w pięści. – Jack cały czas myślał tylko o tym, żeby się ze mną przespać!… Czy na tym ma to wszystko polegać? – popatrzyła na niego z wyrzutem. – Czy dla facetów najważniejsze jest łóżko?… Czy poza moją buźką nic się już nie liczy?…– wyswobodziła się z jego objęć i odeszła na bok. – Przecież nie jestem głupia!… Miałam stypendium naukowe na Stanford, a to chyba o czymś świadczy!… – miotała się. - Wrócisz z powrotem na studia – powiedział. - Co powiedziałeś? – przystanęła wpół kroku. - Powiedziałem, że wrócisz na studia – odparł. – Chociaż wolałbym, żebyś skończyła prawo na uniwersytecie w Orlando, ale nie będę protestował, jeśli będziesz chciała wyjechać do Stanford. - Howie, nie stać mnie na studia! – popatrzyła na niego bezsilnie. - Mnie stać – powiedział. - Nie wezmę od ciebie pieniędzy! – oburzyła się. - Pozwól sobie pomóc – podszedł bliżej. - Jakoś sobie poradzę – powiedziała, patrząc na miasto w dole. - Musisz ze wszystkim radzić sobie sama? – położył jej dłonie na ramionach. – Gdybym to ja potrzebował pomocy, czy odwróciłabyś się ode mnie? Jenny, pozwól sobie pomóc. Na razie pozwoliła się przytulić. Uznał, że na początek wystarczy. Stali w milczeniu. Muzyka też się skończyła, więc panowała kompletna cisza. - Chciałbym ci coś pokazać – zaproponował nagle. - Co? – popatrzyła na niego zdziwiona. - Chodź – powiedział i zaprowadził ją do samochodu. – Jedź za mną. Zostawimy twój samochód w domu i pojedziemy drugim. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Choć nadal niczego nie rozumiała, posłusznie usiadła za kierownicą. Howie wyjechał na drogę i sprawdzał w lusterku, czy jedzie za nim. Postanowił zabrać ją nad ocean. Chciał, żeby odpoczęła i zostawiła wszystkie problemy za sobą. Oboje mieli teraz dużo wolnego czasu i nie chciał zmarnować żadnej chwili. Wiedział, że pobyt w domku nad oceanem pozwoli jej o wszystkim zapomnieć i może wtedy uda im się do siebie zbliżyć… Dojechali do domu Jenny i przesiedli się do jego samochodu. Wiatr rozwiewał jej włosy i wyglądała na odprężoną. Ale wiedział, że to tylko pozory. Była przybita tą całą sytuacją i straciła wiarę w siebie. Zamierzał zadbać o jej poczucie bezpieczeństwa. Miał w sobie mnóstwo energii od kiedy ją poznał. Nareszcie znalazł kogoś, kim mógł się opiekować, komu mógł o wszystkim powiedzieć, kogo mógł słuchać godzinami i przy kim czuł, że może zdobyć cały świat. Kiedy przy nim była, słońce nie zachodziło. Nie potrafił przestać o niej myśleć. Od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył. Myślał o niej każdego dnia. Kiedy wstawał rano, kiedy siedział w samolocie, kiedy jadł obiad. A kiedy śpiewał na koncertach, wśród publiczności widział jej twarz i śpiewał tylko dla niej. A teraz ona siedziała obok niego i zaciekawiona rozglądała się po okolicy. - Gdzie jedziemy? – zapytała. - Zobaczysz – uśmiechnął się tajemniczo. - Howie, co ty kombinujesz? – spojrzała na niego spod oka. - Chcę, żebyś spędziła ze mną trochę czasu – powiedział. – Zabiorę cię tam, gdzie zapomnisz o wszystkim. - To brzmi jak obietnica – uśmiechnęła się. - To jest obietnica – wyjaśnił. – I zrobię wszystko, żeby ją spełnić. - Jesteś dla mnie taki dobry… – dotknęła ręką jego policzka. Zadrżał. Tęsknił za jej dłońmi, za jej ustami, za jej śmiechem i cieszył się, że będzie ją miał całą dla siebie. - Zawsze będę dla ciebie dobry – powiedział cicho. – Ale teraz pozwól mi bezpiecznie dojechać na miejsce. Twój dotyk mnie rozprasza. Roześmiała się. I pozwoliła mu skupić się na prowadzeniu samochodu. Po kilku minutach dojechali na miejsce. Wysiedli. - Czy teraz już mogę cię dotknąć? – zapytała nieśmiało i podeszła do niego. - Chodź tu, głuptasku – otworzył szeroko ramiona i przytulił ją do siebie. – Teraz możesz mnie rozpraszać do woli… Bez słowa uniosła głowę do góry i ich spojrzenia się spotkały. Wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego usta. Odpowiedział pocałunkiem. Zamruczała. - Hm… Bycie tak blisko ciebie poprawia moje krążenie – powiedziała i uśmiechnęła się. – Od razu zapominam o problemach… - W takim razie muszę cię trzymać zawsze blisko siebie – odpowiedział z uśmiechem. - Hm… To może być ciekawe – zauważyła, trącając go łokciem w bok. Nie była jeszcze gotowa, żeby poważnie się z nim związać. Miała dość pogmatwane życie i nie chciała go obarczać swoimi problemami. Ale cieszyła się, że jest. Że jest na wyciągnięcie ręki, że może na niego liczyć. Potrzebowała go bardziej, niż chciała się do tego przyznać. Tęskniła za jego uśmiechem, za przebywaniem z nim w tym samym pokoju, za samą świadomością, że jest w pobliżu. Zaangażowała się i nie mogła na to nic poradzić… Howie wprowadził ją domu. - Tu właśnie mieszkam – powiedział i oprowadził ją po pokojach. Przyglądała się wszystkiemu z zachwytem. - Jest wspaniały! – powtarzała, kiedy wchodzili do każdego pokoju. – Tak tu pięknie… - Chodź, nie widziałaś najlepszego – pociągnął ją w kierunku tarasu. Otworzył drzwi. Kilka metrów dalej była woda. Po sam horyzont. - Howie… – nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Patrzyła na szumiący ocean, jak urzeczona. – Dziękuję… To najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek oglądałam… - Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnął się, kiedy zobaczył łzy zachwytu na jej twarzy. – Wiedziałem, że tak będzie. Chciałbym, żebyś mną się zachwycała tak, jak wszystkim dookoła – dodał z wyrzutem. Uśmiechnęła się. - Tobą się nie zachwycam. Ty jesteś moją fascynacją – powiedziała i wzięła jego twarz w swoje dłonie. – Cała twoja osoba – dodała i pocałowała go. Nogi się pod nim ugięły, jak wtedy, gdy całowali się pierwszy raz. Co ta dziewczyna z nim robiła… - Jesteś niesamowita… – szepnął. – Kiedy jesteś tak blisko, nie potrafię rozsądnie myśleć… - Więc nie powinniśmy być tak blisko – odpowiedziała. - Wiesz, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała – powiedział. - Wiem – przytaknęła. – Ufam ci. Ale mam za bardzo pogmatwane życie, żeby angażować się w poważny związek. - A to, co już jest między nami? – popatrzył na nią wyczekująco. Widział, że ta rozmowa jest dla niej trudna, ale nie mogli unikać tego tematu w nieskończoność. - Boję się kolejnego kroku – powiedziała. – Tu jest mi dobrze. Czuję się bezpieczna. Ale będziesz wiedział, kiedy będę gotowa na coś więcej. - Poczekam – przytulił ją do siebie. I tak powiedziała mu więcej, niż chciał. Cieszył się, że potrafiła się otworzyć. Już nie była taka skryta, jak na początku ich znajomości. Nie wiedział, czy to jego zasługa, ale był zadowolony, że tak się to wszystko potoczyło… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spędzili wspaniały wieczór. Na kolację zjedli pizzę, a potem urządzili sobie długi spacer po plaży. Jenny co chwilę stawała na brzegu oceanu i pozwalała, żeby fale obmywały jej stopy. - Czuję się, jakby ktoś podarował mi gwiazdkę z nieba – powiedziała rysując patykiem na piasku jakieś wzory. - Jesteś szczęśliwa? – zapytał. Stanął za nią i objął ją w pasie. - Bardzo – odpowiedziała. – Woda mnie uspokaja, dodaje energii i wiary. To takie nieskończone piękno… – rozmarzyła się. – Czuję się wspaniale. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - Twoje szczęście jest moim szczęściem – uśmiechnął się. Nagle poczuł na nosie kroplę wody. I następną. - Zaczyna padać – powiedział. – Powinniśmy wracać. - Pada coraz mocniej – zauważyła, kiedy biegli do domu. Kiedy dobiegli, byli już cali mokrzy. Od razu wbiegli do łazienki, zostawiając na podłodze mokre ślady. - W co się przebiorę? – Jenny popatrzyła na Howiego bezradnie. - Znajdę coś dla ciebie – cmoknął ją w czubek nosa i zniknął. Kiedy wrócił po kilku minutach, Jenny siedziała już w wannie i moczyła się w pianie. - Pomyślałam, że skoro już jestem mokra, to się wykąpię – popatrzyła na niego przepraszająco. - Bardzo dobry pomysł – uśmiechnął się. – Też się wykąpię – dodał. Kobieta w jego wannie... Poczuł się, jakby była to normalna kolej rzeczy. Choć, kiedy pomyślał, że ona jest tuż obok i nie ma na sobie absolutnie niczego, zakręciło mu się w głowie. Po jej minie zauważył, że miała podobne myśli. Wyszedł z łazienki, żeby oboje mogli odetchnąć. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, ale postanowił spokojnie czekać, jak rozwinie się ta sytuacja… Wyszedł spod prysznica i wszedł do salonu. Zostawił tam Jenny przed telewizorem. I tam ją też zastał. Ale w ogóle nie była zainteresowana programem telewizyjnym. Spała na sofie. Uśmiechnął się. Jenny wykazywała tendencję do zasypiania o każdej porze dnia, bez względu na to, gdzie się znajdowała. Choć wiedział, że snu miała stanowczo za mało i postanowił nad tym popracować. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Nawet nie drgnęła. Ułożył ją wygodnie na łóżku i zgasił światło. Popatrzył na nią z czułością. Wyglądała tak bezbronnie, że pragnął się nią zawsze opiekować. Po chwili zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Kobieta w jego łóżku... Szybko zamknął drzwi, żeby nie prowokować niepotrzebnych myśli… Szykował śniadanie w kuchni, kiedy w drzwiach stanęła Jenny. Przecierała zaspane oczy. W jego dużej koszulce wyglądała czarująco i nie mógł się powstrzymać, żeby jej do siebie nie przytulić. - Dzień dobry – powiedział i pocałował ją w czoło. – Jak się spało? - Wspaniale – uśmiechnęła się. – A gdzie ty spałeś? - Rozłożyłem sobie sofę w salonie – odpowiedział. – I było mi bardzo wygodnie – dodał, widząc, że zaczyna się chmurzyć. Natychmiast się rozpogodziła. - Nie wiem, jak ci się za to wszystko odwdzięczę – powiedziała próbując chrupek kukurydzianych, a on klepnął ją po ręce. Uśmiechnęli się. - Skończysz studia i zostaniesz doskonałym prawnikiem – odpowiedział. - Howie… – wzruszyła się. – Tak wiele mi dajesz, a ja nie mam ci czego ofiarować. - Oj, ty głuptasku – wyciągnął rękę nad stołem i delikatnie pogłaskał ją po policzku. – Wystarczy, że jesteś ze mną. Nic więcej mi nie trzeba. Uśmiechnęła się i przykryła jego dłoń swoją. Czuła się wspaniale i to była jego zasługa. Chciała, żeby też był szczęśliwy i kiedy widziała uśmiech na jego twarzy, wiedziała, że to ona jest przyczyną. I tak właśnie wyobrażała sobie bycie z drugim człowiekiem. Tak wyobrażała sobie poważny związek… Dzień minął im wesoło. Żeby wykąpać się w oceanie, musieli udać się na zakupy, bo Jenny niczego ze sobą nie zabrała, a Howie nie chciał wracać do Sanford. Uparła się, że zapłaci za wszystko, ale przekonał ją, że wcale tak być nie musi. Choć była trudną negocjatorką i ponad wszystko stawiała swoją niezależność. Dlatego pozwolił zapłacić jej za lody, ale wszystko inne sam finansował. Jenny przejrzała szafę Howiego i stwierdziła, że nie będzie kupować żadnych ciuchów, bo zawartość jego garderoby zupełnie jej wystarczy, więc ograniczyli się do niezbędnego minimum. Obiad też zjedli na mieście, ale zaraz potem wrócili do domu i pobiegli na plażę. Spędzili tam całe popołudnie i, kiedy już ich skóra zmieniła się w słona skorupę, uznali, że czas wrócić do domu. Howie przygotował pyszną kolację, a potem wybrali się na spacer. Ścigali się po plaży, wpadając co jakiś czas w swoje ramiona. Po kolejnym takim zderzeniu, Howie położył się na piasku. - Wymęczyłaś mnie – powiedział ciężko dysząc. - Naprawdę? – mrugnęła figlarnie okiem i położyła się obok. Ona też miała przyśpieszony oddech. – Zgłaszasz jakieś pretensje? - Absolutnie żadnych – zaprotestował i pociągnął ja na siebie. – Żadnych – powtórzył i pocałował ją. Miała takie miękkie, ciepłe usta. Czuł na nich smak lodów, które zjedli na deser, ale czuł też jej smak. Smak, który tak bardzo go zniewalał… - To dobrze – powiedziała między pocałunkami. Nie potrafiła się powstrzymać. Czuła, jakby utraciła nad wszystkim kontrolę. Jakby liczyły się tylko te silne ramiona i miękkie usta… Otrzeźwiły ją krople deszczu, który pojawił się tak samo nagle, jak wczoraj. Szybko się poderwali. Do domu mieli daleko, więc w połowie drogi byli już cali mokrzy. Jenny pociągnęła Howiego za rękę, żeby go zatrzymać. - I tak już zmokliśmy, więc po co się spieszyć – powiedziała i przyciągnęła go do siebie. Mokra koszulka przykleiła się jej do ciała i ten widok działał na wszystkie jego zmysły. Nie chciał stracić nad sobą kontroli, ale kiedy Jenny zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całą sobą, wiedział, że jest zgubiony. Krótkie pocałunki stawały się coraz dłuższe, a dłonie wśliznęły się pod koszulkę. Oboje zadrżeli na tak bliski kontakt. Howie czuł, jakby nagle niebo rozjaśniło się tysiącem gwiazd i jemu było dane poczuć to wszystko. Wiedział, że ta chwila nadeszła, wiedział, że teraz już nie ma odwrotu. Serce miał przepełnione szczęściem. Zakochał się w tej dziewczynie od samego początku. Chciał krzyczeć, że ją kocha, ale w tej chwili wszystkie słowa były zbędne. Dlatego delikatnie ułożył się na piasku i postanowił czynami pokazać jej, ile dla niego znaczy… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jenny otworzyła oczy. Na dworze było ciemno, a obok leżał Howie. Spał spokojnie. Dotknęła ust, żeby się przekonać, czy wydarzenia ostatniego wieczoru zdarzyły się naprawdę. Zadrżała na samo wspomnienie. Spędzili upojne chwile na plaży, a kiedy wrócili do domu i wzięli wspólną kąpiel, na nowo wszystko przeżywali. Howie był taki delikatny, taki czuły… Dotknęła ręką jego policzka. Ostrożnie, żeby go nie zbudzić. Ale zareagował natychmiast. Otworzył oczy i uśmiechnął się. - Przepraszam, nie chciałam cię budzić – szepnęła. – Chciałam się przekonać, że dzisiejszy wieczór zdarzył się naprawdę… - Jeśli tu jesteś, to zdarzył się na pewno – wyszeptał. – Chyba, że mieliśmy zbiorową halucynację, ale to niemożliwe. Chodź, przytul się do mnie – dodał i wyciągnął ramiona w jej stronę. Z ufnością się w nie wsunęła. - Kocham cię – powiedział je prosto do ucha. – Nie wiem, kiedy to się stało, ale kocham cię całym sercem. - Howie… – w oczach stanęły jej łzy. Popatrzyła mu w oczy. Uśmiechał się. Pocałowała go delikatnie. – Ja też cię kocham – otarł jej łzy, ale dzielnie dokończyła. – Choć wcale tego nie planowałam, wpadłam po same uszy. Przytulił ją do siebie i czule pocałował w czoło. Ale to nie było to, czego oboje pragnęli. Jenny uniosła się na łokciu i nachyliła nad Howiem. - Nie wiem co się dzieje, ale ciągle mi ciebie mało – zdążyła wyszeptać, nim przyciągnął ją do siebie. Znów stracili nad wszystkim kontrolę. Znów się zatracili. I znów ujrzeli gwiazdy… Obudziły go promienie słoneczne, które świeciły mu prosto na twarz. Leniwie otworzył oczy. Słońce było już wysoko na niebie, ale nie miał ochoty wstawać. Wyciągnął ręce w poszukiwaniu Jenny. Leżała tuż obok, z twarzą wtuloną w poduszkę. Uśmiechnął się czule i odgarnął włosy z jej twarzy. Spała, a on nie chciał jej budzić. Przysunął się bliżej. Wsunął ramię pod jej głowę, a jej rękę położył sobie na brzuchu. Rozłożyła palce, jakby chciała sprawdzić, czy to jego ciało jest tak blisko i uśmiechnęła się przez sen. Patrzył, jak spokojnie śpi i wiedział, że to jego zasługa. Pragnął, żeby zawsze mieć ją tak blisko. Żeby z nią zasypiać, z nią się budzić, sprawdzać w nocy, czy ma spokojny sen i tulić, żeby rozproszyć wszystkie jej smutki. Z takim postanowieniem zamknął oczy i zasnął. Cały następny tydzień spędzili w domku na plaży. W dzień się opalali, a kiedy na plaży robiło się tłoczno, uciekali do domu. Wieczorne godziny spędzali przed telewizorem. Namiętnie oglądali filmy, a później, dużo później, równie namiętnie oddawali się znacznie przyjemniejszym czynnościom… Howie zauważył, że Jenny rozkwitła. Śmiała się częściej, spała spokojniej i nareszcie była zrelaksowana. Ale kiedy obudził się którejś nocy, jej obok nie było. Wstał, zaniepokojony. Zobaczył jej cień w oknie i wyszedł na taras. - Nie możesz spać? – zapytał cicho. Drgnęła, przestraszona. - Wyszłam, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza – powiedziała. Przytuliła się do niego, kiedy podszedł i stanął za nią z tyłu. Brodę oparł na jej ramieniu i spojrzał na księżyc, który odbijał się w wodzie. - Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę – powiedziała. – Że może być tak pięknie, że mogę się tak czuć… - Uwierz – pocałował ją w ramię, a ona mocniej zacisnęła dłonie na jego rękach. – Uwierz, bo tak już będzie zawsze. Obiecuję – dodał i odgarnął jej włosy na bok. Pocałował ją w kark, a ona mało nie zemdlała. - Howie… – czuła, że zaschło jej w gardle. – Jak mnie tak całujesz, to się rozpływam… - Naprawdę? – uśmiechnął się i pocałował ją jeszcze raz. – Może dzięki temu będę miał jakąś władzę nad tobą, bo kiedy tak czule mnie dotykasz, jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko… - Ty wariacie – parsknęła i odwróciła się do niego przodem. – Kiedy jesteś tak blisko, nic się dla mnie nie liczy. Taką masz władzę nade mną. - Ale chyba nie będziemy się teraz licytować, kto ma nad kim większą władzę – powiedział unosząc do góry jej podbródek. – Znam lepszy sposób na wykorzystanie wolnego czasu… - Tak? – uniosła pytająco brew do góry. - Chodź, pokażę ci – mrugnął zalotnie okiem i pociągnął ją za rękę do sypialni. I spełnił tę obietnicę… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obudziła się, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Była sama. Przez moment się zaniepokoiła, ale usłyszała szum wody w łazience i natychmiast się uspokoiła. Przeciągnęła się ziewając. Nagle zadzwonił telefon. Zdążyła odebrać, nim Howie wybiegł z łazienki. Patrzył na nią uważnie i widział, jak z każdym słowem zmienia jej się wyraz twarzy. - Halo? Pani Paula?… – zmieszała się. Na jej twarzy pojawił się czerwony rumieniec. – …Howie?… Tak, już go daję – oddała mu słuchawkę. Poczuła się, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Zupełnie zapomniała o świecie zewnętrznym, zupełnie zapomniała o rzeczywistości. A tu nagle dzwoni mama Howiego i zastaje ją w jego łóżku… Zerwała się, jak oparzona i wybiegła do łazienki. Zimny prysznic ukoił jej nerwy i przegnał złe myśli. Kiedy Howie wrócił do łazienki była już zupełnie spokojna. - Rodzice zapraszają nas do siebie na weekend – powiedział. – Wiem, co czujesz, ale mama wiedziała, że będziemy tu razem. Powiedziała, że byłaby zaskoczona, gdyby tak nie było – uśmiechnął się. - Poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro zimnej wody – odpowiedziała. – Nie byłam przygotowana na świat zewnętrzny… - Jesteś gotowa, żeby wyjść temu naprzeciw? – zapytał. - Tak – owinęła się szlafrokiem. – Chyba troszkę spanikowałam. Roześmiał się i przytulił ją do siebie. Mama powiedziała mu, że zaczęli już mówić o tajemniczej blondynce, z którą spędzał czas. Sam wczoraj zauważył jakichś fotografów na plaży, ale nie przejął się tym wcale. Cieszył się tym, co ma, a co myślą o tym inni, niewiele go obchodziło… Zaparkowali na podjeździe przed domem. Z ogrodu dochodziły czyjeś krzyki i po chwili nadbiegły dzieci w towarzystwie dwóch szczęśliwych psiaków. Oskar natychmiast rozpoznał Jenny i łasił się w oczekiwaniu na pieszczoty. Kiedy ceremonia powitania została zakończona, mogli spokojnie wejść do domu. - No, jesteście! – pani Paula mocno uścisnęła dziewczynę. – Już nie widzę tych cieni pod twoimi oczami. Pobyt w domku dobrze ci służy, prawda? – mrugnęła figlarnie okiem. Jenny uśmiechnęła się, speszona. - Ty też dobrze wyglądasz – skwitowała Howiego. – Należy wam się odpoczynek. Może byście gdzieś razem wyjechali? - Mamo… – tym razem Howie się zaczerwienił i wszyscy się roześmiali. Pani Paula zaprowadziła ich do kuchni i poczęstowała zimnym sokiem. Przez te kilka chwil mieli spokój, ale zaraz znów pojawiły się dzieciaki i zaczęło się przekrzykiwanie, bo każdy miał coś do powiedzenia. Najbardziej szczęśliwa była Jessica, bo okazało się, że będą mogli zabrać ze sobą Oskara na zachodnie wybrzeże, a ona nie chciała się z nim rozstawać. W ogóle cały weekend był zwariowany. Dzieci hałasowały, psy szczekały, dom był pełen ludzi. Jenny świetnie się bawiła. Przypominały się jej czasy, kiedy razem z rodzicami w weekendy wymyślali różne zabawy i spędzali czas razem. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo za tym tęskniła… Cieszyła się, że Howie wciągnął ją w ten klimat, że mogła się głośno śmiać, że czuła się kochana… Zrobił dla niej tak wiele, a ona, poza sobą, nie miała mu nic do ofiarowania… Ale on niczego nie oczekiwał. Wiedziała, że może na niego liczyć w każdej sytuacji i chciała, żeby on też był pewien jej poparcia dla tego, co robi. Jej życie tak się zmieniło w ciągu tych kilku miesięcy, że ciągle miała wrażenie, jakby to był sen… cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Od tygodnia byli w drodze i zbliżali się do celu swojej podróży. Podróżowanie samochodem miało swoje dobre strony, bo zatrzymywali się w małych miasteczkach, gdzie mogli pozostać nierozpoznawalni. W prasie aż huczało od plotek na temat jego związku z tajemniczą blondynką. Nikt nie wiedział, kim ona jest. A zdjęcia w gazetach były na tyle niewyraźne, że jej tożsamość nie została ustalona. Ucieszył się, że Jenny przyjęła te rewelacje ze spokojem, a nawet stało się to przedmiotem żartów. Codziennie rano udawali, że nie zwracają uwagi na ciekawskie spojrzenia ludzi napotykanych w motelach i z zainteresowaniem śledzili wiadomości w prasie. Jak na razie nic się nie działo… Howie wrócił do pokoju z gazetą, ale Jenny w nim nie było. Usłyszał jakieś hałasy w łazience i tam skierował swoje kroki. Jenny stała nad umywalką i myła twarz. Zauważył, że jest dziwnie blada. - Co się stało? – spytał zaniepokojony. - Źle się poczułam – odpowiedziała cicho. – Chyba zaszkodziło mi coś z wczorajszej kolacji – uśmiechnęła się przepraszająco. – Ale już czuję się dobrze. - Może zostaniemy tu cały dzień? – pomógł jej usiąść na łóżku. - Nie ma mowy – na twarz wróciły jej kolory i od razu przystąpiła do zdecydowanego działania. – Zatrzymamy się dopiero w Wielkim Kanionie i tam spędzimy dwa dni. Potem wracacie na trasę i musisz odpocząć. - Masz rację – uśmiechnął się. Nie zauważył, że minął już prawie miesiąc, od kiedy zawiesili trasę. Rozmawiał ostatnio z Kevinem, który był w odwiedzinach u Alexa i powiedział mu, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Cieszył się, że będą znów koncertować, bo uwielbiał kontakt z publicznością, ale wiedział, że trudno będzie mu się rozstać z Jenny. Nie wiedział, że tak się uzależni od jej bliskości. Każda chwila bez niej wydawała mu się stracona… Wysiedli z samolotu. Jenny ledwo trzymała się na nogach. Howie zaczynał się o nią martwić. Po raz kolejny w tym tygodniu nie czuła się najlepiej i nie wiedział, co jej dolega. Jedli przecież to samo, a wcześniej żadne niestrawności nie miały miejsca. Kiedy dojechali do domu, poczuła się lepiej, więc mógł zostawić ją bez obaw, a sam pojechał na spotkanie z chłopakami. Odwiedzili Alexa w klinice i wspólnie stwierdzili, że przełożą trasę o kolejne dwa tygodnie. Wszystko było już w porządku, ale było jeszcze za wcześnie na powrót. Alex potrzebował odpoczynku i teraz najważniejsze było jego zdrowie. Howie był zadowolony z rozwoju sytuacji. Dzięki temu będzie miał Jenny dla siebie przez całe dwa tygodnie. Choć kilka dni przed rozpoczęciem trasy, chcieli się spotkać, żeby przećwiczyć choreografię. No i jeszcze to spotkanie rodzinne… Z Europy wrócili wypoczęci. Choć podróż samolotem nie należała do najprzyjemniejszych, bo Jenny większość czasu spędziła w toalecie. Dobrze, że chociaż sam pobyt na wyspie minął bez większych zakłóceń. Ale miał wrażenie, że Jenny jakoś przybladła. Kiedy prosił, żeby odwiedziła lekarza, zbywała go machnięciem ręki. Choć do Santa Barbara też przylecieli samolotem, ta podróż minęła bez żadnych problemów. Na lotnisku czekał na nich Johnny i razem dojechali na farmę. A tam było już mnóstwo gości. - Jesteś gotowa? – zapytał Howie, kiedy zatrzymali się na podjeździe. Jenny mocno zacisnęła dłoń na jego ręce. - Prowadź – uśmiechnęła się. Weszli do domu i zaraz zostali rozdzieleni. Jego porwali wujkowie i generalnie męska część rodziny, a ją obstąpiły kuzynki Howiego. A było ich sporo. Jenny miała wrażenie, że znalazła się na planie jakiegoś filmu. Wszyscy się przekrzykiwali, każdy chciał znaleźć się jak najbliżej. Nie miała ani chwili wytchnienia. Noc minęła spokojnie, ale nie miała okazji widzieć się z Howiem, bo zostali ulokowani w dwóch przeciwnych skrzydłach domu. Dziadkowie byli bardzo konserwatywni i nie wyobrażali sobie, żeby miało być inaczej. Rankiem następnego dnia Howie ze śmiechem zapukał do pokoju Jenny. Obok stała mama, ale wiedział, że pozwoli im zostać chwilę sam na sam, nawet gdyby musiała bronić dostępu do pokoju własną piersią. Nie usłyszeli żadnego hałasu z wewnątrz, więc weszli do środka. Łóżko było puste, a Jenny siedziała na podłodze w ubikacji. Wymiotowała. - Co się stało? – Howie podbiegł do niej, zaniepokojony. Była blada, ale dzielnie trzymała fason. - To ten wczorajszy podwieczorek – uśmiechnęła się. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio też tak mówiłaś – skarcił ją. Był przestraszony nie na żarty. - Kochanie, połóż się z powrotem – pani Paula poprawiła pościel na łóżku. Patrzyła na dziewczynę z niepokojem. Bladość, cienie pod oczami, poranne mdłości… – Howie, przynieś Jenny porcję ciepłego rosołu z kuchni – powiedziała i zamknęła za synem drzwi. Wróciła do dziewczyny. Poprawiła jej poduszkę. – Dobrze się czujesz? - Tak, dziękuję – Jenny uśmiechnęła się blado. Cienie pod jej oczami troszkę wyblakły. – Podłoga już przestała falować i za chwilę będę normalnie funkcjonować. - Często ci się to zdarza? – popatrzyła na dziewczynę uważnie. - Tylko, jak zjem coś nowego – odpowiedziała. – Choć w ciągu ostatniego tygodnia zdarzyło mi się to kilka razy. Chyba jestem przewrażliwiona na pewne potrawy – uśmiechnęła się. - Mogę cię o coś zapytać? - Oczywiście – Jenny była zaskoczona tonem pytania. Wydawało jej się, że pani Paula jest trochę zakłopotana. - Czy to możliwe, żebyś… była w ciąży? – wykrztusiła. Jenny popatrzyła na nią przerażona. - W… ciąży? – czuła, że zaschło jej w gardle. - Masz mdłości, wymiotujesz… – mama Howiego popatrzyła na dziewczynę z ciekawością. Przez te kilka sekund zdążyła oswoić się z myślą, że tym razem jej najmłodsza pociecha dostarczy jej kolejnego wnuka. - Nie… – Jenny pokręciła niepewnie głową. – To chyba niemożliwe… Ale w tym momencie do pokoju wszedł Howie i Jenny nie zdążyła ukryć wyrazu zaskoczenia na twarzy. Podejrzenia pani Pauli zwaliły ją z nóg. - Coś się stało? – zapytał. – Znów źle się czujesz? – usiadł obok, na łóżku. Jenny szeroko otwartymi oczami popatrzyła na mamę Howiego. Zrozumiały się bez słów. - Nic się nie stało – pani Paula wzięła od syna miseczkę z rosołem. – Jedz, kochanie – wyciągnęła łyżkę w jej stronę. – Mnie też rano bolał brzuch od tego wczorajszego puddingu. Ale teraz już wszystko dobrze – mrugnęła porozumiewawczo do dziewczyny. Jenny uśmiechnęła się do Howiego. Odgarnął jej włosy z twarzy i popatrzył na nią z czułością. - Powinnaś iść do lekarza – powiedział z naciskiem. – Mam nadzieję, że zrobisz to w przyszłym tygodniu. I nie przyjmuję żadnych sprzeciwów – dodał, widząc, że zamierza zaprotestować. – Inaczej będę do ciebie dzwonić sto razy dziennie z Milwaukee. A, jak będę dzwonił, to nie będę mógł przygotowywać się do trasy, więc to też musisz wziąć pod uwagę. - Poddaję się – uniosła ręce w geście kapitulacji. - I koniecznie zadzwoń do mnie, jak już będziesz miała wyniki – powiedziała pani Paula. – Ja wiem, że my możemy sprawiać wrażenie strasznie hałaśliwej i nieskoordynowanej rodzinki, ale wszyscy się o siebie troszczymy. Wiesz, że traktuję cię jak córkę i z niecierpliwością będę czekać na telefon od ciebie. Jenny uśmiechnęła się, wzruszona. - Zadzwonię natychmiast – obiecała i zjadła resztę rosołu. Ona w ciąży?! Położyła dłoń na brzuchu, a mama Howiego zauważyła ten gest. Uśmiechnęły się do siebie. Hm… To mogło być ciekawe… Pożegnanie z Jenny nie należało do łatwych. Przez miesiąc byli praktycznie nierozłączni, a teraz musieli się rozstać. Ciężko było przywyknąć do myśli, że nie będzie wspólnych poranków i wspólnych wieczorów, wspólnych śniadań, wspólnego biegania po plaży… Howie westchnął. Teraz dobrze rozumiał Kevina i Briana, którzy każdą przerwę między koncertami wykorzystywali na spotkania z żonami. Sam czuł, że nie jest jeszcze gotowy na rozstanie z Jenny. Ona jakoś lżej to przyjmowała, choć miał wrażenie, że nie chce go jeszcze bardziej przygnębiać. Rano znów źle się czuła i umówił ją na wtorek do lekarza. Steven wybierał się w środę do Milwaukee i Howie spodziewał się obszernej relacji ze spotkania z doktorem. Żałował, że nie może z nią być w takim momencie, ale chcieli się porządnie przygotować do występów. Chcieli udowodnić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i mają się świetnie. - Zadzwonię zaraz po przylocie – powiedział do Jenny, kiedy już znaleźli się na lotnisku. - Będę czekać – uśmiechnęła się. - Zobaczymy się dopiero na początku września, bo mamy kilka dni przerwy – powiedział. – Strasznie będzie mi ciebie brakować – wtulił twarz w jej włosy. - Ja też będę za tobą tęsknić – odpowiedziała i przytuliła się do niego. - Pamiętaj, że cię kocham – popatrzył jej w oczy. Skinęła głową. - Wiem o tym, Howie – odparła. – Każda minuta spędzona z tobą jest tego dowodem. Dajesz mi tyle szczęścia, że czuję się jak w bajce… Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie. - Tego będzie mi brakowało najbardziej – powiedział cicho i pocałował ją po raz drugi. – Twoich ciepłych ustek, twoich bezpiecznych ramion, twojej delikatności, czułości, twojego uśmiechu… - Przestań, bo się rozpłaczę – dała mu kuksańca w bok. - No co? – oburzył się. – Nie pamiętasz, co napisali w gazecie? Że jesteś śliczna, wrażliwa i czuła. Roześmiała się na wspomnienie jednego z artykułów. - Przecież taka jesteś i za to cię kocham – uścisnął ją po raz ostatni. Dalej już nie wolno jej było iść. - Ja też cię kocham, głuptasie – delikatnie pogłaskała go po twarzy. – Do zobaczenia. - Do widzenia – przesłał jej całusa i zniknął wśród tłumu. Westchnęła. I znów była sama. Ale teraz ta samotność była zupełnie inna. Może już niedługo nie będzie sama? Uśmiechnęła się na tą myśl i opuściła budynek. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyszła od lekarza. Usiadła na ławce. A jednak… Jest w ciąży. Miała nadzieję, że mama Howiego myliła się, mówiąc jej o swoich przypuszczeniach, ale stało się inaczej. Ostrożnie położyła dłoń na brzuchu. Uśmiechnęła się. Nosiła pod sercem nowe życie. Stworzyli je razem z Howiem… Na wspomnienie tamtych chwil aż się zarumieniła. - Kochanie, zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy – powiedziała cicho, z czułością głaskając się po brzuchu. Po chwili złapała się na tym, że mówi do synka, a przecież nie wiedziała, jakiej płci będzie dziecko. – Teraz najważniejsze jest, żebyś był zdrowy – uśmiechnęła się do siebie. Z takim wyrazem twarzy znalazła ją Angie. Steven wyjeżdżał i robiła ostatnie zakupy, a przy okazji dopilnowała, żeby przyjaciółka odwiedziła lekarza. - Czy jest coś, o czym powinnaś mi powiedzieć? – popatrzyła na Jenny ucieszona. – Wyglądasz, jakbyś odkryła jakąś tajemnicę. Jenny podniosła głowę i spojrzała na Angie. - Jestem w ciąży – powiedziała. - Tak myślałam, kiedy rano byłaś nie do życia – Angie usiadła obok. – Tak się cieszę! – uścisnęła przyjaciółkę. - Myślisz, że to dobra wiadomość? – Jenny popatrzyła na nią z obawą. - Wspaniała! – uśmiechnęła się. – Howie będzie zachwycony! Jak Steven do niego pojedzie i mu o wszystkim opowie, to będzie niespodzianka! - Chciałabym to załatwić troszkę inaczej – zaprotestowała nieśmiało. - Oczywiście, jak chcesz – uśmiechnęła się Angie i jeszcze raz uścisnęła Jenny. – Ale do mamy pozwolisz mi zadzwonić, prawda? Jenny w milczeniu skinęła głową. - Ale będzie szczęśliwa… Jenny upiekła ciasto z truskawkami i napisała krótki liścik do Howiego. Żałowała, że nie spędzą razem tak ważnego dla niego dnia, ale chciała, żeby wiedział, że pamięta. Steven obiecał dostarczyć wszystko zaraz po przylocie, żeby mogli zacząć świętowanie jutro z samego rana. Zastanawiała się, jak zareaguje na wiadomość, że zostanie ojcem. Postanowiła, że wieczorem będzie czekać na telefon. Miała nadzieję, że Angie bezbłędnie odkryła jego reakcję. Właśnie wracały razem ze spaceru. Odprowadziły Stevena na lotnisko, a potem wybrały się na spacer. Żartowały na temat dziecka i urządzania domu, kiedy skręciły w swoją ulicę. - Mama bardzo ucieszyła się tą wiadomością – powiedziała. – Ale zgodnie z twoją prośbą, nic nikomu nie powie. Choć nie wiem, jak długo uda się jej utrzymać to w tajemnicy… Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Zdążyły przejść na drugą stronę i stanąć przy swoich furtkach. Samochód jednak nie odjechał. Rozpędził się jeszcze bardziej i wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Angie nie zdążyła nawet zareagować, kiedy przyjaciółka znalazła się pod kołami samochodu. W tym samym momencie kierowca wycofał i odjechał z piskiem opon. Angie błyskawicznie znalazła się przy Jenny. Drżącą ręką wystukiwała numer na telefonie komórkowym. Karetka przyjechała po kilku minutach. Policja zaraz za nimi. Angie chaotycznie opowiadała, co się wydarzyło i policjanci pojechali na poszukiwanie samochodu. A Angie wsiadła do karetki i pojechała do szpitala. Tu też wszystko toczyło się szybko. Jenny znalazła się na sali, zrobiono jej wszystkie badania i podłączono do aparatury. Była nieprzytomna i Angie z przerażeniem wpatrywała się w te wszystkie rurki. Jenny była taka blada… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Doktor pojawił się po kilkunastu minutach. I nie miał dobrych wiadomości. - Pani przywiozła tu tę dziewczynę? – zapytał. - Tak – odpowiedziała. – Co z nią? - Nie jest najlepiej – odparł doktor. – Ma wiele wewnętrznych obrażeń. Samochód uderzył ją prosto w brzuch. Dobrze, że nie zajechał od tyłu, bo miałaby połamany kręgosłup. - A dziecko? – popatrzyła na niego przerażona. - Niestety – smutno pokiwał głową. – Ciąży nie dało się uratować. - O, Boże… – Angie zakryła usta dłonią. – Czy ona z tego wyjdzie? - Zadecyduje o tym najbliższa doba – odpowiedział. – Ale proszę być dobrej myśli. Nie doszło do uszkodzenia mózgu, system nerwowy też funkcjonuje poprawnie. Musimy czekać. - Czekać… – powiedziała cicho, kiedy lekarz zamknął za sobą drzwi. Weszli policjanci i Angie zamieniła z nimi kilka słów. Okazało się, że to był celowy wypadek. Spowodowała go jakaś chora dziewczyna, beznadziejnie zakochana w Howiem, która nie mogła znieść myśli, że on może chcieć ułożyć sobie życie z kimś innym. Angie nie mogła w to uwierzyć. Przez czyjąś bezmyślność Jenny leży teraz bez życia… Usiadła obok łóżka. Bezradnie patrzyła na przyjaciółkę. Leżała blada, otoczona mnóstwem rurek i kabelków. Jeszcze godzinę temu była uśmiechnięta, z radością patrzyła w przyszłość, a teraz… Leży bez życia. Angie zamknęła oczy. Jak ona ma o tym powiedzieć Jasonowi i Jessice? A pozostałym?… Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Aż podskoczyła. - Mama? – powiedziała widząc numer na wyświetlaczu. – Tak się cieszę, że dzwonisz… - "Coś się stało, kochanie?" – zapytała zaniepokojonym głosem pani Paula. – "Próbowałam złapać was całe popołudnie, ale nigdzie nie mogłam was znaleźć. Gdzie byłyście? Chciałabym porozmawiać z Jenny." - Mamo, zdarzył się wypadek… – powiedziała Angie cicho. – Jestem w szpitalu. - "Coś ci się stało?" - Nie – w oczach Angie zabłysnęły łzy. – Jenny… - "Co z nią?" – zaniepokoiła się mama. - Samochód ją potrącił… Jakaś psychicznie chora dziewczyna wymyśliła sobie, że w ten sposób będzie miała Howiego dla siebie!… – głos jej drżał. – Teraz Jenny leży nieprzytomna. - "Boże…" – westchnęła pani Paula. – "A dziecko?" – mocniej ścisnęła słuchawkę. - Nie ma… – te słowa ledwie przeszły jej przez gardło. – Mamo, nie wiem, co robić… - "Przylecę pierwszym samolotem" – odpowiedziała. – "I nie martw się. Wszystko będzie dobrze." - Dziękuje, mamo… – Angie rozłączyła się. Nie minęła nawet minuta, a telefon znów zadzwonił. Tym razem to był Howie. - "Angie, jest tam gdzieś Jenny?" – krzyknął rozradowany. – "Koniecznie muszę z nią porozmawiać. Taka niespodzianka… Będziemy mieli dziecko, wiesz? Tak strasznie się cieszę!…" Angie nie miała odwagi przerywać tego wybuchu radości. Howie był taki szczęśliwy. Wiedziała, że tak zareaguje na tą wiadomość, ale jego entuzjazm był wprost kosmiczny… - "Co się stało?" – zaniepokoiło go milczenie siostry. – "Czemu nic nie mówisz?" - Jenny miała wypadek… - "Wypadek?" – poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. - Leży w szpitalu, nieprzytomna – słowa z trudem przechodziły jej przez zaciśnięte usta. – Samochód wjechał prosto na nią. - "Samochód?" – ogarnęła go panika. – "A dziecko?! Co z dzieckiem?" – tak mocno zacisnął palce na słuchawce, że aż kostki mu zbielały. - Straciła… – Angie usłyszała cichy szloch po drugiej stronie słuchawki. – Ale lekarz mówił, że wyjdzie z tego. Na razie jest nieprzytomna i czekamy, aż się obudzi. - "Zaraz tam będę" – powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę. Angie ze łzami w oczach popatrzyła na przyjaciółkę. - Wyjdziesz z tego… – powiedziała cicho. – Zobaczysz, że z tego wyjdziesz… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dochodziła już północ, kiedy Howie dotarł do szpitala. Wpadł do sali jak burza, ale widok, jaki tam zastał, zatrzymał go w drzwiach. Na łóżku leżała Jenny. Była blada i z odrazą popatrzył na wszystkie aparaty, które ją otaczały. - Howie… – Angie podeszła do brata i uścisnęli się mocno. - Co z nią? – Howie podszedł do łóżka. - Bez zmian – odpowiedziała. – Ale doktor mówi, że nic ją nie boli. Podali jej dużo środków przeciwbólowych na wypadek, gdyby się obudziła. Howie nachylił się nad dziewczyną. Delikatnie dotknął jej twarzy. Poczuł, że do oczu napływają mu łzy. - Będziemy mieli następne dziecko – wyszeptał. – Zobaczysz. Jak tylko z tego wyjdziesz… Jestem przy tobie, kochanie… Musisz z tego wyjść, słyszysz?… Nie zostawię cię samej… Będę na ciebie czekał… A, jak już stąd wyjdziesz, zamieszkamy razem z Jessicą i Jasonem… Kupimy większy dom… Nad oceanem, tak jak marzyłaś… I zapełnimy go dziećmi… – czuł, że głos mu się łamie. Tak nagle dowiedział się, że będzie ojcem i równie szybko dowiedział się, że nim nie będzie. Nie potrafił się z tym pogodzić. Stworzyli z Jenny nowe życie i szybko stracili ten skarb. Ale wiedział, że to się tak nie skończy. – Jak tylko stąd wyjdziesz, uczynię cię panią Dorough i codziennie będę cię uszczęśliwiał… Kocham cię bardzo… Nie możesz mnie teraz zostawić … Słyszysz?… Nie możesz!… – przytulił jej dłoń do swojej twarzy. Patrzył na nią bezradnie. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była jego słońcem, powietrzem, jego radością. I zrobi wszystko, żeby nigdy nie musiała cierpieć… Pani Paula stanęła obok syna. - Tak mi przykro, kochanie – powiedziała. - Mamo, będziemy mieli następne dziecko – powiedział z determinacją. – Jak tylko Jenny z tego wyjdzie. Ożenię się z nią i stworzymy wspólny dom. Zobaczysz… - Wiem, kochanie, że będziesz dla niej dobry – odpowiedziała i przytuliła go do siebie. – Będziecie razem szczęśliwi… Dłoń Jenny zacisnęła się na prześcieradle. Angie ponagliła ich ruchem ręki. Howie błyskawicznie znalazł się przy łóżku. - Jenny, kochanie… To ja, Howie – uścisnął jej dłoń. - Howie?… – wyszeptała i otworzyła oczy. – Co?… Co z dzieckiem?… – popatrzyła na niego zrozpaczona. - Będziemy mieli następne – pogłaskał ją po twarzy. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - Straciłam dziecko?… – po jej policzku spłynęła łza. – Straciłam nasze dziecko?… Przepraszam… - Kochanie, wszystko będzie dobrze – pocałował ją w spierzchnięte usta. – Jak tylko stąd wyjdziesz, stworzymy wspólny dom. I zobaczysz, będziemy bardzo szczęśliwi… - Kocham cię… – wyszeptała i zamknęła oczy. Czuła się strasznie znużona. Howie ściskał jej rękę i głaskał ją po twarzy. Teraz na pewno wszystko będzie dobrze… koniec. Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak tu ciekawie
dla biesiadniczek-drzewek👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę ! Wiersz Julian Tuwim O czym? O pewnym wieczorze. Od wina i czerwca był ciepły. Gwiazdy, jak kwiaty, ze szczęścia, Na łąkę niebios uciekły. Jechało się Alejami I koń był wniebowzięty, I księżyc, co jechał nad nami, W strzępiastą chmurkę wcięty. Ani się nic nie działo, Ani się nic nie mówiło. Zresztą sam byłem wtedy, Ciebie tam wcale nie było. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiersz z banałem w środku ks Jan Twardowski nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie czekania na nikogo przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anioł poważny i niepoważne pytania ks Jan Twardowski Czy zostałeś aniołem dopiero po dłuższym namyśle czy zamiast palca serdecznego masz tylko wskazujący czy spowiadasz tylko z grzechów ciężkich bo lekkie trudno udźwignąć czy klaszczesz w dłonie patrząc na konanie jak na sytuację przedbramkową czy nigdy nie płaczesz, żeby się nigdy nie uśmiechać czy umiesz uważnie bez powodu słuchać czy nie przytulasz się żeby odejść czy nie tęsknisz za ciałem za ludzkim uśmiechem za dłońmi złożonymi w kominek za ziębą co we wrześniu opuszcza ogrody za źrebakiem zamykającym powieki za chrząszczem o nogach żółtoczerwonych za każdą sekundę zawsze ostatnią za tym co nietrwałe i dlatego cenne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! Jeśli dręczą Was jakieś nie-rozwiązane problemy, oprzyjcie się o pień brzozy. Ludzie, którzy tego spróbowali, w ciągu następnych dwóch tygodni zazwyczaj wpadali na „genialną” pomysły, które pomagały im pokonać trudności. Częste kontakty z brzozą pozwalają na bezbłędne wyczuwanie intencji innych osób. Ponadto sok z brzozy poprawia pracę nerek oraz pęcherza i dodaje blasku skórze. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ BRZOZA..... Stanęłam tuż przy brzozie By mnie uleczyła Prądem swoim mnie poraziła Tylko czy na długo Chciałabym by tak było Brzoza leczy Brzoza dobre prądy ma Lecz czy każdemu Może pomóc Może siły dać Brzoza to dobre drzewo Wspaniałe soki ma Ja je piję Tylko czy coś to da Wierzę w ciebie brzozo Wierzę w siły twe A więc stoję tuż przy tobie I jak tylko mogę wypijam soki twe. autor. Kwiat lotosu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stoi pod lasem Samotna Inna od wszystkich drzew Moje jedyne umiłowane Ma brzoza Z wiatrem tańczy namiętnie by duszę moją ożywić Wygonić chce smutek swoją melodią osuszyć łzy co do oczu się cisną I dłońmi kochanka lubieżnie oplata z rządzą wyrywa oddech z mych płuc Bym czuła moc pożądania przez dotyk spragnionych miłości ust I szeptem poezji zalewa me serce bym oszalała z rozkoszy I tracąc świadomość padła zmęczona na trawę z rumieńcem zielonym A echo krążąc gdzieś w lesie zbłąkane Krzyczy - Tyś sensem mojego istnienia ! autor. Kat.K Kochane Drzewka pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KALINKO KOCHANA ten wiersz dedykuje Tobie👄 dumna brzozo.. Rozłożyłaś swe ramiona jak dostojna dama, brzozo dumna i milcząca stoisz w polu sama... Byłaś powiernikiem niemym, szemrząc cicho tęsknotą mi drżałaś, smutne ramiona ku ziemi nad losem mym w bólu składałaś... W konarach twych się schowam, uczucie tam skrzętnie skryję, tajemnicy mej dochowasz teraz ty wiesz, dla kogo moje serce bije... Dumna brzozo milcząca, tobie dziś dziękuję, przyjacielem serca jesteś, w twych ramionach zawsze spokojna się czuję.... autor Kryla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA___________witajcie🖐️🖐️🖐️ Dziekuje 👄 JARZEBINKO CZERWONA_________-przytulam Cie za te wspaniala opowiesc👄.Dziekuje pieknie👄Przeczytalam wczoraj___ale juz za braklo mi czasu by Ci napisac kilka slow:) Wywiad z Meryl Streep :):):) 🌻🌻🌻 Wywiad przeprowadzila Mariola Wiktor. ____Co ciekawego udało się Pani ostatnio wypatrzyć w sklepach? Meryl Streep: Rozczaruję panią. Nie jestem kobietą, która gorączkowo wertuje magazyny mody, a potem biega po butikach. Co więcej, ja w ogóle... nie nadążam za modą. Z wielkich projektantów najbardziej lubię Valentino. W zaprojektowanej przez niego dla potrzeb filmu długiej, czarnej wieczorowej sukni czułam się znakomicie. Ale najlepiej mi, i to od lat, w dżinsach, szerokich bluzach i T-shirtach. – I kto to mówi? Mam uwierzyć, że osoba, która w filmie „Diabeł ubiera się u Prady” wciela się w postać trzęsącej światem mody, olśniewającej kreacjami Mirandy Priestley, szefowej nowojorskiego pisma „Runway”, nie ma w szafie równie eleganckich kostiumów, wytwornych futer, szykownych żakietów i seksownych sukni koktajlowych? Przepraszam, ale moja szafa to moja prywatna sprawa. Po amerykańskiej premierze filmu „Diabeł ubiera się u Prady” dziennikarze często zadają mi podobne pytania (śmiech!). – I co im Pani odpowiada? Że wszystkie te wspaniałe kreacje postanowiliśmy zlicytować na rzecz ofiar huraganu Katrina. Zwykle tak się dzieje, że po zakończeniu zdjęć aktorki mogą zatrzymać sobie na własność ubrania noszone na planie. Ale wydawało mi się, że w obliczu takich tragedii, jak ta, która dotknęła Nowy Orlean, byłoby niemoralnie napychać sobie szafy luksusowymi ubraniami, a potem oglądać w telewizji ludzi, którzy w tym samym czasie utracili wszystko. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
",,,,,Dumna brzozo milcząca, tobie dziś dziękuję, przyjacielem serca jesteś, w twych ramionach zawsze spokojna się czuję...." JARZEBINKO CZERWONA__________dziekuje👄 za te piekna dedykacje.Ze wzajemnoscia👄❤️____to samo moge powiedziec o Tobie!❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
– To bardzo szlachetne, ale nie było Pani jednak choć trochę szkoda? Podobno Patty Field, była stylistka serialu „Seks w wielkim mieście”, zgromadziła na potrzeby filmu „Diabeł ubiera się u Prady” ubrania i dodatki za ponad milion dolarów. To prawda, ale ja nie żałuję tej decyzji. Nieustająca konieczność przebierania się na planie okazała się dla mnie o wiele bardziej wyczerpująca niż wymagająca fizycznej sprawności rola w filmie „Dzika rzeka”, kiedy to musiałam opanować umiejętność kierowania tratwą. – Chyba Pani żartuje? Nie! Widzi pani, kiedy musiałam wybierać spośród setek torebek, biżuterii, okularów, butów na niebotycznie wysokich obcasach, pomyślałam sobie: „Meryl, co z ciebie za dziewczyna? Przecież to cię w ogóle nie kręci!” Wszystkie te ciuchy kosztowały górę pieniędzy. W filmie wystąpiłam w ponad 60 kreacjach, do których trzeba było starannie dobierać najdrobniejsze dodatki. Do jednego kostiumu miałam do wyboru kilkanaście torebek. Niektóre za 10–12 tysięcy dolarów. Nic dziwnego, że potem torba za „jedyne” 3–4 tysiące dolarów wydawała się po prostu nieprawdopodobnie... tania. To szaleństwo! – A co z bardzo twarzową fryzurą Mirandy? Myślałam, że chociaż ją Pani zachowa. Tymczasem pozostała Pani wierna swoim długim, lekko upiętym z tyłu, ale jednocześnie swobodnie rozpuszczonym włosom. Lubię się i akceptuję. Dla potrzeb filmu musiałam się jednak poddać woli stylistów – J. Roya Hellanda oraz Liz Tiberis. Szybko zrozumiałam, że mieli rację. Fryzura, podobnie jak ubranie, wiele mówi o człowieku. Miranda musiała się wyróżniać w tłumie, wzbudzać respekt. Stąd jej białe, nowocześnie, asymetrycznie przycięte i wycieniowane włosy. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Twoje wiersze___mialo byc,,sorry:) ============================================================================== – Domyślam się, że po tym filmie mimo wszystko zmienił się Pani stosunek do mody. O tak! Cieszę się, że mogłam zajrzeć za kulisy tego świata, zobaczyć, jak potężny jest to biznes, ile w nim zabawy i gdzie się ona kończy, a kiedy zaczyna się niebezpieczne szaleństwo na punkcie mody. Sama jestem matką nastoletnich córek, które się nią interesują. Staram się więc teraz w dwójnasób nadrabiać „zaległości”, ale powtarzam, że nigdy nie byłam i nie jestem niewolnicą nowych trendów. – Anna Wintour, legendarna szefowa „Vogue’a”, którą portretuje Pani w filmie, uważa, że trendy w modzie rodzą się zarówno na ulicy, jak i wśród namaszczonych kreatorów. To legło u podstaw jej sukcesu. Anna Wintour rzeczywiście zerwała z kreowaniem mody wyłącznie dla elit, i to jest jej niezaprzeczalna zasługa, ale ja nie portretuję jej w filmie. To nieporozumienie. Wprawdzie za podstawę scenariusza filmu „Diabeł ubiera się u Prady” posłużył bestseller Lauren Weinberger, asystentki Anny Wintour, która przedstawia ją jako bezwzględną szefową z piekła rodem, ale ja nie chciałam robić dokumentu o naczelnej „Vogue’a”. Zresztą nic o niej wcześniej nie wiedziałam. Po raz pierwszy spotkałam ją na pokazie filmu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×